czwartek, 23 czerwca 2016

Anglikom wystarczy odwagi?




Czy Anglikom wystarczy odwagi dowiemy się już pojutrze po północy.
Tak, jestem za Brexitem. Mimo, że moi przywódcy – prezydent Duda, premier Szydło, czy minister Waszczykowski publicznie głoszą, że to byłoby wielkie nieszczęście. Tylko, że tym razem, ja w ich szczerość niezupełnie wierzę. Mówią tak, bo w europejskim świecie polityki tak wypada mówić. A co myślą prywatnie zachowują dla siebie.

Najpierw nieśmiało, ale odważnie sprzeciwił się Viktor Orban. Potem, pół roku temu do władzy w RP doszedł PIS i również zaczął Unii Europejskiej stawać okoniem.
Wielka Brytania już od dawna miała dosyć unijnych popaprańców i darmozjadów i w końcu zdecydowała się rzucić swoją obecność w europejskim molochu na rezultat ogólnokrajowego referendum.
W ten sposób, jako pierwsze państwo, realizuje początek końca, sprzeciw wobec poronionego pomysłu, jakim w obecnym kształcie jest Unia.

To nie tylko Węgry, Polska i Wielka Brytania mają dosyć biurokratów z Brukseli. Są jeszce Włochy, Hiszpania, rozwalona Grecja, Dania, Finlandia, czy nawet Szwecja.
Gdy w jesiennych wyborach we Francji wygra prawica, to już wszystko może posypać się, jak domek z kart.

Brytyjskie referendum jest pierwszą oficjalną próbą przeciwstawienia się ponuremu projektowi, który w sposób niewypowiedziany, a tym bardziej niedemokratyczny usiłuje się realizować – Europejskie Bizancjum, część Nowego Porządku Świata.
W tym zamyśle Niewidzialni Władcy Ziemi zdecydowali, że pod światłym przewodem Niemiec i Francji i gorącym wsparciem państw Beneluksu, zlikwiduje się Europę suwerennych narodów i stworzy molocha, który po kolei będzie pożerał państwo po państwie, sycąc światową finansjerę, brukselską biurokrację i rodzimych banksterów.

Wielka Brytania jako pierwsza, widząc, co się dzieje, widząc, jak unijni urzędnicy, nominaci, ludzie bez społecznego mandatu, coraz wyżej i szerzej budujący swoją potęgę i zawłaszczający coraz większe obszary niepodległych państw, zdecydowała się powiedzieć temu stop. Powiedzieć otwarcie, że to zła, fałszywa i zdradliwa droga, odbierająca państwom Europy to, co dobre i stawiając je w roli niesamodzielnych, poddanych republik.

Oczywiście, nie wszystko, co daje Unia Europejska jest złe. Swoboda poruszania się i zniesienie granic, to duży przywilej dla Europejczyków. Tak samo strefa wolnego handlu i unia celna. Także nieco ciągle kulejąca mozliwość pracy na całym terytorium Unii.
Lecz dając ludności te "luksusy" jednocześnie Bruksela powoli, lecz z bezwzględnością tsunami, realizuje coraz mocniejsze zawłaszczanie suwerenności poszczególnych państw: podstawy ustrojowe, prawodawstwo, struktury terytorialne, a nawet podstawowe aspekty codziennego życia obywateli.
To mi dosłownie przypomina komunistyczną unifikację w wersji Mao Zedonga, co mnie wcale nie dziwi, bo gros unijnych biurokratów to lewacy, śpiący do tej pory z czerwoną książeczką Mao pod poduszką.

Na pytanie, czy celem nadrzędnym władz UE jest dobrobyt obywateli Europy muszę stanowczo odpowiedzieć – nie.
Jak to w Bizancjum, celem pierwszoplanowym jest dobrobyt władców; całej tej wielkiej rzeszy, będących poza prawem stosowanym dla zwykłych ludzi, urzędników, komisarzy, euro-parlamentarzystów i prawników.
Oraz, a może przede wszystkim, dobrobyt wielkich międzynarodowych korporacji, banków i instytucji finansowych, bo to oni dają kasę, na taki właśnie rozwój.

To nie całe dwa lata, jak praktycznie zniszczono Grecję. I nie dajmy sobie wmówić, że to Grecy sami, poprzez swoją rozrzutność i lekkomyślność doprowadzili do zapaści. Jakoś potrafili rozsądnie gospodarować przed wejściem do strefy euro. Przekonany jestem, że świadomie i z premedytacją wepchnięto ich w pułapkę zadłużenia, właśnie po to by ograniczyć ich suwerenność.
A w kolejce do identycznego losu czekały już Hiszpania, Portugalia, a nawet Włochy.
A w Polsce? Pamiętamy dobrze, jak posłuszny i lojalny służalec Berlina, premier Tusk, walczył ze wszystkich sił, by Polska wprowadziła Euro. Miało to nastąpić już w 2011 roku. Na szczęście siły rozsądku nie dopuściły do tego.
Waluta euro to takie dodatkowe, aksamitne kajdany uzależniające państwa od Brukseli, a konkretniej, od Berlina i Paryża.

Przeciwnicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii rozpętali ogromną propagandę strachu – to będzie UK wiele kosztować, gospodarka się załamie, chaos i regres będzie trwał długie lata. Czyżby?
Są przecież w Europie podobne państwa – Szwajcaria i Norwegia, które do Unii nie należą i nie mają ochoty należeć, i które świetnie się rozwijają i w których dobrobyt obywateli jest stukrotnie wyższy, niż średnia unijna.
Wielka Brytania już po roku od wyjścia z Unii może osiągnąć wyższy poziom od tego, jak była członkiem UE.

Unia Europejska nie musi się rozpaść, jak to zapowiadają niektórzy, z powodu efektu domina, który wywoła brytyjska secesja. Może przeżyć, ale dużo będzie zależało od woli europejskich stolic. I na pewno, nie będzie to już ta sama Unia.

Popatrzmy na minione pół roku władzy PISu w Polsce. Ugrupowania i partie, które przegrały, nie chcą przyjąc tego do wiadomości, nie chcą ustąpić i brutalnie walczą, by przywrócić poprzedni układ.
Tak samo będzie, gdy Europa suwerennych państw będzie chciała zmienić Brukselę. Łatwo nie będzie. Okopani w gabinetach za biurkami komisarze będą walczyć do upadłego. Do ostatniego długopisu i laptopa.

I na koniec. Czy Wielka Brytania wyjdzie z Unii, czy nie wyjdzie, już dla Brukseli nie ma takiego znaczenia. Proces już został rozpoczęty i nie da się go zatrzymać. Unia musi się zmienić. Traktaty trzeba renegocjować.Formalnie trzeba ustanowić regułę samoograniczania się Unii, tak, by urzędnicy nie mogli zdobywać i opanowywać nowych obszarów.
I Unia musi zostać zmuszona do realizacji celu głównego – dobrobyt obywateli.

Osobiście w tym względzie jestem pesymistą. Unia w obecnym kształcie rozpadnie się w ciągu paru lat.
Może pozostanie, jak kiedyś, na początku ścisłe jądro – Niemcy, Francja i Benelux (może nawet bez Francji), które kadłubowo będzie przypominać to, co jest teraz.
A reszta Europy ma całą masę traktatów, które pozowlą na swobodne podróżowanie, zatrudnienie i obrót towarów i które nie wymagają monstrualnej i szkodliwej, brukselskiej czapy.

Tak więc za dwa dni zobaczymy, jaki sygnał napłynie z Wielkiej Brytanii.


.