niedziela, 3 kwietnia 2016

Trójpodział władzy, czyli przegięcie pały




Dawno temu zaczytywałem się książkami  Johna Grishama i nie mogłem opanować zdumienia co do niesamowitej wprost roli sędziów, adwokatów i całej reszty prawników w normalnym życiu amerykańskiego obywatela.
Oni tam, za oceanem, bez prawnika to nawet nie mogą się porządnie załatwić! W samym tylko Chicago jest ponad czterdzieści tysięcy adwokatów. Czy to normalne?!

Osobiście z amerykańskim systemem prawnym zetknąłem się już w 1986 roku. Grecki armator statku, na którym wówczas pływałem i który wzbudził we mnie zdecydowane przekonanie, że już nigdy nie zatrudnię się u Greka, podłapał ładunek węgla w amerykańskim porcie Norfolk. Na naszym statku załogę stanowili Polacy, za wyjatkiem greckiego kapitana.
Gdzieś tak w połowie Atlantyku, gdy już do portu załadunku pozostało parę dni, armator i agenci załatwiający ładunek, uzmysłowili sobie, że Polacy są z komunistycznego kraju. A port Norfolk to na dodatek największa baza US Navy na Atlantyku. Nie można wpuścić potencjalnych komunistycznych szpiegów na ten pilnie strzeżony obszar.
No i rozpoczęła się cała prawnicza kołomyja, której rezultatem było takie postanowienie: załoga podstawowa, marynarze, motorzyści i kucharze, jako ciemny i uciskany lud, nie ponosi żadnych konsekwencji, natomiast siedmiu polskich oficerów, przed wejściem do zatoki Chesapeake, zostanie zdjętych ze statku i pod kuratelą agentów FBI umieszczonych w hotelu w Cape Charles, po drugiej stronie zatoki, z dala od Norfolku, a także Waszyngtonu, czy Baltimore.
Polskich oficerów na czas załadunku, aż do wyjścia statku w morze, zastąpić musieli Grecy, którzy na tydzień przylecieli do pracy.
Tymczasem nasza siódemka, pod czujnym, choć dobrotliwym okiem agentów FBI, spędziła upojny tydzień, na koszt amerykańskiego podatnika, pluskając się w basenie, surfując na plaży i obżerając się do nieprzytomności.

Tak jest właśnie, gdy decyduje prawo i przepisy wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice. Aż się ciśnie na usta najważniejsze niemieckie przykazanie – Ordnung muss sein.  Porządek nade wszystko.


Wymyślony w XVIII wieku i entuzjastycznie przyjęty nie tylko w Europie (także USA) monteskiuszowski sytem trójpodziału władzy – władza ustawodawcza, władza wykonawcza i władza sądownicza, mimo niedomagań, dość dobrze sprawdzał się przez prawie trzysta lat, aż tak się zdeformował i wynaturzył, że w końcu trzeba coś z tym zrobić.

A wszystko dlatego, że prawnikom z trzeciego sektora trójpodziału dano zbyt dużo swobody i nie ustanowiono nad nimi skutecznej kontroli.
I ci, bezkarni, z siłą rażenia ostatecznej wyroczni, nietykalni i nieomylni, jak to się mówi w młodzieżowym slangu – przegieli pałę.

Jeszcze za komuny, gdy sądy i cały system prawny stanowił usłużne i posłuszne ramię władzy, czyli konkretnie Biura Politycznego PZPR, dochodziły do nas niepokojące, aczkolwiek humorystyczne poczynania prawników Unii Europejskiej. Prawdziwe wybryki i race intelektu. A to decydowano, jaki kształt mają mieć banany; a to zaliczono (prawnie!) ślimaki do ryb.
Było to wówczas dalekie i egzotyczne. Przestało być takie, gdy sami staliśmy się członkiem Unii Europejskiej.

System prawny w Europie i Ameryce ma pewne istotne różnice. W USA (i nie tylko) sędziowie znacznie częściej kierują się zdrowym rozsądkiem i logiką, dając większy prymat sprawiedliwości nad prawem.
Niestety, w Europie jest dokładnie odwrotnie – w większości przypadków najważniejsza jest litera prawa.
To w dużej mierze rezultat dominacji w EU państwa niemieckiego, które, choćby nie wiem jak się od tego wykręcało, będąc dziedzicem Prus, jest państwem cywilizacji bizantyjskiej. A jak wiadomo, w tej cywilizacji najważniejsze są przepisy. Co z kolei stawia na piedestale wszystkich prawników.

No i powstało zwyrodnienie – utworzyła się kasta nietykalnych demiurgów.

Popatrzmy co się dzieje w Polsce.

By jeszcze bardziej zepsuć i wykoślawić system władzy w Polsce Jaruzelski w 1982 roku, w stanie wojennym, podobno na wniosek adwokatury i "Solidarności", powołał Trybunał Konstytucyjny, bez którego od momentu niepodległości w 1918 jakoś mogliśmy się obejść. A który teraz miał podobno patrzeć władzy na ręce.
Widzicie to tak, jak ja? Bandzior Jaruzelski powołuje instytucję, która ma kontrolować jego dyktaturę. To przecież kpiny i wiadomo, że miał być to kwiatek do kożucha, czyli cyniczny gest na użytek zachodniej opinii publicznej.
Lecz nawet wtedy Jaruzelski nie zostawił TK bez kontroli. 2/3 Sejmu mogło odwołać każdą decyzję Trybunału.

Prawdziwa katastrofa zaczęła się jednak po tej naszej teatralnej transformacji, gdzie komuchy sprzedały władzę, za fabryki, ziemię i banki. Rola prawników, którzy nagle mieli zatwierdzać te wszystkie przekręty, zaczęła niesłychanie wzrastać. Rola zaczęła wzrastać jednocześnie powodując obniżenie standardów. Korupcja w systemie prawa stała się wszechobecna. Sam osobiście zetknąłem się dwukrotnie z żądaniem łapówki, oraz kupieniem wyroku za wymierną gotówkę przez oskarżonego (nie mój wyrok, nie moja sprawa).
Powoli wymiar sprawiedliwości stawał się synonimem bezprawia, korupcji i nędznych standardów.
Jednocześnie zaczął się silnie okopywać na stanowiskach, tworząc różnorakie zamknięte korporacje, do których wstęp mieli tylko swoi ludzie, najczęściej tak zwane resortowe dzieci (vide sędzia Tuleya). Normalny absolwent wydziału prawa uniwersytetu, mógł sobie do us.. śmierci wygrywać egzamin konkursowy na aplikację i jeżeli nie miał tatusia, lud choćby wujka w odpowiednim miejscu, to na aplikację adwokacką, radcowską, sędziowską nie bywał przyjęty. I już!

Apogeum tej degrengolady trzeciego członu monteskiuszowskiej władzy w Polsce nastąpiło po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Brama się otworzyła i całe prawne i ustawowe bizancjum zaczęło się wlewać szerokim strumieniem do naszego kraju.
Jednocześnie był to wspaniały nawóz, istny kompost, dla zdeprawowanego, polskiego środowiska prawniczego. Warto tu wskazać, że w dużej mierze opanowanego przez ludzi, których kariery rozpoczęły się w komunistycznych warunkach, oraz, jak wspomniałem, przez ich resortowe dzieci.
Polscy prawnicy poczuli wiatr w żagle. Nagle zaczynali stawać się elitą, nieomylnymi członkami wyroczni. Skromne Skody i Fiaty zamienili na Audi i Mercedesy (marny adwokacina, ale z układami, w Gdańsku żada 400 złotych za krótką rozmowę informującą w czym jest problem).

Tak to się paśli spokojnie i doili biedne państwo i obywateli.
I trwałoby to nie wiem jak długo, gdyby nie przyszło pisowskie tsunami i nie zmiotło nagle całej elity państwa teoretycznego – Komorowskiego, Kopacz, Schetynę, Pawlaka, Sawickiego itd. Główny cwaniaczek Tusk, przezornie umknął do Brukseli.

Jeszcze w ostatnim obronnym porywie wypasiony establishment III RP postanowił użyć broni ostatecznej – zaprzyjaźnionego, ze swoim zaufanym człowiekiem na czele, Trybunału Konstytucyjnego.
Tak sobie "praworządni" kombinatorzy wymyślili.

A naród nagle się dowiedział, o czym dobre 70% społeczeństwa nie wiedziało (bo i po co?), że mamy w Polsce taki sąd – Trybunał Konstytucyjny, który jest super-rządem, ponad prezydentem, Sejmem i Senatem, który może prawie wszystko, a jego nie może nawet nikt tknąć. Nawet ustanowiona przez bandziora Jaruzelskiego kontrola odwoławcza głosami 2/3 Sejmu została unieważniona.
I siedzi sobie tych piętnastu sędziów i sędzin spokojnie. Spotykają się tak ze dwa razy w tygodniu, w wolnych chwilach pomiędzy innymi zajęciami. Dostają za to skromne 22 tysiące złotych wynagrodzenia i wszystkie te immunitety.
I władzę tak wielką, że niektórym, co słabszym umysłom, może krytycznie zaszkodzić, w pierwszej kolejności odbierając zdrowy rozsądek, później godność i skromność, a na końcu rozum. Widzi to cały naród patrząc na przewodniczącego Trybunału, sędziego Rzeplińskiego.

Drugi komuch obok bandziora Jaruzelskiego – Kwaśniewski, który przeobraził się w panisko pełną gębą, birbanta i cwaniaka, przyłożył jeszcze swą rozedrganą łapę do psucia trójpodziału władzy, promującego władzę sądowniczą, tworząc w 1996 roku kulawą i podatną na interpretacje i manipulacje Konstytucję.
I mamy to co mamy: - Trybunał Konstytucyjny ueber alles!

Popatrzny sobie na ten cały galimatias spokojnie, bez emocji, za to jak najbardziej zdroworozsądkowo.
To do czego dążymy, to w pełni demokratyczne, praworządne i sprawiedliwe państwo.
W państwie takim o wszystkim decyduje naród. To obywatele są suwerenem i nikt nie ma prawa tego mu odebrać.
Tenże suweren w powszechnym głosowaniu wybiera swojego prezydenta. Tak samo głosując wybiera Sejm i Senat.
Mamy więc dwa człony trójpodziału wybrane uczciwie przez wszystkich obywateli.
A co z trzecim elementem, z władzą sądowniczą? Tu nikt nikogo nie wybiera. Tu władza jest nominowana ! I jeszcze tak to sobie sami skonstruowali, że praktycznie nie ma nad nimi suweren żadnej kontroli!
Choćbyśmy przeprowadzili narodowe referendum i zebrali dziesięć milionów głosów, to sędziego Rzeplińskiego odwołać nie możemy.

Władza sądownicza w Polsce kompletnie się zdegenerowała i postawiła siebie ponad prawem. Nie cała oczywiście, ale w znacznym stopniu. W szczególności tak zwane autorytety z postkomuszym swędem, co mieliśmy okazję oglądać, jak byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Stępień, Zoll i Safian, jak jeden mąż, przecząc otwarcie swojej neutralności i apolityczności, stanęli murem za kolegą Rzeplińskim.

Suweren polski ma dużo rozumu. Skutecznie potrafi oddzielić ziarno od plew. Gdy już się obudził i zdecydował się być obywatelem, a nie poddanym, widzi wyraźnie, kto jest idiotą albo szubrawcem, a kto człowiekiem prawym i uczciwym (możne za wyjątkiem 32 000 Polaków, którzy stale głosują na Niesiołowskiego).
Dlaczego więc nie oddać również trzeciego elementu władzy – władzy sądowniczej wyborowi suwerena? To wcale nie jest nic nowego na świecie. Wszyscy ważni sędziowie i prokuratorzy w USA są wybierani przez obywateli. I, na dodatek, na całkiem krótkie kadencje.

Zdaję sobie sprawę, że nie możemy na razie jeszcze tego dokonać, bo nie mamy mocy konstytuanty. Lecz gdy tylko uzyskamy zdolność zmiany konstytucji, to oprócz nowej konstytucji musimy rozpirzyć ten chory system sprawiedliwości i utworzyć kompletnie nową władzę sądowniczą.

Wcale się nie dziwię frustracji i zdenerwowaniu Jarosława Kaczyńskiego, PISu i całej prawicy, gdy przyszło nam wprowadzać dobrą zmianę w komunistycznym systemie prawnym i w oparciu o komuchowatą konstytucję.
Na dodatek mając gwałtowny opór zewnętrzny europejskiego lewactwa, kryptokomunistów i gejowskich hippisów.
To doprawdy ciężkie wyzwanie. Ale musimy to zrobić.

Co by powiedział Charles Louis de Secondat baron de la Brède et de Montesquieu, czyli Karol Ludwik Monteskiusz, gdyby zobaczył jak jego pomysł i idee, wyłożone w dziele "O duchu praw" są implementowane w Polsce? Zapewne gorzko by zapłakał.
Stalin i Hitler, komuna i nazizm, cywilizacje: turańska i bizantyjska, zrobiły ze światłej idei francuskiego mędrca pokraczną karykaturę.
Nie tylko w Brukseli i Berlinie, ale niestety także u nas, w Polsce.

Póki mamy siły i możliwości musimy to odkręcić. Nie może być elementu władzy państwa, który jest poza kontrolą i nie ma na dodatek, pełnej legitymacji.


Ps. Rozwiązanie kryzysu Trybunału Konstytucyjnego, w normalnym państwie jest niezmiernie proste – prezes Rzepliński podaje się do dymisji.
Jak niestety jeszcze nienormalne jest nasze państwo, pokazują półroczne zabiegi wokół TK.
A jak nienormalna jest skomuszała Europa pokazują działania Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, czy Komisji Weneckiej.
Mamy autentycznie okres totalnego upadku. My, Polacy musimy się podźwignąć. Albo zniknąć.


.