piątek, 5 marca 2021

Elity potrzebne od zaraz

 



Dziesięć lat minęło, kiedy napisałem ten tekst, rozmyślając, co Polska najbardziej potrzebuje. Teraz nieco go uaktualniłem, usuwając niepotrzebne dygresje do roku 2011.

Wydaje mi się, że felieton niewiele stracił na aktualności. A może nawet jest jeszcze gorzej.





Polska nie ma elit. Tak zwane salony warszawki czy krakówka, to grupy uzurpatorów sprzedających kit ciemniakom. Ale z pretensjami do bycia elitami. Co za bzdura!

Cóż to takiego są te elity we współczesnej Polsce? Kim są ludzie, którzy sprawują, albo przynajmniej chcą sprawować rząd dusz? I dlaczego mamy właśnie takie środowiska opiniotwórcze, bądź w zamyśle opiniotwórcze.



Pofolguję sobie i powiem poetycko, że społeczeństwo bez elit jest jak łódź, ciemną nocą, u skalistych wybrzeży, bez żadnej latarni na widnokręgu.. Po prostu miota się i łatwo może pójść na dno. To samo ją czeka, gdy na skalistym wybrzeżu płoną fałszywe latarnie, zapalone właśnie po to, by tą nieszczęsną łódź (społeczeństwo) sprowadzić na manowce.

Takie fałszywe latarnie, czyli samozwańcze elity, płoną właśnie teraz w Polsce.



Ktoś może się oburzyć i stwierdzić – elity to elity, jakże mogą być „samozwańcze”? Ja jednak twierdzę, że takimi są i postaram się to poniżej wyjaśnić.



Kiedyś, przed wiekami, (ale nie tak dawno, jak by się wydawało) sytuacja była niezmiernie prosta. Istniała struktura wybitnie zhierarchizowana, piramidalna wręcz na danym terytorium:

władca – dwór – arystokracja – szlachta, bądź rycerze, czy inni panowie – i na dole, szeroką ławą – lud. Były okresy, gdy jeszcze niżej byli niewolnicy, ale tutaj możemy to pominąć.

Elitarność, czyli zdolność do narzucania opinii, tworzenia wzorców, jak i również marzeń, co do wspinania się do góry, była absolutnie zawężającym się kręgiem i co oczywiste, punkt centralny stanowił władca – król, cesarz, czy inny monarcha, będący arbitrem absolutnym.

Elitaryzm stanowił układ społeczny, którego celem było znalezienie się w jak najwyższym i zarazem najwęższym kręgu i pilne strzeżenie, by nikt inny, w łatwy sposób do tego kręgu nie dołączył.



Co ciekawe, pieniądze, również tak stare jak ten hierarchiczny układ, nie stanowiły przepustki do wybranego kręgu elity. Żydowscy bogacze, od których niejeden król chętnie pożyczał pieniądze, byli w głębokiej pogardzie i niezmiernie rzadko stawali się członkami elit. Jeszcze gorzej było z tymi, których dzisiaj nazywamy artystami. Chociaż pod koniec nieco to się zaczęło zmieniać. Za to zupełnie inaczej było z myślicielami, albo jak byśmy dzisiaj powiedzieli, naukowcami (i pseudonaukowcami też). Często wchodzili do elit swoich czasów. Ba, lecz równie często ci właśnie myśliciele byli zwariowanymi arystokratami albo ekscentrycznymi szlachcicami, więc nic w tym dziwnego.



Wszystko to niestety się rypnęło we Francji, za Rewolucji, gdy na sztandary wpisano te głupie słowo „egalite” i od tego czasu, w erze nowożytnej zaczęły powstawać tylko różne paskudztwa, jak: socjalizm, komunizm, faszyzm, neoliberalizm, geizm (mój patent – choć znaleźli sobie naukowe słowo - gender)) i jeszcze inne, równie paskudne – izmy.

Muszę tu stanowczo zaznaczyć, że powstały egalitaryzm nie ma nic wspólnego ze starogrecką demokracją. Tam istniał system autorytetów i elit. A prymitywny egalitaryzm elity zniszczył, a w pustce po nich zaczęły wyrastać zrakowaciałe potworki, jak np. zjawisko celebrytyzmu (lub jak by było właściwiej z punktu widzenia psychologii – cele-debilizmu), albo "eksperci TVNu".



Po tym okresie, różnie to bywało z elitami oraz tworzeniem się nowych elit. Na przykład w Wielkiej Brytanii do dzisiaj niewiele się zmieniło w tradycyjnej strukturze elit. Może tylko częstsze nadawanie tytułów szlacheckich piłkarzom i aktorom, którzy zastąpili sławnych piratów, czy innych zamorskich grabieżców (oczywiście, gdy dzielili się łupem z koroną).

W Stanach Zjednoczonych początkowo sprawa była jasna – elity stworzyli tzw. „ojcowie pielgrzymi”, generalnie przybysze na statku Mayflower. Dołączyli do nich później „ojcowie założyciele”, czyli pierwsi przywódcy Stanów, twórcy konstytucji i całego systemu.

Jeszcze dzisiaj, przynależność do którejś z tych rodzin nobilituje człowieka automatycznie. Fakt, z reguły z takimi rodami związane są także duże pieniądze. Te pieniądze w USA miały duże znaczenie w przynależności do elit. I to nieważne często, jak zdobyte. Takim klasycznym przykładem jest rodzina Kennedych, gdzie ojciec Joseph zdobył fortunę na szmuglu alkoholu w czasach prohibicji, a już synowie zrobili wspaniałą karierę polityczną, z prezydenturą USA włącznie. Obecnie sprawa z amerykańskimi elitami jest nieco bardziej skomplikowana. Można przyjąć, że nie ma jednego centralnego ośrodka opiniotwórczego.

Jest Wschodnie Wybrzeże z Waszyngtonem, Nowym Jorkiem, Bostonem i Filadelfią. Jest Kalifornia z Los Angeles i San Francisco i jest reszta Stanów.



W takiej Szwecji natomiast Rewolucja Francuska i egalitaryzm spowodował, że praktycznie nie ma w pełni wykształconych elit. Jest sporo autorytetów w różnych dziedzinach, ale praktycznie wszystkie środowiska są otwarte i każdy, jak się wykaże, to staje się osobą opiniotwórczą. I to, mimo, że jest król i dwór.



Polska miała szerokie i mocne elity. Podstawą była dość szeroka szlacheckość i o czym pisał Coryllus, rozproszona struktura dworów szlacheckich, jako centrów skupiających i regulujących życie na danym terenie. W XVIII wieku powoli część szlachty, nierzadko zubożała, zaczęła tworzyć elity intelektualne. Wielu szlachciców zostało zmuszonych, przez wypadki dziejowe do zdobywania wykształcenia i podejmowania pracy. Tak powstały silne grupy naukowców, lekarzy i inżynierów. Także wykształconych administratorów. Obok szlachty, grupą, która dobrowolnie starała się zdobywać wykształcenie byli polscy Żydzi.



No i gdzież jest ta polska elita, lub polskie elity?



Skutecznie rozprawili się z nimi Hitler i Stalin.

Zdawali sobie świetnie sprawę z tego, co napisałem na początku – naród bez elit jest jak ta łódź nocą, na wzburzonym morzu bez światła brzegowej latarni.

Listy proskrypcyjne polskich elit, nawet tych w najniższym stopniu lokalnych były przez Niemców przygotowywane na długo przed II Wojną. I gdy wojna wybuchła rozpoczęło się wielkie zabijanie. Weźmy tylko trzy przykłady, z którymi czuję się osobiście związany: mordy i egzekucje, z dnia na dzień, profesorów, uczonych i ich rodzin w Krakowie i Lwowie; bestialskie mordowanie całych rodzin ziemiańskich, nauczycieli, administracji, księży i policji na Grodzieńszczyźnie i zagładę wszystkich prominentnych mieszkańców Gdyni, zabitych w pobliskich Lasach Piaśnickich, albo w Konzentrationslager Stutthof.

To była pełna premedytacja, naród polski bez elit, to będzie bezwolne stado niewolników.

Nigdy nie uda się zniszczyć wszystkich. Ale to, czego Hitler nie zdołał wykonać w 100 procentach, starał się kontynuować Stalin, od razu po zakończeniu wojny.

No i stało się. Poprzez zbrodnicze działania dwóch tyranów, morderców przerwana została ciągłość historyczna polskiej tradycji, myśli i patriotyzmu, której nosicielami były narodowe elity. Niedobitki, które przeżyły po tych makabrycznych czasach, nadal były ciężko zastraszone, bo przez lata komuny polowanie wcale się nie zakończyło.

Próżnia nie może istnieć, więc rosyjskie władze okupacyjne przywiozły, dosłownie na tankach, swoje elity – różnych tam Bermanów, Bierutów, Cyrankiewiczów czy Jaruzelskich.

Cel był jeden, ustanowić całkowicie nowe centra decyzyjne i opiniotwórcze i w żadnym wypadku nie dopuścić do odrodzenia się ciągłości historycznej polskich elit przedwojennych.

Jaka jest różnica między tymi „starymi” elitami, każdy myślący widzi na pierwszy rzut oka. Wybudowanie portu i miasta Gdyni zajęło ministrowi Kwiatkowskiemu Przed wojną z Gdyni do Warszawy jeździła popularna „Luxtorpeda”. Potrzebowała na podróż około 3 godzin. Teraz niemalże po 100 latach, potrzeba, na tym samym dystansie tyle samo.



Nowe elity, które mają ludziom do zaoferowania tylko kulturę grilla, piwa i Tańca z Gwiazdami są tak marne, że bezprawnym jest wobec nich używanie pojęcia elita.

One zostały zastąpione przez wszechobecne Układy. System, który czuwa nad wszystkim, uważa, że elity w starym stylu są niepotrzebne. Jak trzeba ludziom dać jakiś autorytet, to podsuwa się naprędce skleconego celebrytę, fałszywego do szpiku kości, jak chociażby pana Hołownię.



W takiej sytuacji nic dziwnego, że 50% ludności nie chce głosować.

Ciągłość historyczna została przerwana i nie można mieć nowych, dobrych elit stworzonych na zasadzie castingu.



Autorytet i szacunek to coś, co albo się ma, albo nie ma. A kupić tego nie można.





PRODUCENT SMRODU

 

 
Jak myślicie – kto produkuje ten smród?
Widzimy tylko lokajskich wykonawców, którzy ten gnój rozrzucają, aby ochlapać tego, który nagle staje się dla producenta niebezpieczny.
 
Kogo to już tak nie załatwiono przyklejając mu g. do twarzy...
Pamiętacie jak w 2001 roku w taki sposób, kierując smród na Romualda Szeremietiewa, wówczas wiceministra Obrony Narodowej, wyrzucono go w niebyt, na śmietnik historii. Jak sam mówi – został "Opluty, Zaszczuty, Skompromitowany(link is external)(link is external)"Słynna akcja zatrzymania promu do Szwecji "Rogalin" na środku Bałtyku i komandosi aresztujący asystenta wiceministra.
A wszystko było prowokacją ówczesnych służb specjalnych.
Lecz kto wydał polecenie i kto wyprodukował ten smród, by zniszczyć dobrego człowieka, nie wiemy.
 
Tak, czy inaczej, w obecnie wprowadzanej post-kulturze, choć bardziej adekwatnym określeniem jest anty-kultura, każdego można zgnoić. Nawet świętego.
 
 
Wprawdzie wytwórcy smrodu działają na całym świecie, a sama metodyka działania w ten sposób, pomijając historyczne pamflety i paszkwile, które wspaniale rozkwitły w dobie Oświecenia, często nazywanym wiekiem "rozumu" (ha, ha), gdzie przeróżne mądrale nazywający siebie filozofami, wprowadzali takie idee jak indeferentyzm, czy naturalizm, została rozwinięta i skatalogowana, w państwie barbarzyńskim, czyli w Rosji, przez carską Ochranę, a potem jeszcze udoskonalona przez Czeka.
Więc ja twierdzę, że metodę obrzucania wrogów, czy choćby przeciwników gnojem, wprowadzili na wyżyny życia społecznego komuniści, a dokładniej bolszewicy.
A dzisiaj, gdy kłamstwo zwycięża z prawdą, szubrawcy z ludźmi przyzwoitymi, tę metodę walki smrodem kontynuują europejscy i polscy lewacy i "liberałowie", którzy, chyba już nikt nie ma wątpliwości, faktycznie są kryptokomunistami – ruchem neo-bolszewii, gdzie ideowym wodzem nie jest już Karol Marks, tylko Altiero Spinelli.
 
Czy ktoś uważa, że producentem smrodu, który właśnie poinstruował polską, nędzną opozycję, że ma codziennie skakać do gardła demokratycznej władzy, jest Donald Tusk? Gdzież tam. To leszcz. Nędzny leszcz. Dla mnie to lokajski psychopata, który już otwarcie działa w interesie Niemiec i przeciwko Polsce. Własnej inicjatywy nie ma. On posłusznie wykonuje polecenia. Ponieważ ma wredny charakter, jest mściwy i paskudny, to rozrzucanie gnoju przychodzi mu łatwo.
Za to właśnie, co w sumarycznym rezultacie jest szkodzeniem Polsce, jest on doceniany przez swoich mocodawców.
 
Więc może w fabryce smrodu kluczową rolę odgrywa bezpośredni mocodawca polskiego ex-premiera, pani kanclerz Niemiec Angela Merkel?
Nie sądzę, żeby ta przywódczyni, której kariera usiana jest rozlicznymi błędami i wpadkami (chyba najgorsza jest akcja Wilkommen) była motorem napędowym i siłą inicjującą niszczenie ludzi. Owszem, zapewnia odpowiednie środki, nie oglądając się nawet na pozory przyzwoitości.
Wysłany przez nią do Polski ambasador, Arndt Freytag von Loringhoven jest dla strony polskiej tak wątpliwym kandydatem z powodu swoich powiązań ze służbami bezpieczeństwa ( do 2010 roku był wicedyrektorem niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) ), oraz z powodu możliwości udziału w medialnych atakach na władze RP w czasie wyborów prezydenckich, że ten autentyczny baron z przodkami, bohaterami Wermachtu II WŚ, już ponad miesiąc czeka na tzw. agrément, czyli zgodę, bo to strona polska decyduje, kto tutaj może zostać ambasadorem. Do tego czasu jest tylko zwykłym turystą.
Angela Merkel też jest tylko figurantką na niemiecki sposób ( zu Befehl! - wedle rozkazu). Dobrze wytresowana w komunistycznym DDR, świetnie pasuje do pruskiego bizancjum, która to cywilizacja dominuje w Niemczech.
No dobrze, lecz kto w takim razie wydaje jej te Befehle by szczuć i niszczyć różnych niewygodnych oponentów lewackiej Europy?
Przecież nie, powiedzmy, Frans, a dokładniej Franciscus Cornelis Gerardus Maria Timmermans, zatwardziały ukryty bolszewik, który nienawidzi dwóch milleniów cywilizacji łacińskiej, co powoduje, że agresywnie zwalcza konserwatywnych tradycjonalistów w Unii Europejskiej, w konkretnym przypadku rządy Orbana i Kaczyńskiego. To także zwykły leszcz, dobrze przeszkolony w czasie swojego długiego pobytu w Moskwie.
 
 
Tu mała dygresja – nie zajmuję się w tym felietonie zorganizowaną, państwową, czy rasową nagonką na Polskę. Wystarczy powiedzieć, że w niszczeniu naszego kraju en bloc, politycznie, ekonomicznie, historycznie i wizerunkowo odwiecznie i nieustannie działają Niemcy i Rosja. A po drugiej wojnie dołączyli do tych naszych wrogów, amerykańscy Żydzi. Tylko ta ich emocjonalna nienawiść i pogarda wynika z czystego biznesu.
 
Wracając do tematu producenta smrodu, który poza wspomnianym ministrem Szeremietiewem, zniszczył takich symbolicznych ludzi, jak Antoni Macierewicz, czy śp. Profesor Jan Szyszko, oraz nadal usiłuje dobrać się do skóry Zbigniewowi Ziobro i Mariuszowi Kamińskiemu, a jest także ciągły mafijny wyrok na prezydenta Dudę i premiera Morawieckiego, pewnie wielu podejrzewa, że za tymi aktami bandyckiej dintojry, czy sycylijską vendetty, stoi zidiociały 90 letni starzec, na nieszczęście miliarder, George Soros.
Mimo wszystko ja wątpię, żeby to on był na samym szczycie tej parszywej plejady zwyrodnialców. Tam ponad nim są niestety jeszcze inni. I bogatsi i silniejsi.
 
Więc kto? Tego niestety nie wiemy.
 
Nie wiemy nawet, czy istnieje jeden, scentralizowany "ośrodek dowodzenia", czy wedle nowoczesnych metod zarządzania i dowodzenia, jest to struktura rozproszona.
I nie można w tym wypadku poszukiwać, tych producentów/producenta smrodu według kasjuszowskiego dogmatu cui bono, bo nie ma tu ani ukrytych motywów, ani konkretnej osoby, lub grupy odnoszącej korzyść z tego gnojenia. Bo jest to czysta destrukcja w imię ideologii nowego porządku. Tak, jak palenie kościołów.
Analogicznie jest z sentencją - is fecit, cui prodest - ten jest sprawcą przestępstwa, komu przyniosło korzyść.
 
Wielu z nas usiłuje spersonalizować tych na szczycie rewolucji cywilizacyjnej, związanej z destrukcją, którą obserwujemy i jak chyba słusznie sądzimy, jest upadkiem cywilizacji łacińskiej, w całym szerokim kontekście, czyli cywilizacji "białych", którzy opanowali cały świat, albo inaczej – cywilizacji europejskiej, która była i nadal jest kolebką i wytwórczynią wszystkiego, co nas otacza, oraz zdecydowała, jak dzisiaj żyjemy.
Wymienia się tutaj amerykański duet R+R, czyli rody Rothschildów i Rockefellerów, amerykańskie klany miliarderów, może obecnie nie najbogatszych (ale kto to wie), lecz ugruntowanych swoją stuletnią tradycją.
Wiadomo też jest, że tym najbogatszym na świecie, szczególnie nuworyszom, mąci się w głowach i opanowuje ich mania wielkości tak potężna, że nagle czują, iż są w stanie zmienić cały świat. R+R to nie tylko dwie rodziny, bo dołączają do nich im podobni super – bogacze. A jest to zjawisko ironiczne, patrząc na ideologię Marksa - bogate burżuje zostają komunistami.
Inni szukają wpływu urzędującego dzisiaj "demona zła" – prezydenta Rosji Putina. W pewnym sensie niebezzasadnie, gdyż jego wpływ na politykę europejską, na instytucje Unii Europejskiej, czy poszczególne państwa, w tym najsilniejsze – Niemcy i Francję, jest bezdyskusyjny.
 
Lecz znacznie więcej zwolenników mają sugestie, że za tą hybrydową, neokomunistyczną rewolucją na świecie, więc także za "fabrykę smrodu", odpowiadają różne, nieformalne organizacje, często zasłonięte kurtyną tajemniczości.
Spotkania takiej Bilderberg Group ochraniają niemal zawsze tysiące policjantów i ochroniarzy, i to w takim stopniu, że nad terenem spotkań zawiesza się ruch lotniczy, a tym bardziej nie wolno latać helikopterom i dronom.
Natomiast z USA przypłynęła teoria o istnieniu "deep state" – głęboko zakamuflowanej i potężnej władzy, decydującej o wszystkim na świecie.
Nie należy zapomnieć o niezachwianej wierze niektórych ludzi w potęgę i wszechmoc masonerii. To ma pewien rys historyczny, bo masoni kiedyś byli o wiele silniejsi i rys dziecięcej tajemniczości związanej z tajnymi rytuałami, obrzędami, strojami, inicjacjami, czy poziomami wtajemniczenia.
Także obecnie poprzez tajemniczość Kabały i jej ukrytych znaczeń, za światowych manipulatorów uważani przez niektórych są Żydzi. Co nie wyklucza faktu, że Żydzi kochają manipulować i starają się coraz bardziej.
Tego typu poglądy na temat źródła i przyczyn obecnej niestety rewolucji kulturowej biorą się głównie z dziecięcej fascynacji mistycyzmem. Baśnie i legendy są przecież tym przepełnione. A potem historia ludzkości podrzuciła nam doniesienia i relacje w tym fascynującym temacie: Arka Przymierza, Święty Graal, Różokrzyżowcy, Templariusze, Iluminaci. Można na kultywowaniu tych marzeń grubo zarobić, co udowodnił pseudo-naukowiec Erich Deniken, pisarz Dan Brown z nakładem swoich wydanych książek na poziomie 200 milionów, Czy twórcy filmów z Indiana Jonesem, jak "Poszukiwacze zaginionej Arki".
Bo przecież we wszystkich z nas jest zawsze też małe dziecko. A u niektórych jest wyłącznie małe dziecko.
 
Tylko to nam nie odpowiada na tytułowe pytanie – kto zarządza przemysłem smrodu.
Kto niszczy ludzi, by na końcu, jak to powiedział Szeremietiew – być do końca życia - Opluty, Zaszczuty, Skompromitowany.
Kto przeprowadza rewolucję, a jak dotychczas, żadna rewolucja nie przyniosła nic dobrego, aby cywilizację łacińską zniszczyć wraz z fundamentami – prawdą, dobrem i sprawiedliwością.
 
 
Jako konserwatysta i to najgorszego sortu, bo tradycjonalista, uważam, że powinniśmy robić wszystko, by nie dopuścić, by cała ta anty-kultura zwyciężyła.
I jak będzie trzeba, ich rewolucji przeciwstawić naszą kontrrewolucję.
 
To przeszłość, tradycja spowodowały, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Nasze dzieje – zwycięstwa i porażki. Tego nie można ot tak, uciąć i wyrzucić. Próbował Lenin, próbował Hitler; a także, Mao, Castro, czy Pol Pot. Jedyne co z tego wyszło, to ludzkie tragedie, chaos i nieszczęście.
Ma się to ponownie powtórzyć?
 
Pięknie o konieczności powiązania życia z tradycją napisali w przedmowie do "Zwrotnice dziejów", profesor Andrzej Chwalba oraz dziennikarz i publicysta Wojciech Harpula:
 
Zależność "dziś" od "wczoraj" jest oczywista, zarówno w przypadku jednostek, jak i zbiorowości – ze wspólnotami narodowymi na czele. Naród nie może istnieć bez pamięci o czasie minionym. Może się ona sprowadzać do podręcznego zestawu skojarzeń i symboli, w które każdego obywatela wyposaża system edukacji. Ale może też przybrać formę dojrzalszą – budzącą pokorę wobec historii świadomość, że wszystko, co się zdarzyło nam, Polakom, podczas wspólnej drogi przez stulecia, jest aktualne także dziś i przejawia się na setki sposobów. Wzorce życia publicznego, jakość funkcjonowania instytucji państwa, dominujące typy relacji społecznych, postawy wobec określonych systemów wartości, formy odbioru i przetwarzania trendów kulturowych, metody organizowania przestrzeni, stopień rozwoju gospodarczego, czy gęstość sieci drogowej i kolejowej – to wszystko (i wiele więcej), co składa się na naszą codzienność, jest w dużej mierze takie, a nie inne, ponieważ dawno temu wydarzenia potoczyły się tak, a nie inaczej.
[...]
Wszak każdy historyk zgodzi się, że jeśli nie zrozumiemy dobrze naszej przeszłości, nie mamy szans na to, by zrozumieć siebie ani dzisiaj, ani w przyszłości.
 
 
Wytwórcy smrodu działają obecnie pełną parą. W oparciu o kłamstwo, które wypiera prawdę, obrzucają łajnem kolejne osoby z obszaru prawicy.
Zdołali złamać i zmusić do odejścia ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego i jego wiceministra Janusza Cieszyńskiego. Tylko dlatego, że wyrastali na światowe gwiazdy w walce z pandemią. Lepiej takich zaszczuć, niż pozwolić, by ktokolwiek z władzy pisowskiej został autorytetem i idolem Polaków.
 
Na taki smród nie pomagają żadne perfumy, czy dezodoranty. Zasłaniamy nosy, zamiast zasmradzających wykąpać w smole i siarce.
Tu trzeba działać kontrrewolucyjnie a nie mediacyjnie szukać porozumienia.
 
Słusznie się mówi, że polityka to brudna sprawa. Nie dajmy się brudzić w imię wartości i naszego stylu życia ukształtowanego przez wielowiekową tradycję naszego narodu.
 
 
.