Jan
Vincent Rostowski, człowiek nasłany przez międzynarodową finansjerę do
realizacji i kontrolowania powolnego upadku Polski nie przepuści nikomu.
Marynarze
są może ostatnią grupę swobodnych obywateli naszego kraju, którzy z racji
wykonywania zawodu za granicą i zamieszkiwania w Polsce, bez zamiaru jej
opuszczenia, posiadała pewne przywileje. Należało im się to jak małpie banan,
bo pracę mają ciężką i daleko od najbliższych,
Jak
sobie policzyłem, przez 40 lat pływania po morzach i pracy za granicą, w domu
spędziłem tylko lat siedemnaście. Nie byłem na Pierwszej Komunii córki i
Pierwszej Komunii Syna. Nie ma mnie na żadne święta, co drugi rok. To najgorsze
koszty tych niby wyższych zarobków. A czas przeżycia na emeryturze jest bardzo
króciutki.
I
oto, czego nawet komuna w swojej bezczelności nie ważyła się tknąć, minister
Rostowski ochoczo zaczął rozwalać.
Marynarze
mają ten przywilej, że z racji, iż w większości pływają u armatorów
zagranicznych, w ramach państwowych, bilateralnych umów o zapobieganiu
podwójnemu opodatkowaniu, mogą sobie wybrać kraj, gdzie płacą podatki: albo w
Polsce, albo w tym kraju, gdzie mieści się zarząd zatrudniającego marynarza
armatora.
Bardzo
to się Rostowskiemu i wytresowanej hordzie manipulatorów przy prawach
podatkowych nie podoba. Więc panowie (i panie z Urzędów Skarbowych) do roboty –
trzeba wreszcie jakoś udupić tych cwanych „wilków morskich”.
Wobec
jednoczesnych doniesień o pracach nad podatkiem katastralnym, instalacji
miliona radarów na drogach do gnębienia kierowców i pozostałych manipulacjach
przy prywatnej własności można sobie powiedzieć tak: państwo jest zadłużone i
na gwałt potrzebuje pieniędzy. Ima się więc wszelkich sposobów by dodatkowe
pieniądze wyciągnąć od obywateli.
Czyżby?
Czy
w tych wszystkich operacjach i manipulacjach zgrai Rostowskiego chodzi tylko o
extra forsę i jest to tylko akcja jednorazowa i gdy się wszystko wyrówna i
państwowe długi przestaną grozić swym niebotycznym rozmiarem, to sytuacja wróci
do normy i państwo przestanie gnębić swój naród?
Nie
wydaje mi się. To wszystko wygląda na świadomą, długofalową politykę
pauperyzacji polskiego społeczeństwa.
Po
prostu w gabinetach bildenbergów czy innych, jak im tam, klubów postanowiono,
że ludność Polski ma posiadać tylko tyle, by mieć się gdzieś położyć spać po
pracy, pogapić się w komediantów w telewizorach, popijając tanie piwo, latem
parę razy zrobić grilla, a raz do roku pojechać do Egiptu. Więcej im nie
potrzeba.
Bogacąc
się i stabilizując, mogłyby im do głowy z tego dobrobytu przychodzić głupie
myśli i rozważania o demokracji i republice. I jeszcze, nie daj Boże, zaczęliby
samodzielnie myśleć. A mają przecież tylko zajmować się dzisiaj, teraz i tutaj,
jak to stwierdził miłościwie nam panujący Tusk.
Likwidując
stocznie polskie wypchnięto z kraju kilkadziesiąt tysięcy stoczniowców. Wszyscy
najwyżej kwalifikowani spawacze okrętowi, pracują w Norwegii lub gdzie indziej,
byle nie w Polsce.
Sytuacja
w służbie zdrowia doprowadziła do wyjazdu za granicę tysięcy lekarzy i pielęgniarek.
Już powoli zaczynamy odczuwać brak personelu w polskich szpitalach.
Jak
do tej pory, na międzynarodowym rynku, Polska jest wspaniałym dostawcą
kwalifikowanej, w przeważającej części – wysokokwalifikowanej siły roboczej,
dla zachodnich sąsiadów, którzy odczuwają wyraźne braki w tym zakresie.
Czy
zatem przypisano nam rolę dostawców fachowców, eksporterów siły roboczej?
Ludzie
po pracy ciągle jeszcze wracają do Polski i tu wydają swoje ciężko zarobione
pieniądze. Lecz jak długo jeszcze? W końcu zdecydują, że nie ma po co wracać,
bo rząd skutecznie zniechęci i zostaną za granicą, poprawiając lokalne
wskaźniki demograficzne i narodową pulę genetyczną.
W
kraju pozostaną tylko ci najmniej ruchliwi, co to tylko piwko i grill. Wg klubu
rzymskiego, ma Polaków pozostać 15 milionów.
Oczywiście
nie opuszczą również kraju pracownicy i funkcjonariusze Układu, oraz ci, co się
błyskawicznie po transformacji niesamowicie wzbogacili. Dla nich taka Polska to
będzie Eldorado. Bo Polska nawet bez ludzi jest krajem bogatym. Tyle tu jeszcze
można ukraść… Tym bardziej, jak obywatele przestaną się pętać pod nogami.
Wróćmy
jednak do marynarzy. Dziesięć lat temu, w 2004, po przystąpieniu Polski do Unii
Europejskiej, zapanował w środowisku marynarskim strach i popłoch. Okazało się,
że rząd i podległe instytucje nie są przygotowane do pracy na międzynarodowym
rynku i gdy rząd Danii przesłał Polsce dane o zarobkach zatrudnionych tam
polskich marynarzach, to Urzędy Skarbowe zaczęły egzekwować milionowe (!)
podatki i kary, co skończyło się ruiną wielu rodzin i licznymi samobójstwami,
zanim zorientowano się, że bezprawnie obarcza się marynarzy winą i właściwie
nic złego oni nie zrobili. Nie wiem na pewno, czy już została zakończona akcja
zwrotów bezprawnie pobranych podatków i kar. Jak znam życie i polskie
skarbówki, to pewnie jeszcze długo ludzie będą czekać na swoje pieniądze. A kto
zdrowie stracił i majątek, to jego strata.
Następnie
sprawy marynarskie ucichły i wydawać się mogło, że wszystko jest w kontekście
międzynarodowym prawidłowo unormowane. Polscy marynarze zaczęli być traktowani,
jak wszyscy inni na świecie.
Aż
pojawiła się ferajna Tuska i na dodatek wyskoczył jeszcze ten cholerny kryzys.
Więc ponownie zaczęło się obwąchiwanie marynarskich zarobków i szukanie zmyków,
przy pomocy których można by się do tych zarobków dorwać. Od 2010 roku nie ma
już wytchnienia. Zgrany zespól gangsterskich pomysłodawców z Ministerstwa
Finansów siedzi i kombinuje. Rozwiązano już po myśli rządowej problem taniej
bandery norweskiej (NIS), gdzie pływa chyba z 50% polskich marynarzy. Trzeba
płacić podatki, jak ten typowy urzędnik, który już o piątej po południu siedzi
w domu i cieszy się rodziną. Nie ma żadnej litości dla tych marynarzy, którzy
nieopatrznie podjęli pracę pod tą banderą.
Oczywiście
natychmiast ruszyła kontrakcja. Mój dobry znajomy, Maciek, Starszy Oficer już
przeniósł się do Szwecji, do Malmoe, 45 minut lotu do Gdańska za 90 zł. Nauczył
się szwedzkiego i parę miesięcy temu uzyskał szwedzkie obywatelstwo. I ma w
dupie Rostowskiego i jego podatki. Żyje teraz w kraju, o ustabilizowanych, choć
wysokich podatkach, ale wie, że nie płaci do czarnej dziury i summa summarum ma
się znacznie lepiej jako obywatel Szwecji z gdyńskim mieszkaniem pod nosem. Nie
jest to przypadek odosobniony. Można powiedzieć, że to już jest taki trend.
Szwecja,
Dania, Niemcy, Wielka Brytania a nawet Hiszpania, to państwa, gdzie najwięcej
młodych marynarzy już się stara o obywatelstwo.
A
Polska z tego będzie g… miała. Do tej pory przynajmniej większość marynarzy
przywoziła pieniądze do kraju i tu je wydawała. Pobieżnie szacując, można
przyjąć, że dostarczali do kraju tak z ćwierć miliarda dolarów rocznie. Gdy
zmienią obywatelstwo, to o tyle, co najmniej Polska będzie uboższa.
Pewna
i ustabilizowana przyszłość to chyba marzenie każdego. W Polsce to chyba
marzenie głupiego. To państwo, z tą władzą nie ma najmniejszego zamiaru
zajmować się dobrobytem ogółu obywateli. Wystarczy im dobrobyt różnych
kulczyków, palikotów, czy gdańskich prezydentów Adamowiczów.
Czym
to już nie mieliśmy być? Czego to nam już nie obiecywano? Druga Japonia, druga
Irlandia, a tym czasem wygląda na to, patrząc na listy rankingowe, druga
Rumunia, czy druga Mołdawia.
Niszczenie
poszczególnych grup zawodowych jest faktem. Podobnie jak niszczenie polskiego
przemysłu, czy polskiej edukacji. Jest to fragment szerokiego spektrum
niszczenia narodu.
Polacy
są silni i przedsiębiorczy. Więc albo walną i rozpirzą te mafijne towarzystwo,
albo zdesperowani, zapakują dobytek w toboły i przeniosą się tam, gdzie na nich
czeka już przyjaźnie wyciągnięta ręka.
2 komentarze:
OZu, to jest polityka i krótkowzroczna, a jednocześnie długofalowa. Na krótki dystans nie da ona znaczącego wzrostu wpływów (niektóre formy obrony obywateli podałeś powyżej), ale na dłuższą metę spowoduje rozkład państwowości polskiej. Dobrali się oni do wszystkich zawodów, które miały od lat wpisane np. skrócenie czasu pracy tytułem szkodliwych warunków pracy, jak np. pielęgniarki.
Jest to podejście niegospodarskie, bo każdy sensowny gospodarz planuje swoje postępowanie, inwestycje, szkolenie dzieci na wiele lat naprzód, a tzw. rząd zmienia mu reguły gry i wtedy powinno się takiego nieuczciwego gracza rąbnąć w pysk, aż mu wylecą piąte asy z rękawa.
Widzisz Tadeuszu,
wg. mnie jest to polityka długofalowa. Ustanowienie pewnego, bardzo niskiego cywilizacyjnie poziomu życia społeczeństwa.
Niestety, taką międzynarodową rolę nam przydzielono.
Prześlij komentarz