czwartek, 9 czerwca 2016

Soros postawił kropkę nad i


Już od dawna wiedzieliśmy to i owo. Raczej z naciskiem na owo.

Ktoś usilnie nie pozwala Polsce na pełną samodzielność. Nie pozwala i nie pozwalał. Tak, jakby w ludzkim, nie boskim schemacie świata Rzeczpospolita, po rozkwicie i potędze w XVI i XVII wieku, miała upaść i stracić swą pełną suwerenność na zawsze. Odtąd miała grać w drugiej lidze państw podporządkowanych, państw zależnych; miała być protektoratem, państwem tylko de nomine, kadłubowym, gdzie decyzje o jej losie zawierane są poza nią i nikt nie zamierza pytać Polaków o ich zdanie.


Na krótki okres udało się wyrwać z tego kręgu zależności i niesamodzielności po I Wojnie Światowej. Obserwowaliśmy wówczas niebywały rozkwit i postęp kraju, mimo, że nie było w zewnętrznych stosunkach wcale łatwo, a nowo powstały komunizm w Rosji wydał nam wojnę, najechał na Polskę i ponownie chciał ją całkowicie podporządkować. Tylko bitność wojska, wspaniali dowódcy i morale młodziutkiego, odrodzonego narodu, nie dopuściły do zwycięstwa dzikich wschodnich hord. Wojnę 1920 roku wygraliśmy, a słaba, wyniszczona wojną Europa, chyba do dzisiaj nie zdaje sobie sprawy, że ówczesne zwycięstwo nad bolszewikami, zatrzymało ich marsz, co mieli w planie, aż po Atlantyk. Gdyby zwyciężyli, młoda Polska nie dałaby rady, to jak by Europa wyglądała dzisiaj? Zapewne przeżywałaby wszystko to, co widzieliśmy w historii upadłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, z tamtejszą biedą, terrorem, masakrami i głodem.
Następnie pozwolono ponownie Niemcom urosnąć w siłę i dopuścić do władzy szaleńca – Adolfa Hitlera.
I po dwudziestu latach względnego spokoju i mozolnego budowania polskiej suwerenności, mieliśmy następną wojnę, gdzie kraj nasz znalazł się pierwszy na celowniku i przegrał z militarną potęgą Niemiec.
Od tego momentu możemy liczyć ponowną, długotrwałą utratę suwerenności państwa.
Wprawdzie w końcu Hitler i nazistowskie Niemcy przegrały, a my znaleźliśmy się pośród zwycięzców. Tylko co z tego? To była kpina i mocarstwa tego świata wcale nie zamierzały dawać Polsce i paru innym krajom suwerenności i możliwości decydowania o swoim losie.
W Jałcie, pomimo wysiłku wojennego, jaki, mimo okupacji niemieckiej, Polska wniosła w wojnie z nazistami, będąc cennym aliantem zwycięskich mocarstw, prezydent USA, Franklin Delano Roosevelt i premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill, gładko i bez chwili refleksji i zawstydzenia, sprzedali kraj nasz Rosji i tyranowi dorównywającemu Hitlerowi – Józefowi Stalinowi.
I, o ironio, ta haniebna transakcja, kupczenie kształtem i przyszłością Europy na długie lata odbywała się w polskim pałacu Potockich, w Liwadii, blisko Jałty na Krymie.
Byliśmy zwycięzcą II Wojny Światowej. Lecz w oczach wspomnianej wielkiej trójki – USA, Wielkiej Brytanii i ZSRS, zwycięzcą ósmej kategorii.
Dokładnie 70 lat temu, 8 czerwca 1946, odbyła się parada zwycięstwa w Londynie. W kilkunastokilometrowej kolumnie maszerowali ci, co pokonali nazistowskie Niemcy i ich sprzymierzeńców. Szli więc: Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy, Czesi, Norwegowie, Francuzi, Irańczycy, Meksykanie. Byli Hindusi w turbanach, Grecy w białych spódniczkach, Szkoci w kiltach, a nawet oddziały z Etiopii, Seszeli i Fidżi. Nie było jednak Polaków, którzy walcząc w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie stanowili jedną z najliczniejszych walczących nacji po stronie sił alianckich.
Bo już rok po wojnie, w 46-tym, nie uznawano Polski za samodzielne, niepodległe państwo. Byliśmy już nienazwaną, nieformalną, kolejną republiką Sowieckiego Sojuza.

Starsi z nas bardzo dobrze pamiętają 45 lat "niepodległości" tak zwanego PRLu po wojnie. Żadna, absolutnie żadna decyzja państwowa nie mogła być podjęta bez aprobaty Moskwy i sowieckich władz. W Polsce stacjonowały radzieckie wojska okupacyjne, chociaż nigdy ich tak nie nazywano. To była przyjazna armia radziecka. I nawet, o czym dowiedzieliśmy się niedawno, na naszym terytorium Sowiety umieściły głowice atomowe.
A naród? Cóż, usiłował jakoś żyć w tym narzuconym siłą systemie. Tych, co się temu czynnie przeciwstawili, wspaniałych Żołnierzy Wyklętych, nazywanych wówczas bandytami, komunisci po prostu wymordowali.
Pamiętam dobrze, że staraliśmy się prowadzić normalne życie, bo przecież ma się tylko jedno, jednakże mając cały czas w tyle głowy świadomość braku wolności, niewolnictwa niemalże.
Jedni się z tym pogodzili, a inni cały czas marzyli o prawdziwej wolności. Przyszło jednak na tą wolność długo czekać.
Prawdziwa wola niezłamanego narodu wyrażała się regularnymi zrywami, gdy usiłowano zrzucić jarzmo niewypowiedzianej okupacji. 1956, 1968, 1970, 1980, to te najbardziej symboliczne daty pokazujące nieśmiertelność myśli niepodległościowej.

W końcu nadszedł rok 1989. Komunizm i sowietyzm doznał takiej erozji, że ledwo się słaniał i musiał coś uczynić. Oczywiście, nie chciał upaść, tylko musiał zmienić swój kształt, przepoczwarzyć się i dostosować się do zmieniającego się gwałtownie świata.

A my, Polacy, mieliśmy chwilową iskierkę nadziei, że oto komunizm wreszcie upadł i nareszcie staniemy się niepodległym państwem i suwerennym narodem.
Próżne nadzieje. Znowu usiłowano nas oszukać i sprzedać gówno, zawinięte w lśniący papierek.
Nikt z tych, co wówczas w Magdalence niby ustalali losy Polski, Jaruzelski, Kiszczak, Wałęsa, Michnik, Kuroń, Geremek, nie byli samodzielnymi figurami.
To ciągle były marionetki. Figurynki na sznurkach, które były ciągle trzymane twardą ręką Kremla.
Mieli oni stworzyć teatr, złudzenie, że oto wreszcie następuje demokracja, że będzie wolny rynek i każdy stanie się kowalem własnego losu.
A tak naprawdę ukryć fakt, że czerwoni komuniści i ich sprzymierzeńcy przeszli do etapu łupienia państwa, grabieży narodu i rozkradania wszystkiego, co się da.
Dokładnie tak samo, jak Armia Czerwona w 1945 roku, wracając przez Polskę do domu, zabierała ze sobą, ładując na pociągi całe fabryki, dzieła sztuki i co jeszce się dało.
Teraz, w 1989 roku, komuniści postanowili powtórzyć identyczny manewr. Z małą różnicą – teraz dobra nie szły tylko do Moskwy, ale częściej do Luksemburga, Panamy, Monaco, czy na Cypr. Dobra spieniężone i bezwstydnie ukradzione narodowi.
A wolność? Suwerenność? Kto by o tym myslał, gdy wszyscy zachłysnęli się pozorami kapitalizmu i wolnego rynku.
Wałęsa, prezydent niby wolnego wreszcie państwa, nadal jeździł do Moskwy ustalać najważniejsze sprawy. Inny prezydent – Kwaśniewski, regularnie spędzał urlopy w Rosji, a Komorowski polował na Białorusi ze swoimi rosyjskimi przyjaciółmi.
Więzy neokolonialnej Polski z moskiewską metropolią wciąż były bardzo silne.

Wreszcie, na przełomie wieku, zachód, konkretnie Unia Europejska, powiedział – dość tego. Nie pozwolimy na dalsze dojenie Polski przez Moskwę. My też chcemy mieć coś z tego.
I tak oto, w roku 2004, Rzeczypospolita, z jednostronnego uzależnienia od Moskwy, wpadła w kolejne uzależnienie od dwóch stolic – Moskwy i Brukseli.
Chociaż, będąc ścisłym – od Moskwy i Berlina, bo Unia Europejska robi wszystko, o czym zadecydują Niemcy.
Historia zatoczyła koło. Po paru wiekach Polska jest ponownie zależna od Rosji i Niemiec. Tym razem zabrakło Wiednia.

Póki tym dwóm ośrodkom władzy udawało się utrzymywać w Polsce rządy podporządkowujące się bez zastrzeżeń i słowa sprzeciwu zewnętrznym decydentom, kraj nasz był hołubionym pupilem, głaskanym po głowie i klepanym po ramieniu.
A kolejni przywódcy i ludzie władzy – Miller, Kwaśniewski, Tusk, Komorowski, Ewa Kopacz cieszyli się jak jakiś Idi Amin, czy Sese Seko Kuku Ngbendu wa za Banga Mobutu. Bo byli albo cynikami, albo głupcami, co nie wiedzieli, że za ich cichą aprobatą odbywa się kolonialna grabież Rzeczypospolitej. Że są tylko figurantami, którym zapewniono lepsze życie, apanaże i przywileje, byle tylko nie wtrącali się w realizację dokonań i celów metropolii.

*****

I oto mamy rok 2015. Mimo zaklinań funkcjonariuszy, specjalistów Czerskiej, TVNu i Fundacji Batorego, rok ten ma już zagwarantowane miejsce w historii. Śmiem powiedzieć – nie tylko Polski, ale i Europy.

Siły autentycznie patriotyczne i nakierowane na pełną suwerenność Polski, których głównymi reprezentantami byli bracia Kaczyńscy, usiłowały już dwukrotnie: w 1991 roku, tworząc rząd Jana Olszewskiego i w 2005 roku wygrywając wybory, posterować Polskę w kierunku pełnej suwerenności.
Niestety, byli za słabi, a zewnętrzne siły nacisku zbyt mocne. Po krótkich epizodach sprawowania władzy musieli ulec, nie osiągając zamierzonego celu.
Dopiero wyraźne zwycięstwo roku 2015 – raz, prezydenckie Andrzeja Dudy, dwa, parlamentarne PISu, pozwalające na samodzielne rządy, stworzyły warunki (i nadzieję), po raz pierwszy od 1918 roku na utworzenie niepodległego, suwerennego Państwa Polskiego.
Rządy PISu po wygranych wyborach w październiku 2015 trwają właśnie pół roku. Nikt nie myślał, że będzie łatwo. Zawsze było ciężko, gdy Polska zrywała się do utworzenia pełnej suwerenności.
Spokój i powszechna miłość istniała tylko zawsze, gdy kraj nasz realizował posłusznie politykę i polecenia zewnętrznego dysponenta. A suwerenność? Własne zdanie? Mówienie nie? Albo, ne daj Boże, kwestionowanie racji, mądrości i słuszności wielkich ludzi świata? To nie do pomyślenia.

Atak uzurpatorów, którzy postawili się na pozycji faktycznych zarządców Polski, był tak gwałtowny i paniczny, że wreszcie pospadały maski i każdy trzeźwo myślący człowiek, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, mógł zobaczyć, jak się rozgrywa politykę, wobec pozornie niezawisłych państw i narodów.

Mamy więc stały, wręcz historyczny nacisk Moskwy, która wbrew rzeczywistości, nigdy nie pogodziła się, że Polska wyśliznęła się im z krwawych łap. Ciągle z cała turańską arogancją usiłują oddziaływać na wszelkie poczynania RP. Usiłują decydować, co nam wolno, a czego nie. A gdy jesteśmy krnąbrni, karać nas np. zakazem eksportu żywności, strasząc przykręcaniem kurka z gazem, czy instalując głowice nuklearne na rakietach Iskander w Kaliningradzie, dokładnie dwie godziny samochodem od mojego domu. To oni  chcą decydować, jaką będziemy mieli armię i jak będziemy uzbrojeni.
Oni ciagle są przyzwyczajeni, że będziemy się ich o wszystko pytać i nie robić nic bez ich zgody. Bo przecież tak robili – Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski i Tusk.

Gdy w 2004 roku weszliśmy do Unii Europejskiej, to już wówczas wyszkoleni propagandyści, robiący za dziennikarzy i tzw. ekspertów, twierdzili (i twierdzą do dzisiaj), ze przynależność do UE wiąże się z oddaniem części swojej suwerenności. Co za bzdura! Proszę pokazać, w którym traktacie jest to zapisane? Może tak się biurokratom z Komisji Europejskiej wydaje, lecz tak nie jest. Przynależność od UE nie ogranicza braku możliwości realizacji własnej polityki ustrojowej, i dbania przede wszystkim o rację stanu własnego państwa.

Jednakże wszyscy dobrze wiemy, że Bruksela to także tylko marionetki w rękach Berlina.
A Berlin, tak, jak Moskwa, zawsze miał wobec Polski konkretne i dalekosiężne plany. Może nie tak chamsko i brutalnie stawiane, jak to czyni Moskwa, ale po prusku równie bezwzględnie.
To na polecenie Berlina Tusk zlikwidował polski przemysł stoczniowy. Nota bene, jeden z najlepszych na świecie, więc zbyt silna konkurencja dla niemieckiego.
Także na polecenie Berlina premier Kopacz zamierzała zlikwidować polskie kopalnie węgla, by potem, zamknięte, mogli kupić za grosze niemieccy przemysłowcy.
Na polecenie Brukseli i Berlina przystaliśmy na idiotyczną politykę klimatyczną i absurdalne kwoty CO2. A na dodatek, chcieli nas zmusić do kupowania ich szrotowych, zdezolowanych wiatraków.
Długo by jeszcze można wymieniać efekty podporządkowywania Polski Berlinowi. Dodam tylko przejęcie polskiego rynku prasowego, czy pożyczka miliarda euro z EFW na zlikwidowanie polskich sklepów rodzinnych przez niemieckie sieci handlowe Kaufland i Lidl.

Trzecią siłą, która ze wszech miar dba o to, żeby przypadkiem w Polsce się nic nie zmieniło i żeby przypadkiem nie wybiła się ona na samodzielność, jast międzynarodowa finansjera, spekulanci i bankowi gangsterzy, czyli banksterzy.
Dla nich Polska, to dojna krowa, która jeszcze długo miała dawać tłuste mleko i śmietankę.
Pierwsze, co po tzw. transformacji zrobili towarzysze funkcyjni pokroju Balcerowicza, to sprzedaż, a właściwie pozbycie się za grosze, polskiego rynku bankowego. Na koniec 2015 roku 59,0% wszystkich podmiotów bankowych było kontrolowanych przez inwestorów zagranicznych, głównie z Włoch, Niemiec i Hiszpanii. Udział 5 największych banków w aktywach sektora wynosił 48,8%, a udział 10 największych banków - 70,5%.
Widać wyraźnie, kto kontroluje finanse niepodległego państwa. Gdzie można było przeprowadzić szwindel z kredytami frankowymi. Gdzie można było okradać obywateli niebywałymi spredami, oprocentowaniem i ukrytymi opłatami.
Bóg nad Polską czuwał, że nie dopuścił, by faktyczny urzędnik Berlina, premier Tusk, wprowadził walutę euro i zlikwidował złotówkę, co zamierzał już zrobić w 2011 roku. Wtedy bylibyśmy już ugotowani na twardo.
Nie mniej możemy obserwować, że RP jest pod ciągłym atakiem sił spekulacyjnych i mimo braku powodów ekonomicznych, polska złotówka oscylowała w niesamowitym zakresie od 2zł/USD do 4,5zł/USD.
Mimo tego, dobrze jest, że mamy własną walutę, gdyż przystąpienie do strefy euro, w znacznym stopniu odebrałoby nam zdolność pełnego kontrolowania własnej ekonomii i realizacji projektów w myśl polskiej racji stanu.

Końcowym nieszczęściem i powodem kłopotów, z którymi się właśnie borykamy, przy wybijaniu się na suwerenność, jest to, że Polska znalazła się na celowniku George'a Sorosa – miliardera, kryptokomunisty, opętanego szaleńczą wizją New World Order, czyli nowego porządku świata. W tym NWO, jak to widzi Soros nie ma miejsca dla niepodległej Polski. Ma być ona jakąś rozmytą prowincją Europy, jak to ustala sie w idei neo-luksemburgizmu. Przypomnę tu na boku, że ważnym elementem tej idei jest zdecydowane deklarowanie poparcia dla demokracji, co widzimy na każdej demonstracji KODu i w wystąpieniach partii Nowoczesna.

To nie przypadek. Bo właśnie w tych dniach, opętany ideolog Soros postawił kropkę nad i.
Open Society Fundation, organizacja, przez którą Soros realizuje swoje projekty, przyznała, że wspiera finansowo Komitet Obrony Demokracji (KOD). Mam też pewność, że Ryszard Petru, (uczeń Balcerowicza, który właśnie w latach dziewięćdziesiątych niszczył gospodarkę, wg. wskazań Sorosa i niewydarzonego ekonomisty Sachsa) i jego powstała w jeden dzień, partia Nowoczesna, została sfinansowana z pieniędzy Sorosa.
A dwa dni temu, George Soros wykupił 11% akcji Agory, ratując przed upadkiem bankrutującą Gazetę Wyborczą – obok, obecnie lewacko – amerykańskiego TVNu, główną tubę antypisowskiej, wściekłej propagandy.

Koło się zamknęło. Cel jest jeden – jak najszybciej obalić rządy PIS. Prezydent nieważny. Może znowu gdzieś poleci...
Sterowana z zewnątrz opozycja – Platforma Obywatelska z Berlina, a Nowoczesna przez ludzi Sorosa, ogłosiły się opozycją totalną.
Jeżeli ktoś jeszcze tego nie rozumie, oznacza to, że będą w Sejmie robić tylko jedno – dążyć do obalenia demokratycznie wybranej władzy PISu. Poza Sejmem również. Bo jak to otwarcie powiedział lider PO Schetyna – PIS będzie zwalczany wszelkimi siłami i na wszelkie sposoby na ulicach polskich miast (do czego m.in. służy KOD), oraz w międzynarodowych instytucjach, głównie poprzez zaprzyjaźnionych lewackich biurokratów z Unii.
Czy może zatem kogoś dziwić kryzys z ewidentnie łamiącym prawo Trybunałem Konstytucyjnym, jątrzącym się podskórnie puczem sędziów – strażników starego porządku, czy właśnie wybuchającym w tym momencie, choć zaczął się już w 2014 roku, strajku pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka ( na szczęście właśnie się skończył, a biedne kobiety pewnie nie wiedziały, że są narzędziem manipulacji).
Wszystko to, co się obecnie dzieje w polityce – totalne negowanie wszystkich ustaw prowadzących do poprawy życia, porządku i praworządności, jest właśnie efektem niezgody światowego establishmentu, na przekształcenie się Polski w silne i suwerenne państwo.

Bo może wtedy zrealizuje się prognoza politologa George Friedmana,szefa światowego ośrodka analitycznego Stratfor:
"[...] Polska będzie znaczącą siłą w Europie w 2039 roku. Głównie dlatego, że wasz kraj się rozrośnie, a inni się osłabią. Wreszcie zaczną was traktować Polskę jako dużego gracza.
[...]
Możecie być liderem na każdym możliwym polu. Macie dużo złóż naturalnych i świetnie wykształcone siły robocze. Wystarczy sam fakt, że macie więcej informatyków niż inne państwa. Musicie zrozumieć, że jesteście nowoczesną europejską siłą. Macie mnóstwo obywateli, świetny system edukacyjny. Co mogłoby wam zaszkodzić?"
[1]


No właśnie – co może nam zaszkodzić?
Okazuje się, że są potężne siły, a przede wszystkim triumwirat: Moskwa – Berlin – banksterzy z Sorosem, którzy będą robić wszystko by nie dopuścić by Rzeczypospolita nie stała się ponownie, jak wieki temu, europejską potęgą, która zawróci bieg historii i przywróci siłę i piękno cywilizacji łacińskiej.

W roku 2039 będę miał 89 lat.
Bardzo chciałbym zobaczyć, jak spełnia się przepowiednia jednego George'a – Friedmana, a wysiłki drugiego George'a – Sorosa, obracają się w pył.


............................
[1] http://natemat.pl/104257,politolog-george-friedman-dla-natemat-pl-w-100-rocznice-wybuchu-ii-wojny-swiatowej-polska-bedzie-potega-a-niemcy-nie