sobota, 17 października 2015

Milion przerażonych



Ilu ludzi dzisiaj źle śpi w nocy? I będzie tak spało jeszcze przez tydzień.
Ilu jest zdenerwowanych, rozdrażnionych i zaniepokojonych?
Wiemy dlaczego.
W niedzielę, 25 października może się zawalić ich piękny świat. Dobrze wymoszczone gniazdko, ten ekskluzywny apartamencik, wypasiona bryka, lekcje golfa i dzieci w Paryżu i Londynie, nie na zmywaku tylko na renomowanych uczelniach, wszystko to może być zagrożone.
Nagle, znienacka, ten głupi naród może się upomnieć o kęs dla siebie. A wtedy już nie wystarczy dla wybranych.

Ilu jest tych wybranych, którzy pasą się przy Platformie Obywatelskiej?
I kim oni są?

Wiemy dobrze, jak działał system PO. Dawał zarobić. Lecz nie wszystkim obywatelom, tylko swoim. Przez osiem lat ich władzy powstało liczne grono milionerów i tych, którym blisko do miliona. To liderka PO oświadczyła, że za 6 tysięcy, to pracują idioci i złodzieje. Sześć tysięcy, które jest marzeniem wielkiej rzeszy pracujących Polaków. Za te pieniądze na rękę, nie wyjechały by z kraju tysiące pielęgniarek, budowlańców, spawaczy i inżynierów. Za te pieniądze Polacy, ci ciężko pracujący i emeryci, żyliby dostatnio i szczęśliwie. Niestety, wielu musi zadowolić się jedną szóstą tego, bez szans na zmiany w obecnym układzie.


Szacuję, że jest ich około miliona. Może półtora. Plus ich rodziny, krewni, przyjaciele, a nawet podwładni. To drugie tyle. Co w sumie przy pięćdziesięcioprocentowej frekwencji wyborczej, daje PO sztywne 15 – 20%.

Co to za ludzie? Mniej więcej wiemy, bo prowadzono w tym kierunku badania.
Sama Platforma liczy około 40-50 tysięcy członków. Działaczy wysokiego, średniego i niskiego szczebla. Zapewniam, że nikt z nich nie przymiera głodem i nie ma kłopotów, aby finansowo wytrzymać do pierwszego. PO to partia sytych.
Wszyscy członkowie PO to ludzie pracujący. Chwała im za to. Lecz gdzie pracują?
" ... niemal połowa aktywistów Platformy (45,7 proc.) deklaruje, że ich "stanowisko zawodowe jest związane z uprawianiem polityki", a 69,4 proc. przyznaje, że pełni funkcje publiczne." [1]

Popatrzmy zatem, gdzie ulokowani są ludzie PO. Jakie to funkcje publiczne daje im Platforma:
"... poseł, senator, europoseł, radny, wójt, starosta, burmistrz, prezydent miasta, marszałek sejmiku, członek zarządu województwa, dyrektor NFZ, dyrektor agencji rządowej, dyrektor szkoły, prezes stowarzyszenia, prezes spółki komunalnej, rzecznik." [1]
Oczywiście obowiązkowo trzeba tu dodać wszystkich zastępców, wszystkich vice-, oraz wielu kierowników działów, departamentów i księgowych.

To są tylko funkcje publiczne. Tutaj nadreprezentacja Platformy jest ogromna. Widzimy wyraźnie, że określenie PO partią władzy jest ze wszech miar słuszne.

Na każdym szczeblu władzy istnieje przywilej dysponowania państwowymi pieniędzmi. To wójtowie, radni, czy prezydenci miast decydują na co wydaje się pieniądze. Gdy nie ma przejrzystości i uczciwego dysponowania kasą, to tworzy się drugi szczebel zwolenników Platformy. To ci wszyscy wykonawcy, przedsiębiorcy i inni, którzy, od ludzi ulokowanych na powyższych funkcjach publicznych dostają pieniądze. Czy to za wykonaną pracę, za ekspertyzę, konsultacje lub opinie.
Przyssani jak pijawki, karmią się państwowym pieniądzem, którym władze z PO dysponują, a w następstwie tworzą układ wzajemnych zależności, w którym świadczą sobie intratne usługi.
Jak właśnie w zakończonym procesie prezydent Sopotu Karnowski i dealer samochodowy Groblewski. Według zasady – coś za coś.

Już na pierwszy rzut oka widać, że ludzie – zwolennicy Platformy, tworzą system patologiczny, w dużej mierze oparty na korupcji, nepotyzmie i nielegalnym, wzajemnym świadczeniu usług.
Przez ostatnie osiem lat taki układ silnie się wzmocnił i coraz bardziej degenerował życie publiczne w kraju. Do tego stopnia, że myślący obywatele mają poważne wątpliwości, czy takie miliardowe kontrakty zawierane przez rząd PO, jak pociągi Pendolino, czy helikoptery dla wojska, są uczciwe i rzetelne.

Klasyczny mit, który chyba sama Platforma wylansowała, żeby zamydlić oczy społeczeństwu, to fakt, że PO to partia "młodych, wykształconych i z dużych miast". Badania naukowe wskazują, że każdy element tej etykiety jest kłamstwem. Ani nie młodzi, ani wykształceni i nie z dużych miast.
Oto prawdziwe dane, które ukazują badania:
- wg. danych z 2009 roku aż 41 proc. aktywistów PO to ludzie w wieku 50-59 lat. A młodzi poniżej 29 lat to zaledwie 6 proc., a w grupie wiekowej 30-39 lat to tylko 17 proc.
- jeżeli chodzi o wykształcenie to trudno coś konkretnego powiedzieć, bo wielu ankietowanych odmówiło odpowiedzi. Ale w 2013 portal wPolityce.pl pisał: "I to ma być partia inteligencka? Połowa Platformy skończyła zaledwie podstawówkę!"[1]
- i nie z dużych miast. Wprost przeciwnie – większość z małych miasteczek. "... najwięcej członków, bo aż 36 proc. ma [Platforma] w miastach do 50 tyś. W wielkich aglomeracjach nieco ponad 20 proc."[1]

Co z tego wynika? Że na potrzeby opinii publicznej, lansowana przez media głównego ścieku, istnieje Platforma wirtualna – młoda, prężna i spontanicznie chcąca zmieniać kraj.
Tymczasem w rzeczywistości PO to partia ludzi, którzy się już dorobili, nie najmłodszych i ulokowanych w małych ośrodkach, gdzie, jak wiadomo, sitwy i układy personalne mają się najlepiej.

Ta platformerska pajęczyna, która oplata kraj od gminy po urzedy centralne i ministerstwa jest niebezpieczna. Nie daje normalnie żyć i swobodnie oddychać. A zdobytego dorobku i pozycji będą bronić z całą mocą.
Oni dobrze wiedzą, że przegrana PO to dla nich wyrok. Czy pozostanie im tylko, jak ich idolowi, pozabierać krzesła i obrazki ze ścian i odejść?

Nie było by tego strachu, natężenia i nerwicy, gdyby ich sumienia były czyste. Gdyby mogli powiedzieć: - wszystko co robiłem i czego dokonałem było uczciwe. Lecz tu nawet zegarek na nadgarstku świadczy przeciwko mnie.
A usłużne i na wskroś zakłamane media utwierdzały, że tak trzeba, że jest fajnie i na tym polega Europa. Łatwo to było sprzedać, jak widać, niezbyt wykształconym spryciarzom z niewielkich miast. Uczciwość, solidność i prawdomówność, to głupoty dla frajerów.

Obecna przywódczyni PO, Ewa Kopacz, de domo Lis, nie całkiem mieści się w typowej charakterystyce platformerskiego aktywisty, bo ma wyższe wykształcenie. Widocznie z tym wyższym wszystkich pozabierano do Warszawy. Ale, poza tym jest z małego miasteczka – Skaryszew (nie mam pojęcia, gdzie to leży), a i wiek ma prawidłowy – 58 lat. A jak potrafi kłamać i co sobą reprezentuje, mieliśmy okazję przekonać sie przez minione lata.
Takich ludzi niestety jest na szczycie Platformy przeważająca ilość.
Butnych, aroganckich i gardzących "motłochem".

Tym większy teraz, w tym ostatnim tygodniu przed przełomowymi wyborami, strach i rodząca się panika. Wielu działaczy PO straci dużo. Nawet ta setka, która ponownie wejdzie do Sejmu, niewiele będzie teraz znaczyła.

Tak, że nie trzeba straszyć Kaczyńskim i Macierewiczem. Przegrana wyborów wystarcza, by zwieracze puszczały.


............
[1]