niedziela, 1 grudnia 2013

Destructorus vulgaris (Destruktor pospolity)


Szkic do większej całości, której nie będzie.
Obiecałem sobie, że o tym człowieku nie będę pisał, nie będę też się nim zajmował więcej niż wymagają tego konkretne okoliczności. Teraz jest moment, że poświęcam mu parę słów. Nie napiszę też wyraźnie kogo mam na myśli pisząc te słowa, ale odniosę się do porzekadła: na złodzieju czapka gore, Destruktor jaki jest każdy widzi, poznać durnego po śmiechu jego, więc nie powinno być większych trudności w rozpoznaniu bohatera tej notki.

Destruktor to osobnik z przerośniętym ego. Dojrzały fizycznie, ale mentalnie nadal siedzi w piaskownicy i rozdaje razy swoją dziecięcą łopatką. Ze względu na niski stopień edukacji oraz nieumiejętność prowadzenia merytorycznej dyskusji, posługuje się trywialnymi sztuczkami, dobrymi wyłącznie w piaskownicy.
Destruktor ma wyimaginowanych wrogów. Ci wrogowie, to w naszym konkretnym Neon24 przypadku - "Diletanty". Każdy kto podpadnie Destruktorowi automatycznie jest klasyfikowany przez niego jako "diletant". "Diletanty" to wrogowie Destruktora. Wrogowie, którym wypowiedział bezwzględną wojnę.
Teoria wroga i walki z wrogiem znana jest od pradziejów, większość despotów miała takich wyimaginowanych wrogów. Destrukcyjni despoci tworzyli chore i obarczone dziedzicznym obciążeniem teorie, do których potrzebni, wręcz niezbędni byli wrogowie. Jeżeli nadarzały się sprzyjające okoliczności wrogów niszczono fizycznie.
Każdemu kto zna historię nieobce jest pojęcie "Wroga Ludu".
"Poprzez zastosowanie tego określenia przeciwnik polityczny aktualnej rewolucyjnej władzy stawał się wrogiem, przy czym zagrożona miała być nie tylko sama władza, ale cały lud. Władza rewolucyjna uzurpowała dla siebie prawo obrony ludu przed jego wrogami, zazwyczaj poprzez stosowanie nadzwyczajnych i surowych środków. W ten sposób osoba okrzyknięta wrogiem ludu mogła stać się celem represji ze strony rewolucyjnego państwa, stosowanej prewencyjnie dla zapobieżenia potencjalnym wrogim aktom."
"Po przejęciu przez bolszewików władzy w Rosji określenie "wróg ludu" (ros.Враг народа) było używane w propagandzie bolszewickiej jako pogardliwa i piętnująca zbiorcza nazwa dla wszystkich rzeczywistych lub potencjalnych przeciwników władzy sowieckiej. Poszczególne fale terroru komunistycznego rozszerzały zakres pojęcia wróg ludu na kolejne grupy społeczne."
Bohater mojej notki jest człowiekiem na wskroś bolszewickim, dla niego wrogiem Neonu24 są właśnie "diletanty". Celowo używa tej nazwy mającej ośmieszyć wyimaginowanego przeciwnika. "Diletanty" są wrogiem Neonu24, chcieli go we wrogi sposób przejąć, lecz dzięki internacjonalistycznej czujności Destruktora zostali odparci, ponieśli straty i teraz liżą rany. "Diletanty" próbowali też przejąć inne portale, ale przy sporym wkładzie Destruktora zostali rozpoznani i również odparci.
Czyż to nie jest komiczne? Jest, jak najbardziej. Spróbujcie dokonać desantu i przejąć jakiś portal. Po co? W jakim celu? W imię czego?
Nie wdając się w dyskusję o roli Klubu Dyletantów na Nowym Ekranie wspomnę tylko, że kiedy NE miał kłopoty, to właśnie "diletanty" zachowywali się lojalnie. W tym czasie Destruktor siedział w norze i nie wychylał z niej nosa.
Mamy więc osobę Destruktora, po proletariacku czujnego oraz Wrogów Ludu. Sytuacja jest jasna i klarowna. On twierdzi, że broni Neonu24 przed nieprzyjacielskimi działaniami Wrogów Ludu, w rewanżu słyszy, że ma obsesję, trawi go paranoja i strzyka mu w zwojach. Jest wojenka? Jest. Kto na tym zyskuje? On, Destruktor. Kto traci? Portal neon24.
Dlaczego Destruktor? Słuszne pytanie. Odpowiedź jest banalnie prosta, wystarczy spojrzeć na owoce jego działalności. Owocem jest sytuacja Neonu24. Miał sprawić, że Nowy Ekran wróci choćby do takiego stanu, w jakim był zaraz po jego powstaniu, a tymczasem Neon24 dołuje. Mądremu nie trzeba pisać dlaczego, a głupiemu nie chce się tłumaczyć. Główną i podstawową działalnością Destruktora są utarczki słowne z Wrogami Ludu, i w tym jest najlepszy. Jego wkład intelektualny można przyrównać do przysłowia o górze, która urodziła mysz. Ma więc zestaw epitetów, którymi niczym mieczem obosiecznym tnie dosłownie w plasterki przeciwników. Oczywiście jest to wyłącznie jego chora projekcja, będąca wynikiem trawiących go kompleksów. Prawdopodobnie doznaje przy tym satysfakcji przechodzącej w samouwielbienie,  co sprawia, że serce bije mu żywiej, rumienią się lica i napinają żyły, zwłaszcza te na czole i szyi. Nie wykluczam wytrzeszczu oczu.
Destrukcja to inaczej rozpad, dekompozycja i dezintegracja. Destruktor to zgniły owoc, łyżka dziegciu i uschnięta gałąź, która nie owocuje. Destruktor to prowokator, który skłóca, dzieli i atomizuje. Destruktor to czarna owca, Jonasz i chodzące nieszczęście. Wpuszczony do biura wypija atrament z kałamarza i przekonuje, że tak robi każdy. Destruktor tworząc mitycznego Wroga Neonu24 uzasadnia potrzebę istnienia kogoś takiego, jak on sam. Bez wroga byłby nikim. Powtarzam: bez wroga jest nikim. Wielkie, idealne zero.
Większość czasu na portalu wypełnia mu śledzenie dyskusji, w których aktywni są "diletanty". Wtedy wkracza do akcji, rozdaje kuksańce, imputuje, śmieszy, tumani, przestrasza. Jego komentarze prawie zawsze są ad personam. Chętnie odnosi się do określeń w stylu: talmudyczny, co ty pitolisz, gnój, bardacha, menele, aj waj, laluniu, jedzie czosnkiem, hasbara, zapomniałeś wziąć lekarstw, włóż okulary..., to tylko niewielka, ale charakterystyczna próbka jego możliwości. Aż się chce napisać klasykiem - jaki intelekt, takie możliwości (słownictwo).
Czy jest zatem skuteczny i niezawodny sposób na zneutralizowanie destrukcyjnej roli tego osobnika? Ja znam odpowiedź, ale nie każdy jest w stanie ją zaakceptować. Rozwiązanie jest do bólu proste. Omijamy go szerokim łukiem, przechodzimy na drugą stronę ulicy i udajemy, że go nie widzimy. Zna to każdy Internauta, ale ja przypomnę raz jeszcze: nie karmimy trolla. Niech sobie trolluje. On inaczej nie potrafi. Jest za stary i za głupi na zmiany. Jałowe przepychanki z nim, to droga do nikąd. To manowce. To po prostu destrukcja. Nie dajmy sprowadzić się do poziomu Destruktora. Z początku chciałem określić go jako Wielkiego Destruktora, ale uczciwie muszę przyznać, że byłoby to z mojej strony nadużycie i niezasłużony komplement. Może zatem bardziej pasuje do niego przymiotnik Mały? Też nie. Jeśli już, to Przeciętny. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest mało interesujący, zwykły i zbyt pospolity. Po prostu Destructorus vulgaris (Destruktor Pospolity).

Efekt odwrócenia


Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że skutkiem nachalnego promowania "europejskości" może być jedynie zjawisko całkiem przeciwne zamierzeniom władz.
Przy okazji niedawnych obchodów Święta Niepodległości oraz Marszu Niepodległości głośno się zrobiło, zwłaszcza w okolicy ulicy Czerskiej w Warszawie, o tych nieszczęsnych istotach człekopodobnych, które głośno wyrażają swoją stanowczą i niezłomną wolę przyjęcia jak najszybciej poddaństwa nowego Imperium Europejskiego i zapomnienia o tej obmierzłej, zaściankowej, wstecznej polskości...
Żal dupę ściska takie bzdury słuchać czy czytać (o czym skądinąd już pisałem) - ale też: nie ma się czym przejmować! Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że skutkiem nachalnego promowania "europejskości" może być jedynie zjawisko całkiem przeciwne zamierzeniom władz. Zbroić się zatem należy raczej (zarówno intelektualnie, jak i całkiem materialnie, bo niezła może z tego wyniknąć rozróba!) w przewidywaniu rychłego wybuchu w całej Europie dzikiego nacjonalizmu w stylu lat 30-tych ubiegłego wieku. 
Dowód? A proszę bardzo: 

Podobnie potraktowanych "tablic dziękczynnych" ku czci Przenajświętszej Unii Europejskiej, która coś tam zafundowała czy skredytowała widziałem już wiele. Tę mam po prostu najbliżej. 
Ale czego się spodziewali pomysłodawcy stawiania ich na każdym skrzyżowaniu - Dalibóg, nie pojmuję..? To prawie tak samo jak w 1953 roku. W każdej gazecie na pierwszej stronie był portret Stalina. A że papieru toaletowego władza ludowa wyprodukować nie umiała i gazet, po ewentualnym przeczytaniu używano wtórnie w celach higienicznych, to - posypały się procesy o znieważenie wodza... 
Efekt odwrócenia jest zjawiskiem uniwersalnym i nieuniknionym. Co prawda, doświadczenia wieku XX dowodzą, że przy odpowiednio wielkim natężeniu propagandy część ludności doznaje wcale trwałego pomieszania zmysłów (czyżby był to jeden ze skutków deprywacji sensorycznej wynikłej z nadmiaru monotonnych, powtarzalnych bodźców tego samego rodzaju..?) i zaczyna naprawdę wierzyć w to, co gazety, radio czy telewizja opowiadają - ale, na całe szczęście, większość żyjących Polaków jest wciąż w miarę odporna na taki rodzaj nachalnej propagandy - i swoje wie..! 
Efekt odwrócenia działa w najlepsze także w materii śmieciowej, którą też już na tym blogu podnosiłem. Państwo z naiwnym optymizmem zachwycacie się, jaki to tani jest teraz wywóz śmieci i jak łatwo dostępny. A ja Wam powtarzam, że i co z tego..? Co z tego, skoro ów wywóz jest u nas na wsi raz na dwa tygodnie (a pewnych kategorii śmieci po prostu nie da się składować przy domu tak długo...) - albo i rzadziej. I mogę Wam skutki tego stanu rzeczy udokumentować. Proszę bardzo:


Owszem i na ten zarzut słyszałem już odpowiedź. Podobno każdy może w każdej chwili zadzwonić do wybranej przez gminę firmy śmieciowej i zażądać, żeby przyjechali i śmieci zabrali. I to, rzekomo, w ramach swojego stałego, miesięcznego abonamentu. 
Co ja na to..? Ja na to: nie wierzę! NIKT nie będzie zapieprzał nastu kilometrów samochodem po to, żeby od kogoś gabaryty czy inne śmieci odebrać za 7 zeta miesięcznie. No way. To po prostu kupy się nie trzyma. Jeśli nawet tak gdzieś jest w umowie - to się ta umowa skończy momentalnie w chwili, gdy tylko ktoś spróbuje ją w tym punkcie zacząć wykonywać. Dokładnie tak samo jak moja gwarancja na "Dafika"..! 
Zjawiskiem pokrewnym "efektowi odwrócenia" jest też typowy dla struktur biurokratycznych brak zdolności pohamowania działań raz rozpoczętych, choćby nie miały już one krzty sensu. Dotkliwie doświadczyli tego na sobie mieszkańcy planety Rybicja z "Podróży trzynastej Iljona Tichego", ongiś zagrożonej przez suszę. Powołany w celu zapobieżenia katastrofie urząd melioracji nawadniał ją tak długo, aż cała pokryła się wodą - a i to wcale działania urzędu nie powstrzymało... Szczegóły proszę sobie doczytać u Mistrza Lema. 
Reintrodukcję bobra europejskiego zaczęto w Polsce w roku 1949 - jak można sobie przeczytać w całkiem (jak na polską wersję tego portalu, na ogół dość marną...) kompetentnym haśle Wikipedii
Mamy ZALEDWIE rok 2013, więc 64 lata później - i oto bezimienny kanał odwadniający nieopodal naszej wsi zamieszkuje kilka bobrowych rodzin. Skutki ich działalności robią obecnie niemal za wizytówkę Boskiej Woli, bo widać je zanim się jeszcze do tej nieszczęsnej, na wstępie pokazanej tablicy dojedzie:

Ktoś przytomny przyciął niedawno gałęzie tych wierzb - bo inaczej, gdy się w końcu zawalą, a musi to nastąpić - zablokowałyby główną drogę dojazdową do wsi:


Tylko na tym odcinku, gdzie do owego bezimiennego kanałku bezpośrednio przylega polna droga narolna, którą mogłem przejechać naszą Wendi, znaleźliśmy dwie tamy: 



Na pewno jest ich więcej, ale w tak paskudną pogodę, nie chciało się nam chodzić i szukać. 
Owszem - ma to swoje dobre strony. Na ten przykład - praktycznie niezależnie od ilości opadów, wody  w brodach na kanałku jest koniom po brzuch: 


Dzięki czemu można ćwiczyć przechodzenie przez wodę w wersji nieco większej niż kałuża.
Dokładnie zresztą w miejscu wyżej pokazanym już w tym roku z Osman Guli i Ostowarem byliśmy - oczywiście nie teraz, a w sierpniu, gdy było zdecydowanie cieplej. 
Nawet miałem podstępny plan tu właśnie część sesji zdjęciowej (do której niestety, koniec końców z winy paskudnej aury nie doszło) odbyć. Bo nie tylko środowisko wodne, więc jakby dla rusałek naturalne - ale i roślinność bogata, a gdzie indziej nie spotykana. Teraz już niewiele z tego widać, bo większość kwiatów dawno zwiędła, ale tuż obok rośnie sobie takie cóś, co nawet nie wiemy, co to dokładnie jest:

Na tym się jednak pozytywy kończą. Już dwa lata temu, po roztopach, owa wspomniana już wyżej narolna droga polna, biegnąca na sporym odcinku wzdłuż kanałku, zapadła się w kilku miejscach. Woda roztopowa wypłukała bobrowe jamy, które były właśnie pod drogą wykopane... 
Gdzie indziej bardziej na podtopienia narzekają, u nas jeszcze się woda z kanałku nie wylała - ale to dlatego, że jest, jako i widać, dość głęboki. Ale - jeszcze kilka tam poniżej, a i do tego pewnie dojdzie. 
Zachodzą też zmiany subtelniejsze. Otóż - z roku na rok nasze konie są coraz dotkliwej zarobaczone. Głównie gzem. A i meszek różnych i komarów mimo, że wcale nie więcej opadów niż w poprzednich latach - jakby co roku coraz to więcej. Tej jesieni pierwszy raz mieliśmy prawdziwą plagę kleszczy. O ile wcześniej znajdowałem jednego kleszcza rocznie - to w tym roku nie było tygodnia, żebym jakiegoś ze źrebięcego futra nie wyplątał. Nawet całkiem niedawno, choć przecież jest już dość zimno. 
Mam wrażenie, że robi się po prostu coraz wilgotniej. Naszej trawie to nie pomaga, bo jednak za daleko od owego przez bobry opanowanego kanałku - ale owadom widać już tak! 
Tak sobie skojarzyłem, bo zaraz właśnie idziemy towarzystwo odrobaczać... 
W sumie, gdyby teraz nagle ustała prawna ochrona bobra (którego populacja wzrosła od owego 1949 roku mniej - więcej tysiąckrotnie...), należałoby się spodziewać spontanicznego, bobrowego holocaustu w wykonaniu wkurzonej na bobry ludności miast i wsi. Dla bobra zatem, cała ta biurokratyczna opieka kończy się tym samym, czym dla Jewrosojuza dekorowanie polskich skrzyżowań tablicami dziękczynnymi: efektem odwrócenia...

autor: Boska Wola

Polskie miliardy poszły na pomoc zachodnim bankom panie Sikorski


Polskie miliardy poszły na pomoc zachodnim bankom panie Sikorski.
Skandaliczna wypowiedź twitterowego  MSZ  Radka Sikorskiego:@sikorskiradek "Oczekuję od polityków PiS deklaracji ile polskich miliardów chcą wpompować w skorumpowaną gospodarkę UKR aby przekupić prez. Janukowycza” wymaga przypomnienia panu Sikorskiemu, że biedna Polska  pożyczyła „ biednym” zachodnim bankom  6,27 mld   eurot.j.  około 25 mld zł.  Nie słyszałem głosów oburzenia  min Sikorskiego w tej sprawie.
W tamtym wypadku to rzeczywiście były pieniądze Polaków z rezerw NBP. W przypadku Ukrainy , pomoc jeżeli takowa by była, byłaby z budżetu UE.  Jeżeli o takiej oczywistości nie wie MSZ to bardzo źle świadczy nie po raz pierwszy o Sikorskim. Ponadto warto przypomnieć , jeżeli mówimy o korupcji, że to właśnie  MSZ jest przeżarte korupcją , czego dowodem jest wypowiedź w radiowej „ trójce” „Szef dyplomacji pytany, "czy MSZ jest przeżarte rakiem korupcji", odpowiedział: - Niestety, chyba tak. W wyniku działań i bliskiej współpracy z CBA została zatrzymana pracownicaministerstwa, która jeszcze dziś zostanie wydalona ze służby zagranicznej”.
Później minister bawił się w semantykę, ale to co powiedział jest na nagraniu i żadne tłumaczenia nie pomogą.

autor: Andy51