sobota, 14 września 2013

Jaja bzdyklaczy XIV, czyli skutki jednej głupiej ustawy cz.2 (komentarze)


  • @tadman 22:10:55
    Zaczynam się bać. Gryzelda zaś zaczyna się zastanawiać, czy wobec wiejącej grozy nie zastąpić Tadzinkiem siebie samej w roli strażnika ryżandolo-zwisów (oraz w innych miejscach).
  • @bez kropki 09:59:13
    Aktr.IV cd.
    Kiedy ucichły ostatnie strzały i wybuchy bezjedynkówki wypełzły z krzaków, otrzepały się z zeschłych listków i badyli i z zastanowieniem wpatrzyły w Delfinę i jej urobek. Nawet w postaci pozostałych po zniszczeniach dokonanych przez Agenta O;o po spożyciu 22 procent - a jeszcze minus to, co wybuchło- wyglądal imponująco. W dodatku na śliniaczku błyszczał Order Lenina oraz ten drugi - oba tylko trochę upstrzone przecieranymi buraczkami. Kozik dzierżony krzepko w łapce też dodawał Delfinie powagi i godności osobistej.
    Delfina pod wbitym w nią wzrokiem bezjedynkówek przestała lać ślozy, wyłączyła rykson i spojrzała na Hańcię i Ewcię stalowym wzrokiem.
    To zdecydowało.
    - Dobra , bierzemy ją - oznajmiły jednym głosem.

    I tak Delfina dołączyła do frakcji bezjedynkówek, chociaż akurat jedynki to ona posiadała. Wyłącznie.
  • @sigma 12:20:39
    "- Dobra , bierzemy ją - oznajmiły jednym głosem. " Oczyma dusz swoich widziały bowiem ekskluzywny pojazd eksploatatorów paiskowniczki: perpedyk czasowo pożyczony od Józka (i co z tego, że bez wiedzy właściciela), oświetlony blaskiem pomyslów Tadzinka, napędzany biopaliwem (mentolowe + % Januszka/Oza + sucha markowska*), mający na dachu koguta (tu: kurfirst) oraz wydający sygnal dźwiękowy (tu: rykson by Delfina). Klękajcie narody, no! I kudy tam pojazdom uprzywilejowanym lub uprzywilejowanych do tak skonstruowanego monstrum lasków, dróg i poboczy! Nic, tylko ruszać z posad bryłę świata, czy może na posady, czy jak to szło.

    *polędwica bez izolatu sojowego została wyłączona i przeznaczona na użytek mieszkańców zameczku,
    utylizacja odpadów po wyrobie piernika też stanowi odrębne zagadnienie i nie wchodzi w zakres zasilania perpedyka
  • @bez kropki 12:35:02
    Pierwsze rozumne słowa, które Delfina wypowiedziała w improwizowanym ambulansie brzmiały:

    ALE FAJNA ROZPIERDUCHAAAA!!!!

    Damy zamarły zszokowane, a biedna Gryzelda dostała czkawki.

    Błyskawiczna, chwytająca w lot Ewcia, wychyliła się przez okno, lekko już dymiąc i wrzasnęła: - Jaaaaanuuuszek !!!! Nu pagadim!!!

    Sztyrlic zastygł. Zawsze bał się wilków.
  • Zupełnie nie na temat
    Młode pokolenie atakuje arcydzieło

  • @Ptasznik z Trotylu 22:36:35
    Wgdbrrrzdręg!!!

    Walnęło dosyć mocno.




    ale zgasło....
  • Opowieści zzęzy (NIE POPRAWIAĆ!)
    Auućć! - krzyknął Januszek podskakując na jednej nodze trzymając się za stopę drugiej nogi.
    - Co to do cholery mogło być? - pomyślał.
    Rozejrzał się i zobaczył, że za rogiem domu przy Abrahama znikała grupa biegnących dzieciaków. Wtem jego wzrok padł na porozrzucane na ziemi pałki.
    - Aha, to pewnie ich właściciele dali właśnie dyla.
  • @tadman 23:49:18
    Pobucić to towarzych o Tadzinku, czy mi wybaczysz????

    Tu dlacie do rozweseliska:





    i na zakończenie historia bluEsa:

  • Do wszystkich tu obecnych i nieobecnych.
    Czy Szajka zamierza zająć oficjalne stanowisko w sprawie oficjalnego zakazu wędzenia wędlin?

    Poza tym zapraszam do siebie, gdzie ZNienacka wrzuciłam post o dramacie osób odważnych, śmiałych, kolorowych, roztańczonych i wesołych, zdecydowanych stawić czoła Królikofobii i iść ku upragnionemu Transkróliczyzmowi. Króliki donoszą, że Transkróliczyści, z uwagi na krótszy czas życia królika, będą postulować obniżenie wieku emerytalnego dla transkróliczystów. A oto i link:

    http://maria-w.neon24.pl/post/104670,krolikofobii-mowimy-zdecydowane-nie
  • @Maria Wesołowska 18:35:51
    Qrfist wylądował zgrabnie na ryżandolu wpiwszy się z lekka w twarzoczaszkę euroentuzjasty i lustracjofoba z pchlewskiego uniwerstytetu.
    Lustracjofob wydał z siebie dźwięk niegodny euroentuzjasty i próbował wcisnąć gałkę óczną na swoje miejsce, ale tytułem huśtania się ryżandola wepchł ją sobie w otwór gębowy i przegryzł państwowym garniturem zastępczym.
    Zawartość gałki ócznej wylała się i skropiła rozetkę Gryzeldy, która tę postawiła ja na sztorc śpiewając niecosopranem "Na barykady ludu roboczy"... Ale lud miał barykady w głębokim poważaniu i oglądał kolejny odcinek z amantem Karolakiem na małej i dużej wódce.
    Wracając do ryżandolowego lustracjofoba to Qrfist zauważył, że miał ci on "nos dłuższy od nazwiska" choć se w środku zmajstrował von.
    Qrfist wyciągnął spod skrzydła monokl, wbił se go tam gdzie trzeba i zmierzył dokładnie tę jednooką łachudrę i stwierdził autorytarnie, czy jakoś tak, że ryżandolowy bez oka nadaje się na ojroentuzjastę, bo będzie nas mniej kosztował.
    Qrfist chciał troche popracować nad porządniejszym przygotowaniem ryżandolowego do pełnienia funcyj w Ojro Landzie, ale zauważył, że tapir, dzik, Gryzia (która z braku odzewu ludu gwizdała Pomoskowskije wiecziera) i Woyciechowa żywo dyskutują za szezlongiem, a podsłuchuje ich Sztirlic, co to rododendron udawał. Qrfist sfrunął z ryżandola i wpił się w wystający z rododendrona kuper agenta i ekspressowo zrobił mu z niego siedemnaście mgnień wiosny.
    Sztirlic znieczuliwszy się wyjętym z zanadrza "Krótkim kursem historii WKP(b)" oddalił się w kierunku pojemnika na odpady mokre.

    Przy głosie była właśnie Woyciechowa i mówiła, że ona sobie nie wyobraża, żeby Hrabina zrezygnowała z wędzonych węgorzy, gruszek, śliwek i oczywiście kiełbas oraz szynek, a także wędzonych płuc.
    Zapadła cisza. Qrfist chciał zabrać głos, ale uprzedził go przytomny o dziwo dzik, który stwierdził, że roboty ziemne przy tajnej wędzarni weźmie na siebie on i tapir. Ten ostatni nie zaprzeczył.
    Józek miał wykonać część nadziemną konstrukcji, a Woyciechowa miała uszyć namiot maskujący. Qrfist, który nachalnie chciał być potrzebny został wraz ze swoim kurnikiem oddelegowany do rozcieńczania zapachów, będących produktem ubocznym tajnej działalności i kierowania ich w stronę pojemnika na odpady mokre w celu ich całkowitej neutralizacji. Gryzia wyciągnęła cytrę i obiecała brzdąkaniem zwiększyć efektywność konspiracyjnej działalności.
    Gloria, która weszła do salonu momentalnie wyczuła pismo nosem i stwierdziła, że wywrotowej i haniebnej działalności w swoich posiadłościach nie będzie tolerować, bo choć nie jest euroentuzjastką i lustracjofobką, to ma cholerne poszanowanie dla prawa stanowionego i jako takiego.
    Woyciechowej oczy zrobiły się jak spodki i zaczęły jeszcze róść, ale Hrabina stwierdziła, że żartowała i należy dać odpór euroentuzjastom, co kalają staropolskie zwyczaje i, że ona może odmalować na namiocie hiperrealistyczne kwiatki i inne zielska, coby namiot wtopił się w otoczenie.
    Ustalono, ze prace ruszą już od jutra.
  • @bez kropki 12:35:02
    Kwestię transportu uwędzonych delicji załatwiał oczywiście perpedyk Józka - zgodnie z bezkropkową recepturą - oświetlony blaskiem pomyslów Tadzinka, napędzany biopaliwem (mentolowe + % Januszka/Oza + sucha markowska*), mający na dachu koguta (tu: kurfirst) oraz wydający sygnal dźwiękowy (tu: rykson by Delfina).
    Podjudzony przez Wojciechową Józek zażądał jednak procentowego udziału w biznesie.
  • @tadman 00:29:51
    W drodze pośpiesznego referendum ustalono, że tajna wędzarnia zostanie chytrze wykopana pod piaskownicą, zaś bezjedynkówki wraz z Tadziem, Januszkiem przyrzekli uroczyście palić w piaskownicy czym popadnie celem naukowego uzasadnienia wydobywającego się dymu. Oczywiście, Januszek zaznaczył, że jeśli chodzi o niego, będą to mentolowe. Nie chcąc być gorsza Delfina zgłosiła wniosek racjonalizatorski: obiecała włączać rykson w razie alarmu.
    Przechodzący nieopodal Il Professore poszukujący jak zwykle opału wywołał pierwsze włączenie alarmu, ale na szczęście Delfinę dało się dość szybko wyłączyć.
    W pewnym dystansie za Profesorem postępował smętny Duch Drabiny.
    Delfina już już miała włączyć alarm, więc na jej benefis Gryzelda wygłosiła krótki wykład monograficzny nt. rozpoznawania nepla w terenie. Oświecona w sprawie nepla Delfina popadła w osłupienie i lekką drzemkę, co wykorzystał Sztyrlic wyłażąc z kubła i podczołując się w pobliże w charakterze wiązki chrustu. Przechodzący Il Professore zgarnął błyskawicznie wiązkę chrustu i triumfalnie uniósł w stronę pieca c.o.
  • @sigma 15:08:52
    Mme zewlokła ze strychu kufer wielkości domku jednorodzinnego i pakowała doń co popadnie. Niby to tylko tydzień, ale kto wie, co się może przydać? Nieco drobiazgów dla wnuczek zasłało dno tak do wysokości okien, gdyby kufer takowe posiadał, a Mme niestrudzenie ładował dalej. Z lekka się zastanowiła przy dorodnym aloesie i go z żalem zostawiła. Boż taki aloes to właściwie przedmiot pierwszej potrzeby w szeregu sytuacji! No ale nie wchodzil do kufra w pionie, a przy próbie upchnięcia go w skosie gwałtownie zaprotestował.
    Co jakiś czas wyglądała przez okno rozmyślając, co by tu jeszcze zapakować niezbędnego i w jakiejś chwili zwrócił jej uwagę nietypowy ruch przy piaskownicy. Mme wyostrzyła wzrok, po czym dopomogła sobie lornetką. No tak... instynkt jej nie zawiódł. Lornetka przybliżyła jej tłusty zad Tapira, który zawzięcie rył wyrzucając spod piaskownicy piach jak jaka glebogryzałka mrówka. Obok tkwił Dzik i z półprzymkniętymi ślepiami coś ględził. Mme mogła przysiąc, że opowiada swoją histori ę zycia.
  • @sigma 15:08:52
    Tak cóś apropos. Lud nie za bardzo chciał pić procentowe napoje z amantem Karolakiem lub nie przymierzając z jakim Grabowskim i zdał się na własną produkcję. Z racji łamania przy tym monopolu państwowego robił to nocą.
    Posterunkowy Maliniak brał zawsze nocne dyżury i chodził na nos, gdzie najbardziej jechało bimbrem, walił w wybrane drzwi, rekwirował aparaturę, świeżutki bimberek i oczywiście zacier, który gdzieś dogorywał w kącie.
    Chłopy zrobiły naradę i następnej nocy we wsi smyrliły się pod płytą gumy, które maskowały zapach fuzli. Maliniak nie był w ciemię bity i walił do drzwi, gdzie śmierdziało z komina gumą.
    NASTĘPNEJ NOCY śmierdziało już we wsi z każdego komina. Maliniak poddał się i przystąpił do konsumpcji zarekwirowanych zapasów. Do wiosny zapewne mu starczy. Latem będzie prowadził inspekcję znanych sobie ziemianek, które nie były obecnie w użyciu, choć zima była wyjątkowo lekka tego roku.

    %

    Zimna fuzja zacierała łapki, bo zwędziła świetny pomysł bezjedynkówkom i miała zamiar wędzić cudze wędliny i mięsa na zimno bez ich zwędzaniana, bo ludziska same miały przynosić toto do piaskownicy. Zimna fuzja, jako podmiot bez osobowości prawnej mogła uprawiać ten proceder, bo nie imało się jej prawo unijne. A jakby jakiś urzędnik, albo komornik, nie daj Boże, zakłócił jej spokój to by się wnerwiła i nie była wtedy już taka zimna.
  • Relacja z pola walki.
    Gryzelda z rozwianą rozetką tricolor i obłędem w oczach usuwała wszelkie przedmioty z pola działania huraganu Delfina. Który to huragan radośnie zasuwał po całym mieszkaniu badając fascynujący świat, jednocześnie przyprawiając otoczenie o zwiększoną prędkość, zwinne ruchy, ciekawe miny i niespotykane dźwięki. Czyli dzieciątko odkrywa świat, a najbliższe otoczenie dzieciątka broni go (czyt. świat) przed zniszczeniem i ogólną katastrofą w postaci rozpierduchy. Nienacek ZNienacka usiłował Delfinę zainteresować czymś innym niż wyniki badań naukowych, proszek do prania i szklane butelki z oliwą, ale odnosiło to niewielki skutek. Znacznie bardziej tak Delfinę, jak też Nienacka interesowało, dlaczego na JajachBe wieje pustką, mroźną i przenikliwą...
  • @Maria Wesołowska 20:23:35
    Pierwsze kłopoty z małą Doną

    Dona była śliczną dziewczynką. W przedszkolu wszyscy strasznie ją lubili. Te rude kucyki, duże, przenikliwe oczy i to rozkoszne seplenienie.
    Mamusia już natychmiast po porodzie zdecydowała, że on będzie dziewczynką i wspólnie z tatusiem nadali mu imię Dona.
    Była ona grzecznym i posłusznym dzieckiem. Długo potrafiła sie sama w ciszy bawić piłeczkami. A dodatkowo była do szaleństwa zakochana w swojej straszej siostrze Andżeli. Wpatrzona w nią jak w obraz, chodziła wszędzie za nią i natychmiast spełniała wszystkie jej polecenia. Doprawdy, wielka siostrzana miłość.

    Gdy Dona miała cztery latka i w przedszkolu zaczynali właśnie zabawy i nowe lekcje z poznawania ciała, które prowadziła nowa Pani, która się przedstawiła – Koleżanka Onanka, nasza milusińska przyjrzała się dokładnie siostrzyczce Andżeli w kąpieli i zapytała:
    - Mamusiu, dlaczego ja mam siusiaka, a Andzia szparkę? My jesteśmy coś innego?
    - Nie, nie, kochanie – zaczęła pierwszy seksualny wykład mamusia i nawet tatę zawołała, żeby to poważniej wyglądało. – To jest tak: są dziewczynki z pisiorkiem i są dziewczynki z cipeczką. Dalej – są chłopczyki z pisiorkiem i chłopczyki z cipeczką. Potem są chłopczyki i z pisiorkiem i cipeczką oraz takie same dziewczynki. Potem tym dziewczynkom i chłopczykom ze szparką rosną cycuszki, a dziewczynkom i chłopczykom z siusiaczkiem rosną brody. Chłopcom i dziewczynkom z siusiaczkiem i cipcią nic nie rośnie.

    Po długiej chwili, gdy intensywne procesy myślowe uwidoczniły się na twarzy małej Dony, która przecież dopiero nauczyła się liczyć do czterech, twarz maleństwa się rozpromieniła i radośnie wykrzyknęła:
    - Już wiem! Koleżanka Onanka nam powiedziała, że to jest płeć.
    - Brawo! – krzyknął tata i klepnął mamę w pupę. – A co teraz robicie w przedszkolu? Pamiętaj, że już za rok będziesz miała 5 lat i idziesz do szkoły.
    - A my mieliśmy już pierwsze zajęcia z nową panią – odparła Dona. – Mieliśmy już gilganie, całowanie z języczkiem, ale Jarek miał kanapki z cebulą i nie smakował najlepiej. W ogóle to ten Jarek ciągle robi mi na złość. Jak mieliśmy całowanie w uszko, to wepchnął mi do ucha gumę balonówę i musiałam iść do pani higienistki, by mi ją wyciągnęła.
    - To straszne – stwierdziła mama – ale jak ja mam pogadać z jego rodzicami, gdy to straszni fanatycy. Wyobraźcie sobie, ze oni nawet chodzą do kościoła!
    Mała Dona, doprawdy chodzący komputer, kontynuowała:
    - A za tydzień będziemy mieli, jak pani powiedziała, lekcje rozkoszy indywidualnej, potem lekcje rozkoszy wzajemnej i na koniec, przed świętami, coś co się nazywa – trzy kroki do orgazmu.
    - No, no no! – zgodnym chórem mama i tata wyrazili swój podziw.

    Rodzice mieli pewien problem z Doną. Gdy tylko były wolne dni od przedszkola, a potem,gdy osiągnęła 5 lat, od szkoły. Dona wraz z grupką przyjaciółek, głównie filigranowej Sławci i masywnej i przebojowej Grzesi, grały w piłkę i regularnie spuszczały manto drużynie chłopaków, którzy nieraz wprost z babskim płaczem udawały się do domów, by szukać utulenia w ramionach rodziców. Dona była niekwestionowaną liderką, a przeciwników wycinała, nieraz brutalnie faulując.

    - Nie martw się – pocieszał mamę ojciec – jak Dona podrośnie i znajdzie sobie chłopaka, to się ustatkuje.

    Mama na to rozryczała się na całego.
    - Tak! Ale ja chcę mieć wnuuuki! Wiesz jak trudno będzie Donie znaleźć odpowiedniego chłopca!? Wszystkie te chłopaki ze szparką są wprost rozrywane, przez chłopaków z siusiakiem. Dla dziewczynek takich jak nasza Dona już nic nie zostaje.
    - A na dodatek ona teraz kocha się w Sławci, a to też dziewczynka z siurakiem!

    Tysiące rodzin w Polsce, ba... w całej Europie borykało się z problemem, który dopiero co powstał.
    Kiedyś w przyszłości Dona, jak zrobi karierę, usłyszy zrozpaczonego ojca:
    - Jak żyć pani premier !!!???
  • @Maria Wesołowska 18:35:51
    Szajka po naradzie zajmie oficjalne stanowisko z pewnością.
    Jednakże, już teraz dochodzą głosy z kuluarów, że jest jak najbardziej za wędzonką i kiełbaskami. O nie, brukselskie eunuchy - nie oddamy tak łatwo, wrrrrrrrr...óć - nigdy nie oddamy.

    Królikarnię odwiedzimy.

    Zdrufko

Brak komentarzy: