piątek, 2 kwietnia 2021

Dobra Nowina już w Wielki Czwartek

 

Nie mogę czekać do niedzieli, gdzie będziemy się radować, że Chrystus zmartwychwstał. Muszę się z wami już dzisiaj podzielić tą informacją.

Bazując na dostępnych danych mogę powiedzieć, że jutro, najwyżej pojutrze, będziemy mieli przesilenie i 3 - 4 - 5 dni, maksymalnie tydzień i epidemia zacznie się wygaszać.
Zastrzec trzeba, że tak nierównomierne zjawisko, nie będzie jednorodne dla całego kraju. Pozostaną obszary, gdzie spadek zachorowań będzie przebiegał wolniej. Jednakże to też będzie spadek.

Miałem zaszczyt zweryfikować swoje prognozowanie z dwoma szanowanymi profesorami i najwyższej klasy ekspertami: z pesymistą i optymistą. Pesymistą tym razem okazał się prof. Gut a optymistą prof. Gielerak. Pesymizm Guta raczej wiązałbym z jego charakterem a nie wiedzą. Zawsze jest ostrożny i taki, co to na zimne lubi dmuchać. Jednakże jest wybitnym wirusologiem i jego opinie zawsze należy brać pod uwagę. O 15 lat młodszy od Włodzimierza Guta, Grzegorz Gielerak jest lekarzem kardiologiem. Jednakże, co ważne w takich strategicznych rozważaniach, jest on równocześnie generałem dywizji WP. A to mu daje dużą przewagę, gdyż ma duże doświadczenie w grach wojennych i symulacjach.

Zanim obu panów uważnie wysłuchałem (gorąco polecam wywiad red. Sakiewicza z prof. Gielerakiem) miałem już własne przemyślenia, więc byłem zadowolony, że generał praktycznie potwierdził moje rozumowanie.

<<< >>>

Analizując wszystkie dostępne dane, widzimy, że znajdujemy się niemalże na krawędzi możliwości i kontroli rozwoju epidemii. Margines bezpieczeństwa jest już dosyć wąski. Gdyby krzywa wzrostu przede wszystkim pacjentów hospitalizowanych nadal rosła w takim samym tempie jak dwa ostatnie tygodnie, to sytuacja kraju stałaby się niewesoła.

Jednakże widać, że po 26 marca krzywa wzrostu zaczyna się lekko wyginać nieco malejąc. Następne sześć pierwszych dni kwietnia powinny przesądzić i odpowiedzieć nam, czy właśnie pokonaliśmy szczyt trzeciej fali.

Rozważmy to teraz symulacyjnie, na podstawie poniższych twardych danych.

  • Do 31 marca zaszczepiono w kraju około 4 miliony ludzi.
  • W kwietniu mamy zapewnionych dodatkowo 7 milionów szczepionek, więc można skalkulować, że wówczas będziemy mieli dodatkowo wyszczepionych 5 milionów.
  • Do końca marca testy wykazały, że zarażonych zostało prawie 2,3 miliona Polaków. Znając standardowe statystyki, zgodnie z tym co twierdzi prof. Gielerak, prawdziwa liczba zarażonych, gdyż większość nie poddała się testom, jest co najmniej 5 krotnie wyższa. Można więc przyjąć, że liczba wszystkich zarażonych – ozdrowieńców, oraz niezidentyfikowanych skąpo i bezobjawowych wynosi od 10 do 12 milionów.
  • Sumując na koniec kwietnia wszystkich zaszczepionych i tych co już COVID19 przeszli, otrzymamy około 20 milionów Polaków z odpornością na wirusa.
  • Istnieje też nieznany, aczkolwiek niewielki procent ludzi, którzy już mieli, czy to wrodzoną, czy jakoś nabytą odporność na koronawirusa.

Co można z tego wywnioskować? Chyba wszyscy już znają dzisiaj to określenie i wiedzą co to jest odporność zbiorowa, populacyjna lub często używana i będąca tłumaczeniem z angielskiego, odporność stadna (herd immunity).
To sytuacja w której część pewnej społeczności staje się odporna ma zarażenie, to wszyscy zaszczepieni i ci co już przechorowali i odporność sami nabyli. Gdy w takiej zbiorowości osiągnie się pewien próg, zazwyczaj określany procentową liczbą odpornych, a naukowo nazywany HIT (herd immunity threshold – próg odporności zbiorowej), to zatrzymuje się rozprzestrzenianie wirusa, czyli epidemię, gdyż wirus nie ma już odpowiedniej liczby ofiar, które jest w stanie zarażać; zostaje przerwany łańcuch zakażeń. Na początku doprowadza się do stanu stabilnego, gdzie liczba zarażonych przestaje rosnąc ekspotencjalnie, by następnie doprowadzić do erydykacji, czyli zwalczenia choroby i stanu, gdzie już nikt nie będzie zarażony koronawirusem.
Modelowanie, gdzie poszukujemy tego progu HIT, zatrzymującego epidemię, przeprowadza się matematycznie wg. konkretnych wzorów i na podstawie zebranych danych statystycznych. HIT jest różny, dla różnych chorób i wirusów.
I tak oto mamy takie progi koniecznej odporności w grupie, by zatrzymać epidemię: - dla grypy jest to 33 – 44%; dla błonicy (dyfteryt) jeszcze w latach 60-tych zbierającej u nas tragiczne żniwo, to 83 – 86%, dla eboli 33 – 60%; a dla COVID19 60 – 75%.

Naukowe, w tym matematyczne modelowanie uwzględnia wiele różnych parametrów, w rezultacie mocno upraszczając, uzyskujemy prognozy, w tym scenariusz optymistyczny i pesymistyczny. Dlatego w tym procentowym HIT są takie widełki. Dochodzenie do takiego przełomu to oczywiście funkcja czasowa, bo to jest dla nas najważniejsze.

Rozważmy teraz naszą, polską przyszłość na podstawie informacji które przedstawiłem jako <twarde dane>/
Przyjmujemy, że na koniec kwietnia będziemy mieli zaszczepionych około 20 milionów Polaków. Pomijając wszystkie dzieci, których na razie się nie szczepi, można wyliczyć, że mamy maksymalnie 33 miliony obywateli w wieku produkcyjnym i emerytów. Stąd prosty wniosek, że na koniec kwietnia, dzieląc 20 przez 33 powinniśmy osiągnąć 60,60%, co oznacza, że przekroczymy próg odporności zbiorowej HIT dla Covid19.

Obserwacja poprzednich epidemii dokładnie udowadnia taką właśnie dynamikę, czyli przebieg rozlicznych zaraz.
Najwidoczniej jest to reguła w odwiecznej walce organizmów żywych ze światem wirusów, prionów i innych infekujących nas nieustannie patogenów.

To, co tutaj piszę, to nie jest żadna fantastyka; żadne wymyślone, niestworzone głupoty. To już się dzieje i każdy może sobie sprawdzić.
Ludność Wielkiej Brytanii to 66 milionów. Gdy już zaszczepili 20 milionów mieszkańców (i to w większości "paskudną" Astra-Zenecą), to nastąpiło przegięcie krzywej wzrostu i liczba zakażeń zaczęła zdecydowanie spadać. Od momentu gdy osiągnięto zaledwie 30,3% wyszczepień populacji! Wiemy, że jeszcze lepsze rezultaty osiągnięto w Izraelu. Nie mam pod ręką danych, ale tam już zaczyna się karnawał.
Oczywiście odporność stadną osiąga tam się rozsądnie, z rozmysłem i kontrolą. Stosuje się oczywiście wszelkie podstawowe środki zapobiegawcze, jak dystans, izolacja, dezynfekcja rąk i te nieszczęsne maseczki.
Można też się starać osiągnąć to głupio, jak usiłowała to robić Szwecja. Puszczono wszystko na żywioł według zasady – kto ma umrzeć to umrze, a kto da radę to przetrwa i wyzdrowieje. Na szczęście, patrząc co sie dzieje, wystraszyli się i opamiętali.

Czy wiedzą państwo, czym w epidemii jest takie określenie, głównie stosowane w ekonomii – free rider problem?
U nas chyba najbardziej odpowiednie jest, że to pasażer na gapę.
A to wszyscy nasi ukochani płaskoziemcy: - ci co są przekonani, że "pandemia to ściema"; wszelkiej maści antykowidowcy, antymaseczkowcy i antyszczepionkowcy. Także wszyscy, którzy swą pychę i egoizm, uważają za "wolność osobistą i nikt nie będzie mnie zmuszał, co mam robić".
To wszystko właśnie pasażerowie na gapę, klienci na krzywika, a mówiąc dosadnie – pasożyty.
Oni palca nie przyłożą w walce z wirusem. Nic nie będą robić. Nie bo nie. Przykre, lecz zapewne pewna część z nich w uporze umrze, a ostatnie słowo będzie – złapałem zapalenie płuc. Ale większość się wyślizga.
Przez to, że my, Polacy z chłopskim rozumem, dosyć krnąbrni, lecz jak trzeba zdyscyplinowani, ze sporą empatią i poczuciem solidarności narodowej, a także z jakże deficytowym zdrowym rozsądkiem, zaszczepimy się, a na codzień przestrzegamy te irytujące wszystkich ograniczenia i doprowadzimy wkrótce do odporności populacyjnej, a także uratujemy, wcale tego nie chcących płaskoziemców. By dalej mogli sobie obsiewać swój ogródek burakami.

Gdzieś za tydzień, około dziewiątego, zobaczymy, czy uda się przełamać trzecią falę i coraz spokojniej zdążać do starego, dobrego porządku i obiadów w ulubionych restauracjach.
I co również ważne – w maju, gdy słońce już nieźle grzeje, nie będziemy sie musieli opalać w maseczkach.

.