czwartek, 2 lipca 2015

Kibicuję Grekom

 

Bruksela i Berlin bardzo nie lubią, jak ktoś im pokazuje środkowy palec. A już banksterzy dostają białej gorączki, gdy ofiara wywija im się z lepkiego, finansowego uścisku. To właśnie teraz robią Grecy. I dlatego im kibicuję.

"Grecka katastrofa" do międzynarodowy szwindel dużego kalibru. Otóż Grecy w końcu pojęli, że są rżnięci żywcem przez międzynarodowy, a szczególnie europejski system finansowy. Postanowili w końcu z tym walczyć, zamiast, jak to jest ogólnie przyjęte, stulić uszy po sobie i karnie iść na rzeź.

Europejska propaganda, włączając w to nasze media, jak wiadomo, od dawna już nie polskie, urabia opinię publiczną, zarzucając nas "drastycznymi" przykładami marnotrawienia pieniędzy przez Greków. Premie za punktualne przychodzenie do pracy, premie za mycie rąk. Straszne...
A to, że grecka gospodarka ma się dobrze, że ludzie prosperują jak należy, że jest wzrost gospodarczy, to nieistotne. Ważne są tylko długi, na których, jak się wydaje, obecnie opiera się cały świat. Kto nie ma długów, czy to indywidualny człowiek, czy państwo, jest podejrzany. Długi i uzależnianie finansowe to obecnie na świecie najpopularniejszy kij i marchewka. Przekonany jestem, że obecnie na świecie więcej niż połowa obrotu finansowego, to obrót długami. A każdy dług jest oprocentowany i kreuje pusty pieniądz, który jest czystym zyskiem banków i instytucji finansowych.

Bardzo jestem ciekaw, czy gdzieś dokonano oficjalnego bilansu ile tak na prawdę bogate państwa europejskie, w szczególności Niemcy i Francja, dotychczas zarobiły na tym greckim kryzysie. Bo wiem, że zarobiły krocie. Z pełną świadomością i perfidią lekką ręką udzielały kolejnych pożyczek, coraz bardziej zaciskając pętlę zadłużenia, by w końcu cała Grecja pracowała wyłącznie tylko po to by banksterom spłacać długi. To, dla tych finansowych szubrawców najlepszy i najzyskowniejszy sposób bogacenia się.
Lecz w swojej pazerności przeliczyli się i wykazali się, w zaślepieniu zyskiem, niezmierną głupotą. Klient – Grecja, przyduszony zbyt mocno, zaczął walczyć praktycznie o życie. Mógł być spokojny, przyjąć ogólną zasadę, że pozwolenie na okradanie się jest światową regułą i słabi stają się bezwolnymi niewolnikami silnych i przez kilkaset lat będą starać się spłacać to, co usłużne banki będą sukcesywnie podsuwać, by proces pętli zadłużenia trwał jak najdłużej.
Ale klient ocknął się i zaczął walczyć z opresją. Chce być tylko partnerem i móc samemu też stawiać warunki. Oto już prawie złowiony niewolnik podniósł głowę, zrywa łańcuchy, zamiast potulnie bieżyć na cyrkową arenę, gdzie wyznaczono mu miejsce.

Panika zaczyna ogarniać tą banksterską i bizantyjską cywilizację, którą stała się Unia Europejska. Projekt zniewolenia poprzez zadłużanie kolejnych państw zaczyna się walić. Najpierw Islandia, potem Węgry, a teraz Grecja nie chcą być tresowanymi pudlami, które na gest tresera skaczą przez płonącą obręcz. To bardzo zły przykład. A za rogiem czają się już następni. Może wkrótce, zachęceni złym przykładem Grecji głowy podniosą Portugalczycy i Hiszpanie.

Czy są jakieś analogie pomiędzy sytuacją Grecji i Polski? Jeżeli chodzi o skalę zadłużenia, szczególnie liczoną per capita, to nie ma dużych różnic.
Grecy jednak, wobec obowiązujących w Unii zasad, zrobili duży błąd. Napływające z Europy pieniądze dali ludziom. Pozwolili się bogacić i lepiej żyć. Co oczywiście zostało przyjęte w Berlinie i Brukseli źle, z opinią, że Grecy żyją ponad stan, przejadają pożyczki i przeznaczają na ogólną konsumpcję. To w dużej mierze propagandowy fałsz, jednakże dopuszczenie zwykłych obywateli do europejskich funduszy jest faktem.
Natomiast w Polsce marnotrawienie i bezczelne rozkradanie pieniędzy z zachodu nie powoduje protestów Brukseli i Berlina. Bo to się mieści w schemacie, a banksterskie zyski nie są zagrożone. Tylko, jak długo?
Na dzień dzisiejszy można skubać i doić Polskę spokojnie, bez słowa protestu ze strony skubanego. Tu i tam podrzuci się kawałek tortu, synekurę w Brukseli, cichą prowizję pod stołem, czy tym podobne frukta dla decydentów.
Lecz wkrótce to się może zmienić. To, co udało się zahamować w 2010 roku pod Smoleńskiem, może powrócić, jak bumerang, za sprawą upartego brata bliźniaka, którego niestety nie udało się również wyeliminować.
Czy Jarosław Kaczyński, bo nie ma co udawać, że nie jest on postacią decydującą, zdobędzie się na zalicytowanie i powiedzenie Europie sprawdzam?

Widać więc wyraźnie, jeżeli tylko sobie trochę podeliberować, że obecne wypadki w Grecji, a następnie wygrana PiS w jesiennych wyborach mogą mieć decydujący wpływ na kształt Europy i prawdopodobny rozpad Unii Europejskiej, przynajmniej w patologicznym kształcie, który istnieje obecnie. Traktat Lizboński, w dużej mierze narzucony słabszym przez silniejszych, musi być zrewidowany. Wówczas, albo powstanie nowa Unia, albo rozpadnie się na kawałki. Nie wiem, co by było lepsze.

Czy najbliższe dni przesądzą o ostatecznym losie Grecji? Nie sądzę. Grecy są mistrzami wodzenia za nos i zwlekania. Dali już europejskim stolicom po łapach i teraz oni mają inicjatywę.

Oj, jaki nieładny przykład dla innych. Co za niewdzięczność. Tyle przecież dostali. Czy chcieli tego, czy nie.
I teraz chcą wykiwać Europę ???

Dlatego Grekom kibicuję.


.

Grubiańska kolejowa Ewa




Na szczęście ciągle jeszcze w Polsce żyją miliony ludzi, dla których kultura życia nie jest zjawiskiem obcym. Oraz na szczęście, te schematy zachowań przekazują swoim dzieciom i wnukom. Osobnym problemem jest to, czy takie wzorce się rozpowszechniają. Czy już zaistniał trend, aby być po prostu człowiekiem kulturalnym.
Obserwując zachowania pani premier Kopacz można w to zwątpić.
Czy to jej korzenie wyrosłe z chłopskiego ZSLu, czy raczej platformerska przynależność – partii buty, chamstwa i arogancji powodują, że mamy taki właśnie obraz władzy. Oleodruk z gatunku kiczu i obciachu.

A może to wpływ głównego masażysty psychologicznego, niesławnego Miśka, człowieka z gatunku, którego nasi ojcowie nazywali po prostu ordynusem?
Nieważne... obraz, który widzimy nie może być powodem do dumy dla świadomego Polaka, a raczej wprost przeciwnie, wywołuje zażenowanie i wstyd.

Kultura osobista, to nie tylko wybór właściwego widelca przy stole i nie podkradanie księżniczce kieliszka (ten Komorowski...), ale przede wszystkim komunikacja z otoczeniem. Z tym pani Ewa Kopacz ma największe problemy, co pozwala mi ją zaliczyć do osób niekulturalnych, dla których nie powinno być miejsca w polityce i we władzach państwa. Przynajmniej w pierwszych szeregach.

Psucie kultury przez Platformę Obywatelską to proces permanentny. Trudno tam wskazać choćby jedną osobę, którą chętnie zaprosiłbym do domu. To partia, w której frontmenami narzucającymi styl i klasę są: fałszywy i cyniczny do granic Donald Tusk, który tak imponował drobnym cwaniaczkom w ich drodze do szybkiej kariery, bez zwracania uwagi na moralność i prawo; karykaturalny bufon Sikorski, wżeniony w międzynarodowych uzurpatorów rządów nad światem w realizacji NWO; kliniczny przypadek – poseł Stefan Niesiołowski, czy najnowszy wynalazek – troglodyta Jakub Rutnicki.
W takim towarzystwie premier Kopacz nie może odstawać od otoczenia, a brak kindersztuby i siermiężna prowincjonalność, spowodowały, że bardzo szybko nasiąkła złymi wpływami. I mamy, to, co mamy.

Widać materia jest bardzo oporna, bo nie mam najmniejszej wątpliwości, że nad wizerunkiem codziennie pracuje sztab ludzi. To, co się dało, to już zrobiono. Kobietę wybotoksowano, ostrzyżono i ubrano. I na tym koniec. Kopacz się zaparła i już dalej wizerunku tytułowej postaci z "Pamiętnika młodej lekarki" zmienić się nie da.
Nikt jej już nie oduczy mówić półgębkiem, z bolesnym krzywieniem ust, o czym każdy profesjonalny wizażysta wie, że znamionuje notorycznego kłamcę. Więc nawet, gdy się mówi najszczerszą prawdę, to efekt zawsze jest taki sam – znowu kłamie.
Nikt już nie usunie z jej oczu tego strachu i poczucia, że jest niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu, która tam znalazła się przypadkiem (bo nigdy na swoje stanowiska nie była wybierana, tylko mianowana) i która nie za bardzo zdaje sobie sprawę co się tak na prawdę dzieje.
Eleganckie poruszanie się, już nie wymagajmy, by poruszać się z gracją, to też mankament pani premier. Kanclerz Niemiec Angela Merkel też raczej porusza się dosyć sztywno, ale, jak mieliśmy to okazję widzieć na czerwonym dywanie w Berlinie, przynajmniej wie, co robi.

Ewa Kopacz nie powinna przemawiać. A jeżeli już, to wyłącznie z kartki i to tylko bezwzględnie to, co ktoś mądry jej napisze. I w żadnym wypadku nic, co przygotuje, wspomniany, czerwonogłowy Misiek.
Słowa nie lubią pani premier i nie potrafi ona ich dobrze dobierać.
A, na dodatek, często podszyte są złymi emocjami, złośliwością, kpiną, czy triumfalizmem, co zazwyczaj znamionuje typową jędzę.
Daje się też prowadzić na manowce, gdy jej medialni kretyni podpowiadają jej takie idiotyzmy, jak zwracając się do młodzieży, używanie takich już obciachowych słów, jak "spoko", "hejka", czy "siema".

Nad tymi wszystkimi wątpliwymi "zaletami" przeważa jeszcze jedna, kto wie, czy nie najgorsza cecha – pani premier jest niesłychanie sztuczna. Nie potrafi zachowywać się naturalnie. Może nawet się stara... usiłuje, lecz efekt jest opłakany. To najbardziej dramatycznie jest widoczne w kontaktach międzynarodowych. I chociaż Ewa Kopacz jest osobą z wrogiego obozu, to, gdy reprezentuje Polskę na zewnątrz, to jest mi po prostu wstyd.
O identycznych niedostatkach przekonał się jej mistrz, Donald Tusk, który brylował na krajowych salonach, a który, niestety, na salonach Europy, jest przedmiotem kpin i politowania.

Prezydent elekt Andrzej Duda pokazał już całemu narodowi, że jest człowiekiem wysokich walorów osobistych i nieskazitelnej kulturze. Najgorsi wrogowie nic mu tu nie mogą zarzucić, choć bardzo się starają.

Rozlicznych braków w kulturze premier Kopacz, pozbawiona jest kandydatka PiSu na premiera pani Beata Szydło. Mogłaby oczywiście jeszcze nieco popracować nad swoim głosem, by zawsze brzmiał on, jak podczas konwencji – głośno i zdecydowanie. To mimo wszystko bardzo ważne, jak się przekonuje ludzi do siebie.

Jednakże już na pierwszy rzut oka widać, że w pani Beacie nie ma ani krztyny fałszu, który niestety bez przerwy otacza osobę pani Ewy.


.