wtorek, 29 września 2015

Cel -> Duda: – Pal!

 

No i zaczęło się...
Jak tylko zjednoczone umysły Kremla i Berlina poczują swąd, oznaczający, że w Polsce idzie ku lepszemu; że przypadkiem, nie daj Boże, Paljaczki/Polacken zechcą wybijać się na niezależność, to natychmiast przystępują do akcji, żeby im te głupie pomysły wybić z głowy.
Oraz oczywiście po to, by cały świat widział, że ta cała Polska, to taki lekko cuchnący grajdołek, awanturnicy i wichrzyciele, antysemici i ksenofobi.
Trzeba więc zacząć Polskę dołować na międzynarodowej arenie.


Ambasador Rosji Siergiej Andriejew, to nie żaden młokos, chlapiący językiem, jak nie przymierzając ex-prezydent Komorowski. To wytrawny polityk i dyplomata i jak się wypowiada w telewizyjnym wywiadzie, nie wiadomo ile wódki by wypił, to każde słowo ma dokładnie przemyślane. A cała wypowiedź ma konkretny cel.
Więc jakiż to cel miały bezczelnie zakłamane słowa o czynnej roli Polski w wywołaniu II Wojny Światowej, jak również, że 17 września 1939 Armia Czerwona nie napadła na Polskę, tylko ją wyzwoliła.[1]
Andriejew dobrze wiedział, że jego słowa odbiją się szerokim echem nie tylko w Polsce. I o to mu właśnie chodziło.
W świecie, gdzie już naziści i Niemcy to już dwa różne byty, a Rosja zawsze tylko broni pokoju i jest masa ludzi, którzy w to wierzą, trzeba znaleźć potwora, który w Europie bez przerwy knuje, wprowadza bałagan i prowokuje do agresji.
To właśnie Polska, która według ruskiego ambasadora, wraz z Hitlerem rozpętała tragiczną wojnę światową.

Wysublimowani wąchacze z której strony wiatr wieje; i w Moskwie i w Berlinie, wyczuli, że wybrany w czerwcu polski prezydent Andrzej Duda, niestety nie zostanie spolegliwą marionetką, jak jego poprzednik. Wprost przeciwnie, to nowy przywódca, który autentycznie zamierza dokonać zasadniczych zmian. Nie można do tego dopuścić. Już jeden Orban stwarza dosyć kłopotów, więc gdyby jeszcze Polska dołączyła do tego, to byłoby bardzo źle.
Także ci sami przenikliwi analitycy stwierdzili, że polskie październikowe wybory są już w zasadzie przesądzone i ponownie wypłynie na wierzch, o zgrozo, ta paskudna partia obrzydliwego kartofla Kaczyńskiego.
To najgorszy z możliwych scenariuszy dla Niemiec i Rosji. Trzeba więc, jak najszybciej rozpętać wielką międzynarodową, antypolską histerię. Polska siedziała osiem lat cicho, jadła z ręki, merdała ogonem, a tu wkrótce może mieć roszczenia! Zacznie mówić – NIE! Może nawet dobrotliwą rękę ugryźć...

Trzeba na arenie międzynarodowej stworzyć jak najgorszy obraz Polski, jej władz i jej narodu.

Mówi więc ambasador Rosji w Polsce:

"Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoja politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu..." [1]

Tym zdaniem zrobił z Polski, z ofiary agresji paktu Ribbentrop – Mołotow, o czym na zachodzie nie uczą, współsprawcę masakry wojennej, o czym na zachodzie właśnie się dowiedzą z telewizji i gazet.

Niemcy też już wtórują ruskiemu ambasadorowi.
Opiniotwórcza gazeta Die Welt udostępniła swoje łamy paskudnemu polakożercy, Janowi Grossowi, gdzie on napisał:

"To ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich. Dla mordowanych Żydów też nie mieli współczucia..."

I dalej:

"Polacy byli nie bez racji dumni z oporu, jaki stawiali nazistowskim okupantom, ale faktycznie podczas wojny zabili więcej Żydów niż Niemców..." [2]

Oto właśnie my, Polacy, jak nas przedstawiają na świecie Andriejew i Gross: - współwinni wybuchowi II WŚ, mordercy Żydów, ciemni prymitywni ksenofobowie.
Moskwa i Berlin, przewidując możliwe dramatyczne zmiany w Polsce, wybijanie się na suwerenność, a na dodatek na przywództwo możliwego Międzymorza (Lepiej – ABC, czyli Adriatyk, Bałtyk, M. Czarne), zaczynają tworzyć spójny, czarny obraz naszego kraju.
To dopiero początek tych działań, ale pewien jestem, że będą się one nasilać.

Nie dość tego, że sąsiedzi i przez tysiąclecie odwieczni wrogowie znowu są wobec Polski napastliwi, to chwilowo jeszcze będąca u władzy koalicja nie przepuści żadnego momentu, by nie atakować prezydenta Dudę i swoich politycznych przeciwników – PIS z Jarosławem Kaczyńskim.
Dokładnie powielają wytarte schematy z akcji podkopywania śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez Donalda Tuska.
Przywódczyni Platformy, Kopacz, czyni to jeszcze bardziej wulgarnie i prostacko. Określenie, "jak baba z magla" byłoby obrazą dla tych maglujących kobiet. Kopacz, nie mam najmniejszych wątpliwości na czyje polecenie, a wiemy także, że pierwszy telefon zaczyna się w Berlinie, posiada nieprzebrane zasoby chamstwa, jadu i obelżywości. Widocznie taka rola jej naturalnie pasuje.

W taki to oto sposób, do budowania antypolskiej histerii przez duet Moskwa – Berlin, dołącza się niby polska, niby postępowa Platforma Obywatelska. Smutna nasza historia pokazuje, że zawsze mieliśmy zdrajców na swoim łonie.
Już pokonani, lecz kąsać będą do końca.

Prezydent i przyszły rząd muszą się z tym liczyć, że przez pewien czas będą funkcjonować we wrogim otoczeniu. Ich sile i niezłomności, miejmy nadzieję, będziemy zawdzięczać, że wreszcie wybijemy się, po raz pierwszy od 70 lat na prawdziwą suwerenność.



[1]   http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/ambasador-rosji-w-polsce-w-rozmowie-z-reporterka-czarno-na-bialym,580483.html

[2]   http://wpolityce.pl/polityka/265269-skandaliczny-tekst-grossa-w-die-welt-to-ohydne-oblicze-polakow-pochodzi-jeszcze-z-czasow-nazistowskich-dla-mordowanych-zydow-tez-nie-mieli-wspolczucia

.

sobota, 26 września 2015

Dlaczego nie zrobiłem kariery

 
No właśnie... dlaczego nie zrobiłem kariery? Może po prostu jestem na to za głupi? Tak, to chyba to... Właściwie mógłbym tu już zakończyć i poddać się wrodzonej gnuśności. Tylko... taka Ewka, czy taki Adaś, by trzymać się wyłącznie imion biblijnych przodków, wcale nie są ode mnie mądrzejsi. Ewka to już zupełna katastrofa. A patrzcie gdzie ona jest. Już do końca życia będą mówić do niej – pani premier.

Na te filozoficzno – psychologiczne rozważania naprowadziła mnie wiadomość, że niejaki Kazimierz Marcinkiewicz, żałosny premier w rządzie PiSu, któremu potem palma okrutna odbiła; na początku skromny nauczyciel z miasteczka na prowincji, z solidną rodziną, bogobojny i z zasadami, nagle zaczyna hulać, zmieniać kochanki i patrzcie wszyscy uważnie – w tym swoim chocholim tańcu dorobił się majątku o wartości 20 milionów. Jest kariera? A jakże! Robi za autoryteta, stać go na Ferrari, ma sposób na dziewczyny, choć pała już kompletnie łysa, lecz forsy pod dostatkiem.
Czyli rzeczony Kaziu osiągnął swój poziom szczęścia, które najprawdopodobniej w swoim mniemaniu nazywa karierą.
Choć w moich oczach to wyjątkowo śliski i ohydny typ.


Zastanówmy się na chwilę, czym tak właściwie jest szeroko pojmowana kariera.
Chyba wszyscy się zgodzimy, że to tylko i wyłącznie w powszechnym pojmowaniu: pieniądze, władza i sława - popularność. W tej kolejności i tylko tyle. Im więcej każdego elementu, tym kariera większa. Oczywiście proporcje między tymi trzema elementami mogą się zmieniać, a wtedy Pan sprawia, że zostajemy Kulczykiem, albo takim powiedzmy Balcerowiczem, czy Michnikiem.

Kariery często wykwitają nagle i znienacka, jak na wiosnę mlecze na trawniku. Powiedzmy, taki Janusz Lewandowski. Pamiętam gościa jeszcze z pracy w PLO (Polskie Linie Oceaniczne a nie Palestinian Liberation Organization). Skromny urzędnik, rzucający się w oczy jedynie z powodu cofniętego podbródka i ciekawego uzębienia. Pies z kulawą nogą wówczas nie zwróciłby na niego uwagi. Taki przeciętniak. Okres transformacji, 1989 – 1990 spędziłem w USA, a jak wróciłem, to niesłychanie bogate i to w sensie międzynarodowym, PLO nie miało już 174 nowoczesnych drobnicowców, kontenerowców, statków ro-ro, czy con-ro, tylko cztery takie sobie. Nie żartuję! Reszta floty dziwnie się rozpłynęła po świecie. To oczywiście przypadek, nie mający nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem polskiej floty liniowej, ale w tym samym czasie pan Lewandowski zaczął robić błyskawiczną karierę. Czy to spowodowała przynależność do Kongresu Liberalno Demokratycznego – partii Tuska i Jana Krzysztofa Bieleckiego, oraz, co należy tu podać, fantastycznego mistrza gry w ruletkę, Pawła Piskorskiego? Nie zapominajmy przy tym, że naród patrzący czujnie na scenę polityczną, szybo ochrzcił KLD – "liberały – aferały".
Czyżby KLD było lewarem, który kreował różne kariery? A może obowiązywało tu słynne prawo, że pierwszy milion trzeba ukraść? Coś w tym zapewne jest.
Dajmy już sobie spokój z Lewandowskim i lib-ferałami. Kiedyś pewnie już na emeryturze, ktoś pokroju Cezarego Gmyza, czy Sumlińskiego rozpracuje ten temat.

Cóż zatem powoduje w Polsce, że taki sobie Wańka, Kazio, czy Januszek może zrobić solidną karierę?
Potrzebny jest tylko jeden, jeden jedyny element, by tego dokonać.
Oczywiście reszta też jest pożądana, lecz są to sprawy drugorzędne i mniej istotne.
A są też cechy wyjątkowo niepożądane, a nawet wręcz szkodliwe. To uczciwość, przyzwoitość, prawdomówność. Posiadając je, kariery raczej nie zrobisz.

Tajemnica polskich karier

W gminie Sierakowice (Kaszuby) nic wielkiego nie zdziałasz, jeżeli nie masz poparcia pewnych braci prowadzących ważny handel.
W Gdyni też raczej masz marne szanse, jeżeli nie jesteś w drużynie prezydenta Szczurka.
A w Pomorskim Województwie nie licz na cokolwiek, jeżeli nie popierasz prezydenta Gdańska Adamowicza i jego ludzi. Tak się składa, że wszyscy z PO.

I tak dalej, aż do samej góry... A tajemnica nie jest tajemnicą, bo wie o tym od dawna każdy rozgarnięty Polak, że –
- kariery w Polsce nie zrobisz, jeżeli nie podepniesz się pod ważny układ władzy.

Nepotyzm, kolesiostwo, sitwy, układy, pajęczyny, czy salony, ojcowie chrzestni, baronowie partyjni, protegujący i protegowani, to niestety normalna codzienność życia Polaków. Od dołu do samej góry. Nawet premier jest premierem, bo została protegowana i namaszczona przez poprzedniego rozgrywającego, Donalda Tuska, który również wylansował właśnie upadłego prezydenta Komorowskiego. A podobno naród go wybrał! Wolne żarty.

To jest oczywiście patologia. Narastająca przez dziesięciolecia, zresztą nie tylko w Polsce, choć u nas przekroczyła już wszelkie granice, zbliżając się groźnie do tego, co w państwach post-sowieckich nazywa się krysza. Krysza to właściwie dach, lecz u nas, już za komuny przyjęło się określenie – plecy. Masz plecy to jesteś gość, albo masz potencjał, by kimś zostać. Kariera, jak masz marne plecy jest praktycznie niemożliwa.
Transformacja 89' kompletnie nic nie zmieniła. Obowiązują te same zasady, choć nieco zmienili się ludzie. Lecz nie za bardzo.

Jeżeli istnieje taki układ, jak widać hierarchiczny, bo lokalny kacyk, też musi mieć plecy gdzieś wyżej, to nasuwa się pytanie – gdzie się to kończy? Co jest na samej górze?

Przekonany jestem mocno, że o wszystkich karierach, a czasem nawet o życiu, czy śmierci, nadal decydują w Polsce służby specjalne. Zdobyły miliardy, m.in dzięki FOZZ, okopały się na newralgicznych stanowiskach: w wojsku, w gospodarce, w mediach i w każdej władzy i praktycznie na dzisiaj, są nie do opanowania.
Czy śp. Jan Kulczyk zostałby najbogatszym Polakiem, gdyby nie kontakty jego i jego ojca ze służbami?
Czy Komorowski zostałby prezydentem gdyby nie jego serdeczne stosunki z WSI?
A wszystkie te "resortowe dzieci" tak wqu...ące naród w telewizji, gazetach, polityce, czy nauce?
Oni wszyscy zawdzięczają dosłownie wszystko służbom, czasami nawet niepolskim (czy poseł/minister/marszałek Radosław Sikorski był prowadzony przez brytyjski MI6 ?). I są tym służbom bezwzględnie posłuszni, bo wiedzą, że wystarczy jeden grymas, żeby wszystko stracić.

Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że opozycja zwalczana przez służby, którą obecnie reprezentuje tylko Prawo i Sprawiedliwość nie wytworzyła swoich "pleców". Lecz tutaj sytuacja jest prosta i przejrzysta – liczy się poparcie tylko jednego człowieka – Jarosława Kaczyńskiego.
To prawdziwy "twórca królów". To on z bratem, przeciwstawiając się warszawskiej koterii ulokował Wałęsę na stanowisku prezydenta RP. A teraz dokonał tego powtórnie z Andrzejem Dudą. Podczas, gdy pierwszy wybór był wątpliwej jakości, bo takie były czasy, to wybór obecny jest świetny, najwyższej jakości. Podobnie najprawdopodobniej będzie z desygnowaniem na premiera Beaty Szydło. A i resztę ważniejszych stanowisk prezes Kaczyński porozdziela.

Podobną kryszę starał się zbudować tzw. warszawski salon, oczywiście z najważniejszym mędrcem, Adamem Michnikiem na czele. Ten salon to dziwna mieszanka komuny, żydokomuny i neoliberałów. Zresztą kto wie, czy nie specjalnie utworzony i prowadzony przez służby. Michnik przeplata się z Urbanem, a Kiszczak dla nich jest człowiekiem honoru. Dobrych parę lat udawało im się tworzyć środowisko decydenckie, przy wsparciu tajemniczych darczyńców i protektorów (np. Fundacja Batorego, założona przez złowrogiego miliardera – komunistę, Georga Sorosa). Na szczęście obserwujemy powolny zmierzch wpływów Gazety Wyborczej, Onetu, radia TOK FM i w kolejności telewizji TVN.

Nigdzie na świecie nie da się żyć bez pleców, jeżeli zamierzasz piąć się do góry i robić karierę. To normalne. Wyróżniasz się, zostajesz zauważony, następnie doceniony i idziesz wyżej.
Patologia jest wtedy, gdy nie masz nic, tylko plecy. Jesteś zerem, głupi, zły i nieuczciwy, a mimo to twoje plecy windują cię do góry. I potem każdy boi się ciebie tknąć, a ty psujesz, niszczysz, bądź, w najlepszym wypadku nie robisz nic. Ale jesteś człowiekiem układu i ci, co trzeba, dobrze o tym wiedzą.
Takich właśnie karierowiczów obecnie mamy na pęczki i przez nich w Polsce jest tak, jak jest. I to oni, dobrze znając swój potencjał, często nawet okupując specjalnie dla nich utworzone stanowiska, zębami i pazurami bronią się przed jakimikolwiek zmianami. Pamiętacie, jak się bronił prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej? Lub teraz, jak się broni Jan Bury z PSLu? Oni tak łatwo nie odpuszczą, bo dobrze sobie zdają sprawę, że wyrzuceni poza układ władzy są niczym. Takie słynne zera po Oksfordzie. Dyzmy i Sikorskie.

Na koniec wyjaśnijmy sobie trochę lżej różnicę między karierą, a celebrytyzmem. Celebryta, to wykreowany sztucznie karierowicz. Zazwyczaj jednodniowy. No... powiedzmy - jedno-sezonowy. Celebryci to kompletne marionetki na usługach mediów i władzy. Chwilę są... a za chwilę ich nie ma.
Pokaźny zestaw celebrytów stanowią tak zwani eksperci telewizyjni i prasowi. Takie ad hoc autorytety. Najczęściej obecnie są to politolodzy, socjolodzy i bardzo fajna grupa – psychologowie społeczni, którzy w swoich, okularach, łysinach i brodach, udowodniają nachalnie, że aktualna władza nigdy się nie myli i zawsze ma rację. Oraz oczywiście, że za całe zło winien jest PIS i jego demony – Kaczyński i Macierewicz.
Najzabawniejszym celebrytą, prawdziwym celebryckim klownem jest niejaki ksiądz Sowa. Nie ma na świecie takiego tematu, w którym on nie występowałby jako ekspert. Od skrobanek do Nelsona Mandeli. Od Ukrainy do szwedzkiego komunizmu. Niebywale wszechstronny ekspert. TVN nadal go jeszcze doi, ale już przed świętami go schowa, bo, jak to się mówi – dni ich są już policzone.


Ja, jazgdyni, nie podpiąłem się nigdzie. Nie wyszło. Tyle lat na morzu nie sprzyjało odpowiedniemu wąchaniu, macaniu i schlebianiu, by sobie plecy zbudować.
Ale nie narzekam, choć dzieci nieco cierpią, że tata nie potrafi czegoś załatwić. Cierpią również, bo tata nie nauczył tak niezbędnego życiowego sprytu w dziedzinie kulturystyki rozwijania pleców. Teraz biedaki same muszą do wszystkiego dochodzić.
Jak zdecydowana większość normalnych Polaków.
I dobrze...





.

wtorek, 15 września 2015

Wzięli Szokpy Żyda by pluł na Polaków


Jan Gross to postać dla Polski parszywa. Pół-Polak, pół-Żyd. Tacy właśnie ludzie, bez zdefiniowanej tożsamości, często są najgorsi. Przyłączają się do silnych, by niszczyć słabszych. Czy w czasach Getta Warszawskiego Gross zostałby żydowskim policjantem wyłapujących swoich współbraci? Jego postawa wyraźnie wskazuje na taką możliwość.
To pseudo-naukowiec, niby-historyk, opętany nienawiścią do Polski i Polaków. Samo pełne żółci uczucie mu nie wystarcza. On na każdym kroku jest gotów szkodzić Polsce. Szczególnie, jak się znajdzie mocodawca, który jest gotów mu dobrze za to zapłacić. Właśnie się tacy znaleźli, którzy potrzebowali Żyda, który ma trochę rozgłosu i żadnych moralnych zahamowań, by zaatakował Polskę właśnie teraz.
Kto i dlaczego wynajął Grossa? Spróbujmy się zastanowić.

Fakty , ich kontekst i konsekwencje, są ponure i humorystyczne.
Niemcy, faktyczni sprawcy holocaustu, niewątpliwi zbrodniarze i kaci, wynajmują paranoicznego Żyda, o wątpliwej naukowej reputacji, lecz kto to w Niemczech wie, a wiadomo, że stają oni zawsze na baczność, gdy słyszą słowa – Herr Professor, by oskarżał Polaków wyssanymi z brudnego palca bzdurami.
"Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców" – bezczelnie kłamie ten cyniczny, i niewydarzony głupek. A Niemcy się cieszą i klaskają. Nareszcie jeden z pośród narodu ofiar dobitnie wskazuje, że nie tylko naziści, ale także Polacy, ręka w rękę, działali w niszczeniu Żydów. Odium narodu zwyrodniałych morderców nieco spada z Niemców. Polacy do nich dołączają.
Płatny niby-historyk na usługach, zawsze gotowy, gdy trzeba Polskę uwalić gównem i dobrze mu za to zapłacić, został zatrudniony przez "Die Welt", antypolską szmatę, wsławioną m.in. tym, że wielokrotnie była sądzona za "polskie obozy zagłady". "Die Welt" jest tubą grupy polityków i przemysłowców, jak choćby ex-kanclerz Gerhard Schroeder, obecnie dyrektor w ruskim Gazpromie, którzy budowanie potęgi Niemiec widzą w ścisłej współpracy z Rosją. A konkretnie z putinowską Rosją.
Polska jest i była w osiąganiu tak wyznaczonych celów przykrą przeszkodą. Tym bardziej Polska, która właśnie chce się zerwać ze smyczy, którą tak starannie założyli takim brytanom, jak Tusk, czy Sikorski. Praktycznie prawie osiem lat, III RP robiła wszystko co chcieli Merkel i Putin. Zero sprzeciwu. Gross nie był potrzebny.

A tu nagle bezczelni Polacy chcą się wybijać na samodzielność. Nie dość tego, wzrasta sympatia do nich nawet w Niemczech, a także powoli zyskują pozycję lidera w swoim obszarze Europy. To niedopuszczalne. Natychmiast trzeba ich sprowadzić tam, gdzie powinni być. Panie Gross! Do roboty!

Nagle sprawy polskie zaczęły iść w bardzo niewłaściwym, z punktu widzenia Moskwy i części niemieckiego establishmentu, kierunku.
Zostaje obalony gnuśny i spolegliwy prezydent – prostaczek Komorowski. Nie dość tego, jego miejsce zajmuje człowiek, który odważa się mieć swój rozum i swoje zdanie – prezydent Andrzej Duda. A co najgorsze, nie można się do niego przyczepić, czy czegoś mu przypiąć. A żeby już zupełnie zdruzgotać ewentualnych zachodnich przeciwników, ma on rodzinne powiązania żydowskie, jak również mówi, wraz z małżonką po niemiecku i swobodnie się w kulturze niemieckiej obraca.
W pierwszą wizytę zagraniczną wybrał się do Estonii, co Berlin długo mu będzie pamiętać. A następna wizyta w Berlinie była sukcesem i polski polityk zebrał nadspodziewanie dużo pozytywnych recenzji.
Niemcy zdali sobie ostatecznie sprawę, że odtąd będą miel od czynienia z partnerem, czasami nawet krnąbrnym, a nie z posłusznym wykonawcą woli Berlina i Kremla.
A tu się właśnie szykuje potężna inwestycja, Nordstream II i jeżeli Polacy zaczną rozrabiać i głośno krzyczeć, to nie przejdzie to tak gładko i wspaniale jak pierwszy Nordstream za Tuska. I przez rosnącą sympatię i znaczenie tego Dudy głos Polski może być donośny. Trzeba więc przy pomocy grossów temu zapobiegać.

Jakby tego było mało, w Polsce toczy się burzliwa kampania wyborcza i wygląda na to, że tak znienawidzony w Berlinie "kartofel" – Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie, sięgną po władzę. To już będzie dla Niemców i ich Ostpolitik katastrofa. Nagle może trzeba się będzie liczyć z polskim zdaniem. Coś niesamowitego! I to po umieszczeniu Tuska na takim atrakcyjnym stołku. (Co raczej oznacza, że Tusk staje się niepotrzebny i po połowie kadencji zostanie zmieniony.)

Na to wszystko nakłada się największa od dziesięciu lat niemiecka katastrofa. Angela Merkel i jej bliscy doradcy fatalnie się pomylili. Wezwała ona mianowicie Syryjczyków by przybywali do Niemiec, gdzie znajdą schronienie. Nie wiem, co ona miała na myśli w tym idiotycznym i krótkowzrocznym apelu, czy sobie wyobrażała, że potencjalni uchodźcy będą pokornie przybywać rodzinami w uporządkowany i rozłożony w czasie sposób, bo przecież wiadomo – Ordnung must sain. A tu masz babo placek – Bawaria już zalana emigrantami, woła o pomoc. Jednego dnia granicę węgierską w drodze do Niemiec przekroczyło pięć tysięcy ludzi, a następnego cztery. Niemcy zostały zmuszone do zamknięcia granicy z Austrią. Chwieją się podstawy traktatu z Schengen.
Przesiedleńcy i uciekinierzy z Afganistanu, Pakistanu, Erytrei, Sudanu i jeszcze paru państw, drą i wyrzucają swoje dokumenty, by twierdzić, że są Syryjczykami osobiście zaproszonymi przez Merkel. Niemiecka kanclerz bezmyślnie otworzyła puszkę Pandory.

A tu jeszcze na dodatek ta Polska...
Okres przedwyborczy powoduje, że obie decydujące partie zaostrzają swoje stanowiska. I nawet premier Kopacz, spolegliwa służebnica Tuska, by nie stracić w kampanii wyborczej punktów, nagle zaczyna głośno protestować przeciwko narzuconym przez Brukselę (czyli Berlin) kwotom azylantów do przyjęcia przez Polskę.
Zresztą całkowicie abstrahując od tego, jak to ma być wykonane, gdy żaden "Syryjczyk" nie ma najmniejszej ochoty przebywać na terenie Polski. Czyli co? Mamy ich uwięzić, czy przykuć za nogę do płota? To jest właśnie ta totalna bzdura w "cudownym" projekcie kancelerini Merkel.
Więc nie dość innych zmartwień, a tu jeszcze trzeba zajmować się nagle krnąbrnym i brykającym sąsiadem. I nie ma już Tuska i Sikorskiego, aby zadzwonić i przywołać do porządku. Straszne to jest dla Niemców.

No więc potrzeba Jana Grossa, sprawdzonego polakożercę, usłużnego pół-Żyda, który tak jak nikt potrafi rzygać jadem na Polskę, aby dał głos i pokazał Niemcom, czytelnikom "Die Welt", oraz ku radości Michnika i Blumsztajna, że ta Polska i ci Polacy, którzy nagle podskakują, to ciągle ta sama swołocz, ze swoimi obozami koncentracyjnymi i wściekłymi mordami na Żydach i w mniejszym stopniu na Niemcach.
Wkrótce zapewne we właściwych środowiskach niemieckich wypłynie teza, że gdyby Polski nie było, to nie mielibyśmy II Wojny Światowej. Ten tryb myślenia staje się coraz bardziej popularny u naszych zachodnich sąsiadów. I do tego, wręcz instrumentalnie potrzebny jest Gross.

Co może być gorszego od Żyda ogarniętego histeryczną nienawiścią do Polski?
Widziałem takich na własne oczy...
Chyba tylko pół-Żyd, pół-Polak, człowiek bez własnej tożsamości narodowej, zdrajca, kłamca, człowiek chory – Jan Tomasz Gross.

.

niedziela, 13 września 2015

Jan Karandziej: ULUBIEŃCY MEDIÓW


Przeglądając informacje w internecie natknąłem się na informacje o akcji Jerzego Borowczaka polegającej na wywieszeniu baneru o treści:”przepraszam za wolność ” ze zdjęciem J. Borowczaka i jego podpisem. Nareszcie dowiedziałem się komu zawdzięczam wolność.
……„Była 35. rocznica Podpisania Porozumień Sierpniowych: te oszczercze wypowiedzi, próba wygumkowania nas z tej historii, nie zaproszenie mnie, Bogdana Felskiego i Ludwika Prądzyńskiego na uroczystości uważam za skandaliczne” – mówił. (podaje” Rzeczpospolita”)
Jakiż to wielkich rzeczy Borowczak dokonał ? Czym się tak wsławił, że niezaproszenie go na wyżej wymienione uroczystości jest takim skandalem.
Na podobne uroczystości w latach ubiegłych nie zapraszano działaczy Wolnych Związków Zawodowych, którzy doprowadzili do strajku w 1980 r. i jakoś bohater tej akcji tego nie zauważał.
Najważniejszym wydarzeniem w życiu Borowczaka było rozkolportowanie ulotek w stoczni razem z Felskim i Prądzyńskim w dniu wyznaczonym na rozpoczęcie strajku, do którego przymusił go B. Borusewicz strasząc, że jak tego nie zrobi to wkrótce wyrzucą go z pracy.
W tym dniu w Gdańsku wiele osób kolportowało te same ulotki bez przymusu, wielu doprowadziło do strajku we własnych zakładach, czym więc takim wyróżnił się Jerzy Borowczak.
Chętnych do głębszej analizy postaci zapraszam do artykułu Leszka Zborowskiego :
JAK DOSZŁO DO SIERPNIOWEGO STRAJKU CZYLI ODDZIELMY PRAWDĘ OD KŁAMSTWA [3]
Wspomnę jedynie, że swoją ogromną popularność J. Borowczak zawdzięcza B. Borusewiczowi, który potrzebował go do potwierdzenia własnej legendy, powiedzmy dawał mu alibi. Borusewicz promował Borowczaka za to ten potwierdzał jego wersje wydarzeń.
Borusewicz jako człowiek KOR-u miał dostęp do mediów, Adam Michnik to jego kolega z KOR-u więc wiadomo czyja wersja wydarzeń była dotychczas lansowana i to wcale nie dziwi. Dziwi natomiast fakt, że nawet dziś przez tak zwanych dziennikarzy prawicowych nie można dotrzeć z wersją przedstawianą przez innych uczestników tamtych dni, świadków i twórców tamtych wydarzeń.
Wielokrotnie doświadczył tego między innymi Lech Zborowski, prośby o umieszczenie artykułu kończyły się milczeniem mediów. Obecnie gdy już uznano, że nie da się nadal ukrywać, że to Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża doprowadziły do powstania w 1980 r. niektórzy nadgorliwi dziennikarze piszą, że to Borusewicz tworzył WZZ pomimo, że Borusewicz w wywiadach prasowych przyznawał, że był przeciwny tworzeniu WZZ.
Borusewicz nigdy członkiem WZZ nie był. Był członkiem redakcji wydawanego przez WZZ „Robotnika Wybrzeża”, co nie przeszkadza dowolnej twórczości dziennikarskiej.
Mówi się, że prawda sama się obroni, może i tak jest, my jednak jako uczestnicy tamtych wydarzeń musimy świadczyć, taki jest nasz obowiązek, a szczególnie w czasie gdy profesjonaliści wolą milczeć i nie wychylać się.
Głównym architektem powstania „Solidarności” był Andrzej Gwiazda.
On był jedynym członkiem Komitetu Założycielskiego WZZ, (czyli władz WZZ) działającym przez przez cały okres trwania WZZ.
Wolne Związki Zawodowe poprzez swoje działanie przygotowywały społeczeństwo Gdańska do takiej chwili jaka zaistniała w sierpniu 1980 r. Andrzej Gwiazda był twórcą postulatów i głównym negocjatorem z władzami komunistycznymi.Jeżeli chcemy komuś przypisać ojcostwo „Solidarności” to nikt się ku temu bardziej nie przyczynił niż Andrzej. A głównymi bohaterami sierpnia 1980 r. byli ludzie podejmujący opór przeciw panującym komunistom, strajk był walką o Polskę, niech więc nikt dziś nie mówi, że w 1980 roku walczono tylko o sprawy socjalne.
Jan Karandziej
Członek Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża
fot. Jerzy Borowczak na tle swojego baneru
zdjęcie z profilu FB działacza Solidarności
(Facebook – Jerzy Borowczak)
WZZW.WORDPRESS.COM

środa, 9 września 2015

Zeszmacone imię

 

 

Prawdziwy Polak, człowiek z honorem i tradycjami wie i czuje, że utrata dobrego imienia to koniec. Albo sobie palnąć w łeb, albo po cichu wyjechać na Madagaskar.

Z zeszmaconym tytułem prasowym jest tak samo.


Dawno temu, w czasach głębokiej komuny, w czasach moich zagranicznych wojaży, zawsze usilnie starałem się zdobywać dla siebie i dla taty, wiodące wówczas na świecie, a nie osiągalne za żelazną kurtyną tygodniki – "Time" i "Newsweek". Były to wiarygodne, uczciwe i wydawane na wysokim poziomie merytorycznym i edytorskim periodyki, wówczas niedościgniony wzór dla siermiężnej, komunistycznej, pisanej propagandy Rakowskiego, Passenta i Urbana.

Gdy wreszcie, po transformacji zaczęła się ukazywać polska edycja rzeczonego "Newsweeka", to się ucieszyłem. Fajnie jest, tak myślałem, mieć taki światowy tytuł u siebie, w Polsce.

Ten działający praktycznie nieprzerwanie od 1933 roku magazyn był wzorem na całym świecie. Mianowanie redaktora naczelnego zawsze było w USA wydarzeniem politycznym najwyższej rangi. Wielu dziennikarzy i reporterów "Newsweeka" zginęło w różnych miejscach na całym świecie w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Tam się nie oszczędzano i panowało najwyższe morale.



W roku 2010 polska edycja i firma, Newsweek Polska, który to tytuł był na licencji amerykańskich właścicieli, została wykupiona i przejęta przez słynnego od lat polakożercę –Axel Springer połączonego ze szwajcarskim Ringerem, tworząc Ringier Axel Springer Polska. Koncern medialny (także m.in "Fakt", "Przegląd sportowy", "Forbes") ma specyficzny, żeby nie powiedzieć wprost, antypolski i antynarodowy wydźwięk.

Od tego momentu przestałem kupować ten tygodnik, bo zaczął autentycznie śmierdzieć. Młode pistolety ściekowej żurnalistyki, choć właściwie to propagandy, gotowe były już wtedy napisać wszystko, aby zadowolić antypolskie gusta swoich pracodawców.

Resztę znam już tylko ze słyszenia i doniesień medialnych, bo już nigdy nie wziąłem tej szmaty do ręki.
Od trzech lat, od stycznia 2012 funkcję redaktora naczelnego otrzymał człowiek – oślizły robak, którego nie znosiłem od pierwszego momentu, a który nawet w swojej pysze, próżności i głupocie, zamierzał kandydować na prezydenta RP (sic!!!), niejaki Tomasz Lis. Kompletny badziewiak z Zielonej Góry o urodzie powiatowego sutenera, który, jak donoszą z pochodzenia jest Białorusinem, a nie Polakiem, a jego tata zmienił nazwisko Lisenko, na bardziej polskie – Lis. Czy w USA zmieniłby nazwisko na Skunks, które bardzo by pasowało do synalka?
Otóż pod przewodnictwem tego osobnika do wynajęcia, "Newsweek" zmienił się w rolkę papieru toaletowego i to do wiejskiego wychodka za stodołą.
Natychmiast stał się prorządową tubą, bo pan Tomasz Lis/Lisenko bardzo dbał o tych, którzy mu płacili. M.in. rząd Platformy Obywatelskiej i podległy mu radiokomitet, zapewniał temu człowiekowi cotygodniowe audycje telewizyjne, płacąc mu za nie 82 tyś. złotych każdorazowo.
Realizował więc najbardziej wściekłe i podłe ataki na opozycję, przede wszystkim na PiS, a w szczególności na jego lidera, Jarosława Kaczyńskiego. Karykatury i ponure rysunki prezesa Kaczyńskiego zdobiły chyba z dziesięć okładek tego magazynu. Takie było nasilenie tej goebellsowskiej, żmudnej roboty Lisa/Lisenki.
Atakował też po kolei każdego, kto w jakikolwiek sposób był, choćby w najmniejszym stopniu powiązany z pisem, tworząc obraz ponurego, antyeuropejskiego ciemnogrodu, zagrażającego światłym mocodawcom tygodnika i jego naczelnego redaktora. Leciały ataki na Antoniego Macierewicza, ataki na ojca Rydzyka. Oraz te najnowsze, zakłamane, fałszywe i cuchnące, na obecnego prezydenta Andrzeja Dudę. Nawet jeszcze niżej i podlej, bo również, co jest wyjątkowo obrzydliwe, na jego rodzinę.

W dobrym demokratycznym państwie, którym mam nadzieję Polska stanie się po październikowych wyborach, szmata Lisa/Lisenki pod tytułem "Newsweek", a także sam rednacz, skończyli by wypadem na zbity pysk, skazani przez różne komisje etyki i uczciwe sądy. Na to musimy jeszcze trochę poczekać.

W tym tygodniu rzeczony szmatławiec, dobrał się do przewodniczącego "Solidarności" – Piotra Dudy. Hieny gwałtownie zaatakowały wysmażając absurdalny paszkwil i jak Duda udowodnił, kłamiąc czternastokrotnie w artykule.
Czyli typowy standard tej gadzinówki, jaką się stał "Newsweek" pod przewodnictwem dzielnego komsomolca Lisa. A wyłącznie dlatego, że Piotr Duda i "Solidarność" dokonały porozumień z prezydentem. To im wystarczy, by skierować swe jadoplujki na człowieka.

Zostawmy jednak ten cyrkowy zestaw służalczych ścierwojadów i skunksów redakcyjnych, z tą obrzydliwą super-hieną z rudą kitą na czele. Wiadomo przecież, że za linię czasopisma i większość treści odpowiada wydawca i właściciel. Czyli w tym konkretnym przypadku, niemieccy polakożercy i ich lokalne sługusy. Wiadomo, że szkopy mają alergię na PiS. Boją się, że ich polscy lokaje zostaną zastąpieni ludźmi, którzy podniosą głowy i zawołają: - Hola, hola! Dosyć tego! Że wypieprzą ich z tłustej i bogatej kolonii. Odbudują stocznie, nie oddadzą kopalni, przetrzepią szkopskie banki i sprawiedliwie opodatkują różne Lidle, Kauflandy, czy Obi. I zabiorą im te 80% polskiej prasy, gdzie mogą podżegać, skłócać i manipulować. To będzie ciężki cios dla pruskiej dumy, patrzącej zazwyczaj na tępych Polacken z wysoka.

Czego się Niemcy nie dotkną, w dłuższym okresie potrafią dokumentnie spieprzyć. Tego właśnie dokonali z, onegdaj światowym liderem, tygodnikiem "Newsweek". Obecnie magazynem, który śmiało może konkurować z urbanowskim "Nie", czy popularnym w pewnych zakładach zamkniętych "Fakty i mity".

Mam cichą nadzieję, że były komandos, Piotr Duda, wykończy Lisa/Lisenko w sądach, tak, że ten w biedzie i upokorzeniu będzie musiał wrócić na swoją Białoruś. Życzę mu tego z całego serca.


Ps. Podobno szkopski właściciel "Newsweeka" nieco się w końcu wystraszył i Lis/Lisenko skazany już został na pożarcie.

.

piątek, 4 września 2015

Zniszczyć pełną pychy Europę


Herman the German, jak nazywają typowego szkopa, moi angielscy przyjaciele, ma taką wrodzoną wadę, że od czasu do czasu potężnie mu odbija. Mamy potem różnych bismarcków i hitlerów, a niemieckie szaleństwo rujnuje pół świata.

Czy będziemy ponownie cierpieć z powodu niemieckiej durnoty, pychy i pogardy wobec innych? Bowiem stawiam tezę, że za kolejną falę emigracji, współczesny najazd Hunów, w głównej mierze odpowiedzialne są głównie Niemcy.

Nie znaczy to, że w mniejszym stopniu nie przyczynili się do tego Francuzi. Oni właśnie od czasów tyczkowatego i długonosego de Gaulle'a praktycznie rozwalili całą Afrykę Saharyjską i Bliski Wschód.

Jednakże żabojady już od dawna chodzą na smyczy Niemców i chyba nikt nie zaprzeczy, że Unia Europejska, to taka współczesna wersja Republiki Weimarskiej, albo das Reich nazistów. Ja, ja... ponownie, jak zazwyczaj – Deutschland uber alles!


Na dodatek w tym krytycznym dla Europy momencie na czele Unii stoją m.in., Niemiec, socjalista Martin Schulz i przydupas Angeli Merkel, Donald Tusk. Ich sumaryczny potencjał intelektualny nie byłby w stanie zwalczyć inwazji mniszki brudnicy, a co dopiero nieprzeliczonych tłumów muzułmanów.

Całe cywilizacje upadały z powodu najazdu plemion z zewnątrz. Czy tak nie było z wielkim i wspaniałym Cesarstwem Rzymskim? Pamiętamy Hunów i Attylę? A cywilizacja Azteków najechana przez konkwistadorów?

Obecnie zapoczątkowana emigracja afrykańskich i bliskowschodnich wyznawców Allaha krytycznie zagraża europejskiej cywilizacji łacińskiej i w krótkim czasie może doprowadzić do jej upadku.

To nie są czcze pogróżki i wróżenie z fusów, to proste i logiczne wnioski z rozwijającego się procesu kolejnej wędrówki ludów.

Dobrych parę lat spędziłem na Bliskim Wschodzie i Zatoce Perskiej. Poznałem setki muzułmanów. Poza nielicznym wyjątkami, uczciwie nie mogę o nich powiedzieć czegoś dobrego. Wprost przeciwnie; nie dałbym za nich złamanego szeląga. I było naprawdę niewielu, do których odważyłbym odwrócić się plecami. Bo nóż w plecy to ich ulubiona technika. Najpierw oczarują ciebie, będą się łasić. A jak już ciebie mają, to odczujesz całą ich pogardę i złość.
Przekonała się o tym setka angielskich dziewczyn z północno – wschodniej Anglii, gdzie Arabowie ze specjalnie dla nich ufundowanego z South Tyneside Maritime College w Southshield, błyskając złotem i funtami, zdobyło sobie żony, które teraz w hidżabie, burce czy innym czarczafie, siedzą w domu pod opieką teściowej, nie mogąc wychylić nosa na ulicę. I bez końca oglądają filmy na wideo, żałując swego losu.
Egipcjanin Ali, zdolny inżynier, którego uważałem niemalże za przyjaciela, gdy awansował na Chiefa, gwałtownie ochłódł i oznajmił mi wyniośle: - Teraz już nie jestem Ali, jestem pan chief.

To zupełnie inna cywilizacja i kultura. Kompletnie odrębna mentalność. Według ich powszechnej wykładni Koranu, my na zawsze jesteśmy kafirami – niewiernymi i wrogami. Nie ma ratunku. Chyba, że przejdziesz na islam. I proszę pamiętać dobrze – po przyjęciu islamu nie ma już odwrotu. Kto go chce porzucić jest wolny do odstrzału.
Muzułmanie inaczej się ubierają. Inaczej jedzą. W krajach muzułmańskich nawet zupełnie inaczej pachnie. Jak ktoś ma ochotę tego skosztować nie musi podróżować daleko; wystarczy, że się przespaceruje po Columbiadamm Str. w berlińskiej dzielnicy Neukoelln, gdzie żyje ćwierć miliona muzułmanów. Ostrzegam, że spacerowicz nie będzie mile witany.

Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że to ludzie niesłychanie roszczeniowi i niestety leniwi. I gdziekolwiek się przeniosą, to nigdy się nie zasymilują z miejscową ludnością. Wprost przeciwnie. To oni będą się starali narzucić swoje standardy, swoje przekonania i obyczaje. A z cywilizacji miejscowej wezmą tylko to, co im pasuje. Jak to widziałem w czasie wojny w Iraku - rozradowanych Arabów po strąceniu amerykańskiego helikoptera, świętujących paląc amerykańskie Marlboro i popijając amerykańską Coca Colę.


Dlaczego za obecny kryzys winię przede wszystkim Niemcy i w mniejszym stopniu Francję? A do roli USA w tym całym bałaganie jeszcze dojdę.
Otóż od kilkudziesięciu lat, wówczas gdy u nas ciągle panowała komunistyczna jesień średniowiecza i zanim Gierek sprzedał za długi około milion Polaków, wszystkich niby z niemieckim pochodzeniem, Niemcy sprowadzali tanią siłę roboczą z Turcji, a potem także z muzułmańskich Bałkanów. Byli tam nie tylko Turcy, Albańczycy, Bośniacy, ale także Kurdowie i Syryjczycy.
Obecnie w Niemczech żyje 7,6 miliona obcokrajowców, a 3 miliony to szeroko pojęci "Turcy".
Dla wszystkich muzułmanów, nawet tych z Etiopii i Sudanu, Niemcy to Mekka, Niemcy to raj – bogaty ogród, w którym wszyscy będą szczęśliwi.
Tak właśnie poprzez krótkowzroczność i głupotę, zbudowano w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie mit i legendę raju, gdzie nie trzeba pracować, a dobre państwo da gdzie mieszkać i co jeść i nie będzie się wtrącać w prywatne sprawy.
Trzeba tu dodać, że najwięcej głupstw i idiotyzmów popełniono w tych krajach, gdzie u władzy byli socjaliści i generalnie lewacy. To właśnie Niemcy, Francja, Dania, Szwecja i Norwegia cierpią najbardziej, gdy centra handlowe całymi dniami okupują watahy ciemnoskórych wyrostków, szukając pretekstu do bójki i awantury.
Szczytowym elementem tego lewackiego obłędu, który na szczęście u nas wystąpił tylko w postaci brzydkiego pryszcza na d. – Krytyki Politycznej i gazowni, była niesławna multi–kulti, która nareszcie na świecie zdycha pospiesznie.

Dramat przesiedleńców – tak oto lewacka, czyli u nas mainstreamowa propaganda określa kryzysową sytuację. A Polska w swojej powojennej historii wielokrotnie, bez niemieckiego zadęcia, pomagała pokrzywdzonym i zagrożonym przez wojnę. Czy tak nie było z bodajże 5 tysiącami Greków, gdy władzę tam przejęli czarni pułkownicy wprowadzając rządy terroru? A Indonezyjczycy, którzy przybyli do Polski po upadku prezydenta Sukarno? No i wreszcie Wietnamczycy, których nawet dzisiaj jest około 40 tysięcy u nas.

Na mój prosty rozum pomagajmy prawdziwie pokrzywdzonym przez wojnę i terror. Są przecież odpowiednie traktaty międzynarodowe, które dokładnie określają, kto może ubiegać się o azyl. Niech to będą prawdziwe rodziny, mogące to udokumentować i przybywające ze strefy zagrożenia życia. I niech to jasno oświadczą, że chcą się w Polsce osiedlić i akceptują tutejsze prawa i porządek.
Nie akceptujmy takich, którzy potraktują Polskę, jako etap przejściowy, a potem Niemcy, czy Szwecja będą ich nam nieustannie odsyłać.
Nie akceptujmy rzeszy młodych mężczyzn i wyrostków bez rodzin. Oni przyjechali wyłącznie w innych celach. I to nie koniecznie by pracować, tylko obijać się na socjalu i kształcić się w nienawiści i terroryzmie. A ilu już spośród nich jest fanatykami specjalnie wysłanymi przez ISIS i inne Hesbollahy.

Bardzo mnie ciekawi, dlaczego ci wszyscy uchodźcy, załóżmy, że tylko z obszarów objętych wojnami, nie szukają schronienia u swoich braci w wierze? Ilu uchodźców przyjęła Arabia Saudyjska? A ilu państwa Zatoki Perskiej?

Widzimy dzisiaj na Węgrzech, na budapesztańskim dworcu Keleti, jaki chaos potrafią spowodować przesiedleńcy otumanieni nieodpowiedzialnym apelem Merkel, że Niemcy przyjmą wszystkich Syryjczyków.
Niemcy w końcu, na prawdę  poniewczasie zauważyli swoją głupotę, przerazili się i swą mocą europejskiego hegemona, chcą zwalić część kłopotów na barki innych, kompletnie niewinnych państw.
My, Polacy, jak to Niemcy zarządzili, mamy podobno przyjąć bez dyskusji, 10 tysięcy uchodźców.
Lecz wytłumaczę, które europejskie państwa uważam za "niewinne". To te, które nigdy nawet się nie otarły o kolonializm i te, które nie miały interesów w Afryce i na bliskim wschodzie.
A teraz kacyk z Brukseli, skądinąd Polak, Donald Tusk, głośno pokrzykuje, że państwa Europy środkowo – wschodniej są ksenofobiczne i nie chcą solidarnościowo przyjmować imigrantów. – O! Takiego wała! – pokazuje już premier Słowacji i premier Węgier. Premier Polski milczy, bo niestety wała nie ma.
Kolonie miały: Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Niemcy, Holandia, Belgia i Wielka Brytania. Zarobiły na koloniach i ich eksploatacji, łącznie z niewolnictwem, krocie. To oni niech teraz płacą za swoje postępki.

Do nich właśnie, tych, co mają moralny obowiązek naprawić wyrządzone zło powinny dołączyć Stany Zjednoczone Ameryki. To one, w imię idiotycznie pojmowanej demokracji, doprowadziły do destabilizacji całego regionu, skąd teraz przybywają ludzie. To oni bezrozumnie obalali tyranów – Saddama Huseina, Kaddafiego, w końcowym efekcie pozostawiając zgliszcza, bałagan i terror. Niech teraz partycypują w europejskim problemie.


Jestem ksenofobem. Lub precyzyjniej ksenofobem – patriotą. Może, gdybym się urodził w którymś z państw dobrobytu – Niemczech, Danii, czy Norwegii, to ksenofobem bym nie był. Nie wiem. Nie jestem pewien, bo większość moich norweskich, lub duńskich przyjaciół to ostrzy ksenofobowie. A ostatnie doniesienia z podpaleń azylów przesiedleńców w Niemczech wskazują, że i tam ludzie mają dość.
Tymczasem Polska jest w ogonie dobrobytu Europy. Na dodatek zmaga się z bandą złodziei i hochsztaplerów u władzy. Jest jawnie rozkradana, a obywatele łupieni.
I teraz na dodatek brać dodatkowy balast tysięcy uchodźców, ludzi nam nieprzychylnych i tak na prawdę wcale niechcących mieszkać w Polsce. W imię czego? Zwyczajowego, platformerskiego włażenia w d.   Niemcom? Wydumanej solidarności, która istnieje tylko wtedy, gdy trzeba dzielić się kosztami i kłopotami, a która nigdy nie istnieje, gdy jest podział zysków.

Wielokrotnie twierdziłem, że najbardziej boję się islamu. Nie Rosji, nie Niemiec, USA, czy Izraela. Nawet nie lewaków i pedałów. Ale właśnie muzułmanów. Oni powoli i podstępnie, jeżeli się nie obudzimy i nie zaczniemy ostro i stanowczo działać, opanują nasz kontynent. Na jedno urodzone europejskie dziecko muzułmanka rodzi cztery. Ile lat będzie potrzeba byśmy stali się w Europie biała mniejszością?
Opanują nas bez jednego wystrzału. Taki może być koniec zachodniej cywilizacji na naszym kontynencie.

.