poniedziałek, 26 października 2015

Loża dyskretnych panów

 
.
No i wyszło szydło z worka (przepraszam Pani Beato, ale to nie ma nic z Panią wspólnego).
Okazało się, że Tusk to zwykły kierownik. Tak, jak Graś jest pospolitym cieciem. W nowoczesnych czasach małpowania świata, to już byle pętak, którego awansowano, to manager, a nie jakiś tam kierownik.
Ciekawe, kto panu nadał tą pogardliwą ksywę, panie Tusk?

Dalej już do śmiechu nie będzie. Oj nie...

Wydawałoby się, że po roku maltretowania społeczeństwa podsłuchami kelnerów, wrażliwość już tak stępiała, oburzenie wyparowało, a pięści już nie chcą się zaciskać.
Jednak nie. Ostatnie doniesienia Anity Gargas i Cezarego Gmyza w TV Republika jeżą włosy na głowie.
Kto, qu#wa rządzi tym krajem od dwudziestu pięciu lat?!

Na to nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Możemy się jej tylko domyślać na podstawie strzępów docierających do nas informacji oraz własnej intuicji i wyobraźni.

Niewątpliwie wiedzieli o tym bardzo dobrze ludzie z samego jądra polskich interesów. Niestety, tak się składa, obaj najważniejsi już są martwi.

Aleksander Gudzowaty, ekscentryczny oligarcha, który zmarł w wieku 75 lat, w wywiadzie, który udzielił Jackowi Prześlidze powiedział:

„Ja uważam, że istnieje Loża Minus Pięć, która działa regularnie od początku procesu polskiej prywatyzacji, mając w tym własny cel i używając wszelkich dostępnych środków. Ona nie działa na rzecz dobra kraju. (...) Oni istnieją ponad podziałami politycznymi, ponad rządami. Mają dojście do każdego kolejnego układu politycznego". [1]

Hmm... Loża Minus Pięć? Brzmi to tajemniczo i zahacza o masońskie, czy bilderbergowskie konotacje.

Natomiast zmarły w tajemniczych okolicznościach i w sposób co najmniej dziwny, najbogatszy do niedawna Polak, Jan Kulczyk, w przedstawionych parę dni temu nowych "taśmach kelnerów", mówił tak:

"Moim zdaniem ten Ciech będzie takim papierkiem lakmusowym. Jeżeli będzie Ciech, to wszyscy będą wiedzieli - dyskretni ludzie... z góry... Zgodzisz się? [2]

Mamy więc, oprócz Loży-5, dyskretnych panów z góry. Prosta logika i dedukcja wskazują, że obaj zmarli oligarchowie mówią o tej samej grupie ludzi. Niewielkim, tajemniczym klubie, bez którego zgody, jak dotychczas, nic w Polsce w minionym dwudziestopięcioleciu nie miało prawa się wydarzyć.
Klubie, albo hierarchicznej strukturze mafijnej.

Osobiście, nie znając jeszcze powyższych słów, parę lat temu doszedłem do wniosku, że istnieje w Polsce jakaś nieuchwytna i nieznana siła, która steruje wszystkimi przemianami i działaniami na poziomie kraju. Dałem wyraz moim wątpliwościom w cyklu tekstów o Systemie i Układzie. [3],
Założyłem sobie, że Układ, to właśnie ten nieformalny, mafijny klub, który tworzy System obejmujący całość egzystencji państwa polskiego oraz wszystkich obywateli.
Pisałem wówczas (w 2012 – jazg):

"System albo Układ. Te hasła mają znaczące miejsce w naszych blogach i dyskusjach. I wydawałoby się, że wszyscy dobrze rozumiemy, o czym mowa, aż do momentu, gdy któryś komentator, każe sobie wyjaśnić, co to takiego, albo nawet śmie wątpić w jego istnienie, nazywając go „mitycznym” lub „wydumanym”. Widać stąd, że tak jak w przypadku prostych potocznych pojęć, jak na przykład „świadomość” istnieje pewne niezrozumienie, żeby nie powiedzieć nieporozumienie. A tymczasem Układ albo System istnieje, jak najbardziej..."
I dalej:
"Więc dokładnie jest tak – są ci, którzy wiedzą, że System czy Układ istnieje, bo się z nim zetknęli. I będą milczeć. We włoskiej mafii to się nazywa omerta. Oraz jest duża grupa narodu, która wie, że System istnieje, bo przemawia za tym logika faktów i wydarzeń. Z przyczyn oczywistych i na swoje szczęście, dowodów żadnych nie mają. To jest jednoznaczne albo z przynależnością, albo wyrokiem. Redaktor Sumliński, który za dużo węszył wokół systemu, omalże nie „popełnił samobójstwa”. Popełnianie samobójstw jest bardzo modne. Zaczęło się już dosyć dawno, gdy były wicepremier Sekuła, jak najbardziej uwikłany w System, parokrotnie się postrzelił w brzuch, biedy niecelny desperata. Potem poszło już normalnie. Lepper, zatwardziały chłop, niemalże Szela naszych czasów, wiesza się w biurze. Twarda przestępcza recydywa popełnia samobójstwa we więzieniach niemalże masowo. A jak nie samobójstwo, bo człowiek był wyjątkowo oporny, to zwariowany syn, ćwiartuje delikwenta na kawałki. Można też w centrum ruchliwej stolicy zastrzelić na ulicy komendanta głównego policji. I co? I nic. Jak będzie trzeba, to się zwali na złodziei samochodów.
Wykazuję, powyżej, że w pewnych konkretnych sytuacjach, System nie dopuszcza by ktoś się zbyt blisko zbliżył i reaguje bezwzględnie i gwałtownie na takie próby..."
No i najważniejsze pytanie:
"No dobrze, gadam sobie - System to , System tamto, ale co to jest? Nic prostszego – to ludzie i ich wzajemne powiązania. W zasadzie nieformalne, ale mocno zhierarchizowane. Jacy ludzie? Czy Tusk i jego ferajna to System? Albo nasz nieszczęsny były prezydęt? Nie sądzę, to są namaszczeni beneficjenci systemu, którzy dobrze mu służą. Dlatego są pod szczególną ochroną. Chociaż jeżeli chodzi o pana Komorowskiego, to miałbym pewne wątpliwości. Swoimi działaniami, jako minister obrony narodowej i jako bodajże jedyny, który głosował przeciwko rozwiązaniu WSI, pokazał, że jest dosyć głęboko osadzony w strukturach Systemu. Jednakże predyspozycje intelektualne raczej nie lokują go wysoko. To zapewne tylko wykonawca poleceń.
Oczywiście, jak każdy patrzący na rzeczywistość dosyć trzeźwo, mam swoje teorie. I oczywiście niezweryfikowane, ale niech ktoś wyraźnie powie, że się mylę. Zręby aktualnego Systemu zaczęły się tworzyć w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego. Komuniści mieli struktury, doświadczenie i służby. Oponenci byli dosyć dziwni. Bardzo jestem ciekaw, jakie rozmowy prowadzono z Wałęsą w Arłamowie. Nie wątpię, że przedstawiono mu jakiś plan i konkretne propozycje. A później Gorbaczow zaczął rozmontowywać Sojuz i kwestia Systemu zrobiła się międzynarodowa. System, nasz własny, polski został włączony w ten wyższy w hierarchii, początkowo głównie rosyjski, a potem niewątpliwie również niemiecki.
Starsi z nas pamiętają natrętne hasła i podstawę ideologii – „Całe państwo należy do narodu”, „Wszystko jest nasze wspólne”. Wobec tego główny cel wprost się Systemowi narzucał – to wszystko, co jest wspólne trzeba ludziom ukraść. Trzeba użyć pozorów, chociażby transformacji i tak manewrować rzeczywistością, by otumaniony naród się nie upomniał o swoje i pozwolił spokojnie wszystko sobie zabrać. I właśnie do tego trzeba było stworzyć System albo Układ. Komuniści mieli już spore doświadczenie, szczególnie, jak legalnie kraść pieniądze ludziom. Szczytowym efektem takiego działania, było zorganizowanie wojskowo – ubeckich struktur, które pracowały nad słynnym FOZZem. To była jedna z najbezczelniejszych kradzieży na narodzie polskim i niejako poligon doświadczalny do późniejszych podobnych postępowań. Ale więcej nawet; ubecja zorganizowała akcję „Żelazo”. Bandyci na zlecenie służb, jak również przy aktywnym współudziale agentów, kradli, napadali, wymuszali i zabijali. Na nasze szczęście poza granicami kraju. Łupy dzielono za zamkniętymi drzwiami w komitetach. Również w centralnym. Przy akcji Żelazo ukształtowała się hamburska, przestępcza sieć, której ślady nawet dzisiaj są obecne, przy następnej grabieży obywateli, jaką jest afera Amber Gold."
I oto rak, który od lat zżera Polskę i okrada Polaków:
"I tak dochodzimy do istoty obecnego Systemu – jest to organizacja przestępcza, powołana w celu rozkradania majątku narodowego i osobiście obywateli, mocno nasycona agenturą, byłą i obecną, nie tylko naszą krajową, ale również zagraniczną, w przeważającej części rosyjską. Integralną częścią Systemu są niemoralni politycy i oligarchiczna góra polskiego i międzynarodowego biznesu. Na usługach jest także dominująca część mediów i sporo, już niepolskich banków."

Czy możemy wytypować ludzi, którzy uczestniczą w tej wspomnianej przez śp. Gudzowatego Loży? Tych dyskretnych panów Kulczyka?
Logika i zdrowy rozsądek podpowiadałyby, że bardzo ważną rolę odgrywa w tym generał Kiszczak. Człowiek honoru według Michnika. Oczywiście nie tylko sam Kiszczak, ale także jego aparat, generałowie i pułkownicy służb specjalnych, ci po szkołach ruskiego GRU, ulokowani obecnie w różnorakich newralgicznych miejscach.
Oczywiście nasuwa się pytanie, czy to oni stanowią już absolutny wierzchołek mafijnego aparatu decyzyjnego. Śmiem wątpić. Nie byłbym wcale zdziwiony, gdyby faktyczne rozkazy przychodziły z Moskwy i Berlina. Może tam istnieje jakiś tajny zarząd do kierowania tą neokolonią, jaką stała się współczesna Polska.

No dobrze, powie ktoś teraz, jak to więc możliwe, że Komorowski przerżnął wybory, a 25 X usłużna PO zostanie odsunięta od rządzenia i władzy.
Nigdzie nie napisałem, że dyskretni panowie są wszechmocni i nieomylni. Mogli się dać zwieść sondażom dającym 80 proc. przewagę Komorowskiego i wielkiej popularności Platformy. Nie wyczuli prawdziwych nastrojów.
A może też nie. Uznali, że Komorowski i PO się ostatecznie zużyli i trzeba spróbować nowego otwarcia. Może... Lecz za bardzo w to nie wierzę. Przecież bardzo obawiają się Jarosława Kaczyńskiego, szczególnie, gdy ten cudem uniknął śmierci wraz z bratem pod Smoleńskiem.

Czy obecne wybory zdołają przełamać władzę dyskretnych panów nad Polską?
Trzeba spojrzeć na czynnik ludzki.Putin ma właśnie 63 lata, więc może jeszcze bawić się w światowego dyktatora przez dobre dziesięć lat. Natomiast generałowie i pułkownicy organizujący Magdalenkę, mieli już w 1989 roku 55 – 60 lat. To znaczy, że obecnie są to starcy 80 – 85 letni. Sam Kiszczak ma dokładnie 90 lat.
Co nie znaczy, że nie wychowali sobie fanatycznych następców. Jednakże to już nie jest ta bolszewicka żelazna gwardia, idąca po trupach do celu. To w większości mniejsi kombinatorzy, zadowalający się pozornym dobrobytem.
Jan Kulczyk na tym tle był wizjonerem. Ostatnie doniesienia informują, że nieuczciwe przejęcie CIECHu to był tylko drobny "papierek lakmusowy" wskazujący, czy może on przejąć całą polską energetykę, oraz gazownictwo, łącznie z nowo budowanym gazoportem. Nie zapominajmy przy tym, że Kulczyk był biznesmenem typu "kupić-sprzedać". Więc następne pytanie – na czyje zamówienie miał on ubezwłasnowolnić Polskę pod względem energetycznym?

Czeka nas poważna walka. Mafia nie oddaje swojego bez wojny. Czy potrzebne będą drastyczne środki? Podejrzewam, że tak.
Przypominam, że jak w 2005 roku PIS doszedł do władzy, to Kulczyk opuścił kraj, ograniczył działalność i prowadził interesy z Londynu.
Patrzmy więc dokładnie, kto z rodziną wyjedzie z Polski. Może nam to pozwoli powiedzieć coś o Układzie i Systemie.


.
.............
[1] http://www.uwazamrze.pl/artykul/981450/smierc-magnata
[2] http://niezalezna.pl/72146-nowe-tasmy-kim-sa-chronieni-w-mediach-dyskretni-ludzie-z-gory-o-ktorych-mowil-kulczyk
[3] http://niepoprawni.pl/blog/7787/system-albo-uklad-powtorka

.

sobota, 17 października 2015

Milion przerażonych



Ilu ludzi dzisiaj źle śpi w nocy? I będzie tak spało jeszcze przez tydzień.
Ilu jest zdenerwowanych, rozdrażnionych i zaniepokojonych?
Wiemy dlaczego.
W niedzielę, 25 października może się zawalić ich piękny świat. Dobrze wymoszczone gniazdko, ten ekskluzywny apartamencik, wypasiona bryka, lekcje golfa i dzieci w Paryżu i Londynie, nie na zmywaku tylko na renomowanych uczelniach, wszystko to może być zagrożone.
Nagle, znienacka, ten głupi naród może się upomnieć o kęs dla siebie. A wtedy już nie wystarczy dla wybranych.

Ilu jest tych wybranych, którzy pasą się przy Platformie Obywatelskiej?
I kim oni są?

Wiemy dobrze, jak działał system PO. Dawał zarobić. Lecz nie wszystkim obywatelom, tylko swoim. Przez osiem lat ich władzy powstało liczne grono milionerów i tych, którym blisko do miliona. To liderka PO oświadczyła, że za 6 tysięcy, to pracują idioci i złodzieje. Sześć tysięcy, które jest marzeniem wielkiej rzeszy pracujących Polaków. Za te pieniądze na rękę, nie wyjechały by z kraju tysiące pielęgniarek, budowlańców, spawaczy i inżynierów. Za te pieniądze Polacy, ci ciężko pracujący i emeryci, żyliby dostatnio i szczęśliwie. Niestety, wielu musi zadowolić się jedną szóstą tego, bez szans na zmiany w obecnym układzie.


Szacuję, że jest ich około miliona. Może półtora. Plus ich rodziny, krewni, przyjaciele, a nawet podwładni. To drugie tyle. Co w sumie przy pięćdziesięcioprocentowej frekwencji wyborczej, daje PO sztywne 15 – 20%.

Co to za ludzie? Mniej więcej wiemy, bo prowadzono w tym kierunku badania.
Sama Platforma liczy około 40-50 tysięcy członków. Działaczy wysokiego, średniego i niskiego szczebla. Zapewniam, że nikt z nich nie przymiera głodem i nie ma kłopotów, aby finansowo wytrzymać do pierwszego. PO to partia sytych.
Wszyscy członkowie PO to ludzie pracujący. Chwała im za to. Lecz gdzie pracują?
" ... niemal połowa aktywistów Platformy (45,7 proc.) deklaruje, że ich "stanowisko zawodowe jest związane z uprawianiem polityki", a 69,4 proc. przyznaje, że pełni funkcje publiczne." [1]

Popatrzmy zatem, gdzie ulokowani są ludzie PO. Jakie to funkcje publiczne daje im Platforma:
"... poseł, senator, europoseł, radny, wójt, starosta, burmistrz, prezydent miasta, marszałek sejmiku, członek zarządu województwa, dyrektor NFZ, dyrektor agencji rządowej, dyrektor szkoły, prezes stowarzyszenia, prezes spółki komunalnej, rzecznik." [1]
Oczywiście obowiązkowo trzeba tu dodać wszystkich zastępców, wszystkich vice-, oraz wielu kierowników działów, departamentów i księgowych.

To są tylko funkcje publiczne. Tutaj nadreprezentacja Platformy jest ogromna. Widzimy wyraźnie, że określenie PO partią władzy jest ze wszech miar słuszne.

Na każdym szczeblu władzy istnieje przywilej dysponowania państwowymi pieniędzmi. To wójtowie, radni, czy prezydenci miast decydują na co wydaje się pieniądze. Gdy nie ma przejrzystości i uczciwego dysponowania kasą, to tworzy się drugi szczebel zwolenników Platformy. To ci wszyscy wykonawcy, przedsiębiorcy i inni, którzy, od ludzi ulokowanych na powyższych funkcjach publicznych dostają pieniądze. Czy to za wykonaną pracę, za ekspertyzę, konsultacje lub opinie.
Przyssani jak pijawki, karmią się państwowym pieniądzem, którym władze z PO dysponują, a w następstwie tworzą układ wzajemnych zależności, w którym świadczą sobie intratne usługi.
Jak właśnie w zakończonym procesie prezydent Sopotu Karnowski i dealer samochodowy Groblewski. Według zasady – coś za coś.

Już na pierwszy rzut oka widać, że ludzie – zwolennicy Platformy, tworzą system patologiczny, w dużej mierze oparty na korupcji, nepotyzmie i nielegalnym, wzajemnym świadczeniu usług.
Przez ostatnie osiem lat taki układ silnie się wzmocnił i coraz bardziej degenerował życie publiczne w kraju. Do tego stopnia, że myślący obywatele mają poważne wątpliwości, czy takie miliardowe kontrakty zawierane przez rząd PO, jak pociągi Pendolino, czy helikoptery dla wojska, są uczciwe i rzetelne.

Klasyczny mit, który chyba sama Platforma wylansowała, żeby zamydlić oczy społeczeństwu, to fakt, że PO to partia "młodych, wykształconych i z dużych miast". Badania naukowe wskazują, że każdy element tej etykiety jest kłamstwem. Ani nie młodzi, ani wykształceni i nie z dużych miast.
Oto prawdziwe dane, które ukazują badania:
- wg. danych z 2009 roku aż 41 proc. aktywistów PO to ludzie w wieku 50-59 lat. A młodzi poniżej 29 lat to zaledwie 6 proc., a w grupie wiekowej 30-39 lat to tylko 17 proc.
- jeżeli chodzi o wykształcenie to trudno coś konkretnego powiedzieć, bo wielu ankietowanych odmówiło odpowiedzi. Ale w 2013 portal wPolityce.pl pisał: "I to ma być partia inteligencka? Połowa Platformy skończyła zaledwie podstawówkę!"[1]
- i nie z dużych miast. Wprost przeciwnie – większość z małych miasteczek. "... najwięcej członków, bo aż 36 proc. ma [Platforma] w miastach do 50 tyś. W wielkich aglomeracjach nieco ponad 20 proc."[1]

Co z tego wynika? Że na potrzeby opinii publicznej, lansowana przez media głównego ścieku, istnieje Platforma wirtualna – młoda, prężna i spontanicznie chcąca zmieniać kraj.
Tymczasem w rzeczywistości PO to partia ludzi, którzy się już dorobili, nie najmłodszych i ulokowanych w małych ośrodkach, gdzie, jak wiadomo, sitwy i układy personalne mają się najlepiej.

Ta platformerska pajęczyna, która oplata kraj od gminy po urzedy centralne i ministerstwa jest niebezpieczna. Nie daje normalnie żyć i swobodnie oddychać. A zdobytego dorobku i pozycji będą bronić z całą mocą.
Oni dobrze wiedzą, że przegrana PO to dla nich wyrok. Czy pozostanie im tylko, jak ich idolowi, pozabierać krzesła i obrazki ze ścian i odejść?

Nie było by tego strachu, natężenia i nerwicy, gdyby ich sumienia były czyste. Gdyby mogli powiedzieć: - wszystko co robiłem i czego dokonałem było uczciwe. Lecz tu nawet zegarek na nadgarstku świadczy przeciwko mnie.
A usłużne i na wskroś zakłamane media utwierdzały, że tak trzeba, że jest fajnie i na tym polega Europa. Łatwo to było sprzedać, jak widać, niezbyt wykształconym spryciarzom z niewielkich miast. Uczciwość, solidność i prawdomówność, to głupoty dla frajerów.

Obecna przywódczyni PO, Ewa Kopacz, de domo Lis, nie całkiem mieści się w typowej charakterystyce platformerskiego aktywisty, bo ma wyższe wykształcenie. Widocznie z tym wyższym wszystkich pozabierano do Warszawy. Ale, poza tym jest z małego miasteczka – Skaryszew (nie mam pojęcia, gdzie to leży), a i wiek ma prawidłowy – 58 lat. A jak potrafi kłamać i co sobą reprezentuje, mieliśmy okazję przekonać sie przez minione lata.
Takich ludzi niestety jest na szczycie Platformy przeważająca ilość.
Butnych, aroganckich i gardzących "motłochem".

Tym większy teraz, w tym ostatnim tygodniu przed przełomowymi wyborami, strach i rodząca się panika. Wielu działaczy PO straci dużo. Nawet ta setka, która ponownie wejdzie do Sejmu, niewiele będzie teraz znaczyła.

Tak, że nie trzeba straszyć Kaczyńskim i Macierewiczem. Przegrana wyborów wystarcza, by zwieracze puszczały.


............
[1]

sobota, 10 października 2015

Szczur wypuszczony z klatki



Powiedzieli mu: - idź, założysz partię. Platforma już się rozsypuje, jak to babsko Tuska dostała władzę. Idź, pociągniesz za sobą uciekinierów z PO, przerażonych zwinięciem parasola. Poprą ciebie drobni geszefciarze, sklepikarze i rzemieślnicy. Nuworysze, którzy wszystko co mają zawdzięczają władzy. To ci, co dopiero porzucili buraczkowe i zielone garnitury oraz białe skarpetki. Dzisiaj dumnie paradują w garniturach stebnowanych czerwoną albo białą nitką i białych koszulach fikuśnie kolorowo wykończonych. Taki tam styl na dzisiaj. Wsiadają do swoich Audi i Mercedesów. Poprze też ciebie urzędnicza klasa kierownicza. Ci, co obawiają się, że ze zmianą władzy stracą swe dziesięciotysięczne pensje, pozwalające całkiem nieźle żyć. I poprą też ciebie ci farmerzy, którzy dostają białej gorączki, jak mówi się na nich rolnik, lub nie daj Boże chłop.
Oni też na niedzielną mszę przyjeżdżają swoimi Audi i Mercedesami w tych dziwacznych garniturkach i koszulach. Szyk mody...
- Jak się postarasz, to może zbierzesz milion, albo półtora tego wystraszonego towarzystwa. A to wystarczy. Ty nie masz wygrać, tylko udawać, że chcesz wygrać.

Czy to dokładnie powtórzony chwyt z Palikotem parę lat wstecz? Zbieranie sfrustrowanych i przestraszonych rozwojem sytuacji. A przede wszystkim śmiertelnie bojących się PiSu, bo jak powszechnie wiadomo, oni będą wsadzać do więzienia, a jak nawet nie złapią, to juz dalej nie da się lodów kręcić.

Kto wypuścił szczura z klatki? Kto namówił i pomaga Ryszardowi Petru, bo o nim tu mowa, organizować następną dziwaczną, rozbijacką partię? Bo przecież nigdy w to nie uwierzę, że to jego własna inicjatywa. To tylko sprawny wykonawca, który ma tzw. "gadanego", ale który nie fascynuje nadmiarem intelektu. Wyciągnięty z niebytu przez "sprytnego biznesmena" Frasyniuka rozpoczął karierę w środowiskach, których celem na pewno nie był dobrobyt Polski i Polaków. A następnie działacz słynnej fundacji CASE – Centrum Analiz Społeczno Ekonomicznych. Ciągle dla mnie to śmierdzące terytoria.

Czy namówił go do tego Leszek Balcerowicz, jedna z najbardziej szkodliwych postaci okresu transformacji, o którym w każdym wystąpieniu w Sejmie śp. Andrzej Lepper oznajmiał: - "Balcerowicz musi odejść!", a którego pilnym uczniem był o ćwierć wieku młodszy Petru?
Balcerowicz, który zrujnował miliony Polaków i utworzył kilkaset polskich milionerów, realizując program zidiociałego miliardera George Sorosa i jego ideologa Sachsa. Balcerowicz, który do dzisiaj jest polskim nadzorcą sorosowej wizji New World Order (NWO).
Lub może inna międzynarodowa koteria popchnęła Petru do działania, dała mu pieniądze i środki. Może to był Andrzej Olechowski, polski stały "rezydent" grupy Bilderberga, która tez ma ambicje bycia architektem nowego, "lepszego" (dla kogo?) świata. Ten powszechnie znany, określany jako truteń i leń bufon, daje się zauważyć w przełomowych momentach, jak powstanie Platformy Obywatelskiej, której był cynicznym współzałożycielem; utworzenie ruchu Palikota i teraz właśnie przy upadku Platformy i tworzeniu tratwy ratunkowej NOWOCZESNA.pl. Bilderberg, to ludzie z wysokiego zamku, których strzegą kordony policji, gang grupujący byłych a nawet ciągle aktywnych polityków i biznesmenów z wybujałym ego, którzy wymyślili sobie szczytny cel wpływania na losy świata.

Polska, ze względu na swój potencjał ludzki oraz gospodarczy, jak również na swoje strategiczne położenie geopolityczne, jest pod ścisłym nadzorem międzynarodowych grup nacisku i wpływu. To im niestety zawdzięczamy większość tego, co w Polsce obecnie mamy. Czego Hitler i Stalin nie zdołali do końca zniszczyć, to usiłują obecnie światowi hochsztaplerzy, ekonomiści i finansiści. Obecny dług narodowy będzie się odbijał czkawką przez stulecia.
A dług stale musi być przez kogoś pilnowany. Do tego również Petru został oddelegowany. Mrugająca tablica w centrum Warszawy zafundowana przez Balcerowicza ma stanowić memento i przestrogę dla wszystkich.

Moim prywatnym okiem, to obaj – Balcerowicz i Olechowski wspólnie, realizując założenia swoich mocodawców wypuścili Petru z klatki i pomogli utworzyć NOWOCZESNA.pl.
Znając destrukcyjny potencjał obu panów, to bardzo zły znak dla Polski.
Jeżeli naród da się otumanić, a wspomniani już drobni beneficjenci III RP zjednoczą się, to ta sztuczna partia jest w stanie zdobyć 6 – 9%, wejść do Sejmu i bruździć, jak nie tak dawno Palikot.
I taki właśnie jest cel Petru i tej partii – bruździć, przeszkadzać i psuć. Oni nie proponują niczego dobrego dla kraju i narodu. Cel mają tylko jeden – nie dopuścić by PiS zaczął zmieniać Polskę, tak by zaczęła ona odzyskiwać suwerenność i uniezależniać się od fatalnych wpływów zewnętrznych, których lokalnymi gwarantami są właśnie Balcerowicz i Olechowski.

Petru wygrał sprawę w sądzie, gdy Miller i Palikot publicznie oświadczyli, że jest on wysłannikiem banków. Oczywiście, że nie jest. Przynajmniej oficjalnie i namacalnie. On jest ślepym narzędziem instytucji, które banki i finanse kontrolują. Tych, co bankami rozgrywają poszczególne państwa.
Symptomatyczny tutaj był udział Petru w paskudnym przekręcie, jakim były tzw. kredyty frankowe, gdzie franków nikt na oczy nie widział.
Ludzie ciągle są naiwni, ufni i młodzi w kapitalizmie, a państwo, które powinno ich chronić głupie, albo świadomie zamykające oczy. Tak więc przekręt na miliardową skalę był możliwy. A Petru był jednym z tych, którzy gorąco zachęcali kredytobiorców do tego straceńczego zachowania. Sam nawet przykładowo zaciągnął kredyt we frankach, by proces uwiarygodnić, lecz szybko po cichu wycofał się z tej pułapki.

Do wyborów już tylko dwa tygodnie. Dlatego teraz powinniśmy głośno krzyczeć i ostrzegać, jakie są prawdziwe zamiary i cele NOWOCZESNEJ.pl. I jaką prawdziwą rolę ma do odegrania pilny uczeń Balcerowicza, doradca Tuska i Platformy, Ryszard Petru.

PO w wyborach powinno zdobyć 15 – 20% głosów.
Jeżeli Petru uda się zdobyć następne 10%, to już niedobrze.
Bo jest jeszcze lewica z Palikotem, oddelegowanym śpiochem PO, która też optymistycznie może osiągnąć 10%.
A jak jeszcze, nie daj Boże do Sejmu wejdzie PSL, nawet z minimalnymi 5%, to mogą oni uzbierać w ten sposób 45% i zmian w Polsce nie będzie.
Cały nasz wysiłek ostatnich pięciu lat pójdzie na marne.
System, Układ i zewnętrzni mocodawcy to potężny wróg. Czy i tym razem okaże się, że porwaliśmy się z motyką na słońce?


.

wtorek, 6 października 2015

A gdyby tak zrezygnować z demokracji?



Nigdy nie ukrywałem, że w stosunku do demokracji mam stosunek ambiwalentny. To bezsprzecznie rządy większości nad mniejszością. Niestety, tak się społecznie składa, że to rządy głupców nad mądrymi.
Chyba ostatnie osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej przekonało o tym wszystkich trzeźwo myślących.
Mądrzejsi próbują wbudować w tą kulawą demokrację przeróżne zabezpieczenia i narzędzia kontrolne. Mamy więc, patrząc tylko na Polskę, Trybunał Konstytucyjny, Najwyższą Izbę Kontroli, Rzecznika Praw Obywatelskich, czy instytucję referendum narodowego. I co z tego?
TK wybierają partie instalując tam kolesi, szef NIKu okazuje się skorumpowany, RPO też jakiś lewacki koleś, a referendum... można wyrzucić do kosza.
Taka to oto demokracja, gdzie wszystko można zmanipulować, zepsuć, czy skorumpować.
No dobrze... w takim razie – co w zamian?

Wielu piszących w internecie, jak również postacie na pograniczu polityki, vide Grzegorz Braun, czy Korwin Mikke, też ostro występują przeciwko demokratycznemu modelowi. Najczęściej, z braku innych pomysłów, to monarchiści. W tym absurdzie jest pewna metoda, chociaż nie widzą oni takich głupot, jak tworzenie dworu i całego entourage , oraz bałaganu związanego z takim rozwiązaniem.

Ja proponuję coś bardziej prostego i błyskawicznego – dobrowolną dyktaturę.

Dura lex sed lex

To właściwie jedyna maksyma, która ma przyświecać takiemu rozwiązaniu ustrojowemu.
Gdy gdzieś na świecie, w jakimś państwie jest źle – skala korupcji i złodziejstwa jest niebotyczna, nie ma sprawiedliwości prawnej i społecznej, ludzie są biedni, to zazwyczaj dochodzi do przewrotu, puczu, a potem panują rządy "silnej ręki". To chyba zrozumiałe i konieczne. W momentach przełomowych trzeba działać twardo i skutecznie.

Mamy ten komfort, że jest właśnie duża szansa, by metodami demokratycznymi, poprzez ogólnonarodowe wybory, doprowadzić do odsunięcia od władzy skompromitowanych polityków. I w tym właśnie momencie, w imię naprawy państwa, po raz drugi we współczesnej historii RP powinniśmy zaprowadzić sanację. Od razu widać, że jestem mało oryginalny. Tak samo myślał w latach dwudziestych marszałek Piłsudski widząc rozbuchaną partiokrację, śmieszną jak dzisiaj demokrację, oraz skorumpowany i kłótliwy sejm.

Zakładając, że porządnie (ilościowo) wygramy te wybory, staniemy przed kolosalnym zadaniem – musimy praktycznie zmienić wszystko w kraju. I to szybko. Wystarczy już 25 zmarnowanych lat.
Koniecznie musimy zmienić konstytucję. Rozprawić się z wymiarem sprawiedliwości. Uzdrowić służbę zdrowia. Zwalczyć biurokrację, a urzędników nauczyć odpowiedzialności. Zawrzeć korzystne dla Polski traktaty narodowe.
I najważniejsze – spowodować, by najdrobniejsza kradzież, szczególnie ta w białych kołnierzykach, stała się boleśnie nieopłacalna.
Oczywiście, że jest mnóstwo innych ważnych rzeczy do zrobienia, lecz warto tylko zaznaczyć, że nie może to być zwykły remont państwa, tylko gruntowna przebudowa. Od fundamentów do dachu.
I do tego właśnie będzie potrzebna dobrowolna dyktatura.

Co to właściwie znaczy dobrowolna dyktatura?

Mamy już prezydenta chcącego zmian. Zakładamy, że wkrótce również będziemy mieli parlament gotowy na gruntowne zmiany.
Można wówczas zawrzeć układ z narodem.
Czy chcesz powolnych, żmudnych zmian, lub raczej wyrażasz zgodę na radykalne szybkie zmiany, prowadzące do wzrostu dobrobytu i bezpieczeństwa w ciągu paru lat.
Przy narodowej zgodzie można zawiesić czasowo demokratyczne funkcjonowanie i instytucje. Podobnie zresztą jak w stanie wyjątkowym.
Prezydent wraz z rządem mogą wspólnie rządzić do momentu, aż dokonają niezbędnej naprawy państwa. Będzie to stan specjalny i wyraźnie tymczasowy. Tylko w stosunku do już nam znanych, jak Jaruzelski z wroną, nie będzie on przeciw narodowi tylko dla narodu i z narodem.

No dobrze, powie ktoś, zalecać dyktaturę niewiadomo jaką w XXI wieku?
Na to odpowiem, że jest takie państwo, które ma taką dyktaturę i dzięki niej osiągnęło niesamowity poziom rozwoju i bezpieczeństwa.

Singapur

To jedno z najbogatszych i bezpiecznych państw świata. Jeszcze dwadzieścia lat temu, jak tam byłem, wcale tak nie było. Rządziła wówczas szara strefa. Kupowało się za grosze podrabiane i przemycane produkty z całej Azji.
Ale tak już nie jest.
Obecnie Singapur jest spokojnym i porządnym miastem. Mają tam najniższy wskaźnik przestępczości na świecie. Dlaczego tak jest?
Singapur to właśnie pewnego rodzaju dyktatura – dobrowolna i rozsądna. Prawa są drastyczne, a kary za przewinienia tak wysokie, że na prawdę odstraszają (twarde prawo, ale prawo – dura lex, sed lex).
W Singapurze każdy musi się zachowywać znacznie lepiej niż gdziekolwiek na świecie. Nie wolno jeść i pić w środkach komunikacji miejskiej (500 dolarów grzywny). Przez ulicę przechodzić można tylko w miejscach wyznaczonych. Wyrzucenie śmiecia na ulicę kosztuje 3 000 dolarów (+ prace społeczne przy sprzątaniu). Mężczyźnie który narzuca się kobiecie grozi więzienie lub chłosta. Kary za korupcję zapierają dech w piersi, więc korupcji nie ma. Za narkotyki kara śmierci (nieletni też).
Praktycznie wszystko w tym kraju jest uregulowane.
I tak oto Singapur stał się bezpiecznym i czystym miastem, gdzie zgodnie żyją miliony ludzi rożnego pochodzenia i religii. Zlikwidowano biedę. Uregulowano problemy mieszkaniowe.
Wszyscy mieszkańcy Singapuru, których znam wydają się szczęśliwi i nikt nie ma ochoty stamtąd uciekać.

To co napisałem o Singapurze, może wydawać się komuś straszne i jakby prosto z kart powieści Orwella. Szczególnie dla nas, Polaków, którzy mają takie umiłowanie wolności i bakcyl przekory. Nie lubimy twardej ręki władzy.
To wówczas w tym momencie trzeba sobie zadać podstawowe pytanie – czego właściwie chcemy?
Czy nadal ma być burdel, a rządzić nami mają złodzieje? Czy może chcemy porządnego, spokojnego i uczciwego państwa, które da każdemu szansę dobrobytu?

Zapytam – czy to wysoka cena za wyrwanie się wreszcie z bagna, w którym od 25 lat sie znajdujemy? Oczywiście, ktoś zaraz przytoczy lorda Actona, że – "każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie". Lecz już w momencie tworzenia tej dobrowolnej dyktatury społeczeństwo może wbudować mechanizmy zabezpieczające, które z równą srogością będzie karać władzę, która zacznie się degenerować.
To wszystko jest możliwe do zrobienia, jeśli tylko się tego na prawdę chce.
A podążanie dalej obecną parlamentarną, pseudo-demokratyczną drogą uważam za bezsensowne i nieskuteczne. To droga  donikąd.

Nie jestem w tych moich dywagacjach całkiem bezinteresowny. Mam w tym osobisty, egoistyczny powód. Chciałbym po prostu dożyć momentu, gdy wreszcie Polska stanie się normalnym krajem. Bez Tusków, Palikotów, Michników i komuchów. Gdzie każdy Polak ma uczciwą szansę. Gdzie w końcu zniknie wszechobecne złodziejstwo i korupcja. Autostrady będą kosztować tyle co na świecie, a nie dwa razy drożej. Kraju uczciwości, przyjaznej administracji, swobody gospodarczej, rozsądnych podatków, dostępnej służby zdrowia i zarobków godnych i sprawiedliwych.
Czy to są marzenia z kosmosu?


.

sobota, 3 października 2015

Karczycho, czyli życie codzienne psiapsiółek



Stał za śmietnikiem, palił papierosa i dłubał w nosie. Oczywiście nikogo jeszcze nie było. Jedenasta dla ziomali to wczesny poranek. Wczoraj urzędowali do trzeciej nad ranem, gdy pojawił się Gzyms z nową wypasioną bryką. SR oczywiście i czterysta koni. Kręcili kółka i ryczeli na niskich biegach, aż ktoś zadzwonił po psy i musieli zmienić lokal.
Lecz on specjalnie nie szalał, bo nawet nie miał prawa jazdy. Tyle kumpli w koło z transportem, to po co mu kłopot. I swobodnie zawsze może browca przyjąć i zajarać bez problemu. Nie, żeby ci za kierownicą nie przyjmowali. Ale się musieli pilnować, a on pilnować siebie nie lubił.

Wyjął swoją dumę, ajfona tego największego i oczywiście bielutkiego bez jednej rysy i sprawdził esemesy. Oczywiście – matka, matka, matka. Bywało często, że potrafiła dziennie wysłać mu nawet trzydzieści esemesów. Nawet teraz, gdy została psiapsiółką.

A zaczął ją nazywać matka (i nazywał do dzisiaj), gdy miał sześć lat, a mamusia ciągle wplatała mu wstążki we włosy, które były wówczas długie i jedwabiste, szczotkowane codziennie przez dobry kwadrans. To chyba dlatego golił się teraz na łysą pałę. W zemście za te loki z kokardkami.

No więc z matką się zaczęło dawno, jak usłyszał od starszych słynny dowcip – "matka jest tylko jedna", a którego wówczas całkiem nie rozumiał, ale wszyscy rżeli i rechotali, więc słowo przyswoił i zagospodarował.

Otworzył ostatniego smsa od nadawcy – matka. O kulka... zupełnie zapomniał, Ma się umyć i ubrać porządnie, bo występuje w spocie szefowej. Samochód podjedzie po niego o czternastej.
Wywalczył w końcu, żeby te samochody z borowcami nie podjeżdżały pod klatkę, bo psuje mu to reputację w okolicy. Ziomale wprawdzie wiedzieli, że matka jest psipsiółką, ale z powodu jego wybuchowości woleli na ten temat milczeć w jego towarzystwie. Lecz pewnie za jego plecami naśmiewali się okrutnie. Chuki jedne...

Szybko przeleciał pozostałe wiadomości. To co zwykle. Śniadanie w mikrofali, włączyć na 60 sekund; wyszorować paznokcie i umyć się pod pachami. Bla, bla, bla. Codzienny zestaw instrukcji, jakby ciągle miał sześć lat. A on już jarał, ćpał, pociągał i panienki też nie były dla niego obce. No, ale fakt – matka była najważniejsza.

Karczycho nie mieszał się do polityki. Czasami tylko na prośbę matki wykonywał drobne usługi. Oczywiście był za partią rządzącą, zresztą jak wszyscy ziomale. Bo gdzie im będzie lepiej? Mamuśki i tatuśki dobrze poustawiane, więc hajc ciągle jest. Matka przynosi fajki zarekwirowane z przemytu, więc nie trzeba wydawać kolosalnych sum na palenie. I towar też jest oczywiście. Kolki ze śmiechu wszyscy dostali, jak koledzy matki przeprowadzili pozorowaną akcję walki z dopalaczami. Dopalacze to są dla gimbazy z Grójca. Oni mają prawdziwy towar. I to pełen asortyment. Luz bluz, jak mówi Gzyms...

Czasami jednak ma nocne koszmary. To przez te gadanie matki. Zauważył, że ona wówczas się autentycznie boi, zaczynają jej drżeć ręce i nogi, aż musi usiąść. Wtedy on, ukochany synek, dopadłby tych, co mu matkę denerwują i sponiewierał porządnie. Jednakże w nocy, gdy spał nerwowo, tuląc krokodyla, ulubioną przytulankę, dopadały go koszmary. Uciekał przez nieznaną kamienną dżunglę; nogi były jak z gumy i nie chciały go słuchać. A za nim podążał nieprzerwanie ten groźny nienawistny karzeł, jak Quasimodo, którego pamiętał z dzieciństwa, gdy po obejrzeniu horroru sikał prze tydzień do łóżka. Karzeł trzymał na ramieniu kota o twarzy człowieka ze stalowym spojrzeniem kata Dzierżyńskiego, a drugą ręką dzwonił dzwoneczkiem i wołał: - Karczycho, chodź do mnie. Będziesz miał lepiej niż u mamy.
Sami widzicie jakie to straszne i Karczycho po takim koszmarze cały dzień chodził napięty, oglądał się za siebie i podskakiwał na każdy brzdęk.

....

Odrzucił kipa. Nikt nie przyszedł do klubu i pewnie nie przyjdzie. Pora do domu, by spokojnie zdążyć do roboty. Tak rozumiał te występy i akcje, bo płacili mu za to żywą gotowizną.

....

Czarny audik z dwoma bysiami zawiózł go na miejsce akcji. Zabrał z domu wszystko, co matka mu poleciła. Białej koszulki z napisem: "DAMY WAM SZCZĘŚCIE" jeszcze nie założył, bo gdyby ktoś ze znajomków go zobaczył, to miałby przerąbane do końca życia. Założy się ją na miejscu. Zresztą wszyscy tak robili, bo poruszanie się w takich koszulkach po mieście mogło być ekstremalnie niebezpieczne. To już nie te czasy, jak za darmowe browce na Krakowskim, można było sobie spokojnie robić jaja, jak u Jurka na Łudstoku.

Na planie już rządził i porykiwał ten drągal o nieogolonej twarzy badnyty z historii "Ali Baba i 40 rozbójników". Karczycho go nienawidził, ale tez bał się jego. Bo w stosunku do niego typ zachowywał się jak przywódca konkurencyjnego gangu, który ich właśnie rozbił i sponiewierał. A ponieważ był ścisłym przydupasem szefowej, to nikt się nie odważał mu podskoczyć.
Wzrokiem pełnym pogardy i wściekłości, jakby Karczycho właśnie nasikał mu na buty, przebiegł go wzrokiem i wskazał mu miejsce.
- Masz patrzeć na mnie i wyglądać, że jesteś bardzo szczęśliwy. I uważać. Jak podniosę głowę, to ma być aplauz. Wiesz, co to jest aplauz? A jak uniosę rękę, to plakaty w górę. Zrozumiałeś? Powtórz!

Już tyle razy było tak samo, że Karczycho już nawet nie miał ochoty się wściec. Poza tym dobrze płacą, a jak wszystko pójdzie dobrze, to może jeszcze spodziewać się premii od matki.

Hieny już poustawiały swój sprzęt. Kamerzyści sprawdzali obraz, a wychudzone pindy z mikrofonami przebierały nogami, jak by się im siku chciało.
Wszyscy tutaj nazywali ich hienami. To zawsze ta sama grupa. Byli na telefon, zawsze niezawodni. Pytania też oczywiście były dla nich przygotowane, by z czymś głupim nie wyskoczyli.

Karczycho stał już w grupie podobnych jemu kolesi i lasek. Wszystko znana banda. Ściskał w dłoniach ten kawałek tektury, który mu matka przygotowała w domu. Właśnie go rozpakował. Strasznie chciało mu się zajarać, ale wiedział, że ten Alibaba by go chyba zabił. Wypadało tylko stać i czekać nieruchomo, tu własnie z tyłu za mikrofonem, do którego szefowa będzie paplać swoje kawałki.

W końcu przyjechali. Policzył. W siedem wozów przywieźli jedną babę...

Zaczęło się...
- Proszę państwa, jak wszyscy wiedzą nasi przeciwnicy to najgorsza swołocz ze średniowiecza,a Quasimodo (powiedziała Quasimodo? – pomyślał Karczycho zatopiony w operacji robienia min, by trudno go było rozpoznać) to najstraszniejszy potwór na ziemi.

I tak dalej... Jak zwykle.

W końcu szefowa doszła do akapitu, gdzie Prosiak jej napisał, jacy to jesteśmy wspaniali.
Goryl głowa do góry – pokazujemy szczery entuzjazm.
Szefowa dostała rumieńców, usta wykrzywiły się w bolesnym grymasie symbolizującym triumf i zaczęła piszczeć.
Goryl uniósł rękę.
Więc my tez nasze tektury do góry.

Upłynęło parę sekund, szefowa wzbijała się na orgazmiczną ekstazę, ale kamery nagle zaczęły wykonywać ruchy, jakby chciały umknąć na łąkę.
Jakieś zamieszanie wisiało w powietrzu.
Karczycho rozejrzał się i poczuł na sobie wzrok głównego machera Alibaby. Wyglądał strasznie. Twarz była ciemno-purpurowa; nabrzmiałe węzły żył wystąpiły na ogolonej czaszce i na szyi. A wzrok... tu Karczycho na serio się zaniepokoił, wzrok był taki, jak by goryl miał za chwilę rozszarpać.
No co?
Sprawdził rozporek – miał zapięty. Pachy umyte... co jest?

W przypływie paniki i geniuszu jednocześnie opuścił tablicę, odwrócił ją i przeczytał: Z DUDĄ SIĘ UDA !
Co jest?! Teraz już czuł się poważnie nieswojo widząc zbliżające się tornado. Ki ch... wodę mąci? Co się stało i jak to się stało?

Alibaba wykazywał już oznaki zbliżającego się wylewu. Przemówienie leciało na żywo, o czym nawet informowały widzów znaczki w lewym górnym rogu telewizora. Wszystkie dwadzieścia stacji telewizyjnych i radiowych transmitowało to ważne wydarzenie. A tu taka dywersja! I to kto. Wielokrotnie sprawdzony matołek, syn psipsiółki. Drogo za to zapłacą rozmyślał w stanie agonalnym troglodyta. I puścił wodze wyobraźni. Najgorsza to blogosfera, te nienawistne dranie zaorają nas śmiechem. I te parę wrogich stacji będzie bez przerwy, przez tydzień się wyśmiewać. Nagle zesztywniał – Jezu! – to pójdzie w świat! Może sobie wyobrazić, co powie Berlin i Bruksela. Koszmar!

Karczycho zesztywniał i popadł w stupor. Myśli mu się zapętliły i wciąż powtarzały: jak to się stało, jak to się stało... Nagle pstryk. Stop. Jeszcze gorsza myśl go opanowała – co teraz będzie?! Jezusmaryjajózef (to miał po babci starowince moherowej)! Pewnie odbiorą im wszystkie przywileje, ześlą do jakiejś Pipidówy, matka zostanie kasjerką w Biedronce, a ja....... BĘDĘ MUSIAŁ PÓJŚĆ DO PRACY !!! A ziomale? Gzyms? To już pewnie historia.

Przyjazne jak zwykle media, zagapiły się w szoku i przez pełna minutę transmitowały zamieszanie. Aż w ich wszystkich słuchawkach rozległ się potworny ryk samego prezesa: - STOP! Przerwać natychmiast transmisję!
Potem czyściciele przez cały dzień usuwali z portali i jutubów te kompromitujące fragmenty. Lecz, jak wiemy, w internecie nic nie ginie.

Szefowa oczywiście nic nie zauważyła, a zamieszanie przyjęła jako oznaki szczerego entuzjazmu i jeszcze bardziej niż zwykle się podrajcowała. Taaa, dzisiaj naprawdę dobrze jej idzie.

Karetka reanimacyjna zabrała alibabskiego rozbójnika na sygnale na OJOM.
Karczycho musiał na piechotę i korzystając z komunikacji miejskiej wracać na osiedle. Plakat i koszulkę natychmiast wyrzucił do śmietnika, aby nie oberwać baniek od wściekłych faszystów.

Czuł, że stało się coś strasznego, lecz nie pojmował w pełni ogromu tragedii, jaka była przed nim.


.