W ten ciągle jeszcze mroźny, piątkowy poranek, zaczynamy obchodzić Dzień Nauki Polskiej. Dwa tygodnie temu prezydent Duda zatwierdził to nasze nowe święto.
Dlaczego 19 lutego? Ano dlatego, że to data urodzin Mikołaja Kopernika, jednego z naszych największych mędrców, którego nawet niektórzy chcieliby nam ukraść.
Powszechna wiedza o wielu naszych wspaniałych naukowcach, świadomie, czy nieświadomie, została zapomniana. Rysuje się nas przecież, jako naród głupków. To bardzo przykre, lecz nawet obecna opozycja przykłada do tego rękę, osobiście dając przykład głupoty na międzynarodowych arenach.
A przypomnę za doniesieniem MEN na portalu gov.pl:
Wśród najwybitniejszych rodzimych naukowców, oprócz Mikołaja Kopernika, wskazano również Jana Heweliusza, Ignacego Łukasiewicza, Karola Olszewskiego, Zygmunta Wróblewskiego, Marię Skłodowską-Curie, Henryka Arctowskiego, Ludwika Hirszfelda, Jana Czochralskiego i Stefana Banacha.
Nie mam wątpliwości, że wszyscy znają tych fantastycznych Polaków.
Zapewne, gdybym poszukał, bo pamięć już nie taka, to wymieniłbym jeszcze setkę takich naszych genialnych naukowców i konstruktorów.
Feliks Koneczny, którego należy uważać za ojca współczesnej historiozofii; Filip Patek, który w Szwajcarii skonstruował najlepsze i najdroższe zegarki na świecie; Stefan Kudelski, jako najbardziej znany na świecie polski elektronik, wyjątkowo mi bliski, twórca najwyższej jakości elektronicznego sprzętu rejestrującego dźwięk (Nagra) i dekoderów telewizji cyfrowej; Stefan Kudelski w 1998 roku znalazł się wśród 100 największych geniuszy Szwajcarii (Gent Suisses, 1998); inżynier Jacek Karpiński – wyprzedzający o dekady IBM, czy późniejszy Microsoft – geniusz – elektronik i informatyk, faktyczny wynalazca i twórca komputera osobistego, niszczony i gnębiony przez komunę i radzieckich konstruktorów, za swą bohaterską przeszłość z czasów okupacji; podczas gdy sowieckie komputery Riad zajmowały nawet 10 metrów ściany, to pomyślany jako komputer osobisty K202 – rewolucyjny przewrót w komputeryzacji, mieścił się na niedużym stole. Producenci z USA i UK porównywalne parametry osiągnęli dopiero po 10 latach (premiera K202 była w roku 1970).
Prowadzona przez dekady polityka wstydu, prowincjonalności i poczucia małej wartości wymagała, by o osiągnięciach polskiej nauki zapomnieć.
Nauka, w całym swoim obszarze działań ma tylko jedno, proste zadanie – poszukiwanie prawdy.
To jest bezdyskusyjny, kluczowy imperatyw uprawiania nauki.
Niestety, poprzez politykę i lewacką ideologię, która polityką kieruje – ideologię, która chętnie posuwa się do kłamstw, oszustw i manipulacji, szacunek do nauki zmalał drastycznie.
Raz, dlatego, że spora grupa naukowców wolała się sprzeniewierzyć i sprzedać siebie biznesowi i politykom i na ich rozkazy, zazwyczaj dobrze opłacane, ubierać każdą ideologiczną bzdurę w naukowe szaty. Mamy więc takie idiotyzmy, jak ocieplenie klimatu spowodowane ludzką działalnością, a nie cyklicznymi oscylacjami klimatu; mamy gender, który odrywa naturalną, fizyczną seksualność od jakichś wymyślonych psychologicznych bzdur, dotychczas przez medycynę słusznie traktowanych jako dewiacje; mamy też multi-kulti – utopię, że narody z diametralnie różnych cywilizacji i kultur można, ot tak sobie, wymieszać i powstanie wspaniały światowy koktajl.
A po drugie, mamy równie fałszywych i nieuczciwych dziennikarzy i publicystów, którzy, również za judaszowe srebrniki, albo tylko ze skrajnej głupoty spowodowanej ideologicznym fanatyzmem, na skinienie palcem kolejnego magnata, czy watażki, napiszą wszystko, co mocodawca sobie zażyczy.
Niemalże roczna już pandemia, gdzie świat i ludzkość została zaatakowana nieznanym wirusem, który wprawdzie pochodzi z rodzimy koronawirusów, od lat badanych przez naukę, to demonstruje on nieznaną dotąd zjadliwość i łatwość propagacji, czyli zaraźliwość, pokazuje nam, że od tej traumatycznej i denerwującej sytuacji zaczyna się nam w głowach mieszać.
Wiadomo też, z nauki o wirusach, że gdy znajdzie on nowego żywiciela, a tutaj ten wirus, naukowo nazwany SARS-CoV-2, niewątpliwie po raz pierwszy "przesiadł się" na człowieka, to ponieważ system obronny naszego organizmu nie zna tego nowego zagrożenia, przez co nie potrafi się szybko bronić, skutecznie uruchamiając system immunologiczny (odpornościowy), to zakażenie nim może prowadzić do spustoszenia w organizmie i wysokiej śmiertelności.
Oczywiście natura jest aż do bólu logiczna, więc celem wirusów nigdy nie jest zabijanie nosiciela (może za wyjątkiem bakteriofagów), tylko korzystanie z niego jak najdłużej. Dokonuje się to poprzez mutacje wirusa, które potrafią być częste i szybkie. Już dzisiaj, po roku, mamy już w kraju mutację brytyjską i mutację południowo-afrykańską.
Nie mniej, żeby nowy wirus przestał być zabójczy, czy nawet tylko taki agresywny, mogą upłynąć całe dziesięciolecia. A ludzkość tyle czasu nie ma. To problem humanitarny, społeczny i gospodarczy. Musimy zrobić wszystko, by, jak zakładamy, zneutralizować tego wirusa do końca 2021 roku. Inaczej konsekwencje muszą być tragiczne.
A ponieważ jest to absolutnie nowe wydarzenie i jak to już twierdzą matematycy, podlegające, jak pogoda, mechanice chaotycznej, dotychczasowa walka polega na metodzie prób i błędów, udoskonalanej, w miarę zdobywania nowej wiedzy. Przypomnę, że rok temu, w maju, Platforma silnie naciskała na przeniesienie wyborów prezydenckich na jesień, bo wtedy już epidemii nie będzie. A ostrożniejsi twierdzili, że termin – wiosna 2021 jest lepszy, bo już wtedy na pewno będzie po pandemii.
Pandemia trwa, końca nie znamy, a ludzie są coraz bardziej zdesperowani i sfrustrowani. Oczekują od władz i nauki cudów, których te nie potrafią dać.
Niestety, pandemia udowodniła dobitnie, że tak idealizowana solidarność międzynarodowa jest nadal mrzonką i wygrywają państwowe egoizmy według zasady – kto silniejszy ten wygrywa.
Nie byliśmy przygotowani na atak z tej strony wszechświata. Nikt nie był przygotowany, a na dodatek Chiny – źródło zakażeń, oszukiwały wszystkich i kłamały.
Ironią natomiast jest fakt, iż wydajemy miliardy i precyzyjnie przygotowujemy się do wojny atomowej...
Pandemia rozbudziła nagłe zainteresowanie się nauką przez społeczeństwo. Wszyscy po prostu chcieli wiedzieć co się dzieje i starali się zrozumieć ten cały pandemijny galimatias.
Pozwolę sobie na mały wtręt - pandemia brzmi nam blisko do słowa pandemonium, które w pierwowzorze określa stolicę piekieł, a potocznie oznacza całkowity zamęt, chaos i harmider.
Z autentyczną przykrością muszę stwierdzić, że lewacko – liberalne kombinacje przy edukacji, spowodowały, że system nauczania uczynił wykształcenie ogólne iluzorycznym i niemalże spowodował wtórny analfabetyzm. Rozważano nawet usunięcie z egzaminów maturalnych matematyki – królowej wszystkich nauk, instrumentu, bez którego fizyka, chemia, geografia, nowoczesna biologia, czy nauka o społeczeństwie, nie dają się przyzwoicie wytłumaczyć, czyli nie można nawet dostatecznie się tego nauczyć.
Całkiem słusznie społeczeństwo łaknęło solidnej wiedzy o rozwoju sytuacji związanej z piekielnym i groźnym wirusem, jak też z działaniami władz i specjalistów w celu obrony i walki z tym patogenem.
Chcieli wiedzieć i słusznie. Lecz brakowało im wiedzy i aparatu pojęciowego. Nie mieli przecież dotąd potrzeby interesowania się nauką. To był nikomu niepotrzebny zbytek. Generalnie, co nawet istnieje do dzisiaj, wiedza i mądrość były czymś do pogardzania i do wyśmiewania.
Hitler i bolszewia dobrze o to zadbały likwidując polską inteligencję i obalając po kolei narodowe autorytety. Z wściekłością i zażenowaniem obserwuję, jak lewactwo zabrało się za niszczenie wielkości i pamięci po największym Polaku XX wieku – świętym Janie Pawle II.
Tak więc, gdy pandemia zaczęła pełzać przez Polskę i minął pierwszy szok, to wszyscy zaczęli się interesować, co tak na prawdę się dzieje.
Łatwo nie było i nie jest. Brak jednolitego i wiarygodnego przekazu, bo jesteśmy w środku wojny cywilizacyjnej, gdzie nasi przeciwnicy – neobolszewia europejska i ruska barbaria, opiera swoją ideologię na, jak to my nazywamy, cywilizacji śmierci, bez wahania, a nawet z większym zapałem korzysta z kłamstwa i manipulacji, mając w pogardzie prawdę i fakty. A to również oznacza, że taki sam stosunek mają do nauki. Traktują ją wyłącznie instrumentalnie – rozpowszechniając wyłącznie to, co im pasuje, a zakopując głęboko całą naukę, która dla nich mogłaby być szkodliwa.
Te powyższe przyczyny, plus demoralizacja i sparszywienie środowisk dziennikarskich i medialnych, które swoim szczytowym wyczynem zablokowały możliwość komunikacji urzędującemu prezydentowi USA, Donaldowi Trumpowi, tylko dlatego, że to krnąbrny konserwatysta, spowodowały, że w mediach, a głównie w mediach społecznościowych, emocje spowodowane stresem i strachem przed nieznanym, dodatkowo zaburzone przez brak odpowiedniej wiedzy, wypączkowały trzy zwalczające się obozy:
- Cała pandemia to ściema i oszustwo jakiejś niezdefiniowanej super-władzy i jej rządowych parobków w poszczególnych krajach, mająca na celu cofnąć z powrotem społeczeństwa i wszystkich obywateli do epoki wysoko scentralizowanego feudalizmu, więc i poddaństwa, a kto wie, może nawet do epoki niewolnictwa.
- Wirus jest wytworem tajnych laboratoriów i działań ludzkich i albo właśnie ludzkość stała się ofiarą eksperymentu, lub też wirus wymknął sie sam spod opieki i spowodował pandemię i nikt nad tym nie panuje. Tutaj wyznawcy takiej postawy twierdzą, że najlepiej nic nie robić, żadne tam kwarantanny, głupie i denerwujące maseczki, bezsensowne i najpewniej niebezpieczne szczepienia, a życie i gospodarka mają się kręcić, jak gdyby nic się takiego nie działo.
- No i pozostali – wygląda na to, że na szczęście około 50%, którzy nie popadli w panikę i świat urojony; zachowali zdrowy rozsądek i krytyczno – konstruktywny ogląd sytuacji.
Zwolennicy typu 1. + 2. wrzeszczą okropnie, ubliżają przeciwnikom i przeszukują Internet, aby znaleźć argumenty na poparcie swojej postawy. Bo oni podświadomie boją się i nie mają pewności co do swoich racji. A ponieważ, w większości lewacki, Internet dostarcza jak na zawołanie ogrom informacji wytworzonej przez wspomnianych manipulatorów medialnych i naukowców do kupienia od zaraz i to nawet w promocji, a sami nie posiadają wiedzy własnej, by być w stanie krytycznie ocenić doniesienia, to popadają w coraz większy galimatias, frustrację i niepokój, bo podskórnie czują, że coś im się nie skleja.
Rozumiem i współczuję poszukiwaczom prawdy, gdzie raczej jej nie ma. Ich błąd polega na tym, że oni szukają swojej prawdy. Tej, która ich uspokoi i potwierdzi własny światopogląd. A to nie jest działanie naukowe.
Nauka od zamierzchłych tysiąc leci potwierdziła swoją przydatność dla ludzkości. Praktycznie wszystko, co zapewniło nam dzisiejszy standard życia, zawdzięczamy nauce. W poszukiwaniu prawdy o wszystkim, nauka pyta się – jak to działa. Rzadko się pyta – dlaczego tak jest. To raczej dziedzina filozofii, która sensu stricte nauką nie jest, bo pozwala na bardziej swobodne rozważania, stawianie hipotez, a nawet schlebianie marzeniom.
Uprawianie nauki – najbardziej wyrafinowana aktywność człowiecza, jest restrykcyjnie zabezpieczone żelaznymi zasadami.
Nauka posiada ścisły kodeks, który jednoznacznie stwierdza, co jest nauką, a co nie jest. Powoduje to, że każdy nie-naukowiec nie może jednoznacznie stwierdzić co jest prawdą naukową, a co nie jest, jeżeli ściśle i bezwzględnie nie będzie przestrzegał naukowych reguł zawartych w kodeksie.
Świat nigdy nie był idealny i nadal nie jest, tak, jak ludzie, którzy go zasiedlają.
Są lekarze, którzy łamią przysięgę Hipokratesa. Często z premedytacją i często dla zysku. Chociaż nie jest to już archaiczny, grecki tekst, tylko zmodyfikowana wersja, tzw. Deklaracja genewska, następnie poprawiana w latach 1968, 1983, 1994 i 2005.
Także mamy sędziów, którzy sprzeniewierzają się rozlicznym kodeksom, literze prawa i najgorsze – sprawiedliwości.
Naukowcy to tacy sami ludzie jak lekarze i sędziowie. Też można ich złamać. Albo uczynią to sami. Bo jak wszyscy ludzie pełni są wad i zalet.
Jednakże w dziedzinie nauki, tak zwany kodeks etyki pracownika naukowego, jest bardzo restrykcyjny. To zrozumiałe, bo każde działanie naukowca to jakiś fragment poszukiwania prawdy. Tej jedynej, bez przymiotników.
Chyba najdokładniej skodyfikowano metodologię pracy naukowej. To często lata badań, setki testów i poszukiwanie matematycznych wzorów. W dzisiejszej dobie dochodzi do tego również komputerowe modelowanie. Gdy w końcu mamy nową naukową tezę, albo konkretne, pozytywne wyniki badań i eksperymentów, to aby zostały przyjęte przez całe naukowe środowisko, muszą przejść etap weryfikacji i falsyfikacji. Inny, niezależny zespół naukowy, często nawet na drugim końcu świata, nie tylko w sąsiednim instytucie, laboratorium, czy na uniwersytecie, musi w pełni potwierdzić wyniki badań źródłowych.
Falsyfikacja to ważna metoda naukowa, obowiązkowo stosowana, mająca dowieść, że teoria, hipoteza, eksperyment, czy nawet obserwacja są fałszywe. To takie naukowe "szukanie dziury w całym", gdzie na końcu naukowcowi, czy badaczowi, można spokojnie powiedzieć – mylisz się. Toteż falsyfikacja opiera się na niezależnej weryfikacji, replikacji, krytyce i sceptycyzmie. To ostre i bezwzględne testy. Tym większa satysfakcja gdy dana praca naukowa przejdzie to pozytywnie.
Z reguły, gdy już dana teza, czy badanie zostaje zaakceptowane przez świat nauki, rezultatem jest praca naukowa.
I tutaj mamy następne źródło wagi każdego eksperymentu, czy myślowego – logicznego i oryginalnego ciągu dedukcji – rozumowania prowadzącego nawet do odkrycia nowych praw.
W nauce podaje się przy każdej pracy naukowej liczbę cytowań. To właśnie świadczy o wadze konkretnej pracy naukowej. Pokazuje ilu kolegów naukowców wykorzystało wyniki badań i treść konkretnej pracy, budując w ten sposób prestiż dzieła, a także prestiż naukowca.
Uwaga – nie powinno się mylić liczby cytowań, co jest faktem obiektywnym, ze wskaźnikiem cytowań, który raczej odnosi się do naukowych czasopism i buduje prestiż i powagę tytułu.
Tutaj pozwolę sobie przytoczyć dane z roku 2020 z dziedziny medycyny, gdyż koledzy internauci poszukując odpowiedzi i również wsparcia, często cytują przeróżne periodyki. Szczyt wskaźnika cytowań medycznych, po angielsku – impact factor, to: New England Journal of Medicine, The Lancet, Journal of the American Medical Association. Dopiero na 7 miejscu znajduje się pierwszy, nie amerykański magazyn British Medical Journal i na 9 European Heart Journal. Tu są najbardziej wiarygodne artykuły i doniesienia. Radosne jest, że polscy naukowcy trafiają również na łamy tych prestiżowych periodyków. Parę miesięcy temu Lancet publikuje badania prowadzone przez polskich naukowców. Kardiolodzy z Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu oraz Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu - prof. Piotr Ponikowski i prof. Ewa Jankowska, kardiolodzy z Centrum Chorób Serca kierowali badaniem, które potwierdziło, że podawanie dożylnie żelaza chorym z niewydolnością serca znacząco poprawia ich rokowania. [ https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(20)32339-4/fulltext ]
Tymczasem wielu poszukujących materiałów internautów, a także niektórzy publicyści, jak na przykład Witold Gadowski, często sięgają do publikacji, których wiarygodność jest wątpliwa. Brak tam obiektywizmu i niestety odnosi się wrażenie, że publikacja jest napisaną pod konkretną tezę.
Na przykład, że szczepionki oparte na użyciu mRNA mogą być szkodliwe i niebezpieczne. Oczywiście sceptycyzm i wątpliwości są jak najbardziej godne pochwały. Jednakże zawsze trzeba uczciwie i wiarygodnie argumentować.
Koncepcja szczepionek mRNA pojawiła się dokładnie 30 lat temu. Do dzisiaj, a konkretnie do ubiegłego roku intensywnie pracowano nad tym nowatorskim rozwiązaniem, dlatego, że naukowcy widzieli w tym niezaprzeczalne pozytywy w połączeniu z niewielkim stopniem ryzyka. Jednakże to nie tania składanka klocków Lego. Tu nie wystarczają miliony, tu potrzebne są miliardy dolarów.
Faktycznie szczepionka nie była przed COVIDem testowana na ludziach. A powód jest prozaiczny – nie było masy krytycznej – ani wielkich ilości wirusa, ani dziesiątków zarażonych ludzi do badań. Toteż wcześniej nie usiłowano stosować tej metody do zwalczania Eboli, czy HIV, bo tam ogniska choroby nie są zbyt liczne i również nie starcza wirusów do badań laboratoryjnych. Dopiero SARS-CoV-2 wprost zmusił władzę do zainwestowania ogromnych sum pieniędzy, a rozwijająca się pandemia dostarczyła dziesiątki tysięcy ludzi na których można było prowadzić testy i obserwacje. Oczywiście w pełnej zgodności z metodą i etyką naukową. Wbrew niedoważonym doniesieniom, nie spieszono się pomijając istotne elementy procesu badawczego. Tam, gdzie nie uczyniono miarodajnych badań otrzymując pozytywne rezultaty, ograniczono dostęp w zaleceniach, nie dopuszczając szczepionki Pfizera do stosowania u ludzi poniżej 16 roku życia.
Ludzkie wątpliwości i niepokój, to rzecz normalna i słuszna. Do wielu spraw ludzi trzeba przekonać. W przypadku szczepień przeciwko koronawirusa tego skutecznie nie dokonano.
Z drugiej strony, tak zwany ruch antyszczepionkowy istnieje od lat. Nie jestem w stanie określić, kto buduje te wszystkie teorie spiskowe i po co, ale jakiś oddźwięk jest. Widocznie niektórzy ludzie posiadają taki autodestrukcyjny gen, który w skrajnych przypadkach wiedzie ich w łapy takiego gościa jak Jim Jones i jego sekty Świątynia Ludu, by w końcu w Gujanie popełnić zbiorowe samobójstwo i zamordować własne dzieci. Zginęło wówczas w 1978 roku 909 osób.
Nie mniej w tym pandemicznym roku wzrosło poważnie zainteresowanie nauką na wielu obszarach. A w dziedzinie epidemiologii, wirusologii, biotechnologii szczególnie.
Niestety mało kto zadał sobie trud zapoznać się z etyką nauki, filozofią nauki, czy całym naukowym warsztatem.
Gdyby to zrobiono, nie byłoby tylu wyznawców, których określiłem w grupie 1. i 2., a stanowcze i jednoznaczne opinie zastąpili by słowem przypuszczam. Nie używali by jako autorytetu starego naukowca, bo on 40 lat zajmował się mikrobiologią, tylko sprawdzili by jego prace naukowe ich oddźwięk i jakim prestiżem się cieszył. A także nie powoływaliby się na artykuły z czasopism o niewielkiej reputacji, lub nawet wyśmiewanych w poważnych środowiskach.
Pracownikami naukowymi i to takimi co tworzą prace naukowe i generalnie mają wielki wpływ na postęp ludzkości zostają ludzie o najwyższych możliwościach intelektualnych, zdolni do abstrakcyjnego i kreatywnego myślenia. Większość społeczeństwa tego nie potrafi. Nie dlatego, że nie osiągają tak wysokiego poziomu intelektualnego, tylko dlatego, że nie uczono ich twórczo myśleć. A na dodatek powszechna niechęć do matematyki i w mniejszym stopniu do nauk ścisłych nie daje im do rąk niezbędnych instrumentów. To powoduje, że nie potrafią oni krytycznie zweryfikować poważnej informacji. Łatwiej jest przyjąć fajną teorię spiskową, bo przecież zawsze nas fascynowało kino akcji, gdzie agent 007, albo Supermen panowali nad skomplikowanym światem, w którym często diabelscy naukowcy dążyli do zniszczenia naszego domu i całej planety. Jak to się nam zawsze podobało!
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz