piątek, 11 czerwca 2021

Dojrzałość

 

Dziś nic nie wie nikt na pewno.
Sprawdzamy, co przyniesie czas.
Bo wolę się natrudzić,
Niż liczyć na zwycięski los.

Stara irlandzka ballada

"Przez całe życie czytałem i studiowałem książki, pisałem (choć może zaledwie próbowałem swoich sił w pisarstwie?) oraz czerpałem przyjemność z lektury — i właśnie ową przyjemność uważam za najważniejszą.
[...]
Wprawdzie za każdym razem, kiedy siadam nad czystą kartką papieru, czuję, że muszę na nowo odkryć literaturę dla siebie, przeszłość jednak nie przynosi mi żadnego pożytku. Tak więc, jak powiedziałem, mam wam do zaoferowania jedynie swoje osobiste zadziwienia Choć zbliżam się bowiem do siedemdziesiątki i większą część Życia poświęciłem książkom, mogę przedstawić słuchaczom wyłącznie wątpliwości.
Wielki angielski pisarz i marzyciel, Thomas De Quincey, napisał na jednej z tysięcy stron czternastu tomów swych dzieł, że odkrycie nowego problemu bywa równie istotne, jak rozwiązanie dawnego. Ja jednak nawet tego nie mogę wam zaproponować, proponuję zatem uświęcone upływem lat zadziwienia Czy jednak powinienem się z tego powodu martwić? Czym jest historia filozofii, jeśli nie historią zadziwień Hindusów, Chińczyków, Greków, scholastyków, biskupa Berkeleya, Hume’a, Schopenhauera i innych myślicieli? Pragnę więc tylko podzielić się ze słuchaczami historią owych zadziwień."

Rzemiosło Poezji(wiersz klasyka)
Jorge Luis Borges
Tytuł oryginału:„This Craft of Verse”(1967—1968) [1]

***

Bo wolę się natrudzić, niż liczyć na zwycięski los... Czy to jest właśnie dojrzałość? Nie wiem... Chyba sporo woli liczyć na zwycięski los...

Od najwcześniejszych swoich lat, które teraz jestem w stanie przywołać, ale nie wiem, czy miałem wtedy lat dziesięć, trzynaście, czy siedemnaście, strasznie mnie fascynowała i dręczyła zagadka czasu.

To w żadnym wypadku nie mój wynalazek, i jak to Borges napisał, to jedno z tych stałych zadziwień filozofów ze wszystkich stron. Lecz wtedy jeszcze tego nie wiedziałem i traktowałem to bardzo osobiście.
Dopiero potem, gdy bardziej dorosłem i byłem już zdolny sięgnąć po dzieła Jameca Joyce'a, czy po całe siedem tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta (co moja mama uważała za lekturę obowiązkową kulturalnego człowieka. Taka była okrutna), dowiedziałem się, że istota czasu dręczy praktycznie wszystkich, co lubią rozmyślać i poszukiwać.
Jak to się nieco ironicznie mówi – lubią filozofować.

Byłem już dobrze po trzydziestce, gdy przeczytałem nieduże dzieło profesora Paula Davies'a "Strzałka czasu". [2] Po tej lekturze miałem dopiero bałagan w głowie i nierozwiane wątpliwości, choć usystematyzowano mi potężny materiał naukowy, dotyczący tej nieszczęsnej strzałki czasu, w przeróznych aspektach.
Proszę bardzo:

  • Kosmologiczna strzałka czasu: Entropia=0 >>> Ekspansja >>> Entropia=maksimum
  • Psychologiczna strzałka czasu: Pamięć >>> Obecna chwila >>> Możliwości

Jest tych wyliczeń mnóstwo, że jak to się mówi, aż strach się bać. Albert Einstein może dlatego unikał w swych pracach czasu i wprowadził pojęcie stałej prędkości światła.

A już szczytem wszystkiego było takie przeciwstawne coś dotyczące przyczyny i skutku, co przecież jest nierozerwalnie związane z czasem, a mówi o systemie całej natury z człowiekiem w środku.

 

  • 2 zasada termodynamiki: Porządek: >>> Życie >>> Chaos
  • Ewolucja życia: Chaos >>> Ewolucja >>> Porządek

***

Chyba nie należy się dziwić, że młodego człowieka najbardziej nurtował jakiś filozoficzny dualizm, powodujący, że teraźniejszość możemy praktycznie rozciągać niemalże od zera do nieskończoności, gdy sobie założymy, że ta mityczna nieskończoność, to długość naszego całego życia.

Mamy więc takie dwie sytuacje, albo podejścia do tego, co pięknie wyraził Goethe – trwaj chwilo, o chwilo, jesteś piękną!

Z tej suchej, matematyczno – fizycznej strony, z czym niestety musimy się zgodzić, nasza teraźniejszość jest niemalże zerowa. Bo przecież w każdej nanosekundzie czas przelewa się błyskawicznie. To, co jeszcze przed chwilą było przyszłością, natychmiast staje się przeszłością. Ani na chwilę czas się nie zatrzymuje na jakiejś tam teraźniejszości. Po prostu nie ma na to czasu, że pozwolę sobie zażartować.

Ale życie nasze, percepcja, odczuwanie, myślenie i emocje, to przecież nieustanna teraźniejszość. Tak właśnie jesteśmy skonstruowani.
Jak co każdego ranka, pan kos siedzi na czubku tui i wyśpiewuje swoje trele. Dokładnie tu i teraz. To się dzieje. To po to gramatyki całego świata mają mniej, lub bardziej rozbudowany czas teraźniejszy. Tu i teraz. Kwintesencja naszego istnienia. Więc jak tu pogodzić te radykalne pojęcia teraźniejszości i żyć przy tym bez nerwicy?

***

Większość ludzi na świecie, mówiąc kolokwialnie, taki wydumany problem po prostu olewa. Lecz niektórych to dręczy. A znane są przypadki, ze niektórzy nawet od tego wariują, nie mogąc sobie dać rady z problemem czysto teoretycznym.

No dobrze. Jak już w dzieciństwie poznaliśmy moc czasu, bo kazano nam być w domu na kolację już o szóstej, czy jak dawniej – obejrzeć dobranockę, umyć się i do łóżka, a nieco później polecono wracać nam do domu przed dziesiątą, to już bezdyskusyjnie i bez poważnego namysłu przyjęliśmy, że czas jest czymś bezwzględnym, bezdyskusyjnym i precyzyjnym do tego stopnia, że dzisiaj sekundy i ich cząstki odmierzają zegary atomowe, albo nawet jakieś kwantowe.
To jest oczywiste dla wszystkich rozsądnych ludzi na świecie gdzieś od piątego roku życia.

Chyba żeby przypadkiem przeczytali wyżej wspomnianą książkę profesora Daniels'a, gdzie on czas przedstawia właśnie w postaci strzałki – takiego wektora, który ma jasno określony kierunek – od przeszłości do przeszłości.
Lecz naukowiec nie byłby fizykiem teoretycznym i profesorem, gdyby nawet hipotetycznie, nie rozważał innych możliwości i nie stawiał kłopotliwych pytań.
A może są różne strzałki czasu? Może niektóre z nich są skośne do osi naszego czasu. Lub nawet, nie daj Boże, są skierowane przeciwnie do czasu, z którym cały czas mamy do czynienia. Wtedy coś tam przybywa z przyszłości, zerka na naszą teraźniejszość i płynie dalej w kierunku naszej prehistorii.

Chyba widzicie, że trzeba być bardzo zdrowym i silnym człowiekiem, by móc o takich sprawach myśleć bez bólu głowy po pięciu minutach.

Zakładamy więc sobie, wszyscy razem zgodnie (mam wątpliwości co do niektórych naukowców i filozofów), że nasz czas jest stały i stabilny, nie ma żadnych wybryków, wzdłuż jednej osi, wszędzie we Wszechświecie, podąża w jednym kierunku, ze stałą prędkością. Chyba jedną sekundę na sekundę (albo jedną godzinę na godzinę)
Nie ma wątpliwości? Dobrze.

Lecz mamy też poważny czynnik subiektywny – czas sobie płynie, jak powinien, stale i niezmiennie, lecz nasze osobiste odczucie czasu powoduje, że dzieją się dziwne rzeczy – raz coś dzieje się szybciej, a innym razem wolniej. Czekasz w przychodni do lekarza, w takiej, co oczywiście dzisiaj nie ma kolejek, jesteś już drugi. Jest godzina 14:25. Umówiony byłeś dokładnie na 14:00. No więc siedzisz na plastykowym krzesełku i czekasz na swoją kolej, która już minęła 25 minut temu. Jest 14:30, potem 14:35... Minęło zaledwie dziesięć minut, ale ty czujesz jakby to były wieki. Czy to właśnie jest relatywizm? Czas zwalnia w poczekalni. Problem z którym nie mógł sobie poradzić Albert Einstein? Bo przecież światło zapierdziela tak jak zawsze.

A już kompletne szaleństwo z tym czasem jest, gdy przejdziesz na emeryturę.
Emerytura to też taki fajny wymysł Szatana. Albo komunistów. Poszatkowano ci życie. Dzieciństwo – dobra, teraz będziemy ciebie pieścić, a ty sobie pohasaj. Kiedyś zrozumiesz – to najlepsze momenty twojego istnienia. A potem... Do roboty! No i w końcu masz tę swoją upragnioną emeryturę. To ma być nagroda – coś na co się czeka, by ponownie było tak fajnie jak w dzieciństwie. Żadnych obowiązków więcej. Wstajesz z łóżka kiedy chcesz, a nie jak zwykle o piątej, by zameldować się w robocie o siódmej. I już nie, jak poniedziałek, wtorek, środa, czwartek. A w piątek nagle budzi się lepszy humor. Wszyscy wołają – piątek, piąteczek! Bo jutro sobota – robisz, co chcesz. A na dodatek, potem jeszcze niedziela.
I tak patrzymy, jak rok po roku tak leci. 52 tygodnie w roku, za wyjątkiem – ho ho ho – urlopu.
Będąc na emeryturze, często się pytasz – jaki dzisiaj mamy dzień? Albo jak się zbudzisz i otworzysz oczy, to długo nie wiesz, czy to siódma wieczorem, czy szósta rano. Zegarka przecież już nie nosisz. Po co?
Nie ogarniamy tego mentalnie i nie pomyślimy, że to tylko, nieubłaganie, stale do przodu i bardzo okrutnie, nasz czas podąża do przodu.
I qu*wa jego mać! Nasz czas ma koniec! A miało być do nieskończoności...

***

Taaak... A co tam panie z tą tytułową dojrzałością?
Powiem krótko – znaczna większość ludzi nigdy nie dojrzewa. Już do końca są jak te zielone jabłka, albo blade, kwaśne truskawki. Już zerwane, więc dojrzałe nigdy nie będą.
Lecz ci zieloni, czyli niedojrzali, których jest więcej, robią, to co robią, tak, że wszystkim włos jeży się na głowie, a oni, mimo tego, są szczęśliwsi. Albo przynajmniej zadowoleni. Nieważne, czy 30 lat, czy 50, a nawet 75, upływ czasu mają w nosie. Jak za młodu byli głupkami, tacy też umierają na starość. Ot, było życie... i zleciało. Jakieś refleksje? A na ch... mi to! Było – minęło.

Mimo tego, rodzice, rodzina, ksiądz, wychowawcy i nauczyciele, za każdym razem mają nadzieję, że dojrzałość osiągniemy. Nieco później, to także taką nadzieję mają nasze dzieci, gdy nadal po pięćdziesiątce, jesteśmy szczeniackim błaznem.

Z dojrzałością nieuchronnie, przynajmniej w tradycyjnych rodzinach, łączy się bardzo ważne słowo – zmężnieć.

Wszyscy w koło, bez wyjątku, marzą o tym i mają nadzieję, że mały Jarek, Sławek, Krzysiu i Zdzisiu; a także Dorotka, Ania i Kasia; jak dorosną, to tak zmężnieją, że zawsze obronią swoje dzieci przed wszystkim. A przy okazji, dziadków też.

Więc bardzo chcemy, żeby te wszystkie Jarosławy, Sławomiry i Tomasze zmężniały, gdy dojrzały. By wzbudził się w nich taki imperatyw, że muszą obronić wszystkich, co tego potrzebują. Nawet, jak trzeba, cały naród.
Że nie dadzą sobie pluć w twarz jakiemuś Pepikowi, Klausowi, czy Iwanowi. Że potrafią przywalić jak trzeba. Bo po to właśnie jest męskość. Niezbędna w obronie przyzwoitości.

Dojrzały mężczyzna goli się codziennie. Oczywiście – tylko swe oblicze. Najlepiej brzytwą, o którą osobiście dba i bez przerwy ją ostrzy na skórzanym pasie, sprawdzając, czy można nią podciąć gardło jednym ciaach.
A gdy już jest tak dojrzały, że gotowy do zerwania, to często zapuszcza brodę i wąsy. Taki jest kod. Tego wymaga tradycja.

Nigdy natomiast, faktycznie będąc wiecznym szczeniakiem, jakimś Rafałkiem, czy Robercikiem, nie będzie udawał męskiego faceta, goląc się specjalnymi maszynkami tak, aby na twarzy widoczny był zarost trzydniowy, albo tygodniowy, jak u rybaka wracającego z udanych połowów.

  • Ach! Jak ty Rafciu męsko wyglądasz. Weź Viagrę, to ci zrobię – była piękność, zrobiona na glonojada, nieco przechodzona, teraz podniecona, gdyż wręczył jej śliczną, skórzaną torebkę LV, którą sam ze swoim przyjacielem wybrał.

Nie każdemu udaje się zmężnieć, gdy dojrzał. Zazwyczaj wieczne chłopaki zostają ciepłymi kluchami, bo mamusia zawsze robiła śniadanko, przypominała, że trzeba zmienić gacie i takie tam. Dbała, by syn, czterdziestolatek mógł spokojnie działać i nie przejmować się drobiazgami.
Więc facet dojrzał, ale nie zmężniał. Niejedna żona mogła by opowiedzieć, jakiego to ma rozkapryszonego bobasa.

***

Dojrzałość jest niezbędną cechą w uprawianiu polityki. Bez tego, to mamy wyłącznie błaznów i pozerów. Kto jest dojrzałym człowiekiem na opozycji? Szukam i nie wiem. Może Schetyna? Kosiniak-Kamysz... no nie żartujmy. U niego to może tylko Marek Sawicki, prawdziwy inżynier – rolnik.
A reszta? To nawet nie szczeniaki, to gówniarstwo. Złośliwe i podłe. Choć niektórzy z nich chełpią się tytułem doktora i posiadaniem 16 apartamentów.

No dobrze. A jak jest na prawicy? Prezes Jarosław Kaczyński jest niewątpliwe dojrzały, jak trzeba. Lecz, czy jest on również mężnym człowiekiem?
Jego przyjaciel Viktor Orban jest.

Mężny, czy nie; dojrzały lub nie dojrzały to jeszcze nie tak źle.
Najgorzej być niewolnikiem. Także niewolnikiem własnych instynktów.

.

[1] https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/42665-jorge-luis-borges-rzemioslo-poezji.html(link is external)
[2] http://www.wiw.pl/biblioteka/czas_davies/01.asp(link is external)