niedziela, 19 lutego 2017

Hipokryzja ministra Radziwiłła i całej reszty

  Alkohol. O tym będzie ten króciutki niedzielny tekst. Choć raczej o hipokryzji, czyli nieszczerości, fałszywości, obłudzie.

Każdy o pewnych cechach kompulsywno – obsesyjnych ma swego potwora, którego musi zniszczyć, więc walczy z nim ze wszech sił.
Dla ministra Konstantego Radziwiłła jest to tytoń i jego produkty, choć raczej proces palenia, bo ostatnio dołączył do swojej krucjaty e-papierosy, które w życiu nie widziały tytoniu.
A jak taka krucjata jest oszukańcza i nieszczera, niech świadczy fakt, że papierosy typu slim, papierosy light i super light, czyli wszystkie zawierające znacznie obniżoną zawartość nikotyny, substancji smolistych i innych trucizn (podobno aż 70-ciu, jak jest dzisiaj na opakowaniach), są własnie najdroższe, jakby specjalnie palacze mieli się truć znacznie tańszymi "gwoździami" z maksymalnymi dawkami toksyn.
Szczery i rozumny minister, uczciwie pragnący poprawić zdrowie tych, którzy i tak nie rzucą palenia, właśnie te najsłabsze, czyli naj mniej szkodliwe papierosy uczyniłby najtańszymi. I odczepiłby się od e-papierosów, które są pewnym krokiem w dobrą stronę.
Nie jestem taki pewien, czy ta przemożna obsesja ministra to jego osobista udręka, czy lewacka polit-poprawność narzucana przez Unię Eurpejską, która jeszcze bardziej, na wyższym szczeblu hipokryzji, uległa koncernom farmaceutycznym, zarabiającym miliardy na preparatach do rzucania palenia. Dlaczego te na prawdę skuteczne są takie drogie? Proszę bardzo:
Najtańszy Tabex – 40 zł, Desmoxan – 60 zł, a Welbutrin XR "tylko" 160 zł.
I powiem szczerą prawdę: g..no ci pomogą, jezeli nie jesteś sam mocno zdecydowany zerwać z papierosami. Nie potrzebujesz tego chłamu, bo wystarczy parę słów onkologa, kardiologa lub pulmologa, który ci powie: - chcesz pan jeszcze trochę pożyć, to MUSISZ pan rzucić palenie. I rzucasz natychmiast.

A tak zwane "bierne palenie" to taka sama histeryczna bajka, jak tegoroczna panika smogowa.


Za nim przejdę do sedna, wtrącę tu mimochodem, że nie mniejszą hipokryzją popisał się wicepremier Mateusz Morawiecki, który niemalże na kolanach przysięgał, ze chce dobrze dla zwykłych ludzi i chce budować polską klasę średnią. Ale pojechał do Davos, by spotkać się z najbogatszymi, potem wrócił i myk – już apteki nie mają być tylko dla polskich aptekarzy i wielkie, międzynarodowe koncerny nadal mogą grasować na naszym rynku leków, by w końcu, zgodnie z planem, doprowadzić do monopolizacji.
A wtedy pacjenci zaczną wyć i rząd Jarosława Kaczyńskiego zobaczy międzynarodową figę pokazaną przez drugi, najpotężniejszy sektor światowej gospodarki, jakim jest farmacja (po zbrojeniach).

No dobrze...
Piszę o hipokryzji "uzdrawiaczy" całego narodu ze względu na kompletne milczenie, wprost jaskiniową ciszę dotyczącą alkoholu.
Jak był za komuny, tak jest dzisiaj. Ba... jest znacznie lepiej.
Pamiętamy słynny song Ireneusza Dudka "Za dzieisięć minut trzynasta" [https://youtu.be/bHgttRc7ekw (link is external) ] kpiący z karygodnego pomysłu Jaruzelskiego, aby alkohol sprzedawać dopiero po godzinie trzynastej, narażając tym samym skacowanych na potworne cierpienia z powodu niemożności zastosowania klina.
Pamiętamy też, jak kiedyś kupując piwo odwracalismy każdą butelkę i patrzeliśmy pod słońce, bo często w tej jakże pożądanej cieczy pływały różne dziwne "glony", czyli tzw. fuzle.
Teraz w małym sklepiku osiedlowym jest wszystko: 20 gatunków piw, wina od wytworu pd nazwą "Wisienka" za 2,50 i mocy ok 20%, do dobrego burgunda za 3 dychy a wódek chyba ze sto, w pojemnikach od 50 ml do dumnych litrowych butelek. A jeszcze na dodatek spora półka "wynalazków", które mają imitować najsłynniejsze koktajle, jak Mojito, Manhattan, czy kubalibę.

I co, tak dbający o zdrowie Polaków, panie ministrze Radziwiłł? To jest w porządku?! Zrobił ktoś kiedyś panu analzę szkodliwości: i zdrowotnej i ekonomicznej alkoholu versus nikotyna?

Nie ma co się oszukiwać – piliśmy, pijemy i pić będziemy. A Arabów, którzy wymyslili alkohol słusznie za to nienawidzimy.
I podkreślę – pije się wszędzie na całym świecie. W angielskiej stoczni moi brytyjscy współpracownicy każdy dzień kończyli co najmniej czterema pintami w pubie, by potem w domu doprawić paroma whisky.
Francuski doker już w czasie przerwy na lunch wypija butelkę wina.
A i tak jest to bardzo przyzwoite zachowanie wobec opilstwa Skandynawów i mistrzów nad mistrzami – Rosjan.
Krąży też po internecie filmik, który pokazuje jak zalewają pałę przeróżne zwierzaki obżerające się sfermentowanymi owocami drzewa marula [https://youtu.be/7Le9ufN5uEc (link is external) ].
Wniosek – na alkohol i picie jesteśmy skazani i nie ma sensu z tym walczyć.
Czy tak panie ministrze?

Wiemy wszyscy bardzo dobrze, że tak z 80% to czarna strona picia. Kto sam jeszcze nie wie, jak to jest, to niech sobie koniecznie poczyta książki Charles'a Bukowskiego, czy naszego Jerzego Pilcha.
Akohol, który zamiast radości i odprężenia niesie niebotyczne cierpienie. I rozwala człowieka w taki sposób i w takim tempie, jak nic innego co nam daje życie.

Widziałem na własne oczy, jak człowiek, którego darzę najwyższym szacunkiem – Jarosław Kaczyński, wychylał kufel zimnego piwa. Wiem też na pewno, że mimo ordynarnym i prawdziwie chamskim pomówieniom pana Palikota, śp. Lech Kaczyński nie był pijakiem. Wszyscy natomiast widzimy, że pijakiem był (i jast?) były prezydent Kwaśniewski. A Donald Tusk, klasyczny nuworysz, delektował się winami, których tak na prawdę nie był w stanie ocenić.
Lecz czy to oznacza, że pan Konstanty Radziwiłł wydaje wojnę papierosom, jednocześnie spuszczając zasłonę milczenia na picie alkoholu?

Czy to nie jest właśnie skrajna hipokryzja?
Oceńcie państwo sami.


Ps. Jako marynarz, czyli ogólnoświatowy symbol pijaństwa dedykuję państwu międzynarodowy song – "No i co mamy zrobić z tym pijanym marynarzem"
[https://youtu.be/cf0E_PJtJWg (link is external) ]
Wej hej!

.

 

Alkohol. O tym będzie ten króciutki niedzielny tekst. Choć raczej o hipokryzji, czyli nieszczerości, fałszywości, obłudzie.

Każdy o pewnych cechach kompulsywno – obsesyjnych ma swego potwora, którego musi zniszczyć, więc walczy z nim ze wszech sił.
Dla ministra Konstantego Radziwiłła jest to tytoń i jego produkty, choć raczej proces palenia, bo ostatnio dołączył do swojej krucjaty e-papierosy, które w życiu nie widziały tytoniu.
A jak taka krucjata jest oszukańcza i nieszczera, niech świadczy fakt, że papierosy typu slim, papierosy light i super light, czyli wszystkie zawierające znacznie obniżoną zawartość nikotyny, substancji smolistych i innych trucizn (podobno aż 70-ciu, jak jest dzisiaj na opakowaniach), są własnie najdroższe, jakby specjalnie palacze mieli się truć znacznie tańszymi "gwoździami" z maksymalnymi dawkami toksyn.
Szczery i rozumny minister, uczciwie pragnący poprawić zdrowie tych, którzy i tak nie rzucą palenia, właśnie te najsłabsze, czyli naj mniej szkodliwe papierosy uczyniłby najtańszymi. I odczepiłby się od e-papierosów, które są pewnym krokiem w dobrą stronę.
Nie jestem taki pewien, czy ta przemożna obsesja ministra to jego osobista udręka, czy lewacka polit-poprawność narzucana przez Unię Eurpejską, która jeszcze bardziej, na wyższym szczeblu hipokryzji, uległa koncernom farmaceutycznym, zarabiającym miliardy na preparatach do rzucania palenia. Dlaczego te na prawdę skuteczne są takie drogie? Proszę bardzo:
Najtańszy Tabex – 40 zł, Desmoxan – 60 zł, a Welbutrin XR "tylko" 160 zł.
I powiem szczerą prawdę: g..no ci pomogą, jezeli nie jesteś sam mocno zdecydowany zerwać z papierosami. Nie potrzebujesz tego chłamu, bo wystarczy parę słów onkologa, kardiologa lub pulmologa, który ci powie: - chcesz pan jeszcze trochę pożyć, to MUSISZ pan rzucić palenie. I rzucasz natychmiast.

A tak zwane "bierne palenie" to taka sama histeryczna bajka, jak tegoroczna panika smogowa.


Za nim przejdę do sedna, wtrącę tu mimochodem, że nie mniejszą hipokryzją popisał się wicepremier Mateusz Morawiecki, który niemalże na kolanach przysięgał, ze chce dobrze dla zwykłych ludzi i chce budować polską klasę średnią. Ale pojechał do Davos, by spotkać się z najbogatszymi, potem wrócił i myk – już apteki nie mają być tylko dla polskich aptekarzy i wielkie, międzynarodowe koncerny nadal mogą grasować na naszym rynku leków, by w końcu, zgodnie z planem, doprowadzić do monopolizacji.
A wtedy pacjenci zaczną wyć i rząd Jarosława Kaczyńskiego zobaczy międzynarodową figę pokazaną przez drugi, najpotężniejszy sektor światowej gospodarki, jakim jest farmacja (po zbrojeniach).

No dobrze...
Piszę o hipokryzji "uzdrawiaczy" całego narodu ze względu na kompletne milczenie, wprost jaskiniową ciszę dotyczącą alkoholu.
Jak był za komuny, tak jest dzisiaj. Ba... jest znacznie lepiej.
Pamiętamy słynny song Ireneusza Dudka "Za dzieisięć minut trzynasta" [https://youtu.be/bHgttRc7ekw (link is external) (link is external) ] kpiący z karygodnego pomysłu Jaruzelskiego, aby alkohol sprzedawać dopiero po godzinie trzynastej, narażając tym samym skacowanych na potworne cierpienia z powodu niemożności zastosowania klina.
Pamiętamy też, jak kiedyś kupując piwo odwracalismy każdą butelkę i patrzeliśmy pod słońce, bo często w tej jakże pożądanej cieczy pływały różne dziwne "glony", czyli tzw. fuzle.
Teraz w małym sklepiku osiedlowym jest wszystko: 20 gatunków piw, wina od wytworu pd nazwą "Wisienka" za 2,50 i mocy ok 20%, do dobrego burgunda za 3 dychy a wódek chyba ze sto, w pojemnikach od 50 ml do dumnych litrowych butelek. A jeszcze na dodatek spora półka "wynalazków", które mają imitować najsłynniejsze koktajle, jak Mojito, Manhattan, czy kubalibę.

I co, tak dbający o zdrowie Polaków, panie ministrze Radziwiłł? To jest w porządku?! Zrobił ktoś kiedyś panu analzę szkodliwości: i zdrowotnej i ekonomicznej alkoholu versus nikotyna?

Nie ma co się oszukiwać – piliśmy, pijemy i pić będziemy. A Arabów, którzy wymyslili alkohol słusznie za to nienawidzimy.
I podkreślę – pije się wszędzie na całym świecie. W angielskiej stoczni moi brytyjscy współpracownicy każdy dzień kończyli co najmniej czterema pintami w pubie, by potem w domu doprawić paroma whisky.
Francuski doker już w czasie przerwy na lunch wypija butelkę wina.
A i tak jest to bardzo przyzwoite zachowanie wobec opilstwa Skandynawów i mistrzów nad mistrzami – Rosjan.
Krąży też po internecie filmik, który pokazuje jak zalewają pałę przeróżne zwierzaki obżerające się sfermentowanymi owocami drzewa marula [https://youtu.be/7Le9ufN5uEc (link is external) (link is external) ].
Wniosek – na alkohol i picie jesteśmy skazani i nie ma sensu z tym walczyć.
Czy tak panie ministrze?

Wiemy wszyscy bardzo dobrze, że tak z 80% to czarna strona picia. Kto sam jeszcze nie wie, jak to jest, to niech sobie koniecznie poczyta książki Charles'a Bukowskiego, czy naszego Jerzego Pilcha.
Akohol, który zamiast radości i odprężenia niesie niebotyczne cierpienie. I rozwala człowieka w taki sposób i w takim tempie, jak nic innego co nam daje życie.

Widziałem na własne oczy, jak człowiek, którego darzę najwyższym szacunkiem – Jarosław Kaczyński, wychylał kufel zimnego piwa. Wiem też na pewno, że mimo ordynarnym i prawdziwie chamskim pomówieniom pana Palikota, śp. Lech Kaczyński nie był pijakiem. Wszyscy natomiast widzimy, że pijakiem był (i jast?) były prezydent Kwaśniewski. A Donald Tusk, klasyczny nuworysz, delektował się winami, których tak na prawdę nie był w stanie ocenić.
Lecz czy to oznacza, że pan Konstanty Radziwiłł wydaje wojnę papierosom, jednocześnie spuszczając zasłonę milczenia na picie alkoholu?

Czy to nie jest właśnie skrajna hipokryzja?
Oceńcie państwo sami.


Ps. Jako marynarz, czyli ogólnoświatowy symbol pijaństwa dedykuję państwu międzynarodowy song – "No i co mamy zrobić z tym pijanym marynarzem"
[https://youtu.be/cf0E_PJtJWg (link is external) (link is external) ]
Wej hej!

.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/jazgdyni/hipokryzja-ministra-radziwilla-i-calej-reszty

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

wtorek, 14 lutego 2017

Napisałem kiedyś list do Pana Premiera Jana Olszewskiego


Mój dobry przyjaciel i solidny Gdynianin, Tomek Hutyra, podporządkowany jest życiowej misji – odzyskać dobre imię swojego ojca, kapitana żeglugi wielkiej, śp. Bolesława Hutyry.
Tak się składa, że Bolka Hutyrę znałem bardzo dobrze i miałem o nim jak najlepsze zdanie. Po prostu przyzwoity człowiek i dobry kapitan.
Gdzieś, będąc na morzu, dotarły do mnie informacje o zaangażowaniu się Bolka w ratowanie gdańskiej stoczni, a następnie o jego tajemniczej śmierci w wypadku samochodowym. A jakże! Ilu już przyzwoitych ludzi zginęło w tajemniczych wypadkach samochodowych?

W momencie gdy nowe władze zdecydowały się reaktywować zaorane przez poprzednie ekipy rządowe stocznie polskie, Tomasz zdecydował się pokazać historię, w której opisana jest walka, którą toczył, nie tylko o dobre imię ojca, lecz także o te stoczniowe resztki, które jeszcze nie zostały rozkradzione.
Jego perypetie to długa opowieść. Myślę, że zaczniemy ją tym tekstem.

*****

List do Premiera Jana Olszewskiego

Napisałem kiedyś list do Pana Premiera Jana Olszewskiego. List w sprawie „Stoczni Gdańskiej”. Po kilku latach opublikowałem ów list na stronie „Radia Wnet” mając nadzieję, że ktoś, w końcu, zainteresuje się tym, jakże bardzo poważnym tematem, jak państwo polskie utraciło kontrolę nad stoczniami. Problem należy do tych bardzo złożonych, i to nie z jednym tylko dnem, ale kilkoma... Ów list, to tylko malutka próba odkrycia całego szacher macher. Z racji, iż osobiście pracowałem oraz pracuję społecznie nadal dla „Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej Arka”, siłą inercji, przez szereg lat uzyskiwałem wiedzę porażającą. Doszedłem do wniosku, że muszę w końcu coś z tym zrobić, przekazać w eter chociaż tyle, ile jeszcze w pamięci i na dokumentach zostało. Jestem to winien mojemu śp. Tacie, który za tą stocznie dosłownie przelał krew ginąc tragicznie w wypadku samochodowym na drodze do Warszawy jadąc na spotkanie z ówczesnym ministrem skarbu niejakim Chronowskim za rządów upadłej i niechlubnej awues. Tato, na pół roku przed swoją śmiercią zostawił mi swoisty testament. Powiedział mi tak – „widzisz synek, ja walczę z systemem o uratowanie miejsc pracy i zatrzymanie grabieży nie stu czy dwustu złotych, ale setek milionów, gdyż same tereny stoczni są warte grubo ponad miliard złotych. W Polsce można człowieka zabić za marny grosz, a zatem ja zdaję sobie sprawę, że wcześniej czy później, ale mnie z tej drogi usuną. Chciałbym, abyś po mojej śmierci zajął się dalej tematem wrogiego przejęcia „Stoczni Gdańsk.” Pół roku po tej rozmowie już nie żył.
Oto kopia mojego listu wysłanego do Premiera Jana Olszewskiego latem 2007 roku. List pozostał bez echa...

Szanowny Panie Premierze,
Ponownie, po raz drugi, bardzo proszę Pana Premiera o interwencję u Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie Stoczni Gdańskiej, bowiem sytuację mamy krytyczną. Sprawdza się to wszystko, co przewidziałem i Panu Premierowi opowiedziałem w lutym bieżącego roku (a był to rok 2007).
Cztery miesiące temu, gdy odwiedziłem Pana w Kancelarii Prezydenta, zdałem Panu relację o tym, że możemy spodziewać się załamania wyników ekonomicznych w stoczni gdańskiej, że Zarząd Stoczni działa na jej szkodę i nie ma już czasu zupełnie na jakiekolwiek kosmetyczne zmiany kierownictwa w stoczni.
Stocznia tonie. Buczkowski będąc jej wiceprezesem, w momencie gdy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, jest przykładem na rozdwojenie jaźni. Wiemy przeciecz obaj, że Pan Buczkowski razem z Panem Szlantą doprowadzili do okrojenia i oderwania terenów stoczniowych. Jak można na takim człowieku budować przyszłość gospodarczą w naszej stoczni.? To jest skandal, którego nie można wytłumaczyć pustymi frazesami, jak czyni to szef stoczni, Pan Prezes Andrzej Jaworski.
Wiemy, że Solidarność w stoczni w osobie Pana Gałęzewskiego broni układu pana Jaworskiego na szczeblach władzy. Wiemy też, że Pan Jaworski jest bliskim współpracownikiem Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale do prawdy, czy nic nie można zrobić, aby wymienić zarząd.? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Może jest również też coś, o czym ja nie wiem, a co skutecznie podtrzymuje ten chory i zdegenerowany układ władzy w Stoczni Gdańskiej.
Mamy straty. Nic nie uczyniono w sprawie odzyskania terenów. Nic nie uczyniono w sprawie odzyskania pochylni. Nie zrobiono ani jednego kroku w sprawie odszkodowania należnego zgodnie z wyrokiem sądowym. Czy to wszystko można jeszcze jakoś wytłumaczyć.?
Mamy dokumenty, posiadamy dowody na potwierdzenie tych gorzkich słów. Panie Premierze proszę raz jeszcze o pomoc. Proszę o interwencję u Prezydenta w tej sprawie.
Z wyrazami głębokiego szacunku,
Tomasz Hutyra

Powyższy list wysłałem do Pana Premiera Olszewskiego ósmego sierpnia 2007 roku. Można powiedzieć, iż to był ostatni kontakt między nami. Wcześniej, w lutym 2007 roku byłem w Warszawie w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i osobiście rozmawiałem z doradcą Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Panem Premierem Janem Olszewskim w sprawie Stoczni Gdańskiej. Poinformowałem Pana Premiera, iż Zarząd Stoczni reprezentowany przez Pana Andrzeja Jaworskiego nosi się z zamiarem sprzedania zakładu inwestorom z Ukrainy. Pan Premier poinformował mnie, że Prezydent nigdy nie zgodzi się na sprzedaż inwestorom z Ukrainy, bowiem za nimi stoi koncern Donbas, na który prawdopodobnie wpływ mają rosyjskie służby specjalne powiązane z dawnymi interesami KGB. Cóż, jak wiemy, stało się dokładnie tak jak przewidziałem. Stocznia poszła w ręce ukraińskie. Ale dzisiaj jest jeszcze ciekawiej, otóż mamy taką sytuację, że Pan Andrzej Jaworski zasiada w Sejmie i opowiada wszem i wobec, jak to on sprawnie działał na rzecz Gdańskiej Stoczni. Dzisiaj Stocznia Gdańska w oddartym kawałku, bez swoich strategicznych terenów (tereny owe zostały wrogo przejęte i wielokrotnie odsprzedane dalej, a czym dalej tym trudniej złapać złodzieja) jeszcze działa, jeszcze zipie, ale to tylko kwestia czasu, gdy i ona dołączy do reszty bankrutów. Nie ma już stoczni w Gdyni, nie ma w Szczecinie, koniec dziesiątków zakładów kooperujących. Finał dla instytutów badawczych i rozwojowych. Początek końca polskiej myśli technicznej związanej z okrętownictwem. Cała gałąź potężnego przemysłu została wycięta. Kto jest winien.? Kto za tym stoi.? Kto ten układ wspiera.?
Śmieszą mnie sprawy banalne, wszelkie śledcze komisje sejmowe. Czym one się pokończyły.? Skandalami, oskarżeniami, zapomnieniem. Prokuratorzy oraz służby specjalne do tego powołane nie potrafią prowadzić śledztw strategicznych, działać na rzecz gospodarki narodowej przejmowanej wrogo na naszych oczach. My Polacy stoimy obecnie pod ścianą i zadajemy sobie pytanie czy państwo polskie jeszcze działa w interesie bytu narodowego.? Mam nadzieję, iż nastanie w końcu taki rząd, który pozwoli swobodnie działać rzetelnym prokuratorom, a oni podejmą śledztwa na wielu obszarach, między innymi zajmą się sprawą zbyt łatwego wyzbycia się całego przemysłu okrętowego w Polsce. Dowiodą, kto za tym stał… Ale, to tylko już nadzieja. Przez ów upadek tysiące moich rodaków musiało wyjechać po raz kolejny z własnego kraju za chlebem na obczyznę, ale kogo to dzisiaj obchodzi…
Opublikowane w 2012 roku, przeszło bez echa

Autor: Tomasz Hutyra (link is external)


.

Post Scriptum

Wielu ważnych ludzi, polityków, publicystów i komentatorów naszego świata, mówiło po zapoznaniu się ze sprawą: - Chłopie, zostaw to. Nie czas by tym się zajmować, Znamy przekręty i wiemy, jak to było. Ale trzeba jeszcze poczekać.
Otóż właśnie czekanie się skończyło. Trzeba jasno i wyraźnie pokazać, jak polskimi rękoma zabijano polski przemysł. Jak na obce zamówienie dokonywano likwidacji całych gałęzi gospodarki, przy okazji nabijając sobie kieszenie grubymi milionami.
Ktoś musi się tym zająć... W internecie nic nie ginie. Więc do roboty.

.

czwartek, 2 lutego 2017

Gdyby tylko przeprosił...


Ludzie! Czy was porąbało?!
Rano Instytut Pamięci Narodowej ogłosił niepodważalne ekspertyzy potwierdzające to, co wiemy od lat: Lech Wałęsa był donosicielem, szpiclem na usługach służb bezpieczeństwa.
Wiadomość prosta i jednoznaczna. Nietefałenowska kropka nad i.
Natychmiast zaczyna się relatywizacja. Pan Onyszkiewicz, oraz wielu innych mówią: - To był tylko epizod.
A pan Schetyna, którego horyzonty umysłowe nie są zbyt rozległe, oświadcza, że ci, którzy ujawniają takie fakty będą ścigani i ukarani.

W tym krótkim tekście nie chcę mówić o tym, co cały antypis demonstruje wobec ostatecznego potwierdzenia prawdy. Są to ludzie ułomni i właśnie prawda zawsze była ich najgorszym wrogiem.

Niesłychanie wkurza mnie lament, który nagle podniósł się po naszej stronie -Gdyby tylko przeprosił - powtarza niejeden polityk, były opozycjonista, ekspert, czy komentator.
Gdyby przeprosił, to co?
Padlibyśmy sobie w ramiona, może zapłakali i wybaczylibyśmy kanalii, że on nas w końcu przeprasza?

Mówi się – lampart nigdy nie zmienia swoich cętek. Człowiek jest, jaki jest i rzadko ulega przeobrażeniom.  Doktor Paweł Zyzak pokazał nam, że Wałęsa bedąc młodocianym był już zepsutym gówniarzem, a potem szerokie grono historyków z profesorem Cenckiewiczem na czele dotarło do tak wielu faktów w życiorysie Wałęsy, ze można by nimi obdzielić szwadron złoczyńców.
I teraz, gdyby ten stary już, napompowany, ponad siedemdziesiątletni bufon powiedział przepraszam, to coś by to zmieniło?
To by były słowa fałszywe. Kolejne kłamstwo, kolejna obraza narodu, którym ten człowiek zawsze gardził.

To był tylko epizod, zamykający się w latach 1970 – 1974. Rany Boskie! Kto w to naprawdę wierzy?!
Całe jego życie to jeden i ten sam ciąg, historia ukształtowanego agenta wpływu; nie wiem, czy przez moskiewskich specjalistów, czy tylko przez fachowców Kiszczaka i Jaruzelskiego; człowieka, który nigdy nie przeprosi, bo wszczepiono mu sowiecką misję, a umysł jego nie jest zdolny do refleksji, a już kompletnie do ekspiacji.

Wszystko co robił, od momentu, gdy ukształtowała go bezpieka, aż do dzisiaj, to jedno wielkie, potworne kłamstwo.

Panowie Onyszkiewicz i Rulewski mówią publicznie – my o jego "epizodzie" wiedzieliśmy od początku. Wiedział też Kuroń i wiedział Michnik. I inni.
Dlaczego zatem milczeliście, gdy Wałęsa niszczył Annę Walentynowicz?! Gdy niszczył i chciał zrujnować Krzysztofa Wyszkowskiego? Gdy nawet teraz obarczyl profesora Cenckiewicza za śmierć swojego syna.
Wiedzieliście, a mimo tego, byliście cicho, gdy Wałęsa w imię kłamstwa wykańczał kolejnych ludzi.

I powiem jeszcze jedno – nigdy nie zaakceptuję, że Lech Wałęsa był samoistnym bytem. Człowiekiem, który cokolwiek sam dokonał. To było sowieckie narzędzie komuchów. Bardzo wredne, perfidne i sprytne narzędzie.
I jest do dzisiaj. Co ciągle robi u jego boku Mieczysław Wachowski? Pilnuje, żeby się przypadkiem nie załamał, zwariował i zaczął mówić słowa burzące narrację?
Pan senator Bogdan Borusewicz był solidarnościowym mentorem Lecha Wałęsy. Czy wprowadzając go do opozycji, widział, tak, jak Michnik, Kuroń i reszta, że Wałęsa miał "epizod" z bezpieką? Może ktoś mu go podsunął.

Kiedyś, za dobre parę lat historycy i inni naukowcy precyzyjnie zanalizują, jakich potwornych szkód dokonała ubecja, czy kagiebecja, posługując się Wałęsą. Zniszczyli życie paru pokoleniom. Dali Polsce takie kreatury, jak Balcerowicz, czy Tusk. Wśród swoich kreowali oligarchów, jak Kulczyk. A resztę narodu wpędzili w nędzę. A mordercy, Kiszczak i Jaruzelski byli godnymi szacunku ludźmi honoru.

Nie wiem, jako miłośnik fantastyki naukowej, mogę sobie wyobrazić, że gdy Wałęsa podpisał ubecki cyrograf, wszczepiono mu zdalnie sterowaną kapsułkę z trucizną, którą się uaktywni, gdyby nagle zaczął być krnąbrny.
Lecz to tylko takie meandry umysłowe. Żadne kapsułki nie są potrzebne, gdy ma się już tak solidnego Wałęsę – Bolka.

...

Nie chę przeprosin Wałęsy. Nie potrzebuję ich. I wiem, że było by to kolejne kłamstwo. Pewnie tysięczne w długiej litanii.
I kompletnie nie rozumiem tych hipokrytów, którzy dzisiajpowtarzają – gdyby tylko przeprosił...