poniedziałek, 27 stycznia 2014

Panie Prezesie Kaczyński, nie ma sufitu?


List otwarty do Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego
 
  
Szkło to taki wredny materiał – niby jest, ale go nie widać. Na ostatnim wiecu Prezes Jarosław Kaczyński, którego wysoko cenię, jako przywódcę partii, stwierdził, że nad ilością zwolenników PISu nie wisi szklany sufit, który nie pozwala przekroczyć pewnego pułapu. Pozwalam sobie nie zgadzać się z tym stwierdzeniem pana Prezesa.
 
Szklany sufit istnieje. Nie tylko dla PISu, ale dla wszystkich partii, a nawet dla różnych zbiorowisk. To prawa fizyki. Ciecze się mieszają tak długo, aż roztwór osiągnie nasycenie. Tylko ten alkohol może się mieszać z wodą w każdych proporcjach. Sadzę, że w tym fizyko – chemicznym procesie maczali palce Polacy, więc dlatego jest tak dziwnie.
 
Takim naturalnym nasyceniem elektoratu dla PISu jest około 35% głosów.
Dodam uczciwie – plus, minus. I hier is der Hund begraben - w tym plus/minus. Bo jak twierdzę PIS ma swój pułap wyborców, lecz może on się podnosić lub opadać. A to, panie Prezesie zależy wyłącznie tylko od Pana. Bo PIS jest partią wodzowską. I bardzo dobrze. Na ten czas, jak to wyraźnie widać innego rodzaju partie jeszcze się w Polsce nie sprawdzają. I sieją dodatkowy zamęt w umysłach wyborców tymi wszystkimi frakcjami, czy skrzydłami. Więc to Pan osobiście, Panie Prezesie, jest odpowiedzialny za to, czy ten szklany sufit, którego Pan nie spostrzega, będzie nisko nad głowami ( a spadał już nawet poniżej 20%) czy będzie szybował w przestworzach.
 
Jak to osobiście i autorytatywnie stwierdziłem, naturalny poziom wyborczy PISu to okolice 35%. Zdajemy sobie wszyscy sprawę, i Pan, Panie Prezesie, zapewne też, że to za mało, żeby, nawet wygrywając wybory, coś w Polsce zmienić. A Pan chce zmienić Polskę i to drastycznie, prawda? Nie podejrzewam, że jest tak, jak mówią Pańscy wrogowie, że Pan chce ni mniej ni więcej, tylko być wiecznym opozycjonistą i krytykiem systemu. Mimo wszystko ja wierzę w Pański konstruktywizm i kreatywność.
Twierdzę, żeby PIS mógł spokojnie wygrać wybory, samodzielnie rządzić i zacząć tworzyć nową Polskę, naszą Polskę, obywateli i patriotów musi zdobyć 42 – 44% poparcia. Zaokrąglając, żeby się zbytnio nie rozdrabniać, ma Pan rok, aby przyciągnąc do nas jeszcze 10% wyborców.
Czy to możliwe? Jak najbardziej tak. Lecz musi się Pan nad tym sporo napracować. Wiem, że już Pan zaczął, objeżdżając cały kraj, ale to jeszcze jest za mało. Musi Pan dokonać pewnych zmian i korekt. Głównie w wizerunku i przekazie.
 
Zastanówmy się, gdzie może Pan zdobyć te dziesięć, jakże potrzebnych dla Polski i Polaków, procent głosów.
 
Na początek ustalmy obszary, gdzie ich Pan na pewno nie znajdzie.
 
Nie szukałbym tych głosów we więzieniach i aresztach. Jak to pokazują dane z ostatnich głosowań, to domena pana Tuska. Nie wiadomo dlaczego, skazańcy i przyszli skazańcy wolą głosować na Tuska.
Nie znajdzie Pan też dodatkowych głosów w licznej grupie przedsiębiorców, którzy pasożytują na zamówieniach publicznych, jak np. budowa autostrad, czy wywóz śmieci, lub służba medyczna. Ci ludzie są nierozerwalnie związani z systemem "kręcenia lodów", który zapewnia im tylko administracja Tuska. W związku z tym musi Pan także wykreślić z ewentualnego grona Pańskich zwolenników, cała tą rzeszę urzędników, wójtów, burmistrzów i tym podobnych, którzy na styku administracji państwowej i prywatnego biznesu, utworzyli sobie wspaniałe źródło dochodu. Dochodu, który zapewnia im Tusk, niewątpliwie zapewniłby Piechociński, Miller i Palikot. A Pana boją się jak ognia. Bo wyschłoby im źródło dochodu
Nie znajdzie Pan zwolenników, pośród, jak my to nazywamy – lemingów, pracowników wielkich, czesto międzynarodowych korporacji, tych nie-polskich banków, towarzystw ubezpieczeniowych itp. Oni, niestety, w dużej mierze są straceni na zawsze. Przeszli typowy dla tych instytucji brainwashing i palcem nie kiwną, by zrobić coś innego, niż to, co im zarząd poleci. Bo jak nie to oni z kolei polecą. Z wilczym biletem na zieloną trawkę.
I na koniec tej wyliczanki, nie liczyłbym na Pana miejscu na tych wszystkich pracowników mediów głównego nurtu. Nie znajdziemy zwolenników pośród pracowników Agory, z największym propagandowym szmatławcem – Gazetą Wyborczą na czele. Nie znajdziemy ich wśród takich komunistycznych bastionów, jak Polityka. A również w imperium medialnym Alexa Springera, tutaj z Newsweekem z kolei na topie. Nie będzie też ich w całkowicie przejętej polskiej telewizji TVP i telewizjach komercyjnych Polsat, czy TVN, które powstały w podejrzanych okolicznościach i za podejrzane pieniądze.
 
Gdzie więc ma Pan szukać tych dodatkowych 10% ?
Najważniejszym i głębokim obszarem jest 50% Polaków, którzy nigdy nie głosują. Są oni zdecydowanie negatywnie nastawieni do jakiejkolwiek struktury państwa i każdy rząd i każdą partię traktują, jako kontynuację okupacji. A, wiadomo, z okupantem się nie współdziała. To dla Pana bardzo trudne zadanie, Zmienić mentalność i poglady prawie 5 milionów Polaków, tak, aby w końcu poczuli się obywatelami. Żeby przestali w końcu rozpaczać, że oni na nic nie mają wpływu, więc palcem dla kraju nie kiwną. I najważniejsze – żeby Panu zaufali.
Znajdzie Pan też ewentualnych zwolenników pośród szerokiej grupy stosunkowo młodych, inteligentnych Polaków, którzy z różnych powodów, o czym dalej napiszę, zrazili się do PISu. To bardzo ważna grupa, bo w dużym stopniu opiniotwórcza w swoim otoczeniu. I co warto dodać – pociągająca za sobą młodzież, która dopiero wchodzi w życie.
Ta grupa w pewnym stopniu się wykruszyła, kiedy musiał Pan się pozbyć zdrajców i awanturników z PISu – Kurskiego, Bielana, Poncyliusza, czy Migalskiego. Fakt, w dużym stopniu sporo z nich to podli karierowicze (Kluzik – Rostkowska, Michał Kamiński, czy Migalski), jednakże sporo młodej inteligencji się z nimi utożsamiało. Zapewniam Pana, że nikt sie nie utożsamia z panem Hofmanem. Otóż ta grupa, która stanowią ludzie inteligentni i myślący, odsunęła się od PISu, jak Pan odsuwał po kolei tych powyższych osobników. Mając takie walory umysłowe, szybko zrozumieli, że popełnili pomyłkę. Jednakże duma i honor nie pozwalają im tak łatwo do PISu powrócić. A nawet, co było złym przykładem,ukoryli się i chcieli wrócić, jak pan Bielan, to Pan nie wyraził zgody. Wg. Mnie to Pana błąd, bo Bielan, to bardzo wartościowy człowiek, a dodatkowo, nie przyjmując go ponownie, wysłał Pan czytelny znak, do tych wszystkich wahających się i ewentualnie gotowych Pana poprzeć. Wysłał Pan zły znak.
Duży obszar do zagospodarowania i to bardzo ważny, stanowią rolnicy i mieszkańcy wsi.Świadomość przez ostatnie 20 lat wzrosła do tego stopnia, że wiedzą już dobrze, że PSL ich nie reprezentuje, bo PSL reprezentował i reprezentuje tylko siebie (plus oczywiście rodziny, krewnych i przyjaciół).
To bardzo wartosciowy elektorat i jeżeli Pan go zdobędzie, to będzie się Pan cieszył jego długotrwałym solidnym poparciem.
 
No dobrze, ale co musi Pan zrobić, żeby podnieść ten szklany sufit i zdobyć te dodatkowe 10% poparcia?
Musi Pan intensywnie popracować nad sobą i swoim otoczeniem. Głównie w sensie wizerunkowym. Nawet chodzić powinien Pan inaczej. Bo chodzi Pan jak członek KC Komunistycznej Partii Chin. Donald Tusk pomykający na swoich krzywych nogach po korytarzach Sejmu robi lepsze wrażenie. Ja rozumiem, dostojność – tak, ale często widoczna bezradność – nie. Musi Pan zacząć sięgać do techniki i atrybutów XXI wieku. Ja przekroczyłem 60-tke i jakoś sobie radzę i nie wierzę, że Pan nie może sobie dać rady. Trzeba się pokazywać z różnym sprzętem w taki sposób, jakby to było nic nowego, a nie jak spektakl z tabletem na trybunie Sejmu, gdzie od razu było widać, że jest to dla Pana nieprzyjazne narzędzie.
Musi Pan przestać mówić ezopowo. A już kompletnie powinien pan zapomnieć o ulubionej frazie: - "wiem, ale nic nie powiem". Ludzie tego nie cierpią. Albo milczeć, albo walić prosto z mostu. Ja jestem za waleniem prosto z mostu, bo uważam, że Pańska postawa zbyt często jest za bardzo defensywna. Walić prosto z mostu, twardo i agresywnie, po nazwiskach i faktach. Zapomnieć, kiedy trzeba, o żoliborskiej kindersztubie. Posłanka prof. Pawłowicz mogłaby udzielić parę lekcji.
 
I niech Pan panuje nad swoim otoczeniem. Takie idiotyczne, jak to młodzi mówią wtopy, jakie zaliczyli panowie Hofman, czy Kaczmarek, były na prawdę żenujące. Uczuliłbym działaczy PISu, że nawet, jak się w swojej sypialni kładą do łóżka z własną żoną, by sprawdzili, czy nie ma pod łóżkiem wrażego dziennikarza, czy choćby jego magnetofonu lub kamery, a nawet telefonu komórkowego, bo one teraz wszystko potrafią.
I może znalazłby Pan (oprócz siebie oczywiście, bo tu nie ma nic do zarzucenia) trochę lepszych współpracowników do kontaktów z mediami. Niestety, wybrani przez Pana, może godni najwyższego zaufania, słabo przed kamerami wypadają. A na przykład takim świetnym (niestety ostatnim) nabytkiem jest pan prof. Gliński.
 
Na tym poprzestanę, bo i tak za dużo się wymądrzałem. Pisząc do Pana chcę tylko jednego – zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości pod Pana przewodnictwem. A to z kolei tylko dlatego, żeby rozwalić tą przeklętą III RP i cały ten Układ i System, który trwa po okrągłym stole.
 
Z szacunkiem
 
Janusz E. Kamiński / jazgdyni

Dla ich własnego dobra czyli logika utopii


A co do „ mojego własnego dobra” - chciałbym tylko , żeby to dobro nie było dla mnie przymusowe. Jak szczepienia, podatki, ubezpieczenia, abonament telewizyjny, a wkrótce zapewne eutanazja. Jak dla tych gołębi w Paryżu.

Pewna miła panienka powiedziała mi kiedyś, że w Paryżu truje się gołębie dla ich własnego dobra. Zwrot „ dla ich własnego dobra” dołączył do zdań, słów i sformułowań, na które jestem szczególnie uczulona. Po wielu latach życia w realnym socjalizmie, bardzo płodnym w dziedzinie twórczej lingwistyki, takich zwrotów i wyrażeń nazbierało się sporo. Tyle, że : „ dla ich własnego dobra” wydaje się być sformułowaniem ponadczasowym.
„Charakterystyczną cechą Inkwizycji, wyróżniającą ją spośród ówczesnych trybunałów jest położenie nacisku nie tyle na ukaranie oskarżonego, co na zbawienie jego duszy. Możemy dziś oczywiście się nie zgodzić na ówczesne rozumienie tych spraw, jednak niewątpliwie taki był właśnie tok myślenia inkwizytorów.”- to cytat z tekstu „ Inkwizycja – prawda i mity” Marka Piotrowskiego występującego zdecydowanie w obronie tej instytucji.
Oszczędzę Państwu wzruszającego opisu pojednania skazanego z katem. Skazany mocno już uszkodzony zdecydował się nawrócić. Kat błagał go o przebaczenie, gdyż nie chciał go zniechęcić do tej decyzji. Jestem w stanie się zgodzić, ze inkwizycyjna procedura sądowa była w ostateczności o wiele lepsza niż nagminne wówczas samosądy owocujące paleniem rzekomych czarownic, ale przyznam, że troska kata o duszę torturowanego wyjątkowo mnie razi. Podobnie jak raziła mnie obowiązująca w Polsce za PRL zasada doprowadzania przed wykonaniem wyroku skazanego na karę śmierci do pełnego zdrowia, z przymusowymi zabiegami sanacji jamy ustnej włącznie.
Zapewne daje tu znać moja słabość intelektualna, ale w obydwu przypadkach nie jestem w stanie dobrych intencji należycie docenić.

Dla ich własnego dobra- na przykład - zawsze usypia się psy. Nie zdarzyło mi się słyszeć od właściciela, że miał dosyć kosztownego leczenia psa, albo, że nie było go po prostu na nie stać.
Dla ich własnego dobra będzie się odtąd poddawało w Belgii eutanazji chore dzieci.
O eutanazji staruszków nie ma co wspominać. Jasne jest, że zarówno ustawodawca, jak i zmęczone oczekiwaniem na spadek rodziny mają wyłącznie ich własne dobro (staruszków oczywiście ) na względzie.
Wszelkie działania mające na względzie moje dobro budzą zatem moją najwyższą podejrzliwość.

Podobną podejrzliwość budzą stwierdzenia używające tak zwanego dużego kwantyfikatora. Doświadczenie nauczyło nas, że jeżeli ideolog twierdzi, że każdy człowiek w reklamowanym przez niego systemie będzie miał wszystko co jest mu do życia potrzebne oznacza to, ze żaden człowiek nie będzie miał zapewnionego minimum egzystencji. Jak te 15 milionów zmarłych z głodu w przodującym systemie na Ukrainie.
Przy okazji nasunęła mi się refleksja na temat specyficznej logiki takich zapewnień i ich zaprzeczeń. Otóż zgodnie z zasadami logiki - zaprzeczając kwantyfikatorowi dużemu zamieniamy go na mały i zaprzeczamy samemu zdaniu. Klasyczny przykład to odkrycie Orwella : „ wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze”. Zaprzeczając zdaniu :” wszystkie ( duży kwantyfikator) zwierzęta są równe” twierdzimy że „istnieją ( mały kwantyfikator) zwierzęta, które nie są równe”. Czyli jak to nazwał Orwell są „ równiejsze”.
Praktyka przodujących ustrojów nauczyła nas jednak czego innego. Jak w podanym przykładzie Ukrainy. Zaprzeczenie twierdzeniu, że w socjalizmie „każdy człowiek otrzyma wszystko co jest mu do życia potrzebne” nie oznacza, że „znajdą się ludzie którzy nie otrzymają tego co jest im potrzebne”. Oznacza , że „każdy człowiek nie będzie miał tego co potrzebuje. ( inaczej - żaden nie otrzyma tego co jest mu potrzebne)”. Zostaje duży kwantyfikator, a zaprzeczamy samemu zdaniu. Tak należy zawsze postępować w przypadku utopii.
Można podać wiele innych przykładów.
Na przykład twierdzenie, że „wszyscy ludzie są braćmi czyli każdy człowiek jest bratem dla każdego innego”, w swojej praktycznej negacji oznacza, że „wszyscy ludzie nie są braćmi, czyli nikt dla nikogo nie jest bratem”.
Twierdzenie, że wszystkie kultury ( religie) mają ogromną wartość ( albo są równowartościowe) oznacza w praktyce, że żadna nie ma najmniejszej wartości, są nieinteresującym dla ogółu przedmiotem badań specjalistów czyli rodzajem folkloru. Zauważył to nawet Leszek Kołakowski.

W bardziej przyziemnej perspektywie- zaprzeczenie twierdzeniu, że w wyniku działań PO każdy obywatel naszego kraju będzie miał pełny dostęp do leczenia nie oznacza bynajmniej, że mogą istnieć obywatele, którzy tego dostępu nie uzyskają. Jest o wiele gorzej - nasuwa się podejrzenie, że w wyniku tych działań nikt nie będzie miał dostępu do leczenia. I wszystko na to jak dotąd wskazuje.

Dlatego jesteśmy tak bardzo podejrzliwi wobec wszelkich kart praw podstawowych i innych szlachetnych deklaracji. Doświadczenie uczy nas, że zaprzeczenie im nie sprowadza się do twierdzenia, że znajdą się wyjątki od reguły. Doświadczenie uczy nas, że zgodnie ze specyficzną logiką utopii, wszelkie tezy zmienią się w równie ostre antytezy.

Jeszcze co do „ ich własnego dobra”.
Podobno większość ludzi na starość się radykalizuje. Ja wręcz przeciwnie- ideologicznie słabnę. Nie mam już ochoty zakazywać innym in vitro, zmiany płci, homoseksualizmu. Jestem wzorcowo tolerancyjna. Chciałabym tylko żeby robili to na własny rachunek, za własne pieniądze i żebym nie musiała mieć z tym nic wspólnego.
A co do „ mojego własnego dobra” - chciałbym tylko , żeby to dobro nie było dla mnie przymusowe. Jak szczepienia, podatki, ubezpieczenia, abonament telewizyjny, a wkrótce zapewne eutanazja.
Jak dla tych gołębi w Paryżu.

red:



autor: Iza