Jak wiadomo obowiązkiem Dyletantów jest odwiedzanie
słonecznej Italii, zgłębianie sztuki, rozmyślanie oraz raczenie się
jadłem i wybitnymi lokalnymi trunkami. Generalnie - cieszenie się
życiem.
Tanie
linie lotnicze spowodowały, że Europa stoi otworem i to za nieduże
pieniądze. Jak się trochę pokombinuje i pogrzebie w Internecie, to do
Mediolanu, a konkretnie Bergamo, tam i z powrotem, można polecieć za 300
złotych. Stamtąd, za naprawdę nieduże pieniądze, wynajętym samochodem,
dwie godziny jazdy i jesteśmy w naprawdę wysokich Alpach, takich do 4500
metrów, u końca doliny Aosty, która kończy się tunelem St. Bernarda,
lub jak kto woli, szczytem Cervinii (to po włosku), bardziej popularnie
zwanym Matterhorn (4478 metrów). Samotny szczyt robi wrażenie. Tak samo,
jak liczba alpinistów, którzy na nim zginęli. Bo każdy głupek, jak
tylko poczuje się alpinistą, chce się z tą górą zmierzyć, a to raczej
trudne zadanie.
Mimo
końca sezonu, ale z powodu fenomenalnej pogody, w miasteczku Cervini,
na 2000 metrów wszystko było pozajmowane, ale nieco bliżej i niżej (1700
mtr) z fajnymi wyciągami w Champoluc, było miejsca aż zanadto, trasy
świetne i dosyć puste. Rewelka wprost.
Górskie
domki schludne i puste. Ludzie przemili i spokojni. Urzeka brak
nachalstwa, który tak doskwiera w naszych Tatrach. Skipass na wszystkie
trasy, na jeden dzień to 20 Euro i na gondole, czy krzesełka nie ma
wcale kolejek, więc zjeżdżać można tyle ile nogi pozwolą. A jeżdżą
dzieciaki od lat 3, do dojrzałych obywateli 75-letnich.
Wjazdu
do doliny Aosty, która ma niezależną administrację od Piemontu, broni
monumentalny fort Bard, rozbudowany w XIX wieku przez rodzinę Savoy , na miejscu starych fortyfikacji, jeszcze z V
wieku, postawionych przez Teodoryka. Muzeum Alp, świetnie odnowione,
jest sporą atrakcją.
W
taki piękny dzień, jak piątek i sobota, z samego Mediolanu pięknie
widać, od zachodu na wschód Alpy z pogórzem, a z dala, 200 kilometrów od
miasta, szczyty otaczające dolinę Aosty błyszczą śniegiem w porannym
słońcu. Tym razem w Mediolanie (pomijając obowiązkowe dla pań outlety w
Vicolungo) tylko najważniejsze rzeczy do oglądania – centrum z katedrą
Duomo i zabukowana, na długo wcześniej wizyta w kościele Santa Maria
delle Grazie z kontemplacją Ostatniej Wieczerzy Leonarda.
Duomo, a dokładniej, Katedra Narodzin św. Marii w Mediolanie
(wł. Duomo St. Maria Nascente di Milano),wprost zatyka. Cudownie
odnowiony różowy marmur, fascynuje bogactwem zdobień. I to z każdej
strony.
Natomiast ogrom i majestat wnętrza uczy pokory, nawet najbardziej zatwardziałych bufonów.
Duomo
jest jednym z największych (a dla mnie i najpiękniejszych) kościołów na
świecie. Krzyż długi na 157 metrów, a szeroki na 109 metrów. Wspaniałe
witraże w chórze katedry też należą do największych na świecie . Obecną budowlę
rozpoczął książę Visconti w 1386, a zakończono dopiero za Napoleona.
Coś, co się buduje 500 lat musi być tylko dziełem człowieka dla swego
Boga. Nigdy, nigdzie nie budowano czegoś równie potężnego, jak
chrześcijańskie katedry.
Okolice
katedry to Mediolan – stolica światowej mody. Oczywiście Armani, Prada,
Valentino, D-G, Versace, Luis Vuiton i paru jeszcze, ale raczej dla
pani Kulczykowej lub Krauze. Dla Kwaśniewskiej raczej ciut, ciut nie.
Najlepsze butiki zgromadzone pod dachem tutaj.
Zbliżający
się tydzień paschalny musiał się otworzyć kontemplacją Ostatniej
Wieczerzy Leonarda da Vinci. Naścienny obraz (460 x 880 cm) namalowany
na zamówienie księcia Mediolanu Lodovico Sforzy w ciągu 3 lat w
refektarzu kościoła Santa Maria delle Grazie, był nad wyraz nowatorski,
szczególnie jeśli chodzi o symbolikę i ekspresję postaci. Nowatorska
była też technika malowania fresku, lecz niestety, użyte przez Leonarda
farby nie były zbyt trwałe. Ostatnia wielka renowacja zakończyła się w
2000 roku i trwała pięć razy dłużej niż malowanie obrazu. Można się
przekonać, że Don Brown plótł bzdury o nadmiarowej ręce na obrazie. W
rzeczywistości należy ona do św. Piotra. Jezus na obrazie właśnie
ogłosił, że zostanie zdradzony. Stąd różne silne emocje na twarzach
Apostołów. I Judasz jest między nimi. Niestety, robienie zdjęć jest
bardzo no-no, więc tylko wizerunek kościoła.
Kuchnia
regionalna Aosty i Piemontu, praktycznie nie różni się od reszty Włoch.
Pizza, krok po kroku, idąc od Neapolu, przywędrowała na północ i
opanowała całe Włochy. Jednakże północ tradycyjnie gustuje w polentach
(kaszka manna z gryczaną, długo przygotowywane) i w risottach. Góry mają
swoje fantastyczne nalewki alpejskie, a Piemont, to obok Toskanii
najważniejszy region produkujący świetne, światowe wina, z flagowym
winem Włoch Barolo. Świetne jest też Barbaresco i mgliste Nebbiolo. A
dla oryginałów preferujących wina białe, czyli mnie, rozkoszy
dostarczają wszystkie Asti, w tym musujące Asti Spumante.
Odwiedzającym
ten region polecam picie win wytwarzanych domowym sposobem przez
gospodarzy i , że tak powiem, karczmarzy. Są one tak świetne, że picie
piwa tam właśnie uważam za profanację. Zachwyt mój wzbudziła
fantastyczna na nalewka z ziół alpejskich – Braulio, należących do
słynnych Amaro, znanych na świecie jako Digestif, do którego należy
popularny już w Polsce Jaegermeister, który obżarciuchy wypijają po
przejedzeniu, a pijacy, na kaca, następnego dnia.
By
zrobić dobrą nalewkę Amaro używa się takie zioła: gencjanę, anżelikę,
melisę i chininę, jałowiec, anyż, miętę i tymianek, liść laurowy,
lukrecję, kardamon, szafran, cynamon i kwiat szarotki. I jeszcze pewnie
nie wymieniłem wszystkiego. Braulio zaczyna się w ustach od mentolu, a
potem przechodzi przez taką gamę smaków, że trudno nadążyć. Potwierdzam,
że dobrze robi na żołądek.
Więc
jeśli ktoś ma ochotę, to zachęcam w tamte strony. Gwarantuje, że
wyjdzie taniej niż w Zakopanym i znacznie, znacznie przyjemniej.
No i oczywiście, pogłębia się swoją wartość, jako prawdziwego Dyletanta.
____________________________
Duomo po środku, po lewej, pod łukiem (i pod szklanym dachem), raj kobiet, najbardziej ekskluzywne boutiki świata |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz