Spirala to bardzo interesujący obiekt. Podchodząc do niej od strony nauk ścisłych, można ją opisać precyzyjnymi równaniami. A gdy zrobimy dwuwymiarowy rzut, to obrys jest trójkątem. Wszędzie te piramidy...
Cofnijmy się do dziecięcych zabaw i wyobraźmy sobie, że zjeżdżalnia jest taką właśnie spiralą. Jeżeli wierzchołek jest na samej górze i tam właśnie zaczniemy zjeżdżać, to będziemy sunąć po coraz większym kole, aż koniec spirali wyrzuci nas z dużą szybkością gdzieś na zewnątrz.
A co, jeśli taką zjeżdżalnię postawimy do góry nogami i zaczniemy zjeżdżać? To gdzie skończymy? W czarnej dziurze?
70 lat to szmat czasu. Nie wszystkim pokoleniom było dane przeżyć ten okres bez krwiożerczej i okrutnej wojny, czy rewolucji.
Jeszcze mniejsza ilość ludzi przeżyło tyle lat, gdzie działo się tak wiele, a zmiany były tak potężne.
A na końcu, przed nieuniknionym THE END, zobaczyć tak spektakularny upadek.
Spirala dobiega końca? Którego końca?
Pozory, pozory... Na początku, parę lat po wojnie, myśleliśmy, że upadł nazizm. Raz na zawsze. Cały świat potępia, a sprawcy do końca będą cierpieć katusze wstydu, hańby i poczucia winy. Nie do końca tak się stało. Zatwardziali hitlerowcy istnieją do dzisiaj. I mają się dobrze. Nawet wychowują potomków.
Potem obserwowaliśmy upadek kolejnego zabójczego obłędu – komunizmu. Jego wyznawcy wzięli lekcję z historii i działają sprytniej niż kumple naziści.
Zdjęli białe koszule i czerwone krawaty, a założyli T-shirty, albo burżujskie garnitury. Czerwoną flagę pomalowali w różnokolorowe paski.
Przestali sie wstydzić i ukrywać swoją miłość do pieniędzy i bogactwa. Towarzysz Gomułka pewnie w grobie się przewraca, jak widzi tych skromnych sekretarzy i członków egzekutywy w przyciasnych i wykoślawionych butach, jak dzisiaj paradują dumnie, znając już wszystkie widelce, noże i łyżki przy talerzu. A czarne Wołgi poszły w zapomnienie, zastąpione jak u tow. Kalisza odpowiednim do masy Jaguarem.
Aż wreszcie zaczęło się walić wszystko. Tysiącletni dorobek białego człowieka. Historia wzlotów i upadków, gdzie mimo tego popychano świat do przodu. Aż wreszcie znaleźliśmy się na krawędzi skalistego urwiska.
Osiemdziesiąt procent dojrzałych intelektualnie ludzi nie ogarnia całości i nie pojmuje, że odliczanie już trwa. Zamiast tego koncentruje się na pojedynczych klockach. Kreml, Unia, Izrael, Putin, Biden, Tusk, Wołyń, Żołnierze Wyklęci i najeźdźcy. I jeszcze Afganistan.
Nadają temu nazwy. Etykiety, które wypełniają im mózg tak, że już na nic nie ma miejsca.
Gdy nadasz czemuś nazwę, przestajesz dostrzegać całość rzeczy, albo jej znaczenie. Skupiasz się na słowie. Albo na obrazku.
Drzewa zasłaniają las.
Musimy się odżywiać, by utrzymać się przy życiu. Procesy życiowe nieustannie potrzebują energii. Lecz nie ciężki wysiłek fizyczny, szybki bieg, wyciskanie sztangi, czy robienie pompek konsumuje najwięcej. To zasilanie mózgu, nawet w głębokiej śpiączce pożera najwięcej paliwa. I nie ma tak, że niezależnie co w mózgu się dzieje, konsumpcja jest stała.
To po prostu myślenie zwiększa spalanie kalorii. A głębokie i poważne rozmyślanie, rozwiązywanie problemu, analiza świeżej informacji, podejmowanie decyzji, uczenie się i tym podobne procesy potrafią zwiększyć aktywność mózgu, a więc i wysiłek aż o 50 procent. Wtedy nawet jedna trzecia naszych życiodajnych zasobów jest zużywana przez myślący mózg. A to potrafi potężnie zmęczyć każdego.
Nic więc dziwnego, że wielu stara się unikać męczących rozmyślań. Szczególnie tych ciężkostrawnych. Po co, jak codziennie dają lekką papkę, gdzie cała ta uciążliwa praca – przyswajanie informacji, filtrowanie, co ważne, a co nie, aby w końcu mieć własną opinię i poglądy. Korzystają z gotowców – skrzętnie serwowanych przez kanały informacyjne telewizji, gazety, sieci, które zamiast uczciwie podawać fakty i komentarze, podstępnie kształtują opinie zwykłych ludzi. Jedne lewacką, drugie prawacką. Wszystko gotowe, tylko zapamiętać słowa i hasła.
Lenistwo to nie tylko unikanie wysiłku fizycznego. To jest właściwie mniej istotny i łatwo zauważalny symptom; zasadnicze lenistwo to unikanie samodzielnego myślenia. To może autentycznie zmęczyć i wykończyć, nawet nie ruszając się z fotela.
Czasami niektórzy z tych nałogowych papkożerców, co to w młodości zawsze woleli przeczytać jednostronicowy bryk, albo ściągę, zamiast całych "Ludzi bezdomnych", mają pewne ambicje, bo wybujałe ego i kiepska samoocena zmusza ich do głośnego mówienia. A nawet czasami, dzięki internetowi starają stworzyć niby twórcze hobby. Nazywam ich Aktywistami.
Ambitniejsi wybierają sobie pasujący temat, przeszukują Google, produkują emocjonalną tezę i zalewają portale pseudo twórczością. Pseudo, bo nie ma w tym nic, co by sami stworzyli. To jest tylko "podaj dalej" przy pomocy komputerowej funkcji "kopiuj i wklej". I drążą do znudzenia ulubiony kawałek.
Druga grupa wczesnym rankiem, jeszcze przed śniadaniem, pilnie studiuje w TV i Internecie doniesienia, słusznie onegdaj nazwane "przekaz dnia". I natychmiast przystępują do działania, wprost kopiując, czasami nawet zmieniając niektóre słowa, a to kryzys imigracyjny, a to Afganistan, antyszczepionkowcy, słowa Thun, czy chamstwo Frasyniuka, czyli wszystko to, co akurat w danym dniu, czy tygodniu jest tak zwanym hitem.
Tu nie ma granicy między stroną lewą, czy prawą. I jedni i drudzy powielają dostępny i wybrany materiał.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że to są także ludzie bezmyślni. W szkołach to klasyczna postawa kujona, który wiedzę wykuwał na pamięć.
Jest jeszcze gorzej. Zawężając wiadomości tylko do kraju, wiemy, że tu, na polskiej ziemi toczy się brutalna wojna informacyjna. Taka wojna, w której kłamstwo jest stosowane na równi z prawdą. Choć czasami jest nawet więcej kłamstwa niż prawdy.
Ci ambitni w produkowaniu swoich tekstów wybrali sobie swoje ulubione źródła i swoje autorytety. I to jest jeszcze bardziej tragiczne. Gdyż większość tych autorytetów, to sztucznie wykreowani ludzie, partyjne aparatczyki, liche urzędasy, kiepskie aktorzyny, lecz "godni posłuchu", bo... są znani i dobrze gadają, a co najważniejsze – mają dostęp do kamery i mikrofonu. Tacy współcześni lektorzy bolszewickiego WUMLu – Wieczorowego Uniwersytetu Marksistowsko – Leninowskiego.
Nie będę się pastwił nad tymi, którzy są zapraszani jako eksperci przez lewackie tefałeny, onety, czy gazety. Spójrzmy, na kogo powołują się i pytają o zdanie państwowa TVP, czy prywatna, prawicowa TV Republika. Tak zwani komentatorzy, albo nawet eksperci, to zazwyczaj starzy, zasłużeni, z naprawdę piękną przeszłością, działacze antykomunistyczni. Lecz przecież nie są oni analitykami, czy nawet komentatorami aktualnych wydarzeń. Właściwie to robi im się krzywdę, namawiając do publicznego wygłaszania opinii na każdy temat. Szanujemy ich, są nawet bohaterami, lecz w tych dzisiejszych czasach wcale nie muszą mieć talentu, by dokonywać oceny posłanki Jachiry, czy "Błyskawicy" Lempart. (Osobiście wolałbym by tu ekspertem był psychiatra, lub specjalista od manipulacji tłumem).
A do tego... wszystko się zużywa, powszednieje, zainteresowanie mija, aż w końcu ludzie zaczynają się denerwować.
Czy sześć lat Dobrej Zmiany u steru władzy właśnie już nie powoduje zniecierpliwienia, a nawet zniechęcenia?
Nie ma dobrego państwa bez elit. I przede wszystkim – elit rządzących.
Naliczyłem chyba z dziesięć różnych, choć podobnych do siebie teorii elit. Klasycznie patrząc, mamy takie założenia:
- władza jest sprawowana dzięki odpowiednim stanowiskom w kluczowych instytucjach politycznych i ekonomicznych
- psychologiczną różnicą pomiędzy elitą a resztą społeczeństwa jest to, że ta pierwsza dysponuje odpowiednimi cechami osobistymi takimi jak inteligencja lub umiejętności, podczas gdy większość jest niekompetentna i nie jest w stanie rządzić się sama.
Gdy te założenia są spełnione, to powinniśmy mieć u władzy prawdziwą elitę. A mamy?
Teoretycy zajmujący się elitami, tacy jak Vilfredo Pareto, który podzielił elity na rządzące i nierządzące, także przedstawił ważną teorię – teorię krążenia elit. Jednym z ważnych wniosków płynących z tej teorii jest stwierdzenie, że elity się zużywają i w oczach społeczeństwa elitami być przestają. Czy wicepremier Jacek Sasin, praktycznie istniejący w polityce od 20 lat, a od dobrych 10 zajmujący eksponowane stanowiska, już się Polakom nie znużył? Nie przeczę, że to wartościowy człowiek, lecz może odsunąć go na bok, gdy ludzie wyłączają telewizory, jak on zaczyna przemawiać.
Jedni zużywają się szybciej inni nieco wolniej. Wtedy tracą autorytet. A jak mogą dobrze spełniać swoją rolę, jak ludzie im nie wierzą i nie ufają? Szczególnie w sytuacji, gdy totalna opozycja (sama tak się nazwała) praktycznie nie robi nic innego, tylko nieustannie walczy z legalną władzą i na każdym kroku podważa jej autorytet jako całej elity rządzącej, oraz autorytet poszczególnych ludzi u władzy.
Dobrym wskaźnikiem prawidłowego wyboru kogoś na eksponowane stanowisko w elicie rządzącej, jest fakt, że opozycja zaczyna wyć i następuje frontalny atak współpracujących mediów na konkretnego, rokującego człowieka. Czasami nawet udaje im się zniszczyć swój cel, mimo widocznego gołym okiem autorytetu i pozytywnych cech. Tak było z ministrem zdrowia, profesorem Łukaszem Szumowskim. Podobne zmasowane ataki, których celem było zniszczenie autorytetu, obserwowaliśmy (i nadal obserwujemy) w stosunku do prezesa Orlenu, Daniela Obajtka, czy ministra edukacji i nauki, profesora Przemysława Czarnka.
Elity nierządzące, to towarzystwo na poły mafijne. Powiązania biznesowe i towarzyskie są decydujące. I jest to układ w pewnym stopniu zamknięty. Czasami dobiera się nowe twarze, opierając się na popularności, w kinie czy mediach (Hołownia). Częściej zasilają tę elitę, osoby, na które są tak zwane haki. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ta zdecydowanie antyrządowa grupa ludzi, wszelkimi sposobami i nie przebierając w środkach, jest pod przewodnictwem i ochroną, zjednoczonych sił – dawnego aparatu służb specjalnych (to, jak sam mówi, generał Gromosław Czempiński utworzył PO. W 2009 publicznie oświadczył – "To ja dałem początek PO".), oraz neomarksistowskiego lewactwa, rządzącego Unią Europejską. Czyli, jeśli podrążyć głębiej – bolszewicy z bolszewikami.
I to jest właśnie ten las, którego nie widzą ci, co z powodu intelektualnej słabości i niechęci do myślenia syntetycznego, wolą zajmować przyglądaniem się pojedynczym drzewom.
Sytuacja jest już zdecydowanie jednoznaczna, co od stycznia jaskrawo rzuca się w oczy, po brutalnym przejęciu władzy w USA przez demokratów, czyli konkretnie przez wielkie biznesowe konglomeraty, mające tylko jeden cel – zniszczyć tradycyjną demokrację i klasyczne metody rządzenia, zniszczyć suwerenne państwa, a na całej Ziemi utworzyć władzę oligarchiczną. Czyli plutokrację – gdzie warunkiem należenia do elity władzy, jest wyłącznie posiadane bogactwo.
My, Polacy, musimy mieć jasność, którą codziennymi, elektryzującymi "wrzutkami" usiłują nam zaciemnić: - toczymy pierwszą taką w historii świata wojnę – nie o ciała, lecz o dusze i umysły. Toczymy ją na poziomie krajowym, gdzie totalna opozycja jest ślepym narzędziem sił z wyższego poziomu. Toczymy też wojnę, choć jesteśmy chyba, przynajmniej w Europie w mniejszości, aby obronić tradycyjne wartości i struktury naszej tysiącletniej cywilizacji.
Cała reszta – nielegalni emigranci, COVID19 i pandemia, terroryzm, ataki UE na RP, żydowskie bezczelne żądania, klimatyczna bzdura – Zielony Ład, wybryki Putina i Łukaszenki, to w istocie epizody, coś na czym mamy skupić swoją uwagę, by nie zauważyć i nie pojąć, o co tak na prawdę chodzi.
A czy rządzące elity mają pełną świadomość i właściwą ocenę sytuacji? Nie jestem tego pewien. Wiem, że rdzeń prawicy chce dobrze; chce sanacji Rzeczpospolitej.
Niestety... elity rządzącej nie potrafią zbudować. Nie potrafią przeciągnąć większości Polaków na swoją stronę. Dlaczego?
Czy dlatego, że brak mocy intelektualnej? To też, ale to nie najważniejsze. Brak stanowczości, a co za tym idzie, brak sprawczości? Tak to ważne i narodowi się to nie podoba. Lecz najgorsze jest to, że cała prawica, nie tylko ta kacapsko – szkopska neo-targowica, nie potrafi się odciąć skutecznie od łańcuchów PRLu. Mentalnie i systemowo. Za bardzo obecna władza działa, często głupio i nierozsądnie, tak, jakby obowiązywały ciągle zasady egzekutywy i Biura Politycznego.
Wszyscy rozumiemy, że okrągły stół to tak właściwie była porażka 10 milionów Solidarności. Nie Wałęsy, nie Michnika, Kuronia, Mazowieckiego i Gieremka. Ci akurat wygrali u boku przepoczwarzonych bolszewików.
Ale po słynnej nocy obalenia rządu Jana Olszewskiego, prawica też przegrała. Nie potrafiła się uwolnić od sowieckiego stylu myślenia i pruskiego ordnungu.
I nigdy nie zrozumiała, albo nawet rozumiała, tylko tchórzyła, by dokonać prawdziwej rewolucji.
A społeczeństwo czekało na to. Nawet w 2015 roku czekało.
Więc nadal będzie, tak jak mamy od sześciu lat. Wszystko będzie się wlokło i śmierdziało. A Obywatele Aktywiści będą nadal się podniecać jednodniowymi sensacjami. Opinia publiczna, coraz bardziej znudzona, jeszcze bardziej zmanipulowana i pasywna.
Chyba że...
Wreszcie, jak zwykle, przyjdzie gajowy i wyrzuci wszystkich z lasu.
Może to jednak nie spirala, tylko zaklęty, zamknięty krąg? Bo tak już jest w historii – wszystko najpierw rośnie, jest coraz lepiej, a... potem nagle to zaczyna upadać. Aż zniknie. I cykl będzie się powtarzał i powtarzał.