Znowu powracam do przeszłości. Tym razem styczeń 2014. Dlaczego? Bo właśnie zaprezentowano nam film, a wkrótce też będzie oficjalny dokument, niezbicie i naukowo pokazujący, że 10 kwietnia 2010 roku, ktoś dokonał eksplozji w samolocie TU 154, tuż przy Smoleńsku, zabijając wszystkich 96 pasażerów, łącznie z prezydentem RP, prof. Lechem Kaczyńskim i jego małżonką.
Minęło 11 lat od tego momentu, kiedy pokazano efekty badań i poszukiwań, a mimo tego, bezpośrednio i pośrednio zaangażowani, oraz będące na ich usługach media, nadal kręcą i mataczą.
Nie mam wątpliwości, że musiała zaistnieć międzynarodowa zmowa.
Kto, z kim? Najbardziej logiczne wydaje się, że to tajne porozumienie ówczesnej władzy RP i rosyjskiej ekipy Putina.
Ale kto może zaprzeczyć, że jest również możliwe, iż w tym zbrodniczym porozumieniu nie uczestniczyły również Niemcy? Albo jeszcze ktoś inny, o którym nie mamy pojęcia.
O wiele lat starsza tragedia, w której zatonął prom pasażersko – samochodowy "Estonia", pokazuje jak różne wielonarodowe siły robią wszystko, by mataczyć i ukryć prawdziwe fakty.
Świat nigdy nie jest prostolinijny, tylko kręty, jak kabel od suszarki do włosów i pełen tajnych porozumień, a nawet współpracy oficjalnych przeciwników.
Dlatego przypominam historię zatonięcia "Estonii". I to w kontekście Zamachu Smoleńskiego.
<<<<< >>>>>
Piszę
sporo o różnych morskich sprawach. W tym także o katastrofach i
zatonięciach. Zacząłem zbierać materiały na temat największej
po wojnie katastrofy, zatonięcia nowoczesnego promu MS "Estonia"
prawie dwadzieścia lat temu. W Polsce ta tragedia nie miała zbyt
dużego oddźwięku. Jednakże na przykład w Szwecji jest oceniana
jako jedna z największych, niewyjaśnionych tajemnic, na równi z
zabójstwem Olofa Palmego.
Czytając
o "Estonii", a szczególnie o jej dalszych losach
zauważyłem nagle, że jest dużo punktów zbieżnych z naszą
największą powojenną, narodową tragedią, rozbicia TU 154 z
prezydentem na pokładzie, w sobotę, 10 kwietnia 2010 roku
MS
"Estonia" zatonęła 28 kwietnia 1994 r. To już ponad 20
lat temu,
TU
154 rozbił się prawie 11 lat temu.
To
co łączy obie sprawy, to silne podejrzenia, że nie były to
"zwykłe" katastrofy spowodowane siłami natury, ludzkimi
błędami, czy problemami technicznymi. W Szwecji istnieje powszechne
przekonanie, że tragedia "Estonii" jest rezultatem ataku
terrorystycznego. W Polsce również jest silne przekonanie, że
rozbicie TU 154 jest efektem ataku terrorystycznego.
Jeżeli
faktycznie Estonia zatonęła w wyniku ataku terrorystycznego to
mówimy o drugim najkrwawszym zamachu w historii (po WTC).
Podobnie
można powiedzieć o Smoleńskiej Tragedii – to najpotworniejsze
zdarzenie w Polsce po II Wojnie Światowej.
*************
27
kwietnia 1994 roku nowoczesny prom samochodowy wypłynął w rutynowy
rejs z Tallina do Sztokholmu, w którym statek, zgodnie z rozkładem
powinien zameldować się następnego dnia, o 9:30 rano.
Do
katastrofy doszło nocą miedzy 00:55 a 01:50, około 50 mil od
wybrzeży Finlandii.
Pierwsze
duże zafałszowanie i złą ocenę napotykam w opisie stanu
pogody.
Stwierdzono
mianowicie, że pogoda była "fatalna". Wiatr wiał z siłą
20 m/s, a fala osiągała 4,5 metra wysokości. Ludzie! Nie dajmy się
oszukiwać! To jeszcze nie jest sztorm! Oczywiście, łodzie rybackie
uciekają do portów, ale dla dużego, nowoczesnego statku to jest
nic specjalnego. Sam byłem setki razy w takiej pogodzie i nie było
najmniejszych powodów do niepokoju. Po prostu zła pogoda i
tyle.
Tutaj
jest pierwsza analogia z Tragedią Smoleńską. Po 10 kwietnia też
usiłowano demonizować stan pogody. Mgła podobno była taka gęsta,
że z ogonu samolotu nie było widać dziobu. I sięgała od
powierzchni ziemi do kilkuset metrów wzwyż. Wykazano później, że
była to oczywista nieprawda.
Niewiele
wcześniej lądował polski, wojskowy JAK, a 19 lipca 2010 roku
podano, że o godz. 8:41 czasu polskiego warunki pogodowe na lotnisku
były następujące: wiatr przy gruncie 110–130 stopni, prędkość
wiatru 2 m/s, widzialność 300–500 m, mgła, zachmurzenie 10
stopni warstwowe, podstawa
chmur
40–50
m, temperatura plus 1–2 stopnie
Celsjusza.
To
też, mimo, ze media usilnie nas starały się przekonać, nie są
warunki krytyczne do lądowania. Przecież zresztą lotniska nie
zamknięto. Czyli oceniono na ziemi, że lądować można.
Jednakże
w obu tragediach zwrócono uwagę na złą pogodę, bo to pogłębiało
chaos informacyjny i budziło pewne wątpliwości.
**************
MS
"Estonia" spokojnie wykonywała sobie swoją trasę, gdy po
północy rozległy się zgrzyty i hałasy, oraz, jak później
oświadczyło wielu świadków, a co zostało utajnione,
wybuchy.
Posłuchajcie
relacji:
//
Kłopoty
zaczęły się tuż przed pierwszą. Większość z 803 pasażerów i
186 członków załogi dawno już spała. Ale jeden z pasażerów,
Carl Övberg z kabiny nr 1049, usłyszał odgłosy pomp
hydraulicznych i siłowników. Hałas był wyraźny,
charakterystyczny, nie do pomylenia. Dochodził z pokładu
samochodowego leżącego nad jego kabiną.
Siłowniki
hydrauliczne podczas postoju w porcie unoszą furtę dziobową statku
i opuszczają rampę, po której do wnętrza promu wjeżdżają
pojazdy. Kto i po co włączył te urządzenia na pełnym morzu? -
tego mimo kilkuletniego śledztwa wciąż nie udało się
wyjaśnić.
Minęła minuta. Övberg usłyszał dwa, może
trzy głośne "dziwne, ostre, metaliczne dźwięki". Tak
opisywał je przesłuchiwany po katastrofie przez specjalną komisję.
Nie był jedynym, który je usłyszał. Dziewięć innych osób
znajdujących się w różnych częściach "Estonii" powie
później, że to były wybuchy.
Punktualnie o pierwszej w
nocy pasażerowie kabiny nr 1027 - Jasmina Waidinger i Daniel
Svensson - usłyszeli odgłosy wody wdzierającej się na pokład
samochodowy tuż nad ich głowami. Prom przez chwilę chybotał się
jak dziecięca kołyska, a po kilku minutach zastygł odchylony 5,
może 6 stopni na prawą burtę. Pasażerowie kabiny 1027 uciekli
natychmiast na górny pokład. Mieli szczęście. Tylko ci, którzy -
jak oni - obudzili się i zdołali szybko opuścić kabiny, mieli
szansę na przeżycie.
- Mimo ogólnej paniki i krzyków
zaczęliśmy rozdawać kamizelki ratunkowe. Wkrótce przechył był
już tak silny, że nie było mowy o spuszczeniu na wodę wszystkich
łodzi ratunkowych - opowiadał Jerzy Florysiak, jeden z uczestników
katastrofy. - Statek był tak przechylony, że złapałem się za
reling [barierkę – jk] żeby nie spaść, ale fala zmyła mnie i
znalazłem się w wodzie - mówił.
Jerzy Florysiak grał na
"Estonii" w pokładowej orkiestrze. Jej trzej pozostali
członkowie - również Polacy ze szwedzkimi paszportami - nie
przeżyli katastrofy. Na pokładzie była jeszcze jedna Polka -
Agneta Rapp. Jej również nie udało się uratować.//
I
dalej:
//
Niemal
natychmiast po tajemniczych odgłosach detonacji zatrzymały się
silniki "Estonii". Prom zaczął dryfować. Dopiero
dwadzieścia dwie minuty po pierwszej, kiedy trzydziestostopniowy
przechył statku był już nie do opanowania, załoga "Estonii"
wysłała sygnał Mayday. Dlaczego tak późno? Nie wiemy do
dziś.
Rozpaczliwe wołanie o pomoc usłyszały dwa statki:
"Mariella", którą "Estonia" zostawiła w tyle,
i "Silja Europa", największy prom na Bałtyku (zabiera 3
tys. pasażerów) żeglujący pod banderą fińską. Oficer z
"Marielli" prosi o szczegóły. "Estonia" podaje
pozycję, zgłasza silny przechył i milknie. Kolejne pytania
pozostają już bez odpowiedzi.
W tym czasie na "Estonii"
rozgrywają się sceny jak z "Titanica". Tyle że tamten
transatlantyk tonął trzy godziny, "Estonia" - pół.
-
O wpół do dwunastej obudził mnie nagły wstrząs. Ubrałem się i
wybiegłem na korytarz. Zobaczyłem przesuwający się automat z
coca-colą - opowiadał tuż po uratowaniu Anders Eriksson ze
Szwecji. - Biegłem z pokładu na pokład, jak najwyżej, a prom
przechylał się coraz mocniej. Cudem zdążyłem założyć
kamizelkę ratunko- wą i wsiąść do łodzi ratunkowej - wspominał
rozbitek.
Prom bardzo szybko położył się na prawą burtę.
Jedna z dwóch potężnych, od kwadransa nieruchomych śrub statku
wynurzyła się ponad fale Bałtyku. Mija kolejnych kilka minut i
ogromny, ponad 150-metrowy liniowiec, wysoki prawie na 45 metrów,
wywrócił się do góry dnem.
Dla tych, którzy zostali we
wnętrzu promu, nie było już żadnego ratunku.
Jeszcze przez
kilka minut kadłub "Estonii" unosi się na wodzie. Ale pół
godziny po pierwszych podejrzanych odgłosach na pokładzie
samochodowym rufa promu zaczyna osuwać się pod wodę. Po kilku
minutach znika pod jej powierzchnią.
"Estonia"
spoczęła na głębokości 90 metrów w odległości około 50 km na
południe od wybrzeży Finlandii. Śmierć poniosły 852 osoby.
Kapitan poszedł na dno wraz ze statkiem, choć nie wiadomo, co
dokładnie robił w ostatnich chwilach "Estonii" - jego
ciała na mostku kapitańskim nie znaleziono.//
A
jakie były oficjalne ustalenia?
//
Pierwszą
oznaką problemów był dziwny odgłos tarcia metalu o metal, który
pojawił się około 01.00, kiedy statek mijał archipelag Turku,
jednak podczas oględzin furty dziobowej nie wykryto żadnych
uszkodzeń. Około godziny 01:15 burta oderwała się od kadłuba;
statek nabrał silnego przechyłu na prawą burtę. Około 01.20
przez system informacji wewnętrznej statku wypowiedziano słabym,
damskim głosem słowa: „Häire, häire, laeval on häire", co
w estońskim oznacza: „Alarm, alarm, alarm na pokładzie".
Wkrótce w ten sam sposób zaalarmowano załogę. Niedługo po tym na
statku został ogłoszony generalny alarm ratunkowy. Przechył
zwiększył się do 30 - 40 stopni na prawą burtę, co sprawiło, że
nie można było już się przemieszczać bezpiecznie po pokładzie
statku. Drzwi oraz przejścia zostały zablokowane, aby uniemożliwić
ewentualne przelewanie się wody. Pasażerowie, którzy próbowali
się uratować zostali uwięzieni. O godzinie 01:22 nadane zostało
przez załogę wezwanie Mayday, jednak jego forma nie spełniała
międzynarodowych norm. Komunikacja ustała około 01:29. Po blisko
siedmiu minutach od nadania pierwszego sygnału pomocy Estonia znikła
z pola widzenia wszystkich radarów. Z powodu braku zasilania i
silnego przechyłu akcja ratownicza na promie była spowolniona i
utrudniona. Statek Mariella dotarł na miejsce tragedii około 02:12;
pierwszy helikopter o 03:05.Tak wyglądał oficjalny, tragiczny
łańcuch wydarzeń. Niestety, życie pokazało, że Estonia kryje o
wiele więcej tajemnic niż mogłoby się wydawać.
//
[źródło]
Według
oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn
tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji
(JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty
dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana,
pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało
wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład
samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia.
Tutaj
mamy do czynienia z następną analogią między tragediami. Powołane
komisje ustaliły jednoznacznie i zdecydowanie przyczyny katastrof: w
przypadku "Estonii" to wady konstrukcyjne, a w przypadku TU
154 błędy ludzkie.
Niestety,
w obu wypadkach, w zderzeniu z faktami, świadkami, prostą logiką i
zwykła fachowością i rzetelnością, oba raporty były co najmniej
kontrowersyjne, a tak po prostu stekiem bzdur. Oba raporty przynoszą
hańbę i wstyd ich twórcom: raport międzynarodowej komisji JAIC,
raport Anodiny i raport komisji Millera. Niestety, przykre jest to,
że te ustalenia poszły w świat i ugruntowały ogólnoświatową
opinię publiczną/
*************
Najdziwniejsze
rzeczy zaczynają się jednak dziać potem. W przypadku jednej i
drugiej tragedii rozpoczęły sie akcje dezinformacji, niszczenia
dowodów, zacierania śladów i destrukcji. To była świadoma
robota. W jednym i drugim wypadku starano się ukryć
prawdę.
Przyczyna
może być tylko jedna – obie
tragedie były spowodowane przez działania terrorystyczne, a rządom
prowadzącym śledztwa zależało na ukryciu tego przed światem i
ludźmi.
To
już trzecia analogia. Jak kręcili polscy i ruscy uczestnicy
śledztwa smoleńskiego, to raczej wiemy bardzo dobrze. Natomiast,
jak było z "Estonią"?
//Kontrowersje
27
września 1994 roku statek wypłynął w swój ostatni rejs. Miał
płynąć ze stolicy Estonii – Tallinna do Sztokholmu. Według
oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn
tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji
(JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty
dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana,
pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało
wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład
samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia. Raport komisji
wzbudził jednak wiele kontrowersji. Do nie przekonanych należy
m.in. inżynier okrętownictwa Anders Björkman, autor książki
"Katastrofa Estonii: Prawda i kłamstwo". Według niego
przyczyną zatonięcia promu nie było uszkodzenie furty dziobowej,
lecz dziura w burcie poniżej linii wodnej. Mogła ona powstać tylko
w jeden sposób – w wyniku eksplozji podłożonej tam bomby[JAIC
3]. Dziura taka została zauważona podczas pierwszej próby dotarcia
przez nurków do spoczywającego na dnie Bałtyku wraku. Badania
fragmentu poszycia wyciętego z okolic furty dziobowej wraku
wskazywałyby w ocenie części ekspertów na działanie materiału
wybuchowego. Inne teorie spiskowe łączą zatonięcie z
wykorzystywaniem promu do przewozu broni kupowanej potajemnie przez
wywiad szwedzki od wojsk rosyjskich stacjonujących w Estonii. Fakt
ten został ujawniony w 2004 przez byłego szwedzkiego celnika i
został następnie potwierdzony przez Szwecję, która jednak
zaznaczyła, iż w dniu tragedii nie było takich transportów. W
oficjalnym raporcie wzmianka o dziurze i o transportach nie znalazła
się. Zginęły 852 osoby. Promem dowodzili estońscy kapitanowie
Arvo Andersson i Avo Piht. Wrak spoczywa na głębokościach 73 –
85 metrów – budzi to wiele zarzutów, głównie spiskowych, iż
nie chce się wydobyć wraku, pomimo że jest to całkiem możliwe –
przykładem jest Titanic, którego wydobycie rozważano, mimo iż
leży na głębokości 3800 m. Oficjalny raport obwinia źle
działającą furtę dziobową, zamykającą pokład samochodowy,
która odłamała się pod uderzeniami dużych fal. Kiedy furta
odłamała się, uszkodziła rampę i odsłoniła pokład
samochodowy. Spowodowało to dostawanie się wody na pokład, przez
co statek stracił stateczność i zaczął się tragiczny łańcuch
wydarzeń [...]. Ustalenia oficjalnego raportu były
wielokrotnie kwestionowane, zwracano uwagę m.in. na potwierdzony
fakt wykorzystywania promu do kontrabandy sprzętu
wojskowego.
Niemiecka dziennikarka Jutta Rabe rozpoczęła
własne śledztwo w tej sprawie -wraz z Amerykaninem Gregem Bemisem
rozpoczęła nielegalne nurkowania do wraku celem zbadania przyczyn
tragedii. Wkrótce po jej artykułach rząd Szwecji przyznał się do
szmuglowania broni z Rosji do Szwecji, lecz zaznaczył, że nie miało
to miejsca w dniu katastrofy. W lecie 2000 roku, Szwecja wydała
nakaz aresztowania Jutty za naruszenie deklaracji nienaruszalności
miejsca spoczynku wraku, które podpisały wszystkie państwa
nadbałtyckie poza Niemcami, a co było związane z ekspedycją na
wrak, w związku z tym Jutta nie odwiedza Szwecji. Podczas tej
ekspedycji pobrano próbki metalu wskazujące na użycie materiałów
wybuchowych, gdzie na trzy próbki wysłane do trzech różnych
laboratoriów (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy) tylko
niemieckie laboratorium zakwestionowało możliwość wybuchu i to
właśnie na tym jednym oparła się prasa szwedzka, szwedzki rząd
zignorował te dowody argumentując to nielegalnym sposobem zdobycia
takowych. Według teorii w przewożeniu ładunków mieli uczestniczyć
agenci brytyjskiego MI6, którzy na zlecenie amerykańskiego CIA,
mieli umożliwić przepływ radzieckiego sprzętu wojskowego – to
miałoby wyjaśniać dlaczego Wielka Brytania przyłączyła się do
aktu "Porozumienie w sprawie Estonni".
W wyniku
ponownego przeanalizowania sprawy Estonii przez estoński zespół
prokuratora Margusa Kurma, którego raport ujawniono 30 marca 2006,
rząd estoński zakwestionował wyniki prac wspólnej komisji i
zaprosił rządy Szwecji i Finlandii do wznowienia dochodzenia.
Raport sugeruje, że rząd szwedzki ukrywał część, mających
związek ze sprawą, dowodów. Według analizy zeznań świadków
dokonanej przez zespół Kurma, rampa dziobowa była podczas
katastrofy jedynie uchylona i nie mogła przez nią dostać się na
pokład podawana dotychczas ilość wody, nadto nie jest jasne, skąd
brała się woda na pokładzie. Komisja ustaliła, że szwedzkie
służby odnalazły urwaną furtę dziobową 9 dni przed oficjalnym
ujawnieniem tego faktu, a także prowadziły niejawne nurkowania
badawcze, a wnętrze ładowni zostało sfilmowane przez pojazd
podwodny, czego również nie ujawniono wspólnej komisji. Podczas
nurkowań poszukiwano m.in. jednej walizki z nieujawnioną
zawartością, którą następnie zabrano ze statku. Raport ten
stwierdza również, że trójstronna komisja nie zbadała hipotezy
wybuchu na pokładzie.
Źródło:
wikipedia,
hasło: MS Estonia
*************
Konkluzje
Rząd
szwedzki idzie już dwadzieścia lat w zaparte.Mataczy, kręci i
zaciemnia. Zabronił nurkować do wraku. Zamierzał go całego na
dnie morza zacementować, co jest 10-krotnie kosztowniejsze niż
wydobycie wraku.
Rząd
ten zapewne by tak nie był uparty, gdyby za tą tragedią nie stały
tajne służby różnych państw, w tym, co udowodniono – KGB i
CIA.
Jakie
służby stoją za Tragedią Smoleńską, że rząd Tuska idzie już
cztery lata w zaparte?
Czy
czeka nas 20 lat, tak, jak ma to miejsce z MS "Estonią"?
Tak,
jak Szwedzi niszczyli dowody, zasypywali wrak piaskiem, usiłowali go
zabetonować, tak rosyjscy żołnierze cięli TU 154 na kawałki,
wybijali szyby, zrzucali fragmenty na kupę i co najstraszniejsze,
zalutowali różne przypadkowe fragmenty zwłok w trumnach.
Czy
życie ludzkie tak już niewiele znaczy, że dla osiągnięcia
zbrodniczego celu, np zamaskowania wojskowej kontrabandy z Rosji via
Szwecja do USA, można pozbawić życia setki osób? Że dla
zlikwidowania niebezpiecznego prezydenta likwiduje się dodatkowo 95
niewinnych pasażerów?
Czy
przypadkiem nie przekraczamy jakiejś znaczącej granicy
barbarzyństwa?
A
rozbestwienie służb i ich pogarda dla normalnego świata nie
osiągnęły punktu krytycznego?
Teorie
spiskowe są często wyśmiewane. Szczególnie u nas w Polsce
stworzono cały przemysł stygmatyzowania tak zwanych oszołomów i
smoleńskich idiotów.
Jednakże
upór paru ludzi, prywatnych i niezależnych, wykazał, że rządy
paru państw bałtyckich kłamią i usiłują ukryć prawdę.
Koalicja kłamstwa w końcu się zalamała. Tylko Szwecja, która ma
najwięcej do stracenia trwa w uporze.
W
Polsce, z tą władzą nigdy nie dojdziemy do prawdy o Smoleńsku.
Gra się toczy o bardzo wysoką stawkę. Mogą polecieć
głowy.
Jednak
najbardziej przerażające jest to, czy istnieją granice, których
międzynarodowe tajne służby nie przekroczą. Ponadto, czy będą
tajemnice, których opinia publiczna nigdy nie pozna.
Mgła,
gęsta i zwodnicza była podobno na smoleńskim lotniskiem.
Lecz
chyba bardziej chodzi o mgle w naszych głowach
*************
Ps.
Zebrałem bardzo dużo materiałów o MS "Estonia".
Znacznie przekraczających ramy tego artykułu. Optymistyczne jest
to, że dzięki uporowi zwykłych ludzi prawda powoli wychodzi na jaw
i nikt rozsądny nie może mieć wątpliwości, ze na promie dokonano
terrorystycznego ataku. I że zaprzecza to całkowicie wersji
oficjalnej przyjętej przez Szwecję, Finlandię i Estonię.
To
daje nieco optymizmu, że podobnie może się potoczyć z Tragedią
Smoleńską.
______________
[źródło]
- http://www.paranormalne.pl/topic/25478-tragedia-promu-estonia/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz