sobota, 26 grudnia 2015

Majstersztyk Prezesa na Święta

 

Śmiałem się przez dziesięć minut, gdy to usłyszałem.
A media milczą, jak zaczarowane.
PIS, czyli Prezes w ten wigilijny dzień zadał Coup de grâce wszystkim naszym oponentom, hipokrytom, krzykaczom, propagandzistom i pospolitym szujom.
Cenię swój spryt, więc tym bardziej potrafię go docenić u innych. Tym bardziej jak ruch jest mistrzowski.

O co chodzi?

Dzisiaj rano minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zwrócił się do Komisji Weneckiej z prośbą o opinię na temat rozwiązań prawnych zawartych w przyjętej przez parlament nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.

[http://wpolityce.pl/polityka/276070-czy-to-zamknie-spor-o-tk-msz-skierowal-do-komisji-weneckiej-nowelizacje-ustawy-o-trybunale ]

Pojmujecie Państwo znaczenie tego pociągnięcia?

Do czasu rozstrzygnięcia na arenie międzynarodowej Trybunał Konstytucyjny jest wyłączony z działania!

Nie sądzę, żeby PIS przesyłał do Komisji Weneckiej nową ustawę o zaopiniowanie (to był przecież ruch dobrowolny), gdyby nie był przekonany w dużym stopniu o poprawności i słuszności swojego postępowania i ustawodawstwa.

Proszę więc sobie wyobrazić i czynić to przez całe Święta aby poprawiać sobie humor, jakie wspaniałe miny będą miały te wszystkie zolle, stępnie, safiany, czaplińskie et consortes, plus Fundacja Helsińska, Krajowa Rada Sądowa, zespoły legislacyjne, Rada Adwokacka itd, itp i last but not least durnie z Brukseli, Berlina i Luksemburga, gdy Komisja Wenecka stwierdzi, że z ustawą jest wszystko w porządku.
CAŁE LEMINGOWE AUTORYTETY BĘDĄ SKOMPROMITOWANE NA WIEKI, A MISTERNY PLAN PLATFUSIEJ LEMINGOZY LEGNIE W GRUZACH.

Tym licznym "mądrym głowom" z telewizyjnego okienka pozostanie tylko szybkie spakowanie się i cichy pospieszny wyjazd na przykład do Kazachstanu.
W Polsce będą spaleni i wyśmiani, nawet przez własne psy.

W ten wigilijny dzień proponuję, by ten szacowny orszak sędziów i mędrców prawnych wiódł z Polski na odległe stepy Wielki Mędrzec Europy Lech, Bolek Wałęsa.

Życząc Państwu świetnego humoru i poczucia spełnienia na Święta Bożego Narodzenia

Wasz uniżony sługa
Janusz Kamiński - jazgdyni

niedziela, 20 grudnia 2015

Nazywają to rewolucją...



Nazywają to rewolucją. I dobrze. Pies im mordy lizał.
A to dopiero początek. Pierwsze kroki. Jakich sformułowań będą używać za parę miesięcy?

Czy to, co Orban zrobił na Węgrzech ktoś nazwał rewolucją? Chyba nikt...
Widocznie nie mają takich idiotów i sprzedawczyków, jak my.

Jak w sobotę, na drugim żałosnym spędzie skodowanych, jeszcze bardziej żałosny Tomasz Lis usiłował sarkastycznie przywitać tłum słowami:  -Witajcie złodzieje! Witajcie komuniści! – to przez szeregi przebiegł szmer i wiele winnych głów opadło. Widocznie trafił facet w sedno.
I te fircyki z kitką i trzema kolczykami w lewym uchu, te rozhisteryzowane dziewoje marzące o emigrantach, bo już Budka Suflera śpiewała: "Z autobusem arabów zdradziła go..." plus te starsze, w futrach z dupy małpy, które skarżyły się, że późno zasypiają, bo codziennie, do końca muszą obejrzeć ich mszę – "Szkła kontaktowe", mają być tymi, przeciwko którym MY MAMY ROBIĆ REWOLUCJĘ ?!
A na dodatek jeszcze Petru, jego girlaski, Budka, lub ten tłusty prosiak, czy ten wyszczekany eunuch, no i Niesiołowski?
Toż na nich wystarczą dwie sprawne drużyny harcerskie, albo rezerwy kibiców Legii. Niech sobie nie schlebiają.



Czy chyba ostatni wewnętrzny epizod polskiej historii, przewrót majowy z 1926 roku, można by uznać za rewolucję? Nie można. Choć wtedy Piłsudski występował przeciwko legalnej władzy i prezydentowi Wojciechowskiemu.
I jak mu to historia policzyła? Zrobił naczelnik, jak najbardziej słusznie, bo sejm był wówczas tak głupi, jak właśnie dzisiejsza opozycja sejmowa.

Lecz nie bójcie się kodziarze i zaprzyjaźnieni złodzieje i komuniści. Teraz jest inaczej, a wy po prawdzie jesteście hałaśliwą, bezzębną tłuszczą, gotową na niedzielne pikniki, a nie na barykady, czy majdany. I wiecie o tym dobrze, że wpierdol od zacnych ludzi dostalibyście w godzinę. Dłużej byście nie wytrzymali.

A jakby spokojnie popatrzyć na całą sytuację i obiektywnie ocenić, to kto miałby robić rewolucję? Prezydent Duda, rząd Szydło, parlament PISu i oczywiście Jarosław Kaczyński?

Więc szeptany mit o szykowanej przez PIS rewolucji, a nawet o pełzającej rewolucji to wierutna bzdura, wyciągnięta z zasobów propagandy, do straszenia maluczkich.

.....................

Powrócę ponownie do sanacji II RP, o czym już kiedyś pisałem. Przeciwnicy obozu Kaczyńskiego boją się jak ognia przyznać, że to, co się właśnie zaczęło dziać, to powtórzenie postępowania Piłsudskiego z 26-tego roku, gdy rozpasany parlamentaryzm, który zawiera się w naszym krótkim stwierdzeniu, że "Gdzie dwóch Polaków, to trzy opinie", należy naprawić. Naprawić, czyli sanacja. A sanacja, jej idea, ciągle cieszy się pozytywną popularnością w kraju, więc, ile się tylko da, należy zamilczeć taką politykę.
A dodatkowo widać pewną analogię. Józef Piłsudski i jego ludzie wytrzymali osiem lat, zanim podjęli działania. Teraz też PO zafundowało nam osiem lat, tak, żeby najbardziej zatwardziały sceptyk pojął i zrozumiał destrukcję minionego systemu i przekonał się o konieczności naprawy.

Polacy mają pewien kłopot z egzystowaniem w miękkiej demokracji. Za bardzo wówczas ujawnia się egocentryzm i poczucie własnej nieomylności. To zawsze zarzewie konfliktów społecznych i tak już jest od wieków. Od Polski szlacheckiej.
Dla nas samych i dla naszej ojczyzny dobrze jest, gdy w przełomowych momentach pojawia się twardy przywódca. I Polacy go akceptują i popierają, gdy widzą uczciwość i autentyczną chęć zrobienia czegoś dla państwa.
To z kolei ważna cecha naszego społeczeństwa. Ludzie natychmiast pojmują, który polityk jest uczciwy i przyzwoity, chce dobrze dla państwa i chce dobrze dla ludzi.
Tutaj ktoś może się zapytać: - no dobrze, jeśli tak jest, to skąd mają poparcie ci kłamcy i złodzieje, których mnóstwo kręci się w polityce?
Mają poparcie, bo z jednej strony żerują na głupocie części obywateli, których łatwo zwieść i omamić (wszechobecni pożyteczni idioci), a z drugiej, po prostu kupują tych zdeprawowanych i nieuczciwych, którzy pójdą za każdym, który da im zarobić.
Proszę zauważyć, że tacy ludzie, jak Ryszard Petru, a poprzednio Palikot; Barbara Nowacka, Kalisz, czy Senyszyn, to ludzie bogaci, czyli ci, co dobrze znają siłę pieniądza.
Dla takich ludzi Jarosław Kaczyński jest nieudacznikiem i idiotą, bo jest biedny. Nie ma, a co gorsza, nie oferuje tego, o czym marzą na co dzień: wypasiona bryka, apartament, czy ciuchy z górnej półki.

Przeciwko naprawie, czyli sanacji państwa, pod hasłem obrony demokracji, czy konstytucji, gardłują ci, którym strach zmącił umysły, bo za poprzedniego systemu ładnie umościli sobie gniazdka, napełnili koryta i stworzyli metodę zwiększania dochodów w sposób nie zawsze uczciwy, nie zawsze przejrzysty, ale swojski, jak to było można prawie od zawsze.
Prawdziwa uczciwość i przyzwoitość ich autentycznie przeraża.

....................

Na poczynania Prawa i Sprawiedliwości, Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudy, Beaty Szydło i całej, jak to mówią, drużyny, patrzę, od powiedzmy kwietnia z podziwem. Dużo się nauczyli, wyciągnęli wnioski z poprzednich błędów i idą od zwycięstwa do zwycięstwa.
Kampanie wyborcze, zarówno prezydencka, jak i parlamentarna były rewelacyjne. Kandydaci na prezydenta i premiera dobrani w sposób precyzyjny i optymalny. Obietnice wyborcze wyważone i świetnie wybrane.
Wielce profesjonalna robota.

Lecz to, co dzieje się po 25 pierwszym października, gdy nowy rząd wespół z prezydentem ruszyli do pracy napawa mnie podziwem.
Jakby prezes Kaczyński umieścił sobie nad biurkiem dwie z ważniejszych dyrektyw Piłsudskiego: - "Bić ku*wy i złodziei mości hrabio" i "Nie cofać się choćby o krok".
Przegrany system, jego twórcy i opiekunowie zmobilizowali wszystkie siły i potężne środki, by doprowadzić do jak najszybszego upadku nowej władzy.
Wprost założyli sobie, że głównym celem opozycji, przez którą rozumiem PO i Nowoczesną, będzie jak najszybsze doprowadzenie do upadku zarówno prezydenta Dudy, jak i przede wszystkim, rządu i sejmu pod władzą PISu.
Niestety, zgubiła ich własna głupota i pazerność.
Skoncentrujmy się na moment na Trybunale Konstytucyjnym, bo ciągle wielu nie w pełni rozumie co za gra tutaj się toczy.

Gdyby PO i PSL wybrało tylko trzech nowych sędziów trybunału, a nie na zapas pięciu, to istniało prawdopodobieństwo, że PIS przeoczy, albo zbagatelizuje ten wybór. Lecz gdyby byli czujni, w co raczej nie wątpię, to prezydent zwołałby pierwsze posiedzenie nowego sejmu na 5-tego lub 6-tego listopada i tych trzech kandydatów również wybrano by niekonstytucyjnie (swoją drogą trochę się dziwię, że nie zastosowano tego manewru – byłaby całkowita jasność). Lecz stało się tak, jak się stało.
W tym miejscy pragnę zdecydowanie podkreślić – ani prezydent, ani sejm nie dokonali, jak dotychczas złamania konstytucji, lub nie wykonali jakiejkolwiek bezprawnej czynności.
Mimo tego, opozycja, w większości ludzie słabo wykształceni i niezbyt lotni, na dodatek szczuci przez lipne autorytety i propagandowe media, którym grunt zaczął się palić pod nogami, wprost wyje, jazgocze i urządza cyrki, że zagrożona jest demokracja, że trwa zamach stanu i łamie się konstytucję.
To prawda, że docelowo konstytucja musi być napisana od nowa (a nie poprawiona, jak mówią niektórzy), lecz to daleka droga i dużo jeszcze przed tym do zrobienia.
Trybunał Konstytucyjny według zamysłu opozycji miał się przeistoczyć w trzecią izbę parlamentu, która skutecznie będzie blokować wszelkie projekty pisowskiej większości, doprowadzając ją w ten sposób do szybkiego upadku.
Aby uzmysłowić sobie perfidię i amoralność tego planu należy przypomnieć, że to kierownictwo TK osobiście brało (i bierze nadal) udział w przygotowaniu i realizacji projektu.

To jest właśnie prawdziwy zamach stanu, który przygotowywał system i jego narzędzia: PO, Nowoczesna i Trybunał Konstytucyjny – odebranie władzy legalnie wybranym ludziom, pod pozorem obrony demokracji i konstytucji. Non plus ultra.

Przeliczyli się. PIS i Zjednoczona Prawica okazali się tym razem dobrze przygotowani. Są rozważni i ostrożni. Sprzyjają im i współpracują prawdziwie tęgie głowy, a nie uniwersyteckie koterie, profesorskie i sędziowskie kliki.
Ludzie Kaczyńskiego, Gowina i Ziobry są tak mocni, że wrogie media, manipulacja opinią, czy sondażami i wsparcie zagranicznych mocodawców nie jest w stanie uszkodzić procesu naprawy państwa.
Ku*wy i złodzieje, o których myślał Piłsudski, lub unowocześnione – "komuniści i złodzieje" poczuli, że włos im się jeży na karku, a grunt usuwa się pod nogami.
Nieustanny jazgot i wrzask, kabaretowe ataki na prezydenta i władzę, przemilczanie i ośmieszanie nie dają efektów. W narodzie nastąpił przełom, ludzie przejrzeli na oczy i już wiedzą na pewno, kto wróg, a kto przyjaciel.

......................

Nie do końca wyszło "obrońcom demokracji" z Trybunałem, więc pora na krok następny – wyprowadzanie ludzi na ulicę.

Chyba tylko kretyn wierzy, że jest to ruch spontaniczny. Ludzie, a przede wszystkim internauci uzbrojeni w swoje telefony i kamery, zebrali tysiące dowodów, że KOD i te śmieszne festyny, to zorganizowane imprezy, zasilane kapitałem tych ludzi i instytucji, dla których skorumpowana Polska była bożym pastwiskiem.
A kogóż to widzimy na tych sobotnich imprezach? Nie dziewczyny z Biedronek, drobnych przedsiębiorców i robotników, bo oni niestety nadal w soboty muszą pracować.
Widzimy więc całą tą czerwoną burżuazję, beneficjentów korupcyjnego układu, byłych i czynnych agentów, korporacyjną czerń, której szef polecił być obecny, oraz niesławnych celebrytów, o których piszemy już od wielu lat: - Hiena Roku, Tomasz Lis, na wskroś antypolska Agnieszka Holland, Jagiełło Michał, jak sam podkreślił były minister, a którego polscy alpiniści zrzuciliby chętnie w Czarci Żleb, podejrzany adwokacina, skaczący, jak błazen Giertych. I wielu innych. Plus zwyczajowo ujadająca sejmowa sfora.

Na pierwszej imprezie było ich 15 tysięcy wobec 50 tysięcy zwolenników aktualnej władzy. Na drugiej już tylko trzy tysiące (mówię o Warszawie – w innych miastach było po kilkuset).
Oznacza to tylko tyle, że przeciwnikom nie uda się Polski zapalić poprzez kryteria uliczne.

.......................

Co jeszcze system będzie w stanie wymyślić? Napuszczenie Unii Europejskiej i Niemców też specjalnie się nie udaje. Mają tam na miejscu Tuska i widzą dokładnie jakie standardy oferował miniony reżim. Leniwe fagasy i aroganckie dziewoje. Nic więcej.

To, co wymyślą jest niezbyt ważne. Będziemy gotowi. Jesteśmy silni i zwarci, jak nigdy przedtem.
I mam nadzieję, że nie będziemy wspaniałomyślni. Złoczyńców i przestępców trzeba ukarać. Wybaczyć można ogłupionym lemingom.
Już wkrótce zacznie, po wielu, wielu latach funkcjonować właściwy system wartości. W cenie będzie uczciwość i przyzwoitość. A prawda będzie wartością nadrzędną.

Czy to jest proszę państwa rewolucja?


.

środa, 16 grudnia 2015

Może morze?

Halo zuchy!


Jak szukacie morskich opowieści, to są tutaj:



http://jazgdyni-wustawicznym.blogspot.com/  


I będzie ich jeszcze więcej



Ahoj!


wtorek, 15 grudnia 2015

Niebezpieczny wariat na wolności


Niech nikogo tytuł nie zwiedzie i niech nie odczytuje go dosłownie.
To kpina z polskiego wymiaru sprawiedliwości – ułomnego potworka przesiąkniętego do dzisiaj komuną i mściwymi idiotami.
Sprawa świetnie się wpisuje w oświadczenia autorytetów – półgłówków, nawołujących do tak zwanego "państwa prawa". Z grona tego wyciągam moją ulubienicę, pilnego kujona prawa, z autentycznym talentem sprzedawczyni kapci góralskich, tak zwanych kierpców, która ci wszystko wytłumaczy. To pani Kamila Gasiuk Pihowicz, podpora Petru (wyrazy współczucia dla małżonka.
Jednocześnie bardzo jestem ciekaw, jak w tym szczególnym przypadku zachowałby się sędzia PT Rzepliński. Bo nie jestem pewien...


Szpitale psychiatryczne, popularnie zwane psychuszkami, w aspekcie prawnym wymyślone zostały przez sowietów, na długo przed Hitlerem i oczywiście przed "Lotem nad kukułczym gniazdem".
Komuchy uczyniły z nich szybkie i wygodne miejsce odosobnienia, bez wyroku sądowego i całej tej prawniczej szopki. Oskarżyć było łatwo, bo każdy, kto nie czuje się dobrze i nie lubi komuny, musi być chory na umyśle.
A jeśli na dodatek był krnąbrny i uparty, to stanowił świetny materiał do eksperymentów medycznych, gdzie w zamkniętym szpitalu, w każdej dowolnej chwili przypiętego do łóżka skórzanymi pasami, można było faszerować wynalazkami, po których pacjent wył z bólu godzinami, albo powoli tracił rozum.

Pragnę państwa poinformować, że rzeczone "psychuszki" w III RP mają się dobrze i pracują pełną parą.

Zawsze się zastanów, jeżeli chcesz słownie nawrzucać jakiemuś kretynowi, bo nigdy nie wiesz, jak on jest umocowany, kto jest jego teściową, albo ulubionym wujkiem w todze.

Po jedenastu latach został wypuszczony ze szpitala psychiatrycznego pan Meszka, który osobiście nie miał zamiaru spędzić tam choćby dnia i niestety dla oprawców, raczej był zdrowy na umyśle, jak wspomniana pani Kamila Gasiuk Pihowicz.
Pan Meszka nawrzeszczał na wrednego sąsiada i prawdopodobnie, jak często każdy z nas, oświadczył, że następnym razem to mu nogi z dupy powyrywa.
Za taką niesamowitą zbrodnię grozi kara więzienia lat dwóch. Lecz warto dodać, że sądy rzadko tyle wymierzają i zazwyczaj kara jest w zawieszeniu, lub inna wolnościowa.
Prokurator działający w imieniu ofiary stwierdził, że to bardzo niesprawiedliwa kara. A, że był dobry w tych komuszych klockach i trikach zdecydował, że oprawcę, okrutnego i niebezpiecznego pana Meszkę, trzeba zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
Pan prokurator, sędzia okręgowy i ordynator oddziału zamkniętego szpitala psychiatrycznego, to dobrzy kumple. Po prawdzie nie wiem od czego. Może razem strzelali z ambony, albo rżnęli w pokera, lub po prostu razem chlali wódę i chodzili na dziwki. Tak czy inaczej, urządzili panu Meszce kongo i biedak przesiedział na oddziale 11 lat !!! Pomyślcie państwo – jedenaście lat za sąsiedzką sprzeczkę. Jedenaście lat bez wyroku sądu. Tylko na skutek decyzji prokuratora.
Co panowie na to panie Rzepliński i panie Bodnar? Oczywiście to nie za waszych czasów, a na dodatek nic o tym nie wiedzieliście. Jasne. Tylko ja wiem, ze podobnych przypadków jest ciągle jeszcze całkiem sporo. Zamierzacie panowie coś z tym zrobić? Zgrana trójca – prokurator, sędzia i psychiatra, mogą bez wyroku sądu każdego pozbawić wolności. Oczywiście, jak komuś ważnemu podpadnie.
To taka łagodniejsza wersja klasycznego, polskiego "seryjnego samobójcy". Klapsik dosłownie.

Sąd Najwyższy po jedenastu latach nakazał uwolnić pana Meszkę natychmiast 15 listopada tego roku. A taki wał! To za łatwe. Okazuje się, że pan Meszka nie wyrażał zgody na pobyt w psychiatryku więc nie łatwo go wypuścić. Posiedział sobie więc jeszcze miesiąc i wyszedł dopiero dzisiaj.


Jak poznałem kraje o systemie sądowniczym na odpowiednim poziomie, pan Meszka uzyskałby, za taki incydent, dziesięciomilionowe odszkodowanie. W dolarach, czy euro.
Osobiście na jego miejscu wystąpiłbym o odszkodowanie od Państwa Polskiego w wysokości co najmniej 5 milionów złotych. To 11 lat, czyli 132 miesiące straconej pensji. Choćby średniej krajowej. Odsetki. Straty moralne i zdrowotne. Ból i cierpienie.
Tylko, że za to zapłacimy my, wszyscy podatnicy, a nie pan prokurator, sędzia i psychiatra.

Prezes Kaczyński i praktycznie cała Zjednoczona Prawica, czują i rozumieją, że nic więcej nie da się w kraju zrobić,  jeżeli na samym początku nie wyczyści się stajni zwanej systemem sprawiedliwości. Zaczęto od Trybunału Konstytucyjnego i było to, jak pogmeranie patykiem w gnieździe szerszeni.
Wszyscy w tych ponurych togach, więc także doktorki z uniwersytetów poczuły nagle swąd przypiekanych pięt. Ich cudowne, ciepłe i przytulne gniazdo ma być obiektem wnikliwej kontroli i, nie daj Boże przebudowy?!
A oni po tylu latach obrastania sadłem i pieprzenia dyrdymałów mają się nagle stać sprawiedliwi?! Sprawiedliwi i mądrzy?! I jeszcze pewnie uczciwi?! Kto to widział! Wara!

Panu Meszce, po 11 latach życia, nie skazanego przez sąd i oddanego w łapy klinicznych psychiatrów, którzy bezkarnie nie wiadomo, co z nim wyprawiali, życzę siły i szczęścia. I żeby uważał z sąsiadami. Swołocz niestety jest wszędzie.
I nadal ma się dobrze...
.

piątek, 11 grudnia 2015

Ponury Potwór Bizancjum



Ludzie mediów, z którymi mamy na co dzień kontakt:
- Gawryluk: - Dlaczego prezydent Duda nie respektuje orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie trzech sędziów?
- Morozowski: - Dlaczego Andrzej Duda nie chce odebrać ślubowania od trzech sędziów?
- Olejnik: - Andrzej Duda łamie konstytucję nie odbierając ślubowania od trzech sędziów.
- Rymanowski: - Prezydent złamał konstytucję...

Pytają się tak, lub wprost atakują, ministrów Derę, Ziobro, Błaszczaka i innych. Ci cierpliwie i logicznie wyjaśniają, że prezydent stojąc na gruncie prawa, które nadal obowiązuje, prawa, co ważne, powstałego na gruncie prawa rzymskiego, które jest fundamentem naszej cywilizacji, musi działać, tak, jak to czyni, będąc dodatkowo zobligowany Konstytucją, która ustanawia go jej głównym strażnikiem.



Co z tych dialogów wynika? Nic... kompletnie nic. Gada dziad do obrazu... Redaktor Gawryluk i Rymanowskiego darzę nawet pewną sympatią i wydaje mi się, że starają się jak mogą być wierni zawodowi dziennikarza.
Olejnik i Morozowski to propagandyści. Płatni funkcjonariusze. Więc pies ich drapał.

Zacząłem więc się zastanawiać, skąd taka nieczułość na logiczne i rzeczowe argumenty. Wprost organiczna niemożność pojmowania prostych zasad sprawiedliwości.
I wydaje mi się, że rozszyfrowałem istnienie takich postaw, zakładając na wyrost brak hipokryzji, cynizmu i zakłamania. Postaw, w których jest nie do pojęcia, że organ sądowy, jaki by nie był wysoki, stoi poniżej elementarnej sprawiedliwości oraz woli narodu. Że litera prawa musi ustąpić przed nadrzędną rolą prawa, jaką jest sprawiedliwość.

Dzięki Panu Bogu (a także Kukizowi) do Sejmu ósmej kadencji trafił pan Kornel Morawiecki. Autorytet nie kwestionowany przez nikogo. Piękna karta historii niepodległości Polski, a na dodatek mądry idealista.
Stwierdził on z trybuny sejmowej, że prawo nie może stać w sprzeczności i ponad dobrem obywateli.
To jakże prawdziwe i bezdyskusyjne stwierdzenie natychmiast spotkało się z gwałtownym sprzeciwem. Kogo? Rzeszy posłów i ekspertów Platformy Obywatelskie, licznych gremiów sędziowskich, oraz, jak zwykle, funkcjonariuszy propagandy rynsztokowych mediów.

Dlaczego tak się dzieje, postaram się wyjaśnić poniżej.
Tym razem abstrahuję od walki politycznej, złej woli, propagandy i usiłowań zniszczenia przeciwnika. To, że nawet pani Gawryluk i panu Rymanowskiemu nie trafiają do przekonania twarde fakty jest symptomatyczne. Zresztą to nie tylko ci dziennikarze. Jest wielka grupa ludzi w Polsce, którz całkiem szczerze uważają to co oni.

Czyli, to że kolegialna instytucja, w tym wypadku Trybunał Konstytucyjny, wysoki urząd, jest z mocy swojego konstytucyjnego usadowienia i własnie tej piętnastoosobowej kolegialności, jest władzą najbardziej reprezentatywną. Ba, według nich jest władzą ostateczną.
I to nie tylko takie jedne ciało w wymiarze sprawiedliwości. Popatrzmy: - Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu, Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownicza, Naczelny Sąd Administracyjny. Itd, itd. Wystarczy?
A czy wszyscy, my obywatele, nie obawiamy się i darzymy wysokim respektem Urzędów Skarbowych i Izb Skarbowych?
A jednocześnie stać nas na drwiny z Prezydenta, Sejmu i rządu. To ciekawe rozłożenie akcentów i powszechny stosunek do władzy. Jakiejkolwiek władzy.

A oto dlaczego tak jest.

......................................

Prymat urzędu nad obywatelem

Bizancjum upadło, bo udławiło się swoją biurokracją, rzeszą urzędników i morzem przepisów. Kasta urzędnicza chciała skodyfikować wszystko; najdrobniejsze aspekty życia każdego człowieka.
Bizancjum upadło, ale nie jego idea i filozofia. To co nasz wybitny i ciągle niedoceniany w kraju historyk – filozof, Feliks Koneczny nazwał cywilizacją bizantyjską, żyje i ma się dobrze. I to pod samym polskim nosem.

Spadkobiercą i pilnym uczniem Bizancjum około X wieku zostało Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego (Sacrum Romanum Imperium Nationis Germanicae).
I poprzez wieki, a właściwie już tysiąclecie, Rzesza Niemiecka budowała tutaj, w centrum Europy swoją cywilizację bizantyjską. Jaskrawym egzemplifikacją tego był niesławny Zakon Krzyżacki, a kwintesencją bizantyzmu stały się Prusy.

Koneczny nazwał to zjawisko cywilizacyjne bizantynizmem niemieckim [1].
W wielkim skrócie, w takiej cywilizacji zakłada się supremację urzędu nad obywatelem. Naród sprowadzony jest do formy przedmiotowej i według mnie, nie ma to nic wspólnego z prawdziwą, republikańską wolnością człowieka.
To tu powstało słynne Cuius regio, eius religio. Prawo państwowe jest nadrzędne w stosunku do prawa prywatnego, a obowiązki publiczne są najważniejszą  powinnością ludności.
W rezultacie mamy potwornie rozbudowaną biurokrację i uregulowania prawne dotyczące każdej, że powiem kolokwialnie, pierdoły w ludzkiej aktywności.
Każdemu z nas najpewniej natychmiast staje przed oczami Bruksela (i jej nadrzędna metropolia – Berlin) z pięćdziesięcioma tysiącami urzędników w jednym miejscu, pracowicie zajmującymi się rezolucjami na temat kształtu bananów.

Od czasu rozbiorów wpływy niemieckiego bizantynizmu, jako modelu sprawowania władzy oraz struktury państwa, zaczęły silnie przeciekać do sąsiadów Rzeszy, w tym niestety do Polski. Zostaliśmy skażeni cywilizacją bizantyjską, a długie lata takiej idei wywarły nieusuwalne piętno na umysłach wielu, nawet nie najgłupszych Polaków. Pierwszym radykalnym etapem przesuwania się Polski z cywilizacji łacińskiej w stronę bizantyjskiej, był tak zwany pozytywizm. Potem już różnie bywało, lecz raz zaszczepiona myśl państwa urzędniczego przetrwała aż do dzisiaj.

Przeskakując etapy naszej historii do czasów współczesnych, śmiem twierdzić, że cała ta bizantyjskość, w głębi serca obca i wstrętna myślącym wolnościowo i republikańsko Polakom, cudownie się rozwinęła po transformacji 1989, a jej przodującymi funkcjonariuszami uznającymi prymat państwa nad obywatelem, stali się tacy ludzie jak Gieremek, Balcerowicz i cała ta Unia Wolności.
Jadąc dalej w czasie, Platforma Obywatelska, którą uważam za spadkobierczynię UW, rozhulała się w bizantyniźmie na całego. Dziesiątki tysięcy nowych urzędników. Rosnące podatki i dodatkowe metody łupienia obywateli. Że wspomnę tylko grabież pieniędzy z OFE i niesławne fotoradary. Coraz więcej ustaw regulujących najbanalniejsze sprawy Polaków. Oraz to na prawdę przerażające – zabieranie dzieci rodzinom w kłopocie. Państwo jest omnipotentne i ponad wszystkim. Wyżej jedynie jest Unia Europejska i Berlin, którym regularnie trzeba składać hołd lenny.

W całym tym pseudo – ładzie bizantyjskim, do którego sterowała nawę państwową PO, wspaniale rozwinęły się różnego rodzaju korporacje, oligopole oraz tworzone bez przerwy urzędy centralne. Zaczęły one decydować praktycznie o wszystkim.

Z tej bizantyjskiej mnogości najbardziej się rozwinęły i umocniły środowiska prawnicze. Tacy panowie jak, Kalisz, czy Giertych, którzy otarli się o politykę, tylko z racji, że są adwokatami, zostali wybitnymi autorytetami (co z drugiej strony wspaniale napędza im biznes (porada prawna od 500 do 1000 zł za godzinne spotkanie)).
A wymienione przeze mnie na wstępie liczne ciała prawnicze stały się nietykalnymi kolegiami demiurgów.
Profesorowie Zoll, Stępień, Safian, Czapliński, nota bene po prawdzie wielu z nich zwykłymi magistrami, lecz od czasów śp. magistra Bartoszewskiego, zwanego powszechnie profesorem, przyjęło się w celu dodawania prestiżu, nazywanie systemowych autorytetów profesorami, są Wielkimi Magami bizancjum, których słowo nigdy nie może być podważone. Są jak papież – nieomylni i ostateczni. I rzesze prawnych i medialnych akolitów, których umysł pracuje w ten charakterystyczny, niemiecki sposób, utwierdza ich w wielkości i składa im hołd.
Czy sympatyczni Gawryluk i Rymanowski już nie potrafią mentalnie uwolnić się z tych okowów bizantynizmu? Tak mocne było pranie mózgów?

Korporacje prawnicze, nasza polska super kasta czarodziejów, często przenika z drugim segmentem bizantyjskiej nietykalności, jakim są środowiska akademickie, głównie humanistyczne, uniwersyteckie.
Zauważmy, że to właśnie te dwa, bardzo hermetyczne klany – prawnicy i akademicy, nigdy nie dopuścili, żeby ich zlustrować, czy przeciąć nić łączącą ich z komunistycznym ancien regime. Bo właśnie absolutyzm jest tym co ich podnieca. Dodatkowo panowie profesorowie i sędziowie budują sobie zasieki immunitetów, nietykalności, nieomylności i wiecznego trwania w minionym splendorze.

Trybunał Konstytucyjny w takiej postaci, jak go dzisiaj mamy został utworzony przez komunistów. Kolejni przewodniczący TK, którzy dzisiaj brylują, robią za autorytety i atakują prezydenta, mają również komunistyczne korzenie.
Gdy Andrzej Duda zgłosił projekt pracy nowej ustawy o TK, to zmąceni ideą bizancjum natychmiast zapytali się, czy panowie Zoll, Stępień, Safian i Czapliński, ten ostatni, przypominam napisał ustawę, która łamała konstytucję, będą zaproszeni do pracy nad nową ustawą. A niby dlaczego mają być zaproszeni? Z przyczyn kurtuazyjnych? Przecież w ostatnich tygodniach codziennie dawali dowód, że nie potrafią pojąć potrzeby dobrej zmiany i zrozumieć prawdy czasu. To już są sypiące się gliniane posągi, tylko wierni uczniowie z Czerskiej i Wiertniczej przez swoje "mądre" okulary nie są w stanie tego dostrzec.


Dobre zmiany, które, mam nadzieję, niesie nowa władza, doprowadzą wreszcie do radykalnego zwrotu, odbudowania podmiotowości obywateli, uczynienia ich autentycznym, a nie malowanym suwerenem, a także, lub może przede wszystkim zerwania pajęczyny i wyczyszczenia mózgu wszystkich Polaków z miazmatów niemieckiego bizantynizmu. Urzędy i instytucje wrócą na właściwe miejsce. Szalona biurokracja powróci do odpowiednich rozmiarów.
Autorytetami będą ludzie mądrzy i uczciwi, a nie tylko ci, co mają tytuły profesorów i sędziów i noszą okulary. I sami sobie będziemy ich wybierać i nikt nie będzie ich nam narzucać poprzez zapraszanie przed kamery ( mój aktualny ulubiony autorytet, to towarzysz Cimoszewicz, który pół roku temu zadeklarował całkowite zerwanie z życiem publicznym).

A mądry rząd i prezydent zaczną realizować idee prawdziwej wolności obywateli, oraz, co bedę powtarzał do usranej śmierci, fundament Adama Smitha – "Państwo jest bogate bogactwem obywateli".
W każdym sensie. Nie tylko materialnym.




[1]   https://pl.wikipedia.org/wiki/Bizantynizm_niemiecki


.

sobota, 5 grudnia 2015

Syf w Pałacu Sprawiedliwości


 

To się drodzy Państwo, jak mówią młodzi, w pale się nie mieści.
O tym, że sądownictwo i cały wymiar sprawiedliwości w Polsce to jedne wielki szambo, w którym tytłają się różowe świniaki, większość z nas wie już od bardzo dawna. A w szczególności ci, którzy byli zmuszeni zetknąć się z tym osobiście i jak teraz, często po latach, przypominają sobie tą traumę, to natychmiast żyłka na skroni nabrzmiewa krwią i niebezpiecznie pulsuje.

Lecz jaki to jest prawdziwy cyrk i jak potwornie zgniła jest głowa tego ulepionego z byle czego, jakichś śmieci, molocha zwanego systemem sprawiedliwości, w pełnym świetle widać teraz, gdy wypłynęła Wielka Afera Trybunału Konstytucyjnego.
Przypatrując się rozpętanej w mediach, które nazywam rynsztokowymi, histerii, wyrobiłem sobie zdanie na temat tak zwanej palestry. Tuzów i herosów polskiego sądownictwa.
I przyznam, że będąc tylko skromnym inżynierem, jednakże mającym na codzień kontakt z bezwzględną logiką, a także z diagnostyką i naprawą, pośród tej rzeszy wypowiadających się jako narodowe autorytety widzę tylko bezmiar głupoty i arogancji; nieuctwo i zapalczywość, a także cynizm zakłamanie i hipokryzję.
Czy jest tak tylko dlatego, że są to produkty komunistycznej szkoły, wychowania i prania mózgów? Nie tylko. To ubecki system, który miał się dobrze po transformacji posadził posłusznych nieudaczników na newralgicznych stanowiskach w wymiarze sprawiedliwości, mając pewność, że będą oni nadal wierni swoim panom. To właśnie się teraz dzieje przy zamieszaniu z Trybunałem, gdzie nadęci sędziowie interpretują fakty, czyli rzeczywistość w sposób urągający sprawiedliwości, a nawet przyzwoitości.


Mój ulubiony bloger, a jednocześnie świetny i aktywny prawnik, Tomek Parol, umieścił na Facebooku gorzkie słowa:

"Jakim trzeba być idiotą z profesurą nie odróżniającym ważności podstawy prawnej uchwały od ważności samej uchwały i nie wiedzącym że do TK zaskarża się ustawy nie uchwały, a TK jest związany zakresem skargi. Jestem załamany ilością debilizmu i gówna prawnego wylewającego się z TV z ust AWTORYTETÓW. I potem się dziwić że taki UJ jest na 400 miejscu na świecie. A jaki ma kuźwa być jeśli tam dziekanami i szefami katedr są półgłówki nie bojące się kompromitacji publicznej i w oczach swoich studentów? Gdy widzę jednego z drugim syfiarza intelektualnego Zolla, Chmaja, Stelmacha czy Niedorzecznika Praw Obywatelskich Bodnara to rzygać mi się chce. I to nie jest wcale sprawa wielkiego charakteru, żeby być przeciwko temu robactwu dennemu, ale kwestia smaku. Tak smaku.
NA ZBITY PYSK WSZYSTKICH I DALEKO OD KAMER! "

To bardzo gorzkie, ale jednocześnie wysoce symptomatyczne – polski wymiar sprawiedliwości to w większości gra pozorów, ważna dziedzina państwa pełna butnych głupców i niedouków, wypranych z myśli spadów po komunie lub chowanej w domowej atmosferze kultu Lenina i Stalina latorośli.

A rynsztokowe media, które niestety jeszcze dominują w naszym kraju, z pełną premedytacją i wyrafinowaniem funkcjonariuszy propagandy, z całym wielkim waleniem w bęben korzystają ze słowotoku tych durni i amoralnych hipokrytów.
Lecz o co właściwie w tej całej awanturze chodzi?


Ubecki zamach stanu

Chyba już nikt nie ma wątpliwości, że jak już SLD przestał się sprawdzać, to służby, cała ta post-ubecja, rządząca z cienia krajem, stworzyły Platformę Obywatelską, jako projekt, który na długie lata miał im zapewnić spokój, bezkarne panowanie i duże korzyści majątkowe. A gdy PO zaczęło się chwiać i już było wiadomo, ze przerżną wybory, to dodatkowo wylansowali partię Nowoczesna, z neo-palikotem, zręcznym aparatczykiem Petru.
Niestety dla macherów z cienia, PIS wygrał i zabrał wszystko. Co się jeszcze nigdy nie udało w niezależnej RP, zwycięzcy mają prezydenta i bezwzględną większość sejmową i senacką.
Czyli – są bardzo niebezpieczni. Dlatego też System i Układ III RP musi zrobić wszystko by odsunąć PIS od władzy, a jak się da, to zniszczyć ich absolutnie.

Uważni obserwatorzy sceny politycznej, a do tego ludzie ze świetną znajomością prawa i dużą wyobraźnią kreślą takie scenariusze oparte o konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego.

Oto najgorszy, lecz możliwy z potencjalnych scenariuszy przewrotu.

Trybunał Konstytucyjny stwierdzi niemożność sprawowania władzy przez prezydenta (daje mu do tego prawo poprawka wprowadzona w ostatniej chwili poprzedniego sejmu przez PO). Władzę tymczasowo przejmuje marszałek.
Sąd Najwyższy unieważnia ostatnie wybory, wygasza mandaty posłom i senatorom.
Taki stan rzeczy powoduje, że ponownie władzę zdobywa poprzedni sejm, senat i rząd. Ponownie rządzi Kopacz i Platforma Obywatelska.
Nieuniknione zamieszki uliczne i protesty powodują konieczność wprowadzenia stanu wyjątkowego. To zamraża na co najmniej rok scenę polityczną, bo jeszcze przez pół roku po stanie wyjątkowym nie można przeprowadzać wyborów.

Niemożliwy scenariusz? Niech ktoś powie, że nie. A jak Europa będzie szczęśliwa.

Bloger Obserwator napisał [ http://niepoprawni.pl/blog/obserwator/dwie-polski-dwa-swiaty-jak-przerwac-bledne-kolo-nierozwiazywalnego-sporu  ]:

"...obawiam się, że jeszcze przed Świętami będziemy mieli z powrotem rząd Kopacz, który - w obliczu chyba nieuniknionych protestów społecznych po "czasowym powierzeniu obowiązków Prezydenta Marszałkowi Sejmu" i następującym natychmiast po tym werdyktem Sądu Najwyższego o nieważności wyborów i wygaśnięciu mandatów posłów i senatorów obecnej kadencji (co spowoduje, że wracamy od strony prawnej do momentu powierzenia rządowi Kopacz obowiązków do czasu powołania nowego rządu) - wprowadzi stan wojny i poprosi o pomoc bratnie Niemcy, w trybie ustawowym zresztą.
Jak nie będzie protestów społecznych, to się okaże że ISIS przeprowadzi 12 grudnia 2015 r. zamach w metrze warszawskim i będzie to samo: w obliczu zagrożenia, wzorem Francji etc., różnica wobec 13 grudnia 34 lata temu jest taka, że teraz nie będzie "Telewizji Śniadaniowej" a nie "Teleranka", no i może spikerzy będą dalej w garniturach.
Wprowadzenie stanu wojny powoduje, że przez sześć miesięcy po jego zakończeniu nie można przeprowadzać żadnych wyborów, więc w zasadzie będzie "po ptokach".
Naprawdę obawiam się takiego scenariusza, idą "na rympał" "po bandzie" i wygląda na to że bez zabezpieczenia, więc coś się za tym musi kryć i tego właśnie się boje. "
Czy nie właśnie po to trąbi się codziennie w trąby, nadmuchuje balony propagandy i non stop rynsztok lansuje jedynie słuszną ideę o prezydencie pod Trybunał Stanu, a Petru chce wyprowadzać ludzi na ulice?

Błazny i szuje, czyli autorytety.

Poziom wiedzy prawnej w narodzie jest bardzo wątły. Mamy oczywiście świetnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości, lecz okazuje się, ze jest to kompletnie nieistotne wobec tej tony kodeksów, paragrafów, punktów, precedensów i jedynie słusznych wykładni.
Taki stan rzeczy pozwala na całkowitą bezkarność łajdaków w togach, wciskania każdego kitu narodowi, kłamania na zawołanie, a jak się później okazuje – na samowolne łamanie prawa, a nawet konstytucji!
3-ciego grudnia Trybunał Konstytucyjny w pięcioosobowym składzie orzekł, że szef tegoż Trybunału, sędzia Rzepliński napisał ustawę, która jest niezgodna z Konstytucją! Czy to do państwa w pełni dociera?!
Otóż sam szczyt, ten Mt. Everest polskich sędziów, nie potrafi napisać zgodnej z konstytucją ustawy. Czy trzeba jeszcze czegoś więcej, by wyrobić sobie zdanie o jakości takich ludzi?
Przysłuchiwałem się rozprawie przed TK i co słyszę po orzeczeniu sentencji – sędziowie Marek Zubik i "apolityczny" były senator PO, Leon Kieres, sprawozdawcy, głoszą swoje banialuki pełne niekonsekwencji a nawet niekonstytucyjności, a ciemny lud, w szczególności posłowie Platformy i Nowoczesnej, łyka to jak kluski i wrzeszczy na prezydenta, ze ma natychmiast zaprzysiąc trzech sędziów bo taką opinię, podkreślam – opinię, a nie werdykt, wygłosił niezbyt zborny sędzia Zubik.
Ja rozumiem, że krzykliwi posłowie PO i dziewuszki posła Petru nie muszą grzeszyć w pełni rozwiniętą inteligencją, rozumiem też, że były komuch, senator Borowski, czy rzeczony Petru, w pełni swojej hipokryzji i zakłamania łżą w żywe oczy. Ale całe te stado pozornych autorytetów, na czele z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i promotorem pracy doktorskiej prezydenta, niejakim Zimmermanem, nagle doszczętnie zgłupieli, albo nigdy nie mieli należytej wiedzy, lub też w końcu oszukują wszystkich, kłamią na zawołanie, bo boją się okrutnie, że PIS ich w końcu zlustruje?
Przyglądam się tym wyszczekanym papugom w telewizorze: - temu ziejącemu nienawiścią Zollowi, Stępniowi, Rzeplińskiemu, Chmajowi, czy właśnie wybranemu Bodnarowi, gdy na to stanowisko utrącono panią Romaszewską i wreszcie temu opuchniętemu Zimmermanowi z UJ-tu, który po swoich kretynizmach ma czelność stwierdzać, że z prezydentem Dudą się przyjaźni.
Przyglądam się im z powodów czysto psychologicznych. Pragnę rozszyfrować, czy powoduje nimi zwykła głupota i nieuctwo, czy głupota zaprawiona cwaniactwem i cynizmem.
Przyznam się, że jak do tej pory nie rozszyfrowałem tej wątpliwości. Lecz to chyba nie ma znaczenia.


Ps. Z zupełnie innymi emocjami słuchałem mądrych i logicznych wypowiedzi sędziego Trybunału Stanu, wielokrotnego senatora, Piotra Andrzejewskiego. Człowieka, który współtworzył obecna konstytucję i zna ją jak mało kto.
Okazuje się, ze w polskim wymiarze sprawiedliwości nie wszystko jest stracone. Znajdziemy, a szybko będzie potrzeba, ludzi mądrych, wykształconych i co najważniejsze – uczciwych.


.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Jazgdyni w szponach piratów. Jak to jest



Rok 1995. Dwadzieścia lat temu. To ważne w tym wypadku, bo na morzach nie było jeszcze tego całego przekleństwa z piratami, więc i nie było tych specjalnych procedur, "bezpiecznych" pomieszczeń, drutu kolczastego na burtach, metod postępowania w przypadku ataku. Było po prostu normalnie.
Trochę podwyższony alert był w cieśninie Malacca, najdłuższej cieśninie na świecie, jak również chyba najruchliwszym punkcie żeglugowym, podobnie, jak Kanał La Manche. Cieśnina ta oddziela Sumatrę od Singapuru i sprytni Indonezyjczycy łączą dwie łodzie cienką linką, odpływają na jakiś kilometr od siebie na torze żeglugowym. Jak idący statek zahaczy o linkę, to złapane łodzie zbliżają się do siebie i wkrótce spokojnie płyną za rufą tak "złapanego" statku. Wystarczy teraz linę tylko skrócić by znaleźć się przy burcie i cicho, używając innej linki z hakiem wejść na pokład niczego nie spodziewającej się jednostki.
Dlatego w Malacce zwyczajowo czujność zawsze była wzmożona i dodatkowe oczy wypatrywały tandemy małych łódek.

......................


M/T Gas Al Mutlaa, kuwejcki tankowiec do przewozu skroplonego gazu LPG w temperaturze minus czterdzieści stopni, wielki, jak piłkarskie boisko, załadował gaz w Katarze, aby go z Zatoki Perskiej przewieźć do portu Santos w Brazylii.
Miła i spokojna podróż dookoła afrykańskiego Przylądka Dobrej Nadziei z rzutem oka na Kapsztad.
Teraz dopiero, po dwudziestu latach i miotaniu się przez ostatnie piętnastolecie na różnych offshorach i stoczniach, potrafię docenić uroki długiej podróży oceanicznej. Dosyć monotonnej, ale wyjątkowo uspokajającej i raczej bezstresowej. Taka podróż to prawie miesiąc na morzu. A potem autem poprzez góry z Santosu do Sao Paulo i myk, samolotem do domu.

Była nas na pokładzie prawie trzydziestka: trzech Europejczyków; kapitan i starszy mechanik Anglicy, oraz specjalista od wszystkiego, czyli ja. Pozostali oficerowie i mechanicy to Kuwejtczycy, a szeregowa załoga – Filipińczycy.
W 95-tym, pięć lat po Pustynnej Burzy, gdy Kuwejtowi w obliczu szturmu Saddama rura zmiękła i rozpaczliwie szukali pomocy w Europie i USA, ponownie arabska duma wybitnie się podreperowała i już na Europejczyków nie patrzyli zbyt życzliwym okiem.
Młodzi kuwejccy oficerowie, nie dość, że niezbyt dobrze wykształceni i , bogaci z domu, pływający tylko po to, by zdobyć patent morski w drodze do dalszej kariery, byli aroganccy i nie za sumienni w swoich obowiązkach. Cały czas trzeba było mieć na nich oko. Na szczęście było to rekompensowane Filipińczykami, najlepszymi marynarzami na świecie.

Kłopotów specjalnych w podróży nie było. Między Afryką i Madagaskarem złapała nas dosyć przykra martwa fala, pamiątka po niedawnym sztormie.
Żegnając Ocean Indyjski i Afrykę wpłynęliśmy na Atlantyk, zmieniając wreszcie kurs na północno – zachodni.

Już na parę dni przed dopłynięciem rozdzwoniły się telefony i lawinowo przychodziły faksy, głównie z instrukcjami odnośnie pobytu w porcie i rozładunku. Normalna biurokracja...
Petera, kapitana, właściwie nie Anglika, tylko Szkota, niepokoiły listy od miejscowego agenta w Santosie, w których ten domagał się szeregu nietypowych informacji. Szlag go autentycznie trafił, gdy Brazylijczyk zażądał od niego podania jego prywatnego konta bankowego, bo, jak pisał, kapitan osobiście odpowiada za ewentualne szkody podczas pobytu statku w porcie.
To oczywiście wierutna bzdura, bo na takich właśnie szkodach pasą się rozliczne towarzystwa ubezpieczeniowe i nikomu do prywatnych kont załogi nic do tego.
Z Londynu jednakże dostaliśmy ostrzeżenie, że reda,  gdzie zwyczajowo przez parę dni przetrzymywane są statki przed rozładunkiem jest niezbyt bezpieczna.

Przybyliśmy na redę Santosu. Choć właściwie nie za bardzo. Peter zdecydował, że zgłosimy przybycie, ale nie będziemy rzucać kotwicy na redzie, tylko spokojnie sobie dryfować poza linią horyzontu.
Osobiście podejrzewałem, że chciał on bardziej, niż ewentualnej napaści, uniknąć łodzi pełnych atrakcyjnych mulatek. Jak wiadomo, Filipińczycy to psy na kobiety. Po jednym wieczorze statek byłby pełen dziewczyn, balangi, śmiechu i chichotów.

No więc tak sobie dryfowaliśmy, aż na trzeci, czy czwarty wieczór dostaliśmy z kapitanatu portu słynne "pilot na burcie" o 20:00 LT i zacumowanie w wewnętrznym terminalu gazowym koło północy.

Poszedłem się pakować, przed dyżurem (gdy pilot na burcie, moje miejsce jest w maszynowni w Centrali Manewrowo – Kontrolnej). Jutro lecę do domu.

............................

Zacumowaliśmy spokojnie i bez kłopotów. Terminal gazowy to nieduża wyspa ze sprzętem wyładowczym, połączona z lądem tylko kładką.
Poszedłem spać.

Obudziłem się gdzieś około piątej. Był już przedświt i powoli się rozjaśniało.
Ubrałem się i, jeszcze przed kąpielą, postanowiłem skoczyć na mostek, gdzie zawsze mieli świeżą i dobrą kawę.
Wachtę pełnił Jusuf, wymuskany młody Kuwejtczyk, który nawet jeansy miał od Armaniego. Niezbyt rozgarnięty wesołek. Lecz w sumie sympatyczny dzieciak.
Zrobiłem sobie kawę z tyłu mostku i przeszedłem do przodu. Natychmiast wyczułem, że coś jest chyba nie tak. Jusuf i marynarz wachtowy mieli lornetki przyklejone do twarzy i wypatrywali czegoś na pokładzie.

- Co jest Jusuf? – spytałem zaciekawiony.
- Chyba jesteśmy zaatakowani. – Odparł Kuwejtczyk i zaśmiał się nerwowo.

Wziąłem lornetkę od marynarza i przeczesałem pokład. W połowie dość pustej przestrzeni pokładowej znajdują się pomieszczenia kompresorów, tworząc tak zwany deck house.
Z prawej burty, tuż przy trapie, było widać oświetloną światłem reflektora z terminalu, sylwetkę skulonego człowieka z czymś wyglądającym wyraźnie na pistolet w ręku. Nie było wątpliwości, że na burcie znajdują się złoczyńcy. Policja tak się nie zachowuje.

- Czemu nie alarmujesz ?! – Spytałem się oficera, bądź, co bądź, na wachcie.
- Aaa... jeszcze nie zdążyłem – odpowiedział, a ja widziałem, że wcale mu to nie przyszło do głowy. A ludzie przecież spali i byli całkowicie nieostrzeżeni i bezbronni, jak im rabusie zaczną plądrować kabiny.

Podniosłem zabezpieczenie i nacisnąłem czerwony przycisk General Alarm. Natychmiast zaczął się łomot. Rozdzwoniły się wszystkie dzwonki i zawyły syreny. Prawie rozmawiać nie można w takim hałasie.
Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do kapitana. Zajęte. Spróbowałem jeszcze raz i jeszcze raz. Ciągle zajęte.
Zdecydowałem się pójść osobiście do pomieszczeń kapitana pokład niżej.

Peter siedział w biurze za biurkiem, jeszcze w pidżamie, z paniką w oczach, a nad nim stał wąsaty grubas z wielkim coltem wycelowanym w jego głowę. Też spanikowany, z obłędem w oczach. Kapitan wydzwaniał gdzieś intensywnie. Jak się później okazało, dzwonił na mostek, dlatego nie mogliśmy się z nim połączyć.

- Wyłączcie ten pieprzony alarm, bo kutas mnie zabije! – Ryknął do mnie z wyraźną desperacją.
- Jusuf, wyłącz alarm, polecenie kapitana. Bandziory już tu są. – Wyszeptałem do krótkofalówki.

Cisza, która nastała po alarmie, dzwoniła w uszach.
Rozejrzałem się po biurze. Totalny bałagan. A kapitański sejf szeroko otwarty i jego zawartość rozsypana na podłodze. Jezus Maryja! Nasze paszporty! W tym mój, a ja za parę godzin mam lecieć do domu!

- Dawaj resztę forsy! – Ryknął spocony grubas.

Pieniądze w takich sytuacjach są mało ważne, więc Peter zdjął plastikową mapę, którą miał rozpostartą na blacie biurka i odkrył kupki dolarów, przygotowane na różne rzeczy, jak dla dostawcy żywności, czy na bieżące wypłaty dla ludzi.

Muszę tu wtrącić to, czego dowiedziałem się post factum. Kapitan miał na statku czterdzieści tysięcy dolarów, dostarczone od armatora na pokrycie bieżących wydatków. Zazwyczaj coś koło tego wożą kapitanowie w sejfie, oczywiście w zależności od długości podróży i przewidywanych wydatków.
Sumę posiadanych pieniędzy kapitan zgłasza władzom portowym jeszcze przed zawinięciem. A pozostali członkowie załogi wypełniają deklarację celną, gdzie podają ile mają pieniędzy, ile alkoholu i papierosów, oraz wszystkie wartościowe posiadane przedmioty.

Gruby gangster z coltem w kabinie kapitana dokładnie wiedział ile statek ma forsy. Gdy zmusił do otwarcia sejfu, wewnątrz znalazł tylko trzydzieści tysięcy. I wpadł we wściekłość, że ktoś tutaj chce go orżnąć na dziesięć tysięcy. A na dodatek ja właśnie w tym momencie uruchomiłem alarm. Grubas niemalże wyskoczył z portek.
W końcu jednak zdobył brakującą resztę kapitańskich pieniędzy.

W tym czasie, na niższych pokładach załoga posłusznie stała na korytarzach z rękami podniesionymi do góry, a pilnowało ich dwóch brazylijskich zbirów, również z ponurymi giwerami. Jakikolwiek opór nie miał najmniejszego sensu, bo widać, że bandziory nastawieni są na zdobycze materialne.

Ukryty w kącie połączyłem się z mostkiem i razem zaczęliśmy wywoływać władze portowe, policję, straż i agenta. Zero odpowiedzi. W eterze martwa cisza.

Jak i kiedy bandziory zmyły się ze statku, nie całkiem wiadomo. W zamieszaniu i tym zamrożeniu z rękoma u góry mogli to zrobić w każdym momencie.
Odkryliśmy, że przypłynęli oni gumową, cichą łódką do terminalu. Byli więc piratami. Było ich prawdopodobnie czterech. Obezwładnili marynarza i weszli na pokład po trapie. Kazali się prowadzić prosto do kapitana. Dokładnie wiedzieli (skąd?) ile pieniędzy jest na statku.
Nagły alarm bardzo ich zdenerwował i dlatego najprawdopodobniej zrezygnowali z łupienia kabin załogowych. I to był wielki plus tego alarmu.
Filipińczycy swoje zarobki dostawali co miesiąc od kapitana w gotówce. A ich kontrakty były od 9 do 12 miesięcy. Mieli więc zgromadzone całkiem niemałe sumy pieniędzy. Gdyby bandyci zeszli na niższe pokłady, gdzie mieszkali marynarze, to rozpoczęła by się okrutna walka. To biedni ludzie i od ich zarobionych pieniędzy zależy dobrobyt bardzo licznych rodzin. A do tego to dzielni ludzie. Tak łatwo nie oddaliby swoich ciężko zarobionych dolarów.
Kto wie, jak to by się wtedy skończyło.

Piraci odpłynęli tą samą drogą, jak przypłynęli. Gdy tylko zniknęli za zakrętem, radiotelefony zapełniły się głosami. Nagle wszyscy – policja, straż, władze portowe zaczęły odpowiadać na nasz alert. Jak by ktoś odsłonił kurtynę i odblokował ciszę radiową. Ciekawa sytuacja...

Wróciłem do kapitana. Szkot siedział za biurkiem i przeklinał. Forsa go tak nie martwiła, ale łachudry zabrały jego skórzaną kurtkę i ulubione okulary przeciwsłoneczne. Ja natomiast w stosie papierów odszukałem mój paszport i pozostałe dokumenty. Na szczęście wszystko było. Mogłem jechać do domu.
Oprócz kapitana, bandziory obrobiły mieszkającego tuż obok starszego mechanika, zabierając mu właściwie duperele, i złupiły nieszczęsnego, mojego zmiennika, który tą jedną noc przed moim wyjazdem spędzał w kabinie armatorskiej, obok kapitana. Biedak był poszkodowany najbardziej, bo się nie rozpakował po przyjeździe i zbiry zabrały całe jego bagaże. Tak, że goły i wesoły został tylko w gaciach, w których spał.

Przypominam ten epizod w związku z napadem na polski statek u wybrzeży Nigerii. Wydawałoby się, że Brazylia stoi cywilizacyjnie znacznie wyżej od upadłych krajów afrykańskich, ale korupcja, dokładnie oznaczająca zepsucie, jest taka sama na całym świecie.
Skąd napastnicy wiedzieli dokładnie ile pieniędzy ma kapitan?
Dlaczego w czasie napadu nie można było się połączyć z żadnymi służbami, w tym z policją?

Czwarty dzień od porwania piątki Polaków na afrykańskich wodach. Ciągle cisza. Autentycznie modlę się, żeby faktycznie byli porwani i rozpoczęły się negocjacje. Łatwo domyślić się dlaczego.

Afryka Zachodnia to piekło i dżungla. W latach siedemdziesiątych liniowiec PLO m/s Jelenia Góra trzykrotnie wracał bez kapitanów, którzy zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Potem odkryto na statku gang, który współpracował z Nigeryjczykami.
Ja również mój ostatni port dalekomorski zaliczyłem w Pointe Noir w Kongo. Po masakrycznym powrocie do domu zdecydowałem zrezygnować z pływania. Jeszcze nie ze statków, ale ze szlajania się po świecie.

Tak więc opowiadam tutaj, że parę razy miałem wycelowaną odbezpieczoną broń w głowę. W panikę nie wpadałem, ale dziwny dreszcz przebiegał po plecach, a myśli stawały się puste i nieprzyjemne.
Bandziorstwo jest wszędzie, lecz człowiek narażony jest bardziej na obcym terenie. Chyba, że sam prosi się o nieszczęście, jak ta młoda dziewczyna spacerująca sama nad ranem z Sopotu do Jelitkowa.

Teraz, po tylu latach mogę to opowiedzieć, jako anegdotę, ale wówczas w Santosie nie było za bardzo do śmiechu. Chociaż mieliśmy dużo szczęścia.


Ps. Do domu też doleciałem szczęśliwie. Mojemu zmiennikowi ubezpieczenie wypłaciło odszkodowanie, a za zaliczkę kupił sobie spodnie koszule, buty i bieliznę. Chief machnął ręką na straty, a kapitan, jak mi mówiono, chyba nigdy nie przebolał swojej kurtki i okularów.


.

sobota, 21 listopada 2015

Wycie i skowyt

 

"Ruszył walec PISu" – stwierdził Siemoniak u Olejnik. Tytanem intelektu to on nie jest, ale to mu się akurat udało. Bo PIS, ku mojej, jak najgłębszej satysfakcji, ostro zabrał się do roboty. Uczyniła to jedna noc, gdy wypieprzono na zbity pysk (podobno sami złożyli dymisje, gdy koło d. zaczęło być gorąco) poronionych szefów służb, oraz postanowiono rozprawić się z platformerskimi machlojkami wokół Trybunału Konstytucyjnego.
Widać wyraźnie, że przegrana klasa polityczna i ich zaprzyjaźnione media, mimo tego, że dobrze przeczuwali nadchodzącą burzę, byli kompletnie nieprzygotowani na zdecydowane i skuteczne działania nowych władz.
Stąd to wycie i skowyt przetrąconych towarzyszy niedoli, którzy ciągle mieli nadzieję, że jak zawsze, sprawy się rozmyją.

A tu zaczął się dla nich Czas Apokalipsy i jej trzech jeźdźców – Macierewicz, Ziobro i Kamiński ruszyło do walki. A armia którą prowadzą, nie będzie się cofać i nie będzie brała zakładników.

Tak, jak służby na polecenie prokuratury w ostatniej chwili dorwały ukrywającego się i szykującego się do ucieczki z Polski Jana Burego, ex-posła i szefa klubu PSL, na Podkarpaciu nazywanego "królem Janem", tak wielu skompromitowanych osobników, w tym ex-prezydent Komorowski, czy przydupas Tuska, Arabski, zaczynają brać silne środki nasenne, bo inaczej wokół widzą tylko zbliżające się koszmary.
Walec ruszył i nieczyste sumienia włączyły przeraźliwe dzwonki alarmowe. Nadchodzi czas zapłaty.
Wycie i skowyt obwieszcza, że PIS zawłaszcza wszystko w państwie. Niestety nie, drodzy funkcjonariusze propagandy. PIS odzyskuje to, co zostało zawłaszczone przez mafijne struktury Platformy i PSLu.
.
.
.
.
.....................

Kasta półbogów

Czy można być sędzią we własnej sprawie? Nie powinno się być. Jak to stwierdził obecny przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, sędzia Rzepliński – to bardzo nieelegancko.
Tymczasem wycie i skowyt dookoła PISu dotyczy w dużym stopniu tego Trybunału. Warto sobie o tym "ciele" nieco podyskutować. Ale nieco dalej.
Tymczasem przegrani, spanikowani i poważnie zszokowani, z braku tak zwanej mocy argumentów, powyciągali ze starej szafy nieco spleśniałych i nadwyrężonych sędziów, wszystkich, tak się składa związanych kiedyś z TK, jak panowie Zoll i Safian i Stępień, oraz aktualny przewodniczący Rzepliński, by jako posągowe autorytety, dosłownie we wszystkich wiodących łże-mediach, dowodziły, że działania PISu i prezydenta Dudy wobec Trybunału są bezprawne, bezczelne i tylko (to za Stępniem) w Azerbejdżanie i Kazachstanie takie rzeczy się wyprawia.
Pytany przez Piaseckiego Rzepliński, kto w takim razie jest w stanie rozstrzygnąć konflikt, w którym decyzje wydają prawomocnie wybrani przez naród prezydent i Sejm RP, skromnie odparł, że tylko Trybunał Konstytucyjny.
Czyli on.

I tu dochodzimy do tego największego absurdu systemowego, który stworzyła konstytucja Kwaśniewskiego.
To nie legalnie i bezpośrednio wybrany przez Naród prezydent, to nie zwycięska partia, mająca większość w Sejmie i tworząca rząd, mają ostateczną i decydującą władzę, tylko właśnie Trybunał Konstytucyjny. Pan Rzepliński w tym wypadku. A przedtem Zoll, czy Safian.

Co to q..a jest ?! Kogo my wybieramy, jako naród do sprawowania władzy?
Czy mamy być państwem prawa, czy prawników???

Ten triumwirat szefów TK, choć właściwie należy powiedzieć – kwartet, bo najostrzej wyje i skowycze sędzia Stępień, również skażony TK i co warto dodać – wszyscy naznaczeni Okrągłym Stołem, odznacza się niesłychaną butą i arogancją. To ostateczne wyrocznie i ludzie nie znoszący sprzeciwu. Półbogowie. Nieomylni i niemalże wszechwładni.

Wiemy jaki jest stan sądownictwa polskiego. Tragiczny. To struktury klanowe, często rodzinne, hermetyczne i nieprzeniknione. To coś, co wymaga natychmiastowej i gruntownej naprawy. Wszystko tam jest złe. Zaufania w narodzie nie mają żadnego.
Sędziowie w większości są usłużni i na zawołanie. Wspomniany kwartet ochoczo oblatuje łże-media i z bardzo wysokiej wieży feruje boskie wyroki. Tylko, że są to wyroki we własnej sprawie, bo właśnie po raz pierwszy prezydent i PIS usiłują złamać te kretyńskie rozwiązania prawne, gdzie najwyższą władzą w państwie nie są ludzie wybrani przez obywateli w wolnych wyborach, tylko prawnicy z nadania. Dla mnie to jest niesłychane.

Jasny jest dla mnie trójpodział władzy, ale tu mi się wydaje, że człon sądowniczy uzurpuje sobie prawo do decyzji ostatecznych, stawiając w ten sposób siebie ponad prezydentem, Sejmem i Senatem. To jest jakiś szwindel i szaleństwo.
Jasne, że wymienieni powyżej panowie będą ze wszystkich sił bronić takiego układu. Rzepliński już dzisiaj stwierdził, że przegłosowana właśnie ustawa o TK nie ma żadnych szans, gdy zaskarżona będzie do trybunału. Jasne, nie będzie przecież kopać dołków pod sobą. A Duda i Sejm mogą mu naskoczyć.

No dobrze... więc co?

Będziemy mieli ostre zwarcie.

Na koniec tego fragmentu dodam, że dla mnie żaden polski sędzia, z powodu rangi swojego stanowiska nie jest jakimkolwiek autorytetem. To zdegenerowane środowisko. Zdegenerowane chowem wsobnym, klanowością i ustawową nieomylnością. Warto przypomnieć, jak sędziowie bronili się przed lustracją i jak bronią swojego immunitetu.

...................

Dla wycia i skowytu, które się rozlega, to co się dzieje, to zamach stanu i koniec demokracji. Zamach stanu, bo dotyka się tego wszystkiego, co Układ tak pracowicie sobie wypracował przez ostatnie dwadzieścia pięć lat, a w szczególności w ośmioletniej końcówce. Koniec demokracji, bo wreszcie ktoś ostro zabrał się do roboty i mając obywatelski mandat, likwiduje tkanki przeżarte gangreną.
To jest dla nich nieprawdopodobne, że już nikt nie pyta się ich o zdanie, albo nie zasięga opinii ich lojalnych ekspertów, jak panowie Zoll, Stępień, Safian, czy Rzepliński.
Tak dobrze im się w tym bagnie żyło, tak kultywowali państwo teoretyczne, a tu nagle ktoś rzeczywiście coś zmienia.
Przeraża ich również tempo. Tak fajnie sprawy się wlokły miesiącami. I to po kolei – jedna po drugiej. A tu nagle mają zamęt umysłowy – tyle spraw na raz! Jak to umysłem ogarnąć?! Warto tu przypomnieć, że przegrana ferajna, to intelektualne miernoty, którym codziennie SMSem trzeba było przekazywać, co mają mówić, aby się nie pogubili.

Cały ten wrzask, który się rozlega, jest dla nich taki przykry, bo praktycznie nie ma wpływu na nic. Wyją i skowyczą tylko dla siebie.
Prezydentowi Dudzie poparcie stale wzrasta. Identycznie premier Szydło. Sondaże wskazują wysokie notowania PISu i spadające PO.
Jeżeli jest zagrożenie dla demokracji i jak to dzisiaj na coverze z twarzą Zolla i wielkim tytułem "20 listopada koniec państwa prawa" zademonstrował główny ściek – GieWu, to niech pociągną naród. Niech zorganizują wielotysięczne protesty, pójdą pikietować pod Sejm i siedzibę PISu.
Nie da się? No cóż, naród was olewa panowie łajdacy. Nikogo już nie zaczarujecie.
Pozostało wam już tylko wycie i skowyt w zaprzyjaźnionych łże – mediach, wrzask, z którego obywatele się śmieją, z dużą dozą satysfakcji.


.

wtorek, 17 listopada 2015

Najwyższy czas na konkrety

Autor:


Co prawda Stalin nie przewidywał, że źródłem chaosu będzie w Europie akurat islam, ale realizacja wszelkich planów wymaga śledzenia zmian w otoczeniu i aktualizacji sposobu działań do bieżących realiów. Skoro proletariat poszedł w rozsypkę, odmienności seksualne zamiast robić rewolucję zajęły się bardziej tym, co je wyróżnia od heteroseksualnych (i trudno się dziwić że intensywnie koncentrują się na tym co ich najbardziej interesuje), ale za to USA zaordynowały totalny chaos na Bliskim Wschodzie, przez co pojawiła się okazja do wykorzystania efektów tego chaosu i "wyzwolenia" Europy poprzez wprowadzenie znanego nam "ładu i porządku". I to w dodatku na zaproszenie. 
Zanim jednak lewicowe rządy multi-kulti Francji, Niemiec, krajów skandynawskich i reszty eurokołchozu do końca zrealizują stary, stalinowski jeszcze plan przejęcia Europy przez sowieckich namiestników, wzywając aktualnego władcę Rosji na pomoc w obronie przed chaosem (w tym wypadku islamskim), warto poszukać alternatywnych rozwiązań przynajmniej dla Europy Środkowej (może wtedy do tej propozycji przyłączą się np. Bawaria, Czechy czy Austria - ostatecznie nadzieja umiera ostatnia...).
Wbrew pozorom nie mamy do czynienia z paneuropejską agonią wyłącznie Cywilizacji Łacińskiej. Co gorsza dla Europy Zachodniej, rozsypuje się też, w całej swojej mamuciej okazałości, również Cywilizacja Bizantyńska. Różnicujący je u podstaw fundamentalny paradygmat, czy PRAWDĘ ROZPOZNAJEMY (Cywilizacja Łacińska) czy USTALAMY (Cywilizacja Bizantyńska), przestał interesować ludzi tresowanych w poprawności politycznej i relatywizmie, bo powszechne stało się przekonanie, że nie ma żadnej stałej prawdy i w efekcie każdy uważa że ma swoją własną i żąda dla niej tolerancji.
A tu nagle pojawia się całkiem spora grupa zdeterminowanych ludzi, którzy nie chcą prawdy ani szukać ani jej ustalać, a to z tej prostej przyczyny że po prostu PRAWDĘ ZNAJĄ. Konkretnie jest zawarta w Koranie, który daje odpowiedź na wszystkie możliwe pytania, a jeżeli na jakieś pytanie akurat nie ma w nim odpowiedzi, to znaczy że pytanie jest niemożliwe a wątpliwości zupełnie zbędne, podobnie jak pytający.
W sztuce niezadawania pewnego rodzaju pytań Europejczycy są obecnie tresowani od kołyski (z tej właśnie stajni jest chociażby ostatnio używane jako argument ostateczny w poważnej dyskusji choćby przez Kopacz czy Schetynę stwierdzenie „nie wyobrażam sobie...” czegoś tam – tak jak gdyby fakt niemożności wyobrażenia sobie jakiegoś zagadnienia przez konkretnego człowieka miał rzutować na możliwość jego istnienia), więc w zasadzie grunt pod zmianę jest gotowy. Pozostaje tylko przedstawienie prawidłowej alternatywy: „Albo Unia albo Białor...”, tfu, przepraszam, to nie ten etap, kartki mi się skleiły, teraz będzie „Albo Kalifat albo Rosja”.
Otóż dopóty, dopóki ludzie mniej lub bardziej chętnie, ale poddają się Państwu uosabianemu przez jego przepisy i egzekwujące je służby, tak długo całe to bizantyńskie ustrojstwo trzyma się jakoś kupy (niekiedy nawet bardzo "jakoś", vide Niemcy). Dlatego też w Cywilizacji Bizantyńskiej tak wielką wagę Państwo przywiązuje/ywało do wczesnej edukacji, która miała za zadanie wyselekcjonować przyszłą kadrę z całej reszty, oraz wszystkim równo wpoić karność (jest to taka cnota woli, która odpowiada za poddanie się prawu stanowionemu).
Dla tej cywilizacji ludzie masowo i jawnie lekceważący przepisy, w dodatku za zgodą Państwa, są jak trucizna - pokazują innym, że można Państwo olać i nikt głowy za to nie urwie. To znaczy Państwo głowy nie urwie, natomiast islam ma swoją koncepcję Kalifatu i wymaganych w nim przepisów, za nieprzestrzeganie których wzmiankowaną głowę utną.
Tak długo, jak długo państwa Cywilizacji Bizantyńskiej oparte były o chrześcijaństwo, istniał jakiś fundamentalny porządek, regulujący podstawowe zasady relacji Państwo - poddany (bo o "obywatelu" w naszym tego słowa rozumieniu nie ma co mówić) i był system wartości dla którego warto było się poświęcać i narażać. System ten uosabiało Państwo i w związku z tym Bizantyniec może tylko "w Państwie, z Państwem, przez Państwo i dla Państwa", bo jest ono nadrzędną wartością. Chrześcijaństwo w Europie Zachodniej już szlag w dużej mierze trafił, na poziomie państwowym w zasadzie całkowicie, ale Państwo zostało.
No i domaga się a to podatków, a to występowania o zgodę na wycięcie drzewka, a to wyznacza zawartość nikotyny w papierosach, a to każe zapinać pasy w samochodzie czy przebierać chłopców za dziewczynki w przedszkolu etc., a tresowany poddany grzecznie kładzie uszy po sobie i co najwyżej protestuje nieśmiało, żeby tak może przynajmniej homoseksualistom nie oddawać dzieci na wychowanie, choć szczerze mówiąc, już nie za bardzo wie dlaczego mu się ten pomysł nie podoba.
A tu przychodzi masa gołodupców nie mówiących w żadnym ze znanych języków i jawnie olewa to Państwo, w dodatku namawiając żeby się do nich przyłączyć w tym olewaniu. Dla zachęty mają uwolnienie od idiotycznych przepisów, a dla opornych prostą opcję: albo się przyłączą albo rozstaną. Z Państwem lub życiem, w zależności od dystansu do granicy.
Założymy się, że masy ludzi w Europie, przyzwyczajonych do zapinania pasów, do bomb kalorycznych w fast-foodach pijących Diet-coke, jeżeli palących, to przepisowe papierosy z przepisową akcyzą, ganiający regularnie do urzędów skarbowych i karnie przystrzegających wszystkich możliwych i niemożliwych przepisów, postawione przed takim dylematem wybiorą walenie czółkiem pięć razy dziennie w zamian za święty spokój? Może kobiety będą protestować, ale do obrony ich interesów potrzeba jednak mężczyzn (bo "uchodźcy" mało się protestami kobiet przejmują), a niby skąd ich w tej całej Europie wziąć?
Za niedługi czas okaże się, że realne bezpieczeństwo na ulicy zapewnia kobietom burka a mężczyznom turban, natomiast noszenie ich będzie wiązało się z koniecznością przejścia na islam, bo przebierańcy będą załatwiani „od ręki”.
W ten prosty sposób w perspektywie dwóch lat będzie po państwach Unii Europejskiej, zostaną tylko wydmuszki, które łatwo będą mogły (zupełnie demokratycznie) najpierw wprowadzić szariat, a później włączyć się do Kalifatu europejskiego.
Chyba że przyjdzie "Zbawiciel" (zgodnie z nomenklaturą Jurija Bezmienowa o dywersji intelektualnej) i zrobi porządek. Oczywiście za takiego "Zbawiciela" będzie uchodzić aktualny władca Rosji, w danym wypadku Putin. Już od lat cała agentura wpływu na Zachodzie pracuje nad tym wytrwale. A tu jak na zawołanie pojawia się zapotrzebowanie na tego, który weźmie wszystko za mordę i wprowadzi porządek.
Problem polega na tym, że ci naiwniacy z Zachodu zupełnie co innego rozumieją pod słowem "porządek" niż ten wymarzony "Zbawiciel". No ale "chcącemu nie dzieje się krzywda", natomiast zdecydowanie najwyższa pora na wypracowanie alternatywy, szczególnie że idąc z Rosji na Zachód trzeba przejść przez Polskę, a doświadczenie uczy, że tych gości jest się bardzo ciężko pozbyć...
Jedyną cywilizacją personalistyczną jest Cywilizacja Łacińska. Jedynie w ramach Cywilizacji Łacińskiej istnieje pojęcie Narodu mające inny charakter niż czysto etniczny, a związane z poczuciem odpowiedzialności za własne działania zarówno wobec przodków i potomnych – dowód jest prosty, łatwy i jednoznaczny: jeżeli cofniemy się w czasie do momentu powstania świadomości narodowej jako poczucia więzi międzygeneracyjnej, to zauważymy że przynależność do Narodu ma charakter deklaratywny (poczucie więzi z Zawiszą Czarnym może być silniejsze niż poczucie więzi z własnym dziadkiem, który akurat dorobił się na donosach czy też służył w UB). W innych cywilizacjach pojęcie Narodu jest związane z pochodzeniem, obywatelstwem, miejscem urodzenia etc., natomiast wolność decyzji co do przynależności narodowej jest w ogóle czymś niezrozumiałym.
A przecież liczni Niemcy, Anglicy, Żydzi, Ukraińcy, Litwini etc. zamieszkujący Pierwszą Rzeczpospolitą, coraz bardziej identyfikowali się z Polakami, stając się w końcu z wyboru uznanymi członkami Narodu Polskiego, składając latami daninę potu, a kiedy była potrzeba – również krwi, często odmawiając najeźdźcom deklaracji powrotu do korzeni nawet kosztem życia. A z drugiej strony ilekroć ludzie od pokoleń związani z Polską bez skrupułów przechodzili do obozu okupanta dla własnych doraźnych korzyści, za nic mając swoich przodków i więzy krwi.  Czyż trzeba lepszego dowodu na poparcie tej tezy?
Bardziej członkiem Narodu Polskiego jest ktoś, kto rozumie istotę bycia Polakiem, to bezustanne dążenie do ograniczonej jedynie etyką katolicką wolności jako bezwzględnego prawa każdego człowieka do rozumego wyboru (nawet jeżeli jest to wybór błędny), to przekonanie o równości wszystkich ludzi w oczach Boga, gdyż za każdego człowieka na równi Bóg oddał życie na krzyżu, to żądanie szacunku dla siebie i innych i niezgody na poniżanie drugiego człowieka, więc bardziej jest członkiem Narodu Polskiego ten choćby słowa po polsku nie mówił lub był czarny jak heban, niż ktoś kto tu urodzony stwierdza radośnie że „polskość to nienormalność”, bo ta istota polskości jest dla niego w ogóle poza obszarem pojmowania, bo jako urodzony niewolnik żąda aby jakieś Państwo powiedziało mu jak żyć.
Aby znaleźć metodę obrony Cywilizacji Łacińskiej należy najpierw zidentyfikować jednoznacznie obszar podstawowy tworzący Cywilizację Łacińską.
Obszar ten jest tworzony przez triadę pojęciową, której fundamentem jest kryterium PRAWDY. Cywilizacja Łacińska zaczęła krystalizować dopiero wtedy, gdy Kościół Katolicki uznał za św. Tomaszem, że PRAWDĘ należy ROZPOZNAWAĆ, że nieprawdziwe jest przekonanie iż PRAWDĘ możemy USTALIĆ.
Nie wystarczy być przekonanym że znamy prawdę, trzeba jeszcze to przekonanie nieustannie weryfikować. To podejście stało się podstawą stworzenia nowego rozumienia etyki katolickiej, bardziej jako zachęty do działań z nią zgodnych niż jako sieci bezwzględnych zakazów (to zresztą temat na osobne opracowanie, potencjalnym oponentom od razu odpowiadam, że cała filozofia Tajemnicy Bożego Miłosierdzia ma korzenie właśnie w tym podejściu – Kościół co najwyżej może orzec że ktoś postępuje wbrew głoszonej przez niego nauce, ale to ostatecznie Bóg ma głos rozstrzygający, gdyż KAŻDY CZŁOWIEK, W TYM LUDZIE KOŚCIOŁA, ZAWSZE MOGĄ SIĘ MYLIĆ, a jedynie Bóg zna prawdę i całą prawdę).
Stąd też zachęta do opierania się na etyce katolickiej jako sprawdzonej przez pokolenia co do obserwacji skutków określonych działań, żeby nie wyważać otwartych drzwi indywidualnymi eksperymentami o z góry spodziewanych skutkach których można w prosty sposób uniknąć, ale też i z drugiej strony Sakrament Pojednania jako kolejna szansa dla grzesznika, którym każdy z nas jest, bo być musi – grzech jest działaniem niezgodnym z wolą Bożą, a jej w naszej konkretnej sytuacji możemy się przecież tylko domyślać, wspierani ogólnymi zasadami przekazanymi nam przez Boga i wypracowanymi przez Kościół.
Tak więc absolutną podstawą Cywilizacji Łacińskiej jest przekonanie o obiektywnie istniejącej prawdzie o całym realnie istniejącym świecie i każdym człowieku, do której mamy się nieustannie zbliżać, a której jedynym depozytariuszem jest Bóg, które to przekonanie znajduje swoje odbicie w etyce Kościoła Katolickiego, stającej się w ten sposób źródłem oddolnie kształtowanego prawa stanowionego (przykazanie „nie kradnij” staje się wzorcem obyczajowym „nie rusz co nie twoje”, ten przekształca się w zwyczaj „cudze jest święte”, a ten zaś domaga się ochrony stron poprzez kształtowanie zapisów prawa, określających zasady penalizacji kradzieży oraz wyjątki od reguły, np. poprzez zasadę roztropnej ochrony wyższego dobra, kiedy możemy z konieczności cudzą rzecz użyć bez zgody celem ratowania życia czy mienia wyższej wartości).
  Dwa pozostałe elementy obszaru podstawowego to istotne zasady prawa rzymskiego oparte o logikę dwuwartościową, ale stosowane nie mechanicznie, lecz biorąc pod uwagę równość ludzi wobec Boga (a w efekcie również wobec prawa) przy całej ich różnorodności i odmienności oraz zasada wolności jako prawa do rozumnych własnych wyborów, ale powiązanych z obowiązkiem ponoszenia ich konsekwencji.
Z tych podstawowych zasad wynika np. wprost zasada zakazu „nawracania na siłę”, czyli przymusu życia w tym właśnie porządku prawnym, gdyż każdy człowiek ma prawo do popełniania swoich błędów i jeżeli jakaś grupa chce żyć „po swojemu”, to powinna określić sobie właściwy porządek prawny i w jego ramach funkcjonować. W tym sensie nie wolno zakazywać amiszom życia na ich sposób, podobnie mormonom, muzułmanom, Żydom czy ateistom, niemniej w obszarze publicznym ma funkcjonować konkretny porządek prawny właściwy dla Cywilizacji Łacińskiej. Oznacza to, że w relacjach pomiędzy osobami z różnych porządków prawnych albo wybierają któryś ze swoich, albo – w braku zgody - z urzędu wchodzi porządek publiczny.
Niemniej nie bez kozery wspominam o Bogu jako źródle prawdy. Słabością Cywilizacji Łacińskiej był brak mechanizmu ochrony tworzących ją zasad, co wynikało z prostego faktu, że ten sposób życia zbiorowego był tworzony „ad hoc” przez ludzi, którzy uważali je za oczywiste – choć dla innych wcale takie być nie muszą.
Co prawda w krajach Cywilizacji Łacińskiej król początkowo pełnił funkcję reprezentanta Boga na ziemi, natomiast realnie bardzo słaby był mechanizm uniemożliwiający królowi sprzeniewierzenie się tej roli. Stąd też później różne aberracje typu „absolutyzm oświecony”, gdzie to król stanowił nie tylko prawo, ale i tworzące je zasady, zaś późniejsze konstytucje miały na celu ochronę poddanych przed totalitarnymi zapędami władcy i petryfikacją struktur społecznych (zresztą, jak pokazuje historia, były to próby kompletnie nieudane).
Dlatego też konieczne jest odwołanie się wprost do źródła zasad i to w sposób uniemożliwiający manipulację przy nich – albo tworzone jest państwo Cywilizacji Łacińskiej i z racji tego musi być oparte o konkretny zestaw zasad, albo komuś się te zasady nie podobają, ale Państwo nie będzie państwem Cywilizacji Łacińskiej. Tertium non datur.    
Stąd też konieczność takiej struktury Państwa, która będzie zakotwiczona w niezmiennej transcendencji jako źródle Prawdy.
Podkreślam – nie chodzi w żadnym wypadku o państwo wyznaniowe, lecz o takie Państwo, którego publiczny system wartości tworzy pewien wzorzec, natomiast jak komuś on nie pasuje, to niech żyje po swojemu.
Przykładem metody tworzenia i funkcjonowania takiego państwa, choć w tym wypadku akurat w oparciu o mechanizm czysto bizantyńskiego lecz ateistycznego i w dodatku odgórnego przymusu, jest Unia Europejska – też nie ma terytorium innego niż państw ją tworzących, tyle że mieszkańcy tych państw muszą funkcjonować w systemie prawnym Unii bez względu na to czy się zgadzali z nim w trakcie wejścia ich Państwa do Unii, oraz bez względu na ich stosunek do późniejszych aberracji.
 Tutaj zaś propozycja jest w pewnym sensie podobna (każdy jest zapraszany), ale jakościowo odmienna (nawet jeżeli korzystamy z zaproszenia, to możemy funkcjonować w sposób jaki uznajemy za stosowny).
Warunek sine equa non jest jeden: w Państwie tym Królem MUSI BYĆ Jezus Chrystus wskazany wprost jako źródło prawdy, reprezentowany przez Regenta będącego jedynie pełnomocnikiem w zakresie określonym w Konstytucji, natomiast cała pozostała struktura może być już wtedy efektem jakiejś zgody.

Poniżej zamieszczam fragment propozycję Konstytucji Rzeczpospolitej Narodu Polskiego – Preambułę oraz dwie części dwóch rozdziałów: o systemie prawnym Rzeczpospolitej oraz jego obywatelach.

Zapraszam do rzeczowej dyskusji.
   
PREAMBUŁA

My, córki i synowie Narodu Polskiego, w obliczu zagrożenia jego dalszego istnienia, świadomi naszych zobowiązań wobec przodków i obowiązków wobec potomnych oraz głęboko pragnąc to co cenne w naszej spuściźnie uchronić i następcom godnie przekazać, spisaliśmy niniejszą Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej jako fundament wolności, praw i obowiązków poddanych i Obywateli Rzeczpospolitej, w tym członków Narodu Polskiego.
Mając świadomość ograniczeń natury ludzkiej w rozpoznawaniu pełnej prawdy o złożoności realnie istniejącego świata i każdego człowieka oraz ułomności ludzkiej przejawiającej się w błędnej skłonności do orzekania prawdy, w tej Preambule zawieramy zestaw niezmiennych zasad w oparciu o które Naród Polski się kształtował a ich nieprzestrzeganie lub nieznajomość były przyczyną jego upadku i których świadome, wolne przestrzeganie i kultywowanie jest niezbędnym warunkiem przynależności do Narodu Polskiego, zaś ich ochrona, obrona i przekazywanie potomnym, zaszczytnym obowiązkiem.
Tymi rozpoznanymi roztropnie trzema fundamentami na których budowano tożsamość Narodu Polskiego jako zrzeszenia ludzi rozumnie wolnych, a których pielęgnowanie i rozwijanie jest obowiązkiem każdego członka Narodu Polskiego, są: leżąca w kompetencjach Władzy Duchowej etyka Kościoła Katolickiego oparta na tomizmie i będąca podstawą prawa Rzeczpospolitej, leżące w kompetencjach Władzy Świeckiej istotne zasady i logika prawa rzymskiego ze względem na wolność i równość wszystkich ludzi w bogactwie ich różnorodności i odmienności wobec Boga a w konsekwencji wobec praw Rzeczpospolitej oraz zasada wolności działania jako rozumnego wyboru w oparciu o dwie pierwsze zasady.

AKT INTRONIZACJI
Aby powyższe fundamentalne wartości Narodu Polskiego trwale w niezmienności zachować oraz przed pokusami i słabościami ludzi tworzących prawo je chronić, ich depozyt Bogu w Trójcy Jedynemu powierzając, Królem Rzeczpospolitej Polskiej na zawsze uznajemy Pana Naszego Jezusa Chrystusa, wierność w każdym czasie i okolicznościach mu ślubując, zarazem pokornie Go prosząc, aby zechciał Rzeczpospolią Polską objąć jako swoje Królestwo, a ponadto miłosierną opieką Królestwo swoje wraz z całym jego ludem aż po kres ich istnienia otaczając, swoich poddanych do wolności zbawienia dzieci Bożych doprowadził.

DEKLARACJA PRAW I OBOWIĄZKÓW PODSTAWOWYCH
Zaszczytnym obowiązkiem każdego członka Narodu Polskiego jest wierność Królowi oraz czynne występowanie w obronie zasad i wartości zawartych w Preambule. Nie wolno ograniczać dostępu do słusznych narzędzi ich obrony jak również do obrony własnej i innych.
Prawem podstawowym każdego członka Narodu Polskiego jest prawo odwołania się do rozumianych wprost wartości zawartych Preambule poprzez dowolny w formie wniosek do dowolnej z władz Rzeczpospolitej odpowiadających za ich ochronę, który musi zostać niezwłocznie rozpatrzony w publicznym, dwuinstancyjnym postępowaniu z udziałem przedstawicieli wszystkich tych władz.
Prawo to przysługuje również pozbawionemu członkostwa Narodu Polskiego prawomocnym orzeczeniem przez okres 14 dni od dnia poznania orzeczenia, przy czym od orzeczenia do ostatecznego rozstrzygnięcia postępowania członkostwo pozostaje w suspensie.

DEKLARACJA NIEZMIENNOŚCI PREAMBUŁY
Preambuła, w tym Akt Intronizacji wraz z Deklaracjami Praw i Obowiązków Podstawowych oraz Niezmienności Preambuły, nie podlegają żadnym interpretacjom oraz żadnym zmianom w żadnym czasie, bez względu na okoliczności wewnętrzne i zewnętrzne.

Rozdział I

Rzeczpospolia Polska

Art. 1.1:     Rzeczpospolia Polska jest dobrem wspólnym Narodu Polskiego powołanym do ochrony właściwego mu sposobu życia zbiorowego oraz zarządzania sprawami wspólnymi w zakresie w jakim są mu powierzane, do uczestnictwa w którym zaproszeni są wszyscy ludzie ze wszystkich ludów i narodów na całym świecie, chcący korzystać z wolności Rzeczpospolitej i przyczyniać się do jego rozwoju w realizacji jego celów.

Art. 1.2:     Rzeczpospolia Polska nie ma własnego terytorium innego niż państw lub ich fragmentów powierzonych mu w zarząd przez ludzi mogących zgodnie z prawem danego Państwa o tym decydować i deklarujących akces do Rzeczpospolitej.

Art. 1.3:     Osoby zamieszkałe w państwach lub ich fragmentach powierzonych w zarząd Rzeczpospolitej mogą zarówno przyjąć poddaństwo jak i odmówić poddaństwa, jednoczesnie indywidualnie deklarując pozostanie we wspólnocie  dotychczasowego porządku prawnego. Obowiązkiem tego Państwa jest zapewnienie dla tych osób kontynuacji funkcjonowania dotychczasowego porządku prawnego i przewidzianej nim ochrony oraz określenie terenu jego obowiązywania w sferze publicznej i zasad jego zrozumiałego oznaczenia.

Art. 1.4:     Lud Rzeczpospolitej Polskiej tworzą wszyscy poddani Rzeczpospolitej.

Art. 1.5:     .................................




Rozdział II

Poddani Rzeczpospolitej

Art. 2.1:     Poddanym Rzeczpospolitej może na wniosek zostać każdy człowiek na całym świecie wskutek świadomego, wolnego aktu dojrzałej woli, popartego publiczną przysięgą na przestrzeganie Konstytucji składaną według prawa Rzeczpospolitej, ze wskazaniem jako własnego dowolnego porządku prawnego wybranego z funkcjonujących w Rzeczpospolitej za zgodą właściwej Wspólnoty wyrażonej we właściwy jej sposób podany do wiadomości właściwych władz Rzeczpospolitej.

Art. 2.2:     Nikogo nie można poddaństwa pozbawić, chyba że na jego wniosek lub w wypadku złamania przysięgi stwierdzonego prawomocnie według prawa Rzeczpospolitej przez właściwą władzę.

Art. 2.3:     Prawo Rzeczpospolitej w zakresie sposobu uzyskiwania zgody odpowiedniej władzy Rzeczpospolitej na złożenie przysięgi na przestrzeganie Konstytucji, formy tej przysięgi oraz trybu stwierdzania jej złamania i pozbawiania poddaństwa, stanowi ustawa.

Art. 2.4:     Pozbawienie poddaństwa wyłącza z ochrony praw Rzeczpospolitej, pozostawiając obowiązek dotrzymywania zawartych zobowiązań w odpowiednim porządku prawnym.

Art. 2.5:     Obywatelem Rzeczpospolitej może zostać każdy poddany Rzeczpospolitej, który świadomym i wolnym aktem woli wybierze za swój publiczny porządek prawny Rzeczpospolitej Polskiego, składając osobno publiczną przysięgę według prawa Rzeczpospolitej.

Art. 2.6:     Płeć Obywatela Rzeczpospolitej ustala się według stwierdzonego biologicznego stanu faktycznego z dnia składania wniosku o nadanie statusu Obywatela. Sposób stwierdzania określa ustawa.

Art. 2.7:     Każdy Obywatel Rzeczpospolitej może wystąpić z wnioskiem o złożenie przysięgi przynależności do Narodu Polskiego, jeżeli będzie on poparty przez trzech członków Narodu Polskiego lub odpowiednią władzę Rzeczpospolitej, przy czym w okresie pierwszego roku członkostwa we Wspólnocie Narodu Polskiego popierający wniosek są odpowiedzialni przed Wspólnotą za osobę popieranego, a wobec popieranego za wspieranie. Zasady odpowiedzialności określa prawo Wspólnoty Narodu Polskiego.

Art. 2.8:     Przynależność do Narodu Polskiego jest wolnym, wspartym przysięgą wierności Królowi rozumnym aktem woli takiej osoby, która fundamenty tworzące tożsamość Narodu Polskiego rozumie, przyjmuje i pragnie dożywotnio kultywować we wszystkich aspektach swojego życia, chyba że im swoim życiem zaprzeczy a właściwa władza Rzeczpospolitej w określony ustawą sposób odstępstwo potwierdzi, pozbawiając tym samym członkostwa.

Art. 2.9:     Pozbawienie członkostwa Narodu Polskiego jest równoznaczne z dożywotnim pozbawieniem poddaństwa ze wszystkimi skutkami.

Art. 2.10:   Poddaństwo, obywatelstwo oraz przynależność do Narodu Polskiego są wynikiem indywidualnego aktu woli i nie są przekazywane w drodze dziedziczenia.

Art. 2.11:   Śmierć członka Narodu Polskiego w obronie zasad i wartości zawartych w Preambule nakłada na Rzeczpospolitą obowiązek objęcia należytą opieką rodzinę poległego, przy czym dzieci do osiągnięcia dojrzałości. Sposób i formę objęcia opieką określa ustawa.

Art. 2.12:   Na pośmiertny wniosek właściwej władzy Rzeczpospolitej śmierć poddanego w obronie zasad i wartości zawartych w Preambule nobilituje do godności członka Narodu Polskiego i nakłada na Rzeczpospolitą obowiązek objęcia należytą opieką rodzinę poległego w ramach wskazanego przez rodzinę poległego porządku prawnego, przy czym dzieci do osiągnięcia dojrzałości. Sposób i formę objęcia opieką określa ustawa.

Art. 2.13:   ....................................

Rozdział IV

1.    System prawny Rzeczpospolitej


Art. 4.1.1:  System prawny Rzeczpospolitej oparty jest o prawo publiczne Rzeczpospolitej oraz prawa wspólnot poddanych Rzeczpospolitej.

Art. 4.1.2: Porządek prawny Rzeczpospolitej dotyczy indywidualnych osób a nie terytorium, z wyjątkiem obszarów wspólnot wyznaczonych na podstawie art. 3 Konstytucji.

Art. 4.1.3:  Rzeczpospolia Polskie gwarantuje poddanym prawa i wolności oraz egzekwuje obowiązki zgodnie z porządkiem prawnym Rzeczpospolitej.

Art. 4.1.4:  Ochrona praw poddanego jest konstytucyjnym prawem poddanego i obowiązkiem Rzeczpospolitej, egzekucja nakazanego prawem obowiązku jest konstytucyjnym obowiązkiem zarówno poddanego jak i Rzeczpospolitej.

Art. 4.1.5:  Publiczne prawo Rzeczpospolitej stanowi Prawo Rzeczpospolitej zawarte wyłącznie w Konstytucji i ustawach stanowionych przez Władzę Ustawodawczą.

Art. 4.1.6:  Wyłączne prawo interpretacji Konstytucji i wyłącznie na wniosek Regenta spoczywa na Komisji Konstytucyjnej, w skład której wchodzi trzech delegatów: jeden przedstawiciel Regenta, jeden przedstawiciel Senatu oraz jeden przedstawiciel Prymasa.

Art. 4.1.7: Komisja Konstytucyjna na dany wniosek przeprowadza rozprawę z udziałem wnioskodawcy oraz ewentualnej opozycji i dokonuje jednogłośnie konkretnej interpretacji zapisu Konstytucji w terminie trzech tygodni od dnia sporządzenia wniosku przez Regenta lub złożenia do niego wniosku przez Trybunał Konstytucyjny lub Senat; na Regencie spoczywa obowiązek niezwłocznego zwołania posiedzenia Komisji Konstytucyjnej, lecz nie później niż na trzeci dzień od wpłynięcia wniosku z Trybunału Konstytucyjnego lub Senatu.

Art. 4.1.8:  Konkretna interpretacja zapisu Konstytucji dokonana przez Komisję Konstytucyjną staje się wiążąca dla Trybunału Konstytucyjnego po ratyfikacji przez co najmniej dwóch z trzech delegujących, przy czym przekroczenie terminu ratyfikacji uznawane jest za milczącą zgodę. Termin ratyfikacji dla wszystkich wynosi jeden miesiąc, przy czym dla Senatu o ile interpretacja została dokonana i złożona delegującym w czasie trwania jego sesji, inaczej termin wynosi jeden tydzień od dnia rozpoczęcia najbliższej sesji.  

Art. 4.1.9:  Wyłączne prawo interpretacji zapisów prawa spoczywa w gestii Władzy Ustawodawczej na wniosek właściwej Władzy Sądowniczej lub Regenta i odbywa się w sposób właściwy dla stanowienia tego prawa;

Art. 4.1.10:            Każda grupa co najmniej siedmiu poddanych może utworzyć wspólnotę własnego prawa regulującego relacje pomiędzy dorosłymi członkami wspólnoty, poprzez złożenie do odpowiedniej władzy Rzeczpospolitej wniosku o rejestrację wraz z przepisami prawa tej wspólnoty, sposobów jego zmian i ich zatwierdzania przez wspólnotę oraz zasad rozstrzygania sporów i egzekucji praw i obowiązków.

Art. 4.1.11:            W sprawach nie objętych aktualnie zgłoszonym prawem danej wspólnoty ma zastosowanie prawo publiczne Rzeczpospolitej na wniosek dowolnej strony złożony właściwej władzy Rzeczpospolitej. Złożenie takiego wniosku jest konstytucyjnym prawem poddanego, korzystania z którego nie wolno zakazać ani utrudniać pod sankcją wynikającą z przepisów rozdziału o ochronie Konstytucji.

Art. 4.1.12:            Każdy potomek poddanej Rzeczpospolitej podlega prawu Rzeczpospolitej jak poddany w porządku prawnym matki od momentu przyjęcia poddaństwa przez matkę lub od momentu poczęcia aż do czasu osiągnięcia dojrzałości, lecz nie dłużej niż do 21 roku życia.

Art. 4.1.13:            W przypadku wątpliwości przyjmuje się, że matką jest ta, która urodziła będąc poddaną lub przed przyjęciem poddaństwa ważnie przysposobiła według właściwego prawa.

Art. 4.1.14:            Poddani mogą przysposabiać i być przysposabiani jedynie w ramach własnego porządku prawnego.

Art. 4.1.15:            Sieroty po poddanych oraz sieroty po rodzicach bez poddaństwa, podlegają ochronie i publicznemu porządkowi prawnemu Rzeczpospolitej jak Obywatele.

Art. 4.1.16:            Rzeczpospolia Polskie strzeże umów zawartych w systemie prawnym Rzeczpospolitej według porządku w którym zostały zawarte.

Art. 4.1.17:            Wszelkie cywilne relacje prawne pomiędzy poddanymi z różnych porządków prawnych wymagają dobrowolnego określenia z góry porządku prawnego w którym będą mieć miejsce. W wypadku nieokreślenia z góry i późniejszego braku zgody stron, przyjmuje się że właściwy jest porządek publiczny, chyba że strony mogły rozpoznać lub wiadome im było że jedną ze stron jest członek Narodu Polskiego, gdyż wtedy przyjmuje się, że właściwe jest Prawo Wspólnoty Członków Narodu Polskiego.

Art. 4.1.18:            W cywilnych relacjach prawnych pomiędzy poddanymi w ramach jednego porządku prawnego, strony mogą dobrowolnie z góry określić jako właściwy publiczny porządek prawny Rzeczpospolitej pod warunkiem zachowania formy pisemnej i niezwłocznej rejestracji we właściwej władzy Rzeczpospolitej pod rygorem nieważności aktu. Akt dotyczy wyłącznie zdarzeń przyszłych.

Art. 4.1.19:            W relacjach pomiędzy członkami Narodu Polskiego ma zastosowanie wyłącznie Prawo Wspólnoty Członków Narodu Polskiego.

Art. 4.1.20:            Każdy poddany w każdym czasie może wskazać funkcjonujący w Królestwie porządek prawny któremu chce podlegać, poprzez świadomy i dobrowolny akt woli złożony wobec właściwej władzy Rzeczpospolitej według prawa Rzeczpospolitej określonego ustawą, składając zarazem zobowiązanie bezwzględnego dotrzymania wszelkich już istniejących zobowiązań w ramach porządku prawnego w jakim zostały zawarte.

Art. 4.1.21:            W wypadku popełnienia pomiędzy członkami różnych wspólnot prawnych czynów zakazanych określonych w prawie choć jednej z nich, jeżeli popełniający miał możliwość rozpoznania prawnej przynależności ofiary czynu zakazanego zastosowanie ma prawo tej z zaangażowanych wspólnot które jest surowsze według kryteriów prawnych Rzeczpospolitej określonych ustawą. W innym wypadku stosuje się prawo sprawcy lub prawo Rzeczpospolitej, w zależności od tego które jest surowsze według kryteriów prawnych Rzeczpospolitej.

Art. 4.1.22:            .....................................................


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/obserwator/najwyzszy-czas-na-konkrety#comment-1498960

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.