wtorek, 18 maja 2021

Przypadek Mariana Banasia

 

Pan prezes Najwyższej Izby Kontroli, Marian Banaś, właśnie przedstawił społeczeństwu, jak niedojrzałość emocjonalna i poddawanie się takim paskudnym cechom, jak nienawiść, chęć zemsty i zajadłość, powinna wykluczać człowieka z zajmowania ważnych dla całego państwa, ale nie tylko, także dla każdych decyzyjnych stanowisk.

Pan Banaś pokazał także, że prezes i wicepremier Jarosław Kaczyński (taki sam był jego śp. Brat) czasami nie ma szczęścia w wyborze ludzi na ważne stanowiska. Lub mówiąc bardziej okrutnie – nie potrafi szybko i prawidłowo ocenić człowieka.

Pan Banaś, spoglądając na jego życiorys, musi być człowiekiem porządnie wykształconym, i to na wielu uniwersytetach i w różnorodnych dziedzinach.
Po dużej aktywności antykomunistycznej w czasach PRLu, dodam chlubnej aktywności, po transformacji, czy to za rządu premiera Olszewskiego, potem pierwszej władzy PISu i po roku 2015, pan prezes skoncentrował swoją aktywność w dziedzinie kontroli finansowej i służby celnej. Wiemy, że to niewdzięczna praca, bo kto lubi skarbówkę, albo celników. Szczególnie, my, marynarze nienawidziliśmy obu tych instytucji.

W świetle wczorajszej publicznej napaści na rząd Mateusza Morawieckiego, bardzo zaskoczyła mnie informacja, że Marian Banaś jest karateką. Coś tu się kupy nie trzyma.
Wprawdzie jestem (stare czasy, ale tego się nie zapomina) judoką; mam ciągle swoje jūdōgi, bo nie pozwoliłem żonie tego wyrzucić (a oficerski mundur galowy wyrzuciła), a i swoje obi też mam; ale przecież karate to pokrewna wschodnia sztuka walki i filozofie nie różnią się bardzo.
O co mi chodzi, może wyjaśni ten cytat z jednej ze szkół karate :

Masutatsu Oyama jako jeden z najwybitniejszych karateka minionego stulecia definiuje: "Karate jest sztuką i filozofią walki".
Tą sztukę walki można śmiało kojarzyć z perfekcją, i pełnym zaangażowaniem się.

[...]
Dlatego karate nie powinno być traktowane jako jedynie umiejętności pokonania przeciwnika, ale też jako droga do samorozwoju - tak w sensie fizycznym, jak i duchowym.

No właśnie... Czy prezes NIKu, jako karateka dokonał prawidłowego rozwoju w sensie duchowym? Uczono nas na treningach, jak ważna jest pokora, szacunek dla przeciwnika i niepoddawanie się złym emocjom.
Gdy ktoś z nas w czasie walki, czy tylko treningu demonstrował gniew, czy okrucieństwo, natychmiast był usuwany z tatami.

Nie użyję też tutaj słowa honor, bo jest ono tak wykorzystywane przez pseudo-patriotów twardogłowych, że powoli traci swoje honorowe znaczenie.

Pan prezes NIKu, Marian Banaś, działając tak, jak to widzieliśmy, działa destrukcyjnie wobec państwa, zdradza swoją, jeszcze niedawno, drużynę i przechodzi na pozycję wroga – totalnej opozycji. To też w kodeksie sztuk walki jest nie do pomyślenia i po czymś takim pozostaje tylko, jak to uczeni nazywają, akt definitywny, czyli po naszemu harakiri. Albo się inhumować.

Pan prezes NIKu, Marian Banaś, bo nie wątpię w jego wysoką inteligencję, świadomie oszukuje, przemilczając kontekst zaplanowanych na 10 maja ub. roku wyborów. Gdyby zechciał uczciwie i przyzwoicie spojrzeć i ocenić ówczesną sytuację, to musiałby stwierdzić, że odrzucając poufne polecenia z wiadomej Centrali, personalnie winny za bałagan wyborczy jest marszałek Senatu, pan Grodzki. To on wałkował i przetrzymywał ustawę o głosowaniu korespondencyjnym przez maksymalny, dopuszczalny okres, tylko po to by spowodować chaos w wyborach prezydenckich.

Jaka więc była wina rządu, a konkretnie premiera Morawieckiego i jego kancelarii, że dzisiaj rozhisteryzowane wrzaskuny z bolszewickiej opozycji drą japy, żeby natychmiast odwołać rząd i pogonić na Ziemię Ognistą? Żadna. Władza działała w sytuacji przymusu i stanu nieznanej kompletnie epidemii. Uczą w szkołach zarządzania kryzysowego, że należy działać natychmiast, nawet nie licząc się ze stratami, aby tylko ocalić całość. Fakt, brakuje takich paragrafów w polskiej konstytucji.

Wyobraźmy sobie, per analogiam, że to nie wredny wirus nas zaatakował nagle, tylko typowo ci z pod znaku Gott mit uns. Wtedy Sejm natychmiast by uchwali stan wojny dla kraju, ale... marszałek Grodzki ze swoją karykaturą Senatu, oczywiście po zastanowieniu i konsultacjach z tajemniczymi ekspertami, zdecydował zastanowić się ponownie i dokonać dalszych konsultacji, a ostateczną decyzję podejmie w przewidzianym okresie 30 dni.
Tymczasem najeźdźcy w operacji Drang nach Osten zatrzymali się na Bugu, bo nie mieli paszportów do dalszych państw, a uzbrojone i bojowe Wojsko Polskie, jak to się mówi, stało z bronią u nogi, czekając na ostateczny podpis prezydenta, pod aktem – Jest wojna!

Co jest z tymi niektórymi politykami naszymi, że w momencie pukającej do drzwi starości, oni nadal nie dorośli i ciągle są jak przedszkolaki? Sikorski, Budka, Biedroń, Jachira, Tuleya, no a teraz jeszcze postać na stanowisku, które wymaga wyjątkowej prawości i przyzwoitości. Jesteśmy nadal dosyć biednym narodem, więc raczej nie mozna powiedzieć, że jako dzieciaki zostali rozpuszczeni, jak jakieś Chihuahua. Choć raczej prezes Banaś bardziej przypomina ukochanego buldożka.

Jak znam życie, to już jutro Banaś zniknie medialnie. Źle wybrał, bo jutro PIS będzie popisówę odpalał. Będzie się działo. Łzy popłyną. A opozycyjne paznokcie zostaną ogryzione do łokci.
Więc prezes nic z naszym niehonorowym karatekom nic nie będzie musiał robić. Wystarczy, że nasze wspaniałe służby będą dzwonić do NIKu, że prezesowi firmy dom się pali. A to potrafi każdego rozwścieczyć. Nawet karatekę z zen i buddyzmem.
I już.
 

Brak komentarzy: