piątek, 27 września 2013

Skandal w Sopocie. Do kurortu na EFNI zjechali biznesmeni, politycy, naukowcy a także mjr SB Zygmunt Bauman


Warto było być w SB, warto było być sługusem obcego reżimu. Ponoć demokratyczna Polska nie potrafi sobie dać rady ani z byłymi esbekami ( Bauman), czy krzewicielami obcej ideologii ( Jaruzelski Kiszczak). Oni mogą się śmiać z nas do rozpuku.
Festiwal promowania SB-ków trwa. Po Wrocławiu, Poznaniu, czas na Sopot. Prominentni działacze PO, „ znawcy gospodarki”:  Edwin Bendyk, Jan Krzysztof Bielecki, Michał Boni, Juliusz Braun, Jerzy Buzek, Andrzej Godlewski, Danuta Hübner, Andrzej Klesyk i Lena Kolarska-Bobińska, zjechali się do Sopotu na EFNI (Europejskie Forum Nowych Idei).  Jest również były PZPR-owiec, później SLD-owiec, Marek Belka, który zawdzięcza swój wybór na Prezesa NBP, Tuskowi. Jacy to są fachowcy , nie trzeba przypominać. Całkowity upadek wielu gałęzi przemysłu , w tym nam najbliższego, przemysłu stoczniowego. Likwidację przemysłu , wyprzedaż czego się da, nie spowodowały krasnoludki, a konkretni politycy PO w okresie 6 lat swoich rządów.
Kwiatkiem u kożucha tej kamaryli ma być obecny profesor socjologii zagorzały marksista partner życiowy córki Bolesława Bieruta, mjr SB Zygmunt Bauman. Jeszcze dwa miesiące temu dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, prowadził prace ekshumacyjne na tzw. „łączce”, gdzie koledzy mjr Baumana mordowali strzałem w tył głowy polskich patriotów, w tym niezłomnego patrioty mjr Zygmunta Szyndzielorza „ Łupaszki”, który walczył z komunistami na Pomorzu. Egzekucja odbywała się metodą katyńską, tzn. strzałem w tył głowy, a ciało oprawcy wrzucali do wspólnego dołu.
Zainteresowanych dalszą częścią mojego tekstu zapraszam na :

Linki do tekstu
http://niezalezna.pl/43299-autorytet-w-archiwach-ipn-jak-waleczny-major-bauman-bandytow-tropil

autor: Andy51

Opis pewnej niemożności


To, że brak mi szerekokątnego obiektywu to jedno. Ale i bez tego - sfotografowanie wschodu słońca nad Boską Wolą wciąż pozostaje zadaniem, którego nie umiem wykonać.
Ponieważ, jak już pisałem, słońce pojawia się nad horyzontem dopiero po tym, jak wydam czterokopytnym śniadanie - mam od teraz wszelkie możliwości, aby oddawać się tej obsesji. Mimo to obserwacje, które zawsze, ilekroć tylko nie mamy 100% pokrywy chmur prowadzę - w żaden sposób nie przekładają się na moją zdolność oddania tego zjawiska na matrycy cyfrowej aparatu Canon 400D!
Z grubsza rzecz biorąc, wschód słońca dzieli się na dwie fazy. Najpierw jest "faza różowa" (choć, oczywiście, skala odcieni jakie w tym czasie widoczne są na chmurach - jeśli tylko są jakieś - pozostaje znacznie większa: jako typowy mężczyzna, nie radzę sobie z nazywaniem kolorów - a i pokazać tego Państwu na zdjęciu, jak się okazuję, nie potrafię, bo aparat "spłaszcza" tę gamę, bardzo wiele odcieni oddając jako jednostajną szarość...):



Tutaj przynajmniej - czego, swoją drogą, przeglądając zdjęcia najpierw w aparacie, nawet nie zauważyłem - udało mi się uchwycić na dole cień odległej mgły, która musiała była podnosić się właśnie w rejonie torów kolejowych...
Po "fazie różowej" następuje "faza żółta", kiedy chmury nad głową przypominają momentami obłoki jakiegoś mocno zjadliwego gazu bojowego (chloru?):


Przez kilkadziesiąt sekund dosłownie - pomiędzy jedną a drugą fazą, niebo mieni się jednocześnie różem i złotem. Ale dziś akurat jakoś na ten moment nie trafiłem. Odczuwam zresztą kompletną bezradność wobec problemu, ponieważ właśnie wówczas - aparat najbardziej przekłamuje.
No i kompletną porażką są próby oddania tego, co w tym samym czasie dzieje się nad zachodnim horyzontem:


Niby coś tam widać, ale żałujcie Państwo, że Was tu ze mną nie było! Kiedy wyprowadzam teraz stado na pastwisko w takim momencie, światło odbite od tych chmur na zachodzie jest zbyt słabe, aby zapalić choć jedną iskrę na futrach naszych koni i próby ich fotografowania kompletnie nic nie dają. Ale idziemy jak skąpani w olejku różanym...
"KT" nie spodobał się tekst, który wysłałem im wczoraj. Za bardzo, podobno "dałem do pieca". No cóż - jeśli ostatecznie zdecydują się go odrzucić, to pewnie wkrótce go tu Państwo przeczytacie. Mam zamiar obrazić, poniżyć, znieważyć i wdeptać w glebę działaczy "organizacji społecznych, których statutowym celem jest ochrona zwierząt" oraz niemiłościwie nam legislujących legislatorów, którzy wypichcili obecną wersję ustawy o ochronie zwierząt.
Dali mi czas do dzisiaj rana, żebym ewentualnie przysłał coś innego. Any ideas? Bo już i tak, wszystko co mogę zrobić, to ponarzekać - na żaden research nie ma czasu. Coś Państwa w naszym końskim światku uwiera, boli, doskwiera, gniewa..?


autor: boska wola