piątek, 27 września 2013

Opis pewnej niemożności


To, że brak mi szerekokątnego obiektywu to jedno. Ale i bez tego - sfotografowanie wschodu słońca nad Boską Wolą wciąż pozostaje zadaniem, którego nie umiem wykonać.
Ponieważ, jak już pisałem, słońce pojawia się nad horyzontem dopiero po tym, jak wydam czterokopytnym śniadanie - mam od teraz wszelkie możliwości, aby oddawać się tej obsesji. Mimo to obserwacje, które zawsze, ilekroć tylko nie mamy 100% pokrywy chmur prowadzę - w żaden sposób nie przekładają się na moją zdolność oddania tego zjawiska na matrycy cyfrowej aparatu Canon 400D!
Z grubsza rzecz biorąc, wschód słońca dzieli się na dwie fazy. Najpierw jest "faza różowa" (choć, oczywiście, skala odcieni jakie w tym czasie widoczne są na chmurach - jeśli tylko są jakieś - pozostaje znacznie większa: jako typowy mężczyzna, nie radzę sobie z nazywaniem kolorów - a i pokazać tego Państwu na zdjęciu, jak się okazuję, nie potrafię, bo aparat "spłaszcza" tę gamę, bardzo wiele odcieni oddając jako jednostajną szarość...):



Tutaj przynajmniej - czego, swoją drogą, przeglądając zdjęcia najpierw w aparacie, nawet nie zauważyłem - udało mi się uchwycić na dole cień odległej mgły, która musiała była podnosić się właśnie w rejonie torów kolejowych...
Po "fazie różowej" następuje "faza żółta", kiedy chmury nad głową przypominają momentami obłoki jakiegoś mocno zjadliwego gazu bojowego (chloru?):


Przez kilkadziesiąt sekund dosłownie - pomiędzy jedną a drugą fazą, niebo mieni się jednocześnie różem i złotem. Ale dziś akurat jakoś na ten moment nie trafiłem. Odczuwam zresztą kompletną bezradność wobec problemu, ponieważ właśnie wówczas - aparat najbardziej przekłamuje.
No i kompletną porażką są próby oddania tego, co w tym samym czasie dzieje się nad zachodnim horyzontem:


Niby coś tam widać, ale żałujcie Państwo, że Was tu ze mną nie było! Kiedy wyprowadzam teraz stado na pastwisko w takim momencie, światło odbite od tych chmur na zachodzie jest zbyt słabe, aby zapalić choć jedną iskrę na futrach naszych koni i próby ich fotografowania kompletnie nic nie dają. Ale idziemy jak skąpani w olejku różanym...
"KT" nie spodobał się tekst, który wysłałem im wczoraj. Za bardzo, podobno "dałem do pieca". No cóż - jeśli ostatecznie zdecydują się go odrzucić, to pewnie wkrótce go tu Państwo przeczytacie. Mam zamiar obrazić, poniżyć, znieważyć i wdeptać w glebę działaczy "organizacji społecznych, których statutowym celem jest ochrona zwierząt" oraz niemiłościwie nam legislujących legislatorów, którzy wypichcili obecną wersję ustawy o ochronie zwierząt.
Dali mi czas do dzisiaj rana, żebym ewentualnie przysłał coś innego. Any ideas? Bo już i tak, wszystko co mogę zrobić, to ponarzekać - na żaden research nie ma czasu. Coś Państwa w naszym końskim światku uwiera, boli, doskwiera, gniewa..?


autor: boska wola

Brak komentarzy: