czwartek, 24 czerwca 2021

Cel władzy– zniszczyć polskie apteki?

 

Nie byłoby w tym tytule nic szczególnego, że ktoś chce zniszczyć polskie apteki – niewielkie rodzinne biznesy, które powinny być jak najbardziej wspierane, chociażby w celu budowania naszej klasy średniej, gdyby nie słowo władza.
Nabieram coraz większej pewności, że w procesie tej bezsensownej likwidacji aktywnie uczestniczy polska władza i jej rządowe agendy.

Ciężko to zrozumieć, a jeszcze trudniej wytłumaczyć, że rządząca Zjednoczona Prawica, niemalże stosując liberalną filozofię Balcerowicza, chce doprowadzić do upadku 40 tysięczną rzeszę aptekarzy i ich rodzin.
Ale to się dzieje i jeszcze się rozpędza. Przez ostatnie trzy lata, rokrocznie likwidowało się 900 aptek. Wobec faktu, że w całej Polsce mamy tych aptek około 12 tysięcy, to taki spadek jest znaczący.

Do roku 2017 wszyscy farmaceuci oczekiwali z wielką nadzieją, że wprowadzona właśnie ustawa "Prawo farmaceutyczne", popularnie nazywana "Apteka dla aptekarza" uporządkuje ten sektor służby zdrowia, poprawi nie tylko byt i status farmaceutów, osób, podobnie jak lekarze, zaufania społecznego i pozwoli na uczciwy, wolnorynkowy rozwój, gdzie wszyscy będą mieli te same prawa, obowiązki i szanse rozwoju.

Niestety, stało się dokładnie odwrotnie.

Magistrowie farmacji po swoich jakże ciężkich studiach, z powodu takiego profilu nauczania jaki mamy, mają bardzo słabą wiedzę w kwestiach prawnych i biznesowych zawiłościach. A na prywatnych doradców finansowych i prawnych po prostu ich nie stać.

Mała dygresja – podróżując, obserwowałem działanie aptek na świecie. Czy to Grecja, czy Hiszpania, Niderlandy i Włochy, aptekarze niedużych rodzinnych aptek zawsze są traktowani z całym szacunkiem i estymą i są zazwyczaj członkami elity miasteczka, obok burmistrza, proboszcza, adwokata i pana doktora. Tam się po prostu tym ludziom ufa i się ich docenia.
Nie będę tutaj w kontrapunkcie przytaczał, jakie bluzgi lecą w polskich aptekach ze strony pacjentów..

I tak, po roku 2017, gdy wreszcie oczekiwana z ogromną nadzieją przez środowisko, weszła w życie ustawa, rezultatem tego był niespotykany dotychczas bałagan, liczba przestępstw, a nawet tworzenie się struktur mafijnych.

Gdy po trzech latach "Apteki dla aptekarzy" patrzę na sytuację w tym sektorze, to automatycznie nasuwa mi się myśl, że ustawodawcy służby zdrowia (nie wiem, gdzie tę ustawę tworzono), czy to z powodu własnej indolencji, albo przyczyn korupcyjnych, ulegając naciskom jakiegoś potężnego lobby, zakpili sobie z tych borykających się z codziennymi kłopotami aptekarzy, bo konstrukcja ustawy jest taka właśnie, że pozwala przestępcom i szubrawcom zarabiać miliardy (dosłownie!). A malutkich skazywać na bankructwo.

Patrząc na aferę Sławomira Nowaka, której zaledwie strzępek jest pokazany opinii publicznej, można mieć podejrzenie, że jakakolwiek władza, gdy tylko posiada ludzi słabych i podatnych na wpływy, a na dodatek chciwych, może dopuszczać się korupcji i konstruować prawo w taki sposób, by przestępcy, szczególnie ci w białych rękawiczkach, mieli obfite żniwa, niestety kosztem wszystkich obywateli.

Oto jak dzisiaj wygląda w Polsce struktura dystrybucji leków i cała jej patologia.

Jedynym beneficjentem ustawy z 2017 stały się hurtownie. A nieco dziwny rozwój tego ważnego sektora handlu lekami doprowadził do tego, że w Polsce liczą się tylko trzy hurtownie. A to już jest niemalże oligopol – struktura ekonomiczna, w znacznym stopniu patologiczna, prowadząca do kartelu i monopolizacji rynku. Jedynym prawdziwym celem jest zysk i niestety, nie ważne, czy osiągany uczciwie, czy nieuczciwie, na przykład oszukując partnerów (którzy też mogą oszukiwać) [X].
Jest kilka pomniejszych hurtowni farmaceutycznych, lecz tak na prawdę liczą sie tylko trzy najpotężniejsze. A te, realizując swój główny cel – dążenie do maksymalnego zysku, robią wszystko, by to osiągnąć.
Rozszerzają swoje pole działania. Dzisiaj, to już nie tylko element struktury rynkowej, ponieważ hurtownie albo kupują, albo same tworzą zakłady wytwórcze. Czyli również zajmują się produkcją leków i materiałów medycznych.
Lecz nie to jest najgorsze dla zdrowego rynku leków. Trzy hurtownie stworzyły struktury podporządkujące, a nawet w pewnym stopniu wchłaniające apteki, czyli sprzedaż detaliczną, budując tzw. programy partnerskie.
Szacuje się, że już ok. 3000 aptek pracuje w ramach programów, co oznacza, że ten jeszcze nie dodefiniowany, hurtowniany oligopol opanował już 30% rynku sprzedaży leków.
A założenie "Apteki dla aptekarzy" było takie, że hurtownie nie mogą prawnie posiadać własnych aptek. I do teraz eksperci i urzędnicy ministerialni "nie wiedzą", czym są programy partnerskie. Każdy trzeźwo myślący jednak widzi, że to obejście prawa, dziura stworzona w Ministerstwie Zdrowia w ustawie Prawo Farmaceutyczne.

I jest to komunikat do małych aptek walczących na tym kulawym rynku o przeżycie – przyłącz się do nas, albo giń.

Pewnie CBA jakoś zajmuje się już tą patologią, jeżeli Telewizja Republika puszcza taki program. Tym bardziej, że są podejrzenia, iż hurtownie, i to nie te lipne zakładane na słupy dla kolejnego przekrętu, lecz również te poważne, brały (biorą?) udział w nielegalnym eksporcie leków.
A faktyczni właściciele, ukryci często, jako prezesi zarządu, czy szefowie rad nadzorczych, znajdują się w pierwszej dziesiątce rankingów najbogatszych Polaków.

Tak wygląda 1/3 aptek w Polsce. A reszta?

Istnieje 359 sieci aptek. To generalnie nie jest źle. Ludzie w biznesie chcą się rozwijać i piąć do góry.
Większość, dokładnie 214 to najmniejsze sieci – takie od 5 do 9 aptek, zazwyczaj z jednym właścicielem. Z kolei mamy 93 sieci, które posiadają od 9 do 19 aptek. Jednak ogólnokrajowe znaczenie ma 9 sieci aptecznych, posiadających ponad 100 aptek każda. A to, jeśli dodamy te hurtowniane partnerstwo, to już ponad połowa wszystkich aptek w Polsce.
Warto oczywiście uświadomić, że ta "Wielka 9-tka" sieci aptek, to w rzeczywistości w sposób jawny, czy ukryty, fragmenty wielkich międzynarodowych korporacji, które wywąchały potężny rynek zbytu w Polsce.

Czy to jest właśnie "Apteka dla aptekarzy'?

Czy to tak właśnie prezes Kaczyński, kolejni ministrowie zdrowia i rządzący PIS i jego cały rząd, wyobrażali sobie sprawiedliwe i uczciwe zaopatrzenie obywateli w leki?
Przecież widać wyraźnie, że połowa całej tej struktury rynkowej skoncentrowana jest na maksymalizacji zysków, mając gdzieś etykę i morale zawodu zaufania publicznego. I to każdym kosztem. Pacjentów też. Leki w Polsce drożeją jak cholera. Także te najważniejsze, gdzie ceny ustala Ministerstwo Zdrowia.

Lecz by widzieć całość rynku leków, musi być uwzględniona pokaźna reszta – czyli ci wszyscy właściciele aptek, którzy tylko ledwo dają sobie radę i to właśnie głównie spośród nich bankrutowało rocznie 900 aptek. Nie wytrzymali, albo nie dali rady tej gangsterskiej konkurencji, często tracąc cały majątek.

Czy jest dla nich jakakolwiek szansa? Pan prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Marcin Nowacki, udzielający wywiadu TV wPolsce [A], ratunek dla tego ledwo dyszącego sektora aptek widzi we franczyzie (nie mylić z franszyzą!) [B].

"Franczyza jest sprawdzonym (przetestowanym przez franczyzodawcę) systemem sprzedaży produktów i usług, opartym na ścisłej i nieustannej współpracy pomiędzy prawnie i finansowo odrębnymi i niezależnymi przedsiębiorstwami, tj. franczyzodawcą i franczyzobiorcą."
[...]
"Aby zrozumieć mechanizm współpracy wystarczy, że wyobrazisz sobie takie marki jak McDonald, Alior Bank, Lotos, Play, Carrefour czy Żabka. Te firmy działają właśnie w modelu franczyzy, czyli umożliwiają partnerom biznesowym prowadzenie działalności gospodarczej pod swoją marką. " [B]

Kompletnie nie znam się na tych przeróżnych koncepcjach biznesowych, o franczyzach wiedziałem tylko, że są i tylko powierzchownie, jak to działa, więc nie mam prawa oceniać, czy silne zachęcanie aptekarzy do takiej właśnie formy działania przez pana prezesa Nowackiego, jest uczciwą propozycją, czy może też formą zachęcania właścicieli do podporządkowania się tym wielkim i silnym. Dla każdego wolnościowca, czy indywidualisty, to przykre rozwiązanie, gdy własny biznes podporządkowuje się komuś potężniejszemu, który teraz będzie mówił, co mam robić i będzie mnie kontrolował, a nawet nakładał kary.

Dowiedziałem się także studiując temat, że jest wiele rodzajów franczyz i wiele poziomów współzależności. Lecz usłyszałem w załączonym wywiadzie, że państwo i jego służby są niechętne takiemu sposobowi działania aptek i aktywnie zwalczają to.

A to ciekawe... władze walczą z franczyzami pod dyskusyjnym pretekstem, że apteki – franczyzobiorcy, utraciły swoją niezależność i są po prostu fragmentem dużej, nie za bardzo legalnej struktury. Nieważne, że są to biedne apteki, dla których właśnie miały być "Apteki dla aptekarzy".

Ustawa "Prawo farmaceutyczne" w zakresie działalności gospodarczej i uczciwej konkurencji, w jakiś idiotyczny sposób, odebrała część władzy i nadzoru, starej i doświadczonej UOKIK – Urzędowi Ochrony Konsumentów i Konkurencji i przekazała w ręce niedoświadczonej w zakresie działalności gospodarczej GIF – Głównemu Inspektoratowi Farmaceutycznemu.
A może nie w sposób idiotyczny tylko zamierzony. Dwie różne instytucje dbające o prawidłowy handel to rozmycie reguł i możliwość nieuczciwych działań.

Inspektoraty Farmaceutyczne od dawna są wrogim i znienaiwidzonym organem, a dla małych, biednych aptek postrachem. Smuga kurzu na ekranie komputera może być powodem ostrzeżenia i zagrożeniem kolejnej, niezapowiedzianej kontroli.
Duże sieci mają IF w nosie i śmieją się z ich bezsilności, schowani za barykadą prawników i biegłych konsultantów.
A ponieważ wojna już trwa, to nagle obudziły się śpiące przez lata Okręgowe Izby Aptekarskie – nieroby utrzymywane ze składek wszystkich farmaceutów. Widzą, że może coś tutaj będzie można uszczknąć dla siebie. Oczywiście, w żadnym wypadku nie dla dobra właścicieli niezależnych aptek.
Zwrócę uwagę na słowo – klucz "Okręgowe". Zarówno IF, jak i OIA. TO oznacza przynależność do niechlubnych działań niektórych samorządów terytorialnych.
Jak jakiś potentat farmaceutyczny chciał zniszczyć konkurencję, to na przykład w centrum miasta, powiedzmy na ulicy Świętojańskiej, lub Monte Cassino otwierał swoją aptekę tuż przy tej starej, istniejącej od lat, za akceptacją prezydenta i rady miasta, z przyklaśnięciem Izby Farmaceutycznej i całusem od Okręgowej Izby Aptekarskiej i spokojnie wykańczał rywala dumpingiem.

Nowa Ustawa Farmaceutyczna miała skończyć z patologią rynku leków. Kwestii, bądź co bądź, często decydującej o ludzkim życiu.
Po uruchomieniu ustawy patologie się znacząco pogłębiły. Straty państwa na samym nielegalnym wywozie leków za granicę szacowane są co najmniej na 3 miliardy złotych.
W czteroletnim okresie od działania ustawy zbankrutowało 2000 aptek. Potężnie wzbogaciły się zagraniczne korporacje, które, jak hipermarkety, opanowały dużą część rynku leków. A szefowie największych hurtowni wywindowali swój majątek do grupy najbogatszych Polaków.
O takim sukcesie nawet Balcerowicz i Lewandowski nie marzyli.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że koncepcja sprawiedliwego i uregulowanego rynku farmaceutycznego w Polsce była bliska prezesowi Kaczyńskiemu. Lecz jak zawsze, mafijna straż zbudowała wysoki mur wokół PJK, a za nim szubrawcy i złodzieje, bezkarnie mieli używanie.
No ale jest jeszcze minister Ziobro... minister Kamiński. Jest ABW i jest CBA. O policji i prokuraturze to już nie warto wspominać.

Czy Polska faktycznie jest nie do naprawienia? To z tym tak się prawie sto lat temu borykał marszałek Piłsudski?

W roku 2019 napisałem serię artykułów o mafijnej strukturze wywozu leków i jak ten mechanizm działa. Wykpiono mnie i dosłownie robiono sobie jaja.
Jeden z komentatorów, który oświadczył, że sam jest właścicielem apteki/aptek, otwarcie napisał, że jestem głupi frajer i jak jest okazja to trzeba brać, a nie jęczeć.

Po czasie wybuchła afera przemytu leków za granice, z takimi fanfarami, że minister Ziobro osobiście przejechał do Gdańska. [C]
Wszystkie media mlaskały z zachwytu i pokazywały co chwila, jak agenci CBA wyprowadzają w kajdanach popularnego w Trójmieście playboya Macieja P. ps. "Puzon". A jego czarne Ferrari za 2 miliony zł. wywożono na lawecie na policyjny parking. Zatrzymano bodajże 37 osób. A jeszcze kilkaset trzęsło portkami, jak dostali wezwania na przesłuchanie. Niestety, nie wiem, czy również zatrzymano wyśmiewającego mnie komentatora. Zgarnięto parę milionów złotych, dolarów i euro.
Aż tu nagle, na początku roku 2020 pojawił się COVID19, wybuchła panika. Można więc było po cichu wypuścić do domów farmaceutycznych aferzystów z Maciejem P. os. "Puzon" na czele. Niech nadal jedzą, piją, lulki palą i podbijają świat.
Świat, który coraz bardziej należy do złodziei, oszustów, ogólnie – skurwysynów.

No i przekonałem się, niestety już nie pierwszy raz, że Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński to cienkie Bolki. Za chudzi i za miękcy wobec naszej post bolszewickiej wypasionej patologii. Jak widać, mającej się dobrze również w ministerstwach i centralnych urzędach.

----------------------------------------------------------------------------------

[X] oligopol – Oligopol – forma struktury rynkowej(link is external) zaliczająca się do konkurencji niedoskonałej(link is external) i ze względu na siłę rynkową ulokowana między konkurencją monopolistyczną(link is external) i monopolem(link is external). Rynek można nazwać oligopolistycznym, gdy tworzy go lub dominuje na nim kilku producentów(link is external), wytwarzających produkt jednorodny (cukier, chemikalia) lub zróżnicowany (samochody, papierosy). [...] Przedsiębiorcy na rynku oligopolistycznym konkurują ze sobą, aby osiągnąć jak największy zysk(link is external). W niektórych sytuacjach porozumienie się i wspólne działanie umożliwia zarobienie większego zysku niż przy konkurowaniu. Dlatego konkurenci zawiązują porozumienia, jak np. kartele(link is external) [...] Jednakże w ramach porozumienia istnieje pokusa do oszukiwania, gdyż jeśli pozostali partnerzy porozumienia przestrzegają zasad umowy, to można osiągnąć większe zyski. Jeśli pozostali uczestnicy porozumienia również oszukują, to na ogół prowadzi to do wojny cenowej(link is external).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oligopol(link is external)

[A] http://wpolsce.pl/gospodarka/14473-wywiad-gospodarczy-czy-wkrotce-zabraknie-aptek-i-lekow(link is external)

[B] https://wlasnybiznes.pl/co-to-jest-franczyza(link is external)

[C] https://wiadomosci.onet.pl/trojmiasto/mafia-lekowa-uznano-go-za-szefa-niedawno-wypuszczono-na-wolnosc/ellvz9j(link is external)

 

sobota, 19 czerwca 2021

Chłonnik nałogowy

 

Napisałem felieton, tak pełen nienawiści i wzgardy, że sam się przestraszyłem.
Poza tym podobno Tusek wraca w środę i odbiera berło Króla Opozycji, jako były Król Europy. Noblesse oblige. Wiadomo...

Nabyłem właśnie nowy telewizor. Rany! Nie nadążam za postępem. Stary tez był wypasiony, ale miał już siedem lat. A to epoka w elektronice użytkowej. Teraz mam nawet You Tube na osobnym kanale, a poza tym cały internet.
Całego jeszcze nie rozgryzłem, bo okazuje się, że jego sztuczna inteligencja chyba jest lepsza od mojej.
A najbardziej podoba mi się nowy pilot, choć powinienem powiedzieć – pilocik. Malutki, solidny metal i minimum guziczków. Nowa filozofia obsługiwania.

Mam swoją metodę na oglądanie TV. A oglądam sporo, bo przez 40 lat na morzu uciekło mi mnóstwo filmów i jeszcze więcej seriali, a ponieważ niewiele śpię, to sobie stratę odzyskuję. No i teraz jeszcze tego sportu mnóstwo. Siatkówka i kopana... A niedługo olimpiada. A w chwilach zadumy przypomina mi się ekscytacja, gdy również w maju, czy czerwcu, leżąc gdzieś na łące słuchaliśmy relacji na żywo z Wyścigu Pokoju, z pierwszego polskiego, przenośnego odbiornika radiowego Koliber.

Teraz jest inaczej i wreszcie człowiek nie jest niewolnikiem ekranu. Dekoder ma na twardym dysku pojemność 150 minut nagrywania danej stacji (te nowsze pudełka podobno mogą nagrywać nawet dwa kanały jednocześnie).
Mogę sobie w każdej chwili program zatrzymać i spokojnie zrobić następną kawę. Albo też cofnąć, jak coś mnie zainteresowało.
Ale najważniejszą dogodnością jest to, że gdy sobie zatrzymam, albo jak się dzisiaj mówi, zrobię pauzę nawet na te dwie i pół godziny, to potem w trybie przyspieszonym mogę ten szmat czasu obejrzeć w 15 minut, pomijając cały ten stek bzdur, który jest nam serwowany. Czy to przez Kurskiego, czy Miszczaka, albo pomniejszych medialnych kacyków. W ten sposób filtruję szum informacyjny i nie zaśmiecam sobie umysłu lejącym się badziweiem.

Ten nowy telewizor potrafi jeszcze dziesięć razy więcej. Z czego, co potrafi, wiem na razie mniej niż połowę. Gdyby nie to, że nie ma do tego telewizora klasycznej klawiatury, tylko ten mały, srebrny pilocik, to komputera już bym nie potrzebował. Wszystko mam w tym tv.

Obawiam się, że większość telewidzów musi niestety się męczyć nadal w klasyczny sposób nawijania im makaronu na uszy. W 2013, czyli już dosyć dawno, opisałem takich nieszczęśników, którzy biernie i raczej bezmyślnie łykają wszystko, co przynosi internet i telewizja. Nazwałem ich wtedy Papkożercami. Teraz sobie wymyśiłem po tej pandemii nazwę bardziej medyczną – Chłonnik Nałogowy.
A tamten felieton zaktualizowałem i pozwalam sobie przypomnieć czytelnikom.

Może jesteś papkożercą. Nie wiesz? W tym wypadku jesteś zapewne uzależnionym od internetu. Łykasz co ci podsuwają. Nie umrzesz od tego wcześniej. Ale umrzesz głupszy.

Jezu, co zrobiła z ludzi współczesna technika?
Wyhodowała tabuny papkożerców. Papkożerca praktycznie codziennie spędza wolny czas siedząc przed telewizorem, albo komputerem, połykając papkę, która jest mu non-stop serwowana przez wszystkie stacje telewizyjne i portale. Popijając piwkiem z puszki (ci lepsi z butelki, koniecznie zielonej, a prawdziwa arystokracja to nawet z kufla). Lecz również niektórzy popijają herbatkę, miętowa na przykład.
Papka się sączy, wpływa do mózgu, ale nie uaktywnia neuronów. Ona odkłada się jak szlam. Dobrze, że te mózgi takie pojemne i są w stanie tyle pomieścić.
Wytwórcy papki dbają o rozmaitość papek. Tak samo jak firma Gerber dba o różnorodność papek dla niemowlaków. To przez godzinę pokazują Roberta, jak walczy dzielnie, to dziewczynę, która nie jest zadowolona ze swojego chłopaka, bo ten nie lubi używać dezodorantów i po prostu capi.
Nagle mignie Jaguar, ponad 300 koni i wtedy papkożerca sie wierci i podlicza, ile musiałby odkładać na te 300 tysięcy. Te wstawki są po to, żeby ten konsument papek nie daj Boże zasnął. Bo wtedy nie ma z niego pożytku. Tyle przecież rzeczy można mu sprzedać.
Sa jeszcze konkursy dla idiotów, gdzie białogłowa, przechodzona diva z pudelkiem ćpunem, w zależności od tego co przyjęła, bździ od rzeczy.
Takich niuansów papkożerca nie zauważa. Tym bardziej, że jak od czasu do czasu jest tak zwana imprezka, to jemu tez się zdarza przyjąć to i owo.
Tableteczkę lub działeczkę – w zależności od preferencji, nastroju chwili i co zaszlamiony mózg potrzebuje do podtrzymania funkcji życiowych.
Powiecie – co za papkożerca, to przecież jest klasyczny leming. To nie całkiem tak jest. Leming na pewno jest papkożercą ale nie każdy papkożerca jest lemingiem. Czy to leming ślipił się pamiętnego Sylwestra, całą noc w ekran, jak produkował się Sławomir – amerykański wynalazek Kurskiego, Mistrza Obciachu. Nie, to był oczywiście też papkożerca, ale nasz, nie od piwa, ale od herbatki miętowej.
Papkożersca zatracił jedną bardzo ważną cechę homo sapiens. To zdolność do refleksji. Ona w nim umarła. Bierze wszystko, jak leci. Byle to wszystko było trendy. I to w wymiarze ajfonowym, jak i w wymiarze moherowym.
Ale jest jeszcze gorszy rodzaj – Chłonniki Nałogowe, czyli tacy papkożercy, którzy również są przekaźnikami. Niestrawioną, lub tylko lekko pogryzioną papkę przekazują dalej, by tę informacyjną zarazę jeszcze bardziej rozpowszechniać. Zazwyczaj na portalach w internecie.
Jedna pani robi to już prawie od dwudziestu lat. I jaka jest dumna z tego. Nazywa siebie komentatorem. A paru innych gości, co tylko im wpada do czaszki, potrafi nawet trzy razy dziennie przelać dalej. Tacy twórcy. Nie pojmują, że napełniają informacyjne szambo.

Cholernie trudno z takimi ludźmi jest tworzyć demokrację. A już republikańską to chyba niemożliwe. Zrobią tylko to, co papkodawcy im podsuną. Takie Jednomandatowe Okręgi Wyborcze chyba doprowadziłyby ich do ciężkiego rozstroju nerwowego. No, chyba, ze kandydat będzie jednocześnie szefem. To wtedy sprawa jasna.
Czy coś jeszcze da się zrobić? Doprawdy nie wiem. Kultura współczesna prawie wyłącznie nastawiona jest na takich odbiorców. Zauważyliście niesamowitą popularność filmów animowanych? Różnych tam Szreków i Madagaskarów. To nie są filmy dla dzieci. O nie. To wszechobecne papkożerstwo.

-----------------------------------
 

wtorek, 15 czerwca 2021

Piłkarz nożny Krychowiak

 Wysłane przez jazgdyni w 14-06-2021 [20:45]

.

Jako zawodowy Dyletant – amator, pozwolę sobie w tym okresie Miesięcznego Święta Narodowego wg. Jacka Kurskiego, czyli Mistrzostw Europy w Podróżach, popluć sobie czasem żółcią, a może, czego bym chciał – pochwalić.

Drużynę mamy lichą. Niestety. Nadmuchiwany codziennie balon i ochy i achy nie dały rady ukryć, że wytatuowane chłopaki zamiast spodenek, części narodowego stroju, wolą wąskie rurki, modny fryz i zadbane paznokcie.

A poza tym... liczy się głownie forsa. Można z siebie dawać wszystko, gdy Juventus, czy Dynamo Moskwa płacą żywą monetą, ale reprezentacja Polski ???
Tu forsę trzyma pan Boniek, a on wie, jak trzymać forsę.

Więc dlaczego tak podle grają, ci, niby tak dobrzy w zagranicznych klubach? Czego im brakuje. Patrząc choćby na wczorajszy mecz Holandia – Ukraina, naszym brakuje ducha – ducha walki. Nie ma ciągu na bramkę, nie ma woli strzelania, a w głowach, zamiast błyskawicznych decyzji, kłębi się dylemat – podać w lewo, czy w prawo? A może podryblować. W tym momencie przeciwnik zazwyczaj już przejął piłkę.

Terner z dalekiego kraju słabo zna naszych cwaniaczków. Na treningu pokażą mu sztuki cyrkowe, lecz na boisku pogrywają inne gierki.

Złym duchem całości jest pan Boniek. Dla mnie postać dwuznaczna i na pewno psa przed sklepem bym z nim nie pozostawił.

Balon nadmuchiwany był do objętości krytycznej. Ludzie Kurskiego, nawet panienki za konsoletą dyszały na myśl o zbliżającym się wspaniałym zwycięstwie.
A przecież ta nasza sąsiedzka Słowacja, to nie jakiś mistrz futbolu. Dalekie miejsca w statystykach. A to my mamy MISTRZA ŚWIATA !

I jak tacy potrafią nam dokopać, to co dalej? Pierwszy raz w życiu jadę na ryby.

Byłbym zapomniał – piłkarz nożny Krychowiak, Grubo lansowany ostatnio w TVP na wspaniałego bohatera. Wywiady, reportaż z jego wsi, rodzina i takie tam. Schemat Kurskiego.
A ja tego gracza nie cierpię od lat. Mam zboczoną wizję, że tego nikt nie widzi?
To boiskiwy cwaniaczek – mistrz przytulania trawy udając, że go sfaulowano. W zamian sam faulujący paskudnie. Lecz najgorsze jest to, że on potrafi piłkeę podawać wyłacznie na boki, albo do tyłu. Zawsze grę spowalnia. Nigdy do przodu.
Cwaniaków na boisku nie odrzucam gremialnie. Są przydatni, gdy coś z tego zespół ma. Pamiętacie Diego Maradonnę? To był mistrz nielegalnych zagrywek.
Więc przyszła kryska na matyska – rumuński sędzia szybko się połapał z kim ma do czynienia i bohatera TVP usunął z boiska.

Następna paskuda w reprezentacji na moim celowniku, to niejaki, obco brzmiący Linetty.

.

piątek, 11 czerwca 2021

Dojrzałość

 

Dziś nic nie wie nikt na pewno.
Sprawdzamy, co przyniesie czas.
Bo wolę się natrudzić,
Niż liczyć na zwycięski los.

Stara irlandzka ballada

"Przez całe życie czytałem i studiowałem książki, pisałem (choć może zaledwie próbowałem swoich sił w pisarstwie?) oraz czerpałem przyjemność z lektury — i właśnie ową przyjemność uważam za najważniejszą.
[...]
Wprawdzie za każdym razem, kiedy siadam nad czystą kartką papieru, czuję, że muszę na nowo odkryć literaturę dla siebie, przeszłość jednak nie przynosi mi żadnego pożytku. Tak więc, jak powiedziałem, mam wam do zaoferowania jedynie swoje osobiste zadziwienia Choć zbliżam się bowiem do siedemdziesiątki i większą część Życia poświęciłem książkom, mogę przedstawić słuchaczom wyłącznie wątpliwości.
Wielki angielski pisarz i marzyciel, Thomas De Quincey, napisał na jednej z tysięcy stron czternastu tomów swych dzieł, że odkrycie nowego problemu bywa równie istotne, jak rozwiązanie dawnego. Ja jednak nawet tego nie mogę wam zaproponować, proponuję zatem uświęcone upływem lat zadziwienia Czy jednak powinienem się z tego powodu martwić? Czym jest historia filozofii, jeśli nie historią zadziwień Hindusów, Chińczyków, Greków, scholastyków, biskupa Berkeleya, Hume’a, Schopenhauera i innych myślicieli? Pragnę więc tylko podzielić się ze słuchaczami historią owych zadziwień."

Rzemiosło Poezji(wiersz klasyka)
Jorge Luis Borges
Tytuł oryginału:„This Craft of Verse”(1967—1968) [1]

***

Bo wolę się natrudzić, niż liczyć na zwycięski los... Czy to jest właśnie dojrzałość? Nie wiem... Chyba sporo woli liczyć na zwycięski los...

Od najwcześniejszych swoich lat, które teraz jestem w stanie przywołać, ale nie wiem, czy miałem wtedy lat dziesięć, trzynaście, czy siedemnaście, strasznie mnie fascynowała i dręczyła zagadka czasu.

To w żadnym wypadku nie mój wynalazek, i jak to Borges napisał, to jedno z tych stałych zadziwień filozofów ze wszystkich stron. Lecz wtedy jeszcze tego nie wiedziałem i traktowałem to bardzo osobiście.
Dopiero potem, gdy bardziej dorosłem i byłem już zdolny sięgnąć po dzieła Jameca Joyce'a, czy po całe siedem tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta (co moja mama uważała za lekturę obowiązkową kulturalnego człowieka. Taka była okrutna), dowiedziałem się, że istota czasu dręczy praktycznie wszystkich, co lubią rozmyślać i poszukiwać.
Jak to się nieco ironicznie mówi – lubią filozofować.

Byłem już dobrze po trzydziestce, gdy przeczytałem nieduże dzieło profesora Paula Davies'a "Strzałka czasu". [2] Po tej lekturze miałem dopiero bałagan w głowie i nierozwiane wątpliwości, choć usystematyzowano mi potężny materiał naukowy, dotyczący tej nieszczęsnej strzałki czasu, w przeróznych aspektach.
Proszę bardzo:

  • Kosmologiczna strzałka czasu: Entropia=0 >>> Ekspansja >>> Entropia=maksimum
  • Psychologiczna strzałka czasu: Pamięć >>> Obecna chwila >>> Możliwości

Jest tych wyliczeń mnóstwo, że jak to się mówi, aż strach się bać. Albert Einstein może dlatego unikał w swych pracach czasu i wprowadził pojęcie stałej prędkości światła.

A już szczytem wszystkiego było takie przeciwstawne coś dotyczące przyczyny i skutku, co przecież jest nierozerwalnie związane z czasem, a mówi o systemie całej natury z człowiekiem w środku.

 

  • 2 zasada termodynamiki: Porządek: >>> Życie >>> Chaos
  • Ewolucja życia: Chaos >>> Ewolucja >>> Porządek

***

Chyba nie należy się dziwić, że młodego człowieka najbardziej nurtował jakiś filozoficzny dualizm, powodujący, że teraźniejszość możemy praktycznie rozciągać niemalże od zera do nieskończoności, gdy sobie założymy, że ta mityczna nieskończoność, to długość naszego całego życia.

Mamy więc takie dwie sytuacje, albo podejścia do tego, co pięknie wyraził Goethe – trwaj chwilo, o chwilo, jesteś piękną!

Z tej suchej, matematyczno – fizycznej strony, z czym niestety musimy się zgodzić, nasza teraźniejszość jest niemalże zerowa. Bo przecież w każdej nanosekundzie czas przelewa się błyskawicznie. To, co jeszcze przed chwilą było przyszłością, natychmiast staje się przeszłością. Ani na chwilę czas się nie zatrzymuje na jakiejś tam teraźniejszości. Po prostu nie ma na to czasu, że pozwolę sobie zażartować.

Ale życie nasze, percepcja, odczuwanie, myślenie i emocje, to przecież nieustanna teraźniejszość. Tak właśnie jesteśmy skonstruowani.
Jak co każdego ranka, pan kos siedzi na czubku tui i wyśpiewuje swoje trele. Dokładnie tu i teraz. To się dzieje. To po to gramatyki całego świata mają mniej, lub bardziej rozbudowany czas teraźniejszy. Tu i teraz. Kwintesencja naszego istnienia. Więc jak tu pogodzić te radykalne pojęcia teraźniejszości i żyć przy tym bez nerwicy?

***

Większość ludzi na świecie, mówiąc kolokwialnie, taki wydumany problem po prostu olewa. Lecz niektórych to dręczy. A znane są przypadki, ze niektórzy nawet od tego wariują, nie mogąc sobie dać rady z problemem czysto teoretycznym.

No dobrze. Jak już w dzieciństwie poznaliśmy moc czasu, bo kazano nam być w domu na kolację już o szóstej, czy jak dawniej – obejrzeć dobranockę, umyć się i do łóżka, a nieco później polecono wracać nam do domu przed dziesiątą, to już bezdyskusyjnie i bez poważnego namysłu przyjęliśmy, że czas jest czymś bezwzględnym, bezdyskusyjnym i precyzyjnym do tego stopnia, że dzisiaj sekundy i ich cząstki odmierzają zegary atomowe, albo nawet jakieś kwantowe.
To jest oczywiste dla wszystkich rozsądnych ludzi na świecie gdzieś od piątego roku życia.

Chyba żeby przypadkiem przeczytali wyżej wspomnianą książkę profesora Daniels'a, gdzie on czas przedstawia właśnie w postaci strzałki – takiego wektora, który ma jasno określony kierunek – od przeszłości do przeszłości.
Lecz naukowiec nie byłby fizykiem teoretycznym i profesorem, gdyby nawet hipotetycznie, nie rozważał innych możliwości i nie stawiał kłopotliwych pytań.
A może są różne strzałki czasu? Może niektóre z nich są skośne do osi naszego czasu. Lub nawet, nie daj Boże, są skierowane przeciwnie do czasu, z którym cały czas mamy do czynienia. Wtedy coś tam przybywa z przyszłości, zerka na naszą teraźniejszość i płynie dalej w kierunku naszej prehistorii.

Chyba widzicie, że trzeba być bardzo zdrowym i silnym człowiekiem, by móc o takich sprawach myśleć bez bólu głowy po pięciu minutach.

Zakładamy więc sobie, wszyscy razem zgodnie (mam wątpliwości co do niektórych naukowców i filozofów), że nasz czas jest stały i stabilny, nie ma żadnych wybryków, wzdłuż jednej osi, wszędzie we Wszechświecie, podąża w jednym kierunku, ze stałą prędkością. Chyba jedną sekundę na sekundę (albo jedną godzinę na godzinę)
Nie ma wątpliwości? Dobrze.

Lecz mamy też poważny czynnik subiektywny – czas sobie płynie, jak powinien, stale i niezmiennie, lecz nasze osobiste odczucie czasu powoduje, że dzieją się dziwne rzeczy – raz coś dzieje się szybciej, a innym razem wolniej. Czekasz w przychodni do lekarza, w takiej, co oczywiście dzisiaj nie ma kolejek, jesteś już drugi. Jest godzina 14:25. Umówiony byłeś dokładnie na 14:00. No więc siedzisz na plastykowym krzesełku i czekasz na swoją kolej, która już minęła 25 minut temu. Jest 14:30, potem 14:35... Minęło zaledwie dziesięć minut, ale ty czujesz jakby to były wieki. Czy to właśnie jest relatywizm? Czas zwalnia w poczekalni. Problem z którym nie mógł sobie poradzić Albert Einstein? Bo przecież światło zapierdziela tak jak zawsze.

A już kompletne szaleństwo z tym czasem jest, gdy przejdziesz na emeryturę.
Emerytura to też taki fajny wymysł Szatana. Albo komunistów. Poszatkowano ci życie. Dzieciństwo – dobra, teraz będziemy ciebie pieścić, a ty sobie pohasaj. Kiedyś zrozumiesz – to najlepsze momenty twojego istnienia. A potem... Do roboty! No i w końcu masz tę swoją upragnioną emeryturę. To ma być nagroda – coś na co się czeka, by ponownie było tak fajnie jak w dzieciństwie. Żadnych obowiązków więcej. Wstajesz z łóżka kiedy chcesz, a nie jak zwykle o piątej, by zameldować się w robocie o siódmej. I już nie, jak poniedziałek, wtorek, środa, czwartek. A w piątek nagle budzi się lepszy humor. Wszyscy wołają – piątek, piąteczek! Bo jutro sobota – robisz, co chcesz. A na dodatek, potem jeszcze niedziela.
I tak patrzymy, jak rok po roku tak leci. 52 tygodnie w roku, za wyjątkiem – ho ho ho – urlopu.
Będąc na emeryturze, często się pytasz – jaki dzisiaj mamy dzień? Albo jak się zbudzisz i otworzysz oczy, to długo nie wiesz, czy to siódma wieczorem, czy szósta rano. Zegarka przecież już nie nosisz. Po co?
Nie ogarniamy tego mentalnie i nie pomyślimy, że to tylko, nieubłaganie, stale do przodu i bardzo okrutnie, nasz czas podąża do przodu.
I qu*wa jego mać! Nasz czas ma koniec! A miało być do nieskończoności...

***

Taaak... A co tam panie z tą tytułową dojrzałością?
Powiem krótko – znaczna większość ludzi nigdy nie dojrzewa. Już do końca są jak te zielone jabłka, albo blade, kwaśne truskawki. Już zerwane, więc dojrzałe nigdy nie będą.
Lecz ci zieloni, czyli niedojrzali, których jest więcej, robią, to co robią, tak, że wszystkim włos jeży się na głowie, a oni, mimo tego, są szczęśliwsi. Albo przynajmniej zadowoleni. Nieważne, czy 30 lat, czy 50, a nawet 75, upływ czasu mają w nosie. Jak za młodu byli głupkami, tacy też umierają na starość. Ot, było życie... i zleciało. Jakieś refleksje? A na ch... mi to! Było – minęło.

Mimo tego, rodzice, rodzina, ksiądz, wychowawcy i nauczyciele, za każdym razem mają nadzieję, że dojrzałość osiągniemy. Nieco później, to także taką nadzieję mają nasze dzieci, gdy nadal po pięćdziesiątce, jesteśmy szczeniackim błaznem.

Z dojrzałością nieuchronnie, przynajmniej w tradycyjnych rodzinach, łączy się bardzo ważne słowo – zmężnieć.

Wszyscy w koło, bez wyjątku, marzą o tym i mają nadzieję, że mały Jarek, Sławek, Krzysiu i Zdzisiu; a także Dorotka, Ania i Kasia; jak dorosną, to tak zmężnieją, że zawsze obronią swoje dzieci przed wszystkim. A przy okazji, dziadków też.

Więc bardzo chcemy, żeby te wszystkie Jarosławy, Sławomiry i Tomasze zmężniały, gdy dojrzały. By wzbudził się w nich taki imperatyw, że muszą obronić wszystkich, co tego potrzebują. Nawet, jak trzeba, cały naród.
Że nie dadzą sobie pluć w twarz jakiemuś Pepikowi, Klausowi, czy Iwanowi. Że potrafią przywalić jak trzeba. Bo po to właśnie jest męskość. Niezbędna w obronie przyzwoitości.

Dojrzały mężczyzna goli się codziennie. Oczywiście – tylko swe oblicze. Najlepiej brzytwą, o którą osobiście dba i bez przerwy ją ostrzy na skórzanym pasie, sprawdzając, czy można nią podciąć gardło jednym ciaach.
A gdy już jest tak dojrzały, że gotowy do zerwania, to często zapuszcza brodę i wąsy. Taki jest kod. Tego wymaga tradycja.

Nigdy natomiast, faktycznie będąc wiecznym szczeniakiem, jakimś Rafałkiem, czy Robercikiem, nie będzie udawał męskiego faceta, goląc się specjalnymi maszynkami tak, aby na twarzy widoczny był zarost trzydniowy, albo tygodniowy, jak u rybaka wracającego z udanych połowów.

  • Ach! Jak ty Rafciu męsko wyglądasz. Weź Viagrę, to ci zrobię – była piękność, zrobiona na glonojada, nieco przechodzona, teraz podniecona, gdyż wręczył jej śliczną, skórzaną torebkę LV, którą sam ze swoim przyjacielem wybrał.

Nie każdemu udaje się zmężnieć, gdy dojrzał. Zazwyczaj wieczne chłopaki zostają ciepłymi kluchami, bo mamusia zawsze robiła śniadanko, przypominała, że trzeba zmienić gacie i takie tam. Dbała, by syn, czterdziestolatek mógł spokojnie działać i nie przejmować się drobiazgami.
Więc facet dojrzał, ale nie zmężniał. Niejedna żona mogła by opowiedzieć, jakiego to ma rozkapryszonego bobasa.

***

Dojrzałość jest niezbędną cechą w uprawianiu polityki. Bez tego, to mamy wyłącznie błaznów i pozerów. Kto jest dojrzałym człowiekiem na opozycji? Szukam i nie wiem. Może Schetyna? Kosiniak-Kamysz... no nie żartujmy. U niego to może tylko Marek Sawicki, prawdziwy inżynier – rolnik.
A reszta? To nawet nie szczeniaki, to gówniarstwo. Złośliwe i podłe. Choć niektórzy z nich chełpią się tytułem doktora i posiadaniem 16 apartamentów.

No dobrze. A jak jest na prawicy? Prezes Jarosław Kaczyński jest niewątpliwe dojrzały, jak trzeba. Lecz, czy jest on również mężnym człowiekiem?
Jego przyjaciel Viktor Orban jest.

Mężny, czy nie; dojrzały lub nie dojrzały to jeszcze nie tak źle.
Najgorzej być niewolnikiem. Także niewolnikiem własnych instynktów.

.

[1] https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/42665-jorge-luis-borges-rzemioslo-poezji.html(link is external)
[2] http://www.wiw.pl/biblioteka/czas_davies/01.asp(link is external)


piątek, 4 czerwca 2021

Już niebawem sequel, druga część "1939". Scenariusz

 

Kilka kolejnych scen projektu political - fiction 

 

  1. Symboliczne miejsca zgromadzeń USA – stadiony, skwery, kampusy, ulice. Ujęcia parosekundowe. Karne, zorganizowane na sposób wojskowy, różnokolorowe (rasa), nieprzeliczone grupy, głownie młodzieży w granatowych spodniach, białych koszulach i czerwonych krawatach, maszerują do dźwięków Międzynarodówki, z podniesionym czołem i ogniem w oczach. Widać niesione czerwone flagi, wizerunki Che Guevary, Fidela Castro i najwięcej Karola Marksa.
  2. Gabinety europejskich przywódców. Kremlowski pełen przepychu. Berliński skromniejszy, lecz też z klasą. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel rozmawia z przywódcą Rosji Putinem, za pomocą specjalnej linii szyfrującej. - To w końcu dokąd ma Heiko (Heiko Maas – minister spraw zagranicznych RFN) przylecieć by wreszcie zamknąć ten dokument? - pyta pani kanclerz. - Siergiej (Siergiej Ławrow – min. Spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej) już czeka na was u mnie, niedaleko Soczi. Krótka wymiana grzeczności.
  3. Pałac Putina nad Morzem Czarnym. Panorama pokazuje, że jest to obiekt najwyższej rangi, strzeżony przez elitarne wojska rosyjskie. W olbrzymim, luksusowym gabinecie Ławrow i Maas, właśnie podpisują się na ostatniej stronie. Obaj uśmiechnięci i zadowoleni. Wznoszą toast lokalnym koniakiem. Maas pyta: - Słuchaj, a z Polen wszystko gra? - Da, toczno – odpowiada Ławrow po rosyjsku. - Wszystko jest na tym pendrivie. Ja mam drugi identyczny. Są nie do złamania. Tam jest cały plan. Możecie zaczynać zabawę.
  4. Wiedeń, Austria. Gabinet. Kanclerz Sebastian Kurtz jest przygotowywany przez telewizyjną ekipę do ważnego wystąpienia do narodu. (przygotować krótki tekst wystąpienia). Kurtz oznajmia narodowi, że wobec niebezpiecznej sytuacji – burdy uliczne, akty dywersji, zamachy terrorystyczne, władze Austrii jednogłośnie, po konsultacjach i długim namawianiu Berlina, zdecydowały się do zawarcia federacyjnej unii z Republiką Federalną Niemiec i odtąd, wspólne gremium wyłonione z austriackiego parlamentu i niemieckiego Bundestagu, będzie razem rządziło obu krajami. Kanclerz Niemiec z troską i zrozumieniem zaakceptowała to połączenie (przypominam Anschluss to przyłączenie).
  5. Praktycznie niedługo potem przenosimy się do czeskiej Pragi. Po burzliwej debacie (połowa gabinetu opuszcza zgromadzenie) premier Andrej Babiš deklaruje narodowi, że Czechy nie chcą stać na przeszkodzie połączonym Niemcom i Austrii i w związku z tym władza decyduje, że Republika Czeska również przystępuje do nowej federacji. Zamieszki uliczne i starcia z policją we wielu miastach.
  6. Zdjęcia robione z powietrza pokazują piękny zadbany krajobraz niemieckiego Zittau (kiedyś polska Żytawa) i lecąc na północny-wschód aż do Bogatyni i dalej, do Turoszowa, pokazują potężne dewastacje przyrody dokonane przez polską kopalnię węgla brunatnego i elektrownię Turów. Delegacja zjednoczonych Niemiec, Austrii i Czech składa w Unii Europejskiej wniosek, że w skutek zagrożenia środowiskowego i klimatycznego, spowodowanego przez rabunkową gospodarkę Polski, cały obszar tak zwanego Worka Żytawskiego ma zostać przekazany nowej europejskiej Federacji NAC, w celu zminimalizowania szkód i objęcia złoża i wydobycia wspólnym niemiecko – czeskim zarządem. Protesty Polski zostają odrzucone.
  7. Pejzaż nowoczesnego Gdańska. Podkreślono i uwypuklono niemieckie ślady w mieście – słup graniczny z Polską, niemieckie tramwaje, sławny Postamt i pomnik Güntera Grassa i Oskara Matzeratha. Końcowe ujęcie pokazuje pomnik oblany czerwoną farbą. Rada miasta Gdańska na uroczystym posiedzeniu, przekształca Radę Miasta w Senat Gdański, radnych w senatorów, a nazwa miasta teraz brzmi, nadal po polsku, Wolne Miasto Gdańsk. Powszechny entuzjazm w mieście. Ludzie tańczą i wiwatują na ulicach. Pierwszą ustawą Senat Gdański przywraca granice z roku 1939 roku (historyczne, czarnobiałe migawki z ówczesnego Danzig w rozkwicie). To automatycznie wchłania w obszar WMG Oliwę, Sopot, Żuławy aż po Zalew Wiślany. Polska nie uznaje uchwał Senatu WMG i zapowiada poważne reperkusje, łącznie z użyciem wojska
  8. Senat Gdańska czując się zagrożony, a uznany już został przez wiele państw Unii Europejskiej, wnioskuje o stworzenie szybkiego połączenia z Berlinem, które nie będzie pod polską kontrolą, W rezultacie RP rozpoczyna blokadę miasta.
  9. Nadzwyczajne posiedzenie parlamentu, rady i komisji europejskiej wyklucza Polskę z Unii, z wszelkimi konsekwencjami – wykluczenia z Strefy Schengen, natychmiastowego zamrożenia funduszy i zamknięcia granic unijnych.

To be continued.