poniedziałek, 1 marca 2021

Blichtr

 Wysłane przez jazgdyni w 21-11-2020 [15:18]

Pamiętacie "Pana cygaro"? Tak, tak, to Ireneusz Sekuła, który według jakże przenikliwej prokuratury warszawskiej, popełnił samobójstwo w taki sposób, że "Malizna" Danielak, pruszkowski zbir, strzelił mu trzy razy w brzuch, gdy przyszedł do Sekuły odebrać 2 mln dolarów, które ten był winien, chyba wszystkim znanemu Pershingowi (też marnie skończył). Wyłgał się z tej afery, bez jednego zadrapania, nasz żydowski geniusz gospodarczy Bogusław Bagsik, który właśnie trzymał wszystkie kwity, również Sekuły.



Na drugim planie plątają się jeszcze takie tuzy, jak ówczesny premier Oleksy, czy prokurator generalny Cimoszewicz, którzy też lubili sobie zapalić solidne i grube cygaro Cohiba Esplendidos. Długość 178 mm, średnica 18,65 mm.
Wyjaśnię – esplendidos to po hiszpańsku wspaniały.
Czyli pełen blichtr do kwadratu.

Po transformacji 89, gdy na salony władzy wkroczyli ludzie z nizin (Wałęsa, Frasyniuk), z ubogiej pseudo – inteligencji (Geremek, Michnik, Kuroń) i zbiry z Pruszkowa i Wołomina, to pierwsze co się stało, to zauroczenie życiem burżuazji.
Nie tym prawdziwym życiem, bo o tym nie mieli pojęcia, gdyż nikt z prawdziwej burżuazji ich jeszcze do siebie nie dopuszczał, tylko tym mirażem, który przyswoili z Hollywoodu i taśm VHS.

Nie wiedzieli zatem, że to pic na wodę, a konkretnie właśnie blichtr, czyli coś, co każdemu wyedukowanemu człowiekowi kojarzy się z tandetą.
Bo blichtr to pozory. To namiastka i przejaskrawienie. Tani efekt, pozorność i fasadowość. Szkiełko, które błyszczy jak diament.

Tak więc lata dziewięćdziesiąte, jak naród nadal bieduje, a spora część ciągle żyje w nędzy, którą stanem wojennym zbudowali łotrzy – Jaruzelski z Kiszczakiem, wybrani, wszyscy bezwzględnie połączeni ze służbami, które dla zmylenia śladów nieustannie się przepoczwarzały – od Informacji i KBW do WSI i UOP, za niezbędny element nowych czasów uznali zachodni glamour, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie jest blichtr, tandeta – efekciarstwo z kabaretów, wodewili i festiwalu w Rio de Janeiro.

Nie wiem, czy jest to do dzisiaj, lecz zawsze mnie zdumiewały i nawet fascynowały domy, albo mówiąc ich slangiem – rezydencje, faktycznie jakieś posiadłości; jak jadąc na południe, mijając Łódź, gdzieś w okolicach Rzgowa, albo może Zgierza, nie pamiętam dokładnie, widziałem duże domy, z gipsowymi lwami przy wjeździe, które miały ściany wykładane kawałkami błyszczących lusterek. Niesamowite! Tak obrzydliwe, że aż fascynujące. Kwintesencja tandetnego blichtru za dużą kasę.
Oto polska nowa burżuazja. A właściwie jej prymitywna wizja.

Białe skarpetki do buraczkowego garnituru posła Kierwińskiego i szerokie, ostentacyjne biało – czerwone krawaty ludzi Leppera przeminęły.
Lecz mentalność blichtru i pozorów trzyma się dobrze.

Tak... Była jeszcze fascynacja Kwaśniewskiego... pardon moi prezydenta Kwaśniewskiego tenisem. Te sflaczałe, pełne alkoholu mięśnie starały się biegać i posyłać piłeczkę na drugą stronę siatki. Gdzie zresztą czekał jeszcze bardziej sflaczały grubas Oleksy.
Albo jak Kwaśniewski, z tą swoją pindowatą żonką, wysłali córeczkę na bal księżniczek do Paryża. Czaicie? Wieśniaki lewackie dają córkę na bal księżniczek! Czy to nie jest zatrucie umysłowe? Pełen blichtr.

Lecz najlepszy z nich wszystkich, tych post-sowieckich cieci, był gostek, który nazywał się Dochnal. Bodajże Marek Dochnal. Pamiętacie? Otóż on mając dosyć sportów dla pospólstwa, tego ciągłego mordobicia, albo biegania, na kacu po kolejnej imprezie, postanowił rozpowszechnić w Polsce królewski sport – polo. Gracze siedzą na szkolonych pełnokrwistych koniach, wielkich jak stodoła, mają takie laseczki i ganiają za piłeczką. To Lewandowski i Grosicki mogą biegać na własnych nogach. Panowie do tego używają koni. Kultura musi być. A jakże!
Tak to nasz pospolity, siermiężny burak, przekształcił się w wytwornego banana.
A na małym paluszku sygnet z kryształem Swarowskiego, imitującym 2 karatowy brylant.

Tusk i jego paczka darmozjadów, od początku karmiona przez wzbogaconego i ze zmienionym nazwiskiem żyda, którego właśnie niedawno pochowali godnie, po katolicku, niejakiego Wiktora Kubiaka, też kochała blichtr. Wspomniane cygara Cohiba Eslendidos obowiązkowo dostarczali dyplomaci – ambasadorowie . Wina na imprezy (bo piwsko i gorzała przestały smakować. Przynajmniej oficjalnie.) dobierał wysokiej klasy sommelier i nawet panom butelki otwierał, by ci na końcu mogli sobie pociągnąć z gwinta.
A jak pan premier Tusk, władca świata, wypił za dużo, to bił żonę. Musiał w końcu, jak człowiek ulicy, ten cały blichtr odreagować po męsku. Bo – we Wrzeszczu mówili – gdy się baby nie bije, to jej wątroba gnije.

Blichtr istnieje wszędzie na świecie. Tandetę i taniochę w okresie kolonizacji wpychano tubylcom na dzień dobry. Złoto, diamenty i inne precjoza bogatego świata, kupowano za paciorki i perkal.
Od dawna tani blichtr był symbolem biedy i zacofania. A u nas, proszę bardzo, stał się stałym elementem życia młodych, wykształconych i z dużych miast. Ogarnął też dużą część ludzi kultury. Nie oparli się jemu tak zwani nasi biznesmeni (znam wielu prezesów, którzy, i owszem, zarejestrowali firmę, lecz nadal nie zatrudniają nikogo, nie robią nic, nie mają dochodów, a mimo tego każą się tytułować prezesem, a pytani o zawód, dumnie odpowiadają – jestem biznesmenem. T o też oczywiście pewna wynaturzona forma takiego blichtru, która ma dodać splendoru i szacunku.
A politycy to zupełnie osobny temat. Generalnie powiem, że oni prawie wszyscy są totalnym blichtrem.

Młodzi z dużych miast łykają wszystko, co im podrzuca zdegenerowane lewactwo i pop-kultura zachodu. Męskie stringi – proszę bardzo. Szogun na głowie wzorem ukochanych aktorów i piłkarzy – natychmiast, jak tylko włosy urosły, nasze ulice zaroiły się młodzieńcami, którzy mozolnie, co rano przez godzinę, budują wysoką strukturę na pustej głowie. Netflix uczy ich skomplikowanych technik miłości nie heteronormatywnych (to fajne słowo też im podrzucono).
A te jakże dzisiaj popularne na demonstracjach rynsztokowe wzbogacanie codziennego i publicznego słownictwa o grube słowa klasy wyp**dalaj, je*ać, pier*lę – co już parę lat temu zaprezentował na demonstracji poważny, żydowski działacz Seweryn Blumsztajn, to już w sferach tych ich wszystkich na zachodzie,wykształconych, z dużych miast, istnieje od dobrych dziesięciu lat. Wyrazem stosowanym jako niedowierzanie, albo niechęć, lub tylko niezgodę jest dobrze znane i u nas - Fuck You! Powtarzane tak często i gęsto, że nasze tradycyjne ku*wa wysiada, A reszta bardziej wymyślnych obscenicznych wyrażeń, rozpełzła po świecie z narodzinami hip – hopu. Którym dzisiaj zresztą nasi wielkomiejscy imprezowicze gardzą, lecz całe słownikowe szambo przyswoili i nawet się tym rozkoszują

Jednak najgorsze jest to, już poza wizualnymi i akustycznymi demonstracjami ideologii blichtru, ten pozorny, pusty blask fałszu, ogarnął umysły wielkich grup ludzi. I to od sprzątacza szaletów dworcowych po profesorów renomowanych uczelni. Po co rozmyślać głęboko i przemawiać mądrze i logicznie, jak lepsza jest płytka namiastka – frazesy, pustosłowie, banały i stereotypy. W rzeczywistości ludzie blichtru na każdy temat zawsze mówią to samo.
Mistrzem słownego blichtru jest dla mnie poseł Borys Budka. Jest niesamowity! Jak tylko go widzę w telewizorze, ucinam rozmowy, pogłaśniam i z nabożną uwagą chłonę jego słowa. Zawsze jest to widowisko najwyższej klasy. Indyjskie Bollywood zatrudniłoby go natychmiast do obsadzania w roli maharadży zwracającego się do poddanych. A kto nie dość uważnie go słucha, jest ścinany natychmiast.

Ci nasi malutcy – dzieciaki i nastolatki starają się jakoś dostosować to tego fałszu tanich błyskotek. Zaliczam do tego również to całe lgbt. Kombinują sobie, a potem wyciągają wnioski. Raz dobre, innym razem złe.
Lecz czasami są bardzo sprytni i inteligentni.
Moja ulubiona licealistka, spryciula i mądrala, a jednocześnie skromna i nieśmiała, jak wszystkie dziewczyny w jej wieku zakochała się na zabój w rówieśniku. Wiecie jaka jest miłość wtedy . Można schudnąć w tydzień 10 kilo. Albo przytyć. To zależy. Obiekt miłości to intelektualna czołówka klasy. I tenże chłopiec, żeby iść za modą, a także by wzbudzać większe zainteresowanie swoją dziwnością, oświadczył, że po prawdzie to on jest kobietą. Oczywiście w klasie sensacja. Lecz po chwili była jeszcze większa, bo nasza sprytna skromnisia natychmiast dodała: - To ja się też przyznam – tak naprawdę, ja z kolei czuję się mężczyzną.
I tak oto rozkwitła młodzieńcza miłość. On – kobieta, a panienka to chłop.
Mógłbym dodać bajkowo – i żyli potem długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że to autentyczny fakt, który własnie się dzieje. Tak oto myślący młodzi uczą się żyć w świecie fałszu, blichtru i kłamstwa.

.

Brak komentarzy: