wtorek, 4 lutego 2014

TW, byli działacze PZPR, celebryci chcą do parlamentu w UE


Jedni już ogłosili swoje listy (SLD) inni się do niej przymierzają. Na podstawie ogłoszonych nominacji i przymiarek do jedynek , można dojść do wniosku, że to istny miód z cebulką.
Na listy PO szykowany jest TW „Znak” i TW „Karol” ( który już zaznał wspaniałości Brukseli pełniąc przez dwa lata stanowisko  takiego „Gucwy”)wspierać ich dzielnie będzie była działaczka PZPR Danuta Hubnera a także była min  edukacji, ta która doprowadziła do zapaści edukację szkolną pani Szumilas.
SLD wystawiła kadry gwardyjskie, pana Pastusiaka(79), Gierka(76) wspartych nieco młodszymi gwardzistami Senyszyn, Iwińskim, Liberadzkim ( same profesory) wspartych młodą zdolną byłą tancerką z klubu Go - Go obecnie celebrytką Weroniką Marczuk.
Istną menażerię  wystawia Twój Chuch, kogóż my tam nie mamy, jest Ślązak mieszkający w zatoce „Czerwonych Świń” Kazimierz Kutz/Kuc (85), który o ile się dostanie, ma szansę stać się najstarszym europarlamentarzystą. Dotychczas palmę pierwszeństwa dzierżył Le Pen mając 81 lat gdy dostał się do europarlamentu. Jest i Ewa Wójciak ta  co nazywała papieża ch…..m i genderysta prof. Hartman. Już  te nazwiska świadczą o jakości kadr Palikota.
Solidarna Polska wystawi wszystko co ma do wystawienia z Ziobrą,  Kurskim, Cymańskim na czele, którzy wiedzą jak mile żyje się w Brukseli zajadając mule popijając dobrym winem.
Podobna sytuacja jest z Polską Razem Jarosława Gowina, parafrazując piosenkę, „ wszystko co mamy parlamentowi europejskiemu oddamy”.
Pragnę podpowiedzieć , że w ramach pomocy osobom w zaawansowanym wieku pozostają do wykorzystania osoby „prof.” Bartoszewskiego i pupila PRL-u kawalera orderu „ Budowniczego Polski Ludowej Andrzeja Wajdy.
Jeżeli dodam, że na listach znajdują się byli sportowcy, którzy nie mają nic wspólnego z polityką wspartymi celebrytami, to określenie list polskich partii mianem cyrku, nie wymaga uzasadnienia. 

autor: Andy51

TW, byli działacze PZPR, celebryci chcą do parlamentu UE

Jedni już ogłosili swoje listy (SLD) inni się do nich przymierzają. Na podstawie ogłoszonych nominacji i przymiarek do jedynek , można dojść do wniosku, że to istny miód z cebulką.
Na listy PO szykowany jest TW „Znak” i TW „Karol” ( który już posmakował wspaniałego życia w Brukseli, pełniąc w nim funkcję takiego "Gucwy") wspierać ich dzielnie będzie była działaczka PZPR Danuta Hubnera a także była min  edukacji, ta która doprowadziła do zapaści edukację szkolną, pani Szumilas.

SLD wystawiła kadry gwardyjskie, pana Pastusiaka(79), Gierka(76) wspartych nieco młodszymi gwardzistami Senyszyn, Iwińskim, Liberadzkim ( same profesory) wspartych młodą zdolną byłą tancerką z klubu Go - Go obecnie celebrytką Weroniką Marczuk.

Istną menażerię  wystawia Twój Chuch, kogóż my tam nie mamy, jest Ślązak mieszkający w zatoce „Czerwonych Świń” Kazimierz Kutz/Kuc (85), który o ile się dostanie, ma szansę stać się najstarszym europarlamentarzystą. Dotychczas palmę pierwszeństwa dzierżył Le Pen mając 81 lat gdy dostał się do europarlamentu. Jest i Ewa Wójciak ta  co nazywała papieża ch…..m i genderysta prof. Hartman. Już  te nazwiska świadczą o jakości kadr Palikota.

Solidarna Polska wystawi wszystko co ma do wystawienia z Ziobrą,  Kurskim, Cymańskim na czele, którzy wiedzą jak mile żyje się w Brukseli zajadając mule popijając dobrym winem.
Podobna sytuacja jest z Polską Razem Jarosława Gowina, parafrazując piosenkę, „ wszystko co mamy parlamentowi europejskiemu oddamy”.

Pragnę podpowiedzieć , że w ramach pomocy osobom w zaawansowanym wieku pozostają do wykorzystania osoby „prof.” Bartoszewskiego i pupila PRL-u kawalera orderu „ Budowniczego Polski Ludowej Andrzeja Wajdy.

Jeżeli dodam, że na listach znajdują się byli sportowcy, którzy nie mają nic wspólnego z polityką wspartymi celebrytami, to określenie list polskich partii mianem cyrku, nie wymaga uzasadnienia. 


autor: Andy51

Grabieże i rozboje


W 2007 Donald Tusk powiedział: Przysięgam Polakom, że każdy, kto w moim rządzie zaproponuje podwyżkę podatków zostanie przeze mnie osobiście wyrzucony.

Tusk, jak ma to w swoim notorycznym zwyczaju, kłamał parę miesięcy temu, na spotkaniu w Krynicy, gdy oświadczył – kryzys się skończył!
Mimo, że znamy tego kłamczucha nie od dzisiaj, to zawsze swoim jakimś oświadczeniem potrafi nas zadziwić. Pamiętamy okrzyk, również w Krynicy – euro w Polsce w 2011 roku!
Lecz nie zapominajmy, że Donald Tusk jest równocześnie hersztem rozbójników, jak w baśni o Ali Babie i jego jedynym celem jest grabież i rozbój. I praktycznie niczego innego nie potrafi.
Ostatnie dni przyniosły nam niesłychane nasilenie grabieży tej bandy rozbójników.

Ale po kolei. I już bez przypominania sobie Baśni z 1001 nocy.

Jeżeli kryzys gdziekolwiek się skończył, to na pewno nie w Polsce. I jest to bardzo zła wiadomość dla nas wszystkich. Gdyż jedyną metodę, jaką zna Tusk z ferajną na walkę z kryzysem, to grabież państwa i grabież narodu.

Wczoraj właśnie zakończyło się ograbianie emerytów i przyszłych emerytów. Komputerowymi operacjami przerzucono miliardy zgromadzone w OFE, które były bezsporną, prywatną własnością obywateli, do ZUSu, czarnej dziury polskiej gospodarki. Obywatele, mieszkańcy Polski stracili pieniądze, ale banda będąca u władzy wzbogaciła się i mogła odetchnąć, bo dziurę budżetową, takim prostym rabunkiem zmniejszyła o 8%.
Wygląda na to, że stare hasło – państwo to naród, nie obowiązuje w naszym kraju. Państwo, to coraz bardziej tych 40 rozbójników, z którymi walczył skromny Ali Baba. A naród? Cóż, to obiekt, który można nieustannie skubać.

Gdyby to była tylko jedna grabież w ciągu ostatnich dni...
Niestety, jest gorzej, niż nam się wydaje i zdesperowani zbójcy dokonują szeregu dodatkowych rabunków.
Zdecydowali na przykład zagrabić las, w którym się dotychczas skrywali. To był, jak dotychczas rekord szybkości dokonywania kradzieży.
W przeciągu 30 godzin odbyło się pierwsze, drugie i trzecie czytanie ustawy o Lasach Państwowych, Senat już ją dawniej przyklepał i tak oto polskie lasy, około 30% terytorium naszego kraju, praktycznie nasz skarb narodowy, został zaatakowany przez ferajnę Tuska. Rozbestwiona do granic banda poważyła się dokonać czegoś, na co nie mieli odwagi podnieść ręki nawet poprzedni komunistyczni bandyci.
Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że to dopiero pierwszy krok. Teraz ferajna zacznie polskie lasy prywatyzować. Tu leżą grube miliardy.
Wzbogaci się też wytwórca płotów, bo po sprywatyzowaniu lasów i podzieleniu ich na kawałki, trzeba będzie te wszystkie tysiące hektarów ogrodzić. Prawdopodobnie będzie to ten sam gość, który w szczerym polu, wzdłuż dróg szybkiego ruchu stawiał ekrany, na co zamówienie złożyła hojna władza.

To nie koniec łupieskich pomysłów rządzącej kliki. Myślą oni twórczo bez ustanku. Herszt ustalił im zadanie – co tydzień nowy podatek.
Ten najnowszy, bardzo oryginalny, to podatek od garaży. Jakby człowiek już raz nie zapłacił, gdy go budował. Nie, teraz będzie płacił, jakieś absurdalne pieniądze, za to, że jest szczęśliwym właścicielem tego luksusu, jakim jest garaż. A co będzie z tymi biednymi, którzy w garażach nie trzymają samochodów, tylko tam po prostu mieszkają? Osobiście znam paru takich.

"Co by tu jeszcze, Panowie, co by tu jeszcze..."

Ten refren piosenki Młynarskiego, choć on wyrażał się jeszcze bardziej dosadnie (co by tu jeszcze spieprzyć Panowie) bez przerwy pobrzmiewa w czaszkach urzędników obsługujących ferajnę Tuska. Herszt przecież rzucił hasło, a to rozkaz – grabić, grabić, grabić!

Pracuje się więc nad podatkiem od czynności cywilnoprawnych. Opodatkuje się umowy śmieciowe. Pomajstruje się znowu przy VAT.
Dosłownie, nie będzie tygodnia, żeby nie zaprezentowano nam nowego podatku.
To nic, że Polak już ledwo zipie. Obciążenia podatkowe są gdzieś w granicach 80 procentów. Koszty pracy są tak wysokie, że nikomu nie opłaca się tworzyć nowych miejsc pracy. Bezrobocie rośnie dramatycznie.

Ale co to obchodzi rozbójników? Kompletnie nic ich nie wzrusza. Oni sobie nawet nie mogą wyobrazić innego punktu widzenia.
Całe życie spędzone na rabunku przecież. Zbóje nigdy w swoim życiu nie zarobili uczciwie pieniędzy. Nie potrafią.

autro: jazgdyni

Dzieci dobrej macochy


Potrafią z nostalgią wspominać swoje sukcesy w walce o papier toaletowy czy kawałek wołowego z kością , który unosili do domu ciesząc się jak szakal, który wyniósł jakiś ochłap z terenu uczty lwów.

W dzieciństwie opowiadano mi rosyjską bajkę o dobrej macosze. Macocha przyjechała z miasta. Dała każdemu z dwojga pasierbów po rogaliku i wykrzyknęła. „ Oj zapomniałam kupić rogalika dla mojej własnej córeczki, oddajcie jej po połowie” I dzieci pokornie podzieliły się rogalikami z przyrodnią siostrą. Jak łatwo obliczyć dostała dwa razy więcej niż rodzeństwo.
Takie bajeczki opowiadane we wczesnym dzieciństwie kształtują prawidłowe myślenie gdyż nigdy nie dałam się potem „ wziąć na fundusz” różnym oszustom, przede wszystkim ideologicznym.
Już w szkole podstawowej koledzy chcieli bezskutecznie namówić mnie na grę w cymbergaja na pieniądze. Najbardziej podejrzane wydawało mi się , że dawali fory i pierwszy wkład do puli.
Z kolei na wyścigach grało się w kości i w pokera. Organizatorzy pokera dawali za darmo pierwszą porcję żetonów. Niejeden idiota pożyczał potem na chleb
Raz na całe życie przyswoiłam sobie zasadę: „Timeo Danaos et dona ferentes”.

W szkole do której chodziła najmłodsza córka rodzice ustalili składkę na komitet w wysokości 100 złotych miesięcznie. Kiedy stanowczo zaprotestowałam dowiedziałam się, że komitet rodzicielski ma zamiar fundować memu dziecku słodycze oraz bilety do kina i na lodowisko (zauważmy, że za 100 złotych mogłabym- bez łaski- sama kupić dziecku landrynki oraz wysłać je do kina i to kilka razy). Powiedziałam, że nie uznaję jałmużny i fundowania. Jeżeli nie mam pieniędzy dziecko po prostu nie idzie do kina i kropka. Na marginesie zauważyłam, że w tym systemie dzieci uboższe finansują dzieci zamożne, a nie na odwrót. Właśnie organizowana była klasowa wycieczka do Disneylandu do Paryża, na którą moje dziecko z oczywistych przyczyn nie jechało (jeszcze tego brakowało, żebym miała wydawać ciężko zarobione pieniądze na takie idiotyzmy). Moja ewentualna składka miała więc dofinansować wycieczkę dzieci zamożniejszych. Widać byłam przekonywująca gdyż niektórzy rodzice gorąco mnie poparli , natomiast wychowawczyni szczerze znienawidziła. Powiedziała, że jestem aspołeczna i na mój widok czerwieniała na szyi jak indor. Odtąd unikałam wywiadówek.

Większość systemów opartych na reglamentacji tanich dóbr, które w założeniu mają służyć najbiedniejszym, faktycznie służą najbogatszym. Jak wykazały badania - z bezpłatnych studiów w Polsce , utrzymywanych w imię dostępu do studiów młodzieży z biednych rodzin, najczęściej korzystają dzieci rodzin zamożnych. Patrzmy na to trzeźwo - rodzin, które stać na zainwestowanie w kursy, korepetycje a nawet- choć nikt się do tego nie przyzna- łapówkę. Na uczelniach prywatnych studiują natomiast najczęściej dzieci z niezamożnych rodzin prowincjonalnych. To nie paradoks to statystyka i łatwa do wyjaśnienia prawidłowość. To samo dotyczy dostępu do leczenia. Przysłowiowy zbieracz aluminiowych puszek, który finansuje system poprzez podatki pośrednie ( VAT i akcyzę) gdy zachoruje nie ma szans na dostęp do drogich procedur medycznych. Nie stać go po prostu na łapówkę albo wizytę prywatną u ordynatora. Nie ma również wystarczających koneksji. Beneficjentami bezpłatnego lecznictwa są osoby zamożniejsze, które potrafią sobie- tak czy owak- załatwić szpital. Nie znaczy to, że jedynym rozwiązaniem jest płatna oświata i lecznictwo. Być może istnieje jakaś trzecia droga.

Za PRL głównymi beneficjentami systemu taniej, dotowanej żywności byli kupujący za żółtymi firankami oraz personel sklepów mięsnych i ich rodziny. Beneficjentami oszczędzania na mieszkanie na książeczce mieszkaniowej były dzieci różnych prominentów, które dostawały mieszkanie poza wszelką kolejnością. Ostatni naiwni , którzy nigdy nie doczekali się mieszkania do dziś usiłują rozliczyć książeczki. Wystarcza im na remont ogrzewania albo wymianę okien.

Ciekawe, że nadal istnieje wielu zwolenników rozdawnictwa i reglamentacji. Potrafią z nostalgią wspominać swoje sukcesy w walce o papier toaletowy czy kawałek wołowego z kością , który unosili do domu ciesząc się jak szakal, który wyniósł jakiś ochłap z terenu uczty lwów. Tęsknią do talonów na malucha i kartek na cukier.

Usłyszałam dziś dyskusję na temat smutnego faktu, że w Polsce głoduje około miliona dzieci. Jedną z propozycji rozwiązania tego problemu było przyznanie 500 złotych na każde dziecko w kraju gdyż, jak przytomnie zauważyła osoba prowadząca audycję, nie ma sposobu prawidłowego wyłonienia naprawdę potrzebujących. Niektórzy rodzice wstydzą się zgłosić po pomoc – alternatywą 500 złotych jest zatem uszczelnienie systemu kontroli poziomu życia rodziny i oddawanie dzieci z biednych rodzin do placówek opiekuńczych lub do adopcji.
Cóż mogę dodać ze swojej strony- zapewne w Europie powstaje rynek na dzieci z byłych demoludów. Kiedyś w Niemczech był rynek na dzieci z Tajlandii. Nie chcę powtarzać obrzydliwych spiskowych teorii na ten temat gdyż nie mam na to dowodów.
Zażywna pani z polskiej opieki społecznej poskarżyła się (ku mojej radości), że pewna kontrolowana rodzina poszczuła ją psem.
Jednak duch w narodzie jeszcze nie upadł.

autor:Iza