czwartek, 12 maja 2016

Aktualny wróg świata #1



Demon przejmujący trwogą maluczkich. Smok, z którym nie mogą sobie poradzić współcześni rycerze spod tęczowej flagi.
Nasyłano już na niego morderców. Miał też zginąć w tragicznej katastrofie.
Niestety dla wrogów – wciąż trwa.

Oczywiście jest w moich słowach sporo przesady, jednakże i w Europie i w Polsce są setki ludzi, które wolałyby, żeby on nie istniał.
A świat zawsze sobie wymyślał, albo prawdziwych, albo sztucznych wrogów #1. Fidel Castro, Pol Pot, Muammar al-Kaddafi.
Zazwyczaj pełnili tą zaszczytną funkcję bycia No.1 po to, by na nich koncentrować całą złość ludzi; obarczać ich za swoje błędy i swoją nieudolność.

Nie ma chwilowo prawdziwych szkodników i oprawców. Ewentualnie są ludzie szkodzący swoją głupotą i uporem, jak Angela Merkel, która narobiła w całej Europie historycznego bigosu i w swoim narcyzmie, nie chce przyznać się do potwornego błędu, a tym bardziej wycofać się i nie kontynuować szkodliwej polityki. Jest też spryciarz pierwszej kategorii – Recep Erdogan, który z iście otomańską tradycją okrucieństwa i nieposzanowania życia, przeprowadza pogromy Kurdów, a z Unią Europejską cynicznie handluje, tak, żywym towarem, jakim są uciekinierzy z Azji i Afryki, zwabieni do Europy przez wspomnianą Merkel.
Oni nie są wrogami publicznymi. W żadnym wypadku. Wprost przeciwnie, cieszą się powszechnym szacunkiem, mimo tego, że już niedługo poważna i obiektywna historia oceni ich czyny jako wyjątkowo szkodliwe dla społeczności.
Lecz niestety, rządzi propaganda, głównie niemiecka, wszystkie te ZDFy, ARD, czy FAZy, które idąc na pasku rządu niemieckiego przedstawiają rzeczywistość nie taką, jaka ona jest na prawdę, tylko w taki sposób, aby usprawiedliwić działania Niemiec i zmajoryzowanej przez nich UE.

Jednakże całej tej propagandzie, zgodnej ze światłymi zaleceniami doktora Goebbelsa i propagandzistów Stalina, potrzebny jest wróg. I to nie jakiś odległy kacyk z drugiej półkuli, tylko człowiek działający po sąsiedzku – tuż za progiem.

Już w roku 2005-tym zaczęto zohydzać braci Kaczyńskich, jako przykład warcholstwa, pieniactwa i prawdziwej głupoty. Ze strony zachodniej Europy spotykała ich tylko pogarda i kpina.
Było, minęło, skutecznie pozbyto się prezydenta Lecha Kaczyńskiego i znowu, po dziesięciu latach, na czele polskiej polityki i władzy stanął Jarosław Kaczyński.
To jest fakt nie do zniesienia dla lewackiego zachodu, a w szczególności Niemiec. Ten człowiek nie dopuszcza do swobodnej eksploatacji, podkreślam – kolonialnej eksploatacji Polski. Więcej – on jest w stanie pokazać Polakom, że może być inaczej. Że perkal i koraliki rzucane Rzeczpospolitej, to ochłapy z pańskiego stołu oddawane posłusznej służbie i poddanym.

Należy więc go uczynić publicznym wrogiem numer 1. I to nie tylko w Europie, poza granicami Polski, ale także w jego własnym kraju.
Na walkę z Jarosławem Kaczyńskim i jego ugrupowaniem, PIS, przeznaczono ogromne sumy pieniędzy. To według zachodnich strategów nie są pieniądze wyrzucone w błoto, bo niszcząc Kaczyńskiego, będzie można ponownie dorwać się do rozlicznych bogactw, jakie Polska posiada. To nie tylko niesłychanie tania siła robocza, z płacami sztucznie utrzymywanymi na najniższym poziomie; to również nie tylko rozliczne bogactwa naturalne, ale to przede wszystkim potężny rynek zbytu, a także tania urodzajna ziemia i największe w Europie obszary leśne.
Kaczyńskiego należy więc wszelkimi możliwymi sposobami obrzydzać, pomniejszać i deprecjonować.
Ma on właśnie być tym znienawidzonym przez cały świat karłem. Jak się go nie da wymazać, to należy okryć pogardą, ośmieszyć i wzbudzić strach przed nim.

I takich właśnie poczynań jesteśmy świadkami.

Czasami zahaczam o radykalne, antypisowskie środowiska. Zazwyczaj jest to przykre doświadczenie. Koledzy z dawnych lat, onegdaj weseli i trzeźwo myślący, są w jakimś amoku, tańcu chocholim z "Wesela", zasklepieni w pułapce propagandowych stereotypów i haseł. Niezdolni do prawidłowej i uczciwej oceny rzeczywistości.
I zwornik tego wszystkiego – Jarosław Kaczyński. Nie miałem bladego pojęcia, jak on jest przezywany. Jakie absurdalne oskarżenia przeciwko niemu są wysuwane. Wyssane z palca opowieści. Złosliwe i obleśne opinie...
Lecz zawsze jedno jest wspólne – jakikolwiek temat dotyczący naszego kraju byłby poruszany, to dyskusja zawsze kończy się na wspólnym opluwaniu Kaczyńskiego. Jest on jak potężny magnes, który przyciągnął swoim polem wszystkich tych, którzy autentycznie go nienawidzą.
Czy może jest to naturalna potrzeba człowieka, by mieć osobistego wroga, na którym można koncentrować wszystkie swoje złe uczucia?
Mimo tej całej pogardy i nienawiści, jak satelity, nieustannie krążą wokół Kaczyńskiego; jak ćmy wokół płomienia, mimo, że to ich spala i są ludźmi znacznie gorszymi, niż potencjalnie nie powinni być.

I najważniejsze:
Jak Jarosław Kaczyński mówi, to wszyscy go słuchają.

Prezes wygłosił przemówienie. Media rządowe z przyczyn oczywistych transmitowały to zdarzenie. Lecz również wszystkie wrogie na codzień stacje to przemówienie transmitowały, aby potem przez długie godziny, w licznym gronie zaprzyjaźnionych ekspertów, analizować każde wypowiedziane słowo przemówienia prezesa.
Następnie jest on cytowany tygodniami, często, gęsto, zdania zmanipulowane, słowa wyrwane z kontekstu.
Lecz mówią o nim nieustannie. Nie mogą przestać.
Każde wystąpienie Kaczyńskiego to news najwyższej wagi. Stacje telewizyjnę przerywają program, choćby to była msza z Watykanu, czy jakiś Taniec z Gwiazdami.

Oni wszyscy dobrze wiedzą, mimo całej pogardy i obrzydzenia, choć nigdy, nawet we śnie, nie wypowiedzą tego otwarcie, że Jarosław Kaczyński to najważniejszy obecnie dla Polski człowiek. I czy chcą tego, czy nie, z czym się właśnie nie mogą pogodzić, od tego, co on uczyni zależy ich los.
Więc ta nachalna kontestacja podszyta jest również strachem. To także ten strach gromadzi ich przed telewizorami, gdy prezes przemawia. Bo może usłyszą wyrok? Albo dostaną nagrodę...

Środowiska antypisowskie, o których wspomniałem, pogodziły się już z faktem (dotarło to do nich w końcu), że zostały brutalnie oszukani i wykorzystani przez poprzednią władzę Platformy i PSLu – Tuska, Kopacz, Schetynę i pozostałych.
Musieli więc zmodyfikować narrację: tamci byli źli, ale ci są jeszcze gorsi.
Bo po prawdzie, w polityce nie ma dobrych. Zawsze są to egoiści i złodzieje, skoncentrowani na własnych karierach, a naród i kraj mający w dupie.
Kompletnie nie mieści się im w głowach i nie przyjmują tego do wiadomości, że jednak mogą być tacy ludzie, którzy chcą dobra dla wszystkich. Że chcą budować dla wspólnoty, a nie tylko dla siebie. Taki jednokolorowy obraz świata, a w szczególności Polski.

Tak jak ci rozliczni blogerzy i komentatorzy, czasami ze sporym posłuchem, którzy każde wydarzenie, każde działanie, czy projekt analizują, kto za tym stoi: sowieci, Niemcy, czy jak to nazywają – usrael.
Tak długo byliśmy, jako kraj zniewoleni, że już nie potrafią sobie wyobrazić, że może być inaczej – że stajemy się suwerenni, niezależni i sami stanowimy o sobie. To niemożliwe, twierdzą. Zawsze byliśmy pod butem kogoś.
Czyżby? Jak już ma się na stałe mentalność niewolnika, to faktycznie nie można sobie wolności wyobrazić.

Reasumując: sytuacja jest taka, że dla nas, dla obozu zjednoczonej prawicy, Jarosław Kaczyński jest naturalnym przywódcą. Mężem stanu i człowiekiem z wizją dobrej Polski. Mamy tyle zaufania w stosunku do jego umiejętności  i umysłu, że wierzymy, że jest on zdolny osiągnąć sukces. Nie tylko dla siebie, ale dla nas wszystkich: Polski i Polaków.
Natomiast dla naszych wrogów, tych wewnętrznych, głównie beneficjentów III RP i otumanionych przez propagandę pożytecznych idiotów, jak również tych spoza Polski, który z kontynentu chcą uczynić lewacki kołchoz, pod przywództwem zdegenerowanych mędrców z Brukseli i Strasburga, którzy tam uwili sobie przytulne gniazdka, Jarosław Kaczyński jest i będzie Wrogiem Numer 1.
I to choćby Polska stała się krajem mlekiem i miodem płynąca. Wreszcie rządzona przez prawowitego suwerena.

W sobotę, 7-go maja, zjednoczona, totalna opozycja organizuje uliczne pochody, których jawnym celem jest odebranie władzy PISowi i wyeliminowanie Kaczyńskiego.
Tymczasem prezes JK malutkim, drobnym gestem może te pochody zniszczyć i zesłać w niebyt.
Wystarczy, że ogłosi, że w newralgicznym momencie pochodu wygłosi ważne oświadczenie.
Widzę tych dziennikarzy i te wozy transmisyjne, mikrofony i kamery, jak na łeb, na szyję opuszczają pochód by udać się na miejsce, gdzie Jarosław Kaczyński będzie przemawiał.

Bo gdy Kaczyński mówi, to wszyscy go słuchają.
I zawsze jest to wiadomość dnia.


.

Brak komentarzy: