piątek, 29 kwietnia 2016

Wojna została wypowiedziana



Już chyba absolutnie nikt śledzący sytuację w naszym kraju, po dniu wczorajszym nie ma wątpliwości – wypowiedziano wojnę legalnej władzy.
A przekładając to dalej – wypowiedziano wojnę narodowi.
Czy czeka nas wkrótce marsz na Belweder? Choć może w tej konkretnej sytuacji marsz na Nowogrodzką, albo na Pałac Prezydencki.

Czy będziemy się biernie przyglądać, gdy zdeprawowane grupy, których interesom zagroził PIS i Kaczyński, te różne kliki, korporacje, salony i garstka otumanionych obywateli, odrzucają legalnie wybranych: Prezydenta, Sejm i rząd i ostentacyjnie łamią, kulawą, bo kulawą, ale jednak ważną, Konstytucję?



Panie Prezydencie i panie ministrze Macierewicz, czy policzyliście już wszystkie armaty i karabiny? Czy pozbyliście się generałów i oficerów szkolonych przez odwiecznego wroga – Rosję?
Bo może trzeba będzie bronić Ojczyzny przed zdrajcami.

Wyłażą ze swoich przepastnych foteli, kiwają siwym głowami na cienkich szyjach i oznajmiają. Ujawniają swoje myśli i rozumowanie, które zostały uformowane w czasach radykalnej komuny, na czerwonych uniwersytetach, z których wiele nadal pozostaje czerwonymi i wsparte odpowiednimi kursami, pośród których WUML – Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu – Leninizmu zabetonował ich sposób myślenia.

Spytam publicznie – czy panowie sędziowie: Strzembosz, Stępień, Zoll, lub Rzepliński byli kiedyś słuchaczami WUMLu? Nie? Nie słyszę.


Kolesie...
Marszałek Terlecki stwierdził, że to delikatne określenie. Zapewne tak, ale nie adekwatne. Ja bym całą tą grupę wspierania ancien regimu Jaruzelskich i Kiszczaków a potem ich spadkobierców: Tusków i Komorowskich, nazwał inaczej.
Fakt – jest to ścisła grupa korporacyjno – towarzyska. Dosyć hermetyczna i ściśle obudowana przywilejami. Lecz nie są to kolesie z podwórka, których zazwyczaj mało co mocno łączy. Nie jest to również salon z doborowym towarzystwem pełen autorytetów. Najbardziej pasuje mi do nich słowo folwark. I to folwark w którym nagle zabrakło nadzorcy. Widać też pewne podobieństwa do "Animal Farm" George Orwella.

Kolesiostwo? A może jeszcze coś więcej...
Pani sędzina Małgorzata Gersdorf, dzisiejszy pierwszy prezes Sądu Najwyższego (od 2014), sądu, który właśnie nawołuje do sprzeciwu wobec legalnej władzy, czyli do anarchii, jest przecież żoną sędziego Bohdana Zdziennickiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego przed Rzeplińskim (jeżeli się nie mylę, bo w tej sprawie internet został dokładnie wyczyszczony).
Czy to nie ciekawe w ramach dyskusji o klikach, korporacjach, koteriach, czy też dewastujących Polskę sitw.


Wczoraj rano były premier i wieloletni przywódca SLD, Leszek Miller spytany przez Adriana Klarenbacha, dlaczego nie podpisał się pod listem otwartym trzech prezydentów, odpowiedział: - "Ja nie należę do tego kręgu towarzyskiego".
I to jest bardzo istotne stwierdzenie – "krąg towarzyski". Były establishment III RP, z braku obycia, wiedzy i kultury wzorowany na czerwonych salonach Polski Ludowej, wyobraził sobie, że jest elitą, nie zdając sobie sprawy, albo nie przyjmując do wiadomości, że jest wyłącznie grupą uzurpatorów; fałszywych autorytetów i wzajemnie wspierających się ludzi. Błogosławił ich biskup Adam Michnik, styl i modę określał Jerzy Urban, a każdy z nich dbał bardzo, by spoczęło na nim życzliwie uważne oko towarzysza Kiszczaka, ich autentycznego, nieformalnego przywódcy.
Prawda pani hrabino Beato Mario Heleno Tyszkiewiczówna – Kalenicka, herbu Leliwa? Liścik pani do generała publicznie dostępny. A może pan Andrzej Celiński, rewolucjonista z nieodłączną pianą na ustach, również poszukiwał łaskawej aprobaty towarzysza generała? Co to był za liścik panie Celiński?

Ta samozwańcza elita, mieszanina prawdziwych komunistów, krypto-komunistów, komunistów kawiorowych i żydo-komuny, po zawarciu dilu z Kiszczakiem i Jaruzelskim przy "okrągłym stole", myślała, że już teraz będzie trwać wiecznie. Utwierdzali ich w tym przekonaniu, metropolitalni nadzorcy z Moskwy, Berlina i Brukseli wraz z oszalałym miliarderem – lewakiem George Sorosem.
Jeszcze w marcu 2015 r. sondaże wskazywały, że mogą spać spokojnie, bo błazen, którego usadowili na fotelu prezydenta, dysponuje 80 procentowym poparciem narodu...

A tu nagle trrrach! Katastrofa! Prezydenckie wybory wygrał Andrzej Duda rekomendowany przez PIS.
To niesie za sobą zagrożenie, że również w wyborach do Sejmu PIS może wygrać.

Rozpoczynają się poufne i gorączkowe narady w kręgach post-komunistycznego establishmentu. Jak widać, w tym budowaniu tamy przeciwko PISowi uczestniczą nagle zjednoczeni niegdysiejsi wrogowie: Wałęsa, Kwaśniewski i Komorowski. Dołącza do nich prawie cały okrągły stół. Bo przecież wszyscy oni to beneficjenci tamtej transformacji, Tłuste bysie, które dobrze się pasą w bagnie III RP.
Dołączają się również zagraniczni politycy, którzy w swoich założeniach widzą Polskę jako państwo neokolonialne, ciche i bierne, bez dyskusji pod-porządkujące się metropoliom.
Paskudny człowiek, odwieczny wróg suwerennej Rzeczypospolitej, George Soros w pośpiechu przeznacza milionowe sumy, by stworzyć nową partię oporu – Nowoczesną z Ryszardem Petru.

Wszyscy ci wyżej wymienieni mają tylko jeden cel i zadanie – położyć tamę władzy PISu i wszelkimi sposobami dążyć do obalenia legalnie wybranych przedstawicieli narodu.

Czy już w czerwcu 2015, po zwycięstwie prezydenta Dudy, zrodził się plan użycia aparatu sądowego do walki z nową władzą? Przekonany jestem, że tak. W sprytnie uknutym spisku Trybunał Konstytucyjny miał blokować kolejne ustawy Sejmu, praktycznie paraliżując możliwość zmian i naprawy państwa. To, z kolei, miało doprowadzić do przyspieszonych wyborów i obalenia rządów PISu.

Na szczęście dla państwa PIS okazał się za silny i za stanowczy. Wrogowie z coraz większym przerażeniem i determinacją patrzą na statystyki i sondaże i widzą, że PISowi nic a nic nie spada. Ciągle z dużą przewagą utrzymują się na prowadzeniu. To jest wprost niebywałe.

Taka sytuacja zmusza ich do eskalacji walki.
Skorumpowane i nigdy nie naprawione środowiska i ugrupowania wypowiadają, już prawie otwarcie wojnę legalnej władzy, używając pretekstu obrony demokracji i praworządności.

Kolejne korporacje sędziowskie nawołują do nieposłuszeństwa wobec dopiero co wybranej w demokratycznych wyborach władzy.

Samorządy Łodzi, Warszawy, Poznania, Bydgoszczy uchwalają, że stają po stronie Trybunału Konstytucyjnego. Czyli przeciw Sejmowi i rządowi. Wkrótce dołącza do nich Kraków i Sopot.
A przecież wszyscy całkiem świeżo mamy w pamięci szwindel wyborczy, jakiego dokonano przy wyborach samorządowych.

Opłacona grupa aktywistów z ad hoc zorganizowanego, najprawdopodobniej również za pieniądze Sorosa, KODu usiłuje wyprowadzić na ulicę tych niezadowolonych i ogłupiałych, którzy bardzo dobrze się paśli kosztem narodu w III RP i dla których dobra zmiana jest śmiertelnym ryzykiem.
Warto tutaj podkreślić, że, coby nie mówili, nie jest to protest obywatelski, tylko odgórnie przygotowywana i sterowana masówka, jak wiece poparcia za Gierka, czy komunistyczne defilady 1 maja.

Nie do pominięcia są również silne naciski zewnętrzne, gdzie głównie lewackie i neoliberalne władze, z przerażeniem widzą, że ta, tak ładnie skolonizowana Polska ucieka w suwerenność. To niedopuszczalne w nowym porządku świata.

*

Czy mamy dzisiaj szachowego pata lub bokserski klincz? W żadnym wypadku. Przeciwnicy obecnych władz kraju nie spoczną tak długo, jak nie odsuną PISu, a najlepiej, jak go kompletnie nie zniszczą.

Niektórzy z nas, ci bardziej niecierpliwi i łagodni mówią: - dajmy im ten Trybunał Konstytucyjny, wydrukujmy to orzeczenie i przyjmijmy ślubowanie od trzech sędziów.
Tylko ktoś bardzo naiwny może myśleć, że to rozwiązałoby cokolwiek. Natychmiast powstałby całkiem nowy punkt konfliktu i ataki na władzę trwały by nadal bez zmian. Bo powtarzam – cel ostateczny jest tylko jeden: zniszczyć PIS i odebrać mu władzę. Na zawsze.
Takie są przecież dyrektywy z Moskwy, Berlina i Brukseli.

Trudno jest powiedzieć, jakie jeszcze kroki powinni podjąć prezydent Duda, premier Szydło i przewodniczący Kaczyński.
Może wcale nie muszą podejmować kolejnych kroków, tylko z uporem i determinacją realizować swoje zamierzenia, zgodnie ze starą, arabską maksymą: "psy szczekają, a karawana idzie dalej".
To wszystko zależy od szybkiej i trafnej oceny sytuacji w czasie rzeczywistym, oraz zdolności przewidywania ruchów przeciwnika.
Gdyby, nie daj Boże, państwo zbliżyło sie do zapaści lub paraliżu, o co właśnie naszym wrogom chodzi, potrzebne będzie podjęcie kroków nadzwyczajnych. Państwo musi się bronić i nie moze biernie dać się rozwalić. A jest przecież wyposażone w odpowiednie narzędzia i środki. I to wszystko w zgodzie i w ramach prawa, choć wiadomo, że druga strona będzie wrzeszczeć i fikać, że dzieje się straszne bezprawie.
Tymczasem, na szczęście sytuacja ciągle jest dosyć daleka od poważnego kryzysu i sejm, rząd i prezydent mogą spokojnie sprawować władzę.
Może tylko należałoby dokonać weryfikacji priorytetów, czy rozłożenia akcentów i szybciej zabrać sie za modyfikacje i naprawę takich systemów jak sądownictwo, czy szkolnictwo wyższe.
Nie zapominajmy, ze są to środowiska, które przez 25 lat broniły się rękami i nogami przed weryfikacją, lustracją, czy jakimkolwiek audytem. Środowiska, które mocno zyskiwały na patologiach III RP.


Jednakże, gdyby mimo wszystko doszło do kryzysu państwa, to naród, który wybrał obecne władze, w nadziei dobrych zmian i wyrwania sie z marazmu, musi ponownie zdecydowanie stanąć u boku swojej władzy.

I nie dać się.


*



Właśnie gdy to piszę, trzech wybitnych opozycjonistów, Andrzej Duda, Krzysztof Wyszkowski i Andrzej Rozpłochowski, faktyczni twórcy i przywódcy polskich, solidarnościowych przemian, osoby nieskazitelne, nieprzekupne i nigdy nie zhańbione czynem niegodnym, odpowiedziały trzem byłym prezydentom, o których opinia publiczna ma już wyrobione prawidłowo zdanie. Odpowiedzieli prosto i dobitnie. Oto fragment:

"Prawdziwym zagrożeniem dla praworządności i demokracji w Polsce jesteście wy sami i wasze działania(tj. Wałęsa, Kwaśniewski i Komorowski – jk) . Zagrożeniem dla demokracji są nikczemne słowa waszego listu. To wy, udając obrońców prawa i obywatelskich swobód, nie schodzicie z drogi niszczenia pokoju społecznego i prób antydemokratycznego odwrócenia wyników ostatnich wolnych wyborów. To wy, kłamiąc i mieszając ludziom w głowach przy aplauzie obcych, eskalujecie konflikty i podziały w społeczeństwie"

http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1613034,Odpowiedz-opozycjonistow-na-list-otwarty-prezydentow

Non plus ultra - Nic dodać, nic ująć...

 

Gówniarstwo – Pro publico Bono

 
"Dama" Zakonu Maltańskiego, Collegium Invisibile – jeden z niewidzialnych uniwersytetów utworzonych (a jakże!) przez George Sorosa, oraz jak dobrze zorientowani twierdzą, loża masońska - to zaplecze niesłychanie aroganckiej i bezczelnej baby, jaką jest prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz. Zresztą kto wie, do jakich jeszcze tajnych organizacji i stowarzyszeń ta kobieta należy. Nie ważne, już widać, kto ją popiera i lansuje. Ulubiona prymuska Sorosa.

Podobno Polka, podobno gorąca patriotka, jak głosi publicznie jej totumfacki, hodowca najgłupszych psów – dogów niemieckich, łaziebny Halicki, dała wczoraj w publicznym wystąpieniu pokaz "patriotyzmu" i szczucia na Polskę.
"To dowód zacietrzewienia politycznego, odbierającego rozum" powiedział po tym wystąpieniu Rafał Ziemkiewicz.
A Bronisław Wildstein: - "Zrobiła z uroczystości partyjny wiec. Po prostu hańba".
Ja natomiast powiem: - klasyczny przykład gówniarstwa, jakie serwowano nam przez ostatnie lata i jakie nadal się serwuje w wykonaniu platformerskich polityków.


Parę miesięcy po odebraniu władzy poprzednim zarządcom Polski, gdy naród w końcu nie wytrzymał morza afer na każdym szczeblu, lekceważenia Polaków i wszechobecnej korupcji, widzimy bardzo wyraźnie z jakim gówniarstwem i infantylizmem mieliśmy do czynienia.

Na tle niedojrzałych ludzi Platformy, a obecnie również Nowoczesnej, ludzi bez kultury, wykształcenia i niestety rozumu (mimo częstokroć profesorskich tytułów), ludzi bardzo chamskich i aroganckich, bez najprostszej nawet kindersztuby, obecne władze jawią się jako arystokracja wobec stajennych. I to w każdym aspekcie: od kultury wymowy, erudycji i zdolności używania języka ojczystego, znajomości języków obcych, elegancji zachowania, savoir vivre'u i ogólnej ogłady. Nawet wybitna niedbałość odzieżowa Jarosława Kaczyńskiego pasuje do roztargnionego profesora, podczas gdy niechlujstwo i bezmyślnie nie golona twarz prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego razi nie tylko estetycznie, lecz także niezrozumieniem powagi piastowanego stanowiska.

Zastanówmy się nad takim porównaniem paru postaci, które w Polsce sprawowały i sprawują najwyższe urzędy w kraju: prezydent Andrzej Duda versus Bronisław Komorowski; premier Beata Szydło a Ewa Kopacz, szef MSZ Witold Waszczykowski, a jego poprzednicy Radosław Sikorski, czy wyjątkowo sprawiający folwarczne wrażenie Grzegorz Schetyna, lub jego były wiceminister, słynny ostatnio twórca donosu na własny kraj, Rafał Trzaskowski kontra obecny wiceminister Konrad Szymański. A takie Ministerstwo Zdrowia...
Panowie, wiecznie spocony i rozchełstany Arłukowicz z aroganckim zastępcą Neumannem i z drugiej strony ministrowie, doktorzy Konstanty Radziwiłł i Jarosław Pinkas.
Jakby tego było mało, tego szczeniactwa, buty i absolutnego braku kultury, dodatkowo poziom zdecydowanie zaniżył Ryszard Petru i jego specyficzna "menażeria".

Przekonany jestem, że każdy z nas, który otrzymał jako takie wychowanie i nie uczył się życia, tak jak wg. własnych słów, Donald Tusk, na podwórku, widzi te dysproporcje jaskrawie i rażą go one.

Gdy obecna opozycja, przez parę lat, lecz stanowczo za długo, ze szkodą dla państwa, bawiła się w rządzenie, jej kulturalne, mentalne, moralne i edukacyjne mankamenty były starannie ukrywane przed narodem, przez propagandowe, w dużej mierze niepolskie media. Nawet ewidentne błędy i błazenady na arenie międzynarodowej, ex-prezydenta Komorowskiego, były obracane w serdeczny żart, mimo, że wywoływały niesmak i zażenowanie światowej dyplomacji.

Szkoda była tym większa, bo w tym czasie miliardy państwowych pieniędzy przeciekały przez palce, często bezczelnie kradzione, albo wpompowane w szemrane inwestycje, jak pociągi Pendolino, czy 13 miliardów przeznaczone na zakup helikopterów – wraków, francuskich Caracali. A jak trzeba było więcej pieniędzy na imprezy w ekskluzywnych knajpach, to sprzedało się od ręki coś państwowego, jak na przykład grupę kapitałową Ciech SA Janowi Kulczykowi, za marne 600 milionów, aby już po paru miesiącach potroć swoją wartość do ponad 1 600 milionów.
Gówniarze nierzadko, gdy brakuje im pieniądzy, bez skrupułów okradają swoje zapracowane matki i ojców. A rządząca wówczas gówniarzeria, bez skrupułów kradła pieniądze państwa i obywateli.
Robili to z pełną świadomością, wyrachowaniem i arogancją, czego dowiedzieliśmy się z nagranych rozmów prowadzonych w ekskluzywnych restauracjach, gdzie rachunki za kolację na koszt obywateli oscylowały na poziomie dziesięciu tysięcy złotych.

Gówniarstwo tej ekipy, słusznie często nazywanej ferajną Tuska, na wzór "Cłopców z ferajny", gangsterskiej opowieści z Robertem de Niro, Ray Liotto, Joe Pesci i Samuelem L. Jacksonem, uwidoczniło się pełnej krasie po wyborczej klęsce w październiku 2015.
To, co dotychczas było skrzętnie maskowane przez media głównego ścieku, nie dawało się dalej ukrywać. Byle która transmisja z obrad sejmowych uwidaczniała prawdziwy poziom tych niewydarzonych polityków, głównie stworzonych przez skrycie wrogie Polsce mocarstwa, ludzi dobranych według klucza niedoborów intelektualnych i całkowitym braku moralnego kręgosłupa, wybranych z prostego powodu – takimi właśnie osobnikami łatwiej było kierować ich zachodnim mocodawcom.
Na każde zawołanie byli gotowi spełnić jakiekolwiek, nie wiadomo, jak szkodliwe dla Rzeczypospolitej polecenie, jak choćby likwidacja stoczni przez Tuska, czy zatrzymane w ostatniej chwili zamknięcie kopalń przez Kopacz według projektu, o czym wiemy, opracowanego w Berlinie.
Liczył się tylko interes własny i usłużność wobec możnych i silnych tego świata. Dokładnie tak, jak w blokerskich kręgach gówniarzerii, gdzie młodsi i słabsi służą starszym i silniejszym chuliganom i przestępcom.

Gdy smarkacz nagle zostaje pokonany, to co robi? Wydziera się i usiłuje brutalnie, bez zważania na jakiekolwiek reguły, kąsać, albo leci po pomoc starszych, silniejszych i zaprzyjaźnionych chuliganów.
Czy nie taką, szczeniacką filozofię stosują platformersi z Grzegorzem Schetyną, czy Nowoczesna – utworzona ad hoc, po klęsce Komorowskiego partia Sorosa, z żenująco komicznym Ryszardem Petru?
Schetyna zresztą to otwarcie i publicznie powiedział. I był z tego dumny!

Widzieliśmy niedawno idiotyczne targanie powagi Sejmu. Tak nawet nie zachowywał się śp. Andrzej Lepper, ze swoim pseudo-chłopskim ugrupowaniem.
 Przyszywany "lider" Solidarności, Borowczak, wymachujący rękoma i wrzeszczący na marszałka, krzywousta posłanka Pomaska określająca kolegów posłów – "Co za głupki!". Hucpa i żenada. A także nieudolność i jak zwykle obciążanie kogoś, za swoją klęskę i głupotę.

Nie będę mnożyć tutaj tych przykładów kompletnej niedojrzałości, głupoty i chamstwa spod budki z piwem (poseł Borys Budka z PO jest nieco innym typem natchnionego trolla).
Widzimy to niestety codziennie. Czy to w Sejmie, czy Brukseli, lub nawet, co urąga wszelkiej godności, pod Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Naród to widzi i ocenia. Niestety, ta słabsza część obywateli, która nie dostała porządnej, rodzinnej szkoły, bierze wzorce z takiego zachowania.
I tak rodzą się w przestrzeni publicznej nowe szczeniackie postacie – najczęściej dzieciaki z bogatych domów, albo już korporacyjnie umodelowani lewacy i neoliberałowie. Często, gęsto marzący o komunizmie i tak uroczej multi – kulti, tacy jak Barbara Nowacka, córeczka bogatego tatusia, która ma kaprys, czy nowy ideolo, Sławomir Sierakowski, naczelny "Krytyki Politycznej", podobnie, jak Gronkiewicz Waltz związany z Sorosem poprzez Collegium Invisibile.

Nie można też nie wspomnieć o całej rzeszy prowincjonalnych publicystów, którzy zdecydowali w stolicy robić karierę - Tomasz Lis z Zielonej Góry, Jakub Wojewódzki z Koszalina, czy postać dla mnie wyjątkowo obrzydliwa – Piotr Najsztub ze Żnina i jego koleś, pozujący na autorytet, Jacek Żakowski , wrzeszczący głośno na Dorotę Kanię, że nie jest "resortowym dzieckiem". Jak to nie jest, jak jest?

Mam już swój wiek i mogę na te wszystkie wymienione osoby mówić gówniarze. Nie w sensie wieku, tylko mentalności, pozerstwa i fałszu i obłudy.
Czy nie jest takim 53 – letni Wojewódzki, pozujący na nastoletniego hipstera, lecz o autentycznej mentalności 18 – letniego, niedorosłego szczeniaka?

Na dodatek, w tej całej drugiej fali smarkaterii, która nie załapała się do nowoczesnej Petru, modnym jest być członkiem, bo to i kaska i prestiż wśród małolatów, różnych lewackich fundacji i instytucji.
Mamy więc całe grono niedorobionych smarkaczy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, krypto-rasistów, którzy będą poniżać Polaków kosztem wędrujących do Polski Arabów. Mamy mocno pukniętych po porodzie ekologów, czy innych "zielonych" z WWF, Greenpeace, Planet Earth i jeszcze ze stu innych.
No i jeszcze te feministki i nieokreślonej płci kolesie z LGBT, choć ostatnio się rozwinęli do LGBTQ, bo dodali literę, której nie ma w polskim alfabecie, a która pochodzi od określenia queer – czyli, kiedyś postać mocno podejrzana, a obecnie całokształt seksualnego pedalstwa.

Polska menażeria – gówniarzeria nie podskakiwałaby bez przerwy tak wysoko jak Roman "Koń" Giertych na spędzie KODu, gdyby ta zdeprawowana Unia Europejska nie była również opanowana przez ogłupiałych smarkaczy – lewaków i lewaczki, oraz cwanych hipokrytów, podtatusiałych żuli, jak niejaki Schultz, którzy dorwali się do zarządzania tym szczeniackim bałaganem.

Każda próba wejścia wyżej po drabinie postępu, przywrócenie chociażby wartości, etyki i kultury II RP, kończy się piekielnym wrzaskiem mentalnych niedorozwojów, koszmarnych, niewychowanych chuliganów politycznych, tępych kolesiów i rozbrykanych, rozhisteryzowanych pannic, które, biorąc pod uwagę 67 letnią Joannę Senyszyn, czy 60 letnią Wandę Nowicką, nie są ograniczone wiekiem.

Czy damy sobie radę z tytułową gówniarzerią? W końcu zapewne tak. Już najmłodsze pokolenie z przedziału 18 – 30 lat, nie cierpi tych dziwolągów. Narasta powrót do normalności, co oznacza również dojrzałość i odpowiedzialność.
Gówniarz w polityce i gówniarz w przestrzeni publicznej zacznie zanikać. Mija epoka Myszki Miki i Szreka.
Jeszcze trochę wysiłku z naszej strony; jeszcze nieco lepszej informacji społeczeństwa o powrocie prawdy, zacności, honoru i odpowiedzialności, a te społeczne pasożyty zaczną znikać, jak kamfora.
W szczególności, jak pierwszy z tych szczeniackich kombinatorów pójdzie siedzieć. Upiekło się Nowakowi i Karnowskiemu, lecz to już chyba koniec odpustu.

Nie tylko my zaczniemy być poważni...

..........

Ps. "Pro publico Bono" to oczywiście cytat z Donalda Tuska, który chciał błysnąć w pogoni za swoim mistrzem epokowych sentencji, Bronisławem Komorowskim. Donald, musisz się bardziej starać! Rośnie ci silna konkurencja, choćby w osobie Ryszarda "Swetru" Petru i pociągu pancernego, Grzegorza Schetyny. Nie daj się chłopie. A jak już do kraju nie wrócisz, to nikt ciebie nie zrozumie. Tak, jak Obama, gdy mu powiedziałeś "Huja tomorrow depends on what we do today".
[  http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/wielka-wpadka-donalda-tuska-krol-europy-do-baracka-obamy-ch-tumorol_552978.html ]


 https://youtu.be/hxw5Vuj-Aec

.

Gówniarstwo – Pro publico Bono

 
"Dama" Zakonu Maltańskiego, Collegium Invisibile – jeden z niewidzialnych uniwersytetów utworzonych (a jakże!) przez George Sorosa, oraz jak dobrze zorientowani twierdzą, loża masońska - to zaplecze niesłychanie aroganckiej i bezczelnej baby, jaką jest prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz. Zresztą kto wie, do jakich jeszcze tajnych organizacji i stowarzyszeń ta kobieta należy. Nie ważne, już widać, kto ją popiera i lansuje. Ulubiona prymuska Sorosa.

Podobno Polka, podobno gorąca patriotka, jak głosi publicznie jej totumfacki, hodowca najgłupszych psów – dogów niemieckich, łaziebny Halicki, dała wczoraj w publicznym wystąpieniu pokaz "patriotyzmu" i szczucia na Polskę.
"To dowód zacietrzewienia politycznego, odbierającego rozum" powiedział po tym wystąpieniu Rafał Ziemkiewicz.
A Bronisław Wildstein: - "Zrobiła z uroczystości partyjny wiec. Po prostu hańba".
Ja natomiast powiem: - klasyczny przykład gówniarstwa, jakie serwowano nam przez ostatnie lata i jakie nadal się serwuje w wykonaniu platformerskich polityków.


Parę miesięcy po odebraniu władzy poprzednim zarządcom Polski, gdy naród w końcu nie wytrzymał morza afer na każdym szczeblu, lekceważenia Polaków i wszechobecnej korupcji, widzimy bardzo wyraźnie z jakim gówniarstwem i infantylizmem mieliśmy do czynienia.

Na tle niedojrzałych ludzi Platformy, a obecnie również Nowoczesnej, ludzi bez kultury, wykształcenia i niestety rozumu (mimo częstokroć profesorskich tytułów), ludzi bardzo chamskich i aroganckich, bez najprostszej nawet kindersztuby, obecne władze jawią się jako arystokracja wobec stajennych. I to w każdym aspekcie: od kultury wymowy, erudycji i zdolności używania języka ojczystego, znajomości języków obcych, elegancji zachowania, savoir vivre'u i ogólnej ogłady. Nawet wybitna niedbałość odzieżowa Jarosława Kaczyńskiego pasuje do roztargnionego profesora, podczas gdy niechlujstwo i bezmyślnie nie golona twarz prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego razi nie tylko estetycznie, lecz także niezrozumieniem powagi piastowanego stanowiska.

Zastanówmy się nad takim porównaniem paru postaci, które w Polsce sprawowały i sprawują najwyższe urzędy w kraju: prezydent Andrzej Duda versus Bronisław Komorowski; premier Beata Szydło a Ewa Kopacz, szef MSZ Witold Waszczykowski, a jego poprzednicy Radosław Sikorski, czy wyjątkowo sprawiający folwarczne wrażenie Grzegorz Schetyna, lub jego były wiceminister, słynny ostatnio twórca donosu na własny kraj, Rafał Trzaskowski kontra obecny wiceminister Konrad Szymański. A takie Ministerstwo Zdrowia...
Panowie, wiecznie spocony i rozchełstany Arłukowicz z aroganckim zastępcą Neumannem i z drugiej strony ministrowie, doktorzy Konstanty Radziwiłł i Jarosław Pinkas.
Jakby tego było mało, tego szczeniactwa, buty i absolutnego braku kultury, dodatkowo poziom zdecydowanie zaniżył Ryszard Petru i jego specyficzna "menażeria".

Przekonany jestem, że każdy z nas, który otrzymał jako takie wychowanie i nie uczył się życia, tak jak wg. własnych słów, Donald Tusk, na podwórku, widzi te dysproporcje jaskrawie i rażą go one.

Gdy obecna opozycja, przez parę lat, lecz stanowczo za długo, ze szkodą dla państwa, bawiła się w rządzenie, jej kulturalne, mentalne, moralne i edukacyjne mankamenty były starannie ukrywane przed narodem, przez propagandowe, w dużej mierze niepolskie media. Nawet ewidentne błędy i błazenady na arenie międzynarodowej, ex-prezydenta Komorowskiego, były obracane w serdeczny żart, mimo, że wywoływały niesmak i zażenowanie światowej dyplomacji.

Szkoda była tym większa, bo w tym czasie miliardy państwowych pieniędzy przeciekały przez palce, często bezczelnie kradzione, albo wpompowane w szemrane inwestycje, jak pociągi Pendolino, czy 13 miliardów przeznaczone na zakup helikopterów – wraków, francuskich Caracali. A jak trzeba było więcej pieniędzy na imprezy w ekskluzywnych knajpach, to sprzedało się od ręki coś państwowego, jak na przykład grupę kapitałową Ciech SA Janowi Kulczykowi, za marne 600 milionów, aby już po paru miesiącach potroć swoją wartość do ponad 1 600 milionów.
Gówniarze nierzadko, gdy brakuje im pieniądzy, bez skrupułów okradają swoje zapracowane matki i ojców. A rządząca wówczas gówniarzeria, bez skrupułów kradła pieniądze państwa i obywateli.
Robili to z pełną świadomością, wyrachowaniem i arogancją, czego dowiedzieliśmy się z nagranych rozmów prowadzonych w ekskluzywnych restauracjach, gdzie rachunki za kolację na koszt obywateli oscylowały na poziomie dziesięciu tysięcy złotych.

Gówniarstwo tej ekipy, słusznie często nazywanej ferajną Tuska, na wzór "Cłopców z ferajny", gangsterskiej opowieści z Robertem de Niro, Ray Liotto, Joe Pesci i Samuelem L. Jacksonem, uwidoczniło się pełnej krasie po wyborczej klęsce w październiku 2015.
To, co dotychczas było skrzętnie maskowane przez media głównego ścieku, nie dawało się dalej ukrywać. Byle która transmisja z obrad sejmowych uwidaczniała prawdziwy poziom tych niewydarzonych polityków, głównie stworzonych przez skrycie wrogie Polsce mocarstwa, ludzi dobranych według klucza niedoborów intelektualnych i całkowitym braku moralnego kręgosłupa, wybranych z prostego powodu – takimi właśnie osobnikami łatwiej było kierować ich zachodnim mocodawcom.
Na każde zawołanie byli gotowi spełnić jakiekolwiek, nie wiadomo, jak szkodliwe dla Rzeczypospolitej polecenie, jak choćby likwidacja stoczni przez Tuska, czy zatrzymane w ostatniej chwili zamknięcie kopalń przez Kopacz według projektu, o czym wiemy, opracowanego w Berlinie.
Liczył się tylko interes własny i usłużność wobec możnych i silnych tego świata. Dokładnie tak, jak w blokerskich kręgach gówniarzerii, gdzie młodsi i słabsi służą starszym i silniejszym chuliganom i przestępcom.

Gdy smarkacz nagle zostaje pokonany, to co robi? Wydziera się i usiłuje brutalnie, bez zważania na jakiekolwiek reguły, kąsać, albo leci po pomoc starszych, silniejszych i zaprzyjaźnionych chuliganów.
Czy nie taką, szczeniacką filozofię stosują platformersi z Grzegorzem Schetyną, czy Nowoczesna – utworzona ad hoc, po klęsce Komorowskiego partia Sorosa, z żenująco komicznym Ryszardem Petru?
Schetyna zresztą to otwarcie i publicznie powiedział. I był z tego dumny!

Widzieliśmy niedawno idiotyczne targanie powagi Sejmu. Tak nawet nie zachowywał się śp. Andrzej Lepper, ze swoim pseudo-chłopskim ugrupowaniem.
 Przyszywany "lider" Solidarności, Borowczak, wymachujący rękoma i wrzeszczący na marszałka, krzywousta posłanka Pomaska określająca kolegów posłów – "Co za głupki!". Hucpa i żenada. A także nieudolność i jak zwykle obciążanie kogoś, za swoją klęskę i głupotę.

Nie będę mnożyć tutaj tych przykładów kompletnej niedojrzałości, głupoty i chamstwa spod budki z piwem (poseł Borys Budka z PO jest nieco innym typem natchnionego trolla).
Widzimy to niestety codziennie. Czy to w Sejmie, czy Brukseli, lub nawet, co urąga wszelkiej godności, pod Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Naród to widzi i ocenia. Niestety, ta słabsza część obywateli, która nie dostała porządnej, rodzinnej szkoły, bierze wzorce z takiego zachowania.
I tak rodzą się w przestrzeni publicznej nowe szczeniackie postacie – najczęściej dzieciaki z bogatych domów, albo już korporacyjnie umodelowani lewacy i neoliberałowie. Często, gęsto marzący o komunizmie i tak uroczej multi – kulti, tacy jak Barbara Nowacka, córeczka bogatego tatusia, która ma kaprys, czy nowy ideolo, Sławomir Sierakowski, naczelny "Krytyki Politycznej", podobnie, jak Gronkiewicz Waltz związany z Sorosem poprzez Collegium Invisibile.

Nie można też nie wspomnieć o całej rzeszy prowincjonalnych publicystów, którzy zdecydowali w stolicy robić karierę - Tomasz Lis z Zielonej Góry, Jakub Wojewódzki z Koszalina, czy postać dla mnie wyjątkowo obrzydliwa – Piotr Najsztub ze Żnina i jego koleś, pozujący na autorytet, Jacek Żakowski , wrzeszczący głośno na Dorotę Kanię, że nie jest "resortowym dzieckiem". Jak to nie jest, jak jest?

Mam już swój wiek i mogę na te wszystkie wymienione osoby mówić gówniarze. Nie w sensie wieku, tylko mentalności, pozerstwa i fałszu i obłudy.
Czy nie jest takim 53 – letni Wojewódzki, pozujący na nastoletniego hipstera, lecz o autentycznej mentalności 18 – letniego, niedorosłego szczeniaka?

Na dodatek, w tej całej drugiej fali smarkaterii, która nie załapała się do nowoczesnej Petru, modnym jest być członkiem, bo to i kaska i prestiż wśród małolatów, różnych lewackich fundacji i instytucji.
Mamy więc całe grono niedorobionych smarkaczy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, krypto-rasistów, którzy będą poniżać Polaków kosztem wędrujących do Polski Arabów. Mamy mocno pukniętych po porodzie ekologów, czy innych "zielonych" z WWF, Greenpeace, Planet Earth i jeszcze ze stu innych.
No i jeszcze te feministki i nieokreślonej płci kolesie z LGBT, choć ostatnio się rozwinęli do LGBTQ, bo dodali literę, której nie ma w polskim alfabecie, a która pochodzi od określenia queer – czyli, kiedyś postać mocno podejrzana, a obecnie całokształt seksualnego pedalstwa.

Polska menażeria – gówniarzeria nie podskakiwałaby bez przerwy tak wysoko jak Roman "Koń" Giertych na spędzie KODu, gdyby ta zdeprawowana Unia Europejska nie była również opanowana przez ogłupiałych smarkaczy – lewaków i lewaczki, oraz cwanych hipokrytów, podtatusiałych żuli, jak niejaki Schultz, którzy dorwali się do zarządzania tym szczeniackim bałaganem.

Każda próba wejścia wyżej po drabinie postępu, przywrócenie chociażby wartości, etyki i kultury II RP, kończy się piekielnym wrzaskiem mentalnych niedorozwojów, koszmarnych, niewychowanych chuliganów politycznych, tępych kolesiów i rozbrykanych, rozhisteryzowanych pannic, które, biorąc pod uwagę 67 letnią Joannę Senyszyn, czy 60 letnią Wandę Nowicką, nie są ograniczone wiekiem.

Czy damy sobie radę z tytułową gówniarzerią? W końcu zapewne tak. Już najmłodsze pokolenie z przedziału 18 – 30 lat, nie cierpi tych dziwolągów. Narasta powrót do normalności, co oznacza również dojrzałość i odpowiedzialność.
Gówniarz w polityce i gówniarz w przestrzeni publicznej zacznie zanikać. Mija epoka Myszki Miki i Szreka.
Jeszcze trochę wysiłku z naszej strony; jeszcze nieco lepszej informacji społeczeństwa o powrocie prawdy, zacności, honoru i odpowiedzialności, a te społeczne pasożyty zaczną znikać, jak kamfora.
W szczególności, jak pierwszy z tych szczeniackich kombinatorów pójdzie siedzieć. Upiekło się Nowakowi i Karnowskiemu, lecz to już chyba koniec odpustu.

Nie tylko my zaczniemy być poważni...

..........

Ps. "Pro publico Bono" to oczywiście cytat z Donalda Tuska, który chciał błysnąć w pogoni za swoim mistrzem epokowych sentencji, Bronisławem Komorowskim. Donald, musisz się bardziej starać! Rośnie ci silna konkurencja, choćby w osobie Ryszarda "Swetru" Petru i pociągu pancernego, Grzegorza Schetyny. Nie daj się chłopie. A jak już do kraju nie wrócisz, to nikt ciebie nie zrozumie. Tak, jak Obama, gdy mu powiedziałeś "Huja tomorrow depends on what we do today".
[  http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/wielka-wpadka-donalda-tuska-krol-europy-do-baracka-obamy-ch-tumorol_552978.html ]


 https://youtu.be/hxw5Vuj-Aec

.

Wiem co knuje PIS!

 

No może nie całkiem wiem, ale się domyślam...
W każdym bądź razie ja bym tak zrobił, a przekonałem się już wielokrotnie, że potrafię podążać skomplikowanymi meandrami umysłu Jarosława Kaczyńskiego.
Umysłu bardzo niebezpiecznego, który wpędził w ciężką chorobę Stefana Niesiołowskiego, spowodował, że Grzegorz Schetyna musiał zainstalować sobie nowe, cyrkonowe zęby, a szereg posłanek PO i Nowoczesnej cierpi na jakże przykrą anorgazmię. Zresztą paru posłów też.

Pomysł ten, albo, jak się obecnie mówi – projekt, jest tak perfidny i zarazem skuteczny, że długo się wahałem, czy to napisać, bo może Prezes będzie wściekły, że przedwcześnie ujawniam tajemnicę. Ale co tam – mi też należy się cokolwiek.

ZSSR, czyli Zjednoczone Siły Skubania Rzeczpospolitej, siły wewnętrzne – PO, Nowoczesna, mistrz skubania PSL, establishment i Michnik, oraz siły zewnętrzne, czyli głównie nasi najbliżsi sąsiedzi, już od stuleci wyspecjalizowani w skubaniu, twierdzą i wołają gromkim głosem, z Tercetem Nie-egzotycznym – Schltz, Petru i anorgiastyczna Kamilka Gasiuk-Pihowicz na czele, a za nimi cały chór wujów, z pianą na ustach,że władza musi opublikować wyrok (???) Trybunału Konstytucyjnego z grudnia ub. roku. Wyrok miażdżący tak zwaną ustawę naprawczą TK.

Muszą, albo i nie muszą...
Lecz dobrze... wybiegnijmy do przodu i sami uznajmy, że nasza grudniowa ustawa była pomyłką i już jest dla nas nie ważna. I co?! Zatkało kakao?
I wtedy, jak całe ZSSR będzie stało z rozdziawionymi gębami, słusznie spodziewając się najgorszego i rozglądając się trwożnie z której strony padnie cios, to my cyk – wyciągamy nową ustawę o TK i składamy ją do Sejmu.
Uwierzcie, efekt będzie piorunujący.

Dlaczego sądzę, że PIS tak knuje? Ano dlatego, że nie widzę innego celu powołania w tej sprawie komisji ekspertów przez marszałka Kuchcińskiego jakieś dwa tygodnie temu. Czy mają oni tylko wysmażyć stanowisko wobec opinii Komisji Weneckiej? Nieprawdopodobne... Szanowni profesorowie prawa, tuzy palestry i teoretycy różnych konstytucji precyzyjnie cyzelują nową ustawę naprawczą Trybunału Konstytucyjnego.

Jest oczywistym, ze nowa ustawa unieważnia i ustawę czerwcową, wiekopomne dzieło PO i Rzeplińskiego, które miało wgnieść w glebę PIS i Kaczyńskiego i ustawę grudniową, która przecież wykazywała się dobrocią i wspaniałomyślnością, bo nie przeniosła TK do Ustrzyk Dolnych, choć mogła.

Jak widać nowa ustawa rozwiąże szereg problemów, wykaże dobrą wolę rządzącego ugrupowania, a opozycji da możliwość zademonstrowania swej koncyliacyjności i po raz pierwszy – dobroci.

Schultz et consortes stracą powód do pohukiwania i plucia z góry na głowy polskich patriotów.
Generalnie rzecz biorąc, wszystko powinno się uspokoić i złagodnieć.

Czyżby?

Niestety... wrzask po tym będzie taki, jakiego najstarsi nie pamiętają. Tak, jak w przedszkolu, gdy pani czyta, jak wstrętny wilk zaatakował świnki trzy. Czyli Kaczyński Schetynę, Petru i Kosiniaka-Kamysza.

Trzymajmy kciuki Polacy...

Na koniec warto jeszcze zacytować konkurencję, prawnika Mikołaja Drozdowicza, gdyż przypomina on podstawowe prawdy:

"... warto mieć na uwadze art. 4 ust. 1 ustawy zasadniczej, zgodnie z którym władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do narodu, A naród wybrał Sejm, Senat i prezydenta, a nie sędziów Trybunału Konstytucyjnego. [...] Szukając rozwiązania obecnej patowej sytuacji, warto powiedzieć obywatelskie "sprawdzam" tym, którzy mienią się obrońcami demokracji w Polsce i zaproponować zniesienie Trybunału Konstytucyjnego. W takim przypadku rolęs ądu konstytucyjnego przejąłby Sąd Najwyższy, wyposażony we wszystkie, co do jednej, kompetencje obecnego TK wymienione w art. 188 i 189 konstytucji."  [ "Do rzeczy" nr 15/166]

To co? Robimy referendum z jednym pytaniem – "Czy jesteś za likwidacją Trybunału Konstytucyjnego i powierzeniem jego kompetencji w całości Sądowi Najwyższemu?"  [j.w.]


.

Fair play

 

Pamiętacie finał Mistrzostw Świata w Niemczech w 2006? Francja gra z Włochami.
Nagle małe zamieszanie, Włoch na murawie zwija się z bólu (czysty teatr), a zawodnik francuski dostaje czerwoną kartkę.
Niby normalka na murawie, tylko to, że usuniętym z boiska jest najwybitniejszy piłkarz wszech-czasów Zinedine Zidane.
A było tak: Marko Materazzi przytrzymał za koszulkę Zidane'a, ten go się zapytał, czy zamierza tą koszulkę kupić, na co Włoch odparł: - "Nie, wolę kurwę, jaką jest twoja siostra".
Zinadine Zidane bez namysłu walnął z byka Włocha w pierś.
Czerwona kartka za obronę czci swojej rodziny...
Co na to mówi słynne "Fair Play"?


Piszę o tym właśnie dlatego, że zjednoczona prawica będąca u władzy w wyniku woli narodu, wykazanej w uczciwych i powszechnych wyborach, jest nieustannie faulowana przez przeciwników, mimo tego zachowując stoicki spokój, promieniuje kulturą i jest odporna na prowokację.
 
Sprowokowany Zidane zadziałał instynktownie, zgodnie z wartościami w jakich został wychowany. Za to został ukarany i usunięty z boiska. A chamski i bezczelny Włoch Marco Materrazi, zadowolony ze swojego sprytu i chamstwa, śmiał się radośnie. Dodam jeszcze tylko, że wówczas Francja przegrała rzutami karnymi...
 
Czy wrogowie Polski, bo za takich mam ludzi tak zwanej opozycji totalnej – całe te bandy od Schetyny i Petru, wraz z ich opiekunami z Unii Europejskiej, będą faulować, pluć nam w twarz, obrażać rodzinę i nasze wartości, jak Materazzi, licząc na to, że w impulsie gniewu, oburzenia, lub nawet wściekłości, sfaulujemy tak, że trzeba będzie nas zdjąć z boiska?

Czy tak właśnie nie jest panowie Petru, Schetyna, Schultz i  Verhofstad?
Liczyć na to, że rozwścieczycie Kaczyńskiego tak, że w końcu walnie z byka?!

A... takiego wała!

Co wcale nie oznacza, że mamy być świętsi od papieża i cały czas grać fair play, gdy te moralne karły cały czas kopią po kostkach i targają za koszulki. Mamy grać swoją grę i to tak, aby wygrać. A Materazzim nie dać się sprowokować.

W nagłówku swojego bloga umieściłem zdanie Kena Folleta, pisarza, którego bardzo szanuję: " ... w gruncie rzeczy życie nie polega na dokonywaniu wyborów między dobrem a złem, lecz na tym, czy się wygrywa, czy przegrywa". Jeżeli ktoś powie, że tak nie jest, to ja powiem, że kreuje się na świętego Szymona Słupnika. Zawsze w życiu chodzi o to, by w końcu wygrać.

Sztywne trzymanie się zasad fair play, może często prowadzić do katastrofalnych skutków. Tak się nie da. Dobry Bóg założył, że jesteśmy istotami grzesznymi z pewną pulą i prawem do pomyłek.
A już ta zasada w polityce, to najszybsza droga do klęski.

Działanie władzy, zakładając jej dobrą wolę, musi być elastyczne i dostosowane do zmiennych warunków otoczenia. Inne jest, gdy wokół jest pokój, wzajemne zrozumienie i życzliwość. I diametralnie inne, gdy działa w otoczeniu wrogim. Tak, jak obecna władza, mająca opozycję, która nie jest w żadnym stopniu konstruktywna, nie akceptuje wyników wyborów, wszelkimi, nawet bardzo brudnymi sposobami usiłuje legalną władzę unieważnić, a co gorsza, będąc praktycznie słabym i głupim zgromadzeniem, pomocy szuka u odwiecznych wrogów Polski, oraz wariatów marzących o nowym porządku świata.
Tak zdefiniowane działanie władzy nazywa się inteligencją. A mnie się wydaje, że chyba poraz pierwszy po wojnie mamy właśnie inteligentną władzę.

Nie mam zielonego pojęcia, jakie są strategiczne plany prezesa Kaczyńskiego. Może ma ukryty cel w trwaniu w obecnym konflikcie, bez wykonywania gwałtownych ruchów?
W tym czasie opozycja ulega naturalnej erozji, a władza ma czas na czyszczenie stajni Augiasza, którą zostawili poprzednicy. I nie oburzajmy się na wymianę kadr i obsadzanie stanowisk ludźmi przychylnymi, bo tak było i jest zawsze w dziejach wszystkich państw, gdy dochodzi do zmiany władzy.

No dobrze... ale co z tą erozją opozycji?
Stan na dzisiaj jest taki, że Konrad Morawiecki jest w stanie wyciągnąć z ugrupowania Kukiz15 około dziesięciu posłów. Tak samo jak były kandydat na prezydenta, Adam Jarubas może wyciągnąć z PSLu również dziesięciu posłów.
A najlepiej poinformowani donoszą, że Platformę Obywatelską, na dzisiaj, gotowych jest opuścić czterdziestu posłów.
Policzmy więc sobie teoretyczne szable: 235 (PIS) + 10 (Kukiz15) + 10 (PSL) + 40 (PO) = 295 posłów.
To już pozwala na sporo; nawet na odwołanie tego fatalnego, lewackiego Rzecznika Praw Obywatelskich.
Lecz wiadomo, że PISowi, Jarosławowi Kaczyńskiemu i nam wszystkim chcącym dobrej zmiany, chodzi o zmianę tragicznej Konstytucji. Do tego potrzeba głosów 2/3 Sejmu, czyli 307 głosów.
Paweł Kukiz szedł ze swoim ugrupowaniem do Sejmu również z deklaracją konieczności zmiany Konstytucji. Zakładająć, że PIS zdobył już tych 295 posłów, ugrupowaniu Kukiz15 nadal pozostaje 32 członków i gdyby w głosowaniu o zmianę Konstytucji przyłączyli się do PIS, to w sumie mielibyśmy 327 głosów.
Możemy wówczas Konstytucję zmienić i pełną parą reformować kraj.
Tylko, zastanawiam się, czy ewentualna koalicja z Kukizem nie byłaby taka, jak z Lepperem i tym śmiesznym, podskakującym Giertychem?
Czy nie lepiej, by PIS sam zgromadził 307 posłów? Może to właśnie realizuje prezes?

No dobrze, jedźmy dalej. Załóżmy, że będziemy jeszcze mniej święci i na czas walki przyjmiemy metody podobne do tych, jakimi gra przeciwnik. Odejdziemy od defensywy i sami rozpoczniemy taniec.
A może by tak zastosować, tak wychwalany przez establishment sposób sędziego Rzeplińskiego?
Przypominam, że w stosunku do ustawy naprawczej TK, pan Rzepliński i jego gromada dyspozycyjnych sędziów, uznali, że pies drapał konstytucję i ustawy, które twierdzą, że Ustawa Sejmu ma domniemanie zgodności z Konstytucją tak długo, aż orzeczenie TK tego nie obali. W tym przypadku, ewidentnie łamiąc zapisy Konstytucji, Rzepliński przyjął już na wstępie, przed rozprawą TK, że ustawa naprawcza jest niekonstytucyjna, więc on będzie pracował na podstawie ustawy czerwcowej, którą nota bene, sam napisał! Taki spryciul i cwaniaczek!

Ale dobrze, zagrajmy taką samą piłkę. Umówmy się z Kukizem i zwołajmy nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, a na nim, mówiąc brzydko, olejmy Konstytucję Kwaśniewskiego z 1996 roku, twierdząc, że to relikt komunistyczny, więc władza opierać się będzie na Konstytucji Kwietniowej, która mówi:
      "Zmiana konstytucji mogła być dokonywana z inicjatywy:
  • Prezydenta – wymagana wówczas większość zwykła w obu izbach parlamentu,
  • Rządu lub 1/4 ustawowej liczby posłów – wymagana wówczas większość ustawowej liczby posłów i senatorów."

Prezydent oczywiście wystąpi o zmianę, a Sejm i Senat zatwierdzą decyzję.
I zabieramy się za nową konstytucję panowie i panie!

Mając specyficzne i nieco wisielcze poczucie humoru dużo bym dał, żeby zobaczyć, co się wtedy będzie działo w Sejmie!
Niesiołowski – apopleksja. Pomaska zwariowała i lata, jak dron ze swoją komórką, poseł Jerzy Borowczak, odciągnięty przez straż marszałkowską, jak niemalże nie udusił prezesa Kaczyńskiego, Borys Budka stanął w postawie Mojżesza i zaczyna ogłaszać X Przykazań.. A Petru i Schetyna wiszą na telefonach, błagając swych mocodawców o instrukcję – co robić.
To byłby na prawdę piękny widok...
Niestety. Wydaje mi się, że taki scenariusz mógłby się źle skończyć, bo już następnego dnia mielibyśmy w Warszawie Bundeswehrę, Luftwaffe i Armię Czerwoną. I koniec marzeń o lepszej zmianie.

Więc grać, czy nie grać fair play?
Pozwolić by KOD pluł na patriotów i nie obrzucić ich, choć raz zgniłymi pomidorami i jajkami.
Nie ostrzyc na łysą pałę zdrajców Polski z europarlamentu.
Nie odpowiadać niegrzecznie na niegrzeczne i chamskie zaczepki Schultza, Tuska, Joglanda et consortes.

Obawiam się, że wówczas naród, patrioci, mogą się nieco wnerwić i wziąć sprawy w swoje ręce. A wtedy Petru, Schetyna i ich bady mogą być nie dość szybkie w spierniczaniu za przyjazne granice.

.

Czy Unia wkroczy do Polski? Czy Schetyna i Petru biorą kasę?


Środa – ciąg dalszy linczu prowadzonego na Polsce przez euro-idiotów, w skutek donosów i skomleń zdrajców kraju z panami Schetyną i Petru na czele.

Parę dni temu napisałem o aktywnym planie zniszczenia Polski i pokrzyżowaniu tego zamierzenia poprzez zwycięstwo w wyborach Andrzeja Dudy i zjednoczonej prawicy [1]
Lecz upiory nie odpuszczają. Usiłują nadal Polskę rozwalić. Rezolucja UE jest tego dobitnym przykładem.

Właśnie zdrajcy dopięli swego. Neoliberalne lewactwo z Brukseli, za podszeptami panów Schetyny i Petru i rękami dwóch kobiet z podejrzaną przeszłością: Cornelii Ernst z byłego NRD, wychowanki Honeckera i ex-komunistki z SED – Socjalistycznej Partii Jednosci Niemiec (Czy ex-komunistka? Osobiście wątpię. Ludzie Honeckera komunistami pozostają do końca.), oraz Moniki Hohlmaier, Niemki, a jakże, lecz z Bawarii, córki słynnego polakożercy, Franza Josepha Straussa; ta dama z kolei o przeszłości kryminalnej ( fałszowała listy wyborcze i jakieś pieniądze lepiły się do rąk, za co z hukiem po wyroku sądu przestała być ministrem kultury i wyleciała z tatusiowego CSU). [2]
Wcale bym się nie zdziwił, jakby tekst dyktowały im polskojęzyczne koleżanki z PO – Róża Thun, Julka od dorsza Pitera, czy Lidia Geringer de Oedenberg – prościej – Ulatowska.
Taki mają właśnie styl, co już zademonstrowały obalając wybór Janusza Wojciechowskiego.
Patrząc na te panie, muszę stwierdzić, że kiedyś w maglu panowała większa kultura.

Mam problem natury psychologiczno – socjologicznej. Czy można być aż tak głupim i amoralnym, żeby judzić i szczuć na własny kraj, jak robią to Schetyna z Petru? Niech nikt nie da się zwieść, że to wyłącznie atak na PIS i Kaczyńskiego. Ten atak ma szkodzić Polsce. Ma ją osłabiać i wykolejać z obranej drogi, tak niebezpiecznej dla europejskiego (i nie tylko) establishmentu.
A może panowie Schetyna i Petru, jak i jeszcze paru, nie są durniami, tylko są brudnymi najemnikami i są, jak to wielu plotkuje, na utrzymaniu, na przykład światowego awanturnika – komunisty George'a Sorosa? Albo kogoś tam jeszcze?

Pan Neumann, faryzeusz pierwszej kategorii, stwierdza właśnie publicznie, że ta rezolucja, to ostrzeżenie.

Ostrzeżenie? Ja czytam i widzę, że są to żądania wobec Polski. Podobne do żądań Hitlera z 1939 roku w sprawie korytarza do Gdańska.


Idąc tokiem myślenia, który wyłożyłem tutaj – [1], Polska będzie w porządku, jeżeli powróci do poddańczej postawy, z marionetkowym rządem, jak ten, który widzieliśmy do 2015 roku.

Powstaje pytanie – jak daleko mogą się posunąć zewnętrzni wrogowie Rzeczpospolitej i ich wewnętrzni najemnicy?

W najgorszym scenariuszu może dojść do tego:

- Schetyna buńczucznie zapowiedział wyprowadzenie miliona ludzi na ulice. To oczywiście czcza przechwałka, lecz jest zdolny wyprowadzić tyle ludzi, by spowodować krwawe zamieszki uliczne.

- Ciągle nie została usunięta ustawa Druk nr.1066 – "O udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach
lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej". W Art. 3.1. pkt 1. określono: "Z wnioskiem do organu państwa wysyłającego o udział zagranicznych
funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach
ratowniczych, zwanym dalej „wnioskiem”, występuje:
1) Komendant Główny Policji, Komendant Główny Straży Granicznej, Komendant
Główny Państwowej Straży Pożarnej albo Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego...".
Czyli nie potrzeba prezydenta, Sejmu, Senatu, Marszałków, rządu i ministrów. Wystarczy jeden "swój" człowiek na odpowiednim stanowisku, by zawezwać bratnią pomoc w celu "obrony demokracji" w RP.

- może już państwo zapomnieli, że Komorowski z Rzeplińskim majstrowali przy ustawie o TK i również wsadzili tam taką minę:
"Przepychany w Sejmie w wielkim ostatnio pośpiechu, z inicjatywy Prezydenta B. Komorowskiego, projekt nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (druk 1590), obok wielu zasadniczych sprzeczności z obowiązującą Konstytucją i regułami demokracji przewiduje też wykraczającą poza ramy Ustawy Zasadniczej procedurę „stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej”." [4]
Może właśnie dlatego Rzepliński tak mocno walczy o swój stołek, bo w razie czego ma odwołać prezydenta Dudę, a idąc dalej – podać rząd do dymisji, rozwiązać Sejm i Senat i przywrócić poprzednie władze z Kopaczową na czele. Fantazja? W żadnym wypadku. Pisał szczegółowo o możliwości takiego scenariusza baczny obserwator sceny politycznej, bloger "Obserwator".


Oczywiście to bardzo czarny scenariusz i nie mam złudzeń, że krew by się polała. Lecz może tak być. Skąd wiemy, kto jeszcze jest zdrajcą? Mimo czujności w PISie byli i Marcinkiewicz i Kluzik-Rostkowska.
A europejskie lewaki wprost zacierają ręce, z Martinem Schultzem, Guy'em Verhovstatem i oczywiście Donaldem Tuskiem, na czele, by może sprokurować małą wojenkę i wreszcie rozwiązać ropiejący problem "demokratycznej Europy" – ubezwłasnowolnić Polskę.

Warunki są sprzyjające: - jest neo-targowica, która wrzeszczy, że w Polsce dzieje się źle, łamana jest demokracja, totalitaryzm już za progiem, a zły demon – Kaczyński dąży do dyktatury. Otumanieni niecnymi obietnicami Polacy fatalnie wybrali, lecz już chcą zmian, co widać po demonstracjach na ulicach (KOD) i na dachach (Greenpece). Padają urocze konie, Trybunał Konstytucyjny sparaliżowany, padł trójpodział władzy, sędziowie i instytucje prawne gremialnie zwracają się przeciwko władzy. Kaczyński gwałtownie przejmuje media, by uprawiać swoją propagandę, a byłemu premierowi, a obecnie przewodniczącemu Rady Europejskiej, Donaldowi Tuskowi grożono śmiercią przez powieszenie.

Wystarczy?

Dla dobrych bolszewików, aby przyjść z bratnią pomocą wystarczy aż za nadto.

To oczywiście kompletny political fiction. Lecz może jakiś zręczny politolog z dobrym matematykiem obliczą, jakie jest prawdopodobieństwo takiego scenariusza.

Zreasumujmy na koniec:
- polska opozycja, ta dominująca – PO i Nowoczesna określiły siebie, jako opozycję totalną, nie idącą na żadne kompromisy, której jedynym celem jest obalenie władzy zjednoczonej prawicy. I to, jak stwierdził Schetyna – używając ulicy i zamieszek, oraz pomocy "zagranicznych przyjaciół".
- instytucje Unii Europejskiej, w całości opanowane przez lewackich neoliberałów, kryptokomunistów i libertynów, nie akceptują Polski, jako suwerennego, konserwatywnego i katolickiego kraju.
- wielki, międzynarodowy biznes poczuł się poważnie zagrożony. Dojna krowa, jaką była Polska przez minione 25 lat nagle zaczyna wierzgać i krociowe zyski odpływają w siną dal. I najgorsze – Kaczyński nie bierze łapówek i pilnuje, by jego ludzie nie dali się skorumpować. Zegarki droższe niż 400 złotych są bardzo źle widziane. Jak żyć i działać w takim państwie – zastanawiają się światowe finansjery i korporacje.

Dzisiaj przyjęto hańbiącą dla UE rezolucję. Rezolucję dla której nie ma nawet podstaw prawnych. Oznacza to, że walka na ostro się właśnie zaczęła.

My wiemy, że to my mamy rację. Prawda i sprawiedliwość jest po naszej stronie. Ale to oni, jako, że są bardziej podli i cyniczni, atakują. Nie przebierają w środkach i nie stosują fair-play.
Dlatego ja nie jestem pewien, czego jeszcze możemy się spodziewać.



-




[1] http://naszeblogi.pl/61387-zniszczenie-polski-projekt-ktory-sie-nie-udal

[2] http://wpolityce.pl/swiat/288364-kto-przygotowuje-rezolucje-przeciw-polsce-skompromitowani-niemieccy-politycy-ktorzy-w-normalnych-warunkach-powinni-zniknac-z-zycia-publicznego

[3] https://www.senat.gov.pl/download/gfx/senat/pl/.../1886/.../1066.pdf
[4] http://ruch-obywatelski.com/polityka/wladza-szykuje-specjalna-ustawe-ktorej-celem-jest-pozbawienie-urzedu-ewentualnego-nowego-prezydenta/

.

środa, 13 kwietnia 2016

Zniszczenie Polski. Projekt który się nie udał


 

Najpierw miał być Smoleńsk. 10 kwietnia 2010. Odcięcie głowy. Pozbawienie kraju prezydenta, nowych natowskich generałów i intelektualnej elity.
Już 40 minut po tragedii minister Sikorski dokładnie wiedział, że zawinili piloci, roztrzaskali samolot i SMSami nadał oficjalną narrację.
Nie było jeszcze oficjalnego zgłoszenia śmierci prezydenta, gdy marszałek Bronisław Komorowski dokonał najazdu na Pałac Prezydencki i przejął funkcję urzędującego prezydenta.

Wieczorem Donald Tusk, człowiek faktycznie sprawujący władzę w Polsce i nienawistny wróg zabitego prezydenta, był już w Smoleńsku, na miejscu katastrofy i sprzedał Rosji całe nasze narodowe śledztwo, stawiając siebie w pozycji Piłata, zgadzającego się na ukrzyżowanie Chrystusa.

Akt pierwszy dobiegł końca.

Reakcja narodu była ciągle niewiadomą. Nie wiadomo ilu Polaków zaczęło się gromadzić po opublikowaniu wiadomości pod Pałacem Prezydenckim. Nie mogę dotrzeć do informacji. Ale ludzi było dużo. Bardzo dużo. Stali w spokoju i przeżywali i starali się pojąć tragedię, która się wydarzyła.

Tłum spokojny. I zjednoczony. Ogarnięty wspólną myślą.
To dla projektantów całego schematu było niedobre.
Taki naród zjednoczony wokół narodowej tragedii, gdzie w obiektywach kamery płakali poseł PISu Zbigniew Giżyński i resortowa dziennikarka Monika Olejnik (mówię o tym, co na własne oczy widziałem) był niebezpieczny. Mógł rozwalić precyzyjnie zaprojektowany plan.

Cóz to mógł być za fantastyczny projekt zapyta sceptyk.

Ano taki, ze państwo polskie miało się rozpaść. A jeżeli do tego nie dojdzie, rozrywane wewnętrzną walką, miało stracić na znaczeniu i stać się kolejnym bantustanem rozgrywanym walką wewnętrzną.

Projektanci natychmiast przystąpili do działania. Pamiętamy dobrze akcję "Zimny Lech". I wszystko co się potem działo. Mainstreamowy aparat propagandy ruszył pełną parą. Judzono, kłamano, manipulowano.
I osiągnięto założony cel. Naród jest podzielony. Skutecznie na długie lata.
W takim środowisku ówczesna władza mogła robić, co chciała.
Rozbierała Polskę kawałek po kawałku. Niszczyła to co dobre i sprzedawała obcym, to, co miało jakąś wartość. Sprzedawała za grosze.
A naród mamiła pozornym dobrobytem ustanowionym na poziomie ruskiego kołchozu. Tak już miało być. Naród skłócony, bombardowany manipulancką propagandą i żyjący z dnia na dzień, bez wyraźnych perspektyw, coraz bardziej w szponach międzynarodowych korporacji.
Zmieniono nawet kanony edukacji aby seryjnie produkować niedouczonych i otępiałych obywateli, bez swojej historii tożsamości.
Jednymi z końcowych elementów zniszczenia naszej ojczyzny miały być działania prowadzące do sprzedaży międzynarodowym spekulantom polskiej ziemi, polskich lasów i polskich kopalń.

Tak Polska miała upaść i już nigdy się nie podnieść. Zaczadzeni przedstawiciele władzy, cynicznie, albo z głupoty wołali: - Ja jestem europejczykiem! Nie Polakiem, a europejczykiem. Polskość i tożsamość narodowa miały stopniowo umierać.
Tak, jak 10 kwietnia 2010 roku o godzinie 8:41 umarli, zabici wrogim działaniem liderzy kraju wraz ze swoim prezydentem.
Na szczęście dla narodu, realizowany plan miał pewien mankament, którego nie dało się przewidzieć: do samolotu nie wsiadł, jak było ustalone, prezes PISu Jarosław Kaczyński. Przeżył, by opłakiwać śmierć bliskich, lecz także by stać się symbolem, centralną postacią dla części narodu, wokół której koncentrował się opór i niezgoda na rozwalenie ojczyzny.

Kim byli mordercy – planiści, którzy ułożyli perfidny plan likwidacji Polski?
Spoglądając wstecz, to nasuwają się od razu postaci Stalina i Hitlera. Oni byli zdolni do wykonania zaplanowanej z zimną krwią zbrodni.
Lecz kto teraz chciał zniszczyć cały naród i państwo? Czy to realizacja nowego porządku świata?
Nie sądzę, aby to był autonomiczny plan Putina i Rosji. Choć niewątpliwie Putin brał w tym udział.
Brał też w tym udział, bez żadnych wątpliwości, z pełną świadomością, lub tylko częściową, premier Donald Tusk. Ale to mała figura w tej układance, a jego współpracownicy to jeszcze mniejsze pionki.

Kto jeszcze chciał zniszczyć Polskę? Niemcy?
Zawsze gdy Rosja przeprowadzała jakąś perfidną operację przeciwko Polsce, to Niemcy się do niej przyłączali. A nierzadko sami byli inspiratorami zbrodni.
Te dwa narody, mimo oficjalnie wypowiadanym słowom o przyjaźni i braterstwie, zawsze były albo otwartymi, albo skrytymi wrogami Rzeczpospolitej.
Nie zdołali nigdy do końca Polski ujarzmić. Wyzwoleńcze powstania wybuchały regularnie. A już wolna II RP w 1920 roku, z marszałkiem Piłsudskim na czele, nie dopuściła by sowieccy bolszewicy połączyli się z komunistami z Hamburga i potem wspólnie opanowali całą Europę.
Mieliśmy, między innymi za to, okupację niemiecką i natychmiast potem okupację radziecką. I mordowano Polaków tysiącami. Szczególnie przywódców i inteligencję... Tak jak 10 kwietnia w Smoleńsku. Przywódca i inteligencja...

Kto jeszcze miał udział w projekcie likwidacji Rzeczpospolitej? Międzynarodowa finansjera i miliarderzy uzurpujący sobie prawo do zaprowadzenia nowego porządku świata?
Przecież już w roku 1972-gim niesławny Klub Rzymski określił, że Polaków ma być 15 milionów, wobec ówczesnej liczby 40 milionów. Co się miało stać z resztą? Smoleńsk po Smoleńsku? A młodzi mieli się rozpłynąć w europejskiej multi–kulti magmie?

Historia na szczęście kieruje się własnymi regułami i zazwyczaj planowania, czy knowania nie za bardzo się udają. Ludzie są rozumni i nie do całkowitego opanowania. A często i przypadek krzyżuje najlepsze nawet plany. Jak wspomniana nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na pokładzie lotu do Smoleńska.

Gdy Polska wydawałoby się dotknęła dna i wydawało się, że już nie ma ratunku, nastał rok 2015. I marionetkowa władza obcych mocodawców, zadufanych w sobie bufonów i hochsztaplerów, z przerażeniem zobaczyła, że ten podzielony, niby na zawsze, naród jest niesymetryczny i swoimi wyborami zepchnął dotychczasowych zarządzających państwem z nadania obcych sił, w otchłań.

Dzisiaj, 10 kwietnia 2016 roku mamy szóstą, a tak właściwie pierwszą rocznicę Zamachu Smoleńskiego. Po raz pierwszy swobodnie możemy przeżywać tragedię i powoli dochodzić do prawdy.
Co bardzo ważne – mamy wreszcie, odzyskaną z trudem, swoją narodową telewizję pokazującą to co jest ważne dla narodu i co ludzie chcą widzieć.

Czy projekt "Zniszczyć Polskę" nie powiódł się i dobiegł końca?
O nie! Zakulisowi gracze tak łatwo się nie poddają. Angażują w swój pomysł nowe środki, grube miliony euro, czy dolarów, a w Polsce ciągle są zdrajcy gotowi pracować dla tego, kto dobrze zapłaci, a Polska i Polacy nie mają dla nich żadnego znaczenia.

Jestem optymistą i trochę wizjonerem. Nastąpił wyraźny przełom i można powiedzieć, że wreszcie wygraliśmy. Choć prawdziwe jest stwierdzenie, że wygraliśmy pierwszą rundę.
Złe moce: i te wewnętrzne, zaprzedane wrogom Polski, lub tylko myślące o własnym dobrobycie; jak i te zewnętrzne, w Brukseli, Moskwie i Berlinie tak łatwo się nie poddają.
Ale my po raz pierwszy mamy silną i mądrą ekipę, która ma coraz większą legitymację narodu.
Gdy nie zboczymy z obranej drogi to my rozwalimy plan zniszczenia Polski.
Pozbędziemy się wewnętrznych sprzedajnych manipulatorów, umocnimy państwo i gospodarkę, a w międzynarodową grę będziemy grali według własnych reguł z nadrzędnym celem dobra państwa i obywateli.

Nie daliśmy się i dlatego ta szósta rocznica Smoleńska jest taka ważna.

Ciągle jeszcze trudno o tym mówić. Ból, złość, gniew i rozpacz; sile emocje mają wpływ na obraz. Lecz mgła powoli się rozwiewa i obraz staje się coraz bardziej wyrazisty.

piątek, 8 kwietnia 2016

Padają konie w Janowie! Cacuszka dla bogaczy?




Cały świat zamarł na chwilę – padł kolejny koń w Janowie! Oszustwa Volkswagena, czy brukselscy bombersi to przy tym betka.
Dotknięto bowiem sprawy bardzo czułej i delikatnej – ktoś, jakoś nie wiadomo, niszczy ukochane cacuszka światowych bogaczy – autentycznie piękne konie arabskie, takie cudo na równi z jajkami  Faberge, choć nie tak kosztowne, bowiem takie jajko z kurką wycenione zostało na 4 mln dolarów, a piękne klacze "chodzą" zaledwie po milionie. Wyobrażam sobie lament, gdyby takie jajko uległo zniszczeniu.

Koń arabski jest stworzeniem delikatnym i wymagającym troskliwej opieki. Nie jak jakiś tam sobie perszeron, albo, nie daj Boże, hucuł.
Konie chorują i mają kaprysy. Więc nie dziwota, że w tymże Janowie, za dyrektorowania wspaniałego pana Treli, w latach 2010 – 2015, padło tych koni bodajże 52.
Cóż więc jest takiego nadzwyczajnego, że w minionym półroczu padły trzy klacze? Gdyż statystycznie pada 10 koni na rok. Więc normalka.
Ale my wiemy lepiej!
PIS po objęciu władzy odważył się zmienić cały zarząd stadniny, wymieniając zasłużonych dla kraju ludzi na żółtodziobów, którzy ledwie odróżniają ogon od paszczy. Czyli wiadomo i wszystko jasne – konie padają przez ten PIS, który niszczy wszystko, czego się dotknie.
Małe sprostowanie – pierwsza klacz, piękna, wytworna i droga Pianissima, padła jeszcze za dyrektorowania pana Treli. Ona była tak piękna i podniecająca, że w 2009 roku hodowca z Kaliforni, za 200 tysięcy dolarów wykupił sobie prawo do pokrycia.Podobno ten hodowca wystawił naszą hodowle do wiatru, bo zdobył aż siedem zarodków, czyli uzyska siedmiu potomków naszej piękności, podczas gdy my posiadamy tylko jeden. Czyli linia Pianissimy będzie w Kalifornii, a nie w Janowie. Drobne niedopatrzenie?
Ale to pewnie tylko plotki...

A tak przy okazji plotek... Czy to prawda, że pan Marek Trela, były skromny dyrektor, czyli urzędnik państwowej stadniny, jeździ wypasionym Porsche? No, no, no...

Płacz i zgrzytanie zębów światowych elit nastąpiły dopiero, gdy już za szefostwa tego ochydnego PISu (zdelegalizować i pozamykać!), padły dwie następne klacze i traf chciał, obie należące do pani Shirley Watts, szanownej małżonki roligstonsa z bębnami. Gdyby ten ostatni zgon klaczy nastąpił nieco wcześniej, to byłby odwołany występ The Rolling Stones na Kubie i wybuchłby międzynarodowy skandal.
Wściekła pani Watts zabrała swoje dwa pozostałe konie z Janowa, bo temu paskudnemu PISowi nie można ufać.


Cezarego Gmyza uważam za najlepszego dziennikarza śledczego w Polsce, mimo, że często lubi się tajniaczyć w stylu – "a ja coś wiem, ale nie powiem".
Pan Cezary i jego zaufani informatorzy dotarli do źródeł perturbacji, jakie mają miejsce w stadninie w Janowie Podlaskim.
W Telewizji Republika powiedział on m.in.:
"Odwołanie obu dyrektorów stadnin naruszyło interesy lobby o zasięgu światowym. Hodowla koni arabskich jest jak towar z najwyższej półki. Polacy wyspecjalizowali się w tej wąskiej dziedzinie hodowania koni. Wokół tej sprawy wyrosła narośl grup interesów nie tylko z Polski..."
"Dziennikarz uznał, że Arabowie próbowali odnowić swoją hodowlę koni kosztem Polaków. Oprócz arabskich szejków również żona perkusisty Rolling Stones Shirley Watts była zainteresowana stadniną koni i według Gmyza, "to oni chcieli przejąć ten biznes".
"Gmyz dodał także, że prawdopodobnie planowano prywatyzację stadnin, ale "zabrakło na to czasu"... Dziennikarz zauważył także, że ciągu ostatnich kilka lat w stadninie w Janowie Podlaskim padło 51 koni. – To bywały konie bardzo cenne i nikt z tego afery nie robił, bo ktoś trzymał na tym łapę – wyjaśnił. – To stosunkowo wąski krąg ludzi. Około 200 osób, które znają się jak łyse konie – powiedział Gmyz. " [ https://www.fronda.pl/a/gmyz-ujawnia-o-co-tak-naprawde-chodzi-w-aferze-z... ].

Proszę, proszę... Mam zaufanie do Cezarego Trotyla Gmyza, ksywka trotyl dlatego, że jako pierwszy ujawnił ślady trotylu na wraku w Smoleńsku, czemu prokuratura gwałtownie przeczyła, a Cezarego wylano z roboty w Rzeczypospolitej. Po pewnym czasie okazało się jednak, że to Gmyz mówił prawdę.

Koniarze to "arystokratyczne" i bardzo wpływowe lobby. Choć u nas, z moich prywatnych obserwacji widzę, że to w większości "wannabe" ambitni, niestety jeszcze ze słomą w butach, jak Kwaśniewski wysyłający córkę na bal księżniczek do Paryża, czy śp. Kulczyk żeniący córkę z pełnej krwi (nie arabskiej) potomkiem magnackiej rodziny.
Stąd taki wielki krzyk na świecie. I wiadomo – wszystkiemu winien paskudny PIS.

Jako kontrapunkt do tych błyskotek bogaczy przytoczę takie fakty:

Jeszcze nie tak dawno w naszym świecie, po prostu i jednoznacznie:  ryba = dorsz. Obecnie niestety już jest inaczej: ryba = co się nawinie.
Dlaczego tak jest?
Pod koniec XV stulecia słynny John Cabot u wschodnich wybrzeży Ameryki odkrył obszary z takim mnóstwem ryb, że nazwano to ławicami. Najsłynniejsze to Georges Bank i Ławica Nowofunlandzka. Wydawało się, że jest to niewyczerpany rezerwuar dorsza.
Niestety, bezmyślność i pazerność człowieka nie ma granic.
W 1960 roku populacja dorsza na północnym Atlantyku spadła do 1,6 miliona ton. W 1990 zmniejszyła sie do 22 tysięcy ton. W kategoriach komercyjnych dorsz stał się gatunkiem wymarłym. Połowy zostały całkowicie wstrzymane, lecz są poważne wątpliwości, czy ławice dorsza się kiedykolwiek odrodzą.

Słyszeliście państwo o tym? Nie? No jasne, dorsz to pokarm zwykłych ludzi, rzadko gościł na wykwintnych stołach światowych bogaczy, lub chociażby w restauracji "Sowa i Przyjaciele", gdzie preferowane jest takie paskudztwo kulinarne, jak ośmiorniczki, zamiast delikatnego i wybornego mięsa dorszy.
O tym się nie mówi i nie pisze w ekskluzywnej Gazecie Wyborczej, czy w TVN – telewizji z najwyższej półki. Wiedzą tylko o tym naukowcy, różni oceanografowie, rybacy z Massachusetts i dziwacy z WWF.

Jak się mają trzy padłe konie w stosunku do wytrzebienia milionów ton ryby?
Czy na tym świecie wszyscy już powariowali?!

Lecz ja wiem – wspomniana GieWu i TVN nie darły by gęby na temat padłych koni, gdyby nie ten ochydny PIS.

Jakakolwiek aktywność PISu jest jak puszka przywiązana sznurkiem do ogona kota, powodująca, że te wszystkie Olejniki, Lisy, Kubliki, Kimy, Michniki i reszta zgrai zaczynają wrzeszczeć i kręcić się w kółko.

Poza tym, oni, jako jak najbardziej "wannabe" (słoma z gumofilców ale toczek na głowie, itp.) kochają ogromnie konie. Naszą dumę narodową.

_________

Wannabe – to przekształcenie i uproszczenie angielskiego: want to be na > wanna be > i w końcu na wannabe. Jest to człowiek z ambicjami, który pretenduje do bycia kimś, którym się nigdy nie stanie. Taki pozer.

.


.

środa, 6 kwietnia 2016

Kasa Misu! Kasa!




Trwa intensywne bombardowanie Polski śmierdzącymi nabojami. Bombardowanie z wielu stron. A w krzyżyku celownika jest głównie PIS i dokładnie po środku prezes Kaczyński.
Cóż takiego może jednoczyć brukselskich lewaków, adminsitrację Merkel i amerykańskich kongresmenów?
Kasa Misiu! Kasa!

Przyjeżdża do Polski już kolejna nieformalna delegacja amerykańskich kongresmenów, by obejrzeć sobie z bliska dzikie zwierze – Jarosława Kaczyńskiego.
Uspokojony pan Dana Rohrabacher, republikanin, kongresmen z Kalifornii, mówi po spotkaniu z Kaczyńskim:
"Zrobił na mnie wrażenie racjonalnego, ma swój punkt widzenia. Nie chcę powiedzieć, że zgadzam się ze wszystkim, co mówi, ale nie było arogancji ani czarnowidztwa w tej dyskusji". Określił prezesa PiS jako "wpływową osobę, która ma pozytywne podejście do spraw". [http://fakty.interia.pl/raporty/raport-spor-wokol-tk/newsy/news-kongresmeni-z-usa-o-spotkaniu-z-jaroslawem-kaczynskim,nId,2175587#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox ]
Patrzcie państwo! Nie gryzie, nie kopie, nie pluje. Jakże to?! Przecież donoszono nam, że to potwór ziejący ogniem.

O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego nagle polska władza, a przez to cała Polska, stała się Czarnym Ludem, chłopcem do bicia i pochyłym drzewem, na które wszystkie kozy skaczą? A może Polska jest tylko byłym niewolnikiem, który zerwał kajdany i ma teraz czelność powiedzieć – odpieprzcie się ode mnie! Sam potrafię sobie dać radę.
A to , wiadomo, jest nie do pomyslenia dla panów, nadzorców niewolników.

Lecz tu, w tym całym ostrzale naszego kraju, nie jest najważniejsze urażone ego, tych, co dotychczas kierowali biednym, zagubionym krajem, na wschodnich rubieżach Europy, gdzie jeszcze niedawno, według powszechnej opinii, białe niedźwiedzie chodziły po ulicach.
Tu, przed wszystkim chodzi o pieniądze. Duże pieniądze. Kasa Misiu! Kasa!

Przez długie lata oficjalna propaganda nie dopuszczała do wiadomości faktów, że Polska jest potencjalnie bardzo bogatym krajem. Lepiej żeby Polacy o tym nie wiedzieli, bo, nie daj Boże, może zechcą się o to upomnieć.
Czy właśnie nadszedł taki moment, że nowa władza, a za nią polska opinia publiczna chcą odzyskać to co swoje?
To, co nasze wspólne i co przez 25 lat po tak zwanej transformacji trwoniono, sprzedawano za grosze, lub po prostu rozkradano.

- 80% prasy jest w rękach Niemców.
- 3 miliony młodych, inteligentnych Polaków pracuje dla innych, jako tania siła robocza, znacznie bardziej wartościowa niż Turcy, Hindusi, czy Pakistańczycy.
- Zlikwidowano polski przemysł stoczniowy, super nowoczesny, by nie zagrażał, stoczniom niemieckim, holenderskim i francuskim.
- Zniszczono drobny, polski handel, biorąc w UE miliardowe pożyczki, by zalać Polskę supermarketami - niemieckimi, francuskimi czy nawet portugalskimi.
- Decydowano się pozamykać polskie kopalnie węgla, by lepiej sprzedawały się monstrualne i nieekonomiczne niemieckie wiatraki.

Tą wyliczankę mogę ciągnąć w nieskończoność, a świadczy ona tylko, że przez 25 lat byliśmy traktowani, jak bliska, bogata kolonia, którą eksploatuje się bezwzględnie aż do dna.

I nagle ma być koniec Eldorado, tak blisko i takie bogate?
Polska, którą się doi i jak według międzynarodowych instytucji, corocznie wyprowadza się 90 miliardów zysku, z ktorego Kraj nasz nic nie ma.
Dojna krowa tuż pod ręką, a ekonomiczni idioci, tefałtenowskie "autorytety" każą nam się cieszyć, że jesteśmy największym partnerem gospodarczym Niemiec. Dlaczego nie zaprezentują otwarcie ile z tego "partnerstwa" mają Niemcy, a ile Polska. Może oni mają 90% zysku, a my 10% ? Kto mi to powie?

PIS po dojściu do władzy, realizując wymyśloną przez krąg Kaczyńskiego, doktrynę "udomowienia" Polski, co jest niczym innym, jak budowaniem i wzmacnianiem gospodarki narodowej, musiał narazić się całemu krwiopijczemu, ekonomicznemu światu. Łakomy kąsek, już uchwycony zębami nagle zaczyna się wyrywać.
I tu potrzeba tych wszystkich Timmermansów, lewaka Jaglanda, amerykańskich kongresmenów wizytujących polskie ZOO, czy merkelowych instrukcji dla szkopskich dziennikarzy, jak pisać o Polsce, czy ustawek niemieckiej telewizji ZDF, jak się dowiedziałem, ścisłego partnera TVN [http://wpolityce.pl/polityka/287597-zdf-i-tvn-maja-wspolne-kolegia-kolejne-zamieszanie-wokol-skandalu-w-kosciele-sw-anny ] w polskim warszawskim kościele podczas mszy, by nie dopuścić, nie daj Boże, by zyski czerpane z eksploatacji Polski drastycznie zmalały.

Po to właśnie światowe agencje ratingowe – S&P, czy Moody's usiłują wpływać na ocenę Polski, by wywołać silny nacisk na rynku inwestycyjnym i wartości krajowej waluty, by odzyskać status pro ante – czyli taki, kiedy to oni decydowali co się w Polsce dzieje (czyli ile się jeszcze daje ukraść).

A światowy manipulator, kryptokomunista i miliarder, George Soros, nagle widzi, że jego projekt "Polska" wymyka mu się z łap, bo jakiś facet marny, jakiś Kaczyński et consortes, patriota zasrany, może zniweczyć wspaniały interes.
Po co tworzył opiniotwórcze fundacje (Fundacja St. Batorego), dając zarabiać m.in. (patrzcie, patrzcie jakim "patriotom"!) – JK Bieleckiemu, Borusewiczowi, Marcinowi Królowi, Helenie Łuczywo, Andrzejowi Olechowskiemu i jeszcze paru "słynnym" i walecznym o Polskę rycerzom?
Po co nagle z próżni, przy współpracy kolegów bangsterów, utworzył antypisowską partię Nowoczesna? Ile już forsy poszło na nią. Choc Polacy go tutaj ewidentnie wykiwali stawiając na jej czele przygłupiego Swetra i jego Myszkę Agresorkę, co w rezultacie dało efekt komiczny i źródło radości internautom.
I wreszcie po co stworzył KODziarzy, jak widać towar lekko waniający i marna podróba autentycznych protestów społecznych.
Na miejscu Sorosa też byłbym wściekły i chciałbym Kaczyńskiego udusić własnymi rękami, gdybym wtopił tyle pieniędzy i teraz patrzył, jak one obracają się w gówno.

Reasumując: - nie sprawy polityczne, nie spory prawne, żadna tam ideologiczna magia decydują, że kraj nasz i nasza demokratycznie wybrana władza, znalazły się pod takim ostrzałem z wielu luf jednocześnie. To tylko i wyłącznie biznes. To tylko spodziewany zysk, który ucieka bezpowrotnie.
I co gorsza, to wyrastający, potencjalny konkurent, który moze zagrozić, a swoimi talentami udowodnił, w przyszłości zniszczyć tego i owego zachodniego kapitalistę.
To nie tak miało być! Nie tak umawialiśmy się ze śp. śp. Gieremkiem, czy Bartoszewskim. To przed tym obiecali bronić Kwaśniewski, Olechowski i JK Bielecki. A nawet posiadaczka wspaniałego pałacu i członkini Komisji Weneckiej Suchocka.
Kiedy rola Polski w NWO została określona i zdefiniowana? Podczas tajnych spotkań Kiszczaka z Wałęsą? W Magdalence? Czy później, gdy zespół zdrajców sprzedawał Polskę Sorosowi?

Wszystko na tym świecie jest towarem i wszystko ma swoją cenę. Nie ma żadnych tam polityków, działaczy, zielonych, czy ekologów. To wszystko kupcy i handlarze. Ludzie w przeważającej części są egoistami. I działają we własnym interesie. Zazwyczaj merkantylnym i finansowym.
Całe to mówienie, Junckera, Schultza, Petru i Schetyny o sprawach górnolotnych, o ochronie demokracji kraju, dbałości o obywateli, to wierutne i zmyślone kłamstwa.
Bo chodzi tylko o własną dupę. Chodzi o biznes.

Polska po raz pierwszy po wojnie dokonuje prawdziwego przełomu, który może się udać. W taki sposób Polska zagraża poważnym interesom światowym kapitalistom, finansistom i przemysłowcom.
I to oni wysyłają swoich sprzedajnych polityków; swoich sprzedajnych dziennikarzy i "autorytety" – twórców opinii, by bili w Polskę, jak burą sukę, by ponownie padła na kolana i lizała rękę pana.

Przykra w tym wszystkim jest rola Polaków, tej całej Targowicy, która za ochłapy z pańskiego stołu, dobrowolnie służy obcym panom. Za posadkę w Brukseli, za parę srebrników, za występy w telewizji, czy za możliwość pobzykania się z wynajętą lub dobrowolną panienką w niesławnej knajpie "Sowa i przyjaciele"

Autentyczny "Soros i Przyjaciele".


.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Trójpodział władzy, czyli przegięcie pały




Dawno temu zaczytywałem się książkami  Johna Grishama i nie mogłem opanować zdumienia co do niesamowitej wprost roli sędziów, adwokatów i całej reszty prawników w normalnym życiu amerykańskiego obywatela.
Oni tam, za oceanem, bez prawnika to nawet nie mogą się porządnie załatwić! W samym tylko Chicago jest ponad czterdzieści tysięcy adwokatów. Czy to normalne?!

Osobiście z amerykańskim systemem prawnym zetknąłem się już w 1986 roku. Grecki armator statku, na którym wówczas pływałem i który wzbudził we mnie zdecydowane przekonanie, że już nigdy nie zatrudnię się u Greka, podłapał ładunek węgla w amerykańskim porcie Norfolk. Na naszym statku załogę stanowili Polacy, za wyjatkiem greckiego kapitana.
Gdzieś tak w połowie Atlantyku, gdy już do portu załadunku pozostało parę dni, armator i agenci załatwiający ładunek, uzmysłowili sobie, że Polacy są z komunistycznego kraju. A port Norfolk to na dodatek największa baza US Navy na Atlantyku. Nie można wpuścić potencjalnych komunistycznych szpiegów na ten pilnie strzeżony obszar.
No i rozpoczęła się cała prawnicza kołomyja, której rezultatem było takie postanowienie: załoga podstawowa, marynarze, motorzyści i kucharze, jako ciemny i uciskany lud, nie ponosi żadnych konsekwencji, natomiast siedmiu polskich oficerów, przed wejściem do zatoki Chesapeake, zostanie zdjętych ze statku i pod kuratelą agentów FBI umieszczonych w hotelu w Cape Charles, po drugiej stronie zatoki, z dala od Norfolku, a także Waszyngtonu, czy Baltimore.
Polskich oficerów na czas załadunku, aż do wyjścia statku w morze, zastąpić musieli Grecy, którzy na tydzień przylecieli do pracy.
Tymczasem nasza siódemka, pod czujnym, choć dobrotliwym okiem agentów FBI, spędziła upojny tydzień, na koszt amerykańskiego podatnika, pluskając się w basenie, surfując na plaży i obżerając się do nieprzytomności.

Tak jest właśnie, gdy decyduje prawo i przepisy wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice. Aż się ciśnie na usta najważniejsze niemieckie przykazanie – Ordnung muss sein.  Porządek nade wszystko.


Wymyślony w XVIII wieku i entuzjastycznie przyjęty nie tylko w Europie (także USA) monteskiuszowski sytem trójpodziału władzy – władza ustawodawcza, władza wykonawcza i władza sądownicza, mimo niedomagań, dość dobrze sprawdzał się przez prawie trzysta lat, aż tak się zdeformował i wynaturzył, że w końcu trzeba coś z tym zrobić.

A wszystko dlatego, że prawnikom z trzeciego sektora trójpodziału dano zbyt dużo swobody i nie ustanowiono nad nimi skutecznej kontroli.
I ci, bezkarni, z siłą rażenia ostatecznej wyroczni, nietykalni i nieomylni, jak to się mówi w młodzieżowym slangu – przegieli pałę.

Jeszcze za komuny, gdy sądy i cały system prawny stanowił usłużne i posłuszne ramię władzy, czyli konkretnie Biura Politycznego PZPR, dochodziły do nas niepokojące, aczkolwiek humorystyczne poczynania prawników Unii Europejskiej. Prawdziwe wybryki i race intelektu. A to decydowano, jaki kształt mają mieć banany; a to zaliczono (prawnie!) ślimaki do ryb.
Było to wówczas dalekie i egzotyczne. Przestało być takie, gdy sami staliśmy się członkiem Unii Europejskiej.

System prawny w Europie i Ameryce ma pewne istotne różnice. W USA (i nie tylko) sędziowie znacznie częściej kierują się zdrowym rozsądkiem i logiką, dając większy prymat sprawiedliwości nad prawem.
Niestety, w Europie jest dokładnie odwrotnie – w większości przypadków najważniejsza jest litera prawa.
To w dużej mierze rezultat dominacji w EU państwa niemieckiego, które, choćby nie wiem jak się od tego wykręcało, będąc dziedzicem Prus, jest państwem cywilizacji bizantyjskiej. A jak wiadomo, w tej cywilizacji najważniejsze są przepisy. Co z kolei stawia na piedestale wszystkich prawników.

No i powstało zwyrodnienie – utworzyła się kasta nietykalnych demiurgów.

Popatrzmy co się dzieje w Polsce.

By jeszcze bardziej zepsuć i wykoślawić system władzy w Polsce Jaruzelski w 1982 roku, w stanie wojennym, podobno na wniosek adwokatury i "Solidarności", powołał Trybunał Konstytucyjny, bez którego od momentu niepodległości w 1918 jakoś mogliśmy się obejść. A który teraz miał podobno patrzeć władzy na ręce.
Widzicie to tak, jak ja? Bandzior Jaruzelski powołuje instytucję, która ma kontrolować jego dyktaturę. To przecież kpiny i wiadomo, że miał być to kwiatek do kożucha, czyli cyniczny gest na użytek zachodniej opinii publicznej.
Lecz nawet wtedy Jaruzelski nie zostawił TK bez kontroli. 2/3 Sejmu mogło odwołać każdą decyzję Trybunału.

Prawdziwa katastrofa zaczęła się jednak po tej naszej teatralnej transformacji, gdzie komuchy sprzedały władzę, za fabryki, ziemię i banki. Rola prawników, którzy nagle mieli zatwierdzać te wszystkie przekręty, zaczęła niesłychanie wzrastać. Rola zaczęła wzrastać jednocześnie powodując obniżenie standardów. Korupcja w systemie prawa stała się wszechobecna. Sam osobiście zetknąłem się dwukrotnie z żądaniem łapówki, oraz kupieniem wyroku za wymierną gotówkę przez oskarżonego (nie mój wyrok, nie moja sprawa).
Powoli wymiar sprawiedliwości stawał się synonimem bezprawia, korupcji i nędznych standardów.
Jednocześnie zaczął się silnie okopywać na stanowiskach, tworząc różnorakie zamknięte korporacje, do których wstęp mieli tylko swoi ludzie, najczęściej tak zwane resortowe dzieci (vide sędzia Tuleya). Normalny absolwent wydziału prawa uniwersytetu, mógł sobie do us.. śmierci wygrywać egzamin konkursowy na aplikację i jeżeli nie miał tatusia, lud choćby wujka w odpowiednim miejscu, to na aplikację adwokacką, radcowską, sędziowską nie bywał przyjęty. I już!

Apogeum tej degrengolady trzeciego członu monteskiuszowskiej władzy w Polsce nastąpiło po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Brama się otworzyła i całe prawne i ustawowe bizancjum zaczęło się wlewać szerokim strumieniem do naszego kraju.
Jednocześnie był to wspaniały nawóz, istny kompost, dla zdeprawowanego, polskiego środowiska prawniczego. Warto tu wskazać, że w dużej mierze opanowanego przez ludzi, których kariery rozpoczęły się w komunistycznych warunkach, oraz, jak wspomniałem, przez ich resortowe dzieci.
Polscy prawnicy poczuli wiatr w żagle. Nagle zaczynali stawać się elitą, nieomylnymi członkami wyroczni. Skromne Skody i Fiaty zamienili na Audi i Mercedesy (marny adwokacina, ale z układami, w Gdańsku żada 400 złotych za krótką rozmowę informującą w czym jest problem).

Tak to się paśli spokojnie i doili biedne państwo i obywateli.
I trwałoby to nie wiem jak długo, gdyby nie przyszło pisowskie tsunami i nie zmiotło nagle całej elity państwa teoretycznego – Komorowskiego, Kopacz, Schetynę, Pawlaka, Sawickiego itd. Główny cwaniaczek Tusk, przezornie umknął do Brukseli.

Jeszcze w ostatnim obronnym porywie wypasiony establishment III RP postanowił użyć broni ostatecznej – zaprzyjaźnionego, ze swoim zaufanym człowiekiem na czele, Trybunału Konstytucyjnego.
Tak sobie "praworządni" kombinatorzy wymyślili.

A naród nagle się dowiedział, o czym dobre 70% społeczeństwa nie wiedziało (bo i po co?), że mamy w Polsce taki sąd – Trybunał Konstytucyjny, który jest super-rządem, ponad prezydentem, Sejmem i Senatem, który może prawie wszystko, a jego nie może nawet nikt tknąć. Nawet ustanowiona przez bandziora Jaruzelskiego kontrola odwoławcza głosami 2/3 Sejmu została unieważniona.
I siedzi sobie tych piętnastu sędziów i sędzin spokojnie. Spotykają się tak ze dwa razy w tygodniu, w wolnych chwilach pomiędzy innymi zajęciami. Dostają za to skromne 22 tysiące złotych wynagrodzenia i wszystkie te immunitety.
I władzę tak wielką, że niektórym, co słabszym umysłom, może krytycznie zaszkodzić, w pierwszej kolejności odbierając zdrowy rozsądek, później godność i skromność, a na końcu rozum. Widzi to cały naród patrząc na przewodniczącego Trybunału, sędziego Rzeplińskiego.

Drugi komuch obok bandziora Jaruzelskiego – Kwaśniewski, który przeobraził się w panisko pełną gębą, birbanta i cwaniaka, przyłożył jeszcze swą rozedrganą łapę do psucia trójpodziału władzy, promującego władzę sądowniczą, tworząc w 1996 roku kulawą i podatną na interpretacje i manipulacje Konstytucję.
I mamy to co mamy: - Trybunał Konstytucyjny ueber alles!

Popatrzny sobie na ten cały galimatias spokojnie, bez emocji, za to jak najbardziej zdroworozsądkowo.
To do czego dążymy, to w pełni demokratyczne, praworządne i sprawiedliwe państwo.
W państwie takim o wszystkim decyduje naród. To obywatele są suwerenem i nikt nie ma prawa tego mu odebrać.
Tenże suweren w powszechnym głosowaniu wybiera swojego prezydenta. Tak samo głosując wybiera Sejm i Senat.
Mamy więc dwa człony trójpodziału wybrane uczciwie przez wszystkich obywateli.
A co z trzecim elementem, z władzą sądowniczą? Tu nikt nikogo nie wybiera. Tu władza jest nominowana ! I jeszcze tak to sobie sami skonstruowali, że praktycznie nie ma nad nimi suweren żadnej kontroli!
Choćbyśmy przeprowadzili narodowe referendum i zebrali dziesięć milionów głosów, to sędziego Rzeplińskiego odwołać nie możemy.

Władza sądownicza w Polsce kompletnie się zdegenerowała i postawiła siebie ponad prawem. Nie cała oczywiście, ale w znacznym stopniu. W szczególności tak zwane autorytety z postkomuszym swędem, co mieliśmy okazję oglądać, jak byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Stępień, Zoll i Safian, jak jeden mąż, przecząc otwarcie swojej neutralności i apolityczności, stanęli murem za kolegą Rzeplińskim.

Suweren polski ma dużo rozumu. Skutecznie potrafi oddzielić ziarno od plew. Gdy już się obudził i zdecydował się być obywatelem, a nie poddanym, widzi wyraźnie, kto jest idiotą albo szubrawcem, a kto człowiekiem prawym i uczciwym (możne za wyjątkiem 32 000 Polaków, którzy stale głosują na Niesiołowskiego).
Dlaczego więc nie oddać również trzeciego elementu władzy – władzy sądowniczej wyborowi suwerena? To wcale nie jest nic nowego na świecie. Wszyscy ważni sędziowie i prokuratorzy w USA są wybierani przez obywateli. I, na dodatek, na całkiem krótkie kadencje.

Zdaję sobie sprawę, że nie możemy na razie jeszcze tego dokonać, bo nie mamy mocy konstytuanty. Lecz gdy tylko uzyskamy zdolność zmiany konstytucji, to oprócz nowej konstytucji musimy rozpirzyć ten chory system sprawiedliwości i utworzyć kompletnie nową władzę sądowniczą.

Wcale się nie dziwię frustracji i zdenerwowaniu Jarosława Kaczyńskiego, PISu i całej prawicy, gdy przyszło nam wprowadzać dobrą zmianę w komunistycznym systemie prawnym i w oparciu o komuchowatą konstytucję.
Na dodatek mając gwałtowny opór zewnętrzny europejskiego lewactwa, kryptokomunistów i gejowskich hippisów.
To doprawdy ciężkie wyzwanie. Ale musimy to zrobić.

Co by powiedział Charles Louis de Secondat baron de la Brède et de Montesquieu, czyli Karol Ludwik Monteskiusz, gdyby zobaczył jak jego pomysł i idee, wyłożone w dziele "O duchu praw" są implementowane w Polsce? Zapewne gorzko by zapłakał.
Stalin i Hitler, komuna i nazizm, cywilizacje: turańska i bizantyjska, zrobiły ze światłej idei francuskiego mędrca pokraczną karykaturę.
Nie tylko w Brukseli i Berlinie, ale niestety także u nas, w Polsce.

Póki mamy siły i możliwości musimy to odkręcić. Nie może być elementu władzy państwa, który jest poza kontrolą i nie ma na dodatek, pełnej legitymacji.


Ps. Rozwiązanie kryzysu Trybunału Konstytucyjnego, w normalnym państwie jest niezmiernie proste – prezes Rzepliński podaje się do dymisji.
Jak niestety jeszcze nienormalne jest nasze państwo, pokazują półroczne zabiegi wokół TK.
A jak nienormalna jest skomuszała Europa pokazują działania Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, czy Komisji Weneckiej.
Mamy autentycznie okres totalnego upadku. My, Polacy musimy się podźwignąć. Albo zniknąć.


.