sobota, 8 sierpnia 2015

Kłamaczka i Gazoport – wznowienie

 
Pamiętacie? Pod koniec lutego premiera Kopacz, której wymowne usta rzadko prawdą się zhańbią, przyrzekała – jak bonie dydy, że ona
osobiście, oraz jej rząd i partia uroczyście odda do użytku Gazoport w Świnoujściu, ku chwale ojczyzny i oczywiście swojej, już w lipcu tego roku (nieważne, że miał być oddany rok wcześniej, w 2014 r.).

Ponieważ temat ten jest mi nieco bliski, a jednocześnie notorycznie nie ufam Kłamaczce, parę dni później, 3 marca napisałem, co o tej ściemie sądzę. No i okazało się, że miałem rację! Wiosna przyszłego roku, a nie lipiec br., to najbliższy realny termin.
Jako, że temat gazoportu powrócił dzięki niezawodnej Anicie Gargas, pozwólcie, że przypomnę, co pisałem pięć miesięcy temu.
Temperatura skroplonego LNG, minus 165 stopni, przy dzisiejszych upałach, to temat w sam raz na dzisiaj.

.....................

Cuda, przekręty i niesłychane rzeczy dzieją się na budowie terminalu gazowego w Świnoujściu. Niestety, potwierdziła to dokładnie kontrola NIK w lutym tego roku.
Obserwowałem podobną inwestycję, wykonywaną przez tą samą firmę w Nigerii - żadnych kłopotów.
Co jest do cholery?
Jakie znów kłamstwo? Załamią lemingi ręce. Takie, że terminal wreszcie będzie w pełni funkcjonalny w lipcu tego roku.
Znając jednak bezczelność tych rządowych cwaniaków, można wprawdzie podejrzewać, że ponownie zastosują wariant HGW w Warszawie z drugą linią metra.
Na dwa dni przed listopadowymi wyborami uroczyście otworzyła ją, na którą to uroczystość wydano pół miliona złotych i zaraz potem ponownie ją zamknęła. Lecz obiecała, że zaraz na święta już się uruchomi. Tylko... nie powiedziała,na jakie święta
Założę się o dobrą wódkę, że Kopacz powtórzy ten manewr. Zakład?! [Niestety, pomyliłem się, nie wyrobi się nawet do wyborów – JK 2015-08-08]

Jeszcze trochę, a ta tragiczna budowa będzie trwała dziesięć lat. Zaczęto ją dokładnie w 2006 jeszcze za PiSu. A potem wzięli to w łapy fachowcy z PO. Na świecie buduje się takie inwestycje – i to w dziesięciokrotnie trudniejszych warunkach (skały, bądź piaski, głębokość morza, pływy itp.) przeciętnie cztery lata. A jak się chce, to można i szybciej.

Tymczasem... Najwyższa Izba Kontroli, która jakoś nie idzie na pasku PO i rządu zrobiła w Świnoujściu kontrolę budowy gazoportu.
I w mediach ukazały się szokujące tytuły:

Amatorszczyzna, chaos i znaki zapytania. Rząd Kopacz chciał… utajnić szokujący raport NIK! Gazoport w Świnoujściu dalej w proszku, możemy utracić miliony z UE!
[ http://wpolityce.pl/gospodarka/235683-amatorszczyzna-chaos-i-znaki-zapytania-rzad-kopacz-chcial-utajnic-szokujacy-raport-nik-gazoport-w-swinoujsciu-dalej-w-proszku-mozemy-utracic-miliony-z-ue  ]

Żeby nie być przez lemingów oskarżony o prawicowe oszołomstwo – proszę bardzo – to samo z TVN24
Miażdżący raport NIK o budowie gazoportu. Lista błędów i niedociągnięć[ http://tvn24bis.pl/z-kraju,74/raport-nik-o-budowie-gazoportu,520058.html  ]
Zanim przeniosłem się w rejony pracy offshore, spędziłem parę lat na gazowcach, w tak poważnych firmach, jak niemiecki Hartmann, czy kuwejckie KOTC (Kuwait Oil Tanker Co.), popularne w Europie swoimi stacjami benzynowymi oznaczonymi Q8, oraz rafinerią w Rotterdamie.
Kumam więc co nieco w temacie.
Może nieco wyjaśnienia dla laików – statkami, tzw. popularnie gazowcami transportuje się LPG, LNG i produkty.
A więc po kolei:
- LPG to Liqud Petroleum Gas, czyli zazwyczaj mieszanina propanu i butanu; skroplona i przeważnie jest to produkt uboczny z rafinerii ropy naftowej (choć może być też z naturalnych, świeżo wywierconych odwiertów. Statki, tzw LPG carriers przewożą ten gaz w podwyższonym ciśnieniu i temperaturze około minus 40 degC, co powoduje, że w długich podróżach trzeba go bez przerwy systemem kompresorów skraplać, żeby utrzymać go w postaci cieczy. Gdyby coś wysiadło i gaz się podgrzał do temperatury otoczenia to by się rozprężył 250 razy. To by był dopiero wielki BAMMM!  Na szczęście są zabezpieczenia, powiedzmy – zawory bezpieczeństwa, które zapobiegają zniszczeniu statku, przez podgrzany ładunek. Jednakże osobiście widziałem dwa wybuchy i rozerwania takich statków: - jeden na redzie portu Lavera (Marsylia) (bez ofiar śmiertelnych) i jeden w koreańskim porcie Ulsan (statek norweski, siedem ofiar śmiertelnych). Ten gaz jest tak piekielnie niebezpieczny, bo jest cięższy do powietrza, zalega na dole i się snuje po powierzchni, tworząc wysoko eksplozyjną mieszankę z powietrzem. Mówię wam – paskudztwo. Wiele nocy nie przespałem kontrolując tzw. LEL – lower explosive level, czyli poziom ryzyka. Nigdy już bym na taki statek nie wrócił.
- LNG to Liquid Natural Gas, czyl gaz naturalny ze złoża poddany skropleniu. Tutaj już nie mamy takich śmiesznych temperatur jak przy LPG. Skroplony LNG przy ciśnieniu atmosferycznym ma minus 162 degC !!! Statki LNG nie maja takiej maszynerii, by utrzymywać ten gaz aż w tak niskich temperaturach. Aha... ten gaz, to nasz bardzo pospolity metan CH4, taki przykry, jak ktoś zepsuje powietrze. Metan jest gazem wysoko energetycznym (około 0,6 mocy paliwa diesla) i z powodzeniem można go stosować we wszystkich silnikach spalinowych. To zrodziło pewne fascynujące i zarazem ekonomiczne rozwiązanie. Jako, że nie ma na statkach aparatury do schładzania do minus 162 stopni, a statki nie są idealnymi lodówkami, to ładunek nieustannie wrze, rozpręża się i trzeba, gdy już jest zgazowany, odprowadzić go. I tu właśnie można tą gazową część ładunku wykorzystać do napędu silnika głównego, oraz generatorów pomocniczych. Więc im dłużej statek płynie, tym więcej spali skroplonego gazu, który ma w ładowniach. Jednakże statki LNG to jednostki olbrzymie, przeznaczone do dalekich podroży morskich. W przypadku Polski ma to być trasa Katar, Zatoka Perska – Świnoujście. Statek taki będzie tą trasę płynął dokładnie 21 dni. W tym czasie, każdego dnia odparowuje 0,15% ładunku i przeznacza to na zasilanie silników. Czyli w takim przelocie straci nieco ponad 3% ładunku.
LNG carrier, to statki bardzo drogie. Niewiele stoczni na świecie je produkuje, bo tu autentycznie potrzeba mistrzostwa. Nie będę dalej głowy zawracał technicznymi detalami, jak izolowane termicznie aluminiowe zbiorniki typu Moss, czy francuskie i amerykańskie zbiorniki membranowe, a do napędu używane turbiny parowe, lub średnio-obrotowe diesle.
Zajmijmy się tym, czym gaz będzie dostarczany do Świnoujścia. To kompletnie nowa generacja statków LNG zwana Q-Max (Q od Katar). Pierwszy taki statek zaczął pracę w 2008 roku. Wybudowano je w stoczniach Korei Płd Samsunga i Daewoo. Miałem zaszczyt w obu tych stoczniach pracować. Te statki LNG mają swoją własną instalację do ponownego skrapiania ładunku.
No więc pokrótce: - typowy Q-Max ma 345 metrów długości, 54 metry szerokości, oraz 12 metrów zanurzenia. Posiada pojemność 266 000 metrów sześciennych skroplonego gazu naturalnego, co jest ekwiwalentem 161 994 000 merów ładunku w postaci gazowej. Ma dwa, wolnoobrotowe dieslowskie silniki główne, co zdecydowanie ogranicza emisję gazów do atmosfery – a Morze Północne i Bałtyk są objęte szczególną ochroną. Własne pompy wyładowcze potrafią wypompować taki statek w jeden dzień.
Nie znam szczegółów kontraktu, ale podejrzewam, że do Świnoujścia będą przypływać nieco mniejsze gazowce – nie Q-Max, a Q-Flex. Nie 266 000, a 210 000 merów sześciennych skroplonego gazu. A wszystko to przez te Cieśniny Duńskie, gdzie tam w paru miejscach Wielkiego Bełtu, naprawdę duże statki ledwo się mieszczą (zazwyczaj wszystkie te duże statki, które mogą wpływać na Bałtyk, nazywa się Baltimax).
Kiedy już taki Katarczyk, powiedzmy M/T Al Samriya, zacumuje do terminalu z pomocą co najmniej trzech holowników, to jak na stacji benzynowej, tylko bardzo, bardzo szczelnie połączy zbiorniki statku poprzez pompy wyładowcze, ze zbiornikami w Terminalu. Muszą one bez problemu odebrać ten bardzo zimny (-162 degC), ciekły ładunek, szybko i sprawnie. Każde zatrzymanie procesu rozładunku jest wielkim problemem.
No dobra, doba minęła, statek jest pusty, a cały ładunek, ciągle ciekły, w zbiornikach – termosach w Świnoujściu. W międzyczasie na statku starszy oficer, wraz z oficerami pokładowymi, dokonali zabalastowania wodą morską, by utrzymać stateczność pustej jednostki, a nadzór techniczny nad całością procesu i maszynerią, mają cały czas starszy mechanik, i ETO, czyli oficer elektryk/elektronik. Wszystko OK – gazowiec spokojnie odpływa pusty.
Tymczasem w Świnoujściu nadzór techniczny musi zrobić wszystko, by jak najszybciej zbiorniki opróżnić i przygotować je na przyjęcie następnego ładunku. Musi więc przede wszystkim, tą strasznie zimną ciecz zamienić na gaz o temperaturze atmosferycznej, a wtedy objętość zwiększy się sześćset razy i rurociągami puścić go w Polskę. I tu się rola terminalu gazowego kończy.
Co dalej z tym gazem będzie się działo zadecyduje PGNiG. Część pewnie od razu pójdzie do zakładów przetwórczych (np. chemicznych – pobliskie Police), a część się zmagazynuje w podziemnych kawernach (np. puste wyrobiska po kopalniach soli).
W czym jest zatem problem?
Problem jest niestety po polskiej stronie. Polska reprezentacja to marni specjaliści, zazwyczaj karierowicze, niefachowcy z nadania PO.
Terminal buduje włoska firma Saipem (Società Anonima Italiana Perforazioni E Montaggi), bardzo duża i poważna firma, dobrze mi znana, zamierzałem nawet raz dla niej pracować, ale znana głównie z budowania podmorskich rurociągów, m.in North Stream (czyli na Bałtyku, Rosja – Niemcy), czy South Stream. Saipem jest fragmentem wielkiego włoskiego koncernu Eni (jak Shell, BP, Total, czy nasz malutki Orlen).
Firma ta zazwyczaj pracuje dobrze i wydajnie, oczywiście, jak ma prawidłowo podpisany kontrakt, inwestor wie dokładnie czego chce, a jego nadzór potrafi skutecznie wyegzekwować wykonanie, harmonogram i jakość wykonania. A następnie uruchomienia, testy i odbiór.
Jest jednak pewien poważny haczyk. Włoski Saipem zbyt mocno związał się z putinowskim Rosneftem. A komu, jak komu, Rosjanom bardzo zależy, by Polska nie miała jak najdłużej swojego terminalu LNG.
Oni by najchętniej przejęli w Polsce cały sektor naftowy i gazowy. Za rządów komuchów byli już bardzo, bardzo blisko przejęcia nie tylko gdańskiej rafinerii Lotosu, ale także gdańskiego, najgłębszego na Bałtyku terminalu paliwowego. Jak wówczas przypływałem tam norweskimi tankowcami, by ładować ruską ropę, która przychodziła do Gdańska odnogą rurociągu "Przyjaźń", to słyszało się tam, w Gdańsku tylko mowę rosyjską.
Potem jeszcze chcieli przejąć Orlen i polskie rurociągi. Czarnym Piotrusiem tych ruskich zakusów jest pan doktor Kulczyk, wraz ze swoim pracownikiem, ex-prezydentem Kwaśniewskim.
Zasadnicze pytanie na dzisiaj, tuż po kontroli NIKu jest takie:
- czy taki totalny bałagan i chaos na budowie terminalu jest dlatego, że wykonawcy, Włosi, sterowani przez Rosjan, robią wszystko by spowolnić i odsunąć moment uruchomienia gazoportu;
- lub, czy taki totalny bałagan i chaos na budowie terminalu jest dlatego, że polska strona, inwestor, nadzór i rząd polski jest taki nieprofesjonalny, żeby nie powiedzieć byle jaki, podpisał fatalne kontrakty, nie daje sobie rady i ku zadowoleniu Włochów, którzy zgarną dodatkową forsę, wszystko się ślimaczy;
- a może, jak to często u nas bywa, ktoś wziął w  łapę, nie ważne, czy od Ruskich, czy od Włochów, jakiś minister, albo wice, albo dyrektor departamentu, żeby właśnie budowa gazoportu trwała jak najdłużej.
Wszystko jest możliwe...
Na moje oko z boku, może... i to bardzo wątpliwe może, w lipcu zakończy się budowa gazoportu przez Włochów. Będzie wielka uroczystość, bal i fiesta, wstęgi, ordery i orkiestra; oczywiście wysokie premie i ogólny zachwyt w mediach. Tylko...
Od zakończenia budowy do uruchomienia jeszcze daleka droga. Musi być setki odbiorów i testów, w tym przez niezależnych międzynarodowych inspektorów. Potem próby (choć już pewne widziałem – zbiorniki napełniono wodą do badania szczelności) i odbiory, odbiory, setki podpisów, atestów, certyfikatów – jak zawsze przy nowym projekcie. Katarczycy nie zbliżą się nawet do Bałtyku, jak nie zobaczą wszystkich ważnych międzynarodowych certyfikatów, włączając w to najnowsze ISO.
Otóż na moje oko z boku dobrze będzie, jak uporają się z tym w pół roku.
Więc może wreszcie pierwszy skroplony gaz LNG z katarskiego gazowca Świnoujście zobaczy może w lutym, marcu przyszłego roku.
Pucułowaty gostek od Kopaczowej twierdził publicznie w telewizji, że, wszystko już jest gotowe w 95,7%, pewnie dostanie medal i wysoką premię.
A kto pójdzie siedzieć? Może stróż i inżynier Maliniak (w zawieszeniu).
.
Ps. Wiele szczegółów pominąłem świadomie, jak np. napęd turbinami parowymi na starszych gazowcach LNG.

.