wtorek, 28 kwietnia 2015

Nadchodzi era głupców


 

 

Wreszcie będziemy mieli prawdziwą demokrację!
Bo przecież jak nauczano, demokracja to rządy większości.
Lecz na świecie tak się składa, nie bójmy się użyć tego brzydkiego sformułowania, że większość to niestety głupcy. Do głupców zaliczyłem też "przeciętniaków", czyli takich, co to życie sobie jakoś ułożą, ale jak to się brzydko mówi – "wyżej ch... nie podskoczą", czyli już raczej po raz drugi koła nie wymyślą.
Rozkład "mądrości" na świecie określa oczywiście słynna statystyczna krzywa dzwonowa i w tym wypadku granicę ludzi inteligentnych przyjęto na IQ=110. I okazuje się niestety, że ludzi naprawdę mądrych jest dokładnie 25,02%. Tyle samo zresztą, jak beznadziejnych tępaków i upośledzonych umysłowo, co to sobie sami butów nie potrafią zawiązać. Czyli tych niespecjalnie mądrych jest 74,98%.
Szokujące dla kogoś dane? Nie do wiary? Tak właśnie stwierdził świat nauki, czyli ci najwięksi mądrale, więc może coś podkolorowali?
Lecz można się samemu przekonać -   http://webspace.ship.edu/cgboer/intelligence.html

I nie ważne, czy skończony głupek, czy autentyczny geniusz – w demokracji i jeden i drugi ma jeden głos i głos głupka i geniusza waży dokładnie tyle samo.

Ktoś teraz może się zdenerwować, oczywiście, ten z klasy mądrali i zapytać: - po co to pitolenie, przecież to od lat powszechna wiedza.
Powszechna, nie powszechna, ale od paru lat, coraz bardziej rzucająca się w oczy. I to nie przy kasach w supermarketach, czy w przypadku słynnych policjantów, tylko w miejscach dla każdego najważniejszych: - w polityce, w rządzeniu, w wymiarze sprawiedliwości, a nawet na uniwersytetach.

Wszędzie nagle nastąpił wylew miernot. A co najgorsze dla wszystkich:  na kierowniczych, decyzyjnych stanowiskach.
Czym to grozi dla państwa i dla obywateli – dzisiaj dokładnie widać.
Skoncentrujmy się na naszym biednym kraju.
Choćby taka obserwacja – prezydencka. Przez minione 25 lat, dane nam było własnym wyborem (choć czasami słynne PKW na ruskich serwerach mogło pomóc) posadzić na tym najważniejszym stolcu takich ludzi:
Wałęsę, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego Lecha, oraz ostatnie nieszczęście, Bronisława Komorowskiego. Dokładnie czterech ludzi.
Kryterium ponad przeciętnej inteligencji spełniał tylko jeden. To profesor Lech Kaczyński. Według prawideł matematyki i rozkładu Gaussa, dwóch powinno mieścić się w średniej, która zawiera się w obszarze IQ>90 i IQ<110. Lecz tak nie było. Kryteria te od biedy, kryteria średniaka, spełniał jedynie "cwaniaczek" Kwaśniewski, natomiast dwóch pozostałych, czyli "mędrzec Europy" Wałęsa i skaczący po fotelach Komorowski lokują się w dolnym przedziale krzywej. I to nikogo nie obrażając.
Wbrew pozorom, ci dwaj z dolnych przedziałów, Wałęsa i Komorowski nie są najniebezpieczniejsi. To folklor. Rozrywka dla ludu i sposób na dowartościowanie się – patrzcie, nie jestem taki zły i głupi, jeżeli mamy takiego obciachowego prezydenta.
Niebezpieczni najbardziej są ci średniacy. Bo oni już kombinują. To tutaj jest najwięcej towarzyszy szmaciaków. Myślenie już jest na wyższym poziomie, czasem się nawet uda jakąś książkę przeczytać (lecz czy zrozumieć, to już nie takie pewne), lecz nie w pełni wykształcił się u nich żelazny kręgosłup moralny. Tu rządzi, tak ukochany przez lewicę i liberalne lewactwo, relatywizm. Wszystko, co nie jest zabronione paragrafem, czyli ewentualną odsiadką, jest dozwolone. Nawet zmiana płci na życzenie.
Prezydenci Polski są świetnym przykładem, że matematyka jest królową nauk. I jak już raz się niezbicie udowodni, że 2+2=4, to nijak nie może być inaczej. Tak samo z tym statystycznym rozkładem IQ.
Żeby przypadkiem nie było żadnych wątpliwości – to nie jest polska specjalność, to zależności ogólnoświatowe. Lecz do tego dojdziemy później.

Dlaczego to zjawisko w polityce nie było tak widoczne w poprzednich latach? To jest dosyć istotne i tajemnicze pytanie.
Czyżby decydowała o tym istniejąca, nawet szczątkowa klasowość? Czy może to były echa intelektualizmu i szacunku dla mądrości, które zdołały przetrwać lata okupacji, za nim toporna, komusza propaganda obiecała każdemu tępemu parobkowi buławę w plecaku.
Jaka by nie była przyczyna takich postaw to nierozgarnięci przeciętniacy nie pchali się do władzy całymi stadami. Woleli pozostawić rządzenie tym, którzy mieli autorytet. Oczywiście, nie mówimy tu o komunie, bo to był zupełnie inny cyrk.
Ale autorytetów coraz mniej. A nawet jak już są, to są wyśmiewani i na przykład przezywani kartoflami. Pamiętacie?

Mam swoją teorię. Prawdziwe autorytety, czyli jak rozumiem, ludzie mądrzy, którzy mają wpływ na opinię publiczną, świadomie się niszczy, a na ich miejsce podstawia się fałszywki. Najczęściej tak zwanych celebrytów.
Czy kiedyś Czesław Niemen, albo Andrzej Łapicki, niekwestionowane gwiazdy wypowiadały się do każdego podsuniętego przez idiotkę -dziennikarkę mikrofonu na każdy, dowolny temat? Oczywiście, że nie. Po pierwsze mieli oni poczucie własnej godności i własnych niedoskonałości. A po drugie, co nie mniej istotne, mało było wówczas wśród dziennikarzy takich skrajnych i bezczelnych idiotów, jak to ma miejsce dzisiaj. A dzisiaj? Taki powiedzmy Hołdys w kapelutku, z miną ponurego kretyna, czy pani Czubaszek, wg. mnie poważnie zaburzona, robią za niekwestionowane autorytety.

Zgroza i katastrofa.

Lecz najgorszy wniosek, który wysnuwam, to ten, że jest to świadome działanie. Jakieś tajemnicze stowarzyszenie "mędrców", pretendujących do władzy nad światem, czy to Klub Rzymski, który już w połowie lat 70-tych wyliczył, że Polaków powinno być tylko 15 milionów i co chyba właśnie jest realizowane, czy to jakiś inny Bilderberg, zdecydowało, że dla dobra ludzkości trzeba ograniczyć poziom świadomości ludzkości, jak tylko się da, obniżać współczynnik inteligencji, promować przeciętność, propagować głupotę i wykorzystując naturalne lenistwo i gnuśność ograniczać edukację, zdolność do samodzielnego rozumowania, a gotowe wzorce dostarczać propagandowymi massmediami.
Ukształtować nowego człowieka XXI wieku – durnia, ale bezczelnego i nie pojmującego swojej durnoty; chama, rozpychającego się łokciami, kompletnie niewrażliwego na społeczeństwo; chłopka-roztropka, co to wszystkie rozumy pozjadał, a który powtarza tylko kalki sprytnie podsunięte przez wszechobecną propagandę i reklamę.
Tacy mamy być według tych, którzy chcą zdobyć władzę nad ludzkością i całym światem. I niech mi tu kolejny mądrala nie wyjeżdża z kpiną – oto następna teoria spiskowa! Czy to nie najbogatsi ludzie na świecie spotykają się potajemnie w Nowym Jorku, by kształtować losy świata, czy z kolei najbardziej wpływowi, jak ci z Klubu Bilderberg, wynajmują całe odosobnione hotele, czy resorty i strzegą ich spotkania tysiące policjantów? A Putin nie chciałby władać całym światem? Lub, czy ostatnio w sprawie Ukrainy, Niemcy i Francja nie pokazały, kto tak faktycznie rządzi całą Europą? Ktokolwiek pytał się "prezydenta" Tuska o zgodę, albo, co robić?

Są wąskie gremia, które wymarzyły sobie Nowy Porządek Świata, słynny NWO – New World Order.(  łac. Novus Ordo Mundi). Znowu śmiechy chichy – kolejna teoria spiskowa. Tylko już dosyć niemłoda, bo zaistniała z utworzeniem ONZ.
A co niby ta śmieszna teoria m.in. zakładała?
"... utworzenie jednej zależnej religii (projekt Haarp i Blue Beam), praniem mózgu (projekt Monarch (następca MKULTRA)), wszczepianiem innym ludziom chipów pod skórę, propagowaniem transhumanizmu, uwięzieniem ludzi w ogromnych miastach-molochach, powszechnej inwigilacji za pomocą monitoringu i sieci Echelon oraz bezgotówkowym obrotem towarami."
 [ http://pl.wikipedia.org/wiki/Nowy_porz%C4%85dek_%C5%9Bwiata ]
Niech ktoś uczciwy zaprzeczy, że któryś z tych postulatów nie jest realizowany!
Wykorzenia się chrześcijaństwo; pranie mózgu to już od świtu do nocy – coraz mniej ludzi myśli samodzielnie; już zaczęło się wszczepianie mikroczipów i to nie tylko zwierzętom domowym – już wkrótce nam wszystkim – intensywnie pracuje się nad tym; a monitoring... ile już jest kamer w samej Warszawie, kto już nie ma komórki w kieszeni, która stale ciebie namierza; a satelity, które potrafią czytać nawet mały tekst w gazetach... Utopia? Normalna rzeczywistość proszę państwa.

Zachowując pozory demokracji i ułudę wpływu zwykłych ludzi, jednocześnie bardzo starannie, przynajmniej już w Polsce, zniszczono demos, czyli wg. jednej z definicji " Społeczność wolnych obywateli, dorosłych mężczyzn, stałych mieszkańców zamieszkujących dem, lub wywodzących się zeń, prawidłowo wywiązujących się z obowiązków wobec społeczeństwa, przez co ujętych w spisach obywateli jako demotes i posiadających polityczne prawo głosu. " To definicja klasyczna; dzisiaj oczywiście dodajemy tutaj kobiety. Ale od niedawna, gdzieś od 100 lat.

Nie ma już demosu, nie ma prawdziwych obywateli. Są poddani, niemalże niewolnicy, a już takimi są bez wątpienia pracownicy wielkich korporacji, dodatkowo omotani pajęczyną bankowych kredytów.
To nie obywatele z poczuciem przynależności do społeczeństwa i państwa, czyli bez żadnych wątpliwości patrioci. To wolne atomy, egoistyczne i samolubne, nie zainteresowane jakimkolwiek dobrostanem poza końcem nosa.
Po co tym ludziom mądrość, po co im inteligencja? Żeby za dużo rozmyślali, albo jeszcze nie daj Boże zabrali się za religię, naukę i filozofię?
Taki człowiek władcom jest absolutnie niepotrzebny.
Świat dąży w kierunku uczynienia z ludzkości rzeszy poddanych, sterowanych i kontrolowanych na każdym kroku przez bardzo wąską elitarną grupę, posiadającą całą władzę i wszystkie wyobrażalne bogactwa.
Już zresztą jest 80 osób, którzy posiadają tyle, co połowa ludzkości.
[ http://biznes.onet.pl/wiadomosci/swiat/80-osob-ktore-posiadaja-tyle-co-polowa-ludzkosci/bz2gc  ]

To nie wytarty slogan, albo takie sobie hasełko: Bogaci stają się coraz bogatsi, biedni coraz biedniejsi.
Kim myślisz jesteś? Może klasą średnią? Nie ma w Polsce klasy średniej, zniszczono ją prawie całkowicie przez ostatnie 25 lat. Bardzo się o to starali różni Balcerowicze, Kołodki, Kwaśniewskie, Lewandowskie i Jan Krzysztof Bielecki. Klasa średnia w państwie poddanych jest niepotrzebna.
Drobnych polskich przedsiębiorców, jak również handlarzy, czy powiedzmy aptekarzy wykończają wielkie międzynarodowe sieci i korporacje. Mimo, że na początku transformacji można było nie dopuścić do takiego upadku i przyjąć kurs na przedsiębiorczość i bogacenie się obywateli.
Bogacili się tylko ci nieliczni, wskazani przez centralny aparat, nadzorowany przez tajne służby.

W tej nowej rzeczywistości, którą nam się właśnie kreuje, również do polityki i rządzenia nie są potrzebni ludzie wybitni i jakieś umysłowe talenty. Toteż widzimy, to co widzimy. I to nie tylko w Polsce, a pan prezydent USA, Barack Hussein Obama, niech będzie jedynym przykładem światowej "elity intelektualnej".
Koncentrując się na kraju ojczystym, doprawdy mam poważne trudności, żeby wskazać choć jednego intelektualistę i zarazem uczciwego człowieka, który jest we władzach, albo w polityce. Choć nie, europosłem został prof. Krasnodębski. Ale prof. Zybertowicz już nie. No więc kto?
Piłkarzyk Tusk? "Szogun" Komorowski? Kłamczucha Kopacz? Bufon i narcyz Sikorski? "Niebezpieczny dla Rosji" Borusewicz? To sama góra. Gdybym chciał wszystkich wymienić, to pewnie musiałbym napisać z tysiąc nazwisk. Wszystko to totalne miernoty, którym na dodatek odbiło, jak łyknęli nieco władzy. W żadnym wypadku z grupy o IQ powyżej 110. Zyta Gilowska poza polityką. Podobnie prof. Staniszkis. Kandydat Andrzej Duda wygląda optymistycznie, ale muszę go zobaczyć w działaniu. Niech więc zostanie tym prezydentem, a notowania Polski na arenie międzynarodowej natychmiast podskoczą o 10 punktów – nawet w Japonii.

Jak widać spełnia się idea międzynarodowych macherów rzeczywistością, wyznawców, nie tylko w teorii NWO – głupcy wybierają głupców; albo odwrotnie – głupcami rządzą głupcy.

Mądrość i inteligencja jest passe. Gdy rozsądnie wypowiadasz się i dyskutujesz, to te dolne 75% przystępuje do ataku. Mądrość i wiedza jest niemile widziana. Wywołuje złość i opór. Chociaż w pewnym stopniu trudno się dziwić, bo omawiane miernoty, coraz częściej sięgają po akademickie tytuły doktorskie i łatwo, jak nigdy je zdobywają. Mamy więc i doktora Kulczyka, oraz doktor "Barbie" Ogórek. Nawet ta "poczciwina mentalna" Komorowski umieścił ten tytuł przed nazwiskiem, chociaż nie ma do tego prawa. Jak ex-prezydent Kwaśniewski do tytułu magistra, bo wyższej uczelni nie chciało mu się (albo nie zdołał) ukończyć.

Czy to zjawisko, które opisuję, jest już nieodwracalne i zafiksowane?
To przecież koniec naszej łacińskiej cywilizacji. To ponure wizje przyszłości o której pisali Huxley, Orwell, Fukuyama, czy nasz genialny Stanisław Lem.

Jestem optymistą i wydaje mi się, że ten diaboliczny wobec ludzkości projekt walnie i się rozpadnie. Takie auto – destrukcyjne i nihilistyczne ruchy zawsze mają miejsce w przełomowych momentach dziejów ludzkości. Lecz rozsądek zawsze w końcu zwycięża. Nie jesteśmy przecież samobójcami i urodzonymi niewolnikami. Po co Pan w Niebiosach dał nam wolną wolę? Po co pozwolił nam decydować o własnym losie?
Od nas wyłącznie zależy, czy przywrócimy tak zaburzony przez okropieństwa XX wieku, szczególnie faszyzm i komunizm, naturalny porządek rzeczy.
Słabsi i mniej lotni ponownie zaufają tym trochę mądrzejszym i obdarzą ich koniecznym szacunkiem. A ci nieco mądrzejsi nigdy nie będą działać egoistycznie, lecz tylko i wyłącznie dla dobra wspólnego. Dobra wszystkich – swojej rodziny, otoczenia, społeczeństwa i narodu.

Tak zazwyczaj do tej pory kończyła się walka dobra ze złem.
A pamiętajmy, że najsilniejszą bronią Szatana jest właśnie głupota.

 

piątek, 24 kwietnia 2015

Interes POLSKA


Jak państwo myślą – ile warta jest Polska? Tak, jako towar rynkowy.
Dużo, bardzo dużo. Mimo dwudziestu pięciu lat systematycznego rozkradania, ciągle wartość Polski jest ogromna. Tak, tak – łakomy kąsek.

Oczywiście była więcej warta w roku 1989, gdy w Magdalence zdefiniowano konkretny status i przyszłość państwa. To właśnie tam, śmiem twierdzić, zdecydowano zakończyć zabawę w Polskę – rozwijające się normalnie państwo i zamiast tego, wystawić nasz kraj na rynek, albo giełdę, jako towar, lub inaczej, masę upadłościową po komunizmie, którą od tego czasu będzie można spieniężyć, czy to poprzez "wyprzedaż", czyli pospolitą grabież, zmianę faktycznego właściciela (prywatyzacja), ordynarną kradzież, czy nawet poprzez czynności upadłościowe (stocznie). Przecież dosłownie wszystko było bezpańskie - należało do mitycznego "Narodu". Jak tu tego nie brać?

Ja widzę tutaj zastosowany klasyczny neokolonializm. O takiej właśnie przyszłości Polski zdecydowano nie tylko w Magdalence, ale także we wielu europejskich gabinetach.
A my, naiwne prostaczki uznaliśmy, że dano nam wolność i suwerenność. Ha, ha... Tak samo, jak Ukrainie.
Suwerenność i wolność to my dopiero będziemy musieli sobie wywalczyć. Zerwać neokolonialne kajdany; przepędzić z kraju metropolitalnych pachołków, co to już stolicę Polski przenosili do Berlina. Zwrócić Polskę Polakom.

Co obecnie się dzieje:
pełna i gruntowna eksploatacja przez metropolie, kompletnie skorumpowany aparat władzy wewnętrznej, ludność tubylcza również traktowana jako źródło zysku (3 mln emigrantów). Dosłownie wszystkie poczynania dokonywane na terenie Polski nie miały zwiększać dobrostanu kraju, czyli zapewniać rozwój, tylko miały przynosić zyski. W przeważającej mierze  ludziom i instytucjom obcym, oraz marginalnie wykształconym w procesie grabieży majątku narodowego oligarchom, a także skorumpowanym decydentom na różnych szczeblach władzy.
Dokładnie takie same działania i praktyki mogliśmy obserwować kilkadziesiąt lat temu, gdy kolonializm był czymś normalnym na świecie. A nawet dzisiaj to się dzieje w stosunku do takiego Konga, czy Nigerii, niby krajów post-kolonialnych, lecz ciągle wyniszczająco eksploatowanych, już nie tylko przez metropolie, ale także wielkie międzynarodowe korporacje.
Do tej grupy dołączono młodziutką i bogatą kolonię – Polskę. Ma ktoś argumenty, aby przeciwko temu zaprzeczyć?

Przypatrzmy się i policzmy, z jaką wartością Polski, jako towaru, albo interesu do zrobienia, mamy do czynienia. To już zostało dokładnie wyliczone. A jakże! Pełna inwentaryzacja magazynu z towarami pod nazwą Polska. Aż się przeraziłem, jak sprawdziłem ile tych wyliczeń jest i kto to sobie skrupulatnie liczy. Choć mimo tego, są to wyliczenia niekompletne i powierzchowne. Odnoszę wrażenie, że to tylko to, co łatwo daje się ukraść i spieniężyć i to, co przynosi konkretny standardowy zysk.

Według takich informacji Polska dzisiaj jest warta 1 bilion 46,3 miliarda złotych. Aby być konkretnym, jest to majątek Skarbu Państwa. ( [1], [2]). Czyli takie rzeczy, które łatwo policzyć i oszacować – grunty, infrastruktura, odkryte zasoby, pieniądze, domy, zakłady należące do państwa, itd.
Pod tą sumę podaną powyżej, państwo polskie może na świecie zaciągać pożyczki. Bo na tym można położyć łapę. Przejąć, albo sprzedać. Jak dzisiaj Grecja, by spłacać długi, chce sprzedawać swoje wyspy, a słynny port w Pireusie przejmują zagraniczni właściciele.

Więc chociaż tego się głośno i publicznie nie mówi, ten bilion z hakiem, to nie jest cała wartość Polski. To tylko fragment. Ale i tak niezły.

Przede wszystkim nie wzięto pod uwagę wartości NBP i jego skarbca. Tymczasem według oficjalnych danych nasz bank centralny dysponował rezerwami w kwocie blisko 97,8 mld dolarów na koniec 2011 roku. Najnowsze dane NBP mówią już o 109 mld dolarów lub na dzisiaj około 400 mld złotych.

W istniejącym "Sprawozdaniu o stanie mienia Skarbu Państwa" nie wzięto też pod uwagę zabytków, a przede wszystkim zasobów naturalnych. Ukryte w naszej ziemi węgiel, miedź, srebro, siarka, cynk czy ołów są warte miliardy dolarów. O gazie łupkowym już nie wspominając.

Oraz oczywiście nie ma w tym wyliczeniu Skarbu Państwa wartości polskich lasów, bo nasi ojcowie sprytnie i przewidująco wynieśli to dobro poza łatwe manipulacje rządów i ich ministerstwa skarbu, zabezpieczając to konstytucją.
Wartości lasów polskich są drastycznie zaniżane. Podejrzewam, że to przygotowania w celu rychłej sprzedaży.
Na przykład sama wartość drzewostanu szacowana jest na 200 mld złotych. Ale... w śmiesznym przeliczeniu 20 tyś zł za 1 hektar [4]. Chętnie sam bym kupił parę hektarów za taką cenę. (Np. hektar jodły to już 40 tyś. zł) Nieważne...
Ale jest też druga strona medalu. Gdyby na wzór niemiecki pokusić się o oszacowanie wartości niematerialnych [ lasów – jk], to wyliczenia mogłyby wzrosnąć pięć, a może nawet 11 razy [4]pozostając przy najniższym oszacowaniu, to wartość lasów polskich to jeden bilion złotych (1 bln zł.)
Czyli same nasze lasy są warte niemalże tyle co cała reszta Skarbu Państwa !!!
Wyobrażacie sobie państwo, jaka tu może być skala przekrętu i dlaczego kombinatorzy od lewych zysków czaili się w sejmie z nocnymi głosowaniami tuż przed świętami.

Jednakże, te wszystkie oszacowane dobra materialne, to jest nic, pestka, w porównaniu z największym dobrem kraju do rozkradzenia – ludzi, Polaków.

Na początek najłatwiejsza część – majątek Polaków. Polacy są biedni, a ja osobiście powiedziałbym – bardzo biedni. Mimo, że dwukrotnie bogatsi od przeciętnego Chińczyka, to czterokrotnie biedniejsi od typowego Greka. A już od Szwajcara Polak jest 20 razy biedniejszy.
Ile jest tej biedy? Średni majątek Polaka wynosi 26 tyś USD, czyli około 80 tysięcy złotych. [5]To bardzo skromnie. Lecz nawet wówczas, gdy zaokrąglimy, że jest nas Polaków 38 milionów, to zgromadzony w naszych rękach prywatny majątek wynosi 3 biliony 40 miliardów złotych. Jest z czego, nas bidaków okraść. Co zresztą czynią nieustannie takie niepolskie instytucje, jak rząd (niby-polski), banki, towarzystwa ubezpieczeniowe itp.
Było nie było – to co jest w rękach polskiej biedy to i tak trzy razy więcej niż wartość Skarbu Państwa.

Lecz to tylko mały pryszczyk w odniesieniu do najważniejszego – wartości samego człowieka, wartości Polaka.
Pozwólcie państwo, że dla efektu przytoczę oryginalny fragment:
" Average British person has a net worth of £147,134 - less than 0.01 per cent of that of David Beckham..." [6] (Wartość netto typowego Brytyjczyka to 147 134 funty, co stanowi nieco mniej niż 0,01 % Davida Beckhama)
Jak widać, cena człowieka, człowiekowi nie równa. Lecz właśnie po to obliczamy średnią, uwzględniając i niemowlaków i starców o lasce.
Polacy zasadniczo od Brytyjczyków się nie różnią, choć ja bym uczciwie stwierdził, że są od nich więcej warci. Lecz liczmy po brytyjsku. Funt UK dzisiaj to około 5 zł, więc wartość jednego Polaka to 735 tysięcy złotych. I ponownie, przyjmując 38 mln polskich obywateli, mamy wartość Polaków = 27 bilionów 730 miliardów złotych. To jest prawdziwy polski skarb!
Dla treningu umysłowego na temat jak się rozkrada tą środkowo-europejską kolonię, Polskę, popatrzmy sobie na te 3 miliony Polaków, którzy wyemigrowali z kraju po 2004 roku (niektórzy twierdzą, że to była też umowna cena za przystąpienie do UE). Załóżmy, że oni już nigdy nie wrócą do ojczyzny.
To nie dzieci i starcy wyjechali na zachód, tylko kobiety i mężczyźni w tak zwanym wieku roboczym. Wartość takiego człowieka szacuje się na świecie na około 1 mln USD. Czyli na dzisiaj zaokrąglając – 3,5 mln zł. Świat ( choć w 98% Europa) dostał towar = 3,5 mln x 3 mln. Proszę sprawdzić nasz śliczny prezencik dla opływający w dobrobyt zachód w wysokości 10 i pół biliona złotych. Z dodatkowym bonusem, bo są to wszyscy, jak jeden mąż, ludzie wykształceni, w tym znaczna część na poziomie uniwersyteckim.

Czy mogę zatem powiedzieć, że współcześni neokolonialiści i łowcy niewolników, znaleźli pod samym nosem prawdziwy skarb – postkomunistyczną, rozbitą Polskę, z władzami gotowymi sprzedać wszystko za każde pieniądze?
Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że taki scenariusz byłby absolutnie niemożliwy, gdyby tak zwane "obalenie komunizmu" i późniejsza "transformacja" byłyby uczciwe i rzetelne. Lecz tysiące dogadanych już z partnerami magików, ze wymienię tylko najbardziej szkodliwych – Kiszczak, Wałęsa, Michnik, Balcerowicz, zadbało o to starannie, żeby polski wóz potoczył się dokładnie w tą stronę i gładko wpadł w koleiny neokolonializmu.
Odbył się chyba deal stulecia – przejęcie Polski, wraz z całym majątkiem i stanem osobowym, przez światowe metropolie i międzynarodowe korporacje.

Oczywiście to jest proces który ciągle trwa, nie da się tego zrobić w jedną chwilę. Jednakże szkody już poczynione, są ogromne. Rozgrabiono i zniszczono ogromny majątek.
I jeszcze w koło pełno aktywnych kombinatorów: - dzisiaj, na naszych oczach wyciągają swe brudne łapy po polski majątek: Amerykanie i Rosjanie po polski gaz i metale, Niemcy po węgiel i media, Francuzi po pieniądze na modernizację armii. Nawet Żydzi chcą polskie miliardy za wyimaginowane straty, które po prawdzie spowodowały Niemcy i Rosja.
Oraz cała Europa, a teraz już nawet kraje Zatoki Perskiej, bardzo chcą polskiego człowieka: pielęgniarki, lekarzy, inżynierów, informatyków, inżynierów, ślusarzy, spawaczy, robotników i hostessy. Wszystkich, za darmo dla nich, wykształconych w kolonii.

Każdy patrzy na Polskę, nie jak na suwerenne państwo, tylko jak na dobry interes. Takie są zasady kolonializmu i współczesnej eksploatacji zasobów.

Czy chcemy stać się kolejną kolonią? Czy możemy do tego dopuścić? Widziałem Kongo, Angolę, Nigerię i dziesiątki innych byłych kolonii i to nie tylko w Afryce. Dziesiątków, jeżeli nie setek lat potrzeba potem, żeby się z tego wydźwignąć.
A będzie się z czego wydźwigać, jak już Polska zostanie kompletnie rozkradziona?

By uratować kraj, przed kolonialnym upadkiem najpierw trzeba przegonić obecną władzę i rozbić Układ, który tą fasadową władzą steruje. Przecież widać, że oni robią tylko interesy.
Tak było z Kopacz, jak chciała zamykać kopalnie. I tak jest dzisiaj z Tuskiem, który sobie kupił francuskie poparcie za helikopterowy kontrakt rujnujący polski przemysł zbrojeniowy.

Jak już odzyskamy władzę i naród ponownie, prawie po 80 latach jarzma, stanie się suwerenem, będziemy wiedzieć, co dalej robić – jak zaprowadzić porządek, jak się rządzić, jak rozliczyć zdrajców i szkodników państwa i jak odrodzić zrujnowaną, likwidowaną gospodarkę.
Polska ma nadal być dobrym interesem. Tylko już nie dla międzynarodowych mafiozów i "zaprzyjaźnionych" rządów oraz garstki krajowych zdrajców. Koniec grabieży panowie i panie.

Teraz Polska będzie dobrym interesem dla wszystkich Polaków. Krajem gdzie dobrze się rodzić, wychowywać, uczyć, zakładać rodzinę i bezpiecznie odpoczywać na starość.

 



[1] http://infografika.wp.pl/title,Ile-warta-jest-Polska,wid,15272486,wiadom...
[2] http://polimaty.pl/2015/03/ile-kosztuje-polska/
[3] http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2108363/Apple-worth-Polan...
[4] http://www.laspolski.pl/W_sejmie_lasy_warte_200_miliardow,strona-2308.html
[5] http://www.bogatyelblag.pl/ile-majatku-srednio-posiadaja-polacy,22633.html
[6]
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2574038/Average-British-person-n...

.
Idee
2015-04-24 11:04

Jak państwo myślą – ile warta jest Polska? Tak, jako towar rynkowy.
Dużo, bardzo dużo. Mimo dwudziestu pięciu lat systematycznego rozkradania, ciągle wartość Polski jest ogromna. Tak, tak – łakomy kąsek.

Oczywiście była więcej warta w roku 1989, gdy w Magdalence zdefiniowano konkretny status i przyszłość państwa. To właśnie tam, śmiem twierdzić, zdecydowano zakończyć zabawę w Polskę – rozwijające się normalnie państwo i zamiast tego, wystawić nasz kraj na rynek, albo giełdę, jako towar, lub inaczej, masę upadłościową po komunizmie, którą od tego czasu będzie można spieniężyć, czy to poprzez "wyprzedaż", czyli pospolitą grabież, zmianę faktycznego właściciela (prywatyzacja), ordynarną kradzież, czy nawet poprzez czynności upadłościowe (stocznie). Przecież dosłownie wszystko było bezpańskie - należało do mitycznego "Narodu". Jak tu tego nie brać?

Ja widzę tutaj zastosowany klasyczny neokolonializm. O takiej właśnie przyszłości Polski zdecydowano nie tylko w Magdalence, ale także we wielu europejskich gabinetach.
A my, naiwne prostaczki uznaliśmy, że dano nam wolność i suwerenność. Ha, ha... Tak samo, jak Ukrainie.
Suwerenność i wolność to my dopiero będziemy musieli sobie wywalczyć. Zerwać neokolonialne kajdany; przepędzić z kraju metropolitalnych pachołków, co to już stolicę Polski przenosili do Berlina. Zwrócić Polskę Polakom.

Co obecnie się dzieje:
pełna i gruntowna eksploatacja przez metropolie, kompletnie skorumpowany aparat władzy wewnętrznej, ludność tubylcza również traktowana jako źródło zysku (3 mln emigrantów). Dosłownie wszystkie poczynania dokonywane na terenie Polski nie miały zwiększać dobrostanu kraju, czyli zapewniać rozwój, tylko miały przynosić zyski. W przeważającej mierze  ludziom i instytucjom obcym, oraz marginalnie wykształconym w procesie grabieży majątku narodowego oligarchom, a także skorumpowanym decydentom na różnych szczeblach władzy.
Dokładnie takie same działania i praktyki mogliśmy obserwować kilkadziesiąt lat temu, gdy kolonializm był czymś normalnym na świecie. A nawet dzisiaj to się dzieje w stosunku do takiego Konga, czy Nigerii, niby krajów post-kolonialnych, lecz ciągle wyniszczająco eksploatowanych, już nie tylko przez metropolie, ale także wielkie międzynarodowe korporacje.
Do tej grupy dołączono młodziutką i bogatą kolonię – Polskę. Ma ktoś argumenty, aby przeciwko temu zaprzeczyć?

Przypatrzmy się i policzmy, z jaką wartością Polski, jako towaru, albo interesu do zrobienia, mamy do czynienia. To już zostało dokładnie wyliczone. A jakże! Pełna inwentaryzacja magazynu z towarami pod nazwą Polska. Aż się przeraziłem, jak sprawdziłem ile tych wyliczeń jest i kto to sobie skrupulatnie liczy. Choć mimo tego, są to wyliczenia niekompletne i powierzchowne. Odnoszę wrażenie, że to tylko to, co łatwo daje się ukraść i spieniężyć i to, co przynosi konkretny standardowy zysk.

Według takich informacji Polska dzisiaj jest warta 1 bilion 46,3 miliarda złotych. Aby być konkretnym, jest to majątek Skarbu Państwa. ( [1], [2]). Czyli takie rzeczy, które łatwo policzyć i oszacować – grunty, infrastruktura, odkryte zasoby, pieniądze, domy, zakłady należące do państwa, itd.
Pod tą sumę podaną powyżej, państwo polskie może na świecie zaciągać pożyczki. Bo na tym można położyć łapę. Przejąć, albo sprzedać. Jak dzisiaj Grecja, by spłacać długi, chce sprzedawać swoje wyspy, a słynny port w Pireusie przejmują zagraniczni właściciele.

Więc chociaż tego się głośno i publicznie nie mówi, ten bilion z hakiem, to nie jest cała wartość Polski. To tylko fragment. Ale i tak niezły.

Przede wszystkim nie wzięto pod uwagę wartości NBP i jego skarbca. Tymczasem według oficjalnych danych nasz bank centralny dysponował rezerwami w kwocie blisko 97,8 mld dolarów na koniec 2011 roku. Najnowsze dane NBP mówią już o 109 mld dolarów lub na dzisiaj około 400 mld złotych.

W istniejącym "Sprawozdaniu o stanie mienia Skarbu Państwa" nie wzięto też pod uwagę zabytków, a przede wszystkim zasobów naturalnych. Ukryte w naszej ziemi węgiel, miedź, srebro, siarka, cynk czy ołów są warte miliardy dolarów. O gazie łupkowym już nie wspominając.

Oraz oczywiście nie ma w tym wyliczeniu Skarbu Państwa wartości polskich lasów, bo nasi ojcowie sprytnie i przewidująco wynieśli to dobro poza łatwe manipulacje rządów i ich ministerstwa skarbu, zabezpieczając to konstytucją.
Wartości lasów polskich są drastycznie zaniżane. Podejrzewam, że to przygotowania w celu rychłej sprzedaży.
Na przykład sama wartość drzewostanu szacowana jest na 200 mld złotych. Ale... w śmiesznym przeliczeniu 20 tyś zł za 1 hektar [4]. Chętnie sam bym kupił parę hektarów za taką cenę. (Np. hektar jodły to już 40 tyś. zł) Nieważne...
Ale jest też druga strona medalu. Gdyby na wzór niemiecki pokusić się o oszacowanie wartości niematerialnych [ lasów – jk], to wyliczenia mogłyby wzrosnąć pięć, a może nawet 11 razy [4]pozostając przy najniższym oszacowaniu, to wartość lasów polskich to jeden bilion złotych (1 bln zł.)
Czyli same nasze lasy są warte niemalże tyle co cała reszta Skarbu Państwa !!!
Wyobrażacie sobie państwo, jaka tu może być skala przekrętu i dlaczego kombinatorzy od lewych zysków czaili się w sejmie z nocnymi głosowaniami tuż przed świętami.

Jednakże, te wszystkie oszacowane dobra materialne, to jest nic, pestka, w porównaniu z największym dobrem kraju do rozkradzenia – ludzi, Polaków.

Na początek najłatwiejsza część – majątek Polaków. Polacy są biedni, a ja osobiście powiedziałbym – bardzo biedni. Mimo, że dwukrotnie bogatsi od przeciętnego Chińczyka, to czterokrotnie biedniejsi od typowego Greka. A już od Szwajcara Polak jest 20 razy biedniejszy.
Ile jest tej biedy? Średni majątek Polaka wynosi 26 tyś USD, czyli około 80 tysięcy złotych. [5]To bardzo skromnie. Lecz nawet wówczas, gdy zaokrąglimy, że jest nas Polaków 38 milionów, to zgromadzony w naszych rękach prywatny majątek wynosi 3 biliony 40 miliardów złotych. Jest z czego, nas bidaków okraść. Co zresztą czynią nieustannie takie niepolskie instytucje, jak rząd (niby-polski), banki, towarzystwa ubezpieczeniowe itp.
Było nie było – to co jest w rękach polskiej biedy to i tak trzy razy więcej niż wartość Skarbu Państwa.

Lecz to tylko mały pryszczyk w odniesieniu do najważniejszego – wartości samego człowieka, wartości Polaka.
Pozwólcie państwo, że dla efektu przytoczę oryginalny fragment:
" Average British person has a net worth of £147,134 - less than 0.01 per cent of that of David Beckham..." [6] (Wartość netto typowego Brytyjczyka to 147 134 funty, co stanowi nieco mniej niż 0,01 % Davida Beckhama)
Jak widać, cena człowieka, człowiekowi nie równa. Lecz właśnie po to obliczamy średnią, uwzględniając i niemowlaków i starców o lasce.
Polacy zasadniczo od Brytyjczyków się nie różnią, choć ja bym uczciwie stwierdził, że są od nich więcej warci. Lecz liczmy po brytyjsku. Funt UK dzisiaj to około 5 zł, więc wartość jednego Polaka to 735 tysięcy złotych. I ponownie, przyjmując 38 mln polskich obywateli, mamy wartość Polaków = 27 bilionów 730 miliardów złotych. To jest prawdziwy polski skarb!
Dla treningu umysłowego na temat jak się rozkrada tą środkowo-europejską kolonię, Polskę, popatrzmy sobie na te 3 miliony Polaków, którzy wyemigrowali z kraju po 2004 roku (niektórzy twierdzą, że to była też umowna cena za przystąpienie do UE). Załóżmy, że oni już nigdy nie wrócą do ojczyzny.
To nie dzieci i starcy wyjechali na zachód, tylko kobiety i mężczyźni w tak zwanym wieku roboczym. Wartość takiego człowieka szacuje się na świecie na około 1 mln USD. Czyli na dzisiaj zaokrąglając – 3,5 mln zł. Świat ( choć w 98% Europa) dostał towar = 3,5 mln x 3 mln. Proszę sprawdzić nasz śliczny prezencik dla opływający w dobrobyt zachód w wysokości 10 i pół biliona złotych. Z dodatkowym bonusem, bo są to wszyscy, jak jeden mąż, ludzie wykształceni, w tym znaczna część na poziomie uniwersyteckim. Czy mogę zatem powiedzieć, że współcześni neokolonialiści i łowcy niewolników, znaleźli pod samym nosem prawdziwy skarb – postkomunistyczną, rozbitą Polskę, z władzami gotowymi sprzedać wszystko za każde pieniądze?
Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że taki scenariusz byłby absolutnie niemożliwy, gdyby tak zwane "obalenie komunizmu" i późniejsza "transformacja" byłyby uczciwe i rzetelne. Lecz tysiące dogadanych już z partnerami magików, ze wymienię tylko najbardziej szkodliwych – Kiszczak, Wałęsa, Michnik, Balcerowicz, zadbało o to starannie, żeby polski wóz potoczył się dokładnie w tą stronę i gładko wpadł w koleiny neokolonializmu.
Odbył się chyba deal stulecia – przejęcie Polski, wraz z całym majątkiem i stanem osobowym, przez światowe metropolie i międzynarodowe korporacje.
Oczywiście to jest proces który ciągle trwa, nie da się tego zrobić w jedną chwilę. Jednakże szkody już poczynione, są ogromne. Rozgrabiono i zniszczono ogromny majątek.
I jeszcze w koło pełno aktywnych kombinatorów: - dzisiaj, na naszych oczach wyciągają swe brudne łapy po polski majątek: Amerykanie i Rosjanie po polski gaz i metale, Niemcy po węgiel i media, Francuzi po pieniądze na modernizację armii. Nawet Żydzi chcą polskie miliardy za wyimaginowane straty, które po prawdzie spowodowały Niemcy i Rosja.
Oraz cała Europa, a teraz już nawet kraje Zatoki Perskiej, bardzo chcą polskiego człowieka: pielęgniarki, lekarzy, inżynierów, informatyków, inżynierów, ślusarzy, spawaczy, robotników i hostessy. Wszystkich, za darmo dla nich, wykształconych w kolonii.
Każdy patrzy na Polskę, nie jak na suwerenne państwo, tylko jak na dobry interes. Takie są zasady kolonializmu i współczesnej eksploatacji zasobów.
Czy chcemy stać się kolejną kolonią? Czy możemy do tego dopuścić? Widziałem Kongo, Angolę, Nigerię i dziesiątki innych byłych kolonii i to nie tylko w Afryce. Dziesiątków, jeżeli nie setek lat potrzeba potem, żeby się z tego wydźwignąć.
A będzie się z czego wydźwigać, jak już Polska zostanie kompletnie rozkradziona?
By uratować kraj, przed kolonialnym upadkiem najpierw trzeba przegonić obecną władzę i rozbić Układ, który tą fasadową władzą steruje. Przecież widać, że oni robią tylko interesy.
Tak było z Kopacz, jak chciała zamykać kopalnie. I tak jest dzisiaj z Tuskiem, który sobie kupił francuskie poparcie za helikopterowy kontrakt rujnujący polski przemysł zbrojeniowy.
Jak już odzyskamy władzę i naród ponownie, prawie po 80 latach jarzma, stanie się suwerenem, będziemy wiedzieć, co dalej robić – jak zaprowadzić porządek, jak się rządzić, jak rozliczyć zdrajców i szkodników państwa i jak odrodzić zrujnowaną, likwidowaną gospodarkę.
Polska ma nadal być dobrym interesem. Tylko już nie dla międzynarodowych mafiozów i "zaprzyjaźnionych" rządów oraz garstki krajowych zdrajców. Koniec grabieży panowie i panie.
Teraz Polska będzie dobrym interesem dla wszystkich Polaków. Krajem gdzie dobrze się rodzić, wychowywać, uczyć, zakładać rodzinę i bezpiecznie odpoczywać na starość.


 _________________________________________________________________________________________________________________
[1] http://infografika.wp.pl/title,Ile-warta-jest-Polska,wid,15272486,wiadom... (link is external)
[2] http://polimaty.pl/2015/03/ile-kosztuje-polska/ (link is external)
[3] http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2108363/Apple-worth-Polan... (link is external)
[4] http://www.laspolski.pl/W_sejmie_lasy_warte_200_miliardow,strona-2308.html (link is external)
[5] http://www.bogatyelblag.pl/ile-majatku-srednio-posiadaja-polacy,22633.html (link is external)
[6]
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2574038/Average-British-person-n... (link is external)

.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/interes-polska#comment-1475533

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Idee
2015-04-24 11:04

Jak państwo myślą – ile warta jest Polska? Tak, jako towar rynkowy.
Dużo, bardzo dużo. Mimo dwudziestu pięciu lat systematycznego rozkradania, ciągle wartość Polski jest ogromna. Tak, tak – łakomy kąsek.

Oczywiście była więcej warta w roku 1989, gdy w Magdalence zdefiniowano konkretny status i przyszłość państwa. To właśnie tam, śmiem twierdzić, zdecydowano zakończyć zabawę w Polskę – rozwijające się normalnie państwo i zamiast tego, wystawić nasz kraj na rynek, albo giełdę, jako towar, lub inaczej, masę upadłościową po komunizmie, którą od tego czasu będzie można spieniężyć, czy to poprzez "wyprzedaż", czyli pospolitą grabież, zmianę faktycznego właściciela (prywatyzacja), ordynarną kradzież, czy nawet poprzez czynności upadłościowe (stocznie). Przecież dosłownie wszystko było bezpańskie - należało do mitycznego "Narodu". Jak tu tego nie brać?

Ja widzę tutaj zastosowany klasyczny neokolonializm. O takiej właśnie przyszłości Polski zdecydowano nie tylko w Magdalence, ale także we wielu europejskich gabinetach.
A my, naiwne prostaczki uznaliśmy, że dano nam wolność i suwerenność. Ha, ha... Tak samo, jak Ukrainie.
Suwerenność i wolność to my dopiero będziemy musieli sobie wywalczyć. Zerwać neokolonialne kajdany; przepędzić z kraju metropolitalnych pachołków, co to już stolicę Polski przenosili do Berlina. Zwrócić Polskę Polakom.

Co obecnie się dzieje:
pełna i gruntowna eksploatacja przez metropolie, kompletnie skorumpowany aparat władzy wewnętrznej, ludność tubylcza również traktowana jako źródło zysku (3 mln emigrantów). Dosłownie wszystkie poczynania dokonywane na terenie Polski nie miały zwiększać dobrostanu kraju, czyli zapewniać rozwój, tylko miały przynosić zyski. W przeważającej mierze  ludziom i instytucjom obcym, oraz marginalnie wykształconym w procesie grabieży majątku narodowego oligarchom, a także skorumpowanym decydentom na różnych szczeblach władzy.
Dokładnie takie same działania i praktyki mogliśmy obserwować kilkadziesiąt lat temu, gdy kolonializm był czymś normalnym na świecie. A nawet dzisiaj to się dzieje w stosunku do takiego Konga, czy Nigerii, niby krajów post-kolonialnych, lecz ciągle wyniszczająco eksploatowanych, już nie tylko przez metropolie, ale także wielkie międzynarodowe korporacje.
Do tej grupy dołączono młodziutką i bogatą kolonię – Polskę. Ma ktoś argumenty, aby przeciwko temu zaprzeczyć?

Przypatrzmy się i policzmy, z jaką wartością Polski, jako towaru, albo interesu do zrobienia, mamy do czynienia. To już zostało dokładnie wyliczone. A jakże! Pełna inwentaryzacja magazynu z towarami pod nazwą Polska. Aż się przeraziłem, jak sprawdziłem ile tych wyliczeń jest i kto to sobie skrupulatnie liczy. Choć mimo tego, są to wyliczenia niekompletne i powierzchowne. Odnoszę wrażenie, że to tylko to, co łatwo daje się ukraść i spieniężyć i to, co przynosi konkretny standardowy zysk.

Według takich informacji Polska dzisiaj jest warta 1 bilion 46,3 miliarda złotych. Aby być konkretnym, jest to majątek Skarbu Państwa. ( [1], [2]). Czyli takie rzeczy, które łatwo policzyć i oszacować – grunty, infrastruktura, odkryte zasoby, pieniądze, domy, zakłady należące do państwa, itd.
Pod tą sumę podaną powyżej, państwo polskie może na świecie zaciągać pożyczki. Bo na tym można położyć łapę. Przejąć, albo sprzedać. Jak dzisiaj Grecja, by spłacać długi, chce sprzedawać swoje wyspy, a słynny port w Pireusie przejmują zagraniczni właściciele.

Więc chociaż tego się głośno i publicznie nie mówi, ten bilion z hakiem, to nie jest cała wartość Polski. To tylko fragment. Ale i tak niezły.

Przede wszystkim nie wzięto pod uwagę wartości NBP i jego skarbca. Tymczasem według oficjalnych danych nasz bank centralny dysponował rezerwami w kwocie blisko 97,8 mld dolarów na koniec 2011 roku. Najnowsze dane NBP mówią już o 109 mld dolarów lub na dzisiaj około 400 mld złotych.

W istniejącym "Sprawozdaniu o stanie mienia Skarbu Państwa" nie wzięto też pod uwagę zabytków, a przede wszystkim zasobów naturalnych. Ukryte w naszej ziemi węgiel, miedź, srebro, siarka, cynk czy ołów są warte miliardy dolarów. O gazie łupkowym już nie wspominając.

Oraz oczywiście nie ma w tym wyliczeniu Skarbu Państwa wartości polskich lasów, bo nasi ojcowie sprytnie i przewidująco wynieśli to dobro poza łatwe manipulacje rządów i ich ministerstwa skarbu, zabezpieczając to konstytucją.
Wartości lasów polskich są drastycznie zaniżane. Podejrzewam, że to przygotowania w celu rychłej sprzedaży.
Na przykład sama wartość drzewostanu szacowana jest na 200 mld złotych. Ale... w śmiesznym przeliczeniu 20 tyś zł za 1 hektar [4]. Chętnie sam bym kupił parę hektarów za taką cenę. (Np. hektar jodły to już 40 tyś. zł) Nieważne...
Ale jest też druga strona medalu. Gdyby na wzór niemiecki pokusić się o oszacowanie wartości niematerialnych [ lasów – jk], to wyliczenia mogłyby wzrosnąć pięć, a może nawet 11 razy [4]pozostając przy najniższym oszacowaniu, to wartość lasów polskich to jeden bilion złotych (1 bln zł.)
Czyli same nasze lasy są warte niemalże tyle co cała reszta Skarbu Państwa !!!
Wyobrażacie sobie państwo, jaka tu może być skala przekrętu i dlaczego kombinatorzy od lewych zysków czaili się w sejmie z nocnymi głosowaniami tuż przed świętami.

Jednakże, te wszystkie oszacowane dobra materialne, to jest nic, pestka, w porównaniu z największym dobrem kraju do rozkradzenia – ludzi, Polaków.

Na początek najłatwiejsza część – majątek Polaków. Polacy są biedni, a ja osobiście powiedziałbym – bardzo biedni. Mimo, że dwukrotnie bogatsi od przeciętnego Chińczyka, to czterokrotnie biedniejsi od typowego Greka. A już od Szwajcara Polak jest 20 razy biedniejszy.
Ile jest tej biedy? Średni majątek Polaka wynosi 26 tyś USD, czyli około 80 tysięcy złotych. [5]To bardzo skromnie. Lecz nawet wówczas, gdy zaokrąglimy, że jest nas Polaków 38 milionów, to zgromadzony w naszych rękach prywatny majątek wynosi 3 biliony 40 miliardów złotych. Jest z czego, nas bidaków okraść. Co zresztą czynią nieustannie takie niepolskie instytucje, jak rząd (niby-polski), banki, towarzystwa ubezpieczeniowe itp.
Było nie było – to co jest w rękach polskiej biedy to i tak trzy razy więcej niż wartość Skarbu Państwa.

Lecz to tylko mały pryszczyk w odniesieniu do najważniejszego – wartości samego człowieka, wartości Polaka.
Pozwólcie państwo, że dla efektu przytoczę oryginalny fragment:
" Average British person has a net worth of £147,134 - less than 0.01 per cent of that of David Beckham..." [6] (Wartość netto typowego Brytyjczyka to 147 134 funty, co stanowi nieco mniej niż 0,01 % Davida Beckhama)
Jak widać, cena człowieka, człowiekowi nie równa. Lecz właśnie po to obliczamy średnią, uwzględniając i niemowlaków i starców o lasce.
Polacy zasadniczo od Brytyjczyków się nie różnią, choć ja bym uczciwie stwierdził, że są od nich więcej warci. Lecz liczmy po brytyjsku. Funt UK dzisiaj to około 5 zł, więc wartość jednego Polaka to 735 tysięcy złotych. I ponownie, przyjmując 38 mln polskich obywateli, mamy wartość Polaków = 27 bilionów 730 miliardów złotych. To jest prawdziwy polski skarb!
Dla treningu umysłowego na temat jak się rozkrada tą środkowo-europejską kolonię, Polskę, popatrzmy sobie na te 3 miliony Polaków, którzy wyemigrowali z kraju po 2004 roku (niektórzy twierdzą, że to była też umowna cena za przystąpienie do UE). Załóżmy, że oni już nigdy nie wrócą do ojczyzny.
To nie dzieci i starcy wyjechali na zachód, tylko kobiety i mężczyźni w tak zwanym wieku roboczym. Wartość takiego człowieka szacuje się na świecie na około 1 mln USD. Czyli na dzisiaj zaokrąglając – 3,5 mln zł. Świat ( choć w 98% Europa) dostał towar = 3,5 mln x 3 mln. Proszę sprawdzić nasz śliczny prezencik dla opływający w dobrobyt zachód w wysokości 10 i pół biliona złotych. Z dodatkowym bonusem, bo są to wszyscy, jak jeden mąż, ludzie wykształceni, w tym znaczna część na poziomie uniwersyteckim. Czy mogę zatem powiedzieć, że współcześni neokolonialiści i łowcy niewolników, znaleźli pod samym nosem prawdziwy skarb – postkomunistyczną, rozbitą Polskę, z władzami gotowymi sprzedać wszystko za każde pieniądze?
Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że taki scenariusz byłby absolutnie niemożliwy, gdyby tak zwane "obalenie komunizmu" i późniejsza "transformacja" byłyby uczciwe i rzetelne. Lecz tysiące dogadanych już z partnerami magików, ze wymienię tylko najbardziej szkodliwych – Kiszczak, Wałęsa, Michnik, Balcerowicz, zadbało o to starannie, żeby polski wóz potoczył się dokładnie w tą stronę i gładko wpadł w koleiny neokolonializmu.
Odbył się chyba deal stulecia – przejęcie Polski, wraz z całym majątkiem i stanem osobowym, przez światowe metropolie i międzynarodowe korporacje.
Oczywiście to jest proces który ciągle trwa, nie da się tego zrobić w jedną chwilę. Jednakże szkody już poczynione, są ogromne. Rozgrabiono i zniszczono ogromny majątek.
I jeszcze w koło pełno aktywnych kombinatorów: - dzisiaj, na naszych oczach wyciągają swe brudne łapy po polski majątek: Amerykanie i Rosjanie po polski gaz i metale, Niemcy po węgiel i media, Francuzi po pieniądze na modernizację armii. Nawet Żydzi chcą polskie miliardy za wyimaginowane straty, które po prawdzie spowodowały Niemcy i Rosja.
Oraz cała Europa, a teraz już nawet kraje Zatoki Perskiej, bardzo chcą polskiego człowieka: pielęgniarki, lekarzy, inżynierów, informatyków, inżynierów, ślusarzy, spawaczy, robotników i hostessy. Wszystkich, za darmo dla nich, wykształconych w kolonii.
Każdy patrzy na Polskę, nie jak na suwerenne państwo, tylko jak na dobry interes. Takie są zasady kolonializmu i współczesnej eksploatacji zasobów.
Czy chcemy stać się kolejną kolonią? Czy możemy do tego dopuścić? Widziałem Kongo, Angolę, Nigerię i dziesiątki innych byłych kolonii i to nie tylko w Afryce. Dziesiątków, jeżeli nie setek lat potrzeba potem, żeby się z tego wydźwignąć.
A będzie się z czego wydźwigać, jak już Polska zostanie kompletnie rozkradziona?
By uratować kraj, przed kolonialnym upadkiem najpierw trzeba przegonić obecną władzę i rozbić Układ, który tą fasadową władzą steruje. Przecież widać, że oni robią tylko interesy.
Tak było z Kopacz, jak chciała zamykać kopalnie. I tak jest dzisiaj z Tuskiem, który sobie kupił francuskie poparcie za helikopterowy kontrakt rujnujący polski przemysł zbrojeniowy.
Jak już odzyskamy władzę i naród ponownie, prawie po 80 latach jarzma, stanie się suwerenem, będziemy wiedzieć, co dalej robić – jak zaprowadzić porządek, jak się rządzić, jak rozliczyć zdrajców i szkodników państwa i jak odrodzić zrujnowaną, likwidowaną gospodarkę.
Polska ma nadal być dobrym interesem. Tylko już nie dla międzynarodowych mafiozów i "zaprzyjaźnionych" rządów oraz garstki krajowych zdrajców. Koniec grabieży panowie i panie.
Teraz Polska będzie dobrym interesem dla wszystkich Polaków. Krajem gdzie dobrze się rodzić, wychowywać, uczyć, zakładać rodzinę i bezpiecznie odpoczywać na starość.


 _________________________________________________________________________________________________________________
[1] http://infografika.wp.pl/title,Ile-warta-jest-Polska,wid,15272486,wiadom... (link is external)
[2] http://polimaty.pl/2015/03/ile-kosztuje-polska/ (link is external)
[3] http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2108363/Apple-worth-Polan... (link is external)
[4] http://www.laspolski.pl/W_sejmie_lasy_warte_200_miliardow,strona-2308.html (link is external)
[5] http://www.bogatyelblag.pl/ile-majatku-srednio-posiadaja-polacy,22633.html (link is external)
[6]
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2574038/Average-British-person-n... (link is external)

.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/interes-polska#comment-1475533

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Nie ma leków! Zdychaj Polaku!





Pisałem już o tym [1]. Genialny duet Kopacz i Arłukowicz doprowadzili swoim działaniem do zapaści rynku farmaceutycznego.

Czy to zwykła głupota? A może świadomy przekręt platformerskich szubrawców bo, jak to zdradziła "niewinna" Sawicka – na służbie zdrowia można duże lody kręcić.

Jakby nie dociekać przyczyn, kliku cwaniaków robi kokosowe interesy na polskich lekach. Najgorsze jest jednak to, że robiąc te interesy na podstawie kretynizmu Ministerstwa Zdrowia, jednocześnie pozbawiają polskich pacjentów dostępu do leków. I to nie byle jakich leków, żadnych tam witaminek, pastylek na ból głowy, czy maści na stawy, których reklamy opanowały wszystkie stacje TV, tylko tych prawdziwych leków, refundowanych, często leków ratujących życie.

Co mają robić ludzie z ciężką cukrzycą, muszących codziennie przyjmować lek, gdy nie ma odpowiedniej insuliny, bo jest wywożona za granicę?


Co się dzieje?
Zmiana przepisów, świadomie, czy nieświadomie, doprowadziła do mafijnej patologii, gdzie nie opłaca się prawidłowo sprzedawać leków pacjentom, tylko handlować nimi na dużą skalę.
Małe, rodzinne apteki, które nie uczestniczą w tym procederze, padają jak muchy.
A obywatele nie wykupują jednej trzeciej przypisanych im przez lekarzy leków.

Jak to możliwe?
Proceder prowadzony jest na dwa sposoby.
"Ten konkretny proceder umożliwia polityka cenowa producentów leków, którzy wiedzą, że w bogatszych krajach mogą dyktować wyższe ceny swych produktów, w biedniejszych, w tym w Polsce – muszą one być niższe, by były kupowane. Różnice cen bywają bardzo duże. Przykładowo specyfik kosztujący 50 euro, w Polsce dostępny jest za równowartość 20 euro. A wszystko to przy kosztach produkcji wynoszących na przykład 2 euro. Zarobek producenta, bez względu na to czy sprzeda lek w Niemczech, czy w Polsce, jest więc ogromny, choć – oczywiście – korzystniejsza jest jego sprzedaż w Niemczech.
Rozbieżność cen powoduje, że kupowanie leków w Polsce i ich sprzedawanie w Niemczech staje się szalenie zyskownym procederem. Problem w tym, że nielegalnym. Dlatego działalność taka odbywa się zwykle przez hurtownie-słupy, powstające tylko w tym celu. Są to firmy, które niczego nie sprzedają na polskim rynku, a ich jedyny kontakt z krajowymi aptekami polega na tym, że odkupują od nich leki. Następnie odsprzedają je z dużym zyskiem za granicę. A gdy zaczyna się ich właścicielom palić grunt pod nogami, po prostu zwijają interes, lecz za chwilę otwierają go na nowo."[2]
Znam osobiście kilka aptek, otwartych niedawno, w bardzo nieatrakcyjnym punkcie, które nawet nie usiłują specjalnie udawać, że służą pacjentom. To apteki do obrotu i eksportu leków za granicę. Korzystając z luk prawnych, wszelkie służby farmaceutyczne, czy skarbowe są kompletnie bezradne.

Tak, jakby ktoś rozciągnął parasol nad tym, z punktu widzenia moralności przestępczym procederem, parasol ochronny. I nie jest to świeża sprawa. Zaczęło się to w roku 2012, natychmiast po nowej ustawie Arłukowicza.
Tak, jakby zaufani ludzie tylko czekali na wejście ustawy, by natychmiast rozpocząć intratny biznes. Byli przygotowani i dobrze wiedzieli, jaki smakowity tort resort im podsuwa.
Oczywiście prokuratury i sądy kompletnie tym się nie zajmują, bo mają, jak wiemy, ważniejsze sprawy na głowie.


Duże hurtownie farmaceutyczne, których jest w Polsce kilka, a ich właściciele figurują w czołówce listy najbogatszych Polaków, albo już zostały spieniężone i sprzedane międzynarodowym konsorcjom, podobnie jak to zrobił dr Kulczyk kupując Browary Wielkopolskie (m.in. marka "Lech") za głupie 20 milionów, by po trzech latach sprzedać potentatowi z RPA za 400 milionów, szybko zwąchały duży interes. Po co mają się zajmować zaopatrzeniem aptek i jeszcze wspierać hurtownie – słupy i fałszywe apteki, jak sami mogą doić krowę.
"Ustawa refundacyjna nie pozostawia wątpliwości - hurtownie na każdym sprzedanym opakowaniu leku mogą zarobić 5 procent, bo marża na te leki jest sztywna. Ani grosza mniej, ani więcej. Z drugiej strony ustawa farmaceutyczna, która dotyczy wszystkich leków, jasno wskazuje, że ich wywóz za granicę to obrót hurtowy. Nie widać więc prawnego powodu, dla którego eksporterzy mają być traktowani inaczej niż ci, którzy dostarczają leki na polski rynek.

I tu tkwi sedno problemu - gdyż zastępcy dyrektora departamentu lekowego w Ministerstwie Zdrowia - Grzegorz Bartolik i Wojciech Giermaziak - na początku 2012 roku - w odpowiedzi na pytania hurtowni farmaceutycznych - wysyłali do nich interpretację przepisów, która sprawia, że te mogą zarabiać kokosy na eksporcie. Dotarliśmy do tych pism. Jasno z nich wynika, że według dyrektorów z MZ hurtownie przy eksporcie nie muszą stosować sztywnej marży, która obowiązuje, gdy sprzedają lek do polskich aptek. Pod taką interpretacją podpisał się też dyrektor departamentu lekowego Artur Fałek, który wysłał ją do Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego." [3]
Każdego dnia o poranku, tuż po otwarciu apteki, właściciel albo kierownik łapie za telefon i rozpoczyna wydzwanianie do producentów leków. Do producentów, nie do hurtowni, bo gdyby oni ten lek mieli, to go natychmiast wyeksportują.
Ponieważ dzwonią aptekarze z całej Polski, więc nierzadko na połączenie można czekać do dwóch godzin. A gdy już człowiek połączy się z działem handlowym producenta, to zaczyna żebrać. Prosi choćby o dwa opakowania leku, choć normalnie zamówiłby dziesięć. Producent odpowiada, że może dać jedno opakowanie. Zdesperowany magister dyktuje receptę, gdzie lekarz wyraźnie wypisał dwa opakowania i jest to ratowanie życia. Producent zgadza się, albo nie. I tak jest codziennie, dzięki geniuszowi Arłukowicza et consortes.

Czy to nie jest paranoja i szwindel dużego kalibru?
Tworzy się ustawy w taki sposób, żeby dzięki sprytnym interpretacjom klika kumpli mogła zarabiać miliony, nie zwracając uwagi, że jednocześnie paraliżuje się cały system sprzedaży leków w kraju.
Czy Ministerstwo Zdrowia i rząd, do którego należy, to taka beznadziejna banda nieudaczników, czy wprost przeciwnie – dzielni pionierzy dzikiego zachodu odkrywający kopalnie złota i diamentów?

Skalę tego zjawiska policzyli dziennikarze.
"W aptekach brakuje nowoczesnych leków na cukrzycę, astmę, a nawet onkologicznych. Powód? Leki masowo wypływają za granicę, gdzie bardziej opłaca się je sprzedawać. Hurtownie i apteki nagminnie łamią przy tym prawo. Skala zjawiska - jak ustalili reporterzy TOK FM - jest potężna. Co roku z Polski wypływają leki warte 3 mld zł. - To często leki ratujące życie i nie mające zamienników - podkreśla główny inspektor farmaceutyczny." [3] Szacuje się również, że 30% leków w polskim obrocie handlowym jest, jak nie wie nikt – legalnie, czy nielegalnie, wyeksportowane za granicę.
Proceder ten jest jeszcze bardziej kryminalny, niż podają w wyliczeniach dziennikarze. To wszystko są leki refundowane, leki na receptę.
Oznacza to, że do tych leków, dopłaca budżet, czyli my wszyscy podatnicy.
I jest tak, ze banda cwaniaków zarabia miliardy, traci państwo, tracą obywatele, a za to Niemcy mają tańsze polskie leki.

Uczcie się rodacy! Świat należy do cwaniaków! Bzdurne prawa i przepisy po to się tworzy, by ktoś inteligentny i dobrze poinformowany mógł się odpowiednio nachapać kosztem państwa i współobywateli.
Więc po co narzekacie?! Zostańcie psipsiółkami i przyjaciółmi Ewy Kopacz, a worek pieniędzy sam się rozwiąże.



[1]   http://naszeblogi.pl/43191-zniszczone-polskie-apteki-aktualizacja (link is external)
[2]   http://www.pfm.pl/artykuly/nielegalny-eksport/234 (link is external)
[3]   http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,17749507,Lekow_brakuje__a_resort_pozwala_lepiej_zarabiac_tym_.html (link is external)

.

Obrazek użytkownika jazgdyni
Kraj


Pisałem już o tym [1]. Genialny duet Kopacz i Arłukowicz doprowadzili swoim działaniem do zapaści rynku farmaceutycznego.
Czy to zwykła głupota? A może świadomy przekręt platformerskich szubrawców bo, jak to zdradziła "niewinna" Sawicka – na służbie zdrowia można duże lody kręcić.
Jakby nie dociekać przyczyn, kliku cwaniaków robi kokosowe interesy na polskich lekach. Najgorsze jest jednak to, że robiąc te interesy na podstawie kretynizmu Ministerstwa Zdrowia, jednocześnie pozbawiają polskich pacjentów dostępu do leków. I to nie byle jakich leków, żadnych tam witaminek, pastylek na ból głowy, czy maści na stawy, których reklamy opanowały wszystkie stacje TV, tylko tych prawdziwych leków, refundowanych, często leków ratujących życie.
Co mają robić ludzie z ciężką cukrzycą, muszących codziennie przyjmować lek, gdy nie ma odpowiedniej insuliny, bo jest wywożona za granicę?

Co się dzieje?
Zmiana przepisów, świadomie, czy nieświadomie, doprowadziła do mafijnej patologii, gdzie nie opłaca się prawidłowo sprzedawać leków pacjentom, tylko handlować nimi na dużą skalę.
Małe, rodzinne apteki, które nie uczestniczą w tym procederze, padają jak muchy.
A obywatele nie wykupują jednej trzeciej przypisanych im przez lekarzy leków.

Jak to możliwe?
Proceder prowadzony jest na dwa sposoby.
"Ten konkretny proceder umożliwia polityka cenowa producentów leków, którzy wiedzą, że w bogatszych krajach mogą dyktować wyższe ceny swych produktów, w biedniejszych, w tym w Polsce – muszą one być niższe, by były kupowane. Różnice cen bywają bardzo duże. Przykładowo specyfik kosztujący 50 euro, w Polsce dostępny jest za równowartość 20 euro. A wszystko to przy kosztach produkcji wynoszących na przykład 2 euro. Zarobek producenta, bez względu na to czy sprzeda lek w Niemczech, czy w Polsce, jest więc ogromny, choć – oczywiście – korzystniejsza jest jego sprzedaż w Niemczech.
Rozbieżność cen powoduje, że kupowanie leków w Polsce i ich sprzedawanie w Niemczech staje się szalenie zyskownym procederem. Problem w tym, że nielegalnym. Dlatego działalność taka odbywa się zwykle przez hurtownie-słupy, powstające tylko w tym celu. Są to firmy, które niczego nie sprzedają na polskim rynku, a ich jedyny kontakt z krajowymi aptekami polega na tym, że odkupują od nich leki. Następnie odsprzedają je z dużym zyskiem za granicę. A gdy zaczyna się ich właścicielom palić grunt pod nogami, po prostu zwijają interes, lecz za chwilę otwierają go na nowo."[2]
Znam osobiście kilka aptek, otwartych niedawno, w bardzo nieatrakcyjnym punkcie, które nawet nie usiłują specjalnie udawać, że służą pacjentom. To apteki do obrotu i eksportu leków za granicę. Korzystając z luk prawnych, wszelkie służby farmaceutyczne, czy skarbowe są kompletnie bezradne.

Tak, jakby ktoś rozciągnął parasol nad tym, z punktu widzenia moralności przestępczym procederem, parasol ochronny. I nie jest to świeża sprawa. Zaczęło się to w roku 2012, natychmiast po nowej ustawie Arłukowicza.
Tak, jakby zaufani ludzie tylko czekali na wejście ustawy, by natychmiast rozpocząć intratny biznes. Byli przygotowani i dobrze wiedzieli, jaki smakowity tort resort im podsuwa.
Oczywiście prokuratury i sądy kompletnie tym się nie zajmują, bo mają, jak wiemy, ważniejsze sprawy na głowie.


Duże hurtownie farmaceutyczne, których jest w Polsce kilka, a ich właściciele figurują w czołówce listy najbogatszych Polaków, albo już zostały spieniężone i sprzedane międzynarodowym konsorcjom, podobnie jak to zrobił dr Kulczyk kupując Browary Wielkopolskie (m.in. marka "Lech") za głupie 20 milionów, by po trzech latach sprzedać potentatowi z RPA za 400 milionów, szybko zwąchały duży interes. Po co mają się zajmować zaopatrzeniem aptek i jeszcze wspierać hurtownie – słupy i fałszywe apteki, jak sami mogą doić krowę.
"Ustawa refundacyjna nie pozostawia wątpliwości - hurtownie na każdym sprzedanym opakowaniu leku mogą zarobić 5 procent, bo marża na te leki jest sztywna. Ani grosza mniej, ani więcej. Z drugiej strony ustawa farmaceutyczna, która dotyczy wszystkich leków, jasno wskazuje, że ich wywóz za granicę to obrót hurtowy. Nie widać więc prawnego powodu, dla którego eksporterzy mają być traktowani inaczej niż ci, którzy dostarczają leki na polski rynek.
I tu tkwi sedno problemu - gdyż zastępcy dyrektora departamentu lekowego w Ministerstwie Zdrowia - Grzegorz Bartolik i Wojciech Giermaziak - na początku 2012 roku - w odpowiedzi na pytania hurtowni farmaceutycznych - wysyłali do nich interpretację przepisów, która sprawia, że te mogą zarabiać kokosy na eksporcie. Dotarliśmy do tych pism. Jasno z nich wynika, że według dyrektorów z MZ hurtownie przy eksporcie nie muszą stosować sztywnej marży, która obowiązuje, gdy sprzedają lek do polskich aptek. Pod taką interpretacją podpisał się też dyrektor departamentu lekowego Artur Fałek, który wysłał ją do Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego." [3]
Każdego dnia o poranku, tuż po otwarciu apteki, właściciel albo kierownik łapie za telefon i rozpoczyna wydzwanianie do producentów leków. Do producentów, nie do hurtowni, bo gdyby oni ten lek mieli, to go natychmiast wyeksportują.
Ponieważ dzwonią aptekarze z całej Polski, więc nierzadko na połączenie można czekać do dwóch godzin. A gdy już człowiek połączy się z działem handlowym producenta, to zaczyna żebrać. Prosi choćby o dwa opakowania leku, choć normalnie zamówiłby dziesięć. Producent odpowiada, że może dać jedno opakowanie. Zdesperowany magister dyktuje receptę, gdzie lekarz wyraźnie wypisał dwa opakowania i jest to ratowanie życia. Producent zgadza się, albo nie. I tak jest codziennie, dzięki geniuszowi Arłukowicza et consortes.

Czy to nie jest paranoja i szwindel dużego kalibru?
Tworzy się ustawy w taki sposób, żeby dzięki sprytnym interpretacjom klika kumpli mogła zarabiać miliony, nie zwracając uwagi, że jednocześnie paraliżuje się cały system sprzedaży leków w kraju.
Czy Ministerstwo Zdrowia i rząd, do którego należy, to taka beznadziejna banda nieudaczników, czy wprost przeciwnie – dzielni pionierzy dzikiego zachodu odkrywający kopalnie złota i diamentów?

Skalę tego zjawiska policzyli dziennikarze.
"W aptekach brakuje nowoczesnych leków na cukrzycę, astmę, a nawet onkologicznych. Powód? Leki masowo wypływają za granicę, gdzie bardziej opłaca się je sprzedawać. Hurtownie i apteki nagminnie łamią przy tym prawo. Skala zjawiska - jak ustalili reporterzy TOK FM - jest potężna. Co roku z Polski wypływają leki warte 3 mld zł. - To często leki ratujące życie i nie mające zamienników - podkreśla główny inspektor farmaceutyczny." [3] Szacuje się również, że 30% leków w polskim obrocie handlowym jest, jak nie wie nikt – legalnie, czy nielegalnie, wyeksportowane za granicę.
Proceder ten jest jeszcze bardziej kryminalny, niż podają w wyliczeniach dziennikarze. To wszystko są leki refundowane, leki na receptę.
Oznacza to, że do tych leków, dopłaca budżet, czyli my wszyscy podatnicy.
I jest tak, ze banda cwaniaków zarabia miliardy, traci państwo, tracą obywatele, a za to Niemcy mają tańsze polskie leki.

Uczcie się rodacy! Świat należy do cwaniaków! Bzdurne prawa i przepisy po to się tworzy, by ktoś inteligentny i dobrze poinformowany mógł się odpowiednio nachapać kosztem państwa i współobywateli.
Więc po co narzekacie?! Zostańcie psipsiółkami i przyjaciółmi Ewy Kopacz, a worek pieniędzy sam się rozwiąże.



[1]   http://naszeblogi.pl/43191-zniszczone-polskie-apteki-aktualizacja (link is external)
[2]   http://www.pfm.pl/artykuly/nielegalny-eksport/234 (link is external)
[3]   http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,17749507,Lekow_brakuje__a_resort_pozwala_lepiej_zarabiac_tym_.html (link is external)

.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/nie-ma-lekow-zdychaj-polaku

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
Kraj


Pisałem już o tym [1]. Genialny duet Kopacz i Arłukowicz doprowadzili swoim działaniem do zapaści rynku farmaceutycznego.
Czy to zwykła głupota? A może świadomy przekręt platformerskich szubrawców bo, jak to zdradziła "niewinna" Sawicka – na służbie zdrowia można duże lody kręcić.
Jakby nie dociekać przyczyn, kliku cwaniaków robi kokosowe interesy na polskich lekach. Najgorsze jest jednak to, że robiąc te interesy na podstawie kretynizmu Ministerstwa Zdrowia, jednocześnie pozbawiają polskich pacjentów dostępu do leków. I to nie byle jakich leków, żadnych tam witaminek, pastylek na ból głowy, czy maści na stawy, których reklamy opanowały wszystkie stacje TV, tylko tych prawdziwych leków, refundowanych, często leków ratujących życie.
Co mają robić ludzie z ciężką cukrzycą, muszących codziennie przyjmować lek, gdy nie ma odpowiedniej insuliny, bo jest wywożona za granicę?

Co się dzieje?
Zmiana przepisów, świadomie, czy nieświadomie, doprowadziła do mafijnej patologii, gdzie nie opłaca się prawidłowo sprzedawać leków pacjentom, tylko handlować nimi na dużą skalę.
Małe, rodzinne apteki, które nie uczestniczą w tym procederze, padają jak muchy.
A obywatele nie wykupują jednej trzeciej przypisanych im przez lekarzy leków.

Jak to możliwe?
Proceder prowadzony jest na dwa sposoby.
"Ten konkretny proceder umożliwia polityka cenowa producentów leków, którzy wiedzą, że w bogatszych krajach mogą dyktować wyższe ceny swych produktów, w biedniejszych, w tym w Polsce – muszą one być niższe, by były kupowane. Różnice cen bywają bardzo duże. Przykładowo specyfik kosztujący 50 euro, w Polsce dostępny jest za równowartość 20 euro. A wszystko to przy kosztach produkcji wynoszących na przykład 2 euro. Zarobek producenta, bez względu na to czy sprzeda lek w Niemczech, czy w Polsce, jest więc ogromny, choć – oczywiście – korzystniejsza jest jego sprzedaż w Niemczech.
Rozbieżność cen powoduje, że kupowanie leków w Polsce i ich sprzedawanie w Niemczech staje się szalenie zyskownym procederem. Problem w tym, że nielegalnym. Dlatego działalność taka odbywa się zwykle przez hurtownie-słupy, powstające tylko w tym celu. Są to firmy, które niczego nie sprzedają na polskim rynku, a ich jedyny kontakt z krajowymi aptekami polega na tym, że odkupują od nich leki. Następnie odsprzedają je z dużym zyskiem za granicę. A gdy zaczyna się ich właścicielom palić grunt pod nogami, po prostu zwijają interes, lecz za chwilę otwierają go na nowo."[2]
Znam osobiście kilka aptek, otwartych niedawno, w bardzo nieatrakcyjnym punkcie, które nawet nie usiłują specjalnie udawać, że służą pacjentom. To apteki do obrotu i eksportu leków za granicę. Korzystając z luk prawnych, wszelkie służby farmaceutyczne, czy skarbowe są kompletnie bezradne.

Tak, jakby ktoś rozciągnął parasol nad tym, z punktu widzenia moralności przestępczym procederem, parasol ochronny. I nie jest to świeża sprawa. Zaczęło się to w roku 2012, natychmiast po nowej ustawie Arłukowicza.
Tak, jakby zaufani ludzie tylko czekali na wejście ustawy, by natychmiast rozpocząć intratny biznes. Byli przygotowani i dobrze wiedzieli, jaki smakowity tort resort im podsuwa.
Oczywiście prokuratury i sądy kompletnie tym się nie zajmują, bo mają, jak wiemy, ważniejsze sprawy na głowie.


Duże hurtownie farmaceutyczne, których jest w Polsce kilka, a ich właściciele figurują w czołówce listy najbogatszych Polaków, albo już zostały spieniężone i sprzedane międzynarodowym konsorcjom, podobnie jak to zrobił dr Kulczyk kupując Browary Wielkopolskie (m.in. marka "Lech") za głupie 20 milionów, by po trzech latach sprzedać potentatowi z RPA za 400 milionów, szybko zwąchały duży interes. Po co mają się zajmować zaopatrzeniem aptek i jeszcze wspierać hurtownie – słupy i fałszywe apteki, jak sami mogą doić krowę.
"Ustawa refundacyjna nie pozostawia wątpliwości - hurtownie na każdym sprzedanym opakowaniu leku mogą zarobić 5 procent, bo marża na te leki jest sztywna. Ani grosza mniej, ani więcej. Z drugiej strony ustawa farmaceutyczna, która dotyczy wszystkich leków, jasno wskazuje, że ich wywóz za granicę to obrót hurtowy. Nie widać więc prawnego powodu, dla którego eksporterzy mają być traktowani inaczej niż ci, którzy dostarczają leki na polski rynek.
I tu tkwi sedno problemu - gdyż zastępcy dyrektora departamentu lekowego w Ministerstwie Zdrowia - Grzegorz Bartolik i Wojciech Giermaziak - na początku 2012 roku - w odpowiedzi na pytania hurtowni farmaceutycznych - wysyłali do nich interpretację przepisów, która sprawia, że te mogą zarabiać kokosy na eksporcie. Dotarliśmy do tych pism. Jasno z nich wynika, że według dyrektorów z MZ hurtownie przy eksporcie nie muszą stosować sztywnej marży, która obowiązuje, gdy sprzedają lek do polskich aptek. Pod taką interpretacją podpisał się też dyrektor departamentu lekowego Artur Fałek, który wysłał ją do Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego." [3]
Każdego dnia o poranku, tuż po otwarciu apteki, właściciel albo kierownik łapie za telefon i rozpoczyna wydzwanianie do producentów leków. Do producentów, nie do hurtowni, bo gdyby oni ten lek mieli, to go natychmiast wyeksportują.
Ponieważ dzwonią aptekarze z całej Polski, więc nierzadko na połączenie można czekać do dwóch godzin. A gdy już człowiek połączy się z działem handlowym producenta, to zaczyna żebrać. Prosi choćby o dwa opakowania leku, choć normalnie zamówiłby dziesięć. Producent odpowiada, że może dać jedno opakowanie. Zdesperowany magister dyktuje receptę, gdzie lekarz wyraźnie wypisał dwa opakowania i jest to ratowanie życia. Producent zgadza się, albo nie. I tak jest codziennie, dzięki geniuszowi Arłukowicza et consortes.

Czy to nie jest paranoja i szwindel dużego kalibru?
Tworzy się ustawy w taki sposób, żeby dzięki sprytnym interpretacjom klika kumpli mogła zarabiać miliony, nie zwracając uwagi, że jednocześnie paraliżuje się cały system sprzedaży leków w kraju.
Czy Ministerstwo Zdrowia i rząd, do którego należy, to taka beznadziejna banda nieudaczników, czy wprost przeciwnie – dzielni pionierzy dzikiego zachodu odkrywający kopalnie złota i diamentów?

Skalę tego zjawiska policzyli dziennikarze.
"W aptekach brakuje nowoczesnych leków na cukrzycę, astmę, a nawet onkologicznych. Powód? Leki masowo wypływają za granicę, gdzie bardziej opłaca się je sprzedawać. Hurtownie i apteki nagminnie łamią przy tym prawo. Skala zjawiska - jak ustalili reporterzy TOK FM - jest potężna. Co roku z Polski wypływają leki warte 3 mld zł. - To często leki ratujące życie i nie mające zamienników - podkreśla główny inspektor farmaceutyczny." [3] Szacuje się również, że 30% leków w polskim obrocie handlowym jest, jak nie wie nikt – legalnie, czy nielegalnie, wyeksportowane za granicę.
Proceder ten jest jeszcze bardziej kryminalny, niż podają w wyliczeniach dziennikarze. To wszystko są leki refundowane, leki na receptę.
Oznacza to, że do tych leków, dopłaca budżet, czyli my wszyscy podatnicy.
I jest tak, ze banda cwaniaków zarabia miliardy, traci państwo, tracą obywatele, a za to Niemcy mają tańsze polskie leki.

Uczcie się rodacy! Świat należy do cwaniaków! Bzdurne prawa i przepisy po to się tworzy, by ktoś inteligentny i dobrze poinformowany mógł się odpowiednio nachapać kosztem państwa i współobywateli.
Więc po co narzekacie?! Zostańcie psipsiółkami i przyjaciółmi Ewy Kopacz, a worek pieniędzy sam się rozwiąże.



[1]   http://naszeblogi.pl/43191-zniszczone-polskie-apteki-aktualizacja (link is external)
[2]   http://www.pfm.pl/artykuly/nielegalny-eksport/234 (link is external)
[3]   http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,17749507,Lekow_brakuje__a_resort_pozwala_lepiej_zarabiac_tym_.html (link is external)

.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/nie-ma-lekow-zdychaj-polaku

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Morderczy ciąg smoleński – kalendarium zbrodni



To nie jest pełen zbiór  faktów związanych z działalnością  śp. prezydenta Kaczyńskiego, które doprowadziły do Zbrodni Smoleńskiej. Dla jasności przekazu i aby wyraźnie pokazać logiczny ciąg zdarzeń musiałem wiele opuścić.  Lecz wiem o nich bardzo dobrze.


Nawet po tych strzępach publikacji książki Jurgena Rotha, nagle wszystko w mojej głowie ładnie się ułożyło.

Pozwolę sobie na chronologiczne uporządkowanie ogólnie znanych faktów w pewną, logiczną całość.
Oto historia, która zaczyna się w roku 2008 a kończy gwałtownie o sobotnim poranku 10 kwietnia 2010 roku.
Z jednym tylko tragicznym bohaterem – prezydentem Polski, Lechem Kaczyńskim. Tragicznym tym bardziej, bo żeby jego zabić zgładzono jeszcze 95 osób. Niestety, tak właśnie postępuje kacapska dzicz, dla której życie indywidualnego człowieka ma niewielkie znaczenie. Czy to w Katyniu, czy to w Czeczenii, a w 2010 w Smoleńsku.

Ciągiem w matematyce jest odpowiednie, intuicyjne uporządkowanie elementów. Istnieją też ciągi logiczne. Wówczas z jednego zdarzenia wypływa w sposób istotny inne zdarzenie. A zbór takich zdarzeń tworzy zamkniętą, logicznie spójną strukturę. Pokusiłem się o skonstruowanie takiego ciągu, który jest jednocześnie historią ostatnich pięciu lat życia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Ustawmy sobie więc historię.
 
  • 23 października 2005 roku Lech Kaczyński w drugiej turze wyborów wygrywa przewagą 54,04% z Donaldem Tuskiem i zostaje prezydentem Rzeczpospolitej. To radosne zwycięstwo przypieczętowało jego tragiczny los.
  • 21 października 2007 Platforma Obywatelska wygrywa przedterminowe wybory o których zdecydował wniosek rządzącej PiS o skróceniu kadencji. Gdyby Jarosław Kaczyński wiedział, że tym rozwiązaniem oddaje władzę na długie lata, co spowoduje drastyczny upadek polskiej demokracji i kolosalne zadłużenie państwa, to może szukałby innych rozwiązań.
  • 5 listopada 2007 premier rządu i prezes Prawa i Sprawiedliwości podaje swój rząd do dymisji. Władzę obejmuje Platforma Obywatelska tworząc wraz z Polskim Stronnictwem Ludowym koalicyjny rząd.
  • Tego samego dnia na pierwszym posiedzeniu Sejmu marszałkiem zostaje wybrany Bronisław Komorowski. Ten wybór na to stanowisko może świadczyć o długofalowych planach przejęcia władzy. Podkreślmy, że nowy marszałek był człowiekiem służb, w tym rozwiązanego przez PiS WSI. Zawsze reprezentował ich interesy, a ci z kolei zadbali, by znalazł się na newralgicznym stanowisku marszałka Sejmu RP.                                                                                        
  •  Rząd Platformy zaczął funkcjonować w warunkach kohabitacji, praktycznie od samego początku demonstrując nieskrywaną wrogość w stosunku do prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Odnosi się wrażenie, że taka postawa PO i nowego rządu jest sterowana z zewnątrz, przez jakieś nieznane siły. Przecież jeszcze dwa lata temu, w 2005 bardzo poważnie rozważano stworzenie prawicowej koalicji PO – PiS.
  • 12 sierpnia 2008 roku prezydent Lech Kaczyński spontanicznie i raczej bez wcześniejszych uzgodnień organizuje lot do Gruzji, która jest w stanie obrony swojej suwerenności przed zmasowanym atakiem wojsk rosyjskich. Do wspólnej demonstracji Kaczyński zaprosił prezydenta Ukrainy Wiktorem Juszczenkę Litwy Valdasa Adamkusa, Estonii Toomasa Ilvesa i premiera Łotwy Ivarsa Godmanisa. Wielce prawdopodobne, że dotarcie tej piątki przywódców narodowych , po perturbacjach do stolicy Gruzji, Tbilisi i udział w wielkim wiecu zapobiegł całkowitej okupacji Gruzji przez Rosję i zmusił Putina do wycofania swoich wojsk. Putin był wściekły i poczuł się ośmieszony. A to jest coś, co Rosjanin i kagiebista nigdy nie wybacza i nie zapomina. Czy to wtedy przypieczętowano wyrok na prezydenta RP? Warto przypomnieć, że to właśnie na wiecu w Tbilisi, Lech Kaczyński wypowiedział złowieszczo prorocze słowa : " Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Litwa i Łotwa, a później może Polska."
  • Kwiecień 2009 Rosyjska firma z Samary wygrywa przetarg na rutynowy przegląd i remont dwóch rządowych TU154. Nie było w Polsce zakładów, które mogły to wykonać? Widocznie TU154 musiały się na pewien czas znaleźć w Rosji.
  • Kwiecień 2009. Janusz Palikot, bliski przyjaciel marszałka Komorowskiego, osoba godna jak najwyższego zaufania, lecz jako egotyk i bufon czasami coś wypaple. Powiedział w telewizji: - " Na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (…) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, który jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tylko autentyczne, konstytucyjne uprawnienie marszałka”.
  • 3 maja 2009 roku. Drugi człowiek, tez bufon nie umiejący panować nad językiem, marszałek Komorowski w wywiadzie dla RMF FM powiedział: " Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (…). Przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni”.
  • 1 września 2009 roku w 70 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, Władimir Putin przyjeżdża do Gdańska i wygłasza na Westerplatte przemówienie. Donald Tusk określa to za niebywały sukces Polski i jako radykalną poprawę stosunków między RP i Rosją. Wszystko to mimo wyraźnych ostrzeżeń prezydenta Kaczyńskiego. A przyczyna tej wizyty w Polsce rosyjskiego przywódcy była prozaiczna – do Rosji dotarły informacje o potężnych złożach gazu łupkowego w Polsce i Rosja poczuła się zagrożona w przededniu podpisania nowej umowy gazowej z RP, największym indywidualnym odbiorcą rosyjskiego gazu. Putin musiał wymusić na władzach Polski podpisanie nowej umowy. Gotów był przy tym zaproponować Polsce konkretne korzyści. Jakie? Bo na pewno nie korzystny, jak się później okaże, kontrakt gazowy.
  • 1 września 2009 roku, Sopot. Spacer w cztery oczy Putina i Tuska, po zamkniętym wówczas dla ludzi, sopockim molo. Tak jest na świecie, że gdy omawia się najważniejsze sprawy i pod żadnym pozorem rozmowy nie można podsłuchać, a rozmawiający partnerzy nie mają do siebie pełnego zaufania, to wybiera się miejsce, gdzie nawet najwspanialsze mikrofony kierunkowe nie są w stanie dokonać podsłuchu. O czym takim więc, przy tak potężnych środkach ostrożności rozmawiał Tusk z Putinem? Tego się chyba nigdy nie dowiemy. Czy rozmawiali tylko o wspólnym pakiecie energetycznym, co związane było z uzależnieniem Polski całkowicie od dostaw ropy i gazu z Rosji? Czy może, jak niektórzy przypuszczają, planowali już pacyfikację i rozbiór Ukrainy? A może jednak zastanawiali się nad organizacją przyszłorocznej, kwietniowej wizyty władz Polski na uroczystościach w Katyniu? Jest to wysoce prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, co niemal natychmiast potem, zaczęło się w tej sprawie dziać. Czy może wtedy planowano szczegóły zamachu na polskiego prezydenta?
  • Styczeń 2010. Premier Donald Tusk oficjalnie rezygnuje z kandydowania na stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej. To nagła zmiana swoich projektów. Widocznie Tusk widzi inne rozwiązania na przyszłość
  • 3 lutego 2010 Władimir Putin zaprasza Donalda Tuska do wspólnego uczczenia ofiar katyńskich w kwietniu tego roku. Oficjalnie wiadomo jest, że prezydent Kaczyński rokrocznie w kwietniu składa hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. List Putina nic nie wspomina o prezydencie RP. Wobec tego, mimo planowania wspólnych kwietniowych uroczystości w Katyniu z udziałem całych władz polskich, następuje rozdzielenie wizyt na różne terminy: Tusk, z Putinem będą w Katyniu 7 kwietnia, a prezydent Lech Kaczyński z najbliższymi współpracownikami i przyjaciółmi 10 kwietnia. W tym momencie chyba klamka zapadła, co do wyreżyserowanej "katastrofy" TU154 z prezydentem na pokładzie.
  • 7 kwietnia 2010. Na czas wizyty w Katyniu premiera Tuska i Władimira Putina, na lotnisku w Smoleńsku zainstalowano dodatkowe systemy nawigacyjne i pomoce lądowania, wybitnie zwiększające bezpieczeństwo tego marnego lotniska. Po odlocie obu najwyższych gości, wszystkie te dodatkowe urządzenia zdemontowano, mimo, że przecież wiedziano, że za trzy dni będzie tam lądował prezydent Polski i tak samo potrzebuje te urządzenia
  • 10 kwietnia 2010 rok. ZBRODNIA SMOLEŃSKA. Wybuchy i rozerwanie samolotu przy próbie podejścia do lądowania powodują, że wszystkie 96 osób na pokładzie, łącznie z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego ukochaną żoną Marią, ginie w okropny sposób.


Jak dokładnie dokonano zamachu, jak pisze niemiecki dziennikarz śledczy Jurgen Roth, przy pomocy specjalnego,15 osobowego zespołu agentów operacyjnych FSB, kierowanego przez moskiewskiego generała D., to już całkowicie osobna sprawa, na następny, długi precyzyjny tekst. Jedno jest wszakże ważne – wiemy już wszystko; sekunda po sekundzie i żadne próby dezinformacji ze strony polskich władz połączona z obstrukcją śledztwa ze strony Rosji nie może zmienić, czy zaprzeczyć logice ciągu zdarzeń.

Gdy zmieni się władza w Polsce, twarde dowody trafią w odpowiednie ręce w prokuraturze, a sądy w Polsce pozbędą się dyspozycyjnych, komunistycznych sędziów i ich resortowych dzieci, to będziemy w stanie precyzyjnie określić winnych, ich stopień winy, udział i rolę w zbrodni.
A potem odpowiednio ich ukarać, za zbrodnię przeciwko państwu.
Kiedyś, za tą największą zbrodnię wyrok był tylko jeden...

Postscriptum

Już dzisiaj, przy tej niepełnej wiedzy, jaką posiadamy, oraz niewiarygodnej skali mataczenia, którą prowadzą obecne władze kraju, są osoby, którym w kwestii Tragedii Smoleńskiej warto się bardzo dokładnie przyjrzeć.

4 lutego 2010 r. – do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zostaje przywrócony Tomasz Turowski; od razu mianowany ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyt w Katyniu premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego. Z doniesień IPN wynika, że w latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Jak ujawnił „Nasz Dziennik”, Turowski w latach 90. rozpracowywany był przez Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem. Kim na prawdę jest Tomasz Turowski? Jakie zadanie przy tej okazji ten funkcjonariusz bezpieki otrzymał? Kto go wyciągnął z zamrażalnika? [1]

17 marca 2010 r. – szef Kancelarii Premiera, minister Tomasz Arabski udaje się do Moskwy (to druga z kolei wizyta Arabskiego w Moskwie – pierwsza, według informacji „GP”, odbyła w styczniu 2010 r.). Celem drugiego pobytu w Rosji są ustalenia dotyczące przebiegu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu – wynika z relacji towarzyszącego mu funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu. Spotkanie z Rosjanami odbywa się... w jednej z moskiewskich restauracji; co jeszcze bardziej dziwne, nie uczestniczy w nim nikt z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie. Tego samego dnia Arabski spotyka się też z Jurijem Uszakowem, wiceszefem kancelarii Władimira Putina. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu." [1]
Dziś dodatkowo wiemy, że rozmowa z Uszakowem była tak tajna, że wyproszono z pomieszczenia tłumaczkę.
Dlaczego nagle i dosyć gwałtownie wysłano ministra Arabskiego na daleką od Polski placówkę, na stanowisko ambasadora w Hiszpanii? Zdjęto go z oczu i ewentualnych przesłuchań prokuratury zapewniając mu immunitet w odległym kraju?

W październiku 2010, wicepremier i lider PSL, Waldemar Pawlak podpisał wybitnie niekorzystną dla Polski umowę gazową z rosyjskim Gazpromem, uzależniająca nasz kraj na długie dziesięciolecia od Rosji i to za niesłychanie wysoką cenę. Umowa była tak absurdalnie szkodliwa, że aż Unia Europejska ją sama od siebie unieważniła.
Czy może ta umowa miała być zapłatą za Tragedię Smoleńską?


I jeszcze na koniec smutna wiadomość. Jutro 10 kwietnia, po pięciu latach, ewentualne przestępstwa przy przygotowaniu wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, ulegają przedawnieniu.
Od jutra Donald Tusk i Tomasz Arabski będą mogli spać znacznie spokojniej. Przynajmniej tak długo, jak trwa obecna władza.  __________________________________________________

[1]  W paru momentach korzystałem z kalendarium opracowanego przez redaktorów Gazety Polskiej, panów Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego.
http://niezalezna.pl/16612-68-przypadkow-smolenskich


.