poniedziałek, 1 marca 2021

Wracamy do feudalizmu?

 Wysłane przez jazgdyni w 26-02-2021 [08:41]

Już każdy widzi, że demokracja się nie sprawdza. A już demokracja parlamentarna to kompletna parodia, gdyż w parlamentach najczęściej lądują idioci i cwaniacy. Przestępcy też, co widać dobitnie w polskim Senacie.

System partyjny to kolejna bzdura. Widzimy jak to się dzieje. Albo grupa kolesi ma wspólne interesy i jeszcze tylko potrzebuje władzy. Lub też jakieś kgb, mossad, czy cia, chce skrycie rządzić którymś państwem i wystawia różnych palikotów, petru, czy hołownie. Potwierdził to człowiek służb specjalnych, gen. Czempiński, były szef UOPu, przyznając, że to on założył Platformę Obywatelską (Na czyje polecenie? Bo nasz super-szpieg, Zacharski powiedział, że to głupek).
A potem te idiotyczne systemy głosowania, niby na wybranego gościa, a na prawdę na partię. Wybierasz sobie jednego, głosujesz na niego, a wygrywa inny. To się kupy nie trzyma. To parodia.
Wpędzili nas Grecy w kanał z tą demokracją. I zawsze to było oszustwo. Czy w Atenach, Rzymie, lub Wenecji zawsze była grupa trzymająca władzę.

No dobrze... Jeżeli nie demokracja, to co tu jeszcze może być?
Autorytaryzm? No nie, to półśrodek. Znowu mamy ten paskudny parlament pełen worów i idiotów, jak u nas, czy w Strasburgu.
Pozostaje więc autokracja, lub, jak to woli, dzisiejszy, tak pogardzany przez liberalnych demokratów, totalitaryzm.
Tak! To jest to! Przynajmniej tak długo, póki nie wymyślimy czegoś fajniejszego.

To tylko fragmentarycznie moje przemyślenia. Cały ten ciąg myślowy odbywa się w głowach tych, co są w stanie to rzeczywiście realizować.

Sky is the limit!

Chyba wszyscy dobrze znamy ten amerykanizm. Nie, nie – nie chodzi o utwór tego hip-hopowego grubaska The Notorious B.I.G(link is external)
Choć on ideę ładnie w klipie prezentuje (to pokazuję poniżej).

To końcowy etap tej amerykańskiej fantazji, dla której miliony imigrantów, w tym połowa nielegalnych zdąża do USA. Wiecie – na początku jest "od pucybuta do milionera", a na końcu właśnie mamy "sky is the limit" – jedyną granicą jest niebo. Możliwości są nieograniczone.

Jest paru ludzi na świecie, którzy w takie nieograniczone możliwości uwierzyło. Bo co może im przeszkodzić? Taki Trump? Wart 3 miliardy USD? Tyle to ma podstarzały nasz lokaj Soros. My mamy setki miliardów! My jesteśmy 4, 5..... N-ta władza. Kto nas zatrzyma?! Australia już się ukorzyła, po tym, jak podskakiwała.

Wielu publicystów, w tym Rafał Ziemkiewicz, sądzi, że im chodzi tylko o forsę. O jeszcze większą forsę. Bzdura! Oni chcą mieć cały świat.

Tragifarsą jest to, że to faceci z pokolenia 1968. Flower power. Walki z policją w kampusach, koszulki z Che i książeczka Mao w kieszeni. Chłopcy ze szkoły Keruoca, zakochani w balladach Ginsberga i wsłuchani w mądrości Chomsky'ego. Komuniści w sercach i bolszewicy w działaniu.

Oni pragną zdobyć cały świat. I urządzić go po swojemu. To, chyba nikt nie ma wątpliwości, nie będzie demokracja. Oj, nie. Oni są na to zbyt inteligentni. To będzie taki "miękki totalitaryzm". Coś na pewno w tym stylu sobie wymyślą.

Działają w imię swojej nowej, wyidealizowanej przyszłości od momentu, jak tylko opanowali internet, potem gazety papierowe, Hollywood, koncerny telewizyjne... Media, informację i komunikację.

Właśnie rozprawiają się z religią (opium dla mas – Karol Marks). Zaczęli od najsłabszej – chrześcijaństwa. Płoną kościoły... fizycznie atakuje się księży.
Bardzo jestem ciekaw, jak to będzie wyglądać, gdy zabiorą się za islam.

Rozpoczęto, wykorzystując przy okazji pandemię, ważny etep dla ich projektu świata przyszłości. To zniszczenie klasy średniej. Ona jest w przyszłej konstrukcji – światowym systemie autokratycznym niepotrzebna. Szczególnie szeroko pojmowana inteligencja. Po co przyszłej wielkiej władzy ktoś ma patrzeć na ręce, krytykować, lub choćby kręcić nosem.
Zbuduje się nowy powszechny lud, mocno niedouczony, niewiele wymagający, niespecjalnie narzekający, bo zabezpieczy im się to, co potrzebują. Z dużą dozą przyjemności, rozrywki, używek, wolnej i wielopłciowej miłości, plus oczywiście tradycyjnego grilla i fastfudy. Niech się cieszą i bawią. Tak jest – chleba i igrzysk. Netflix już jest.

Na koniec – najważniejsze zadanie, a właściwie dzisiaj idee fixe jednego z tych przyszłych, niedoszłych tyranów, Billa Gates'a, - depopulacja planety Ziemia.
Projekt powoli się rozkręca. Najpierw aborcja "na pstryknięcie palcem". Taka dodatkowa i powszechna antykoncepcja. Są już nawet głosy, że jak dzieciak nie będzie się podobał, bo jest na przykład "trudny", to aborcja może być aż do szóstego roku życia.
Wtedy na pewno nastolatki nie będą brykały i nie będą krnąbrne i buntownicze, bo wyczują, co czai się za rogiem.

Z drugiego końca, wiek emerytalny oczywiście się podniesie do maksimum. Czyli do końca. A kto jeszcze będzie miał tyle sił, że "naturalnie nie zejdzie", to... no cóż, pomoże się mu.
Nie ma mowy o żadnym okrucieństwie – o, nie! Humanitarnie i spokojnie, a może nawet radośnie pozwoli się nieprzydatnemu już do niczego seniorowi zasnąć.
Pamiętajmy – światowi mędrcy i eksperci (Klub Rzymski) wyliczyli, że optymalna liczba Polaków to 15 milionów. Dzisiaj jest nas ponad 37 mln. Jeżeli im się uda i nas pokonają, to się będą musieli nieco namęczyć, by się pozbyć 21 milionów ludzi z niedużego terytorium.
A przecież muszą się pozbyć również z innych terytoriów.
Jakaś kolejna super-pandemia? A ta dzisiejsza, to tylko próba generalna?

Zdajecie sobie państwo sprawę, że to tylko taka moja fantazja. Rozważania hipotetyczne. Lecz czy ktokolwiek, ze stuprocenową pewnością może zaprzeczyć wyśmiać, powiedzieć, że to bzdura?
No, słucham.



(link is external)

.

Tajniaczenie się i kłamstwo

 

Wczoraj Ameryka oddała hołd 500 000 ofiarom COVID19.

Tragedia dokonała się w przeciągu jednego roku.
Prezydent Biden podsumował tę katastrofę, podając, iż jest to więcej niż suma Amerykanów poległych w Pierwszej, Drugiej Wojnie Światowej, oraz wojnie wietnamskiej.
Przerażające...
Co na to ci, co nadal twierdzą, że pandemii nie ma?
Ameryka zmyśla? Cały świat, od Australii po Brazylię się zmówił, by oszukać ludzkość?

 
Zarzucono mi, że piszę za długie teksty i w ogóle uprawiam bla, bla, bla. Oświadczam, że mimo wszystko na komiksy, czyli pismo obrazkowe się nie przerzucę. Jednakże jako człowiek optymistyczny i radosny; generalnie nastawiony pozytywnie do rzeczywistości, tym razem piszę wyjątkowo krótko.
 
 
Czy mogliśmy uniknąć pandemii wirusa SARS-CoV-2? Jasne, że tak.
 
Gdyby tylko Chiny, ogromne i bogate państwo, nie kierowało się wyłącznie kulturą, w której utrata twarzy, pokazanie słabości, to najgorsze co może Chińczyka w życiu spotkać, to podzielili by się ze światem informacją, którą jak donoszą najnowsze źródła, posiadali już w październiku 2019 i gdyby wtedy podnieśli alarm o niebezpieczeństwie poważnej epidemii, to świat miałby czas by zareagować szybko i całkiem możliwe skutecznie.
Oczywiście można by wówczas epidemię zlokalizować i wyizolować. Zapewne Chiny poniosły by spore straty, ale reszta świata byłaby bezpieczna.
Były prezydent USA Donald Trump publicznie oświadczył, że to Chiny odpowiadają za pandemię i będą musiały za to zapłacić.
Czy obecny prezydent Biden podtrzyma to oskarżenie i będzie domagał się ukarania? Szczerze wątpię.
 
Nie tylko Chiny źle zrobiły, bo nieco później, gdy już nie dało się skrywać choroby za Wielkim Murem, mataczyć zaczęło WHO – World Health Organzation – Światowa Organizacja Zdrowia przy ONZ - gdzie jej dyrektor generalny Tedros Adhanom Ghebreyesus, Etiopczyk, miał dziwne powiązania z Chinami, a niektórzy nawet mówią o jego korupcji.
Zarzuca się, że takie zaniechania ze strony WHO, mogły opóźnić walkę z koronawirusem co najmniej o miesiąc, a może i dwa.
Taką też informację od swoich służb już w pierwszej połowie 2020 uzyskał Donald Trump i zerwał kontakty i finansowanie WHO.
Joe Biden zaraz po zaprzysiężeniu te kontakty przywrócił. Dziwne...
 
 
Czy świat nie powinien z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość?
Są środki, są ludzie i technika, by wzajemnie pilnować tych, co mają tendencję do ukrywania prawdy i niebezpieczeństwa.
Do licha – jest Internet, którym natychmiast można przekazać alarm, czy ostrzeżenie.
Przedwczoraj, widocznie nieco przewrażliwieni Rosjanie, poinformowali zagranicę, że wydarzyły się na terytorium Rosji zarażenia ludzi wirusem ptasiej grypy H5N8. Pamiętamy, jak kilkanaście lat temu ta zaraza siała postrach wśród hodowców drobiu. Tu śmiertelność wśród ptaków jest stuprocentowa. Lecz nigdy ta mutacja nie przechodziła na ludzi.
Czyżby nastąpił moment, że z różnymi wirusami dzieje się coś dziwnego?
Nasi mili miłośnicy teorii spiskowych zaraz krzykną, że wiadomo – to podstępne działania człowieka. No, niech im będzie.
 
No i na koniec, mimo dobrych chęci, trzeba przyznać, skompromitowała się okrutnie Komisja Europejska UE nie potrafiąc zagwarantować umówionych dostaw szczepionek.
Dlatego moja klinika szczepi tylko 30 osób tygodniowo, a przygotowała się na 150 szczepień, po 30 przez 5 dni tygodnia.
A ja czekam. Cały luty... jeszcze marzec... może w kwietniu...
 
 
Eee tam – przeczyta znany maruda i zamruczy pod nosem – co by było, gdyby...
Tak proszę państwa – chaos rządzi światem. By przeciwstawić się bałaganowi o wysokiej entropii, dobry Bóg dał ludziom inteligencję i rozum. To miało świat ładnie uporządkować i kontrolować. Niestety, wielu dał także głupotę i szujostwo. Więc jest, jak jest.
 
 
.

19 lutego – Dzień Nauki Polskiej

 

W ten ciągle jeszcze mroźny, piątkowy poranek, zaczynamy obchodzić Dzień Nauki Polskiej. Dwa tygodnie temu prezydent Duda zatwierdził to nasze nowe święto.
Dlaczego 19 lutego? Ano dlatego, że to data urodzin Mikołaja Kopernika, jednego z naszych największych mędrców, którego nawet niektórzy chcieliby nam ukraść.

Powszechna wiedza o wielu naszych wspaniałych naukowcach, świadomie, czy nieświadomie, została zapomniana. Rysuje się nas przecież, jako naród głupków. To bardzo przykre, lecz nawet obecna opozycja przykłada do tego rękę, osobiście dając przykład głupoty na międzynarodowych arenach.
A przypomnę za doniesieniem MEN na portalu gov.pl:
Wśród najwybitniejszych rodzimych naukowców, oprócz Mikołaja Kopernika, wskazano również Jana Heweliusza, Ignacego Łukasiewicza, Karola Olszewskiego, Zygmunta Wróblewskiego, Marię Skłodowską-Curie, Henryka Arctowskiego, Ludwika Hirszfelda, Jana Czochralskiego i Stefana Banacha.
Nie mam wątpliwości, że wszyscy znają tych fantastycznych Polaków.
Zapewne, gdybym poszukał, bo pamięć już nie taka, to wymieniłbym jeszcze setkę takich naszych genialnych naukowców i konstruktorów.

Feliks Koneczny, którego należy uważać za ojca współczesnej historiozofii; Filip Patek, który w Szwajcarii skonstruował najlepsze i najdroższe zegarki na świecie; Stefan Kudelski, jako najbardziej znany na świecie polski elektronik, wyjątkowo mi bliski, twórca najwyższej jakości elektronicznego sprzętu rejestrującego dźwięk (Nagra) i dekoderów telewizji cyfrowej; Stefan Kudelski w 1998 roku znalazł się wśród 100 największych geniuszy Szwajcarii (Gent Suisses, 1998); inżynier Jacek Karpiński – wyprzedzający o dekady IBM, czy późniejszy Microsoft – geniusz – elektronik i informatyk, faktyczny wynalazca i twórca komputera osobistego, niszczony i gnębiony przez komunę i radzieckich konstruktorów, za swą bohaterską przeszłość z czasów okupacji; podczas gdy sowieckie komputery Riad zajmowały nawet 10 metrów ściany, to pomyślany jako komputer osobisty K202 – rewolucyjny przewrót w komputeryzacji, mieścił się na niedużym stole. Producenci z USA i UK porównywalne parametry osiągnęli dopiero po 10 latach (premiera K202 była w roku 1970).
Prowadzona przez dekady polityka wstydu, prowincjonalności i poczucia małej wartości wymagała, by o osiągnięciach polskiej nauki zapomnieć.

Nauka, w całym swoim obszarze działań ma tylko jedno, proste zadanie – poszukiwanie prawdy.
To jest bezdyskusyjny, kluczowy imperatyw uprawiania nauki.

Niestety, poprzez politykę i lewacką ideologię, która polityką kieruje – ideologię, która chętnie posuwa się do kłamstw, oszustw i manipulacji, szacunek do nauki zmalał drastycznie.
Raz, dlatego, że spora grupa naukowców wolała się sprzeniewierzyć i sprzedać siebie biznesowi i politykom i na ich rozkazy, zazwyczaj dobrze opłacane, ubierać każdą ideologiczną bzdurę w naukowe szaty. Mamy więc takie idiotyzmy, jak ocieplenie klimatu spowodowane ludzką działalnością, a nie cyklicznymi oscylacjami klimatu; mamy gender, który odrywa naturalną, fizyczną seksualność od jakichś wymyślonych psychologicznych bzdur, dotychczas przez medycynę słusznie traktowanych jako dewiacje; mamy też multi-kulti – utopię, że narody z diametralnie różnych cywilizacji i kultur można, ot tak sobie, wymieszać i powstanie wspaniały światowy koktajl.
A po drugie, mamy równie fałszywych i nieuczciwych dziennikarzy i publicystów, którzy, również za judaszowe srebrniki, albo tylko ze skrajnej głupoty spowodowanej ideologicznym fanatyzmem, na skinienie palcem kolejnego magnata, czy watażki, napiszą wszystko, co mocodawca sobie zażyczy.

Niemalże roczna już pandemia, gdzie świat i ludzkość została zaatakowana nieznanym wirusem, który wprawdzie pochodzi z rodzimy koronawirusów, od lat badanych przez naukę, to demonstruje on nieznaną dotąd zjadliwość i łatwość propagacji, czyli zaraźliwość, pokazuje nam, że od tej traumatycznej i denerwującej sytuacji zaczyna się nam w głowach mieszać.
Wiadomo też, z nauki o wirusach, że gdy znajdzie on nowego żywiciela, a tutaj ten wirus, naukowo nazwany SARS-CoV-2, niewątpliwie po raz pierwszy "przesiadł się" na człowieka, to ponieważ system obronny naszego organizmu nie zna tego nowego zagrożenia, przez co nie potrafi się szybko bronić, skutecznie uruchamiając system immunologiczny (odpornościowy), to zakażenie nim może prowadzić do spustoszenia w organizmie i wysokiej śmiertelności.
Oczywiście natura jest aż do bólu logiczna, więc celem wirusów nigdy nie jest zabijanie nosiciela (może za wyjątkiem bakteriofagów), tylko korzystanie z niego jak najdłużej. Dokonuje się to poprzez mutacje wirusa, które potrafią być częste i szybkie. Już dzisiaj, po roku, mamy już w kraju mutację brytyjską i mutację południowo-afrykańską.
Nie mniej, żeby nowy wirus przestał być zabójczy, czy nawet tylko taki agresywny, mogą upłynąć całe dziesięciolecia. A ludzkość tyle czasu nie ma. To problem humanitarny, społeczny i gospodarczy. Musimy zrobić wszystko, by, jak zakładamy, zneutralizować tego wirusa do końca 2021 roku. Inaczej konsekwencje muszą być tragiczne.
A ponieważ jest to absolutnie nowe wydarzenie i jak to już twierdzą matematycy, podlegające, jak pogoda, mechanice chaotycznej, dotychczasowa walka polega na metodzie prób i błędów, udoskonalanej, w miarę zdobywania nowej wiedzy. Przypomnę, że rok temu, w maju, Platforma silnie naciskała na przeniesienie wyborów prezydenckich na jesień, bo wtedy już epidemii nie będzie. A ostrożniejsi twierdzili, że termin – wiosna 2021 jest lepszy, bo już wtedy na pewno będzie po pandemii.
Pandemia trwa, końca nie znamy, a ludzie są coraz bardziej zdesperowani i sfrustrowani. Oczekują od władz i nauki cudów, których te nie potrafią dać.
Niestety, pandemia udowodniła dobitnie, że tak idealizowana solidarność międzynarodowa jest nadal mrzonką i wygrywają państwowe egoizmy według zasady – kto silniejszy ten wygrywa.

Nie byliśmy przygotowani na atak z tej strony wszechświata. Nikt nie był przygotowany, a na dodatek Chiny – źródło zakażeń, oszukiwały wszystkich i kłamały.
Ironią natomiast jest fakt, iż wydajemy miliardy i precyzyjnie przygotowujemy się do wojny atomowej...

Pandemia rozbudziła nagłe zainteresowanie się nauką przez społeczeństwo. Wszyscy po prostu chcieli wiedzieć co się dzieje i starali się zrozumieć ten cały pandemijny galimatias.
Pozwolę sobie na mały wtręt - pandemia brzmi nam blisko do słowa pandemonium, które w pierwowzorze określa stolicę piekieł, a potocznie oznacza całkowity zamęt, chaos i harmider.
Z autentyczną przykrością muszę stwierdzić, że lewacko – liberalne kombinacje przy edukacji, spowodowały, że system nauczania uczynił wykształcenie ogólne iluzorycznym i niemalże spowodował wtórny analfabetyzm. Rozważano nawet usunięcie z egzaminów maturalnych matematyki – królowej wszystkich nauk, instrumentu, bez którego fizyka, chemia, geografia, nowoczesna biologia, czy nauka o społeczeństwie, nie dają się przyzwoicie wytłumaczyć, czyli nie można nawet dostatecznie się tego nauczyć.
Całkiem słusznie społeczeństwo łaknęło solidnej wiedzy o rozwoju sytuacji związanej z piekielnym i groźnym wirusem, jak też z działaniami władz i specjalistów w celu obrony i walki z tym patogenem.
Chcieli wiedzieć i słusznie. Lecz brakowało im wiedzy i aparatu pojęciowego. Nie mieli przecież dotąd potrzeby interesowania się nauką. To był nikomu niepotrzebny zbytek. Generalnie, co nawet istnieje do dzisiaj, wiedza i mądrość były czymś do pogardzania i do wyśmiewania.
Hitler i bolszewia dobrze o to zadbały likwidując polską inteligencję i obalając po kolei narodowe autorytety. Z wściekłością i zażenowaniem obserwuję, jak lewactwo zabrało się za niszczenie wielkości i pamięci po największym Polaku XX wieku – świętym Janie Pawle II.

Tak więc, gdy pandemia zaczęła pełzać przez Polskę i minął pierwszy szok, to wszyscy zaczęli się interesować, co tak na prawdę się dzieje.
Łatwo nie było i nie jest. Brak jednolitego i wiarygodnego przekazu, bo jesteśmy w środku wojny cywilizacyjnej, gdzie nasi przeciwnicy – neobolszewia europejska i ruska barbaria, opiera swoją ideologię na, jak to my nazywamy, cywilizacji śmierci, bez wahania, a nawet z większym zapałem korzysta z kłamstwa i manipulacji, mając w pogardzie prawdę i fakty. A to również oznacza, że taki sam stosunek mają do nauki. Traktują ją wyłącznie instrumentalnie – rozpowszechniając wyłącznie to, co im pasuje, a zakopując głęboko całą naukę, która dla nich mogłaby być szkodliwa.

Te powyższe przyczyny, plus demoralizacja i sparszywienie środowisk dziennikarskich i medialnych, które swoim szczytowym wyczynem zablokowały możliwość komunikacji urzędującemu prezydentowi USA, Donaldowi Trumpowi, tylko dlatego, że to krnąbrny konserwatysta, spowodowały, że w mediach, a głównie w mediach społecznościowych, emocje spowodowane stresem i strachem przed nieznanym, dodatkowo zaburzone przez brak odpowiedniej wiedzy, wypączkowały trzy zwalczające się obozy:

  1. Cała pandemia to ściema i oszustwo jakiejś niezdefiniowanej super-władzy i jej rządowych parobków w poszczególnych krajach, mająca na celu cofnąć z powrotem społeczeństwa i wszystkich obywateli do epoki wysoko scentralizowanego feudalizmu, więc i poddaństwa, a kto wie, może nawet do epoki niewolnictwa.
  2. Wirus jest wytworem tajnych laboratoriów i działań ludzkich i albo właśnie ludzkość stała się ofiarą eksperymentu, lub też wirus wymknął sie sam spod opieki i spowodował pandemię i nikt nad tym nie panuje. Tutaj wyznawcy takiej postawy twierdzą, że najlepiej nic nie robić, żadne tam kwarantanny, głupie i denerwujące maseczki, bezsensowne i najpewniej niebezpieczne szczepienia, a życie i gospodarka mają się kręcić, jak gdyby nic się takiego nie działo.
  3. No i pozostali – wygląda na to, że na szczęście około 50%, którzy nie popadli w panikę i świat urojony; zachowali zdrowy rozsądek i krytyczno – konstruktywny ogląd sytuacji.

Zwolennicy typu 1. + 2. wrzeszczą okropnie, ubliżają przeciwnikom i przeszukują Internet, aby znaleźć argumenty na poparcie swojej postawy. Bo oni podświadomie boją się i nie mają pewności co do swoich racji. A ponieważ, w większości lewacki, Internet dostarcza jak na zawołanie ogrom informacji wytworzonej przez wspomnianych manipulatorów medialnych i naukowców do kupienia od zaraz i to nawet w promocji, a sami nie posiadają wiedzy własnej, by być w stanie krytycznie ocenić doniesienia, to popadają w coraz większy galimatias, frustrację i niepokój, bo podskórnie czują, że coś im się nie skleja.

Rozumiem i współczuję poszukiwaczom prawdy, gdzie raczej jej nie ma. Ich błąd polega na tym, że oni szukają swojej prawdy. Tej, która ich uspokoi i potwierdzi własny światopogląd. A to nie jest działanie naukowe.

Nauka od zamierzchłych tysiąc leci potwierdziła swoją przydatność dla ludzkości. Praktycznie wszystko, co zapewniło nam dzisiejszy standard życia, zawdzięczamy nauce. W poszukiwaniu prawdy o wszystkim, nauka pyta się – jak to działa. Rzadko się pyta – dlaczego tak jest. To raczej dziedzina filozofii, która sensu stricte nauką nie jest, bo pozwala na bardziej swobodne rozważania, stawianie hipotez, a nawet schlebianie marzeniom.

Uprawianie nauki – najbardziej wyrafinowana aktywność człowiecza, jest restrykcyjnie zabezpieczone żelaznymi zasadami.
Nauka posiada ścisły kodeks, który jednoznacznie stwierdza, co jest nauką, a co nie jest. Powoduje to, że każdy nie-naukowiec nie może jednoznacznie stwierdzić co jest prawdą naukową, a co nie jest, jeżeli ściśle i bezwzględnie nie będzie przestrzegał naukowych reguł zawartych w kodeksie.
Świat nigdy nie był idealny i nadal nie jest, tak, jak ludzie, którzy go zasiedlają.
Są lekarze, którzy łamią przysięgę Hipokratesa. Często z premedytacją i często dla zysku. Chociaż nie jest to już archaiczny, grecki tekst, tylko zmodyfikowana wersja, tzw. Deklaracja genewska, następnie poprawiana w latach 1968, 1983, 1994 i 2005.
Także mamy sędziów, którzy sprzeniewierzają się rozlicznym kodeksom, literze prawa i najgorsze – sprawiedliwości.
Naukowcy to tacy sami ludzie jak lekarze i sędziowie. Też można ich złamać. Albo uczynią to sami. Bo jak wszyscy ludzie pełni są wad i zalet.

Jednakże w dziedzinie nauki, tak zwany kodeks etyki pracownika naukowego, jest bardzo restrykcyjny. To zrozumiałe, bo każde działanie naukowca to jakiś fragment poszukiwania prawdy. Tej jedynej, bez przymiotników.
Chyba najdokładniej skodyfikowano metodologię pracy naukowej. To często lata badań, setki testów i poszukiwanie matematycznych wzorów. W dzisiejszej dobie dochodzi do tego również komputerowe modelowanie. Gdy w końcu mamy nową naukową tezę, albo konkretne, pozytywne wyniki badań i eksperymentów, to aby zostały przyjęte przez całe naukowe środowisko, muszą przejść etap weryfikacji i falsyfikacji. Inny, niezależny zespół naukowy, często nawet na drugim końcu świata, nie tylko w sąsiednim instytucie, laboratorium, czy na uniwersytecie, musi w pełni potwierdzić wyniki badań źródłowych.
Falsyfikacja to ważna metoda naukowa, obowiązkowo stosowana, mająca dowieść, że teoria, hipoteza, eksperyment, czy nawet obserwacja są fałszywe. To takie naukowe "szukanie dziury w całym", gdzie na końcu naukowcowi, czy badaczowi, można spokojnie powiedzieć – mylisz się. Toteż falsyfikacja opiera się na niezależnej weryfikacji, replikacji, krytyce i sceptycyzmie. To ostre i bezwzględne testy. Tym większa satysfakcja gdy dana praca naukowa przejdzie to pozytywnie.
Z reguły, gdy już dana teza, czy badanie zostaje zaakceptowane przez świat nauki, rezultatem jest praca naukowa.
I tutaj mamy następne źródło wagi każdego eksperymentu, czy myślowego – logicznego i oryginalnego ciągu dedukcji – rozumowania prowadzącego nawet do odkrycia nowych praw.
W nauce podaje się przy każdej pracy naukowej liczbę cytowań. To właśnie świadczy o wadze konkretnej pracy naukowej. Pokazuje ilu kolegów naukowców wykorzystało wyniki badań i treść konkretnej pracy, budując w ten sposób prestiż dzieła, a także prestiż naukowca.
Uwaga – nie powinno się mylić liczby cytowań, co jest faktem obiektywnym, ze wskaźnikiem cytowań, który raczej odnosi się do naukowych czasopism i buduje prestiż i powagę tytułu.
Tutaj pozwolę sobie przytoczyć dane z roku 2020 z dziedziny medycyny, gdyż koledzy internauci poszukując odpowiedzi i również wsparcia, często cytują przeróżne periodyki. Szczyt wskaźnika cytowań medycznych, po angielsku – impact factor, to: New England Journal of Medicine, The Lancet, Journal of the American Medical Association. Dopiero na 7 miejscu znajduje się pierwszy, nie amerykański magazyn British Medical Journal i na 9 European Heart Journal. Tu są najbardziej wiarygodne artykuły i doniesienia. Radosne jest, że polscy naukowcy trafiają również na łamy tych prestiżowych periodyków. Parę miesięcy temu Lancet publikuje badania prowadzone przez polskich naukowców. Kardiolodzy z Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu oraz Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu - prof. Piotr Ponikowski i prof. Ewa Jankowska, kardiolodzy z Centrum Chorób Serca kierowali badaniem, które potwierdziło, że podawanie dożylnie żelaza chorym z niewydolnością serca znacząco poprawia ich rokowania. [ https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(20)32339-4/fulltext(link is external) ]

Tymczasem wielu poszukujących materiałów internautów, a także niektórzy publicyści, jak na przykład Witold Gadowski, często sięgają do publikacji, których wiarygodność jest wątpliwa. Brak tam obiektywizmu i niestety odnosi się wrażenie, że publikacja jest napisaną pod konkretną tezę.
Na przykład, że szczepionki oparte na użyciu mRNA mogą być szkodliwe i niebezpieczne. Oczywiście sceptycyzm i wątpliwości są jak najbardziej godne pochwały. Jednakże zawsze trzeba uczciwie i wiarygodnie argumentować.
Koncepcja szczepionek mRNA pojawiła się dokładnie 30 lat temu. Do dzisiaj, a konkretnie do ubiegłego roku intensywnie pracowano nad tym nowatorskim rozwiązaniem, dlatego, że naukowcy widzieli w tym niezaprzeczalne pozytywy w połączeniu z niewielkim stopniem ryzyka. Jednakże to nie tania składanka klocków Lego. Tu nie wystarczają miliony, tu potrzebne są miliardy dolarów.
Faktycznie szczepionka nie była przed COVIDem testowana na ludziach. A powód jest prozaiczny – nie było masy krytycznej – ani wielkich ilości wirusa, ani dziesiątków zarażonych ludzi do badań. Toteż wcześniej nie usiłowano stosować tej metody do zwalczania Eboli, czy HIV, bo tam ogniska choroby nie są zbyt liczne i również nie starcza wirusów do badań laboratoryjnych. Dopiero SARS-CoV-2 wprost zmusił władzę do zainwestowania ogromnych sum pieniędzy, a rozwijająca się pandemia dostarczyła dziesiątki tysięcy ludzi na których można było prowadzić testy i obserwacje. Oczywiście w pełnej zgodności z metodą i etyką naukową. Wbrew niedoważonym doniesieniom, nie spieszono się pomijając istotne elementy procesu badawczego. Tam, gdzie nie uczyniono miarodajnych badań otrzymując pozytywne rezultaty, ograniczono dostęp w zaleceniach, nie dopuszczając szczepionki Pfizera do stosowania u ludzi poniżej 16 roku życia.

Ludzkie wątpliwości i niepokój, to rzecz normalna i słuszna. Do wielu spraw ludzi trzeba przekonać. W przypadku szczepień przeciwko koronawirusa tego skutecznie nie dokonano.
Z drugiej strony, tak zwany ruch antyszczepionkowy istnieje od lat. Nie jestem w stanie określić, kto buduje te wszystkie teorie spiskowe i po co, ale jakiś oddźwięk jest. Widocznie niektórzy ludzie posiadają taki autodestrukcyjny gen, który w skrajnych przypadkach wiedzie ich w łapy takiego gościa jak Jim Jones i jego sekty Świątynia Ludu, by w końcu w Gujanie popełnić zbiorowe samobójstwo i zamordować własne dzieci. Zginęło wówczas w 1978 roku 909 osób.

Nie mniej w tym pandemicznym roku wzrosło poważnie zainteresowanie nauką na wielu obszarach. A w dziedzinie epidemiologii, wirusologii, biotechnologii szczególnie.
Niestety mało kto zadał sobie trud zapoznać się z etyką nauki, filozofią nauki, czy całym naukowym warsztatem.
Gdyby to zrobiono, nie byłoby tylu wyznawców, których określiłem w grupie 1. i 2., a stanowcze i jednoznaczne opinie zastąpili by słowem przypuszczam. Nie używali by jako autorytetu starego naukowca, bo on 40 lat zajmował się mikrobiologią, tylko sprawdzili by jego prace naukowe ich oddźwięk i jakim prestiżem się cieszył. A także nie powoływaliby się na artykuły z czasopism o niewielkiej reputacji, lub nawet wyśmiewanych w poważnych środowiskach.

Pracownikami naukowymi i to takimi co tworzą prace naukowe i generalnie mają wielki wpływ na postęp ludzkości zostają ludzie o najwyższych możliwościach intelektualnych, zdolni do abstrakcyjnego i kreatywnego myślenia. Większość społeczeństwa tego nie potrafi. Nie dlatego, że nie osiągają tak wysokiego poziomu intelektualnego, tylko dlatego, że nie uczono ich twórczo myśleć. A na dodatek powszechna niechęć do matematyki i w mniejszym stopniu do nauk ścisłych nie daje im do rąk niezbędnych instrumentów. To powoduje, że nie potrafią oni krytycznie zweryfikować poważnej informacji. Łatwiej jest przyjąć fajną teorię spiskową, bo przecież zawsze nas fascynowało kino akcji, gdzie agent 007, albo Supermen panowali nad skomplikowanym światem, w którym często diabelscy naukowcy dążyli do zniszczenia naszego domu i całej planety. Jak to się nam zawsze podobało!

.

Łatwo się zaszczepić... ha, ha!

 Wysłane przez jazgdyni w 18-02-2021 [11:54]

Zaszczepiony – Nie. Status – oczekujący i chętny. Perspektywa – nie znana. Ocena procesu – burdel.
 
 
Ojciec już w dzieciństwie nauczył mnie, że szczepienia i szczepionki to przełom w medycynie, który usunął dziesiątki paskudnych chorób, które prześladowały ludzi wszędzie.
 
Obok mieszkał chłopiec, kulawy i wątły, widać, że nieszczęśliwy. Tata powiedział, że to z powodu choroby Heinego – Medina. W szkole takich dzieciaków spotkałem więcej. Lecz tata powiedział, że już wkrótce nie będzie tego, bo już jest szczepionka. I dodał z dumą, że szczepionkę stworzył jako pierwszy na świecie, Polak, lekarz i naukowiec Hilary Koprowski.
Pamiętam jednak, że po wojnie sen z oczu medycynie spędzała szalejąca gruźlica. Pamiętam więc dobrze, jak zostałem zaszczepiony, chyba jak wszystkie dzieciaki wówczas, słynną BCG (Bacillus Calmette-Guérin). Była wtedy wielka akcja wyszczepień.
 
A starsi zapewne dobrze pamiętają, jak my, powojenne dzieciaki, strasznie baliśmy się wścieklizny. To dopiero wirus! I ta piana na ustach... no i straszna igła w brzuch.
Na szczęście nasze, szczepimy dzisiaj tylko zwierzęta.
 
 
Sześć lat temu, po długim okresie trzymania się wód europejskich, poprzez nieszczęsny szifting do Afryki Zachodniej, krainy tysiąca chorób, musiałem poddać się, w okresie dwóch miesięcy 11 szczepieniom. Przeżyłem i nie chorowałem.
Zeszłego roku też poddałem się szczepieniu – na pneumokoki.
 
I tyle....
 
Nic więc dziwnego, że bez głupich, strachliwych myśli, natychmiast zapisałem się, zgodnie z harmonogramem, na szczepienie przeciwko koronawirusowi.
 
Sprawdziłem na mapie punktów szczepień i znalazłem, że moja stała klinika też będzie szczepić. W dniu rejestracji wyczekałem rano do otwarcia i w pierwszej godzinie zarejestrowałem się.
Mija tydzień – nic. Drugi tydzień – nic. Trzeci też.
Nie wytrzymałem i dziennikarskim sposobem dotarłem do osoby wiarygodnej w klinice i chcącej rozmawiać. Usłyszałem, że klinika przygotowała się na 150 szczepień tygodniowo. Góra, czyli pewnie MZ, zdecydowało, że tygodniowo dostaną szczepionkę dla 60 pacjentów. A tak po prawdzie, to cały czas dostają tylko 30 porcji.
Jak by tego było mało, gdy ja spokojnie i cierpliwie czekałem rano, by telefonicznie się zgłosić, ministerstwo nie nagłaśniając sprawy, już o północy uruchomiło możliwość zapisów na szczepienie i to ze swobodnym wyborem punktu szczepienia. Więc ja rano, starając się znaleźć na czele seniorów do szczepień, miałem już przed sobą, jak mi powiedziano, kilkaset zgłoszeń.
Potem jeszcze usłyszałem, że nasz wzorcowy obywatel, typu "zaradny Polak" rejestrował się w kilku miejscach, wprowadzając bałagan w systemie elektronicznym.
 
No to sobie czekam. Może koniec marca... może kwiecień.
 
 
W ostatni piątek wieczorem zatelefonowali do mnie zaprzyjaźnieni lekarze ze szpitala PCK w Redłowie, iż jest taka sytuacja u nich, że mnie zarejestrowali na szczepienie u nich w szpitalu. Mam być dokładnie w niedzielę o 10:00.
To pojechałem. Już przy szlabanie na teren szpitala zorientowałem się, że coś nie tak. Przed budynkiem onkologii, gdzie szczepią, ujrzałem kłębowisko ludzi. Poważny tłum. Pytam się, co to – tak, wszyscy do szczepień.
Nawet nie zaparkowałem, bo nie było gdzie i zrobiłem rekonesans.
Przede mną szacunkowo 200 – 300 osób. Szczepi 6 lekarzy.
No to liczę – już w sporym tempie, na zaszczepienie jednego pacjenta potrzeba minimum 10 minut. Jest 6 doktorów, to wychodzi, że w godzinę są zdolni obsłużyć 36 osób. Optymistycznie zakładając, że w kolejce przede mną jest tylko 200 oczekujących, to i tak trzeba czekać pięć i pół godziny.
Zrobiłem w tył zwrot i wróciłem do domu.
W poniedziałek, dnia następnego, pojechałem raz jeszcze do szpitala. Gdyż pomyślałem sobie, że nie mogli przecież wszystkich chętnych zaszczepić, więc może przedłużyli operację na drugi dzień. Nic z tego. Próżne nadzieje. Wyjątkowo przemiła pani pielęgniarka o żelaznym spojrzeniu, załatwiła ze mną sprawę krótko: - Wczoraj to było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj. Przyznam, że jako filozofa amatora, zamurowała mnie tą prawdą.
Później dowiedziałem się, że w niedzielę rzeczywiście zaszczepili wszystkich. Przedłużyli szczepienia i zamiast do piątej, szczepili do północy.
 
Wobec całej tej gmatwaniny szczepiennej oczywiście wściekłem się na Ministerstwo Zdrowia. To ich durne dyspozycje powodują, że terenowe punkty szczepień otrzymują śmiesznie małe ilości szczepionek, gdy w tym samym czasie szpitale bazowe są zalewane dostawami, których nie mogą, albo nie potrafią zużyć, albo przekazać dalej.
Po chwili jednak przypomniałem sobie, jak w Gdyni, a dokładniej w całym Trójmieście zniszczono delikatną strukturę szpitalnictwa. Teraz, gdy kiedyś szpital PCK cieszył się fantastyczną renomą (podobnie jak Szpital Miejski), jest pełną bałaganu placówką, częścią jakiejś Spółki z OO. Cholera wie, czy prywatną, czy miejską, a zapewne mieszaną.
 
Tak oto osobiście brałem udział w szczepieniach. Ale się nie zaszczepiłem. Ot, co.

Bóg i DNA

 Wysłane przez jazgdyni w 27-01-2021 [10:15]

Naprawdę piękną dyskusję mieliśmy na blogu Ryszarda Surmacza. [1] Aż się prosi, by kontynuować, albo mądrze podsumować.
 
To dyskusja o tym, czy postęp nauki prowadzi do zaprzeczenia istnienia Boga. Nie bogów tylko Boga Ojca – Kreatora i Twórcy Wielkiego Projektu – nas samych i Wszechświata.

 
Stephen Hawking, postać tragiczna – genialna i rozpaczliwa, w swojej pysze i próżności, jakby za mało mu było szacunku i podziwu, jakim darzy go cały naukowy świat, a opinia publiczna określiła go największym naukowcem przełomu wieków, poważył się raz na zawsze wykreślić Boga z ludzkich myśli, posługując się nauką, jako katowskim toporem.
Niestety, w tym końcowym etapie życia, zabrakło mu już tej błyskotliwości i fantazji, jaką prezentował, gdy pokazał światu teorię Wielkiego Wybuchu, lub Czarne dziury.
I błąd już na wstępie – stwierdził, że filozofia jest martwa. A potem, jak gdyby nigdy nic, przez całą książkę snuje filozoficzne rozważania. Chyba już mu się miesza, co jest filozofią, a co nauką. Ta pierwsza głównie się pyta – dlaczego? A nauka głównie – jak?
I to filozofia w pewnym sensie wymyśliła logikę i uczyniła jej prawa warunkiem absolutnie koniecznym w poważnym rozumowaniu.
 
Nie wgłębiając się w szczegóły, rekapitulując – Hawking stwierdził, że Bóg jest niepotrzebny, bo coś może powstać z niczego.
Fajne, prawda?
 
Odrzucając na bok rozfanatyzowanych ateistów, co wg. mnie jest poważnym zaburzeniem umysłowym, wobec poważnych i uczciwych naukowców, głównie matematyków, fizyków i biologów, Stephen Hawking nie dość, że się skompromitował i ośmieszył, to na dodatek uczynił poważne szkody nauce. Zwykli ludzie są dosyć podejrzliwi wobec nauki, choć rozwój techniki powinien wskazywać na inną postawę.
Nie dość, że wielu naukowców wymyśla różne bzdury, albo ci "kupieni", na zamówienie polityków, czy korporacji potwierdzają kłamstwa i bzdurne teorie, to mimo tego, prestiż i autorytet tej "poważnej" nauki też musi na tym ucierpieć.
 
Po co właściwie podejmować walkę z wiarą miliardów ludzi i z Bogiem? To objaw jakiejś obsesji. Emocjonalnych i psychicznych zawirowań. Ci wojujący ateiści nie są w stanie znieść myśli, że istnieje Istota Wyższa, potężna i wszechmocna, którym cała ludzkość i cały wszechświat, zawdzięczają wszystko. Także wolną wolę i swobodę myślenia.
 
Przytoczę tylko niewielki fragment rozmyślań i argumentacji matematyka i filozofa Johna C. Lennoxa. [2]
 
Już sam fakt, że zdolni jesteśmy do racjonalnego myślenia, stanowi bez wątpienia jakąś wskazówkę [ że musi istnieć Bóg – Kreator. przyp. jk]. Nie kieruje ona naszego wzroku w dół, ku przypadkowi i konieczności, lecz w górę, w stronę inteligentnego źródła tej zdolności. Żyjemy w epoce informacji i wiemy doskonale, że informacja o charakterze językowym wiąże się ściśle z inteligencją. Wystarczy na przykład, że zobaczymy na piasku napisane nasze imię, by domyślić się, że musiał to zrobić ktoś obdarzony inteligencją. O ileż bardziej prawdopodobne jest istnienie inteligentnego Stwórcy, kryjącego się za ludzkim DNA będącym ogromną biologiczną bazą danych, składającą się z nie mniej niż trzech i pół miliarda "liter", a zarazem najdłuższym, jak dotąd odkrytym "słowem"?
 
Czyż to nie poruszające? Stwierdzamy, że ktoś musiał być inteligentny, by na piasku patykiem napisać, albo wystukać na komputerze hasło – słowo – kod "Janusz", albo, niech będzie, "Grażyna"... zaledwie sześć, czy siedem liter.
 
Jeżeli tak, to z jaką inteligencją mamy do czynienia, gdy mamy kod – słowo, zawierające około 3 500 000 000 liter, a na dodatek takie, w którym ukryta jest tajemnica życia.
Co ja piszę – zawierające mnóstwo tajemnic, całej, tak zwanej Natury.
 
Znamy jakieś mądrzejsze słowo?
 
 
**********
 
@Imć Waszeć
 
Będę wdzięczny, gdy Waszmości swym matematycznym okiem i logicznym rozumem, popatrzy na poniższe rozumowanie i oceni – prawda to, czy fałsz.
 
Naukowi ateiści, jak Francis Crick (co ciekawe, akurat noblista od DNA) i Stephen Hawking, by mieć oręż do tego swojego ateizmu, opierają wszystko na hipotezie, że Wszechświat to zamknięty układ przyczynowo skutkowy. Jak najbardziej mają do tego prawo. Tak jak ja i wszyscy chrześcijanie, po rozważeniu i namyśle, mamy prawo twierdzić, że to bzdura.
 
Co więcej, my, wszyscy chrześcijanie wierzący w swego Stwórcę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jesteśmy święcie przekonani, że Wszechświat i my, wszystkie istoty, istniejemy jako układ otwarty. To oznacza, że jest możliwa ingerencja sił i mocy, istniejących poza układem.
Filozoficznie oznacza to transcendencję, czyli istnienie bytu absolutnego poza naszą rzeczywistością.
Wywodzi to się z kultury hellenistycznej, a intensywnie zajmował się tym Emmanuel Kant.
 
Co to może oznaczać matematycznie? Nie wiem. Choć czuję, że mieści się w zasobach współczesnych matematycznych teorii.
 
Rozważając całą naszą rzeczywistość, ateiści mają podejście skrajnie naturalistyczne, gdzie aksjomatem jest twierdzenie, że przyroda jest wszystkim co istnieje i że nie ma nikogo i niczego poza przyrodą zdolnego czasami interweniować w jej bieg. Tylko, że ten aksjomat nie jest wynikiem dociekań naukowych, tylko ateistycznego światopoglądu.
Istotne tutaj jest ich twierdzenie, iż przyroda ma charakter jednorodny i że prawa przyrody nie znają żadnych wyjątków.
Tylko mamy problem. To znaczy, ateiści mają go. Jednorodność działania przyrody, zwana zasadą indukcji, na której opiera się większość argumentacji w nauce, jest niemożliwa do udowodnienia.
 
Jeszcze jedna uwaga odnośnie aksjomatu, iż natura Wszechświata ma charakter jednorodny i jej prawa nie znają żadnych wyjątków.
Dlaczego więc Hawkins milczy w tym temacie o Czarnych Dziurach, od których jest przecież najlepszym specjalistą. Woli je przemilczeć, gdy nie pasuje mu do obrazu, w którym nie ma miejsca dla Boga?
No i jeszcze mamy w kosmosie, tę paskudną Czarną Materię, o której praktycznie nic nie wiemy. Więc jak mieć przekonanie, lub nawet pewność ateisty, że tam obowiązują wszystkie prawa przyrody? A to nie jest jakaś tam aberracja do pominięcia, bo obliczenia pokazują, że Czarnej Materii w Wszechświecie jest aż 27%. Jeszcze gorzej z Czarną Energią – tej jest aż 68%. [3]
 
Szanowny Imć Waszeci – matematyka nie jest wyłącznie na usługach nauki i techniki, chociaż stanowi ich fundament, ale także jest niezbędna w filozofii, historii i w naszym codziennym życiu. Pozwolę sobie więc na pytanie – co Pan, jako ekspert godny szacunku. sądzi o tych systemach, tych aksjomatach ateistów i teistów i indukcji tu stosowanej.
 
**********
 
Świat cały znajduje się właśnie w krytycznym momencie. Gdy sięgam do historii ludzkości, nie potrafię przywołać takich zdarzeń, w czasie których cała nasza populacja stałaby na tak kruchej krawędzi.
Upadały całe cywilizacje, ginęły miliony ludzi, lecz miało to charakter lokalny, albo też efekty były odwracalne.
Tym razem jest znacznie gorzej, gdyż również, oprócz działań społecznościowych, politycznych i technologicznych, zaatakowano mentalność ludzi, z jej tradycyjnymi wartościami, cnotami i wierzeniami, praktycznie dążąc do radykalnej zmiany światopoglądu.
 
Czynią to fanatyczni bolszewicy – neomaksiści, dla niepoznaki ukrywający się pod nic ludziom nie mówiącą nazwą "lewica neoliberalna".
Dla nich to właśnie, dla ich makabrycznej ideologii, która prowadzi do, jak już coraz częściej określa się w publicystyce, "cywilizacji śmierci", ateizm i zwalczanie ze wszystkich sił Boga Ojca i ludzką wiarę w Niego, jest zadaniem najważniejszym i pilnym.
 
Właśnie mieliśmy przykład bestialstwa, jakie nam prezentuje ta ateistyczna bolszewia. W Wielkiej Brytanii zamordowano chorego Polaka w majestacie tamtejszego prawa i medycyny. Dlaczego tak zrobiono? Bo kto tam wierzy w Boga i w cudowny dar życia, które należy ratować za wszelką cenę?
Niestety, poglądy tego zidiociałego lewactwa przesączają się do Polski. Szef największej opozycyjnej partii PO, Borys Budka, publicznie oznajmił, że on też by człowieka, rodaka (!!!) nie ratował. Jasne – był już nic nie warty.
Jednakże tego nieudacznika przebił okrutnym cynizmem poseł, lewak i co niesłychane, profesor, Maciej Gdula. Nie mniej, nie więcej, podszedł on naukowo do dramatu i powiedział, że obok łóżka tego sparaliżowanego człowieka, powinno się postawić miskę pożywienia, a jak on nie chce umierać, to niech się sam posili.
Ciekaw jestem, jak na taką poradę zareagowałby rzeczony Stephen Hawking, jak wiemy, od dziesięcioleci nie będący w stanie samemu przyjmować pokarm.
 
Z pięknych przyrodniczych obserwacji wiemy, że nawet słonie starają się do końca ratować towarzysza, póki ten pewien końca nie odejdzie by samotnie skonać.
 
"Nauka i historia to nie jedyne źródła dowodów na istnienie Boga. Ponieważ Bóg jest Osobą, nie teorią, należy się spodziewać, że jednym z głównych dowodów na jego istnienie jest nasze osobiste doświadczenie."[2]
 
Nasza wiara dając nam spokój i nadzieję, powoduje, że wiemy, iż w rzeczywistości przeżyjemy gwiazdy.
 
A powszechne przekonanie, iż ateizm to naturalny punkt widzenia kogoś, kto posługuje się rozumem, jest nie do utrzymania.
 
.
[1] https://naszeblogi.pl/57824-jaka-wartosc-ma-nauka(link is external)
[2] John C. Lennox "BÓG I STEPHEN HAWKING Czyj to w końcu projekt?, wydawnictwo "w drodze" 2017
[3] https://science.nasa.gov/astrophysics/focus-areas/what-is-dark-energy(link is external)(link is external)