niedziela, 5 lipca 2015

Prezydent – wódz narodu



Mam głębokie odczucie, że wreszcie po 25 latach szamotaniny, nasz wymęczony i ciężko doświadczony naród dojrzał na tyle, że potrafi już wybrać sobie właściwego człowieka. Wprawdzie zwycięstwo było zaledwie trzypunktowe, lecz jest to i tak niesłychanie dużo, mając na uwadze, iż było to zwycięstwo przeciw całemu, mocno okopanemu systemowi, z potężnym aparatem medialnym, ze wszystkimi służbami, a nawet ze swoją komisją wyborczą. Oprócz jednego przypadku nie udawało się wybierać Polakom właściwie, a i wówczas w 2005 roku było to głosowanie przeciw komunistom i za fantomowym POPiSem.
Tak więc wreszcie, w miejsce karykaturalnego figuranta, marionetki służb, mamy człowieka z krwi i kości. Dokładnie za miesiąc Andrzej Duda zostanie prezydentem Rzeczpospolitej.

I co dalej? Muszę zapytać. Mamy pozostawić naszego wybrańca z kulawymi, mizernymi narzędziami władzy? Na stanowisku bardziej reprezentacyjnym niż faktycznie władczym. Według mnie, tak być nie powinno.

Jestem zwolennikiem prezydenckiego systemu sprawowania władzy. A fakt, że tak jest w najsilniejszych państwach świata, tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że to najwłaściwszy wybór.

Pan Grzegorz Braun jest monarchistą. Przyznam się, że taka postawa mnie nieco śmieszy. Choć to właściwie tęsknota za niegdysiejszą, silną Rzeczpospolitą szlachecką, którą ja również podziwiam. Ale panta rei, to się już nigdy nie wróci, a z pragmatycznego punktu widzenia, utworzenie nowej, polskiej monarchii kosztowałoby miliardy, jakże potrzebnych pieniędzy. Darujmy sobie więc mrzonki o monarchii. Tym bardziej, że przecież nie ma na świecie takiego króla, czy królowej, którzy sprawowaliby władzę faktyczną. To są jedynie historyczne pozostałości i spore obciążenie dla budżetu państwa.

Jeden, silny ośrodek władzy, to wyłączne rozwiązanie, które może nadać silny impuls faktycznemu rozwojowi Polski. Precyzyjnie i dogłębnie widział to już prawie sto lat temu faktyczny twórca II RP Marszałek Piłsudski.
I tak, jak on, uważam, że najwyższy czas skończyć z niezmiernie szkodliwą dla wszystkich sejmokracją. 460 posłów, w dużej mierze przypadkowych facetów i pań, a po części zawodowych macherów od polityki, którzy się już kompletnie oderwali od społeczeństwa, okupujący poselskie ławy od dziesięcioleci, bo na to pozwala im fatalny system wyborczy, powinno wreszcie spaść na właściwe miejsce, organu opiniująco – kontrolnego sprawowanie władzy.

W dyskusjach zazwyczaj rozważa się dwa silne systemy sprawowania władzy i uprawiania polityki: system prezydencki versus system kanclerski. Zwolennicy systemu kanclerskiego, czyli takiego, w którym prezydent sprowadzony jest niemal całkowicie do funkcji dekoracyjnej, a kanclerz – premier ma pełnię władzy, zapatrzeni są w sąsiednie Niemcy, bo tylko tam taki system rozwinął się w pełni. Dla mnie jednakże ma on spory minus – to nie naród bezpośrednio wybiera kanclerza. Jest on mianowany w wyniku politycznych i partyjnych przetargów.
A prezydenta wybiera cały naród...

Przypomnę, jak to było w II Rzeczypospolitej:

"Według konstytucji z 23 kwietnia 1935 roku Prezydent był "czynnikiem nadrzędnym w Państwie", który za swe akty urzędowe nie odpowiadał przed nikim. Zakres jego władzy był ogromny: mianował Prezesa Rady Ministrów oraz (na jego wniosek) Ministrów, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, zwoływał i rozwiązywał Sejm i Senat, powoływał sędziów Trybunału Stanu i 1/3 senatorów, zawierał i ratyfikował umowy międzynarodowe. Był ponadto Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych – mianował i zwalniał Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, a także decydował o wojnie i pokoju. Przysługiwało mu prawo łaski. Jego akty urzędowe które nie należały do prezydenckich prerogatyw wymagały kontrasygnaty Premiera i odpowiedniego Ministra. Kadencja Prezydenta miała trwać 7 lat. Wybierany był przez Zgromadzenie Elektorów – chyba, że przed końcem kadencji wskazał własnego kandydata na swojego następcę. W takiej sytuacji Prezydenta wybierał Naród spośród dwóch osób – jednej wskazanej przez Zgromadzenie Elektorów i jednej wskazanej przez ustępującego Prezydenta." [1]

Jak widać, ojcowie nasi uznali, że dla prawidłowego sterowania nawą państwową, niezbędny jest bardzo silny rząd prezydencki. A ja się z tą opinią całkowicie zgadzam.

Sejmokracja, a właściwie dziwna hybryda, która rządziła w Polsce przez ostatnie 25 lat, a wtajemniczeni dobrze wiedzą, że właściwe centrum dowodzenia było w cieniu, sterowane przez postkomunistyczne służby i ich nominatów, a na dodatek ostatnie osiem lat wybitnie destrukcyjnych, jednopartyjnych, właściwie totalitarnych rządów zdeprawowanych i amoralnych osobników, udowodniły, że jeżeli chcemy mieć w Polsce prawdziwą i obywatelską władzę, to tak dalej być nie może.

Najświeższe sondaże wskazują, że możliwa już jest sytuacja w przyszłym sejmie, że Prawo i Sprawiedliwość będzie zdolne rządzić samodzielnie. Na dodatek, jeżeli przyjmiemy, że ruch Kukiza jest szczerym ugrupowaniem dążącym do radykalnych zmian, to przyszli posłowie będą w stanie dokonać przeobrażeń ustrojowych w Polsce. Przyszła Konstytucja RP, wobec dosyć fatalnej tzw. Konstytucji Kwaśniewskiego, powinna w sposób zdecydowany i jednoznaczny zdeterminować jeden silny, centralny ośrodek władzy.
Mam nadzieję, że to będzie system prezydencki.

No dobrze, załóżmy, że tak się stanie i państwo nasze zmieni ustrój i wybierany przez cały naród prezydent uzyska należytą władzę. Czy wybrany przed miesiącem na to stanowisko Andrzej Duda będzie w stanie udźwignąć taki ogrom władzy? Tego nie wiem na pewno, ale mam taką nadzieję. Nie pokazał nam wprawdzie jeszcze, że potrafi być również twardy i brutalny. A to będzie potrzebne.
Lecz to już wyłącznie czyste teoretyzowanie. Mniej istotne w tej chwili.
Ważne jest tylko by nastąpił impuls i ludzie tworzący politykę w pełni sobie uświadomili, że jeżeli, tak, jak szczerze chcą, Polska ma się prawidłowo rozwijać, to musi mieć inny ustrój – według mnie, ustrój prezydencki.





.............................
[1]  https://pl.wikipedia.org/wiki/System_prezydencki

.