czwartek, 30 lipca 2015

Dziwna to śmierć dla mnie...

 

Wielu Polaków fascynowała postać Jana Kulczyka. To było nie było zwycięzca naszych czasów, najbogatszy Polak, a na dodatek pracodawca prezydentów, bo alkoholowy Aleksander Kwaśniewski był przecież zatrudniony przez niego. I to pewnie nie jako kiper, czyli degustator w Browarach Wielkopolskich.
Podobnie jak wielu kolegów blogerów, jak również profesjonalnych dziennikarzy, wgryzaliśmy się w życiorys i karierę, od dzisiaj świętej pamięci doktora K.
Dzisiaj portale po doniesieniach o śmierci miliardera ożyły tekstami pełnymi wątpliwości. I słusznie. Wyszkoliliśmy się już w dziwnych zgonach i tajemniczych katastrofach. Więc już o dziesiątej, tuż po pierwszej informacji, mózgowe dynamo zaczęło pracować coraz szybciej, aż zapaliła się w  lampka, a brzęczyk zaczął swą piosenkę – jak to możliwe?

Zmarły pan Kulczyk był moim rówieśnikiem. Dobrze więc wiem, jaki się ma organizm, gdy przypadkiem nie ma się genetycznego defektu, nie jest się jak Jerzy Pilch alkoholikiem i regularnie bada się u dobrych doktorów. A kto mógł mieć najlepszych doktorów, jak nie najbogatszy człowiek w Polsce? Nie tylko naszych rodzimych, lecz jak mu się zachciało, to także francuskich i amerykańskich. Lub, jak w tym dziwnym przypadku – słynnych wiedeńskich.
Ojciec doktora Jana, Henryk Kulczyk, zmarł dwa lata z hakiem temu, w wieku 87 lat. Świetnie się trzymał do końca. [1] Czyli syn jego, Jan, pochodził z rodziny raczej długowiecznej.

Doktor Kulczyk, jak do mnie dociera, miał we Wiedniu drobny zabieg kardio-chirurgiczny. Powiedzmy, wszczepienie bypassów, operację, którą rutynowo wykonuje się tysiącami codziennie na całym świecie. Nie mogło to być nic poważniejszego, bo właśnie we wtorek miał on opuścić szpital i miał poumawiane ważne spotkania.
Ten Wiedeń wyraźnie panu Kulczykowi nie służył. A pamiętajmy, że to światowa Mecca tajnych służb i mafijnych interesów.

Już raz oligarcha miał we Wiedniu potężną, jak to mówią młodzi, wtopę.
"Osobę najbogatszego Polaka wiąże z Wiedniem przede wszystkim lunch w restauracji Niky´s 17 lipca 2003 r. Obok obiadu drawskiego to najsłynniejszy posiłek w 16-letniej historii III RP.
Sprawa lunchu wypłynęła w związku z pracą komisji ds. PKN Orlen. Po spotkaniu w Wiedniu Kulczyk przyszedł do ówczesnego premiera Millera i opowiedział mu, że rozmawiał z Ałganowem. Premier przekazał sprawę szefowi Agencji Wywiadu, Zbigniewowi Siemiątkowskiemu. Ten sporządził z rozmów z Kulczykiem notatkę, której treść została  ujawniona. Dowiadujemy się z niej, że Ałganow mówił o łapówce wziętej od Rosjan przez ministra skarbu Wiesława Kaczmarka i szefa Nafty Polskiej Macieja Giereja. Inną wersję wydarzeń ze spotkania ma polski wywiad. Nie ma w niej mowy o łapówkach, jest za to informacja, że Kulczyk powoływał się podczas spotkania na swoje wpływy "u pierwszego" (chodzi najprawdopodobniej o prezydenta) i obiecywał pomoc w prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej po myśli Rosjan." [2]
Proszę, proszę, taki to był lunch wiedeński – Wiktor Ałganow, ruski szpieg, dobrze znany z afery Olina, panowie Kuna i Żagiel, co pachnie jak cholera Mossadem, no i nasz dobry pan Jan Kulczyk. No, no, no...

Jest jeszcze jedna ciekawa sprawa, która nasuwa się na myśl po informacji o śmierci Kulczyka.
31 października 2009 roku, również w szpitalu, w Szwajcarii umiera na głupie powikłania pogrypowe inny polski oligarcha, wyceniany na 3,7 miliarda, Jan Wejchert. Przypominam, to on zakładał TVN, był prezydentem grupy ITI i współwłaścicielem stacji, które nadają pod szyldem TVN. Był też jednym z właścicieli Legii Warszawa, portalu Onet.pl, sieci Multikino. Nie trzeba dodawać, że podobnie, jak Kulczyk, miał liczne powiązania z wywiadem i to nie tylko polskim, jak również z politykami. To zresztą widać wyraźnie jeszcze dzisiaj w repertuarze i linii ideowej stacji TVN.
Czy jest więc przeznaczeniem polskich oligarchów umierać głupio i gwałtownie w szpitalach? Jan Wejchert, lat 59, Jan Kulczyk lat 65. Obaj rocznik 1950.

Dobry doktor Kulczyk, tak lubiany i ceniony na salonach, nie był dobrym Polakiem i dobrym biznesmenem. On był tylko handlarzem, pośrednikiem – tanio kupował, drogo sprzedawał. Poprzez swoje powiązania i układy tanio kupował od jedynego bogatszego od siebie, od państwa polskiego. Potrafił też Polsce drogo sprzedać, jak te słynne Volkswageny dla policji. Ale raczej przepływ był jednostronny: państwo polskie -> Kulczyk -> zagraniczny klient. Widać z tego, że Kulczyk brał udział i wspaniale zarabiał na wyprowadzaniu majątku narodowego z kraju. Czy takiego człowieka można uważać za dobrego patriotę? Wątpię... A taki obraz będzie teraz kształtowany przez warszawkę, której rzucał ochłapy, jak parę milionów dla kadry olimpijskiej, parę milionów dla dumy i chluby warszawki, jaką jest Muzeum Żydów Polskich, no i oczywiście synekura dla prezia Kwaśniewskiego.

Twórca polskiej mafii, Nikodem Skotarczyk, "Nikoś" zginął w samo południe, zabity przez kilera strzałem z pistoletu w restauracji, gdzie przebywał w towarzystwie. Na oczach wszystkich. Wyraźny sygnał.
Andrzej Lepper, ludowy polityk, który chlapał jęzorem i za dużo wiedział, popełnił samobójstwo, wieszając się w biurze. Zadziałał tu legendarny już w społeczeństwie "seryjny samobójca". Wyraźny sygnał.
Najbogatszy Polak, oligarcha, który nie stronił od podejrzanych interesów z podejrzanymi ludźmi, Jan Kulczyk zmarł w szpitalu z powodu powikłań przy błahej i banalnej operacji.
Czy to też wyraźny sygnał?
Przecież wiemy, że nie spadają same samoloty z prezydentem na pokładzie, a miliarderzy nie umierają podczas pospolitego zabiegu chirurgicznego.

Ps. "W czerwcu tego roku w hotelu Hilton w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa poświęcona operacji „Most”, którą prowadzili właśnie Andrzej Gąsiorowski i Bogusław  Bagsik.
Głównym organizatorem wydarzenia, zgodnie z informacjami podanymi na stronie poświęconej operacji ”Most”, jest Organizacja Byłych Oficerów Wywiadu Polska. Jak podają organizatorzy „25 lat temu rozpoczęto operację 'Most'. Szczegóły tej fascynującej historii są nadal owiane głęboką tajemnicą. W dniu 18 czerwca 2015 roku podczas konferencji będzie można spotkać przedstawicieli uczestniczących w tej operacji" [3]
Panowie Bagsik i Gąsiorowski – międzynarodowi szulerzy, z izraelskimi paszportami. Okradli Polskę na miliardy. Czy to też, jak przy panach Kunie i Żaglu pachnie Mossadem? A nasz dobry doktor Kulczyk też był w to zaangażowany?

........................................
[1]   http://natemat.pl/109021,kim-byl-henryk-kulczyk-ojciec-jana
[2]   http://wiadomosci.onet.pl/prasa/aferalny-wieden/z2fkv
[3]   http://telewizjarepublika.pl/aferzysci-z-art-b-na-konferencji-naukowej-poswieconej-operacja-quotmostquot,2081

niedziela, 26 lipca 2015

Sławomir Neumann – wiceminister, czy szara eminencja?

 

W polskich aptekach, o czym pisałem wielokrotnie, brakuje leków. W tym tych ratujących życie. Nic się nie zmienia, póki u władzy jest partia kombinatorów.
To właśnie za skandal z lekami, a nie za podsłuchy poleciał kompletny nieudacznik, Bartosz Arłukowicz. Był to jednak ruch pozorny, bo nic się nie zmieniło. Jego następca, zasłużony kardiochirurg, nie ma zielonego pojęcia, co się w ministerstwie dzieje, jakie przekręty się tam organizuje i najpewniej nie będzie miał czasu i ochoty, by się tego dowiedzieć i nauczyć.

Dlaczego?

Bo, jak donoszą z ministerstwa zdrowia, całym tym państwowym, medycznym syfem rządzi szara eminencja – wiceminister Sławomir Neumann. Dla mnie postać lepka i podejrzana.

Pierwszy raz poznałem tego nieciekawego gostka widząc go w sejmowej komisji nadzwyczajnej do spraw afery hazardowej. Sprawiał, jak najgorsze wrażenie, stanowiąc tandem z debilowatym przewodniczącym komisji, który się wsławił żądaniem, by puste krzesła głosowały nad raportem.
Nie miałem wówczas pojęcia, kto zacz, a już najmniej się spodziewałem, że jego poziom inteligencji pozwoli mu na bezczelne kręcenie lodów na państwowym wikcie.
Okazuje, że myliłem się. Zresztą podobnie, jak w stosunku do jego imiennika, Sławomira Nowaka, czy "pistoleta" Grabarczyka. Na pierwszy rzut oka, to niesprawne tumany mające kłopoty z twórczym myśleniem, a w rzeczywistości to cwaniacy i spryciarze, świetnie potrafiący dbać o swój dobrobyt.

Przypomnę, dlaczego w kraju brakuje szeregu najważniejszych leków i to takich, do których państwo, czyli my wszyscy obywatele, dopłacamy ogromne pieniądze.
Hurtownie farmaceutyczne, które mają monopol na sprzedaż leków aptekom, a których jest ponad sześćset, mają ustawowo określoną marżę, w wysokości 5 procent. Ale! Według interpretacji ministerialnych cwaniaków pana Neumanna, gdy te leki eksportują za granicę, to marżę mają nieograniczoną!
Więc po co sprzedawać leki w kraju, za głupie pięć procent zysku, jak te najbardziej pożądane można wyeksportować z kilkuset procentowym przebiciem. A na dodatek, szczęśliwie dla szalbierczego procederu, leki w Polsce są kilkakrotnie tańsze niż na zachodzie.
Złota żyła! Czy nadzoruje ją pan Neumann?
Szacuje się z grubsza, że wywieziono z kraju leki za 3 miliardy złotych. Leki, które miały służyć polskim pacjentom, a którzy z szaleństwem w oczach, biegają od apteki, do apteki, by je zdobyć, bo są to leki bardzo poważne, ratujące życie, niezbędne po operacjach, czy stosowane w kuracjach onkologicznych.
W ubiegłym tygodniu wprowadzono usprawnienie (a na prawdę utrudnienie) – aptekarze codziennie zamawiający leki mają raportować braki w hurtowniach. Bij, zabij, jeżeli rozumiem, jak to ma poprawić dostępność leków na rynku?
Dopóki hurtownie mają otwartą przez ministerstwo bezkarną ścieżkę do eksportu leków, to będą eksportować. Któż chciałby zarobić 5 zł zamiast 200?

Rozwiązanie jest tak proste, że aż płakać się chce. Wystarczy tylko rozporządzeniem, czy jakim tam trzeba pismem ministerstwa zdrowia, określić również 5% marżę na eksport leków. I koniec kłopotów polskich aptek i polskich pacjentów. Przynajmniej w tym jednym, wąskim temacie, bo istnieje jeszcze mnóstwo innych problemów, tak,jakby ten cały system był specjalnie stworzony do przekrętów i machlojek.
Rozwiązanie proste i łatwe, lecz widocznie nie dla ludzi pana Neumanna, którzy, jak wiemy, obiecali lobbystom nie ruszanie tych kryminogennych przepisów, choćby się waliło i paliło.

A co na to pan minister, profesor Marian Zembala? Cóż... Całkiem nowiutki minister, praktycznie tymczasowy figurant, nie będzie się kopał z koniem. Zadzierać z ministerstwem?! A jak w październiku odejdzie, to mu pokażą, gdzie raki zimują?
Zresztą już sam się haniebnie wsławił odrzucając jakże potrzebny w naszym ubogim kraju projekt, by emeryci dostawali leki za darmo. To żadna wyjątkowa łaska, bo choćby w takich Niemczech, zarówno dzieci, jak i właśnie emeryci mają leki praktycznie za darmo od dawien dawna. Lecz u nas bardzo się dba o to, by przypadkiem ktoś z biedy nie wyszedł. Wiadomo – darmozjady (emeryci) na śmietnik!

Mam autentyczną nadzieję, że w najbliższym czasie dowiemy się dużo więcej o faktycznej roli, jak donoszą, szarej eminencji ministerstwa zdrowia, Sławomirze Neumannie i o jego lobbystycznych powiązaniach.
A jak się dopuścił przestępstwa – to za kraty!

A już od października nowy rząd i sejm muszą intensywnie popracować, by pozmieniać ustawy zdrowotne i farmaceutyczne, które tragiczny triumwirat – Kopacz, Arłukowicz i Neumann wysmażyli narodowi. A ku chwale kombinatorów, złodziei i oszustów.


Ps. Pan wiceminister jest ze sławetnej stajni Platformy Obywatelskie z Pomorza. Jak Tusk, Nowak, Adamowicz, Karnowski. Cokolwiek by to nie znaczyło...


.

Wybieram lewaka i gardzę autorytetem

 

Adam Bodnar, lat 38, zaprzysiężony lewak i miłośnik swobody obyczajowej, został głosami platfusów, kułaków i komuchów, wybrany Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Można sobie powiedzieć, ot, niedorobiony gówniarz, uhonorowany nagrodą niesławnej organizacji LGBT ( przypominam: lesbijki-geje-biseksy-transwestyci) Lambda; obrońca Wałęsy, gdy Sławomir Cenckiewicz opisał w książce powiązania Bolka z bezpieką, został wybrany głosami platformerskich błaznów.

Czy to o nich proroczo napisał poeta ponad pół wieku temu?

"Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. [...]"

Czesław Miłosz  Washington D.C. 1950

Kogo pan Adam Bodnar miał za konkurenta do tego ważnego i zaszczytnego stanowiska?
Panią Zofię Romaszewską, rocznik 1940. Chodzącą legendę znaną z prawości, niezłomności i skuteczności.


Zofia Romaszewska, wraz ze świętej pamięci mężem Zbigniewem ma już bardzo solidne miejsce w najnowszej historii Polski. Dobrze zapisała się już w pamięci robotników Radomia i Ursusa w roku 1976. Wraz z mężem kierowała Biurem Interwencyjnym KOR. Była już wtedy niemianowanym rzecznikiem praw obywatelskich. Już czterdzieści lat temu. Po transformacji w 1989 kontynuowała swoją działalność, nawet w sposób formalny, będąc dyrektorem Biura Interwencji Kancelarii Senatu.
Chyba nie ma jednego człowieka (może za wyjątkiem idioty z SLD), który by o Pani Zofii powiedział choć jedno złe słowo. Cieszy się Ona nie kwestionowanym autorytetem i powszechną sympatią.

W parlamencie, gdzie rządzi prawość i uczciwość, kwestia wyboru Rzecznika spośród tych dwóch kandydatów, była by przyjęta przez aklamację. I to na stojąco.
Tymczasem polski Sejm, gromadą błaznów, która od ośmiu lat panoszy się w Polsce i o których wspomniał Poeta, wybiera postać, natychmiast, od startu, nie akceptowaną przez 80% polskiego społeczeństwa. Za to ulubieńca salonów (kiedyś napisałem, że to nie są salony tylko stajnie hodowlane) warszawki i pupilka zaczadzonych platfusów i komuchów.
Jaka więź łączy tych (p)osłów z narodem, który ich wybrał?
Czyżby byli tacy małostkowi, żeby tylko wybrać na przekór PiSowi, który wysunął kandydaturę pani Zofii Romaszewskiej? Jakim to trzeba być zapiekłym w nienawiści niesiołem, by bohaterkę naszych czasów pomniejszyć wobec podejrzanego (dla mnie absolutnie) osobnika? Człowieka, który w swoim pierwszym wywiadzie po wyborze zaprezentował się ostentacyjnie w towarzystwie agresywnego pederasty.

Niszczenie symboli, nawet na krok przed upadkiem tej haniebnej władzy trwa na całego. Jak Miłosz napisał: "Na pomieszanie dobrego i złego...".
Z honorami chowa się na Powązkach bandytę i zdrajcę narodu Jaruzelskiego, a pomnikowej postaci Pani Romaszewskiej przeciwstawia się miłośnika multi – kulti, przyjaciela i opiekuna pederastów i lesbijek, niemalże tej całej ohydy symbolizującej cywilizacyjny upadek Europy.

Daj nam Boże siły, abyśmy, jak najszybciej pognali tą zdegenerowaną hałastrę tam, gdzie nie będą mieli wpływu na nasze dzieci. I na Polskę.
A pana Bodnara niech sobie wezmą ze sobą.


"Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając..."

[...]
"Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta."

.
.

wtorek, 21 lipca 2015

Dyletanci nie umierają

Twardo stojąc na gruncie chrześcijaństwa, gdzie istnieje dualizm - umysł/dusza to byt poza cielesny, który tylko używa mózgu do komunikowania się ze światem fizycznym, jesteśmy faktycznie nieśmiertelni.
Czy to oznacza, że nasze ciało jest niepotrzebne? Absolutnie nie. Stanowi ono źródło doznań doczesnych i rozwoju własnej osobowości - wzbogacania ducha.
A ile lat może fizycznie żyć człowiek? Oto, co o tym sądzę.
++++++++++++++

Śmierć jest nierozerwalnie związana z życiem?


Jak powiedział laureat Nagrody Nobla Richard Feynman:”Nie znaleziono dotychczas w biologii niczego, co by wskazywało na nieuchronność śmierci. To nasuwa mi sugestię, że nie jest ona nieuchronna z zasady i że jest tylko kwestią czasu, kiedy biologowie odkryją, co jest powodem naszych kłopotów i że ta straszna powszechna choroba, czyli tymczasowość ludzkiego ciała, zostanie uleczona.”
Stopniowo wyjaśniają się procesy starzenia, a genetyka odgrywa w tym procesie żywotną rolę. Patrząc na królestwo zwierząt, widzimy olbrzymią różnorodność okresów życia. Na przykład nasz DNA różni się od DNA naszych najbliższych krewnych, szympansów, zaledwie o 1,5 procenta, a żyjemy o 50 procent dłużej. Analizując tą garstkę genów różniących nas od szympansów, możemy ustalić, dlaczego żyjemy znacznie dłużej niż nasi genetyczni krewni.
To z kolei da nam „zunifikowaną teorię starzenia”, która połączy poszczególne wątki różnych badań w spójną tkaninę.
Naukowcy wiedzą już, czym jest ten proces. Jest to nagromadzenie błędów na poziomie genetycznym i komórkowym. Błędy te powstają na różnych drogach. Na przykład w trakcie przemian metabolicznych wytwarzane są wolne rodniki o silnych właściwościach utleniających, co uszkadza delikatną maszynerię komórek, powodując ich starzenie. Błędy mogą powstawać w formie „śmieci”, molekularnych szczątków gromadzących się wewnątrz i na zewnątrz komórek.
Gromadzenie się tych genetycznych błędów jest ubocznym produktem drugiej zasady termodynamiki: całkowita entropia (to znaczy chaos) zawsze rośnie. Oto dlaczego rdzewienie, gnicie, rozpad są uniwersalnymi przejawami życia. Od drugiej zasady termodynamiki nie da się uciec. Wszystko, począwszy od kwiatów na polu aż do naszych ciał, a nawet samego Wszechświata, jest skazane na niszczenie i śmierć.
Jest jednak jeden mały, ale kluczowy punkt w drugiej zasadzie, który stanowi, że to całkowita entropia zawsze rośnie. Oznacza to, że w gruncie rzeczy można ją obniżyć w jednym miejscu (i odwrócić starzenie), pod warunkiem, że zwiększymy entropię gdzie indziej.
Możemy tu dać przykład lodówki. W jej wnętrzu entropia maleje wraz ze spadkiem temperatury, ale aby ją obniżyć musimy mieć kompresor z silnikiem, który zwiększa ilość ciepła wytworzonego poza lodówką, zwiększając entropie na zewnątrz urządzenia. Dlatego lodówki są zawsze z tyłu gorące.
Naukowcy wyizolowali już szereg genów (age-1, age-2, daf-2), które kontrolują i regulują proces starzenia u niższych organizmów i które mają również swoje odpowiedniki w organiźmie człowieka.
Prace nad pełnym genomem człowieka trwają w najlepsze i w dużym tempie. Michio Kaku uważa, że w niedalekiej przyszłości (do 30 lat), każdy z nas będzie sobie mógł zrobić za około 100 dolarów własny genom i mieć go na płycie CD albo pendrajwie. Po przeskanowaniu bedzie można wyodrębnić te geny, które decydują o długości życia.
Naukowcy z przekonaniem twierdzą, że długowieczność to cecha rodzinna. Długo żyjące osoby mają zazwyczaj długowiecznych rodziców.
Jednakże długość naszego życia nie jest w 100 procentach zdeterminowana przez geny. Badacze tego zagadnienia są przekonani, że zależy ona od genów tylko w 35 procentach.
Mając swój genom na nośniku oraz analizy komputerowe, które będą mogły precyzyjnie zlokalizować miejsca, gdzie przede wszystkim dochodzi do starzenia, będzie można z tym walczyć.
Wiemy, że w samochodzie starzenie zachodzi głównie w silniku, gdzie benzyna jest utleniana i spalana. Podobnie analiza genetyczna wykazała, że starzenie ograniczone jest głównie do „silnika” komórki, którym są mitochondria, czyli komórkowa siłownia. To pozwoliło naukowcom zawęzić poszukiwania „genów starości” i sposobów przyspieszenia naprawy genów mitochondrialnych, aby odwrócić proces starzenia.
Do roku 2050 może się udać spowolnienie procesu starzenia dzięki zastosowaniu różnorodnych terapii: na przykład komórki macierzyste, sklep z wymiennymi częściami człowieka i terapia genowa w celu naprawy starzejących się genów. Będziemy mogli żyć 150 lat lub więcej.
Do 2100 roku może się okazać możliwe odwrócenie efektu starzenia drogą przyspieszenia komórkowych mechanizmów naprawczych, co pozwoli na jeszcze dłuższe życie.
Ja osobiście chciałbym żyć dłużej. Wy podejrzewam też.
  Napisano na podstawie Fizyka Przyszłości  Nauka do 2100 roku, Michio Kaku, wyd. Prószyński i S-ka, 2011

Zaburzenia kognitywne



Silne zaburzenia kognitywne i początki omamów. Tak zdiagnozowałby dobry psychiatra, lub dobry psycholog  występy Bronisława Komorowskiego . 
Odrywanie się od rzeczywistości, czyli percepcja i procesy przetwarzania informacji, niestety są już nie od dzisiaj widoczne w zachowaniu obecnego prezydenta.


Kiedy wybitny amerykański prezydent Ronald Reagan zaczął zachowywać się w analogiczny sposób natychmiast specjaliści to zauważyli i zabrali się za analizy i przeciwdziałanie.
"Ronald Reagan's Speech Patterns May Reveal Early Signs Of Alzheimer's Disease" [http://www.medicaldaily.com/ronald-reagans-speech-patterns-may-reveal-early-signs-alzheimers-disease-328050].
(Sposób mówienia Ronalda Reagana może wskazywać na wczesne objawy choroby Alzheimera [jk] ).
Co się dalej działo wiemy dobrze. Rodzina i współpracownicy odizolowali chorego prezydenta od polityki, a w końcu od świata zewnętrznego, by mógł w spokoju dożywać swoich dni. Dla jego dobra, jak i dla dobra kraju.
W ten sposób Ronald Reagan nigdy nie stracił ogromnego szacunku swojego narodu, a praktycznie całego świata. Szacunku, który mu się słusznie należał.

Ważnym fragmentem zaburzeń kognitywnych jest dysfunkcja procesów poznawczych. A na te z kolei składają się – spostrzeganie, uwaga, pamięć, myślenie i inne procesy poznawcze.
Z kolei to, co widzą obserwatorzy, to funkcje ekspresyjne – zachowanie i wypowiedzi.

Czy zdolność prawidłowego rozpoznawania rzeczywistości funkcjonuje u pana prezydenta prawidłowo?
Czy jak opisuje incydent z flagą Unii Europejskiej, gdzie na niebieskim tle jest koło składające się z dwunastu gwiazdek, mówi: - "Jedna z tych gwiazdek to Polska" – nie zdaje sobie sprawy, że gwiazdki symbolizują pierwotną Wspólnotę Europejską, a teraz w UE jest już 27 państw, w tym Polska i nie ma nowej flagi z taką ilością gwiazdek, z których jedna byłaby właśnie Polską.

Bronisław Komorowski zaatakował Andrzeja Dudę za fakt, że on chce swoim ministrem spraw zagranicznych uczynić prof. Krzysztofa Szczerskiego.
Wg. Komorowskiego poseł Szczerski publicznie demonstrował, " potrzebę powołania republiki wyznaniowej w Polsce, potrzebę funkcjonowania przedstawicieli Kościoła katolickiego w Senacie".
To fakt. Tylko prof. Szczerski takich sformułowań użył w swojej książce z gatunku political – fiction, gdzie rozważał alternatywne rzeczywistości. Czy Bronisław Komorowski nie jest w stanie odróżniać prawidłowo fikcji od rzeczywistości?
Po debacie, gdzie padły te oskarżenia pan Szczerski powiedział m.in. – " Wszystko to, co powiedział w czasie debaty Bronisław Komorowski na temat moich rzekomych planów fundamentalistycznych w Polsce, opiera się na całkowitej i brutalnej manipulacji.  Tekst, do którego odnosił się Komorowski, jest tekstem science fiction, który pochodzi z tomu, opisującego historie alternatywne, dotyczące tego, jak mogłaby wyglądać Polska, gdyby nie była III Rzeczpospolitą..."

Jednakże, najbardziej przykre wrażenie sprawiał obecny prezydent, co niewątpliwie będzie przedmiotem wielu analiz, w momencie, gdy Andrzej Duda, nieco złośliwie, wręczył mu miniaturową flagę PO, ugrupowania z którego Komorowski się wywodzi i z którym stale współpracuje.
Kandydujący o reelekcję po tym incydencie wpadł w długi wielosekundowy stupor, nienaukowo zwany osłupieniem, a który jest niepokojącym zaburzeniem psychicznym. Również późniejsze reakcje – odrzucenie ze wstrętem niechcianego podarunku – jakby psychiczne zanegowanie faktu, też daje wiele do myślenia specjalistom.

Nie ulega wątpliwości, że cała druga debata prezydencka kampanii wyborczej 2015 zostanie zapamiętana poprzez odniesienie się tylko do tego jednego zdarzenia – wręczenia chorągiewki i reakcji Bronisława Komorowskiego na to.
Opinia publiczna uczyni sobie z tego przedmiot kpin, a internet zaroi się od humorystycznych wpisów.
Jednakże rzetelni i poważni specjaliści, będą to zdarzenie rozważać zupełnie inaczej. Reakcja obecnego prezydenta nie była reakcją w pełni zdrowego człowieka.

Jestem niezmiernie ciekaw, czy wysokiej klasy fachowcy ustosunkują się publicznie do tej niepokojącej sytuacji.
Jestem tylko amatorem i mimo pewnego przygotowania, to są tylko moje osobiste impresje.

.

środa, 15 lipca 2015

Sanacja znaczy uzdrowienie


Pani Beata Szydło, kandydat PiSu na przyszłego premiera, stwierdziła w ostatnim wywiadzie udzielonym TV Republika, że w Polsce jest tak źle, ponieważ kraj nasz jest fatalnie rządzony.
To prawda pani Beato, jednakże to tylko część naszych wielkich kłopotów.
Kraj nasz nie tylko jest fatalnie rządzony, ale również tragicznie urządzony.
Trzeba więc nie tylko zacząć dobrze rządzić, lecz natychmiast należy się podjąć głębokiej rekonstrukcji państwa.
Systemowe i strukturalne patologie powodują rozliczne obstrukcje i defekty nie pozwalające na prawidłowy rozwój kraju i wzrost dobrobytu obywateli.
Polska jest w pułapce biurokracji, partiokracji i bankokracji. A to jest zabójcze dla narodu.

Do takiej samej diagnozy doszedł w roku 1926 Józef Piłsudski wysuwając hasło sanacji moralnej. Wtedy to jego rządy nazwano sanacją, a przypieczętowaniem działań naprawczych stała się Konstytucja kwietniowa 1935.
"Sanacja wprowadziła rządy autorytarne, zwalczała komunizm, głosiła tezy o kryzysie demokracji, konieczności silnych rządów, „odpartyjnienia” sceny politycznej poprzez osłabienie partii..." [1]
Krytycy sanacji w II RP wysuwają wiele argumentów przeciw takiemu stylowi rządów, jednakże nie mogą zaprzeczyć, że nastąpiło zahamowanie dekompozycji ówczesnej Polski. To było działanie słuszne i naprawcze.

Twierdzę, że dzisiejsza Rzeczypospolita jest źle urządzona.
Siłą bezwładności ciągle pokutuje wiele rozwiązań z okresu komunistycznej Polski Ludowej.
Tak zwany Okrągły Stół i późniejsza transformacja były ordynarnym geszeftem jakiego dokonali komuniści z uzurpatorami, którzy pod szyldem Solidarności sami mianowali się przywódcami narodu. Była to fasada, która przykrywała faktyczne porozumienie w Magdalence, gdzie dokonano konkretnego podziału łupów, czym dla nich, uczestników tajemnej umowy, stała się Polska i Polacy.
A wszystkie następne działania państwowotwórcze, pseudoreformy, z Konstytucją Kwaśniewskiego na czele, to były działania doraźne, łatanina, bardziej szkodliwe niż pozytywne, utrwalające i pogłębiające patologie, które dzisiaj dominują.

To właśnie te wszystkie wady systemu panującego w Polsce dopuściły do tego, by jedna partia, amoralna i głupia – Platforma Obywatelska, zawłaszczyła wszystkie ośrodki władzy w kraju i bezkarnie, przez osiem lat, rządziła przy pomocy afer, przestępstw i uległości wobec dominujących Niemiec i Rosji.
Kompletnie nie licząc się ze społeczeństwem, arogancko i bezczelnie realizowała swoje cele, nie mając nad sobą jakiejkolwiek kontroli. Wynaturzenia z tego powodu są ogromne i długo po nich trzeba będzie zamiatać.

Na czym ma polegać dzisiejsza sanacja, tak, jak ja to rozumiem. To mocne przecięcie ostrym nożem sznurów i łańcuchów łączących obecną Polskę z komunistycznym PRL-em i patologicznym wytworem, który prosto z tego PRL-u powstał, czyli III RP.
Musimy wreszcie zerwać z destrukcyjnym idiotyzmem grubej kreski. Podobnie, jak to uczynił Piłsudski, musimy komunizm uznać wyraźnie za działalność przestępczą, a komunistów odsunąć od działalności publicznej. Taki zbrodniarz, jak Kiszczak nie może dożywać swoich dni w generalskim splendorze i niebotyczną emeryturą, a ultra-cyniczny propagandzista stanu wojennego, Jerzy Urban, śmiać się nam codziennie w twarz.
Od siebie bym jeszcze dorzucił, że powinno się obowiązkowo dokonać audytu skarbu państwa i zrewidować procesy prywatyzacyjne, bo wiedzą powszechną jest ordynarne uwłaszczenie się rozlicznych komunistycznych kacyków na majątku państwa. Osobiście znane mi są przypadki kupowania nowoczesnych, świetnie prosperujących zakładów przemysłowych dosłownie za grosze, za jedną setną prawdziwej wartości obiektu.

Co nowa władza podejmująca sanacyjną misję musi zmienić?
Podam parę obszarów, bez wnikania w szczegóły, bo to osobne tematy na poważne dyskusje.
  • Struktura administracyjna państwa. Obecna jest niepotrzebnie, nadmiernie rozbudowana, przytłaczając kraj skorumpowaną biurokracją. Trzy poziomy: gmina – województwo – centrala wystarczą w zupełności.
  • Trzeba precyzyjnie rozważyć system trójpodziału władzy. Nie może być, jak obecnie, że to praktycznie rząd, a nie sejm jest najważniejszym organem ustawodawczym. Nie może również tak być, że prezydent, posiadający najpotężniejszy mandat obywatelski był postacią niemalże dekoracyjną. Osobiście skłaniam się ku systemowi silnej prezydentury. [2]. Rozważyć też należy celowość istnienia sejmu i senatu w obecnej postaci. Oraz oczywiście dogłębnego przemyślenia i analiz wymaga sam system wyborczy. Ani obecny proporcjonalny, ani proste JOW-y nie są rozwiązaniem optymalnym. Osobnym zagadnieniem jest technologia i metoda głosowania.
  • Należy stworzyć i na stałe wbudować w najwyższe prawo państwa mechanizmy sprzężenia zwrotnego i bezpieczników pomiędzy suwerenem i konstytuantą. Obywatele muszą mieć prawo odwołania wybranego przez siebie posła, czy innego przedstawiciela w sytuacji, gdy ten nie spełnia oczekiwać, albo dopuszcza się przestępstwa.
  • Prawo i system sprawiedliwości. Wiemy dobrze, ze nasze sądy i prokuratury cieszą się bardzo niski zaufaniem publicznym. I całkiem słusznie. Trzydziestoletni sędziowie wydają bezczelne, idiotyczne wyroki. Złodziejscy komornicy dosłownie kradną mienie niewinnych ludzi. A mecenas Giertych, ponieważ zna wszystkich, co trzeba polityków, jest najdroższym adwokatem w Polsce. Trzeba przejrzeć i przeredagować rozliczne kodeksy. I najważniejsze, trzeba zreorganizować strukturę zawodową sądów i prokuratur. Sędzią zostaje się jako zwieńczenie kariery, a nie parę lat po studiach. Psychiczne frustratki nie mają prawa odbierać dzieci rodzicom. Chyba na polu systemu sprawiedliwości jest najwięcej do zrobienia. Dodałbym również do naszego systemu prawnego zasadę istniejącą we wielu krajach, że w udowodnionych przestępstwach gospodarczo – skarbowych następuje przepadek mienia zdobytego drogą przestępstwa.
  • Służba zdrowia i ubezpieczenia społeczne. Od czasu, jak poroniony magik z SLD, minister Łapiński zaczął majstrować przy tradycyjnym, jeszcze z komunistycznymi korzeniami, systemie opieki zdrowotnej, to jest tylko coraz gorzej. Szczytem arogancji wykazała się PO, która resztki służby zdrowia, przy pomocy swoich ministrów – Kopacz i Arłukowicza rozwaliła doszczętnie, realizując ideę, że służba zdrowia powinna być przedsięwzięciem dochodowym. Takie same aroganckie działania podjęto wobec komunistycznego przeżytku, jakim jest ZUS, przy okazji grabiąc oszczędności obywateli z funduszy inwestycyjnych. W tym dziale tak na prawdę nic nie trzyma się kupy. Jeden wielki skandal i prowizorka.
  • Edukacja narodowa. Bezmyślne przejmowanie niektórych wzorców europejskich rozwaliło w miarę sprawnie, nawet za komuny, funkcjonujący system szkolnictwa. Do kierowania ważnym resortem nauki i wychowania dopuszczono grupę idiotek i mecenasa Giertycha. To zabiłoby najsilniejszy organizm. Pora się zastanowić, czy powrót do prostej struktury podstawowej szkoły osmioletniej, czteroletnich liceów, i jak obecnie wyraźnie widać, niezbędnych techników, a następnie dwustopniowych studiów nie przywróciłoby ładu i porządku.
  • Urzędy państwowe. Praca wszystkich urzędników państwowych powinna ulec gruntownej kodyfikacji. Terminy rozważenia sprawy, jednoznaczne odpowiedzi i co najważniejsze – urzędnik, który się podpisuje, jest całkowicie odpowiedzialny prawnie za wydaną decyzję.
  • "Czwarta władza". Nie może tak być i to systemowo, że zdecydowana większość mediów i dziennikarzy, w skutek specyficznego uzależnienia, przeistacza się w tuby i funkcjonariuszy propagandowych. Niezależność dziennikarska powinna być ustawowo zagwarantowana, a system powinien samoistnie eliminować nieetycznych i amoralnych osobników. Niepokojącym zjawiskiem jest również struktura własności, gdy obecnie ponad 80% prasy lokalnej należy do niemieckich właścicieli.


Powyższa lista powinna być znacznie obszerniejsza, ale od tego są poważni specjaliści, a nie zwykły dyletant.
Jednakże nie ulega najmniejszym wątpliwością, że zwieńczeniem tak rozumianej naprawy państwa, czyli kolejnej sanacji, podobnie, jak w II RP powinna być nowa Konstytucja.
3 maja 1791 roku pokazaliśmy całemu światu, że potrafimy stworzyć, kodeks na miarę epoki. Może ponownie należy tego dokonać?


......................
[1]   https://pl.wikipedia.org/wiki/Sanacja
[2]   https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=4480306952687630822#editor/target=post;postID=8102854093780422546;onPublishedMenu=allposts;onClosedMenu=allposts;postNum=0;src=postname

.

niedziela, 5 lipca 2015

Prezydent – wódz narodu



Mam głębokie odczucie, że wreszcie po 25 latach szamotaniny, nasz wymęczony i ciężko doświadczony naród dojrzał na tyle, że potrafi już wybrać sobie właściwego człowieka. Wprawdzie zwycięstwo było zaledwie trzypunktowe, lecz jest to i tak niesłychanie dużo, mając na uwadze, iż było to zwycięstwo przeciw całemu, mocno okopanemu systemowi, z potężnym aparatem medialnym, ze wszystkimi służbami, a nawet ze swoją komisją wyborczą. Oprócz jednego przypadku nie udawało się wybierać Polakom właściwie, a i wówczas w 2005 roku było to głosowanie przeciw komunistom i za fantomowym POPiSem.
Tak więc wreszcie, w miejsce karykaturalnego figuranta, marionetki służb, mamy człowieka z krwi i kości. Dokładnie za miesiąc Andrzej Duda zostanie prezydentem Rzeczpospolitej.

I co dalej? Muszę zapytać. Mamy pozostawić naszego wybrańca z kulawymi, mizernymi narzędziami władzy? Na stanowisku bardziej reprezentacyjnym niż faktycznie władczym. Według mnie, tak być nie powinno.

Jestem zwolennikiem prezydenckiego systemu sprawowania władzy. A fakt, że tak jest w najsilniejszych państwach świata, tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że to najwłaściwszy wybór.

Pan Grzegorz Braun jest monarchistą. Przyznam się, że taka postawa mnie nieco śmieszy. Choć to właściwie tęsknota za niegdysiejszą, silną Rzeczpospolitą szlachecką, którą ja również podziwiam. Ale panta rei, to się już nigdy nie wróci, a z pragmatycznego punktu widzenia, utworzenie nowej, polskiej monarchii kosztowałoby miliardy, jakże potrzebnych pieniędzy. Darujmy sobie więc mrzonki o monarchii. Tym bardziej, że przecież nie ma na świecie takiego króla, czy królowej, którzy sprawowaliby władzę faktyczną. To są jedynie historyczne pozostałości i spore obciążenie dla budżetu państwa.

Jeden, silny ośrodek władzy, to wyłączne rozwiązanie, które może nadać silny impuls faktycznemu rozwojowi Polski. Precyzyjnie i dogłębnie widział to już prawie sto lat temu faktyczny twórca II RP Marszałek Piłsudski.
I tak, jak on, uważam, że najwyższy czas skończyć z niezmiernie szkodliwą dla wszystkich sejmokracją. 460 posłów, w dużej mierze przypadkowych facetów i pań, a po części zawodowych macherów od polityki, którzy się już kompletnie oderwali od społeczeństwa, okupujący poselskie ławy od dziesięcioleci, bo na to pozwala im fatalny system wyborczy, powinno wreszcie spaść na właściwe miejsce, organu opiniująco – kontrolnego sprawowanie władzy.

W dyskusjach zazwyczaj rozważa się dwa silne systemy sprawowania władzy i uprawiania polityki: system prezydencki versus system kanclerski. Zwolennicy systemu kanclerskiego, czyli takiego, w którym prezydent sprowadzony jest niemal całkowicie do funkcji dekoracyjnej, a kanclerz – premier ma pełnię władzy, zapatrzeni są w sąsiednie Niemcy, bo tylko tam taki system rozwinął się w pełni. Dla mnie jednakże ma on spory minus – to nie naród bezpośrednio wybiera kanclerza. Jest on mianowany w wyniku politycznych i partyjnych przetargów.
A prezydenta wybiera cały naród...

Przypomnę, jak to było w II Rzeczypospolitej:

"Według konstytucji z 23 kwietnia 1935 roku Prezydent był "czynnikiem nadrzędnym w Państwie", który za swe akty urzędowe nie odpowiadał przed nikim. Zakres jego władzy był ogromny: mianował Prezesa Rady Ministrów oraz (na jego wniosek) Ministrów, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, zwoływał i rozwiązywał Sejm i Senat, powoływał sędziów Trybunału Stanu i 1/3 senatorów, zawierał i ratyfikował umowy międzynarodowe. Był ponadto Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych – mianował i zwalniał Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, a także decydował o wojnie i pokoju. Przysługiwało mu prawo łaski. Jego akty urzędowe które nie należały do prezydenckich prerogatyw wymagały kontrasygnaty Premiera i odpowiedniego Ministra. Kadencja Prezydenta miała trwać 7 lat. Wybierany był przez Zgromadzenie Elektorów – chyba, że przed końcem kadencji wskazał własnego kandydata na swojego następcę. W takiej sytuacji Prezydenta wybierał Naród spośród dwóch osób – jednej wskazanej przez Zgromadzenie Elektorów i jednej wskazanej przez ustępującego Prezydenta." [1]

Jak widać, ojcowie nasi uznali, że dla prawidłowego sterowania nawą państwową, niezbędny jest bardzo silny rząd prezydencki. A ja się z tą opinią całkowicie zgadzam.

Sejmokracja, a właściwie dziwna hybryda, która rządziła w Polsce przez ostatnie 25 lat, a wtajemniczeni dobrze wiedzą, że właściwe centrum dowodzenia było w cieniu, sterowane przez postkomunistyczne służby i ich nominatów, a na dodatek ostatnie osiem lat wybitnie destrukcyjnych, jednopartyjnych, właściwie totalitarnych rządów zdeprawowanych i amoralnych osobników, udowodniły, że jeżeli chcemy mieć w Polsce prawdziwą i obywatelską władzę, to tak dalej być nie może.

Najświeższe sondaże wskazują, że możliwa już jest sytuacja w przyszłym sejmie, że Prawo i Sprawiedliwość będzie zdolne rządzić samodzielnie. Na dodatek, jeżeli przyjmiemy, że ruch Kukiza jest szczerym ugrupowaniem dążącym do radykalnych zmian, to przyszli posłowie będą w stanie dokonać przeobrażeń ustrojowych w Polsce. Przyszła Konstytucja RP, wobec dosyć fatalnej tzw. Konstytucji Kwaśniewskiego, powinna w sposób zdecydowany i jednoznaczny zdeterminować jeden silny, centralny ośrodek władzy.
Mam nadzieję, że to będzie system prezydencki.

No dobrze, załóżmy, że tak się stanie i państwo nasze zmieni ustrój i wybierany przez cały naród prezydent uzyska należytą władzę. Czy wybrany przed miesiącem na to stanowisko Andrzej Duda będzie w stanie udźwignąć taki ogrom władzy? Tego nie wiem na pewno, ale mam taką nadzieję. Nie pokazał nam wprawdzie jeszcze, że potrafi być również twardy i brutalny. A to będzie potrzebne.
Lecz to już wyłącznie czyste teoretyzowanie. Mniej istotne w tej chwili.
Ważne jest tylko by nastąpił impuls i ludzie tworzący politykę w pełni sobie uświadomili, że jeżeli, tak, jak szczerze chcą, Polska ma się prawidłowo rozwijać, to musi mieć inny ustrój – według mnie, ustrój prezydencki.





.............................
[1]  https://pl.wikipedia.org/wiki/System_prezydencki

.

czwartek, 2 lipca 2015

Kibicuję Grekom

 

Bruksela i Berlin bardzo nie lubią, jak ktoś im pokazuje środkowy palec. A już banksterzy dostają białej gorączki, gdy ofiara wywija im się z lepkiego, finansowego uścisku. To właśnie teraz robią Grecy. I dlatego im kibicuję.

"Grecka katastrofa" do międzynarodowy szwindel dużego kalibru. Otóż Grecy w końcu pojęli, że są rżnięci żywcem przez międzynarodowy, a szczególnie europejski system finansowy. Postanowili w końcu z tym walczyć, zamiast, jak to jest ogólnie przyjęte, stulić uszy po sobie i karnie iść na rzeź.

Europejska propaganda, włączając w to nasze media, jak wiadomo, od dawna już nie polskie, urabia opinię publiczną, zarzucając nas "drastycznymi" przykładami marnotrawienia pieniędzy przez Greków. Premie za punktualne przychodzenie do pracy, premie za mycie rąk. Straszne...
A to, że grecka gospodarka ma się dobrze, że ludzie prosperują jak należy, że jest wzrost gospodarczy, to nieistotne. Ważne są tylko długi, na których, jak się wydaje, obecnie opiera się cały świat. Kto nie ma długów, czy to indywidualny człowiek, czy państwo, jest podejrzany. Długi i uzależnianie finansowe to obecnie na świecie najpopularniejszy kij i marchewka. Przekonany jestem, że obecnie na świecie więcej niż połowa obrotu finansowego, to obrót długami. A każdy dług jest oprocentowany i kreuje pusty pieniądz, który jest czystym zyskiem banków i instytucji finansowych.

Bardzo jestem ciekaw, czy gdzieś dokonano oficjalnego bilansu ile tak na prawdę bogate państwa europejskie, w szczególności Niemcy i Francja, dotychczas zarobiły na tym greckim kryzysie. Bo wiem, że zarobiły krocie. Z pełną świadomością i perfidią lekką ręką udzielały kolejnych pożyczek, coraz bardziej zaciskając pętlę zadłużenia, by w końcu cała Grecja pracowała wyłącznie tylko po to by banksterom spłacać długi. To, dla tych finansowych szubrawców najlepszy i najzyskowniejszy sposób bogacenia się.
Lecz w swojej pazerności przeliczyli się i wykazali się, w zaślepieniu zyskiem, niezmierną głupotą. Klient – Grecja, przyduszony zbyt mocno, zaczął walczyć praktycznie o życie. Mógł być spokojny, przyjąć ogólną zasadę, że pozwolenie na okradanie się jest światową regułą i słabi stają się bezwolnymi niewolnikami silnych i przez kilkaset lat będą starać się spłacać to, co usłużne banki będą sukcesywnie podsuwać, by proces pętli zadłużenia trwał jak najdłużej.
Ale klient ocknął się i zaczął walczyć z opresją. Chce być tylko partnerem i móc samemu też stawiać warunki. Oto już prawie złowiony niewolnik podniósł głowę, zrywa łańcuchy, zamiast potulnie bieżyć na cyrkową arenę, gdzie wyznaczono mu miejsce.

Panika zaczyna ogarniać tą banksterską i bizantyjską cywilizację, którą stała się Unia Europejska. Projekt zniewolenia poprzez zadłużanie kolejnych państw zaczyna się walić. Najpierw Islandia, potem Węgry, a teraz Grecja nie chcą być tresowanymi pudlami, które na gest tresera skaczą przez płonącą obręcz. To bardzo zły przykład. A za rogiem czają się już następni. Może wkrótce, zachęceni złym przykładem Grecji głowy podniosą Portugalczycy i Hiszpanie.

Czy są jakieś analogie pomiędzy sytuacją Grecji i Polski? Jeżeli chodzi o skalę zadłużenia, szczególnie liczoną per capita, to nie ma dużych różnic.
Grecy jednak, wobec obowiązujących w Unii zasad, zrobili duży błąd. Napływające z Europy pieniądze dali ludziom. Pozwolili się bogacić i lepiej żyć. Co oczywiście zostało przyjęte w Berlinie i Brukseli źle, z opinią, że Grecy żyją ponad stan, przejadają pożyczki i przeznaczają na ogólną konsumpcję. To w dużej mierze propagandowy fałsz, jednakże dopuszczenie zwykłych obywateli do europejskich funduszy jest faktem.
Natomiast w Polsce marnotrawienie i bezczelne rozkradanie pieniędzy z zachodu nie powoduje protestów Brukseli i Berlina. Bo to się mieści w schemacie, a banksterskie zyski nie są zagrożone. Tylko, jak długo?
Na dzień dzisiejszy można skubać i doić Polskę spokojnie, bez słowa protestu ze strony skubanego. Tu i tam podrzuci się kawałek tortu, synekurę w Brukseli, cichą prowizję pod stołem, czy tym podobne frukta dla decydentów.
Lecz wkrótce to się może zmienić. To, co udało się zahamować w 2010 roku pod Smoleńskiem, może powrócić, jak bumerang, za sprawą upartego brata bliźniaka, którego niestety nie udało się również wyeliminować.
Czy Jarosław Kaczyński, bo nie ma co udawać, że nie jest on postacią decydującą, zdobędzie się na zalicytowanie i powiedzenie Europie sprawdzam?

Widać więc wyraźnie, jeżeli tylko sobie trochę podeliberować, że obecne wypadki w Grecji, a następnie wygrana PiS w jesiennych wyborach mogą mieć decydujący wpływ na kształt Europy i prawdopodobny rozpad Unii Europejskiej, przynajmniej w patologicznym kształcie, który istnieje obecnie. Traktat Lizboński, w dużej mierze narzucony słabszym przez silniejszych, musi być zrewidowany. Wówczas, albo powstanie nowa Unia, albo rozpadnie się na kawałki. Nie wiem, co by było lepsze.

Czy najbliższe dni przesądzą o ostatecznym losie Grecji? Nie sądzę. Grecy są mistrzami wodzenia za nos i zwlekania. Dali już europejskim stolicom po łapach i teraz oni mają inicjatywę.

Oj, jaki nieładny przykład dla innych. Co za niewdzięczność. Tyle przecież dostali. Czy chcieli tego, czy nie.
I teraz chcą wykiwać Europę ???

Dlatego Grekom kibicuję.


.

Grubiańska kolejowa Ewa




Na szczęście ciągle jeszcze w Polsce żyją miliony ludzi, dla których kultura życia nie jest zjawiskiem obcym. Oraz na szczęście, te schematy zachowań przekazują swoim dzieciom i wnukom. Osobnym problemem jest to, czy takie wzorce się rozpowszechniają. Czy już zaistniał trend, aby być po prostu człowiekiem kulturalnym.
Obserwując zachowania pani premier Kopacz można w to zwątpić.
Czy to jej korzenie wyrosłe z chłopskiego ZSLu, czy raczej platformerska przynależność – partii buty, chamstwa i arogancji powodują, że mamy taki właśnie obraz władzy. Oleodruk z gatunku kiczu i obciachu.

A może to wpływ głównego masażysty psychologicznego, niesławnego Miśka, człowieka z gatunku, którego nasi ojcowie nazywali po prostu ordynusem?
Nieważne... obraz, który widzimy nie może być powodem do dumy dla świadomego Polaka, a raczej wprost przeciwnie, wywołuje zażenowanie i wstyd.

Kultura osobista, to nie tylko wybór właściwego widelca przy stole i nie podkradanie księżniczce kieliszka (ten Komorowski...), ale przede wszystkim komunikacja z otoczeniem. Z tym pani Ewa Kopacz ma największe problemy, co pozwala mi ją zaliczyć do osób niekulturalnych, dla których nie powinno być miejsca w polityce i we władzach państwa. Przynajmniej w pierwszych szeregach.

Psucie kultury przez Platformę Obywatelską to proces permanentny. Trudno tam wskazać choćby jedną osobę, którą chętnie zaprosiłbym do domu. To partia, w której frontmenami narzucającymi styl i klasę są: fałszywy i cyniczny do granic Donald Tusk, który tak imponował drobnym cwaniaczkom w ich drodze do szybkiej kariery, bez zwracania uwagi na moralność i prawo; karykaturalny bufon Sikorski, wżeniony w międzynarodowych uzurpatorów rządów nad światem w realizacji NWO; kliniczny przypadek – poseł Stefan Niesiołowski, czy najnowszy wynalazek – troglodyta Jakub Rutnicki.
W takim towarzystwie premier Kopacz nie może odstawać od otoczenia, a brak kindersztuby i siermiężna prowincjonalność, spowodowały, że bardzo szybko nasiąkła złymi wpływami. I mamy, to, co mamy.

Widać materia jest bardzo oporna, bo nie mam najmniejszej wątpliwości, że nad wizerunkiem codziennie pracuje sztab ludzi. To, co się dało, to już zrobiono. Kobietę wybotoksowano, ostrzyżono i ubrano. I na tym koniec. Kopacz się zaparła i już dalej wizerunku tytułowej postaci z "Pamiętnika młodej lekarki" zmienić się nie da.
Nikt jej już nie oduczy mówić półgębkiem, z bolesnym krzywieniem ust, o czym każdy profesjonalny wizażysta wie, że znamionuje notorycznego kłamcę. Więc nawet, gdy się mówi najszczerszą prawdę, to efekt zawsze jest taki sam – znowu kłamie.
Nikt już nie usunie z jej oczu tego strachu i poczucia, że jest niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu, która tam znalazła się przypadkiem (bo nigdy na swoje stanowiska nie była wybierana, tylko mianowana) i która nie za bardzo zdaje sobie sprawę co się tak na prawdę dzieje.
Eleganckie poruszanie się, już nie wymagajmy, by poruszać się z gracją, to też mankament pani premier. Kanclerz Niemiec Angela Merkel też raczej porusza się dosyć sztywno, ale, jak mieliśmy to okazję widzieć na czerwonym dywanie w Berlinie, przynajmniej wie, co robi.

Ewa Kopacz nie powinna przemawiać. A jeżeli już, to wyłącznie z kartki i to tylko bezwzględnie to, co ktoś mądry jej napisze. I w żadnym wypadku nic, co przygotuje, wspomniany, czerwonogłowy Misiek.
Słowa nie lubią pani premier i nie potrafi ona ich dobrze dobierać.
A, na dodatek, często podszyte są złymi emocjami, złośliwością, kpiną, czy triumfalizmem, co zazwyczaj znamionuje typową jędzę.
Daje się też prowadzić na manowce, gdy jej medialni kretyni podpowiadają jej takie idiotyzmy, jak zwracając się do młodzieży, używanie takich już obciachowych słów, jak "spoko", "hejka", czy "siema".

Nad tymi wszystkimi wątpliwymi "zaletami" przeważa jeszcze jedna, kto wie, czy nie najgorsza cecha – pani premier jest niesłychanie sztuczna. Nie potrafi zachowywać się naturalnie. Może nawet się stara... usiłuje, lecz efekt jest opłakany. To najbardziej dramatycznie jest widoczne w kontaktach międzynarodowych. I chociaż Ewa Kopacz jest osobą z wrogiego obozu, to, gdy reprezentuje Polskę na zewnątrz, to jest mi po prostu wstyd.
O identycznych niedostatkach przekonał się jej mistrz, Donald Tusk, który brylował na krajowych salonach, a który, niestety, na salonach Europy, jest przedmiotem kpin i politowania.

Prezydent elekt Andrzej Duda pokazał już całemu narodowi, że jest człowiekiem wysokich walorów osobistych i nieskazitelnej kulturze. Najgorsi wrogowie nic mu tu nie mogą zarzucić, choć bardzo się starają.

Rozlicznych braków w kulturze premier Kopacz, pozbawiona jest kandydatka PiSu na premiera pani Beata Szydło. Mogłaby oczywiście jeszcze nieco popracować nad swoim głosem, by zawsze brzmiał on, jak podczas konwencji – głośno i zdecydowanie. To mimo wszystko bardzo ważne, jak się przekonuje ludzi do siebie.

Jednakże już na pierwszy rzut oka widać, że w pani Beacie nie ma ani krztyny fałszu, który niestety bez przerwy otacza osobę pani Ewy.


.