sobota, 3 maja 2014

Paweł i Donald w jednym stali domu... Czy we WSI ?

 

Donald Tusk przed kamerami rozlicznych telewizji stwierdził, a właściwie zapytał, jak można porównywać jego wiarygodność z tym draniem Piskorskim, jeżeli on, Donald, jest dziesięć, ba... sto razy biedniejszy od Piskorskiego. Znaczy się biedny = uczciwy, co jest zapożyczeniem znanej kalki pojęciowej, stosowanej w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego.
Niestety, biedny, czyli podobno bez-majątkowy premier kompletnie mnie nie przekonał. Zresztą zapewne, jak każdego trzeźwo myślącego Polaka, szczególnie, jeżeli regularnie nie robi sobie wypadów na narty, w Dolomity, żony nie ubiera i pielęgnuje sztab stylistów i kosmetyczek, a dzieciaki nie mają fajnych zabawek i rozrywek, jak darmowe podróże do Chin, czy własne portale internetowe o duperelach, ale nomen omen, przynoszące niezłą kaskę.
Tusk, po prostu jako stary hippis, co to jarał, ale się nie zaciągał, ma w dupie gromadzenie majątku. On tylko chce sobie dobrze żyć, najwygodniej, najlżej i tak, jak lubi – bez wysiłku. A kolesi ma się po to, żeby mu to wszystko zapewnili.
A Tusk będzie sobie panował. Przecież jest historykiem i bardzo uważnie przestudiował dzieje poszczególnych, co bardziej rozrywkowych królów i władców.

Za Pawłem Grasiem, gościem wg. mnie z intelektualnym defektem, ale tacy właśnie strasznie kochają służby, takie tam wywiady, szpiegów, Bondów, a one wzajemnie kochają takich grasiów, ciągnie się nieustannie nie zanikający smrodek opiekowania się rezydencją szkopskiego geszefciarza, za co wdzięczny naród nadał mu przydomek "Cieć".
Jakoś tako, jak za dobrych dawnych feudalnych czasów (przypominam – Tusk to historyk!), gdy tylko na horyzoncie pojawiła się jakakolwiek postać, mogąca w najmniejszym stopniu zagrozić władcy, Jego Tuskowości, to ten knuł i kombinował tak długo, aż w końcu pozbywał się owego potencjalnego zagrożenia. Jako, że czasy już niestety inne, to nie pozbawiał gościa głowy, albo zamykał w lochu do końca jego dni, tylko skazywał na banicję. Całe stada tych platformerskich banitów krąży na obrzeżach polityki, jak powiedzmy ten biedny Piskorski, który (przypominam – 100 krotnie mniejszy biedak ode mnie, jak Tusek oświadczył). Chłopina jeszcze za mało wygrał w kasynach i ma jeszcze ochotę na 16 000 euro pensji na rękę i dobrą dożywotnią emeryturę, dlatego ponownie zaczął hasać.
Człowiekiem, który aktywnie i z zaciętością, psa gończego, takiego właśnie, powiedzmy, posokowca, ściga i rozpracowuje tychże przyszłych banitów, jest właśnie "Cieć", Paweł Graś. Totumfacki i zaufany Tuska. A może jeszcze coś więcej, jak to było w przypadku słynnego "kapciowego" Wałęsy, skromnego kierowcy Mieczysława Wachowskiego (Marian Zacharski, znany szpieg, dorobił się rangi generała. Ciekaw jestem, czy Wachowski też ma jakiś wysoki stopień?).


Ta dziwna miłość/zażyłość władcy kraju Tuska i było nie było, bądźmy szczerzy, niezbyt rozgarniętego "Ciecia" Grasia zawsze mnie zastanawiała i nawet fascynowała. Nie mogłem tego rozgryźć.

No i w końcu doczekałem się odpowiedzi. Wczoraj wieczorem w TV Republika pani Gargas przeprowadzała wywiad z Krzysztofem Wyszkowskim, który bardzo dużo wie, za co zresztą nienawidzi go Wałęsa, nie wspominając o michnikowskiej warszawce. No jest facet "nie swój" i podobno nie daje się go kupić. A takich trzeba tępić, bo mogą być niebezpieczni. Najlepiej zrobić z nich wariatów i głupków, co to bzdury opowiadają, jak właśnie Wyszkowski, Andrzej Gwiazda, a za swego życia śp. Lech Kaczyński.
Los i historia tak chciały, że Wyszkowski spędził parę lat u boku Tuska, będąc nawet swego czasu doradcą premierów – Bieleckiego i Olszowskiego. Był mianowicie również prominentną postacią tuskowego centrum mafijnego – Kongresu Liberalno Demokratycznego, popularnie zwanego przez kumaty naród Kongresem Aferałów.

I w pewnym momencie Wyszkowski zaczyna relacjonować nieco zszokowanej Anicie Gargas, moment, gdy duża forsa zaczyna się lać szerokim strumieniem w KLD, chłopaki zaczynają zmieniać meble na luksusowe w nowych biurach, zatrudniać w nadmiarze śliczne sekretarki i tak po prostu, jak na przykład chłopaki z Pruszkowa, szpanować i rozkoszować się życiem.
To właśnie wtedy sama górka, z Tuskiem i Bieleckim wynajęła apartamenty w warszawskim Marriotcie, zaczęła popalać cygara i popijać dobrą whiskey i jeszcze lepsze wina. Duuuży skok po sławetnych jabolach i skrętach z trawką.

Forsa płynęła nie tylko od szkopskich chadeków, z Helmutem Kohlem na czele, za co on zresztą poleciał ze stanowiska, a co ujawnił ten papla Piskorski, który dobrze wie, co mówi, bo był przecież kasjerem i w odróżnieniu od Drzewieckiego – "białego nosa", kasjera PO, miał każdy grosz skrupulatnie policzony.
Forsa płynęła również szerokim strumieniem od różnorakich "dobroczyńców" – cwaniaków i macherów, którzy szybko zwęszyli, że cudowne chłopaki z KLD, mogą zrealizować ich marzenie, jako o Polsce, jak Chicago z czasów Alego Kaponego.
I tutaj powoli dochodzimy do tych tajemnych więzi, jakie istnieją między Grasiem i Tuskiem.
Przypominam, że Graś "zarządzał", czyli zamieszkiwał i stróżował posiadłością jakiegoś szkopskiego geszefciarza.
W tym właśnie momencie pojawia się sopockie mieszkanie rodziny Tusków. Nieco to rozwinę, tak, jak to relacjonował Krzysztof Wyszkowski.
Ale najpierw należy dokonać przedstawienia. Otóż największym dobroczyńcą, ba..., wprost Ojcem Założycielem KLD był dziwny przedsiębiorca, bon vivant, odkrywca i sponsor Edzi Górniak, na stałe mieszkający w Szwecji, pan Wiktor Kubiak. Po ciężkiej chorobie zmarł on w ubiegłym roku.
A oto, co w październiku ub. roku pisała o nim niezależna.pl ( http://niezalezna.pl/47747-zmarl-wiktor-kubiak-tajemniczy-ojciec-chrzestny-donalda-tuska ) :

"[...]

Poseł Unii Polityki Realnej, nieżyjący już Lech Próchno-Wróblewski, który był członkiem tzw. „komisji Ciemniewskiego” (badającej procedury wprowadzenia w życie uchwały lustracyjnej), tak scharakteryzował KLD i Kubiaka:

1990 r. – na 18. piętrze Marriotta mieści się apartament wynajmowany przez Wiktora Kubiaka, służący mu jako biuro firmy Batax. O Wiktorze Kubiaku będzie wkrótce głośno, jako o sponsorze musicalu „Metro”, lansującym skutecznie Edytę Górniak (brzmi elegancko). Ale póki co apartament Kubiaka to miejsce spotkań liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Czy to oficjalne biuro, czy nieformalnie użyczany przez przyjaciela lokal, mało kto dziś już pamięta. W każdym razie Donald Tusk i Paweł Piskorski czują się tu jak u siebie w domu. Wiktor Kubiak jest w ich otoczeniu kimś szczególnym. Podczas programowej narady twórców KLD w Cetniewie ląduje helikopter z Kubiakiem, który w asyście liderów tej partii pozdrawia głowiących się nad programem liberałów i po odebraniu honorów odlatuje.(…)

Tajemniczość potęguje fakt, że Kubiak to obywatel szwedzki. Absolwent ekonomii i prawa wyjechał tam w 1965 r. „W Szwecji zajmowałem się biznesem. Nigdy nie pracowałem dla innych. Pośredniczyłem, organizowałem kolekcje mody, zajmowałem się transportem” – czytamy. Od 1986 r., mając szwedzki paszport, Kubiak robi interesy w PRL. Dalej dowiadujemy się, że Kubiak to przedstawiciel firmy Batax Ltd. z siedzibą na pięknych Bahamach, zajmującej się bankowością oraz właściciel przedsiębiorstwa zagranicznego Batax PZ. Gdy chodzi o politykę – honorowy członek Kongresu Liberalno-Demokratycznego, z którego nadania został pełnomocnikiem ministra ds. przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego w sprawie Thomson-Polkolor. Także „New York Times”, pisząc 12 kwietnia 1992 r. o sponsorze „Metra”, zauważa, że Kubiak finansował KLD.

[...]
Kubiaka opisywał także pochodzący z Gdańska Krzysztof Wyszkowski, jeden z założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i „Solidarności”:

Dzisiaj wydaje mi się, że Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w „transformacji” PRL w III RP i, co odróżniałoby go od większości ludzi Solidarności, którzy za głównego animatora „transformacji” uważali SB, dostrzegł fundamentalną rolę WSW/WSI. Przypuszczenie to wyprowadzam m.in. z bardzo bliskich stosunków, nawet przyjaźni, jaką nawiązał wówczas z Wiktorem Kubiakiem, wybitnym agentem WSW.

Ten bliski współpracownik Grzegorza Żemka, znanego jako „mózg” afery FOZZ, w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tym czasie zwerbowano do biernej współpracy przy odbiorze oficjalnie prywatnych paczek z żywnością, w których ukrywano np. układy scalone, liczną grupę osób, które następnie znalazły się w elicie polityczno-kulturowej III RP. Część z tych ludzi przyczyniła się do sukcesu KLD.

W r. 1989 Kubiak objawił się, jako ktoś zupełnie inny – biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. Ofiarowywał swą pomoc np. śp. Michałowi Falzmanowi, działaczowi Solidarności i członkowi redakcji pisma „CDN – Głos Wolnego Robotnika”. Falzman wyczuł, z kim ma do czynienia, i odrzucił propozycję. Tusk, który albo tego nie wyczuł, albo mu to nie przeszkadzało, przyjął pomoc. Za objaw zawarcia kontraktu można zapewne przyjąć moment, w którym „Przegląd Polityczny”, z wydawanego metodami podziemnymi brudzącego palce biuletynu, przeobraził się w eleganckie pismo drukowane na kredowym papierze, a KLD wprowadził się do nowych biur, do których wniesiono nowiutkie czarne meble.

Współpraca rozwijała się znakomicie – Tusk organizował spotkania KLD w zajmującym całe piętro biurze Kubiaka w Hotelu Mariott, a Kubiak w fotelu pełnomocnika ministra prywatyzacji. Firma „Batax”, której WSW używało do operacji na Zachodzie, cieszyła się pełnym zaufaniem Tuska.

Szkopuł w tym, że WSW nie była służbą suwerenną, a tylko oddziałem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. Co wiedzieli agenci WSW/WSI, wiedzieli również Rosjanie. Trzymanie pieczy nad młodymi talentami politycznymi, którzy w rekordowo szybkim tempie znaleźli się w elicie władzy III RP, z pewnością było zadaniem, którego nie zlekceważyli.


Kim był Wiktor Kubiak? Jego nazwisko i przegląd najważniejszych z jego aktywności można znaleźć w raporcie z likwidacji WSI. Firma „Batax”, której Kubiak był właścicielem, odgrywała istotną rolę w działalności komunistycznego wywiadu wojskowego (Zarząd II Sztabu Generalnego). To właśnie przy użyciu tej firmy wywiad przeprowadzał operacje finansowe, znane jako „Akredytywa” i „Portfolio”. Środki finansowe pochodziły z Central Handlu Zagranicznego. Znamy kulisy kilku takich transakcji, a to dzięki materiałom ze sprawy Żemka (Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego). Z akt wynika, że na mocy decyzji Żemka, działającego jako pełnomocnik oddziału Banku Handlowego w Luksemburgu, firma „Batax” uzyskała kredyt w wysokości 32 mln dol. Grzegorz Żemek pełnił w tej filii banku stanowisko Dyrektora Wydziału Kredytowego. "
.................................................

Tyle gwoli przypomnienia o tym ojcu chrzestnym Tuska.
No dobrze, zastanawiacie się, co to ma wspólnego z powiązaniem Tuska z Grasiem i tym cieciowaniem.
Powiem wam. Wiadomo wszystkim, że Tusk to był cienias. Jeździł jakimś starym francuskim gruchotem, cienko prządł, a jak tylko mu się trafiła jakaś kasa, to ją szybko przepuszczał.
A mieszkanie w Sopocie to nie byle co. Jak nie wiecie, to się popytajcie, tych co dobrze wiedzą. Choćby prezydenta miasta Karnowskiego, który bardzo się starał, by za friko zdobyć takie mieszkanie dla mamusi.
Nawet w dzisiejszych trudnych, kryzysowych czasach, mieszkanie w dobrym miejscu w Sopocie, to lekko licząc 15 000 złotych za metr kwadratowy, albo 5 000 dolarów (mniej więcej, jak na Manhattanie). Czyli porządne, dla równego rachunku, stu-metrowe mieszkanie to około pół miliona dolarów, albo półtora miliona złotych polskich.
Skąd taki gołodupiec Tusk, obciążony rodziną zdołał zdobyć takie mieszkanie w Sopocie? No właśnie.... Pieniądze pożyczył mu (ha, ha, ha!) ojciec chrzestny KLD pan biznesmen Wiktor Kubiak.

I tu kończy się nasza historia i wyjaśnia się tajemnica "cieciostwa" Grasia i Tuska. Jeden u Szkopa, a drugi u zmarłego Szweda, jest po prostu zarządcą nieruchomości.

Jak zaleca Krzysztof Wyszkowski, bogobojna rodzina Tusków powinna codziennie składać świeże kwiaty na grobie swojego dobroczyńcy śp. Wiktora Kubiaka.
Jest za co!

Ps. W tym wszystkim miłość Grasia do służb, działalność śp. Kubiaka w WSW/WSI i służbowe mieszkanko Tuska w najbardziej ekskluzywnym kurorcie tej części Europy, są zupełnie przypadkowe.



foto - biznes.newsweek,pl


[ jazgdyni ]

wtorek, 8 kwietnia 2014

Pieprzyć prawicę?

 

Ten problem nurtuje mnie już od dłuższego czasu. Dlaczego, mimo, ze po stronie polskiej prawicy jest prawie wszystko dobre – prawość, uczciwość, tradycja, troska o człowieka, to siła przyciągania do nas jest bardzo słaba. Może błędy są w nas? W oczach postronnych wychodzimy na zgredów i durniów? Źle się ubieramy? Głupio mówimy?
Pewnie wszystkiego po trochu... Fakt jest taki, że prawica nie jest za bardzo atrakcyjna, a przywódcy zaślepieni, bo za nimi przecież stoi racja, więc nie za bardzo starają się, żeby jakoś te oczywistości przekuć we wzrost liczby sympatyków i popierających.
A i pewne patologie są u nas... O tym dalej.



O piątej rano budzi mnie śpiew kosów. Jest jeszcze ciemno, ale ich precyzyjne zegary są właśnie nastawione na okolice godziny piątej i rozpoczynają swoje cudowne trele. Dla człowieka morza, spędzajacego życie w blaszanej puszce z nieustającym hałasem maszyn ( kto spał w pociągu, wie o czym mówię) jest to niebiańska muzyka.
Kosy mi się w ten sposób odwdzięczają, bo całą zimę rozsypuję im połówki jabłek, które uwielbiają dziobać, aż do samej skórki. No... chyba, że przyleci kwiczoł rozbójnik, który przegania wszystkie ptaki od rozsypanego pokarmu. Tylko sikorki się go nie boją, ale one nie poszukują pokarmu na ziemi.
Zaparzam mocną kawę, duży kubek, ponad pół litra i zapalam papierosa. Odpalam laptopa. Sprawdzam pocztę, a potem wędruję na "swoje" strony portali. Nie ma tego dużo. Nie zamierzam zapoznawać się z propagandą lansowaną przez GieWu, czy Newsweeka. Przeglądam niezależną.pl, naszeblogi.pl, niepoprawnych.pl i jeszcze, od czasu do czasu Neon24.pl, bo spędziłem na nim dwa lata, zanim wszyscy tam nie zwariowali. Teraz to już tylko czerwona Moskwa, Mity i Fakty, panslawizm i słowiańskie pogaństwo, jako przeciwwaga do katolickości Polski.
Gdy już sobie poczytam ulubionych autorów, teksty przyjaciół i co ciekawsze tytuły odchodzę od komputera na drugiego papierosa, bo moja sroga, szanowna małżonka nie pozwala mi palić w pokoju komputerowym.
I wtedy codziennie się niezmiernie dziwię:

-   Dlaczego mądrzy ludzie z taką niechęcią odnoszą się do wydarzeń na Ukrainie? Dlaczego codziennie widzę artykuł o Banderowcach? Nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że najprawdopodobniej jest to pierwsza prawdziwie obywatelska rewolucja w Europie. Czy zawsze muszą za wszystkim stać Żydzi, Ruskie i Niemcy? Że jest to niby robota NWO?
- Dlaczego Telewizja Republika jest be? Dlaczego jest to tylko próba  dochodowego biznesu grupy cwaniackich dziennikarzy, którzy na pozornej "niepokorności" chcą zbić swój kapitał? Naprawdę tylko siermiężna Telewizja Trwam jest jedyna i bez skazy?
- Kontynuując poprzedni wątek dlaczego Bronisław Wildstein, Rafał Ziemkiewicz, Cezary Gmyz, czy Tomasz Sakiewicz to zgrana ferajna kumpli, kręcących swoje małe lody? Podobnie jak Karnowscy, czy Lisicki?
- I jadąc jeszcze dalej, gdzie jest ta granica, za którą możemy danego dziennikarza, czy autorytet zaliczyć do "naszych". Zaręba, Skwieciński to nasi? A taki Korwin Mikke? Albo Wipler?
- Czy Jerzy Targalski, to mały tyran reprezentujący żydowskie spojrzenie i interesy w stosunku do Polski?
- A przejęcie Frondy przez młodego Dawida Wildsteina to też żydowski atak na wspaniały, tradycyjny, polski portal katolicki?

- I najważniejsze – czemu wiele naszych kochanych prawicowców, lub przynajmniej się za takich uważających nie widzą i nie chcą przyjąć do wiadomości, że JEDYNĄ możliwością odsunięcia od władzy powszechnie znienawidzonej na prawicy Platformy Obywatelskiej i skorumpowanej ferajny Tuska, jest poparcie PiSu. NIE MA TRZECIEJ DROGI ! No... chyba, że kryterium uliczne i powtórzenie w Polsce Majdanu, ale jak to zrobić, gdy ci, co mogliby stanowić siłę protestu ciężko pracują za granicą.
Kto więc ma odepchnąć PO od żłoba? Janusz Korwin Mikke? Wspomniany Wipler? Czy może Ziobro z Kurskim? A może, generał Wilecki z panem Oparą, jak im się to marzy na Neonie24 ze wsparciem Stana Tymińskiego i pana Wrzodaka? To dopiero mielibyśmy Kongo w kraju.
Nie ma wyjścia – zdrowy rozsądek i logika, oraz arytmetyczne wyliczenia dobitnie pokazują, że nie ma innego wyjścia – tylko poparcie PiSu może odsunąć PO od władzy. Chyba tego chcemy wszyscy, a robimy dużo, by tak się nie stało.


Ja, prosty marynarz, często daleko od kraju, po prostu tego wszystkiego nie rozumiem. Nie wyczuwam niuansów. Słyszę – tu jest żydownia, a tam są wsioki. Co to właściwie oznacza? Kompletnie nie ma na prawicy uczciwych sił patriotycznych?
Jak bym tylko słuchał znajomychznajomych i innych tzw. prawicowców, to byłbym kompletnie zagubiony.
Na szczęście, mam swój rozum i skuteczny system filtrów, które potrafią odcedzić bzdurę, zdarte kalki i zużyte hasła od faktycznej rzeczywistości.

Zgodzicie się ze mną, że właśnie takie poglądy przewijają się na prawej stronie społeczeństwa?

Godzinami rozmawiam z moim 30-letnim synem starając się go przekonać do polskiej prawicy. On bez dwóch zdań jest konserwatystą. W wysokiej estymie ma te wszystkie wartości, które są naszymi, polskich prawicowców, sztandarowymi hasłami. Jednakże na sformułowanie "polska prawica", PiS, czy polski kościół reaguje alergicznie i nie chce mieć z tym nic wspólnego. Już bardziej woli stać na uboczu. Pytam się go, dlaczego? Bo im nie ufa, mówi (choć akurat mi ufa), twierdzi, że za polską prawicą stoi fałsz, bo sam często właśnie, od wg. niego, tak zwanych prawicowców słyszy, że PiS jest do dupy, z drugiej strony, że młodzież wszechpolska, to faszyści, że wszyscy się tylko kłócą i tak na prawdę nikt nie ma programu, tylko chce się dorwać do władzy, by robić to samo, co Tusk.
Taki jest obraz i taki jest odbiór polskiej prawicy wśród tych, co stoją z boku i których łatwo można by zdobyć.
Gdyby tylko skończyły się swary i wzajemne podsrywania. Gdyby zaproponować atrakcyjną ofertę.
Pamiętajmy, że ludzie garną się do silnych i zjednoczonych.
Nie do słabych i podzielonych na tysiąc wzajemnie się zwalczających kanap.

A durny marynarz musi sam to wszystko rozgryzać, za co znajomi nazywają go małpą latającą z brzytwą. Tak się biedak miota...

******************************************
Na osłodę mała kpina z Ameryki

niedziela, 6 kwietnia 2014

ARS DILETTANTI - Za stare, dobre czasy

Chcecie zobaczyć, co mnie rajcuje? Ale sięsię zdziwicie. Nie, żeby zaczęło mnie rajcować na starość; rajcowało mnie od zawsze.



     Tak mnie naszło pewnej chwili, że Klub Dyletanta mógłby mieć swój hymn. Nasze piękne polskie pieśni, są już wszystkie pozajmowane. Niektóre nawet przez dwa zwalczające się wzajemnie ugrupowania. No i przecież my Dyletanci jesteśmy Światowcami! Więc natychmiast wyskoczyła z mojej pojemnej i jeszcze niezacinającej się pamięci piosenka, pieśń, słodka jak miód i porywająca za serce. Śpiewa ją cały świat mówiący po angielsku. Już wiecie co to jest? Tak, to wspaniałe Auld Lang Syne, które sobie pozwoliłem przetłumaczyć na „Za stare, dobre czasy”. Chyba, ze ktoś może podrzucić coś lepszego. I co już naprawdę niepokojąceniepokojące – nie mogę znaleźć żadnego polskiego tłumaczenia


     Dla czego właśnie Auld Lang Syne?
Po pierwsze dlatego, że napisał ją Robert Burns. Narodowy szkocki wieszcz, nazywany tam prosto „The Bard”. I dyletant całą gębą. W Edynburgu nazywano ich „literati”, co jest odpowiednikiem naszego intelektualisty. A w Londynie to byli właśnie Dyletanci.

     Popatrzcie, jaką semantyczną ewolucję przeszło słowo dyletant w naszej krainie: od znawcy, miłośnika i intelektualisty, do ignoranta, laika i pozera. To ciekawe – po co i dlaczego? Chyba tylko z pewnej pogardy dla tych co parają się pracą mózgu.

     No więc Robert Burns jest jednocześnie Mickiewiczem i Słowackim Szkocji. Przepięknej nostalgicznej krainy. Ma jedną leciutką przewagę nad polskimi romantykami – jego poezja nadaje się do śpiewania. I jego Auld Lang Syne (literalnie po angielsku old long since) stało się hymnem. Zwyczajowo w krajach anglojęzycznych śpiewa to się w Nowy Rok, po wybiciu zegara o północy. Śpiewa się także przy wielu innych podniosłych uroczystościach. W Stanach  Zjednoczonych jest to, zaraz po narodowym hymnie, najpopularniejsza pieśń.
Oto proszęproszę jak Red Hot Chilli Peppers sobie z tym radzą.



Drugim powodem, dla którego „Za stare, dobre czasy” mogłaby być hymnem Dyletantów, jest przywiązanie i tęsknota za tradycją. Dyletanci są przecież z założenia postępowymi konserwatystami. Poprzez spojrzenie w przeszłość budujmy lepszą przyszłośćprzyszłość. Tak chyba by się dało powiedzieć o głównych celach. Oraz oczywiście miłość i radość, trochę nostalgiczne, które ten utwór wyraża.

     Jak wam się ta, jakoś mało znana w Polsce pieśń podoba to nasi kochani Dyletanci przyjmijcie ją za swoją i pomyślcie, jak fajno byłoby wędrować po zielonych wzgórzach Szkocji, pełnych wrzosowisk i dobrych ludzi, od jednej destylarni przedniej whisky do drugiej. Krainie wojowników i poetów.

Lecz powiem wam jak jestjak jest ze mną na prawdę. Wolę wędrować po swoich Kaszubach. Po przepastnych kniejach, po wzgórzach łysych i zalesionych, wioskach piękniejących z dnia na dzień. Wiecie ile tutaj jest spływów kajakowych? Od najprostszych rodzinnych, po najbardziej trudne – górskie, tylko dla zaprawionych kajakarzy.
To cudowna kraina. Bardziej radosna i kolorowa w porównaniu ze szkockimi nostalgicznymi wzgórzami.
Ciekawe, co by Burns pisałpisał, gdyby był Kaszubą?

*********************

Zapraszam wszystkich zaciekawionych do Klubu Dyletantów     http://klubdyletantowblogspot.com


I jeszcze na koniec wersjawersja w wykonaniu Norweskiego Skowronka - Sissel, zwyczajowo na Nowy Rok



Ocena wpisu:

sobota, 5 kwietnia 2014

Państwo łupeskie


Nie, nie... Nie będzie ani słowa o Rosji i o Putinie, bo mongolskimi barbarzyńcami nie mam zamiaru się zajmować w tej chwili.
Będzie o naszej ukochanej Ojczyźnie, którą niestety zaliczam również do państw łupieskich, jak Demokratyczną Republikę Kongo, czy Burkina Faso.

Co ja rozumiem pod pojęciem państwo łupieskie? To państwo, które w żaden sposób nie może, a najczęściej nie chce, uregulować na swoim terytorium stosunków własnościowych.

Padła komuna, która była państwem bandyckim i grabiła, jak chciała i kiedy jej pasowało. Minęło 25 lat niby-demokracji i co? Coś się radykalnie zmieniło? Guzik prawda.

Miła i rozsądna koleżanka blogerka ze słusznym uporem walczy, od początku swojej aktywności, o przywrócenie należytej miary pojęciu własność. Rozumiem ją i wspieram, choć może to tak nie wyglądać.
Bo nie widzę szans na przywrócenie zaszczytnej pozycji własności we współczesnej Polsce. Dlatego wprowadziłem pojęcie państwa łupieskiego.

Prawidłowo ukształtowane państwo demokratyczne, czy nawet monarchia, jeżeli są należycie uczciwe, mają raz na zawsze, w precyzyjnie skodyfikowany sposób rozwiązane stosunki własnościowe. Zawsze wszystko do kogoś należy i praktycznie nie ma rzeczy bezpańskich. Każdy biegający swobodnie pies musi mieć swojego właściciela. Każdy metr kwadratowy terenu należy do kogoś.
I jest to dokładnie zapisane w odpowiednich księgach i dokumentach. Nikomu o zdrowych zmysłach nie przyjdzie do głowy podważać takie status quo.

II Wojna Światowa, a jeszcze bardziej komunizm, który po niej nastąpił, zniszczyły ciągłość posiadania i praktycznie zniszczyły pojęcie własności. W czasie wojny zjawiał się nagle oddział z niemieckim urzędnikiem i rozkazywał, natychmiast, powiedzmy, w przeciągu godziny, opuścić swoją posiadłość na zawsze, zezwalając na zabieranie tylko rzeczy podręcznych. Tysiące Polaków straciło w ten sposób dorobek całego życia, ba, wielu pokoleń przodków.
Gdy wojna się skończyła i padła okupująca kraj III Rzesza, to nagle wiele majątku stało się bezpańskim. Bo wyrugowano prawdziwych właścicieli, a majątek stał się własnością tych pokonanych Niemców, którzy bezprawnie weszli w jego posiadanie.
Niestety, komunizm, który nastał po zakończeniu wojny, ani trochę nie myślał o naprawieniu doznanych krzywd majątkowych. Wprost przeciwnie. Będąc takim samym systemem zbójeckim jak hitlerowskie Niemcy, jeszcze bardziej pogłębił niesprawiedliwości dokonywane na majątku obywateli. Szereg błyskawicznych dekretów i rozporządzeń kontynuowało pozbawiania majątku prawowitych właścicieli, niszcząc tak zwanych obszarników, fabrykantów, a w dalszej kolejności chłopów i rzemieślników. Według komunistycznego wzorca ideałem jest ten  obywatel, który nic nie posiada. Pracę da mu dobre państwo. Ono też go wyżywi i da dach nad głową, gdzie będzie mógł wstawić łóżko, na którym się prześpi.
Posiadacze czegokolwiek byli tępieni i wytykani palcem, jako kułak, czy burżuj. To były naprawdę ciężkie oskarżenia.
Jeżeli ktoś chciałby się przyjrzeć osobiście, jak to funkcjonowało, zapraszam na wycieczkę do Korei Północnej.

Przyszedł rok 1989. Podobno komunizm padł. Optymiści pomyśleli – teraz będzie normalnie. Tęgie głowy, z niezapomnianym profesorem Balcerowiczem i ludowym przywódcą Wałęsą rozmyślały po nocach, czyli w nadgodzinach, co zrobić z olbrzymim majątkiem państwa. Przecież wszystko, ziemie, lasy, kopalnie i fabryki należały do narodu, do każdego obywatela. To każdy Polak był właścicielem dosłownie wszystkiego. Oczywiście, w odpowiednim procencie, który należałoby przeliczyć według tajemniczych algorytmów.
Lecz po co się trudzić i uszczęśliwiać na siłę obywateli, którzy już dobrze są przyzwyczajeni do nic nie posiadania. Czyż nie lepiej po prostu sprzedać to wszystko przyjaciołom, rodzinom i znajomym? Zarobi ten, który sprzedaje i ten, który kupuje. Mnóstwo ludzi będzie zadowolonych i będzie nam wdzięcznych. Że nie wszyscy? Że niektórzy nie będą zadowoleni? Przecież – "jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził".

No dobrze, ale co z tymi, co kiedyś byli sami, albo ich ojcowie lub rodzina, byli prawowitymi właścicielami konkretnych dóbr?
Oj tam, oj tam...
Jak już całą Polskę się rozsprzeda, czyli niedługo, bo niewiele już zostało, to tym natrętom może się coś odpali. Oczywiście, jak będą mogli precyzyjnie i bezspornie udowodnić, że naprawdę coś, kiedyś posiadali.
Jak ci amerykańscy adwokaci, co przyjeżdżają do Polski z żydowskimi papierami odnośnie kamienic w atrakcyjnych punktach. Nie ważne, że już za granicą raz dostali odszkodowanie i że więzy rodzinne, więc i prawo do posiadania, są bardzo wątpliwe. Ale to są obywatele obcych mocarstw. Nie jakieś tam polaczki.

W państwie łupieskim własny naród jest w jak najwyższej pogardzie. Naród, to słowo tylko do używania w górnolotnych przemowach w czasie kampanii wyborczych. Obywatel? Śmiechu warte! Jest, był i będzie poddany. Ma siedzieć cicho, a władza już o niego zadba.
Własność? Przecież mają ją Kulczykowie, Krauzowie, czy Gudzowaci!
Więc o co biega? Aha... kiedyś coś ci zabrano?
Wiesz, pracujemy dla przyszłych pokoleń. Trzeba patrzeć dalekosiężnie.
Kiedyś pewnie wszystko oddamy.

autor: jazgdyni


Czy resortowa Monika może jeszcze czymś zaskoczyć ?

Monika ( Stokrotka) Olejnik stojąca na czele zagończyków dzieci resortowych, w swoim stylu próbowała wczoraj zbić z tropu  Adama Hofmana w swoim  autorskim programie  „ kropka nad i”.

Olejnik jest do bólu przewidywalna. Ostra jak brzytwa w stosunku  do opozycji, szczególnie do PiS, w rozmowie z obecnymi władzami przyjmuje postawę lokaja a raczej pokojówki.  Generalnie tej pani ani tej stacji nie oglądam, z małym wyjątkiem. Gdy w programie Olejnik pojawia się  pan Brudziński lub pan Hofman audycja staje się ciekawa. Nie inaczej było tym razem.

Adam Hofman wyprowadził Olejnik z równowagi, dając jej odpór. Sam warsztat dziennikarski tej pani uwłacza wszelkim standardom dziennikarskim w  wolnej Europie. Zagadywanie interlokutora, przerywanie wypowiedzi, skakanie z tematu na temat  czyli wszystkie te cechy , które w krajach demokratycznych dyskwalifikowały by dziennikarza, w III RP w WSI 24 stanowią o jej popularności.

Pokazanie zdjęcia Putina z Tuskiem robiących zółwika  po katastrofie smoleńskiej oraz zdjęcia  pani Anodiny, wprawiły Olejnik w coś w rodzaj amoku. Ale wierzę w Olejnik, ona się nie zmieni i niczym  szahidka będzie prowadziła walkę ze swoimi przeciwnikami i prawdą.
 
http://wpolityce.pl/smolensk/189784-hofman-pokazuje-slynne-zdjecie-tuska...
http://www.tvn24.pl/kropka-nad-i,3,m/hofman-komentuje-sledztwo-smolenski...



autor: Andy51

piątek, 4 kwietnia 2014

Nalewanie z próżnego

Wiele lat temu pewien uczeń elitarnego liceum dla dzieci czerwonej burżuazji, w którym miałam nieprzyjemność uczyć, opowiadał mi jak traktuje rodzinę jego ojciec, partyjny kacyk. Otóż gdy chłopak prosił o pieniądze na przykład na dentystę, ojciec kazał mu rezygnować z lekcji angielskiego.

„ Jeżeli gdzieś się daje- gdzieś trzeba ująć, bo z próżnego i Salamon nie naleje”- mawiał cytując Gomułkę. Jak twierdził chłopak w domu poniewierały się dziesiątki zbędnych rakiet tenisowych i kijów golfowych, ojciec grywał w pokera w nielegalnych szulerniach, a w kieszeniach matka znajdowała rachunki z drogich hoteli. Chłopiec mniej jednak miał za złe ojcu wydawanie pieniędzy na  luksusowe panie do towarzystwa, a bardziej głupotę i marnotrawstwo. Najbardziej denerwowały go te zbędne rakiety tenisowe. Ojciec był tęgi ( przypomnijmy sobie zdjęcia kacyków z KC), łatwo się męczył, nigdy w życiu nie wybrał się na kort tenisowy, a rakiety były wówczas bardzo drogie.

Chłopiec chciał zostać mechanikiem samochodowym. Ojciec na siłę wpychał go na wyższe studia obiecując protekcję.

„ Niech pani uwierzy, najgorsze jest pierwsze pokolenie przy władzy i pieniądzach” powiedział młodzian prosząc mnie o interwencję u rodziców. Miał rację. Nie mogłam mu pomóc.


Ta historia przypomniała mi się gdy słyszałam Tuska zapewniającego, że aby podwyższyć świadczenia dla rodziców niepełnosprawnych dzieci będzie musiał komuś zabrać pieniądze. Tymczasem jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna". najnowszy dreamliner, który kosztuje LOT około $ 7 mln rocznie, będzie stać bezczynnie w hangarze ponieważ LOT nie dogadał się w tej sprawie z Eurolotem. Inne zabawki rządu Tuska to bezużyteczne Pendolino, najdroższy w Europie i bardzo kosztowny w eksploatacji Stadion Narodowy zwany (ze znanych nam wszystkim przyczyn) Basenem Narodowym, oraz dziesiątki bezsensownych pomysłów takich jak słynny już portal Emp@tia dla bezdomnych za 45 milionów.

Powiedzmy sobie szczerze – to rządy Tuska generują bezdomność, wykluczenie i inne patologie społeczne, żeby potem mieć „dla swoich” miejsca pracy przy obsłudze tych patologii. Wkrótce każdy bezdomny dostanie zapewne laptop, a opieka społeczna sfinansuje mu kursy komputerowe i podpis elektroniczny. Bez tego portal będzie przecież dla bezdomnych mało użyteczny.

Następny równie mądry pomysł to olimpiada w Krakowie.Na organizację igrzysk będzie podobno potrzebne 4- 5 miliardów złotych. A przecież wiele lat temu był już rozważany projekt organizacji olimpiady zimowej w Tatrach. Jeżeli dobrze pamiętam zamierzano wówczas podwyższyć Kasprowy i przekopać tunel do Smokowca. Obecny projekt jest równie realistyczny. Ciekawe jak wiele osób zdołało już na nim zarobić?

Miał rację mój uczeń- najgorsze jest pierwsze pokolenie przy władzy.


autor: Iza

Wiosna pachnąca jesienią


Wydawało się że pękają lody niemożności, że w końcu coś się ruszy w sprawie Smoleńska. Wydawało się że przywrócone zostanie dobre imię gen. Błasika i pozostałych osób pomówionych przez "nieudolne" komisje i prokuratury o "bycie pod wpływem". Wydawało się. Od biedy mógłbym uznać dziki atak @yngli na ekspertyzę laboratorium kryminalistyki za przejaw nadchodzącej normalności, (w końcu!) tak to wygląda w normalnym kraju.To zwolennicy teorii spiskowych powinni poszukiwać zdrady w instytucjach państwa. Niestety delikatny powiew wiosny zdominowany został natychmiast jesiennym uwiądem. Pachnie przyszłoroczną jesienią. Tak, przyszłoroczną ! Jesienią roku przyszłego zaczną przedawniać się przestępstwa, niedopełnienia obowiązków, matactwa związane z tragedią smoleńską.

W zasadzie jestem już pewiem że Naczelna Prokuratura Wojskowa "dociągnie" obstrukcję wszelkich działań do terminu przedawnienia, i bez wnoszenia spraw do sądu - zamknie przedawnieniem. Za najlepszy sposób uznano pokazanie społeczeństwu ogromu prac administracyjnych. Wszystkich 382 uznanych za poszkodowanychm, postanowiono zasypać decyzjami,,uzasadnieniami, załącznikami materiałami. Telewizja pokazała kartony pełne materiałów, które dotychczas były kompletnie niedostępne. Teraz sami zainteresowani będą prosili o dodatkowy termin na zapoznanie się z tym co otrzymali. Prokuratura będzie mogła spokojnie zająć sie tym co lubi, czyli rozpatrywaniem wniosków i odpowiadaniem na pisma. Skąd nagle taki wybuch pracowitości ? Ano termin goni :
Obecnie polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej przedłużone jest do 10 kwietnia 2014 r.
Czyli siedem dni na zapoznanie się z materiałami i złożenie wniosków. A jakim etapie są ekspertyzy ?
W lutym zeszłego roku prokuratura wojskowa otrzymała z Rosji dane konieczne do wydania przez polskich biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie opinii dotyczącej nagrań z wieży. Były to dane o częstotliwości prądu w rosyjskiej sieci podczas kopiowania nagrania na potrzeby polskiego śledztwa.
W marcu 2013 r. NPW informowała, że jako pierwsze analizowane będzie nagranie z wieży, a dopiero później, po wykonaniu tej ekspertyzy, nastąpi opiniowanie dotyczące nagrania z samolotu Jak-40. Kolejność tych badań wynika z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze samolotu Jak-40, konieczne jest uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku.

"Z dokładnych informacji uzyskanych ostatnio od biegłych wynika, że opinie te mają wpłynąć do końca lipca tego roku" - powiedział Maksjan. Prokuratorzy nie informują o przyczynach przedłużenia się prac nad tymi opiniami.
Czyli kolejne przedłużenie mamy jak w banku, ale dopiero po wytresowaniu 382 poszkodowanych. Potem prokuratura spokojnie pośpi na należnych urlopach, trochę popisze w oczekiwaniu na wyczekiwany moment kiedy bezkarnie będzie można stwierdzić : dowody zostały sfabrykowane, ale z powodu przedawnienia nie ma kogo za to oskarżyć !
Miłego oczekiwania na jesień!

autor: cyborg

Bądź czujny i Ty nieświadomie możesz być członkiem PO

Macherzy z PO są twórczy ( a może tfurczy)  i innowacyjni. Chciałoby się powiedzieć jaki pan taki kram, czyli jak Tusk  tacy członkowie jego partii.
Jak podaje prasa w sądzie zapadł wyrok skazujący byłego działacza  PO na 6 tys. zł  za fałszowanie deklaracji członkowskich  PO w Gorzowie.  Działacze struktur PO w Gorzowie bawili się w wulkanizatorów, pompując koła , tzn. zawyżali w sposób sztuczny, martwymi duszami,  struktury  gorzowskiego PO. Prokuratura doliczyła się 44 sfałszowanych deklaracji . Rzecz polegała na tym, że przedsiębiorczy działacze PO zdobywali dane personalne i zapisywali nic nie wiedzące o tym osoby do PO. Oczywiście po to " by żyło się lepiej".

W sprawozdaniach wyglądało to bardzo ładnie, ale rzeczywistość niestety skrzeczy.  

Można się zastanowić, czy Gorzów to przypadek czy norma w PO. Wydaje mi się, że to jednak norma. W Gorzowie fałszowanie deklaracji, na Dolnym Śląsku kupowanie głosów i tak jakoś leci.

Kłamstwo i oszukiwanie jest immanentną częścią PO. Bo jak się podliczy wszystkie niespełnione obietnice Tuska i PO, to nagle się okaże, że partia ta jest pełna frazesów i obłudy, która jest w stanie obiecać wszystko, żeby utrzymać się przy władzy. Pozostaje pytanie jak długo jeszcze Polacy dadzą się wpuszczać w maliny.   
 
http://niezalezna.pl/53554-zapisywali-do-po-niczego-nieswiadomych-ludzi-...
 


autor: Andy51

czwartek, 3 kwietnia 2014

Syndrom oszusta

Kilka dni temu miałam wizytę u specjalisty, na którą czekałam ( niezbyt niecierpliwie ) kilka dobrych miesięcy. W czasie badania zadzwonił telefon. : „ Oczywiście, że pan przeszkadza” powiedział lekarz i rzucił słuchawkę. Potem dodał: „ przeklęci farmaceuci”. Ucięliśmy sobie pogawędkę na temat działalności koncernów farmaceutycznych w Polsce, ale nie mogę jej powtarzać bez zgody zainteresowanego. Zwróciłam uwagę na pewien, oczywisty nawet dla mnie, aspekt tej działalności- reklamę. W kraju, w którym nie wolno reklamować papierosów i alkoholi reklamuje się leki i paraleki- w tym podobno bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Formuła: „ skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą..” odczytana przez lektora nic nie gwarantuje, ma za zadanie zabezpieczyć stację przed ewentualnymi roszczeniami poszkodowanych. Przecież jasne jest, że nie po to ktoś kupuje lek bez recepty, żeby chodzić z nim na konsultacje do lekarza. Co gorsza w reklamach biorą udział nawet małe dzieci: „ noc bez kaszlu przespana, coś tam coś tam dała mama” mówi cienkim głosikiem dziecko. I nikogo to nie gorszy, nie jest to traktowane jako nadużycie. To ja już wolę śmieszne reklamy „ łódki Bols” niż bezczelne straszenie rodziców pneumokokami przy reklamowaniu szczepionek.

Lobby farmaceutyczne są jak widać silniejsze od tytoniowych i alkoholowych. Agenci wciskają się do gabinetów lekarzy, finansują udział w zjazdach i konferencjach odbywających się w atrakcyjnych miejscowościach, wpychają papier firmowy i długopisy. .

Pod naciskiem farmaceutów zmienia się również zapisy w rejestrze chorób. Psychiatrzy twierdzą, że pozorna epidemia schizofrenii w Polsce bierze się stąd, że lekarze dla dobra  pacjentów ( tanie leki)  podciągają ich banalne dolegliwości pod tę straszną chorobę . To samo dotyczy jednak innych jednostek chorobowych.

Leon Eisenberg, twórca ADHD zeznał podobno przed śmiercią, że „ odkrył” i opisał tę chorobę pod naciskiem firmy farmaceutycznej. W Polsce dzieci u których zdiagnozowano ADHD leczone są preparatem o nazwie Concerta. Concerta w USA kosztuje 4,5 $. W Polsce opakowanie kosztuje 360 ( słownie trzysta sześćdziesiąt) złotych. Ponieważ jest to lek refundowany pacjent płaci tylko powiedzmy 3,50. Resztę zwraca firmie NFZ. Czy nie jest to dla firmy świetny interes?

Lek działa jak amfetamina rozjaśnia umysł, poprawia wyniki w nauce. Jednak dzieci przyjmujące Concertę przestają rosnąć. Muszą zacząć przyjmować hormony wzrostu. Stają się wzorcowymi, być może dożywotnimi klientami aptek.Nie jestem farmaceutą i nie będę sprawdzać listy skutków ubocznych tego leku. Każdy może to zrobić na własną rękę.Wydaje mi się, jednak, że o wiele mniejsze szkody przyniosłoby nieznośnemu dziecku potraktowanie go ścierką niż leczenie takim preparatem.

Podobnie interesująca jest historia PAS. Poniżej cytuję ( w podwójnym cudzysłowie) fragment pracy dyplomowej mego syna. ( Nie chodzi tu o promowanie rodziny. Po prostu program komputerowy wykrywający plagiaty mógłby się bez tego zastrzeżenia do niego doczepić)

””Historia PAS warta jest moim zdaniem bardzo dokładnego omówienia przede wszystkim dlatego, że jest klasycznym przykładem pseudo naukowego oszustwa, które zdominowało na wiele lat orzecznictwo sądów rodzinnych w USA stając się przyczyną wielu tragedii. Historia PAS pokazuje jak łatwo oszustwo naukowe staje się faktem naukowym i nie sposób go wykorzenić ze świadomości ludzkiej. Pomimo zdezawuowania odkryć Gardnera, pomimo jego kompromitacji jako naukowca i człowieka, polskie sądy rodzinne nadal posługują się tak zwanym syndromem Gardnera w swoim orzecznictwie.

PAS czyli parental alienation syndrome opisał w 1985 roku amerykański psycholog, dr Richard Gardner. Swoje tezy oparł podobno na własnych doświadczeniach zawodowych. Twierdził, że jest to zaburzenie występujące u dzieci, które uczestniczą w nieporozumieniach i kłótniach rozwodzących się rodziców. Objawem syndromu jest odrzucenie jednego z rodziców , a nawet oskarżanie go o molestowanie i przemoc. Richard Gardner twierdził, że jedynym rozwiązaniem problemu jest oddanie dziecka pod opiekę rodzica, który nim nie manipuluje lub w skrajnych przypadkach izolacja dziecka w zakładzie opiekuńczym.

Teoria PAS stała się popularna w amerykańskich sądach, gdyż przyczyniała się do skracania procedury rozwodowej i ułatwiała wydanie wyroku w sprawach rodzinnych. Niezależnie od kraju, kultury i wykształcenia sędzia najczęściej wydaje taki wyrok, jaki najłatwiej uzasadnić oraz taki, który łatwo obroni się w ewentualnej procedurze apelacyjnej. Zdiagnozowanie PAS ułatwiało sądowi pracę. Teoria PAS w środowisku amerykańskich psychologów była początkowo traktowana jako ciekawa i dobrze udokumentowana koncepcja.. Dopiero po kilku latach uznano ją za "śmieć naukowy".

"Childrens Legal Rights Magazine" analizując sprawy sądowe, w których orzekano powołując się na PAS stwierdza: „ powodem niechęci do rodzica jest na ogół jego niewłaściwe zachowanie. Takie etykietki jak PAS służą tylko odwróceniu uwagi od tych zachowań". "Przewodnik dla sędziów", którego wydawcą jest Narodowa Rada Sędziów Sądu Rodzinnego i Nieletnich nazywa teorię Gardnera "skompromitowaną i osłaniającą przemoc i nadużycia wobec dzieci".

Dr Richard Gardner, popełnił samobójstwo 25 maja 2003 roku. Po jego śmierci prokurator Richard Ducote powiedział: "Módlmy się, aby głupota jego niedorzecznej teorii PAS umarła razem z nim". Ujawniono, że Gardner brał po 500 dolarów za godzinę konsultacji od mężczyzn molestujących dzieci albo znęcających się nad nimi , a potem jako biegły sądowy sugerował żeby sąd oddał dzieci pod ich opiekę.

Odnaleziono również teksty w których Gardner jawnie popierał kazirodztwo i pedofilię. Oto niektóre jego tezy:

"Pedofilia jest szeroko rozpowszechnioną i akceptowaną praktyką wśród milionów ludzi"

"Jeśli matka zareaguje na molestowanie dziecka przez ojca w zbyt histeryczny sposób należy pomóc jej docenić fakt, że w większości społeczeństw w historii świata, takie zachowania były wszechobecne" 1

Mimo iż PAS nie został udowodniony ani poparty rzetelnymi badaniami i choć wykluczyły jego użycie takie kraje jak Anglia i USA używany był jako dowód w sądowych sprawach rodzinnych w Australii i w Polsce do której trafił w 2004 roku””.

W Polsce niestety nadal jest używany.
Przeciwstawić się nadużywaniu niebezpiecznych leków, czy stosowaniu w orzecznictwie sądów rodzinnych nieistniejących – jak syndrom Gardnera- chorób psychicznych mogliby tylko światli lekarze. Rodzice w starciu z „ekspertami” mają niewielkie szanse. Tm bardziej warto ich alarmować.



autor: Iza

III RP, 90-latków tych niezłomnych traktują z całą surowością…

III RP, 90 – latków  tych niezłomnych traktują z całą surowością, tych z UB nie.
 
Polska po raz kolejny zdała egzamin.  Jak podaje niezależna.pl dzielni policjanci min Sienkiewicza , zgarnęli  96 letniego  Stanisława Adamczyka , byłego komendanta NSZ ( Narodowych Sił Zbrojnych), który samotnie protestował przed sądem, w czasie gdy miał się odbyć proces oprawcy z UB.

„Krwawy Maniek” czyli Marian K „wsławił się” tym, że działając w UB na północnym Mazowszu lubił torturować przesłuchiwanych żołnierzy podziemia niepodległościowego poprzez wkładanie ich stóp do wnętrza rozpalonego pieca.

85 letni ubek idąc za przykładem ludzi honoru czyli Kiszczaka i Jaruzelskiego, nie stawia się do sądu, który ma w głębokim poważaniu. Nasza dzielna władza zwija  96 letniego staruszka byłego niezłomnego żołnierza, który samotnie stoi przed sądem, traktując go jak jakiegoś zadymiarza, natomiast jest bezsilna wobec sadysty z UB.

Smutne jest to , że potomek Sienkiewicza, stoi po stronie byłych ubeków, a jego ludzie dalej prześladują żołnierzy niezłomnych.

http://niezalezna.pl/53568-posel-jasinski-chce-wyjasnienia-od-szefa-msw-...
http://wpolityce.pl/polityka/182816-znowu-nie-udalo-sie-rozpoczac-proces...



autor: Andy51

wtorek, 1 kwietnia 2014

Radosławie, został ci się ino Nobel

Nasi kieszonkowi politycy , których ego i kompetencje nadmuchują przede wszystkim polskie media w zderzeniu z rzeczywistością  poznają swoją wartości i swoje miejsce w szeregu.

Prawie 10 lat temu poprawno - polityczne media ekscytowały się, puszczoną niczym flatus nie wiadomo przez kogo, w dostojnym towarzystwie ekscytującą wiadomością, że Aleksander Kwaśniewski może zostać przewodniczącym ONZ.  Na całe szczęście skończyło się tylko na ekscytacji mediów. Nie chcę myśleć co by się stało , gdyby Olek jako sekretarz ONZ miał zespół pourazowy goleni prawej lub filipińską chorobę.

Następnie chcąc dowartościować Tuska prorządowe media w tym lisowczycy z Lisowego Njuskwika puścili kolejnego bąka oznajmiając , że Tusk jest jednym z kandydatów na stanowisko prezydenta KE. Niestety frau Angela zrobiła Tuskowi numer i poparła kandydaturę byłego premiera Luksemburga Junckera. Zresztą, który z polityków zachodnioeuropejskich chciałby poprzeć polityka, który występował przeciwko swojemu prezydentowi.

I na koniec gwiazda naszej dyplomacji Radek, przymierzał się do stanowiska szefa NATO. Ale jak zwykle, po raz kolejny pokazano jak Zachód poważ polskich polityków. Szefem NATO został norweski polityk, były premier tego kraju Stoltenberg. Marzenia Radka spełzły na niczym, ale nie martwmy się, Radosław w  asa w rękawie. Przecież za swoją akcję na Ukrainie i podpisanie porozumienia z upadłym Janukowyczem i przesłaniem słownym do ukraińskiej opozycji „albo podpiszecie albo będziecie martwi” , dostanie nagrodę Nobla. A więc do grudnia skupmy się na tej nadziei polskich mediów a może coś skapnie  dla naszego Radosława.

http://wpolityce.pl/polityka/189335-lewandowski-przyznaje-sie-porazki-st...
http://polska.newsweek.pl/jaka-bedzie-przyszlosc-polityczna-donalda-tusk...
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15704878,Jednak_nie_Siko...


autor: Andy51

poniedziałek, 31 marca 2014

Nie jestem obłudnikiem tylko ch……..

Misiek Kamiński mówi „ nie jestem obłudnikiem” a zaraz po tym powinien dodać tylko ch…….. Mianem obłudnika w j. polskim określa się człowieka dwulicowego, na które Misiek nie zasługuje. Najbardziej pasuje do niego słowo na ch, którym określa się najgorszego autoramentu kreatury.

Człowiek , który był gołodupcem dzięki  polityce bardzo się dorobił, partia której był spin doktorem wysłała go na saksy do europarlamentu.  Mandat europosła z ramienia PiS był dla niego prawdziwym Klondike. Żeby się o tym przekonać warto sprawdzić jego deklaracje majątkowe za ostatnie 5 – 7 lat.
Warto pamiętać co mówił o PO i co o nim pisała prasa zagraniczna gdy miał zostać wiceprzewodniczącym PE. Kamiński przegrał wybory gdyż  eliminowały go w poprawnym politycznie świecie rasistowskie ciągotki  i wrogość wobec gejów.
W świecie polityki zdarzają się wolty, w Polsce takie wolty są dość częste, ale żaden z polityków  tak bezwzględnie nie atakował swojej byłej partii jak Misiek Kamiński.

Kamiński trochę przypomina innego cynika producenta taniego wina z Biłgoraja, który z katolickiego konserwatysty stał się zagorzałym antyklerykałem.

Kamiński przypomina dowódcę , który w trakcie ataku na wroga nagle robi zwrot i zaczyna atakować swoich.

Przypuszczam , że w krajach o ugruntowanej demokracji taki polityk jak Misiek byłby skończony, po pierwsze „ rozjechałaby go prasa i inne media”, po drugie nikt by nie chciał z takim człowiekiem współpracować jako osobą niewiarygodną. Ale jak mawiał klasyk z PO „ Polska to dziki kraj” więc wszystkie „numery ” przechodzą.
 
http://wpolityce.pl/polityka/188986-misiek-kaminski-moje-zachowanie-w-os...


autor: Andy51

niedziela, 30 marca 2014

Wyżej sr....ą, niż d..y mają


Przepraszam Państwa za wulgaryzmy, ale ostatecznie wq...m się niemiłosiernie.
Jesteśmy biednym państwem. Typowa emerytura oscyluje w granicach 300 dolarów, z czego natychmiast trzeba przeznaczyć 200 na miesięczne opłaty. Czy to nie skrajna nędza na poziomie trzeciego świata? Tu u nas, nad Wisłą.
Z drugiego końca społeczeństwa, polscy tzw. milionerzy nawet nie mieszczą się w tysiącu najbogatszych ludzi. Stać ich, by szpanować właśnie nad Wisłą, ale nie w Londynie, czy Nowym Jorku. Nie wspomnę nawet Moskwy.

Jesteśmy fatalnie rządzeni od momentu, jak tylko komuchy wspaniałomyślnie oddały władzę. Absolutnie nikt nie określił priorytetów państwa. Nikt nie zdefiniował polskiej racji stanu. A już dosłownie ani jeden polityk nie kiwnął palcem, aby rozwój kraju szedł w kierunku poprawy życia obywateli. To "obywateli" to oczywisty eufemizm, bo my ciągle jesteśmy tylko poddanymi klasy rządzącej, która decyduje, co dla narodu najlepsze. To zresztą też nadużycie z mojej strony, bo naszych "władców" gówno obchodzi jakikolwiek naród. Zawsze i wszędzie, tak, jak za głębokiej komuny, liczy się tylko własna grupa – kolesie i rozliczna rodzina.

Nie ważni są więc ci, co nie mogą pracować, bo kierowani naturalnym obowiązkiem, muszą przez całą dobę zajmować się kalekim członkiem rodziny. Też za te około trzysta dolarów miesięcznie. A wiecie Państwo ile kosztują pieluchy jednorazowe na miesiąc? Ile kosztuje sprzęt specjalistyczny? A ile specjalne łóżko przeciw odleżynowe dla obłożnie chorych?
To są tak zwane duperele, którymi władza może kiedyś się zajmie, jak będzie miała przerwę w ważnych zajęciach, o czym napiszę poniżej.

Nie ważne są też rzesze młodzieży, skutecznie ostatnio niszczone cokolwiek niezrównoważonymi paniami ministrami Edukacji Narodowej, czy Szkolnictwa Wyższego. Realizując poufne zalecenia eurokołchozu minimalizują dostarczaną wiedzę do poziomu, aby zapewnić zdychającej Europie świeży i tani towar – młodych, inteligentnych i pracowitych Polaków. Ponad dwa miliony już zasila zachodni rynek pracy i każdego roku dodatkowo eksportujemy około pół miliona następnych.
Ewenementem jest tu fakt, że polskie urzędy zatrudnienia prowadzą nabór do niemieckich zakładów pracy, w ramach walki z bezrobociem. Czujecie Państwo bluesa? Polskie urzędy, za nasze pieniądze, pieniądze podatników, szukają ludzi do pracy w Niemczech!

Takich przykładów obrazujących całkowitą obojętność, a nawet pogardę rządzących wobec Polaków jest mnóstwo.Spływają po nich, jak woda po kaczce dramatyczne zawołania ludzi: - "Jak żyć panie premierze?!"; "Sorry, jest pan kłamcą" (to oczywiście słowa skierowane do Tuska przez zrozpaczoną matkę).

***************

Brakuje pieniędzy dla zwykłych ludzi. Ba, nie ma nawet pomysłu, zwykłej idei i oczywiście chęci, by tym obywatelom cokolwiek polepszyć. Uczynić ich życie prostszym, podnieść standard i zadowolenie z zamieszkiwania w Polsce.
To szeroko pojętym władzom, a za nimi rzeszy wszechmocnej biurokracji, jak to mówią młodzi niegrzeczni, zwisa miękkim końcem.

Cóż więc zajmuje myśli i fascynuje naszych, trzeba to jasno powiedzieć, przygłupich i niemoralnych władców?

Stawianie sobie pomników za życia.

Pies drapał, że lotnisko w Gdańsku Rębiechowie nazwie się imieniem Lecha Wałęsy. To zapewne niewiele kosztuje, oprócz tego, że wywołuje uśmiech politowania podróżników na ten azjatycki przejaw czołobitności.
No i ego naszego europejskiego "mędrca" jest skutecznie dopompowane.

Jednakże zorganizowanie w naszym biednym kraju cyrkowej imprezy pod nazwą Euro 2012, dla zaspokojenia hobbystycznych ambicji rządowego piłkarzyka, to już duży przekręt wobec narodu.
Te nędzne "igrzyska", impreza na wyrost, dla której za miliardy wybudowano cztery stadiony, które zawsze będą przynosić straty i są trwałym obciążeniem dla państwa, podejrzewam, zaspokoiłyby z nawiązką potrzeby rodzin opiekujących się swoimi niepełnosprawnymi na godziwym poziomie.
Nie, władza, a w szczególności Tusk chciał mieć pomnik, jako ten, za kogo w Polsce zorganizowano europejskie mecze futbolowe. Najpierw chleba, potem igrzysk panie Tusk – rozumieli to już Rzymianie dwa tysiące lat temu.

Nieudolność i zwykłe złodziejstwo spowodowało, że podczas budowy dróg straciliśmy podobno 40 miliardów. Aż boję się policzyć ile tego złodziejstwa będzie na końcu, po szanowny premier Tusk zapowiedział, ze wkrótce, jeżeli chodzi o budowę autostrad, wyprzedzimy Wielką Brytanię. Najdroższe autostrady na świecie najprawdopodobniej zwiększą w naszym biednym kraju popyt na ekskluzywne zegarki i zamknięte osiedla w Parkach Narodowych. A co z tego będą mieli zwykli obywatele? Figę z makiem i jeszcze większe wydatki, bo za przejazd od zachodniej granicy do Warszawy, oprócz paliwa, będą musieli zapłacić panu Kulczykowi około 200 złotych, za przyjemność jazdy po równej drodze, co gdziekolwiek na świecie jest normalną oczywistością (tzn. prawo do jazdy po dobrej drodze, a nie opłata).

Z ostatnich, niewydarzonych kretynizmów tych, co wyżej sr... , niż d... mają, jest pomysł zorganizowania Olimpiady Zimowej w Krakowie – Zakopanem. Nie ważne, że taka hucpa rozłożyłaby kraj na długie lata; nieważne, że przez to nie będzie można realizować programów wyrównywania niesprawiedliwości społecznej, ale ile się będzie można przy tym nakraść?! A w podręcznikach historii pozostanie ten przywódca, za którego zorganizowano wiekopomną, światową imprezę.
To, że w biednym kraju, lokującym się w obszarze dobrobytu Rumunii, Bułgarii i Mołdawii i daleko za Litwą, Łotwą i Estonią, to nieważne.
Niech tak, jak Korea Północna, żyje Polska i jej wspaniali przywódcy.
Polska, bądź, co bądź, piąta potęga militarna w Europie ( !!! ??? ).

Przykładów idiotyzmów rządzących, którzy sprawują władzę ku swojej chwale (i swoich pociotków) i w całkowitej pogardzie dla obywateli jest mnóstwo. Często przypominają w tym afrykańskich kacyków, którzy olśnieni przepychem Paryskiej Opery, chcą taką samą wybudować w środku dżungli.
Choćby zakup pociągów Pendolino, które nie mają żadnych szans sprawdzić się w Polsce, a które kosztowały grube miliardy (więc i prowizja do kieszeni była odpowiednia), gdy tymczasem, za ułamek tej sumy można było kupić świetne, ulubione przez Skandynawów czy Niemców, pociągi z polskiej, bydgoskiej PESY. Tak, lecz wtedy by nie było tych konfitur do kieszeni.

***************

Smutna obserwacja nasuwa się sama – nie ma rozsądnego planu rozwoju kraju i polepszania dobrobytu obywateli. To jest dla władców nieistotne.
Liczą się race propagandy, pomniki głupoty i idiotyzmu, chore ambicje i nadmuchane ego.
Akcje od powodzi do protestu, od afrykańskiej zarazy świń, do świńskich przekrętów ludowców. A istotne, naprawdę ważne dla ludzi problemy przykrywane mamą Madzi, Tańcem z Gwiazdami, bomberem z Krakowa, czy skretyniałą celebrytką, dokonującą aborcji w Wigilię Bożego Narodzenia.

Kiedy wreszcie będzie normalnie? Czy w końcu wymrą te fornale i Nikodemowie Dyzmy, które już 25 lat rujnują Polskę?
Czym jeszcze nas zaskoczą, zanim bezpowrotnie utracą władzę, bo naród zmądrzeje i w desperacji pogoni ich utytłanych w smołę i pierze.
Ciężko będzie, bo stado wychowanych aspirantów, tych sławnych resortowych dzieci, aż przebiera nogami z niecierpliwości, by teraz oni mogli kontynuować po ojcach i matkach zawody w sikaniu na odległość.
Ku swojej chwale.

autor: jazgdyni


Trudna przyjaźń

Kilka lat temu w pensjonacie na Mazurach pewien starszy inżynier zapytał: „ dlaczego wy Polacy tak bardzo nienawidzicie Rosjan?”. Powiedział, że często jeździł służbowo do Kaliningradu i popijał z Ruskimi. „To wspaniali ludzie”- dodał.

Inżynier ten zasłynął z poszukiwania prawdy na temat udziału swego ojca w zbrodniach przeciwko Żydom. W jednej z wielu wersji słyszałam, że jego ojciec, oficer AK zastrzelił młodą Żydówkę. Podobno sama Anna Bikont obwoziła inżyniera po Zachodzie gdzie to opowiadał . W dojrzałych demokracjach zachodnich jego wynurzenia były zapewne przyjmowane bez zastrzeżeń. Wpisywały się doskonale w obraz straszliwych polskich antysemitów, przed którymi bezradnie i bezskutecznie starali się obronić ludność żydowską niemieccy żołnierze. Najbardziej aktywni w tej obronie byli jak wiadomo członkowie formacji SS.

Pamiętam rozmowę na ten temat przy stole. Zwykli wczasowicze okazali się bardziej dociekliwi niż historycy. Padały niewygodne pytania.

„ Kim właściwie ta Żydówka dla pana ojca była?”.

Okazało się,że przyszła go aresztować. „ Sama?”. Okazało się, że w towarzystwie 5 innych enkawudzistów. „ Byli bez broni?”.

„ No nie, oczywiście mieli broń, ale te Żydziaki nie umiały się przecież posługiwać bronią”.- powiedział pan inżynier dając wyraz swemu prawdziwemu, przaśnemu antysemityzmowi.

Zapytany przez jakąś młodą osobę czy mówi to wszystko służbowo trzasnął drzwiami i opuścił zgromadzenie.


Potem okazało się, że tak naprawdę jego ojciec był zwykłym krawcem i że jakiś ( widać dobrze poinformowany w sowieckich zamiarach ) Żyd uprzedził go o planowanym aresztowaniu i w ten sposób uratował rodzinę inżyniera przed wywózką, za co inżynier chciałby kiedyś  rodzinie tego Żyda serdecznie podziękować.

Skąd my to znamy- nie dają a kradną, nie samochody a rowery i to nie w Leningradzie a w Moskwie, ale poza tym wszystko się zgadza.

Rozmowa w mazurskim pensjonacie zniechęciła mnie na długo do tak zwanej „ historii żywej”, czyli do przywiązywania nadmiernej wagi do słów „naocznych świadków”.
Jak to skomentował pewien obecny przy tej rozmowie złośliwy młody człowiek: „ najtrudniej pogodzić się z faktem, że  jest się tylko mierzwą historii”. Ja się z tym dawno pogodziłam.


Wracając do postawionego przez pana inżyniera problemu- wielokrotnie się nad tym zastanawiałam. Prawie każdy z nas, nawet najbardziej – jak my kresowiacy- doświadczony przez okupację sowiecką miał wielu rosyjskich przyjaciół. W moim rodzinnym domu mieszkała swego czasu grupa alpinistów z Klubu Wertikal z Nowosybirska. Ujęli wszystkich, nawet mego ojca, serdecznością i - co tu dużo ukrywać -wspaniałą litworówką. Pluli równo na swój system, na KGB, GRU. Ale nasze porozumienie ponad podziałami miało wyraźne granice. Nie wolno było kwestionować pierwszeństwa Rosjan w nauce, sporcie, literaturze, muzyce i ogólnie rzecz biorąc w duchowości słowiańskiej. Dla dobra sprawy musieliśmy się nauczyć „xранить молчанье в важном споре” czyli nie poruszać drażliwych tematów. Traktowaliśmy ich trochę jak rekonwalescentów, nie wyleczonych z rosyjskiej mocarstwowości.

W górach byli naprawdę świetni. Na samym wstępie pokazali memu ojcu swoje „alpinistyczne indeksy” gdzie wpisane mieli drogi w Kaukazie i Himalajach z ocenami instruktorów. Dla nas było to raczej egzotyczne, ale nie chcieliśmy ich urazić naszym rozbawieniem. Pojechali sami w Tatry. Jak się okazało przelecieli w dwa dni Kazalnicę i wariant R i orzekli, że w Tatrach nie ma dla nich odpowiednich dróg w związku z czym pojechali do Gdańska. W Warszawie chodziliśmy do kina, teatru, filharmonii. Powiedzieli, że musi im starczyć na długo. Nie pomylili się. Nie zostali ponownie wypuszczeni do Polski i planowana wspólna wyprawa eksploracyjna w Ałtaj nie doszła do skutku.

Rzeczywiście Rosjanie to wspaniali ludzie-serdeczni, pełni fantazji. Jak pamiętam powiedziałam ( podczas kolacji na Mazurach) panu inżynierowi, że dopóki  liczba Rosjan nie przekracza pięciu naraz  – lubię ich z całego serca, gdy przekracza -  zaczynam się trochę bać.
Alpinistów z klubu Wertikal było tylko czterech.


autor: Iza