sobota, 15 października 2016

Gdyni Marynarka Wojenna jest niepotrzebna


 
Przyglądając się ostatnim poczynaniom i projektom nasuwa się wniosek:
Gdyni Marynarka Wojenna jest niepotrzebna. A może nawet Polsce jest niepotrzebna? Co o tym sądzi pan minister Macierewicz i zwierzchnik sił zbrojnych – prezydent Duda?

Gdy już w roku 1920 rozpoczęto budowę miasta i portu, zaczynając od skromnej wioski, zdecydowano, że jednocześnie z cywilnymi projektami, Gdynia będzie prawdziwą bazą Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej, marynarki, którą państwo musi mieć, choć Traktat Wersalski przyznał nam tylko 140 kilometrów wybrzeża.
Pobliskie północne wzgórze, z kolejną wioską Oksywie i jego morski brzeg zostały wybrane na lokalizację portu marynarki wojennej, stoczni, oraz siedzibę dowództwa floty.
Budowniczym Gdyni, oraz oczywiście ówczesnym władzom Rzeczpospolitej nawet przez moment nie przyszło do głowy, że można tworzyć nowy port i od zera flotę handlową, jednocześnie nie zapewniając ochrony marynarki wojennej.
To był warunek tak oczywisty, że nie było żadnych sporów, a nawet dyskusji.
A jaką siłę wówczas wybudowano przez zaledwie 19 lat zobaczyliśmy w tragicznym wrześniu 1939, gdy wybrzeże i marynarka wojenna broniły się najmocniej i najdłużej wobec przeważających sił niemieckich.

Budowa portu od zera to nie zabawa w piaskownicy, czy stawianie zamków na plaży. Państwa posiadające skaliste wybrzeże mają znacznie łatwiejsze zadanie, szczególnie, gdy linia brzegowa pełna jest różnych zatok, przesmyków, czy fjordów.
W Gdyni niestety mieliśmy płaski, piaszczysty brzeg, płyciutkie morze i torfowiska dookoła. Mimo tego port, ze wszystkimi swoimi basenami, nabrzeżami i falochronami, został wykonany po mistrzowsku.
Można powiedzieć – nic dodać, nic ująć.
Przekonaliśmy się o tym parę miesięcy temu, gdy raczej bezmyślnie, bez dokonania niezbędnej analizy, zrobiono prace pogłębiarskie, wypłukując piasek spod pirsu i prawie całe Nabrzeże Bułgarskie straciło swoją zdolność do pracy.


Dosłownie parę dni temu prasę lokalną obiegła wiadomość i, co trzeba stwierdzić z przykrością, nie wzbudzając ogólnokrajowego zainteresowania, że leżąca u podnóża Oksywia Stocznia Marynarki Wojennej została wystawiona na sprzedaż. Więc jeśli rozwiniemy flotę okrętów wojennych, to na remonty, przeglądy i naprawy będziemy musieli płynąc do Niemiec, Danii, czy Szwecji. A może jeszcze dalej.
To nie ma sensu i pomysł jest karygodny.
Bo nieoficjalnie dowiedziałem się, że Stocznia MW ma ulec likwidacji, gdyż jej istnienie przeszkadza rozwojowi gdyńskiego portu!
O co konkretnie chodzi?
Szefom portu gdyńskiego, który rzeczywiście świetnie prosperuje, zamarzyło się wzorem Gdańska przyjmowanie i przeładunek największych kontenerowców wpływających na Bałtyk.
By taki cel można realizować porzebna jest tak zwana obrotnica. Co to jest? W tym konkretnym wypadku jest to obszar koła o średnicy 400 metrów, gdzie potężne statki będą mogły się swobodnie same, albo z pomocą holowników, obrócić. Bo, powiedzmy, statek wpływa dziobem do portu i cumuje do nabrzeża, a do wyjścia z portu też powinien obrócić się dziobem do przodu, a nie rufą.
Wiemy z prowadzenia samochodu, że na wstecznym się kiepsko jeździ.
No dobrze. By takie duże statki obsługiwać 400 metrowa obrotnica jest raczej niezbędna. Lecz tu niestety, w tym konkretnym miejscu na przeszkodzie stoi Stocznia MW. No to szefowie portu i władze Gdyni uznali, że stocznię trzeba zaorać.
Co więcej – zapewnienie czterystumetrowego koła w środku basenu portowego nie wystarczy. Trzeba jeszcze obrotnicę i tor wodny zdecydowanie pogłębić. A jak się kończy nieroztropne pogłębianie portu wyjaśniłem w przypadku Nabrzeża Bułgarskiego.

Zniszczyć coś jest bardzo łatwo. Zbudować trudniej. A już długoterminowa analiza strategiczna często wykracza poza umysłowe pojmowanie wielu dyrektorów, czy prezesów.
Nie powinna jednak być pomijana przez takich ludzi, jak zwierzchnik sił zbrojnych, czy minister obrony narodowej.
Nie wystarczy, że przez ostatnie lata mieliśmy śmiesznych przywódców, którzy zapewniali, że żadna wojna nam nie grozi przez najbliższe stulecia i zniszczyli armię do tego stopnia, że wszystkich żołnierzy liniowych można zmieścić na Stadionie Narodowym.
Marynarka Wojenna nadal jest traktowana nieco po macoszemu.
I to w sytuacji, gdy o rzut kamieniem na wschód mamy potężną bazę morską, właśnie wraz ze stocznią, Floty Bałtyckiej Rosji w Bałtyjsku, czyli kiedyś w naszej Piławie.
I to w sytuacji, gdy teraz mamy wg. Urzędu Morskiego w Gdyni, wybrzeże o długości 601 kilometrów, a nie jak za II RP, kilometrów 140.

I w takiej sytuacji i takim momencie, gdy cała władza, jak jeden mąż, deklaruje potrzebę wzrostu bezpieczeństwa państwa i konieczność wzmocnienia armii, w imię partykularnych interesów portu handlowego i ambicji władz miasta, tą armię, a konkretnie marynarkę wojenną się osłabia, likwidując jej niezbędną stocznię.
Mogę sobie wyobrazić odpowiedzi zwolenników i orędowników rozbudowy portu handlowego kosztem MW. Będą twierdzić, że nawet w Gdyni są jeszcze dwie stocznie, które będą się mogły podjąć obsługi okrętów marynarki.
Tylko po co zlecać prace obcej firmie, gdy ma się swój własny, morski warsztat.
To nie ma sensu i zarówno ekonomicznie, jak i organizacyjnie jest nierozumne.

Stocznia Marynarki Wojennej w Gdyni, konkretnie, jej planowana likwidacja, to fatalna wiadomość. Pomysł, jakby podszepnięty przez rosyjskich admirałów w tych talerzach na głowie, dowódców Floty Bałtyckiej.
Lecz jest też inny projekt, do którego Ministerstwo Obrony Narodowej nie ma specjalnej ochoty.
Jak wiemy, mamy 601 kilometrów pięknego wybrzeża. Tymczasem jedyne bazy floty MW umieszczone są na jego absolutnych końcach. Środek jest pusty i gładki, jak brzuch niemowlęcia. Do porcików, bo nie można tego przecież nazwać portami, mogą wpływać tylko nieduże kutry rybackie i jachty.
Tymczasem, powiedzmy, gdzieś pośrodku wybrzeża potrzebny jest port z prawdziwego zdarzenia, który byłby również bazą dla marynarki wojennej, dla straży granicznej, jak i dla SAR – ratownictwa morskiego. A także portem handlowym. Czemu nie?
Idealnym miejscem wydaje się Ustka. Choćby z takiego powodu, że nieopodal są największe w Europie poligony w Wicku.
Tęgie móżgi już się zajmują takim projektem. Niestety, obecne władze nie mają specjalnego zainteresowania tym tematem.
Może rzeczywiście mają już tyle spraw na głowie, że już nie są w stanie ogarnąć wszystkiego. Choć według mnie powinni.

Port w Ustce to sprawa rozwojowa. Natomiast likwidacja Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni to sprawa paląca.
Jutro już będzie za późno.

.