czwartek, 14 listopada 2013

Bieda też dla marynarzy





Jan Vincent Rostowski, człowiek nasłany przez międzynarodową finansjerę do realizacji i kontrolowania powolnego upadku Polski nie przepuści nikomu.

Marynarze są może ostatnią grupę swobodnych obywateli naszego kraju, którzy z racji wykonywania zawodu za granicą i zamieszkiwania w Polsce, bez zamiaru jej opuszczenia, posiadała pewne przywileje. Należało im się to jak małpie banan, bo pracę mają ciężką i daleko od najbliższych,
Jak sobie policzyłem, przez 40 lat pływania po morzach i pracy za granicą, w domu spędziłem tylko lat siedemnaście. Nie byłem na Pierwszej Komunii córki i Pierwszej Komunii Syna. Nie ma mnie na żadne święta, co drugi rok. To najgorsze koszty tych niby wyższych zarobków. A czas przeżycia na emeryturze jest bardzo króciutki.

I oto, czego nawet komuna w swojej bezczelności nie ważyła się tknąć, minister Rostowski ochoczo zaczął rozwalać.

Marynarze mają ten przywilej, że z racji, iż w większości pływają u armatorów zagranicznych, w ramach państwowych, bilateralnych umów o zapobieganiu podwójnemu opodatkowaniu, mogą sobie wybrać kraj, gdzie płacą podatki: albo w Polsce, albo w tym kraju, gdzie mieści się zarząd zatrudniającego marynarza armatora.
Bardzo to się Rostowskiemu i wytresowanej hordzie manipulatorów przy prawach podatkowych nie podoba. Więc panowie (i panie z Urzędów Skarbowych) do roboty – trzeba wreszcie jakoś udupić tych cwanych „wilków morskich”.

Wobec jednoczesnych doniesień o pracach nad podatkiem katastralnym, instalacji miliona radarów na drogach do gnębienia kierowców i pozostałych manipulacjach przy prywatnej własności można sobie powiedzieć tak: państwo jest zadłużone i na gwałt potrzebuje pieniędzy. Ima się więc wszelkich sposobów by dodatkowe pieniądze wyciągnąć od obywateli.
Czyżby?
Czy w tych wszystkich operacjach i manipulacjach zgrai Rostowskiego chodzi tylko o extra forsę i jest to tylko akcja jednorazowa i gdy się wszystko wyrówna i państwowe długi przestaną grozić swym niebotycznym rozmiarem, to sytuacja wróci do normy i państwo przestanie gnębić swój naród?

Nie wydaje mi się. To wszystko wygląda na świadomą, długofalową politykę pauperyzacji polskiego społeczeństwa.
Po prostu w gabinetach bildenbergów czy innych, jak im tam, klubów postanowiono, że ludność Polski ma posiadać tylko tyle, by mieć się gdzieś położyć spać po pracy, pogapić się w komediantów w telewizorach, popijając tanie piwo, latem parę razy zrobić grilla, a raz do roku pojechać do Egiptu. Więcej im nie potrzeba.
Bogacąc się i stabilizując, mogłyby im do głowy z tego dobrobytu przychodzić głupie myśli i rozważania o demokracji i republice. I jeszcze, nie daj Boże, zaczęliby samodzielnie myśleć. A mają przecież tylko zajmować się dzisiaj, teraz i tutaj, jak to stwierdził miłościwie nam panujący Tusk.

Likwidując stocznie polskie wypchnięto z kraju kilkadziesiąt tysięcy stoczniowców. Wszyscy najwyżej kwalifikowani spawacze okrętowi, pracują w Norwegii lub gdzie indziej, byle nie w Polsce.
Sytuacja w służbie zdrowia doprowadziła do wyjazdu za granicę tysięcy lekarzy i pielęgniarek. Już powoli zaczynamy odczuwać brak personelu w polskich szpitalach.
Jak do tej pory, na międzynarodowym rynku, Polska jest wspaniałym dostawcą kwalifikowanej, w przeważającej części – wysokokwalifikowanej siły roboczej, dla zachodnich sąsiadów, którzy odczuwają wyraźne braki w tym zakresie.
Czy zatem przypisano nam rolę dostawców fachowców, eksporterów siły roboczej?
Ludzie po pracy ciągle jeszcze wracają do Polski i tu wydają swoje ciężko zarobione pieniądze. Lecz jak długo jeszcze? W końcu zdecydują, że nie ma po co wracać, bo rząd skutecznie zniechęci i zostaną za granicą, poprawiając lokalne wskaźniki demograficzne i narodową pulę genetyczną.
W kraju pozostaną tylko ci najmniej ruchliwi, co to tylko piwko i grill. Wg klubu rzymskiego, ma Polaków pozostać 15 milionów.

Oczywiście nie opuszczą również kraju pracownicy i funkcjonariusze Układu, oraz ci, co się błyskawicznie po transformacji niesamowicie wzbogacili. Dla nich taka Polska to będzie Eldorado. Bo Polska nawet bez ludzi jest krajem bogatym. Tyle tu jeszcze można ukraść… Tym bardziej, jak obywatele przestaną się pętać pod nogami.

Wróćmy jednak do marynarzy. Dziesięć lat temu, w 2004, po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, zapanował w środowisku marynarskim strach i popłoch. Okazało się, że rząd i podległe instytucje nie są przygotowane do pracy na międzynarodowym rynku i gdy rząd Danii przesłał Polsce dane o zarobkach zatrudnionych tam polskich marynarzach, to Urzędy Skarbowe zaczęły egzekwować milionowe (!) podatki i kary, co skończyło się ruiną wielu rodzin i licznymi samobójstwami, zanim zorientowano się, że bezprawnie obarcza się marynarzy winą i właściwie nic złego oni nie zrobili. Nie wiem na pewno, czy już została zakończona akcja zwrotów bezprawnie pobranych podatków i kar. Jak znam życie i polskie skarbówki, to pewnie jeszcze długo ludzie będą czekać na swoje pieniądze. A kto zdrowie stracił i majątek, to jego strata.
Następnie sprawy marynarskie ucichły i wydawać się mogło, że wszystko jest w kontekście międzynarodowym prawidłowo unormowane. Polscy marynarze zaczęli być traktowani, jak wszyscy inni na świecie.
Aż pojawiła się ferajna Tuska i na dodatek wyskoczył jeszcze ten cholerny kryzys. Więc ponownie zaczęło się obwąchiwanie marynarskich zarobków i szukanie zmyków, przy pomocy których można by się do tych zarobków dorwać. Od 2010 roku nie ma już wytchnienia. Zgrany zespól gangsterskich pomysłodawców z Ministerstwa Finansów siedzi i kombinuje. Rozwiązano już po myśli rządowej problem taniej bandery norweskiej (NIS), gdzie pływa chyba z 50% polskich marynarzy. Trzeba płacić podatki, jak ten typowy urzędnik, który już o piątej po południu siedzi w domu i cieszy się rodziną. Nie ma żadnej litości dla tych marynarzy, którzy nieopatrznie podjęli pracę pod tą banderą.
Oczywiście natychmiast ruszyła kontrakcja. Mój dobry znajomy, Maciek, Starszy Oficer już przeniósł się do Szwecji, do Malmoe, 45 minut lotu do Gdańska za 90 zł. Nauczył się szwedzkiego i parę miesięcy temu uzyskał szwedzkie obywatelstwo. I ma w dupie Rostowskiego i jego podatki. Żyje teraz w kraju, o ustabilizowanych, choć wysokich podatkach, ale wie, że nie płaci do czarnej dziury i summa summarum ma się znacznie lepiej jako obywatel Szwecji z gdyńskim mieszkaniem pod nosem. Nie jest to przypadek odosobniony. Można powiedzieć, że to już jest taki trend.
Szwecja, Dania, Niemcy, Wielka Brytania a nawet Hiszpania, to państwa, gdzie najwięcej młodych marynarzy już się stara o obywatelstwo.
A Polska z tego będzie g… miała. Do tej pory przynajmniej większość marynarzy przywoziła pieniądze do kraju i tu je wydawała. Pobieżnie szacując, można przyjąć, że dostarczali do kraju tak z ćwierć miliarda dolarów rocznie. Gdy zmienią obywatelstwo, to o tyle, co najmniej Polska będzie uboższa.

Pewna i ustabilizowana przyszłość to chyba marzenie każdego. W Polsce to chyba marzenie głupiego. To państwo, z tą władzą nie ma najmniejszego zamiaru zajmować się dobrobytem ogółu obywateli. Wystarczy im dobrobyt różnych kulczyków, palikotów, czy gdańskich prezydentów  Adamowiczów.
Czym to już nie mieliśmy być? Czego to nam już nie obiecywano? Druga Japonia, druga Irlandia, a tym czasem wygląda na to, patrząc na listy rankingowe, druga Rumunia, czy druga Mołdawia.

Niszczenie poszczególnych grup zawodowych jest faktem. Podobnie jak niszczenie polskiego przemysłu, czy polskiej edukacji. Jest to fragment szerokiego spektrum niszczenia narodu.
Polacy są silni i przedsiębiorczy. Więc albo walną i rozpirzą te mafijne towarzystwo, albo zdesperowani, zapakują dobytek w toboły i przeniosą się tam, gdzie na nich czeka już przyjaźnie wyciągnięta ręka.