Jarosław Gowin – okrągłe 60 lat; historyk filozofii, Krakauer, zainteresowany kościołem. Niestety – polityk. I właśnie przez to ostatnie – bycie politykiem – to dla mnie człowiek enigma.
Ciągle coś buduje, stara się coś tworzyć, potem zmienia zdanie i wygląda na wiecznie niezadowolonego.
Czy to kwestia charakteru? Znałem podobnych. Ja mówię – skręć w prawo – a on skręca w lewo. Gdyby to tylko raz było. Ale to się powtarza.
Nie chciałbym mieć takiego człowieka u swego boku. Tym bardziej gdybym to ja był szefem jakiegoś zespołu, a on moim podwładnym.
Gdy się zawiera koalicję ze względów taktycznych, jak w przypadku PiSu i ugrupowania Gowina Polska Razem, to zawsze tworzy się dosyć szczegółowy układ warunków tego porozumienia.
Koalicja oznacza, że ma się wspólny cel i razem będzie się pracować, by cel ten osiągnąć. Gdy jednak występują poważne różnice, to koalicję się po prostu zrywa.
Rządząca Zjednoczona Prawica, składająca się z PiSowskiego trzonu i partii Zbigniewa Ziobro Solidarna Polska, oraz ugrupowania Jarosława Gowina Porozumienie, ma niewielką większość w Sejmie – 235 posłów.
Gdy ludzie wokół Ziobry, albo Gowina zdecydują się wyjść z koalicji, to albo powstanie rząd mniejszościowy, albo trzeba będzie przeprowadzić przyspieszone wybory.
W przypadku tego drugiego rozwiązania (tu decyzja zależy wyłącznie od Jarosława Kaczyńskiego) analizy i statystyki wskazują, że zarówno partia Ziobry, jak i Gowina, gdyby zdecydowały się pójść do wyborów samodzielnie, to nie uzyskają progu wyborczego i znikną z głównej sceny.
Jarosław Gowin zawsze chce być postacią pierwszoplanową. Nie cierpi być tym drugim. Lecz widocznie osiągnął w życiu swój maksymalny pułap, szczyt możliwości, jaki ma każdy z nas. Nie może się z tym pogodzić. Chciałby się wspiąć wyżej. Wymyśla więc jakieś abstrakcyjne drabiny, jakieś dziwne konstrukcje, mając nadzieję, że on może się wspiąć jeszcze wyżej. Otoczenie, szczególnie to perfidne, zna bardzo dobrze te jego ambicje, tę abstrakcję, która go spala, że może w życiu jeszcze więcej osiągnąć. I podsuwają mu przynęty: - zostaniesz marszałkiem. A jak wszystko pójdzie dobrze i sprytnie wszystko rozegramy, to może z marszałka podskoczysz na prezydenta.
Tak zwany w psychologii przerost ambicji, psychiczna aberracja, która zaburza trzeźwą ocenę sytuacji i jest ślepą wiarą w fałsz mickiewiczowskiej tezy – mierz siły na zamiary. Nie zamiar podług sił – powoduje, że nawet dobry człowiek robi złe rzeczy.
Nie wiem, czy premier Gowin jest dobrym człowiekiem, lecz to, co robi jest złe. Nie jest lojalny. Kręci i mąci. Nie działa, mimo ostentacyjnego podpisywania kolejnych umów, na rzecz grupy do której należy. W rezultacie nie można mu ufać. A w koalicji jest to nie do przyjęcia.
Jarosław Gowin najwidoczniej zapomniał o zasadzie doktora Petera o karierze w układzie hierarchicznym, jakim jest polityka. W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji.
Pan Gowin ma w Zjednoczonej Prawicy rywala o podobnych ambicjach – to minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro. Tylko wydaje się, że po kilku klapsach od prezesa Kaczyńskiego, on zrozumiał, jakie jest jego miejsce w szeregu. A my widzimy, że on się już zatrzymał i nawet ministerialne stanowisko nieco go przerasta. Mimo gromkich tyrad jest on stanowczo mało skuteczny. Sześć lat walki o sanację sądownictwa, co przecież powinno być jego głównym priorytetem, praktycznie nie daje pożądanych rezultatów. Człowiek wyraźnie nie daje sobie z tym rady.
Mam pewien podziw dla Jarosława Kaczyńskiego, że tworząc koalicję, zdecydował się być woźnicą prowadzącym takie dwa krnąbrne konie, jak Gowin i Ziobro. Przecież od początku musiał on sobie zdawać sprawę, co ryzykuje. Widocznie kalkulacje wskazywały, że można nad tym panować. Tylko jak długo?
Jednak obu wspomnianych rządowych ambicjonalistów najbardziej wkurzył fakt, że powoli szykujący się do abdykacji prezes Kaczyński (podobno na Kongresie w lipcu ma oświadczyć, że to jego ostatnia kadencja w PiSie), jeszcze nieco nieformalnie, namaścił na swego następcę premiera Mateusza Morawieckiego.
Prawdopodobnie już w lipcu, po zwolnieniu miejsca przez Adama Lipińskiego, Morawiecki zostanie wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Gowin sam siebie umieścił w matni. Lub jak kto woli – sam siebie zapędził w kozi róg. Matnia, to też rodzaj klatki. Wściekłe zwierzę w takiej sytuacji może swą wściekłość wyładować tylko w jeden sposób – kąsać rękę tego, który go karmi.
Kaczyński praktycznie wyciągnął Gowina z politycznej trzeciej ligi, bo chciał powiększać bazę zjednoczonej prawicy. Zawarli wówczas umowę, bo dla tego ambitnego, lecz nieskutecznego polityka, na dodatek analizując przeszłość, z nie najlepszą opinią, był to jedyny sposób powrotu na scenę. Niestety, wdzięczność i pokora po pięciu latach względnego spokoju, wyparowały w ogniu ambicji, zabierając również zdrowy rozsądek.
Zasada Petera nie mówi, co się potem dzieje, jak już człowiek awansował na swoje n stanowisko, które jest ostatecznym kresem kompetencji. Więc dopowiedzmy, że drogi są dwie: spokojnie trwać na tym stanowisku, albo poddając się swoim nierealnym wyobrażeniom o swoim potencjale, zacząć się staczać.
Więc raz po raz kąsa PiS, jakby kąsał osobiście Kaczyńskiego, Jest coraz bardziej irracjonalny. Nie myśli logicznie. Daje się podpuszczać. Wybryk z wyborami prezydenckimi niczego go nie nauczył.
Czy przeciwstawienie się wyborowi PiSu pani senator Lidii Staroń na Rzecznika Praw Obywatelskich będzie ostatnim gwoździem do trumny Gowina?
Jeżeli PiS przegra to głosowanie w Sejmie, to Jarosław Gowin skończy tak jak były premier Marcinkiewicz, któremu podobnie władza zawróciła w głowie, robiąc z niego clowna, który już nigdy się nie pozbiera.
Gowin i Covid... paskudny koktajl...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz