piątek, 13 maja 2016

Politycy i politykierzy


 
Dokładnie nie wiem, kiedy to się zaczęło. Pewnie trwa już od dawna, lecz swoisty szczyt politykierstwa osiągnięto, jak Donald Tusk doszedł do władzy.
W powszechnym psuciu wszystkiego, zepsuto również etos polityki. To właśnie wspomniany Tusk powiedział wówczas – "nie róbmy polityki, budujmy drogi". W 2010 roku hasło to atakowało z tysięcy billboardów, kodując w głowach ludności, że polityka to coś brudnego, niegodziwego i sumarycznie – pejoratywnego.
Od tego też momentu zaczęto zamieniać prawdziwych polityków na politykierów.
Zaraz wyjaśnię, co przez to rozumiem.


Powoli wśród widzów telewizji i słuchaczy radia rosła tolerancja na coraz gorszą jakość uprawiania polityki. Nie chcę się tu zajmować czynami, tylko tym, co politycy mówią narodowi. Zaczęło się od wielogodzinnego exspose premiera Tuska, które, jak się później przekonaliśmy, było stekiem kłamstw, złudnych nadziei i obiecanek-cacanek. Świadomy zabieg, żeby polityków przestać traktować poważnie, a także patrzeć im na ręce, a tak w ogóle, to dać im spokój. Wtedy spokojnie będą mogli robić to, po co do polityki przyszli – drobne, albo grube geszefty, w zależności od talentów i umocowań, szwindle i szwindelki, posady dla rodziny, łagodność urzędów skarbowych i tak dalej.

Tak właśnie polska scena polityczna i władza zaczęła przekształcać się w politykierów. To im ma być fajnie i oni nie muszą się wysilać i myśleć (!!!) o czym rozprawiać przed mikrofonem, lub kamerą.
I rozpoczął się bełkot... Bełkot, który w wykonaniu platformersów i nowoczesnych trwa do dzisiaj.

Politykier to człowiek, który wszedł do świata polityki tylko wyłącznie po to, by mieć coś dla siebie – zazwyczaj pieniądze, trochę sławy i zaspokojenie swojego ego. Dla niego to sposób na życie, metoda zarabiania jak najtańszym kosztem i jak najmniejszym wysiłkiem.
Podczas gdy każda inna przyzwoita praca wymaga od człowieka pozytywnych walorów – pracowitości, sumienności, prawości, szczerości, że wymienię tylko kilka, to dla politykiera wartości te są nieprzydatne. Liczy się przede wszystkim zdolność do knucia intryg, umiejętność mimikry, w tym wypadku przystosowanie się do głównego nurtu swojej grupy i wyzbycie się cech indywidualizmu, bo politykierzy danej opcji muszą mówić tymi samymi słowami. Ba, muszą myśleć tak samo, jak ich lider i tak, jaka jest aktualna linia ugrupowania. Niewychylanie się, to podstawowa reguła bycia.

Politykier praktycznie nie robi nic. On trwa, bo trwanie jest jego celem życia. Precyzyjnie to wyłuszczył były lider Tusk. A dzisiaj, po zmianie władzy, widzimy dokładnie tą potworną niechęć do zmian. Zmiany są zaprzeczeniem trwania, które jest kwintesencją egzystencji politykiera. Zmuszony więc został,  aby do jakichkolwiek zmian nie dopuścić.

To właśnie widać dzisiaj, jak na dłoni. Cała prawie opozycja, czyli PO, PSL i Nowoczesna, walczą ze wszech sił i wszelkimi metodami z legalną władzą tylko dlatego, że jest to ugrupowanie zmiany. A zmiana, jak to określiłem, jest głównym wrogiem trwania.
Więc jest totalna walka z władzą tylko dlatego, żeby nie dopuścić do przebudowy systemu. Walka nie po to, by zaoferować inne rozwiązania, jakąś alternatywę, dać jakiś drogowskaz. Nie, to jest walka wyłącznie po to, by nic nie zmieniać. Bo wypracowany z takim mozołem przez ponad ćwierćwiecze system pozwalał cudownie egzystować różnego rodzaju cwanym miernotom.

Wartością, która jest wysoko ceniona w tym zacnym towarzystwie, jest zdolność słowotoku i pustosłowia. Politykierzy zazwyczaj nie mówią, tylko wygłaszają tyrady.
Jak się słucha na przykład Kierwińskiego, Halickiego, Budkę, Szejnfelda, Tomczyka to od razu widać, że pochodzą oni z jednej stajni. Mają ten sam zasób słów, pojęć i sloganów. Centrala im to przygotowuje. A oni mają to maksymalnie przyswoić, jednocześnie całkowicie wykluczając swobodne, rozumne myślenie.
Identycznie jest u Ryszarda Petru: panie Gasiuk-Pihowicz, Scheuring-Wielgus, Lubnauer i Schmidt mówią jednym głosem. Może jedna szybciej, druga wolniej, bardziej, lub mniej zbornie, ale zawsze jest to wywrzaskiwanie tych samych haseł i sloganów.
Tego już się słuchać nie da, bo jest takie nudne. Ileż razy można słuchać dokładnie tych samych słów powtarzanych od tygodni? Chyba, że jest się Moniką Olejnik, która kocha wysłuchiwać bez przerwy tego samego, co ma do powiedzenia Cimoszewicz, Giertych, Kalisz, czy Marcinkiewicz. Widocznie to ją uspokaja.
Mnie natomiast przywołane postacie, panie i panowie posłowie przyprawiają o odruch wymiotny. Nie oni sami, tylko ich tępe i schematyczne wypowiedzi, jak bym bez przerwy puszczał do znudzenia tą samą zgraną taśmę.

Czy ktoś z uczciwych obserwatorów może tych ludzi nazwać politykami?

W ostatnim, niedzielnym panelu dyskusyjnym  "Woronicza 17"w TVP, poseł Halicki nie odpowiedział na ŻADNE pytanie redaktora prowadzącego, mimo, że był pytany wielokrotnie. Pytany o konkretną sprawę nigdy nie odpowiadał wprost, tylko uciekał w zdartą, antypisowską retorykę.
Czy przyzwoite uprawianie polityki ma polegać na tym, że NIE odpowiada się na nasze pytania (bo dobry dziennikarz zadaje właśnie nasze pytania), że kluczy się, mataczy i ucieka w slogany zadane przez centralę.
Ja chrzanię takich przedstawicieli narodu, którzy nie chcą uczciwie rozmawiać

Przez osiem lat rządów Platformy i PSLu, to aż tak bardzo nie rzucało się na oczy. Dlaczego? Ano dlatego, że ci sami politykierzy byli obsługiwani wyłącznie przez zaufane grono zaprzyjaźnionych dziennikarzy (jak dla nędznych polityków jest określenie politykierzy, tak anlogiczne powinno być dla nędznych dziennikarzy). System komunikacji z opinią publiczną wyglądał wówczas prosto i wygodnie: przygotowane pytanie i przygotowana odpowiedź. Jakakolwiek spontaniczność i swobodne myślenie były całkowicie wykluczone. To się nie mieściło w kanonie.
Tak więc wówczas wszystko na styku naród – polityka wyglądało gładko, grzecznie i radośnie.
Pamiętam, jak raz kiedyś, pewien rolnik, plantator papryki, wykrzyknął rozpaczliwie do premiera Tuska – "Jak żyć panie premierze?!". To wówczas było wydarzenie niesamowite. Media długie tygodnie wałkowały ten skandaliczny wybryk wiejskiego chama. Takie były standardy. Taka kultura.
Bo politykierstwo, a nie uprawianie polityki, były w czasach PO i PSL wiodącym trendem, nakreślonym przez głównego ideologa, Donalda Tuska. Dwulicowość i teatr dla mas. Rzucanie setek obietnic, które nigdy nie miały być spełnione.
Jak ciężko pracowali ludzie ówczesnego establishmentu, jakiej wyrafinowanej gry aktorskiej byli zmuszeni używać, dowiedzieliśmy się z nagranych przez państwowotwórczą grupę kelnerów taśm.
Z jednej strony: publicznie buńczuczne – "Idziemy po was!", a prywatnie przy wódce – "Ch..., dupa i kamieni kupa". Tak, tak; to ten sam polityk – minister spraw wewnętrznych, szef policji i służb, Bartłomiej Sienkiewicz. Polityk?

Sytuacja radykalnie się zmieniła po wygranej PISu i całego obozu konserwatywnej prawicy.
Niestety, politykierzy dawnej władzy nie potrafili się nagle zmienić, głównie z powodu ograniczonych predyspozycji umysłowych, gdyż inteligencja, czy mądrość, nigdy wtedy nie była porządaną cechą, by działać w polityce. Natomiast spryt i cwaniactwo – jak najbardziej.
I teraz wyraźnie widzimy, że ci co tak długo mieli władzę, a dzisiaj są opozycją, w której się kompletnie zagubili, nie byli prawdziwymi politykami, a spryt i cwaniactwo, w końcu rozszyfrowane przez społeczeństwo, na niewiele się przydają, gdy otoczenie nagle wymaga prawdy i uczciwości.
W tak niewygodnej i nieprzyjemnej sytuacji można tylko kręcić, kłamać powtarzać propagandowe slogany i chamsko przekrzykiwać oponentów (kultura zawsze była słabą stroną opozycyjnych politykierów).

Politykierów w polityce, tych wszystkich krzykliwych nieudaczników, a także byłych bramkarzy, kajakarzy i gimnastyków, a także niedorobionych synalków jak młody Wałęsa i Cimoszewicz można się pozbyć w prosty sposób – dać wyborcom narzędzia do rozliczania wybranej przez naród osoby. Zawiodłeś lub oszukałeś – won! Bez czekania cztery lata, aż się kompletnie zbłaźni. I ordynacja wyborcza taka, która nie dopuści,by wybierany był kompletny palant, tylko dla tego, że jest wysoko na listach wyborczych, a głosowała wyłącznie na niego liczna rodzina i podlegli pracownicy.

Uprawianie polityki to praca w dużym stopniu altruistyczna – robi się dużo dla innych, dla narodu i państwa. Egocentryzm winien być strictly verboten. Polityk winien być w dużym stopniu kreatywny i cały czas coś budować. Powinien tworzyć i stale coś polepszać.
Model uprawiania polityki wprowadzony przez Tuska i jego zgraję, nie był żadną polityką, tylko administrowaniem. Zarządzaniem wielkim majątkiem państwa i ludzkich zasobów. Zarządzaniem w wielkim stopniu nieudolnym i autorytarnym. Słowo suweren przypomniano dopiero w czerwcu zeszłego roku. Więc Tusk ze swoimi nie pytał się suwerena o zdanie, gdy okradał go ze zgromadzonych oszczędności na emeryturę. Nie pytał, gdy podniósł ludziom wiek emerytalny, a rozmyślał, że najlepiej byłoby, gdyby ludzie pracowali aż do śmierci.
Lecz wszystko to potrafił ładnie tłumaczyć i wyjaśniać. Robił to przecież dla dobra wszystkich. Z biegiem czasu, coraz więcej Polaków widziało, że to bezczelne kłamstwa i matactwa. Puste, obelżywe w swojej hipokryzji słowa.

Co zrobić z obecnymi politykierami? Na początek byłoby dobrze, gdybym chociaż w Telewizji Polskiej nie oglądał tych Halickich, Kierwińskich, Szejnfeldów, czy Tomczyków. To niczym nie uzasadniona promocja tandety. To samo dotyczy Ryszarda Petru i jego kobiet, którzy już dzisiaj są pośmiewiskiem całego internetu.
Niech sobie miniony establishment ogląda na swoich prywatnych stacjach. Kto nie chce bzdur, głupoty i arogancji nie musi tego tam oglądać.
Czy politykierstwo wreszcie zniknie z polskiej sceny? Zniknie. Może nie całkiem, lecz na pewno przestanie być wiodącym trendem, aby w końcu stać się synonimem obciachu i buractwa.
Nie wystarczy jak poseł pięknej ziemi mazowieckiej, Marcin Kierwiński, schudnąć, zamienić fioletowy ślubny garnitur na Vistulę, pokombinować w samorządach, by zostać politykiem. I to z pierwszych ław poselskich! Dobrze przynajmniej, że Michał Kamiński siedzi z tyłu.

Pół roku minęło i politykierska opozycja nie zrobiła nic konstruktywnego. Cała parę skierowała w zniszczenie wyborczych zwycięzców. W odzyskanie utraconych dóbr. Oraz prawa i swobody do bycia cwaniackim, egoistycznym politykierem.


Konstytucja i prawo zakładają możliwość odwołania sprawujących władzę: prezydenta, rząd i sejm. Przynajmniej teoretycznie, lecz legalnie.
Natomiast nikt nie pomyślał, żeby również mozna było odwołać opozycję.
W takim wypadku musimy przestać grać dobrego samarytanina i gentlemana i po prostu opozycję zniszczyć. Nie tak, jak proponowali kibice Legii, ale wymazać ich z życia publicznego.

To nie żadne chamstwo i okrucieństwo z naszej strony. To opozycja otwarcie i wielokrotnie oznajmiła, że cel mają tylko jeden – zniszczyć rządzącą partię i odebrać jej całą władzę. Czy my w takim wypadku mamy pozwolić na bierne okładanie nas sztachetami?
Dopuścić, żeby znowu zapanowało politykierstwo i Polska ponownie stoczyła się w kolonialne bagno, z którego z takim trudem się wydobywamy?

Przedstawienie przez panią premier i jej ministrów rzeczywistego obrazu tego, co zastali w swoich nowo przejętych gabinetach i resortach trwało w sejmie dziesięć godzin. To był katalog fatalnych dokonań, do jakich właśnie może doprowadzić rządzenie państwem przez politykierstwo.

I tym razem ludzie PO, PSL i Nowoczesnej nie wyszli z roli, chociaż prawidłowo należy powiedzieć, że pokazali iż nie dorośli do prawdziwej i uczciwej polityki i na fakty odpowiedzieli chamską propagandą, która tak dobrze poznaliśmy w ciągu minionych ośmiu lat. Głupota, czy nadal cyniczna gra? Wiem, że dla wielu z nich to jest walka o przetrwanie, bo wiele efektów uprawiania politykierstwa i prywaty skończy się w sądzie. Nie mniej, ich odpowiedź udowodniła, że nic się nie zmienili i nadal nie zamierzają się zmienić. Zbyt mocno polubili swój paskudny styl uprawiania władzy.

Czyli ja nie widzę nadziei, że ta fatalna dla Polski zgraja ludzi kiedykolwiek się zmieni. Zadaniem naszym, jeżeli dążymy do tego, by mieć dobre, normalne i uczciwe państwo, jest eliminacja takich ludzi z polityki.
Część z nich zapewne wyeliminuje, tak jak b. posła Burego prokuratura. Pozostałych powinniśmy skutecznie i zdecydowanie również od polityki odsuwać.

Dla naszego wspólnego dobra.

.