sobota, 30 maja 2015

Czy płacili za twarz w komitecie honorowym?



Ile? To niestety obowiązkowe pytanie, które trzeba zadać każdej prostytutce. I to od razu, na początku. Czasy niestety mamy bardzo nieufne.

Złodziej, kurwa i komediant – to przez tysiąclecia najniższe szczeble drabiny społecznej. A co się dzisiaj porobiło? Sumienie narodu. Przewodnik duchowy. Punkt odniesienia. Nierzadko mędrzec i przywódca. Szczególnie u nas, w tej biednej i głupiutkiej krainie.
Dlatego właśnie połowa komitetu honorowego upadłego prezydenta Bronisława Komorowskiego to tak zwani "artyści". Teraz nastąpi okres przejściowy, w którym dotychczas syte pijawki poczują pierwsze objawy wysychania źródła, będą się musiały odessać i wiedzione instynktem pasożyta, zaczną się rozglądać za nowym krwiodawcą.

„Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
To wszystko się tak cyklicznie powtarza
(…)
Mecenas daje złoto, mecenas wymaga
(…)
Trzecia Rzeczpospolita, Polska Ludowa
To samo od nowa, to samo od nowa
(…)
Swoją pracą na scenie chcę osiągnąć swój cel
Order Orła Białego, budowniczy PRL”.

Warto tutaj wspomnieć, że upadły Komorowski nagrodził najwyższymi orderami m.in. swoich najwierniejszych artystów – Andrzeja Wajdę i Daniela Olbrychskiego.

„stałem się komercyjny i komercją się stałem
nic o tym wczoraj nie wiedziałem
i zobaczą wszyscy jak komercja mną kieruje
marnym losem kieruje..."

No właśnie... zastanówmy się trochę, co to się stało, właśnie tu, w Polsce, że komedianci, ten najniższy szczebel społeczny, osiągnęli tak wysoką pozycję. Pozycję w żadnym przypadku im nie należną. Pozycję, którą sobie uzurpują.
Takiego zjawiska nie ma gdzie indziej na świecie. Wprawdzie bywa tak, że sami aktorzy zostają wielkimi politykami. Lecz najpierw sprawdzają się na niższych szczeblach. Ronald Reagan długo był gubernatorem (i to bardzo dobrym) zanim został prezydentem. Natomiast nie wiemy zbyt dużo o politycznych poglądach Leonarda DiCaprio, Antonio Banderasa, czy kiedyś Claudii Cardinale. Przyzwoici aktorzy starali się trzymać z dala od polityki. Czyżby intuicyjnie wyczuwali, że komedianctwo i polityka to taka sama prostytucja, więc jak się już jest jedną dziwką, to nie powinno się wrzucać na grzbiet dodatkowego dziwkarstwa.


”…konsekwencje ponoszę, brzydzę się samym sobą
sam siebie nie znoszę, kroczę drogą,
którą sam wybrałem w swojej naiwności
litości mi trzeba w tej ciemności.”
 
Bardzo jestem ciekaw, czy taki błazen Karolak, albo przeklinająca właśnie ordynarnie nowego prezydenta słowami: - "W dupę dostaniemy od takiego chłystka!" – marna i niespełniona aktorka Anna Nehrebecka, permanentnie uczepiona do pańskiej klamki, brzydzą się sobą?
To dla mnie bardzo ciekawe pytanie, dosłownie sięgające podstaw egzystencji, jakie to uczucie bycia śliskim padalcem? Życie w permanentnym zakłamaniu i fałszu. Jak to jest?
Oczywiście nie prosiłbym o odpowiedź takiego Karolaka, czy Nehrebeckiej, bo ich walory umysłowe pozwalają im tylko na sprostaniu podstawowym życiowym funkcjom. Ale zapytałbym się chętnie takiego "Misia" Kamińskiego, czy, jeszcze lepiej, doktora Migalskiego, jak to jest być gadem. Jak żyć z taką postawą. Przekonany jestem, że tak się nie da, ale widocznie za mało znam się na ludziach, bo co rusz, kolejni komedianci przekonują, że jednak się da.

„Pytałem sam siebie jak to się stało
widocznie modliłem się za mało
żyłem grzesznie, nie robiłem nic pożytecznego
nie kochałem bliźniego jak siebie samego…”

Popatrzmy sobie na zgrany zespól, trochę niekompletny, tych twardo popierających Komorowskiego komediantów. Znajdujący się tam sportowcy - to też komedianci pierwszej klasy. Stali się nimi poprzez swoje celebryctwo i sprostytuowanie.


Przemysław Saleta
Andrzej Grabowski
Otylia Jędrzejczak
Adam Małysz
Mateusz Kusznierewicz
Andrzej Wajda
Olga Jackowska (KORA)
Katarzyna Rooyens (KAYAH)
Robert Korzeniowski
Daniel Olbrychski
Krzysztof Skibiński
Rafał Sonik
Tomasz Karolak
Krystyna Janda
Janusz Gajos
Zygmunt Chajzer
Grzegorz Turnau
Kamil Sipowicz
Dariusz Michalczewski
Jan Tomaszewski
Jerzy Dudek
Justyna Kowalczyk
Agnieszka Holland
Andrzej Chyra
Danuta Szaflarska
Krzysztof Materna
Artur Barciś
Krystyna Prońko
Anna Nehrebecka
Anna Niemczycka-Czartoryska
Magdalena Boczarska
Agnieszka Wielgosz
Andrzej Seweryn
Agnieszka Robótka-Michalska
Aneta Todorczuk-Perchuć
Iwona Guzowska
Olgierd Łukaszewicz
Krzysztof Penderecki
Romuald Lipko
Danuta Szaflarska
Stanisław Tym
Maria Sadowska
Jacek Borcuch
Wojciech Pszoniak
Ewa Braun
Zbigniew Hołdys
Maciej Maleńczuk

Mam oczywiście swoją listę żałości, bardzo krótką na szczęście, listę tych, którzy znaleźli się w tym niechlubnym gronie.
Nie jest to Krzysztof Penderecki, bo jego nadmuchane, jak balon stratosferyczny ego, dawno mu już odebrało rozum. Teraz jest wyłącznie nadętym bufonem.
Lecz żal mi jest, co na starość dzieje się z takim kiedyś niegłupim człowiekiem, jak Stanisław Tym. Częsty problem u nas – nie potrafią zejść ze sceny (jak właśnie widzimy, ich główny mecenas Komorowski też nie potrafi). Demencja, czy może Alzheimer sieją spustoszenie. Nasza sympatia przemienia się w litość i zażenowanie. Ulubiony kiedyś artysta staje się nędzną wydmuszką, manekinem, czy pajacem, niezdolnym do samodzielnej myśli. Spece od manipulacji wyrządzają im ogromną krzywdę popychając ich, mimo dysfunkcji, w światła reflektorów, albo sprzedając ich markę do durnych komitetów honorowych.
Jeszcze bardziej żal mi jest Janusza Gajosa. On przecież jeszcze ciągle myśli i rozumuje.Dlatego jest dla mnie bardzo niezrozumiałe, że on też znalazł się w tym haniebnym gronie. Może jakieś haki na niego mają? Może pije za dużo?

Zrozumiałe jest, że reszta tego towarzystwa może iść się walić. To same nieudaczniki, albo zaćpani i zapici, albo upadłe anioły, które już nigdy się nie podniosą.

Jednakże, jak tylko sobie pomyśleć jeszcze przez chwilę, to widać, że jest coś, co silnie jednoczy całe to środowisko. Zresztą znacznie większy krąg, całą platformę i jej miłośników. Bronisław Komorowski jest tutaj idealnym punktem centralnym. Wzorcem z Ruskiej Budy.
Tym spoiwem tych ludzi jest brak godności. Godność to cnota. I choć chrześcijaństwo mówi, że każdy człowiek ją posiada, lecz jest to tylko godność osobowa. My natomiast widzimy w osobie godność osobowościową. Wiemy intuicyjnie, kto jest dobry i godny, a kto podły i niegodny. Godności przede wszystkim przeciwstawiają się wady zarozumialstwa i służalczości.
Jasno widać, gdzie w takim kontekście lokują się Olbrychski, czy Karolak.

Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
To wszystko się tak cyklicznie powtarza
Czas nadziei, człowiek z żelaza
Wodzowi rewolucji do pasa się kłaniam
Mecenas daje złoto, mecenas wymaga
Ten system musi upaść, teraz i zaraz
Śpiewane na koncercie w koszarach Czy Ty to widzisz?
Czy się nie wstydzisz?
A słyszę, że mówią, że robią to co chcą
Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
Trzecia Rzeczpospolita, Polska Ludowa
To samo od nowa, to samo od nowa
Przepraszam, czy mogę sobie zrobić zdjęcie z Panem
Ja i koleżanka, niedźwiedź, Zakopane
Swoją pracą na scenie chcę osiągnąć swój cel
Order Orła Białego, budowniczy PRL
Czy Ty to widzisz?
Czy się nie wstydzisz?
A słyszę, że mówią, że robią to co chcą
A słyszę, że mówią, że robią już to co chcą
Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
A jedne są lepsze, a drugie są gorsze
A gorsze są tańsze, a lepsze są droższe
Wszyscy artyści to prostytutki
W oparach lepszych fajek, w oparach wódki
A jedni są lepsi, a drudzy są gorsi
A gorsi są tańsi, a lepsi są drożsi
Czy Ty to widzisz?
Czy się nie wstydzisz?
A słyszę, że mówią, że robią to co chcą
A słyszę, że mówią, że robią już to co chcą
Autor Tekstu: Kazik Staszewski
Kompozytor: Adam Burzyński/Kuba Jabłoński/Michał Kwiatkowski/ Kazik Staszewski
[ wszystkie liryki użyte w tekście są autorstwa Kazika Staszewskiego]


.

czwartek, 28 maja 2015

Kundelek rasy polskiej

Po wyborach, po wyborach, lecz rewolucyjną czujność zachować należy.

Lecz jest nieco optymistycznie. Wyrasta nowe pokolenie, już tak nie skażone jak ojcowie.

A jak jeszcze parę miesięcy temu z rozgoryczeniem oceniałem sytuację? Poczytajcie i powiedzcie czy wszystko się zmieniło.

 

 



Właściwie to chciałem dać tytuł kundlizm, bo opisuję bardzo parszywe zjawisko, które, piszę to z wielką przykrością, rozprzestrzenia się w naszym społeczeństwie coraz szerzej.
Polskie społeczeństwo za komuny, to wzorzec z Sevres w porównaniu z tą potworną hybrydą, w jaką się przekształciło, po tak zwanej transformacji, albo, by było jeszcze śmieszniej – po "odzyskaniu wolności".
Jakie odzyskanie? Jakiej wolności? Zapyta się każdy mądry człowiek. I ma rację.
Lecz dwadzieścia pięć lat hodowli idiotów odniosło nadspodziewany efekt.
Szlachetny, dumny i honorowy polski naród właśnie w dużym stopniu się skundlił.

Uprzedzam histeryków i ciotki rewolucji, którzy nie pozwolą, jak to się mówi, kalać swego gniazda i powiedzieć złego słowa na Polaków. Możecie pluć i wrzeszczeć, ale prawdy nie zakrzyczycie. Niestety... dobre osiemdziesiąt procent rodaków ma obecnie totalny zamęt w głowie i tak na dobrą sprawę wymaga totalnej i brutalnej resocjalizacji (to piękne słowo pożyczyłem od sowietów, którzy byli mistrzami i cały swój naród zresocjalizowali).
Czy Polacy się zagubili w nowych warunkach? Czy może okazali się bardzo słabo odporni na indoktrynację i pranie mózgów zaserwowane przez międzynarodowe lewactwo, muli-kulti i brukselski neo-liberalizm.
Efekt jest, jaki jest, co poniżej omówię.

Inteligencja – od tego trzeba zacząć...

Zgodnie z mądrymi teoriami mędrców wschodu – Miczurina, Pawłowa, Łysenki, oraz najwspanialszymi, Lenina i Stalina, by dokonać prawdziwego postępu w hodowli narodu, inteligencję trzeba wyrżnąć. Wówczas pozostały, tak zwany prosty lud, bedzie potrzebował co najmniej trzech pokoleń, by zacząć odbudowywać zręby nowych mądrych i wykształconych obywateli.
A jeżeli jeszcze przywiezie się wybitnych i skutecznych nauczycieli, jak choćby Wanda Wasilewska, Jakub Berman, czy choćby Włodzimierz Sokorski, to proces ten można jeszcze spowolnić o dodatkowe dwa pokolenia.
Jednakże kultowe wprost niechlujstwo i bylejakość sowietów spowodowały, że pewna niewielka część dobrej,polskiej inteligencji przeżyła i tu i ówdzie tliły się ogniki zdrowego rozumu. Mądrzy i prawi ludzie przetrwali i to pozwala żywić nadzieję na pewien przełom w niedalekiej przyszłości.

Przykro to mówić, lecz spora część inteligencji, która jakoś przetrwała mordy i zawieruchy też niestety sparszywiała. Największą dewastację widzę tutaj pośród przedwojennego ziemiaństwa. Gdy bieda nagle zajrzała do oczu, to nieważne stały się wybory moralne. Więc spora część, kiedyś szlachetnego i dumnego ziemiaństwa zaczęła parać się kurestwem. Czyli sprzedawaniem siebie każdemu, kto tylko chce zapłacić.
Czyż nie tak właśnie widzimy generała Wojciecha Jaruzelskiego, podobno z szacownej, ziemiańskiej rodziny, który całkowicie zaprzedał się kolejnym kałmukom z Kremla.?
Ona właśnie, ta inteligencja w pierwszym pokoleniu, która jeszcze przed wojną gospodarowała na swoich włościach, była najbardziej zagubiona i nie potrafiła się odnaleźć. Nie znała etosu walki, a i ich kręgosłup moralny nie stwardniał należycie. Nadspodziewanie łatwo dali się kupić żydokomunie.
Jak chociażby niesłychanie błyskotliwa laureatka nagrody Nobla, Wisława Szymborska, która w latach najgorszego, stalinowskiego terroru pisała na cześć Józefa Stalina:
... Jaki rozkaz przekazuje nam
na sztandarach rewolucji profil czwarty?
- Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty!
Wzmocnić warty u wszystkich bram!
Oto Partia - ludzkości wzrok.
Oto Partia: siła ludów i sumienie.
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.
Jego Partia rozgarnia mrok. ...

Ta część narodu polskiego, ta ex-ziemiańska, świeżutka inteligencja, ba... intelektualiści nawet, najbardziej się zeszmaciła. Skundliła właśnie. Dlaczego? Otóż dlatego, że ludzie ci, nagle pozbawieni busoli, oparcia w swoich dworach i majątkach, jak wszyscy neofici charakteryzowali się wyjątkową gorliwością. W tym wypadku, w Polsce, zapałali gwałtowną miłością do komunizmu, Stalina i Związku Radzieckiego.
Czy to był czysty konformizm? Nie sądzę... To było raczej klasyczne zakochanie się.

Natomiast ta grupa polskiej szlachty, która już wcześniej potraciła majątki, czy to w powstaniach: styczniowym i listopadowym, czy w skutek działań pierwszej wojny światowej, zdołała okrzepnąć w okresie dwudziestolecia międzywojennego; znaleźć swoją nową drogę, zazwyczaj w uniwersyteckich wolnych zawodach, albo karierze wojskowej, czy kościelnej i twardo odnaleźć się w przeobrażającym się świecie.

Właśnie... przeobrażający się świat...

Takie wielkie, pierwsze przeobrażenie przeżyła Polska, kiedy po nazistach, została podbita przez moskiewskich komunistów.
W dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce dokonał się ogromny postęp. Porównajmy to chociażby z minionym ćwierćwieczem, czym tak bardzo, aczkolwiek bezpodstawnie, chwali się na każdym kroku prezydent Komorowski. Jednakże był to za krótki okres, by młodziutka Rzeczypospolita, po 123 latach niewoli, stała się solidnym, nowoczesnym państwem kapitalistycznym.
Nie zapominajmy, że po wyrżnięciu polskich elit przez tychże nazistów i komunistów, grubo ponad dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa stanowił prosty naród o wiejskich, folwarcznych korzeniach. Prawdziwym chłopom, posiadaczom ziemi i producentom rolnym natychmiast przykręcono śrubę, co nazwano odkułaczeniem. Praktycznie chłopów zepchnięto w biedę.
To była wielka grupa narodu, która zazwyczaj podążała w kierunku nakreślonym przez mądrych ludzi. A tutaj tych mądrych ludzi zabrało i zastąpiono ich przewodnictwem partii. Myśli i idee prezentowała "elita" składająca się z żydokomuny kremlowskiej oraz tych inteligenckich kolaborantów, którzy sprzedali się komunizmowi.
Jakie wzorce mógł wtedy mieć polski naród?
Na szczęście, dobrze wytrenowany już w czasach niemieckiej okupacji, nauczył się prowadzić podwójne życie i nie dał się do końca ubezwłasnowolnić. Śmiem twierdzić, że w całym tym kacapskim obozie pod egidą ZSRS, Polska stanowiła najbardziej swobodną enklawę narodowej odrębności i przeciwstawiania się komunizmowi.
Nie mniej, poczynione przez te pięćdziesiąt lat szkody w mentalności narodowej były ogromne.

Świat nam się gwałtownie, ponownie przeobraził w roku 1989.
Ruski komunizm wyczerpany świetnymi pociągnięciami prezydenta USA Ronalda Reagana, po przejęciu władzy przez Michaiła Gorbaczowa, uznał, że nie ma już najmniejszych szans kontynuować tej leninowskiej bzdury i się zawalił.
Polska rządząca żydokomuna i jej akolici wyczuwali już od paru lat możliwość takiego scenariusza i przygotowali sobie miękkie lądowanie.
Rekapitulując, sprowadzało się to do tego, że władzę oddali zaprzyjaźnionej klice, która gwarantowała (i gwarantuje do dzisiaj) im nietykalność, a sami zajęli się chamską grabieżą majątku narodowego.

A co z narodem? Panowie, mamy kapitalizm i demokrację i każdy teraz musi dbać o siebie. Nas to kompletnie nie obchodzi.
Taka postawa i tuż potem następująca "rewolucja" Balcerowicza, której jedynym celem było umożliwienie skuteczniejszego rozkradania Polski, spowodowały, że naród się ostatecznie skundlił, czego fatalne efekty odczuwamy właśnie dzisiaj.
Ponownie zapytam się, dlaczego tak się stało?
To proste i typowe, a przykładów na świcie mamy bez liku; na przykład, co się działo w byłych koloniach, gdy nagle metropolia zdecydowała się wycofać. Następowała kompletna dżungla, gangsterstwo i totalny bałagan.
Ludzie pozostawieni sami sobie, nagle stanęli w obliczu okrutnego i bezwzględnego świata, gdzie prawdziwy majątek przejmowali ubecy, banki wykańczały wszystkich bezwzględnie, przy szalejącej hiper-inflacji, a rozkoszni, głównie pejsaci politycy codziennie obiecywali nadejście raju, który jest tuż, tuż, za rogiem.
Naród wykupił wszystkie łóżka polowe i stanął przy głównych ulicach, by handlować, czym się da. Młodsi i obrotniejsi penetrowali zachodnią Europę przywożąc stamtąd cokolwiek, najczęściej używane i zużyte. To wtedy rozpoczęła się era kupowanych na szrotach wraków samochodów i na lawetach przywożonych milionami do Polski. To wtedy rozpoczęła się era szmateksów i "Salonów odzieży używanej". Tak właśnie "zachód" wkraczał do ojczyzny. Szary, bury, siermiężny i second hand.

Tak, wszystkich nagle ogarnęło szaleństwo robienia interesów. Już wolno, można mieć waluty, nikt się nie czepia... Tylko, jak zawsze – więksi cwaniacy wykańczali słabszych. Przy jednoczesnej wydatnej pomocy państwa i banków.
Nawet przez jeden dzień, choćby jeden z władających krajem, nie pomyślał, co by tu zrobić, by ulżyć obywatelom. Wprost przeciwnie, cała polityka, całe otoczenie polskie stawało się bardziej represyjne i nieprzyjazne.

W takiej dziczy społeczeństwo psiało coraz bardziej.

Czy może dlatego tak jest, że jesteśmy bardzo biedni? Liczne statystyki wykazują, że za nami w Europie jest tylko Bułgaria, Rumunia i Albania. Inni są bogatsi. Statystyczny Grek jest ponad cztery razy bogatszy od statystycznego Polaka. Przeważająca część rodaków utraciła bezpowrotnie majątek w czasie okupacji i potem, gdy wprowadzono komunistyczną "sprawiedliwość". Mimo licznych zapowiedzi po transformacji, nigdy tych utraconych majątków nie odzyskali całkowicie. Z tego powodu, jeszcze dodatkowo okradzeni reformami Balcerowicza, zajęli się przede wszystkim walką o byt, o przetrwanie w nowych, znacznie bardziej bezwzględnych warunkach. Dzisiaj Polacy pracują najwięcej w Europie. Obiecano im kiedyś, że po wejściu do Europy szybko dogonią standardy życia na zachodzie. W praktyce okazało się, że jeżeli na prawdę chcą te standardy mieć, to muszą na ten zachód wyjechać. I ci najambitniejsi, najbardziej prężni, głównie fachowcy wielu dziedzin, lekarze i pielęgniarki, inżynierowie i najlepsi naukowcy, na ten zachód wyjechali.
Potężna emigracja ostatnich lat, jak również to przepracowanie i niesamowita pogoń za namiastką obiecanego dobrobytu, powoduje, że ci, którzy pozostali w kraju nie są w stanie i nie mają chęci myśleć i zachowywać się jak obywatele. Są właśnie, jak te bezpańskie kundelki, biegające bez głębszego sensu po polach i ulicach. Dla kęsa strawy, spokojnego noclegu i unikania niebezpieczeństwa.

Taki ogólnopolski kundlizm spowodował oczywiście, bo jakże inaczej, równoległe spodlenie wszelakiej władzy.
Rządzący krajem, coraz szybciej staczają się po równi pochyłej w chamstwo, głupotę i arogancję.
Jeżeli jeszcze kilkanaście lat temu poseł Gabriel Janowski, był czymś szokującym dla wszystkich swoim zachowaniem, to już niedługo później zwyczaje i postawy partyjnego komitetu towarzysza Millera, oraz ludowego, pospolitego ruszenia Andrzeja Leppera, spowodowały, że fatalne style zachowania, balansowanie na krawędzi przestępstwa, lub nawet dokonywanie przestępstw, co zaowocowało bujnym rozkwitem ogólnonarodowych afer, spowodowało potworną degrengoladę kultury i moralności społeczeństwa. Proces ten uwypukliły i przyspieszyły tak zwane polsko-języczne media głównego nurtu. Szybko sprzedane przez polskich geszefciarzy, którzy nie mieli do tego żadnego prawa, różnym zachodnim magnatom medialnym, których jedynym i natychmiastowym celem było uczynienie z Polaków tępych poddanych i stałe źródło taniej siły roboczej.

Jednakże w tej toczącej się po równi pochyłej śnieżnej kuli narastającego skundlenia, największe sukcesy odniósł Donald Tusk i jego słynna ferajna.
Przekroczyli oni wszelkie bariery cywilizacyjne, unieważnili, lub wyśmiali święte wartości narodu, kradli i rabowali na potęgę; oszukiwali, kłamali, a przeciwników likwidowali. Nawet fizycznie, jak to ma miejsce w klasycznej mafii.
Platforma Obywatelska, która powstała jako pomysł tajnych i kompletnie skorumpowanych tajnych służb, czym się tak chwalił generał Gromosław Czempiński, postać bardzo nędzna i marna, jak to opisuje jego własny agent Zacharski, dokonała ogromnych szkód w polskim społeczeństwie.
Jestem przekonany, że jej głównym celem działalności było skuteczne uczynienie z Polski rosyjsko – niemieckiego kondominium, ogłupienie narodu i sprowadzenie jego do roli poddanych, przede wszystkim dostarczycieli taniej siły roboczej, dla rozwiniętych gospodarek światowych.
O takim postępowaniu tej fatalnej, skorumpowanej partii może świadczyć choćby, taki pomijany fakt, że z północy na południe, realizowany jest projekt tylko jednej autostrady A1, podczas, gdy z zachodu na wschód, czyli tranzyt między Niemcami a Rosją aż trzy autostrady, wliczając w to jeszcze nie rozpoczętą Via Hanzeatica, łączącą Królewiec z Berlinem, nota bene, ulubiony projekt drogowy Hitlera.
Tak to właśnie PO realizuje świadomie, lub może w swej głupocie półświadomie, założenia zagranicznych mocodawców, uczynienia z Polski pół-kolonii, czterdziesto milionowego rynku zbytu nadwyżek produkcyjnych zachodu, a z Polaków, jak już mówiłem, tępych poddanych, niemalże ubezwłasnowolnionych niewolników.

Chyba rok 2014 zapisze się w historii Polski, jako apogeum skundlenia się władzy i skundlenia się społeczeństwa.
Liczba afer, ujawnione dokumenty i nagrania, pokazały wszystkim bez ogródek i owijania w bawełnę, że wszelka władza jest na wskroś, cyniczna, skorumpowana, amoralna, a zarządzane przez nią państwo jest tylko teoretyczne. Co za szczerość!
Przekręt, cynizm i kompletne lekceważenie narodu osiągnął swój szczyt w ostatnich wyborach.
Z całkowitą bezczelnością i arogancją pokazano Polakom, ze wybory to tylko teatrzyk "Zielona Gęś", tzw. państwo ma ich w dupie, a i tak wyniki wyborów, kompletnie zmanipulowane, będą takie, jakie obecnej władzy odpowiadają.

Co na to społeczeństwo? Nic!
W każdym innym kraju, a znam ich sporo, obywatele, a nie poddani, przepędzili by takie władze na cztery wiatry, przestępców pojmali i sprawiedliwie ukarali i ustanowili by nowe porządki.
Co jest doprawdy dla nas żenujące, nawet Rumunia, która miała wybory tydzień przed naszymi, za nieprawidłowości natychmiast doprowadziła do dymisji odpowiedzialnego ministra.

Skundlonemu społeczeństwu można wmówić wszystko i zrobić, co się tylko chce, bo z góry wiadomo, że jest ono tak ubezwłasnowolnione, że nie zareaguje i się nie sprzeciwi władzy.
Nawet wtedy, gdy grupa patriotów, może rzeczywiście nieco nawiedzonych, chce wyrazić sprzeciw okupacją ogólnodostępnej placówki państwowej, to tutaj, na naszej prawicy podnoszą się głosy potępienia, główna opozycyjna partia odcina się w strachu, że może być o coś oskarżona, a liczni blogerzy starają się wykazać idiotyzm jakiegokolwiek sprzeciwu.

Skundlony umysł niewolnika został już ostatecznie ukształtowany.
Pokoleń trzeba będzie, by ponownie zrobić z Polaków obywateli i przywrócić wspaniałe cechy polskich patriotów.
.

środa, 27 maja 2015

Ryszard Petru – Mordor kontratakuje



[*]


Generał Marek Dukaczewski, ważny gość Systemu (choć może tylko twarz?) widzi ze zgrozą, że jego wielki projekt Platforma Obywatelska wydaje ostatnie tchnienia. Trzeba coś robić. I to natychmiast.
Mordor rozkręca więc nowy projekt.

ONI nie są rozrzutni, lub choćby tylko pomysłowi. Pomysł z trzema tenorami przy tworzeniu Platformy Obywatelskiej na długo zachwycał opinie publiczną kształtowaną przez Gazetę Wyborczą. Więc czemu go nie powtórzyć?

I oto proszę państwa, voila, mamy trzech nowych, choć nieco przechodzonych tenorów – Ryszarda Petru, Leszka Balcerowicza i Władysława Frasyniuka. Ten nowy twór Mordoru – Czarnej Krainy ma się hipstersko nazywać Nowoczesna.pl
A kogóż to tam jeszcze mamy na zapleczu? Niezawodny zawodnik turniejów hippicznych "Koń" – Roman Giertych. A jakże! On przecież zawsze w czołówce przemian. Czają się też tam polityczne odpryski z różnych stron – niejaki Rozenek i Napieralski – nieustanny wielbiciel Leszka Millera.
Żeby zdyszani panowie mieli na piwo, czuwać będzie rodzina Wejchertów, szefów ITI, koncernu, którego powstanie wielu łączy z aferą FOZZ, czyli wyprowadzeniem z Polski miliardów złotych przez służby specjalne.
Czyli zrobiliśmy kółko wracając do ojca założyciela, albo, jak kto woli, ojca chrzestnego, generała Dukaczewskiego.

Znane nam dobrze i zaufane wiewiórki donoszą, że już nieśmiało na progu u Balcerowicza stoją w postawie poddańczej (na plecach z łapkami do góry) Drzewiecki, Nowak, Palikot i Sienkiewicz. Same twarde chłopy. Zahartowane.
Jak to się mówi, każden jeden otarł się o kryminał. Futerka wynoszone w Miami, USA, wypasione zegarki i tajemnicze Pendolino (2,5% prowizji od transakcji, jak mówią mądrzy ludzie), lipne spółki w Luksemburgu i ten biedny wnuk wielkiego Polaka od – "ch..., d..., i kamieni kupa".

Widzą państwo, to towarzystwo nie w kij dmuchał. I wszyscy są ulubieńcami mass mediów brudnego nurtu. Lansowanie już się zaczęło. Pieją o nich w GieWu, Polityce, Newsweeku, Polsacie, TVN (przypominam ITI) i TOK FM.
To nowi idole na miarę naszych czasów, Paradowskiej, Pochanke, Żakowskiego, Lisa i Kuźniara, że wymienię tylko tych najzabawniejszych.

Lecz popatrzmy na szczyt tego nagle wyrosłego wzgórza.
Towarzysza Balcerowicza trzeba na razie nieco schować. Przysypać go trocinami i zeszłorocznymi liśćmi. Naród ciągle jeszcze dobrze pamięta bojowy okrzyk śp. samobójcy, Andrzeja Leppera – Balcerowicz musi odejść!
I miał chłop rację. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Balcerowicz to wybitny twórca polskiej biedy. Rozkradania majątku przez swoich. Wyzbywania się dóbr narodowych w zaprzyjaźnionych stolicach. Jak by zdążył, to pewnie by też sprzedał Damę z Łasiczką.
Frasyniuk to jest gość. Nie taka łajza jak np. Andrzej Gwiazda, ciągle żyjący na granicy ubóstwa. Frasyniuk to biznesmen. Iście amerykański. Znane – "od pucybuta do milionera" będzie można u nas zastąpić hasłem – "Od Frasyniuka do Frasyniuka" O! Ale jego się też na razie odstawi. Bełkocze... A Niesiołowski jest od niego o niebo lepszy w te klocki.

Pozostaje więc Mordorowi – wiejskiej Krainie Ciemności Ryszard Petru!!!
Już gwiazda ekranów. Rocznik 1972! Tak jest! Dokładnie ten sam, jak prezydent elekt Andrzej Duda. Nikt nie będzie mógł zarzucić walki pokoleń.
Wybrano go na twarz nowej partii, jak widać po członkach i kandydatach, dosyć śmierdzącej, by we wszystkich zaprzyjaźnionych mediach, z pozycji swojego wątpliwego autorytetu, bo nie ma takowego nikt, kto był uczniem i współpracował z grabieżcą Polski, Balcerowiczem, zbijał, wyśmiewał, podważał i kpił, ze wszystkich pomysłów nowego prezydenta, które choćby lekko zahaczają o ekonomię.

Jest u nas grupa ekonomistów, ulubieńców reżimowej propagandy, "ekspertów" lecących do telewizji na każde zawołanie, którzy wszelkie zasady ekonomii sprowadzili do jednej – "Kraść trzeba powoli!". I trzeba wiedzieć, kogo wolno okradać, a kogo nie. Najlepiej okradać tych najbardziej bezbronnych, czyli pospólstwo i skarb państwa (ministrowie skarbu to przecież kumple).
Rezultat tych fantastycznych działań establishmentowych ekonomistów, widzimy właśnie dzisiaj, po 25 latach. Garstka ultrabogatych oligarchów i akolitów (6 tysięcy zł to pensja idiotów i złodziei) i generalnie biedny naród.
Pan Balcerowicz przyjął sobie za idola, młodego kretyna Jeffreya Sachsa, gremialnie dzisiaj odrzuconego przez poważną, światową ekonomię, który w dupie miał indywidualnego człowieka. A Balcerowicz za nim. Nadrzędna teza osiemnastowiecznego geniusza i myśliciela, twórcy nowoczesnej ekonomii, Adama Smitha, że – "Państwo jest bogate bogactwem obywateli", przez Sachsa, Sorosa (który widząc taki łakomy kąsek, jak Polska też się do grabieży przyłączył) zostały wykpione. W imię zasady wyżej podanej – jak jest co, to trzeba kraść; robić to powoli, to się nie połapią, a takich tumanów, jak Mazowiecki, czy Wałęsa, to się zaczaruje.
Ekonomiści tego nurtu gremialnie uważają, że jakiekolwiek rewolucyjne przeobrażenia i obce im, nowoczesne sposoby gospodarowania są niemożliwe. Bo to obala ich nadrzędną zasadę rozkradania majątku narodowego i okradania obywateli.
Założyli na swoje zakute łby zardzewiałe hełmy, żeby nie widzieć sukcesów Orbana, czy rewolucji malutkiej Islandii. Tego dla nich nie ma! To nie istnieje! Bzdura! A zapytani wprost oświadczają, że za idiotyzm Orbana naród węgierski płaci krwawą daninę. Kłamiąc w żywe oczy, jakbyśmy sami nie mogli sprawdzić.

Ryszard Petru i Leszek Balcerowicz to osobniki ściśle związane z bankowością. A jako, że ponad 60% banków w Polsce to instytucje zagraniczne, ci panowie reprezentują międzynarodową finansjerę. A ta, jak dostała po dupie w Islandii i na Węgrzech, nie może pozwolić, by sytuacja powtórzyła się ponownie w Polsce.
Nie daj Boże się uda i rozleje się po całej Europie! To mógłby być koniec panowania banksterów nad światem!

Więc Petru, zawodnik wagi piórkowej, z pretensjami do wagi super-ciężkiej, już dzisiaj w Tefałenie zaklina, że – to nie może się udać, nigdy! Pan Duda nie pytał ekspertów (ma na myśli siebie, lub prof. Gomułkę) i wszystkie jego trzy przedwyborcze obietnice: obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku, czy pomoc dla rodzin wielodzietnych, są NIEMOŻLIWE!!!

Czyżby?
Kłamie w żywe oczy. To żaden ekspert i autorytet. Medialna zajawka establishmentu i szarego Systemu, która ma nadal mącić Polakom w głowach, jak jego dotychczasowy pracodawca, zużyty prezydent Komorowski i nie dopuścić, żeby wreszcie coś się nie udało.

Zapewniam pana, drogi Ryszardzie Petru z gębą pełną frazesów, że pan Andrzej Duda, pytał się prawdziwych ekonomistów, czy wolno mu to obiecać. A oni po przeanalizowaniu odparli: - jak najbardziej.

Zobaczycie, będziemy mieli teraz nieustanny festiwal Ryszarda Petru (prezydencki rocznik 1972!) oraz jego świeżutkiego, ciepłego, pępowina jeszcze nie przecięta, tworu prosto z Mordoru – Nowoczesna.pl

Mniemam, że gdzieś około 85 procent społeczeństwa jeszcze nigdy o tym nie słyszało. Lecz oni w partyjnych rankingach mają już około 11% poparcia! Nie żartuję – na prawdę. Mają tak zwane tajne poparcie.
Poparcie Kancelarii Komorowskiego, grupy ITI, służb specjalnych i trzymających na tym wszystkim łapę międzynarodowych banksterów. Hochsztaplerów i złodziei.


.[*]  Oko Saurona, władcy Mordoru. Ciekawe, ze takie oko jest też na każdym dolarze.
.

niedziela, 24 maja 2015

Tylko tragedie, czy działanie służb? MS "Estonia" a TU 154

Uznałem, że pora dzisiaj przypomnieć jedną z największych morskich tragedii. Też są tajemnice i też są służby. I morze kłamstw do zakrycia przyczyn i przebiegu "katastrof".

~~~~~~~~~~~~








Piszę sporo o różnych morskich sprawach. W tym także o katastrofach i zatonięciach. Zacząłem zbierać materiały na temat największej po wojnie katastrofy, zatonięcia nowoczesnego promu MS "Estonia" prawie dwadzieścia lat temu. W Polsce ta tragedia nie miała zbyt dużego oddźwięku. Jednakże na przykład w Szwecji jest oceniana jako jedna z największych, niewyjaśnionych tajemnic, na równi z zabójstwem Olofa Palmego.
Czytając o "Estonii", a szczególnie o jej dalszych losach zauważyłem nagle, że jest dużo punktów zbieżnych z naszą największą powojenną, narodową tragedią, rozbicia TU 154 z prezydentem na pokładzie, w sobotę, 10 kwietnia 2010 roku

MS "Estonia" zatonęła 28 kwietnia 1994 r. To już niemalże 20 lat temu,
TU 154 rozbił się prawie 4 lata temu.
To co łączy obie sprawy, to silne podejrzenia, że nie były to "zwykłe" katastrofy spowodowane siłami natury, ludzkimi błędami, czy problemami technicznymi. W Szwecji istnieje powszechne przekonanie, że tragedia "Estonii" jest rezultatem ataku terrorystycznego. W Polsce również jest silne przekonanie, że rozbicie TU 154 jest efektem ataku terrorystycznego.
Jeżeli faktycznie Estonia zatonęła w wyniku ataku terrorystycznego to mówimy o drugim najkrwawszym zamachu w historii (po WTC).
Podobnie można powiedzieć o Smoleńskiej Tragedii – to najpotworniejsze zdarzenie w Polsce po II Wojnie Światowej.



*************
27 kwietnia 1994 roku nowoczesny prom samochodowy wypłynął w rutynowy rejs z Tallina do Sztokholmu, w którym statek, zgodnie z rozkładem powinien zameldować się następnego dnia, o 9:30 rano.
Do katastrofy doszło nocą miedzy 00:55 a 01:50, około 50 mil od wybrzeży Finlandii.
Pierwsze duże zafałszowanie i złą ocenę napotykam w opisie stanu pogody.
Stwierdzono mianowicie, że pogoda była "fatalna". Wiatr wiał z siłą 20 m/s, a fala osiągała 4,5 metra wysokości. Ludzie! Nie dajmy się oszukiwać! To jeszcze nie jest sztorm! Oczywiście, łodzie rybackie uciekają do portów, ale dla dużego, nowoczesnego statku to jest nic specjalnego. Sam byłem setki razy w takiej pogodzie i nie było najmniejszych powodów do niepokoju. Po prostu zła pogoda i tyle.
Tutaj jest pierwsza analogia z Tragedią Smoleńską. Po 10 kwietnia też usiłowano demonizować stan pogody. Mgła podobno była taka gęsta, że z ogonu samolotu nie było widać dziobu. I sięgała od powierzchni ziemi do kilkuset metrów wzwyż. Wykazano później, że była to oczywista nieprawda.
Niewiele wcześniej lądował polski, wojskowy JAK, a 19 lipca 2010 roku podano, że o godz. 8:41 czasu polskiego warunki pogodowe na lotnisku były następujące: wiatr przy gruncie 110–130 stopni, prędkość wiatru 2 m/s, widzialność 300–500 m, mgła, zachmurzenie 10 stopni warstwowe, podstawa chmur (link is external) 40–50 m, temperatura plus 1–2 stopnie Celsjusza (link is external).
To też, mimo, ze media usilnie nas starały się przekonać, nie są warunki krytyczne do lądowania. Przecież zresztą lotniska nie zamknięto. Czyli oceniono na ziemi, że lądować można.
Jednakże w obu tragediach zwrócono uwagę na złą pogodę, bo to pogłębiało chaos informacyjny i budziło pewne wątpliwości.

**************

MS "Estonia" spokojnie wykonywała sobie swoją trasę, gdy po północy rozległy się zgrzyty i hałasy, oraz, jak później oświadczyło wielu świadków, a co zostało utajnione, wybuchy.
Posłuchajcie relacji:
//
Kłopoty zaczęły się tuż przed pierwszą. Większość z 803 pasażerów i 186 członków załogi dawno już spała. Ale jeden z pasażerów, Carl Övberg z kabiny nr 1049, usłyszał odgłosy pomp hydraulicznych i siłowników. Hałas był wyraźny, charakterystyczny, nie do pomylenia. Dochodził z pokładu samochodowego leżącego nad jego kabiną.

Siłowniki hydrauliczne podczas postoju w porcie unoszą furtę dziobową statku i opuszczają rampę, po której do wnętrza promu wjeżdżają pojazdy. Kto i po co włączył te urządzenia na pełnym morzu? - tego mimo kilkuletniego śledztwa wciąż nie udało się wyjaśnić.

Minęła minuta. Övberg usłyszał dwa, może trzy głośne "dziwne, ostre, metaliczne dźwięki". Tak opisywał je przesłuchiwany po katastrofie przez specjalną komisję. Nie był jedynym, który je usłyszał. Dziewięć innych osób znajdujących się w różnych częściach "Estonii" powie później, że to były wybuchy.

Punktualnie o pierwszej w nocy pasażerowie kabiny nr 1027 - Jasmina Waidinger i Daniel Svensson - usłyszeli odgłosy wody wdzierającej się na pokład samochodowy tuż nad ich głowami. Prom przez chwilę chybotał się jak dziecięca kołyska, a po kilku minutach zastygł odchylony 5, może 6 stopni na prawą burtę. Pasażerowie kabiny 1027 uciekli natychmiast na górny pokład. Mieli szczęście. Tylko ci, którzy - jak oni - obudzili się i zdołali szybko opuścić kabiny, mieli szansę na przeżycie.

- Mimo ogólnej paniki i krzyków zaczęliśmy rozdawać kamizelki ratunkowe. Wkrótce przechył był już tak silny, że nie było mowy o spuszczeniu na wodę wszystkich łodzi ratunkowych - opowiadał Jerzy Florysiak, jeden z uczestników katastrofy. - Statek był tak przechylony, że złapałem się za reling [barierkę – jk] żeby nie spaść, ale fala zmyła mnie i znalazłem się w wodzie - mówił.

Jerzy Florysiak grał na "Estonii" w pokładowej orkiestrze. Jej trzej pozostali członkowie - również Polacy ze szwedzkimi paszportami - nie przeżyli katastrofy. Na pokładzie była jeszcze jedna Polka - Agneta Rapp. Jej również nie udało się uratować.//
[źródło]

I dalej:

//
Niemal natychmiast po tajemniczych odgłosach detonacji zatrzymały się silniki "Estonii". Prom zaczął dryfować. Dopiero dwadzieścia dwie minuty po pierwszej, kiedy trzydziestostopniowy przechył statku był już nie do opanowania, załoga "Estonii" wysłała sygnał Mayday. Dlaczego tak późno? Nie wiemy do dziś.

Rozpaczliwe wołanie o pomoc usłyszały dwa statki: "Mariella", którą "Estonia" zostawiła w tyle, i "Silja Europa", największy prom na Bałtyku (zabiera 3 tys. pasażerów) żeglujący pod banderą fińską. Oficer z "Marielli" prosi o szczegóły. "Estonia" podaje pozycję, zgłasza silny przechył i milknie. Kolejne pytania pozostają już bez odpowiedzi.

W tym czasie na "Estonii" rozgrywają się sceny jak z "Titanica". Tyle że tamten transatlantyk tonął trzy godziny, "Estonia" - pół.

- O wpół do dwunastej obudził mnie nagły wstrząs. Ubrałem się i wybiegłem na korytarz. Zobaczyłem przesuwający się automat z coca-colą - opowiadał tuż po uratowaniu Anders Eriksson ze Szwecji. - Biegłem z pokładu na pokład, jak najwyżej, a prom przechylał się coraz mocniej. Cudem zdążyłem założyć kamizelkę ratunko- wą i wsiąść do łodzi ratunkowej - wspominał rozbitek.

Prom bardzo szybko położył się na prawą burtę. Jedna z dwóch potężnych, od kwadransa nieruchomych śrub statku wynurzyła się ponad fale Bałtyku. Mija kolejnych kilka minut i ogromny, ponad 150-metrowy liniowiec, wysoki prawie na 45 metrów, wywrócił się do góry dnem.

Dla tych, którzy zostali we wnętrzu promu, nie było już żadnego ratunku.

Jeszcze przez kilka minut kadłub "Estonii" unosi się na wodzie. Ale pół godziny po pierwszych podejrzanych odgłosach na pokładzie samochodowym rufa promu zaczyna osuwać się pod wodę. Po kilku minutach znika pod jej powierzchnią.

"Estonia" spoczęła na głębokości 90 metrów w odległości około 50 km na południe od wybrzeży Finlandii. Śmierć poniosły 852 osoby. Kapitan poszedł na dno wraz ze statkiem, choć nie wiadomo, co dokładnie robił w ostatnich chwilach "Estonii" - jego ciała na mostku kapitańskim nie znaleziono.//
[źródło]

A jakie były oficjalne ustalenia?

//
Pierwszą oznaką problemów był dziwny odgłos tarcia metalu o metal, który pojawił się około 01.00, kiedy statek mijał archipelag Turku, jednak podczas oględzin furty dziobowej nie wykryto żadnych uszkodzeń. Około godziny 01:15 burta oderwała się od kadłuba; statek nabrał silnego przechyłu na prawą burtę. Około 01.20 przez system informacji wewnętrznej statku wypowiedziano słabym, damskim głosem słowa: „Häire, häire, laeval on häire", co w estońskim oznacza: „Alarm, alarm, alarm na pokładzie". Wkrótce w ten sam sposób zaalarmowano załogę. Niedługo po tym na statku został ogłoszony generalny alarm ratunkowy. Przechył zwiększył się do 30 - 40 stopni na prawą burtę, co sprawiło, że nie można było już się przemieszczać bezpiecznie po pokładzie statku. Drzwi oraz przejścia zostały zablokowane, aby uniemożliwić ewentualne przelewanie się wody. Pasażerowie, którzy próbowali się uratować zostali uwięzieni. O godzinie 01:22 nadane zostało przez załogę wezwanie Mayday, jednak jego forma nie spełniała międzynarodowych norm. Komunikacja ustała około 01:29. Po blisko siedmiu minutach od nadania pierwszego sygnału pomocy Estonia znikła z pola widzenia wszystkich radarów. Z powodu braku zasilania i silnego przechyłu akcja ratownicza na promie była spowolniona i utrudniona. Statek Mariella dotarł na miejsce tragedii około 02:12; pierwszy helikopter o 03:05.Tak wyglądał oficjalny, tragiczny łańcuch wydarzeń. Niestety, życie pokazało, że Estonia kryje o wiele więcej tajemnic niż mogłoby się wydawać. //
[źródło]

Według oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji (JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana, pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia.

Tutaj mamy do czynienia z następną analogią między tragediami. Powołane komisje ustaliły jednoznacznie i zdecydowanie przyczyny katastrof: w przypadku "Estonii" to wady konstrukcyjne, a w przypadku TU 154 błędy ludzkie.
Niestety, w obu wypadkach, w zderzeniu z faktami, świadkami, prostą logiką i zwykła fachowością i rzetelnością, oba raporty były co najmniej kontrowersyjne, a tak po prostu stekiem bzdur. Oba raporty przynoszą hańbę i wstyd ich twórcom: raport międzynarodowej komisji JAIC, raport Anodiny i raport komisji Millera. Niestety, przykre jest to, że te ustalenia poszły w świat i ugruntowały ogólnoświatową opinię publiczną/

*************

Najdziwniejsze rzeczy zaczynają się jednak dziać potem. W przypadku jednej i drugiej tragedii rozpoczęły sie akcje dezinformacji, niszczenia dowodów, zacierania śladów i destrukcji. To była świadoma robota. W jednym i drugim wypadku starano się ukryć prawdę.
Przyczyna może być tylko jedna – obie tragedie były spowodowane przez działania terrorystyczne, a rządom prowadzącym śledztwa zależało na ukryciu tego przed światem i ludźmi.
To już trzecia analogia. Jak kręcili polscy i ruscy uczestnicy śledztwa smoleńskiego, to raczej wiemy bardzo dobrze. Natomiast, jak było z "Estonią"?

// Kontrowersje

27 września 1994 roku statek wypłynął w swój ostatni rejs. Miał płynąć ze stolicy Estonii – Tallinna do Sztokholmu. Według oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji (JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana, pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia. Raport komisji wzbudził jednak wiele kontrowersji. Do nie przekonanych należy m.in. inżynier okrętownictwa Anders Björkman, autor książki "Katastrofa Estonii: Prawda i kłamstwo". Według niego przyczyną zatonięcia promu nie było uszkodzenie furty dziobowej, lecz dziura w burcie poniżej linii wodnej. Mogła ona powstać tylko w jeden sposób – w wyniku eksplozji podłożonej tam bomby[JAIC 3]. Dziura taka została zauważona podczas pierwszej próby dotarcia przez nurków do spoczywającego na dnie Bałtyku wraku. Badania fragmentu poszycia wyciętego z okolic furty dziobowej wraku wskazywałyby w ocenie części ekspertów na działanie materiału wybuchowego. Inne teorie spiskowe łączą zatonięcie z wykorzystywaniem promu do przewozu broni kupowanej potajemnie przez wywiad szwedzki od wojsk rosyjskich stacjonujących w Estonii. Fakt ten został ujawniony w 2004 przez byłego szwedzkiego celnika i został następnie potwierdzony przez Szwecję, która jednak zaznaczyła, iż w dniu tragedii nie było takich transportów. W oficjalnym raporcie wzmianka o dziurze i o transportach nie znalazła się. Zginęły 852 osoby. Promem dowodzili estońscy kapitanowie Arvo Andersson i Avo Piht. Wrak spoczywa na głębokościach 73 – 85 metrów – budzi to wiele zarzutów, głównie spiskowych, iż nie chce się wydobyć wraku, pomimo że jest to całkiem możliwe – przykładem jest Titanic, którego wydobycie rozważano, mimo iż leży na głębokości 3800 m. Oficjalny raport obwinia źle działającą furtę dziobową, zamykającą pokład samochodowy, która odłamała się pod uderzeniami dużych fal. Kiedy furta odłamała się, uszkodziła rampę i odsłoniła pokład samochodowy. Spowodowało to dostawanie się wody na pokład, przez co statek stracił stateczność i zaczął się tragiczny łańcuch wydarzeń  [...]. Ustalenia oficjalnego raportu były wielokrotnie kwestionowane, zwracano uwagę m.in. na potwierdzony fakt wykorzystywania promu do kontrabandy sprzętu wojskowego[9].

Niemiecka dziennikarka Jutta Rabe rozpoczęła własne śledztwo w tej sprawie -wraz z Amerykaninem Gregem Bemisem rozpoczęła nielegalne nurkowania do wraku celem zbadania przyczyn tragedii. Wkrótce po jej artykułach[10] rząd Szwecji przyznał się do szmuglowania broni z Rosji do Szwecji, lecz zaznaczył, że nie miało to miejsca w dniu katastrofy[11]. W lecie 2000 roku, Szwecja wydała nakaz aresztowania Jutty za naruszenie deklaracji nienaruszalności miejsca spoczynku wraku, które podpisały wszystkie państwa nadbałtyckie poza Niemcami, a co było związane z ekspedycją na wrak, w związku z tym Jutta nie odwiedza Szwecji. Podczas tej ekspedycji pobrano próbki metalu wskazujące na użycie materiałów wybuchowych, gdzie na trzy próbki wysłane do trzech różnych laboratoriów[12] (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy) tylko niemieckie laboratorium zakwestionowało możliwość wybuchu i to właśnie na tym jednym oparła się prasa szwedzka, szwedzki rząd zignorował te dowody argumentując to nielegalnym sposobem zdobycia takowych. Według teorii w przewożeniu ładunków mieli uczestniczyć agenci brytyjskiego MI6, którzy na zlecenie amerykańskiego CIA, mieli umożliwić przepływ radzieckiego sprzętu wojskowego – to miałoby wyjaśniać dlaczego Wielka Brytania przyłączyła się do aktu "Porozumienie w sprawie Estonni"[13]

W wyniku ponownego przeanalizowania sprawy Estonii przez estoński zespół prokuratora Margusa Kurma, którego raport ujawniono 30 marca 2006, rząd estoński zakwestionował wyniki prac wspólnej komisji i zaprosił rządy Szwecji i Finlandii do wznowienia dochodzenia. Raport sugeruje, że rząd szwedzki ukrywał część, mających związek ze sprawą, dowodów. Według analizy zeznań świadków dokonanej przez zespół Kurma, rampa dziobowa była podczas katastrofy jedynie uchylona i nie mogła przez nią dostać się na pokład podawana dotychczas ilość wody, nadto nie jest jasne, skąd brała się woda na pokładzie. Komisja ustaliła, że szwedzkie służby odnalazły urwaną furtę dziobową 9 dni przed oficjalnym ujawnieniem tego faktu, a także prowadziły niejawne nurkowania badawcze, a wnętrze ładowni zostało sfilmowane przez pojazd podwodny, czego również nie ujawniono wspólnej komisji. Podczas nurkowań poszukiwano m.in. jednej walizki z nieujawnioną zawartością, którą następnie zabrano ze statku. Raport ten stwierdza również, że trójstronna komisja nie zbadała hipotezy wybuchu na pokładzie.
Źródło: wikipedia, hasło: MS Estonia (link is external)


*************

Konkluzje

Rząd szwedzki idzie już dwadzieścia lat w zaparte.Mataczy, kręci i zaciemnia. Zabronił nurkować do wraku. Zamierzał go całego na dnie morza zacementować, co jest 10-krotnie kosztowniejsze niż wydobycie wraku.
Rząd ten zapewne by tak nie był uparty, gdyby za tą tragedią nie stały tajne służby różnych państw, w tym, co udowodniono – KGB i CIA.
Jakie służby stoją za Tragedią Smoleńską, że rząd Tuska idzie już cztery lata w zaparte?
Czy czeka nas 20 lat, tak, jak ma to miejsce z MS "Estonią"?

Tak, ja Szwedzi niszczyli dowody, zasypywali wrak piaskiem, usiłowali go zabetonować, tak rosyjscy żołnierze cięli TU 154 na kawałki, wybijali szyby, zrzucali fragmenty na kupę i co najstraszniejsze, zalutowali różne przypadkowe fragmenty zwłok w trumnach.

Czy życie ludzkie tak już niewiele znaczy, że dla osiągnięcia zbrodniczego celu, np zamaskowania wojskowej kontrabandy z Rosji via Szwecja do USA, można pozbawić życia setki osób? Że dla zlikwidowania niebezpiecznego prezydenta likwiduje się dodatkowo 95 niewinnych pasażerów?
Czy przypadkiem nie przekraczamy jakiejś znaczącej granicy barbarzyństwa?
A rozbestwienie służb i ich pogarda dla normalnego świata nie osiągnęły punktu krytycznego?

Teorie spiskowe są często wyśmiewane. Szczególnie u nas w Polsce stworzono cały przemysł stygmatyzowania tak zwanych oszołomów i smoleńskich idiotów.
Jednakże upór paru ludzi, prywatnych i niezależnych, wykazał, że rządy paru państw bałtyckich kłamią i usiłują ukryć prawdę. Koalicja kłamstwa w końcu się zalamała. Tylko Szwecja, która ma najwięcej do stracenia trwa w uporze.
W Polsce, z tą władzą nigdy nie dojdziemy do prawdy o Smoleńsku. Gra się toczy o bardzo wysoką stawkę. Mogą polecieć głowy.

Jednak najbardziej przerażające jest to, czy istnieją granice, których międzynarodowe tajne służby nie przekroczą. Ponadto, czy będą tajemnice, których opinia publiczna nigdy nie pozna.
Mgła, gęsta i zwodnicza była podobno na smoleńskim lotniskiem.
Lecz chyba bardziej chodzi o mgle w naszych głowach

*************

Ps. Zebrałem bardzo dużo materiałów o MS "Estonia". Znacznie przekraczających ramy tego artykułu. Optymistyczne jest to, że dzięki uporowi zwykłych ludzi prawda powoli wychodzi na jaw i nikt rozsądny nie może mieć wątpliwości, ze na promie dokonano terrorystycznego ataku. I że zaprzecza to całkowicie wersji oficjalnej przyjętej przez Szwecję, Finlandię i Estonię.
To daje nieco optymizmu, że podobnie może się potoczyć z Tragedią Smoleńską.

______________

[źródło] - http://www.paranormalne.pl/topic/25478-tragedia-promu-estonia/ (link is external)








Piszę sporo o różnych morskich sprawach. W tym także o katastrofach i zatonięciach. Zacząłem zbierać materiały na temat największej po wojnie katastrofy, zatonięcia nowoczesnego promu MS "Estonia" prawie dwadzieścia lat temu. W Polsce ta tragedia nie miała zbyt dużego oddźwięku. Jednakże na przykład w Szwecji jest oceniana jako jedna z największych, niewyjaśnionych tajemnic, na równi z zabójstwem Olofa Palmego.
Czytając o "Estonii", a szczególnie o jej dalszych losach zauważyłem nagle, że jest dużo punktów zbieżnych z naszą największą powojenną, narodową tragedią, rozbicia TU 154 z prezydentem na pokładzie, w sobotę, 10 kwietnia 2010 roku

MS "Estonia" zatonęła 28 kwietnia 1994 r. To już niemalże 20 lat temu,
TU 154 rozbił się prawie 4 lata temu.
To co łączy obie sprawy, to silne podejrzenia, że nie były to "zwykłe" katastrofy spowodowane siłami natury, ludzkimi błędami, czy problemami technicznymi. W Szwecji istnieje powszechne przekonanie, że tragedia "Estonii" jest rezultatem ataku terrorystycznego. W Polsce również jest silne przekonanie, że rozbicie TU 154 jest efektem ataku terrorystycznego.
Jeżeli faktycznie Estonia zatonęła w wyniku ataku terrorystycznego to mówimy o drugim najkrwawszym zamachu w historii (po WTC).
Podobnie można powiedzieć o Smoleńskiej Tragedii – to najpotworniejsze zdarzenie w Polsce po II Wojnie Światowej.



*************
27 kwietnia 1994 roku nowoczesny prom samochodowy wypłynął w rutynowy rejs z Tallina do Sztokholmu, w którym statek, zgodnie z rozkładem powinien zameldować się następnego dnia, o 9:30 rano.
Do katastrofy doszło nocą miedzy 00:55 a 01:50, około 50 mil od wybrzeży Finlandii.
Pierwsze duże zafałszowanie i złą ocenę napotykam w opisie stanu pogody.
Stwierdzono mianowicie, że pogoda była "fatalna". Wiatr wiał z siłą 20 m/s, a fala osiągała 4,5 metra wysokości. Ludzie! Nie dajmy się oszukiwać! To jeszcze nie jest sztorm! Oczywiście, łodzie rybackie uciekają do portów, ale dla dużego, nowoczesnego statku to jest nic specjalnego. Sam byłem setki razy w takiej pogodzie i nie było najmniejszych powodów do niepokoju. Po prostu zła pogoda i tyle.
Tutaj jest pierwsza analogia z Tragedią Smoleńską. Po 10 kwietnia też usiłowano demonizować stan pogody. Mgła podobno była taka gęsta, że z ogonu samolotu nie było widać dziobu. I sięgała od powierzchni ziemi do kilkuset metrów wzwyż. Wykazano później, że była to oczywista nieprawda.
Niewiele wcześniej lądował polski, wojskowy JAK, a 19 lipca 2010 roku podano, że o godz. 8:41 czasu polskiego warunki pogodowe na lotnisku były następujące: wiatr przy gruncie 110–130 stopni, prędkość wiatru 2 m/s, widzialność 300–500 m, mgła, zachmurzenie 10 stopni warstwowe, podstawa chmur (link is external) 40–50 m, temperatura plus 1–2 stopnie Celsjusza (link is external).
To też, mimo, ze media usilnie nas starały się przekonać, nie są warunki krytyczne do lądowania. Przecież zresztą lotniska nie zamknięto. Czyli oceniono na ziemi, że lądować można.
Jednakże w obu tragediach zwrócono uwagę na złą pogodę, bo to pogłębiało chaos informacyjny i budziło pewne wątpliwości.

**************

MS "Estonia" spokojnie wykonywała sobie swoją trasę, gdy po północy rozległy się zgrzyty i hałasy, oraz, jak później oświadczyło wielu świadków, a co zostało utajnione, wybuchy.
Posłuchajcie relacji:
//
Kłopoty zaczęły się tuż przed pierwszą. Większość z 803 pasażerów i 186 członków załogi dawno już spała. Ale jeden z pasażerów, Carl Övberg z kabiny nr 1049, usłyszał odgłosy pomp hydraulicznych i siłowników. Hałas był wyraźny, charakterystyczny, nie do pomylenia. Dochodził z pokładu samochodowego leżącego nad jego kabiną.
Siłowniki hydrauliczne podczas postoju w porcie unoszą furtę dziobową statku i opuszczają rampę, po której do wnętrza promu wjeżdżają pojazdy. Kto i po co włączył te urządzenia na pełnym morzu? - tego mimo kilkuletniego śledztwa wciąż nie udało się wyjaśnić.
Minęła minuta. Övberg usłyszał dwa, może trzy głośne "dziwne, ostre, metaliczne dźwięki". Tak opisywał je przesłuchiwany po katastrofie przez specjalną komisję. Nie był jedynym, który je usłyszał. Dziewięć innych osób znajdujących się w różnych częściach "Estonii" powie później, że to były wybuchy.
Punktualnie o pierwszej w nocy pasażerowie kabiny nr 1027 - Jasmina Waidinger i Daniel Svensson - usłyszeli odgłosy wody wdzierającej się na pokład samochodowy tuż nad ich głowami. Prom przez chwilę chybotał się jak dziecięca kołyska, a po kilku minutach zastygł odchylony 5, może 6 stopni na prawą burtę. Pasażerowie kabiny 1027 uciekli natychmiast na górny pokład. Mieli szczęście. Tylko ci, którzy - jak oni - obudzili się i zdołali szybko opuścić kabiny, mieli szansę na przeżycie.
- Mimo ogólnej paniki i krzyków zaczęliśmy rozdawać kamizelki ratunkowe. Wkrótce przechył był już tak silny, że nie było mowy o spuszczeniu na wodę wszystkich łodzi ratunkowych - opowiadał Jerzy Florysiak, jeden z uczestników katastrofy. - Statek był tak przechylony, że złapałem się za reling [barierkę – jk] żeby nie spaść, ale fala zmyła mnie i znalazłem się w wodzie - mówił.
Jerzy Florysiak grał na "Estonii" w pokładowej orkiestrze. Jej trzej pozostali członkowie - również Polacy ze szwedzkimi paszportami - nie przeżyli katastrofy. Na pokładzie była jeszcze jedna Polka - Agneta Rapp. Jej również nie udało się uratować.//
[źródło]

I dalej:

//
Niemal natychmiast po tajemniczych odgłosach detonacji zatrzymały się silniki "Estonii". Prom zaczął dryfować. Dopiero dwadzieścia dwie minuty po pierwszej, kiedy trzydziestostopniowy przechył statku był już nie do opanowania, załoga "Estonii" wysłała sygnał Mayday. Dlaczego tak późno? Nie wiemy do dziś.

Rozpaczliwe wołanie o pomoc usłyszały dwa statki: "Mariella", którą "Estonia" zostawiła w tyle, i "Silja Europa", największy prom na Bałtyku (zabiera 3 tys. pasażerów) żeglujący pod banderą fińską. Oficer z "Marielli" prosi o szczegóły. "Estonia" podaje pozycję, zgłasza silny przechył i milknie. Kolejne pytania pozostają już bez odpowiedzi.
W tym czasie na "Estonii" rozgrywają się sceny jak z "Titanica". Tyle że tamten transatlantyk tonął trzy godziny, "Estonia" - pół.
- O wpół do dwunastej obudził mnie nagły wstrząs. Ubrałem się i wybiegłem na korytarz. Zobaczyłem przesuwający się automat z coca-colą - opowiadał tuż po uratowaniu Anders Eriksson ze Szwecji. - Biegłem z pokładu na pokład, jak najwyżej, a prom przechylał się coraz mocniej. Cudem zdążyłem założyć kamizelkę ratunko- wą i wsiąść do łodzi ratunkowej - wspominał rozbitek.
Prom bardzo szybko położył się na prawą burtę. Jedna z dwóch potężnych, od kwadransa nieruchomych śrub statku wynurzyła się ponad fale Bałtyku. Mija kolejnych kilka minut i ogromny, ponad 150-metrowy liniowiec, wysoki prawie na 45 metrów, wywrócił się do góry dnem.
Dla tych, którzy zostali we wnętrzu promu, nie było już żadnego ratunku.
Jeszcze przez kilka minut kadłub "Estonii" unosi się na wodzie. Ale pół godziny po pierwszych podejrzanych odgłosach na pokładzie samochodowym rufa promu zaczyna osuwać się pod wodę. Po kilku minutach znika pod jej powierzchnią.
"Estonia" spoczęła na głębokości 90 metrów w odległości około 50 km na południe od wybrzeży Finlandii. Śmierć poniosły 852 osoby. Kapitan poszedł na dno wraz ze statkiem, choć nie wiadomo, co dokładnie robił w ostatnich chwilach "Estonii" - jego ciała na mostku kapitańskim nie znaleziono.//
[źródło]

A jakie były oficjalne ustalenia?

//
Pierwszą oznaką problemów był dziwny odgłos tarcia metalu o metal, który pojawił się około 01.00, kiedy statek mijał archipelag Turku, jednak podczas oględzin furty dziobowej nie wykryto żadnych uszkodzeń. Około godziny 01:15 burta oderwała się od kadłuba; statek nabrał silnego przechyłu na prawą burtę. Około 01.20 przez system informacji wewnętrznej statku wypowiedziano słabym, damskim głosem słowa: „Häire, häire, laeval on häire", co w estońskim oznacza: „Alarm, alarm, alarm na pokładzie". Wkrótce w ten sam sposób zaalarmowano załogę. Niedługo po tym na statku został ogłoszony generalny alarm ratunkowy. Przechył zwiększył się do 30 - 40 stopni na prawą burtę, co sprawiło, że nie można było już się przemieszczać bezpiecznie po pokładzie statku. Drzwi oraz przejścia zostały zablokowane, aby uniemożliwić ewentualne przelewanie się wody. Pasażerowie, którzy próbowali się uratować zostali uwięzieni. O godzinie 01:22 nadane zostało przez załogę wezwanie Mayday, jednak jego forma nie spełniała międzynarodowych norm. Komunikacja ustała około 01:29. Po blisko siedmiu minutach od nadania pierwszego sygnału pomocy Estonia znikła z pola widzenia wszystkich radarów. Z powodu braku zasilania i silnego przechyłu akcja ratownicza na promie była spowolniona i utrudniona. Statek Mariella dotarł na miejsce tragedii około 02:12; pierwszy helikopter o 03:05.Tak wyglądał oficjalny, tragiczny łańcuch wydarzeń. Niestety, życie pokazało, że Estonia kryje o wiele więcej tajemnic niż mogłoby się wydawać. //
[źródło]

Według oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji (JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana, pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia.

Tutaj mamy do czynienia z następną analogią między tragediami. Powołane komisje ustaliły jednoznacznie i zdecydowanie przyczyny katastrof: w przypadku "Estonii" to wady konstrukcyjne, a w przypadku TU 154 błędy ludzkie.
Niestety, w obu wypadkach, w zderzeniu z faktami, świadkami, prostą logiką i zwykła fachowością i rzetelnością, oba raporty były co najmniej kontrowersyjne, a tak po prostu stekiem bzdur. Oba raporty przynoszą hańbę i wstyd ich twórcom: raport międzynarodowej komisji JAIC, raport Anodiny i raport komisji Millera. Niestety, przykre jest to, że te ustalenia poszły w świat i ugruntowały ogólnoświatową opinię publiczną/

*************

Najdziwniejsze rzeczy zaczynają się jednak dziać potem. W przypadku jednej i drugiej tragedii rozpoczęły sie akcje dezinformacji, niszczenia dowodów, zacierania śladów i destrukcji. To była świadoma robota. W jednym i drugim wypadku starano się ukryć prawdę.
Przyczyna może być tylko jedna – obie tragedie były spowodowane przez działania terrorystyczne, a rządom prowadzącym śledztwa zależało na ukryciu tego przed światem i ludźmi.
To już trzecia analogia. Jak kręcili polscy i ruscy uczestnicy śledztwa smoleńskiego, to raczej wiemy bardzo dobrze. Natomiast, jak było z "Estonią"?

// Kontrowersje
27 września 1994 roku statek wypłynął w swój ostatni rejs. Miał płynąć ze stolicy Estonii – Tallinna do Sztokholmu. Według oficjalnego raportu z 1997 powołanej do wyjaśnienia przyczyn tragedii wspólnej estońsko – szwedzko – fińskiej komisji (JAIC), przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i została urwana, pociągając za sobą i otwierając rampę wjazdową, co spowodowało wlanie się w ciągu 5 minut ponad 1000 ton wody na pokład samochodowy i przechył, prowadzący do zatonięcia. Raport komisji wzbudził jednak wiele kontrowersji. Do nie przekonanych należy m.in. inżynier okrętownictwa Anders Björkman, autor książki "Katastrofa Estonii: Prawda i kłamstwo". Według niego przyczyną zatonięcia promu nie było uszkodzenie furty dziobowej, lecz dziura w burcie poniżej linii wodnej. Mogła ona powstać tylko w jeden sposób – w wyniku eksplozji podłożonej tam bomby[JAIC 3]. Dziura taka została zauważona podczas pierwszej próby dotarcia przez nurków do spoczywającego na dnie Bałtyku wraku. Badania fragmentu poszycia wyciętego z okolic furty dziobowej wraku wskazywałyby w ocenie części ekspertów na działanie materiału wybuchowego. Inne teorie spiskowe łączą zatonięcie z wykorzystywaniem promu do przewozu broni kupowanej potajemnie przez wywiad szwedzki od wojsk rosyjskich stacjonujących w Estonii. Fakt ten został ujawniony w 2004 przez byłego szwedzkiego celnika i został następnie potwierdzony przez Szwecję, która jednak zaznaczyła, iż w dniu tragedii nie było takich transportów. W oficjalnym raporcie wzmianka o dziurze i o transportach nie znalazła się. Zginęły 852 osoby. Promem dowodzili estońscy kapitanowie Arvo Andersson i Avo Piht. Wrak spoczywa na głębokościach 73 – 85 metrów – budzi to wiele zarzutów, głównie spiskowych, iż nie chce się wydobyć wraku, pomimo że jest to całkiem możliwe – przykładem jest Titanic, którego wydobycie rozważano, mimo iż leży na głębokości 3800 m. Oficjalny raport obwinia źle działającą furtę dziobową, zamykającą pokład samochodowy, która odłamała się pod uderzeniami dużych fal. Kiedy furta odłamała się, uszkodziła rampę i odsłoniła pokład samochodowy. Spowodowało to dostawanie się wody na pokład, przez co statek stracił stateczność i zaczął się tragiczny łańcuch wydarzeń  [...]. Ustalenia oficjalnego raportu były wielokrotnie kwestionowane, zwracano uwagę m.in. na potwierdzony fakt wykorzystywania promu do kontrabandy sprzętu wojskowego[9].
Niemiecka dziennikarka Jutta Rabe rozpoczęła własne śledztwo w tej sprawie -wraz z Amerykaninem Gregem Bemisem rozpoczęła nielegalne nurkowania do wraku celem zbadania przyczyn tragedii. Wkrótce po jej artykułach[10] rząd Szwecji przyznał się do szmuglowania broni z Rosji do Szwecji, lecz zaznaczył, że nie miało to miejsca w dniu katastrofy[11]. W lecie 2000 roku, Szwecja wydała nakaz aresztowania Jutty za naruszenie deklaracji nienaruszalności miejsca spoczynku wraku, które podpisały wszystkie państwa nadbałtyckie poza Niemcami, a co było związane z ekspedycją na wrak, w związku z tym Jutta nie odwiedza Szwecji. Podczas tej ekspedycji pobrano próbki metalu wskazujące na użycie materiałów wybuchowych, gdzie na trzy próbki wysłane do trzech różnych laboratoriów[12] (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy) tylko niemieckie laboratorium zakwestionowało możliwość wybuchu i to właśnie na tym jednym oparła się prasa szwedzka, szwedzki rząd zignorował te dowody argumentując to nielegalnym sposobem zdobycia takowych. Według teorii w przewożeniu ładunków mieli uczestniczyć agenci brytyjskiego MI6, którzy na zlecenie amerykańskiego CIA, mieli umożliwić przepływ radzieckiego sprzętu wojskowego – to miałoby wyjaśniać dlaczego Wielka Brytania przyłączyła się do aktu "Porozumienie w sprawie Estonni"[13]
W wyniku ponownego przeanalizowania sprawy Estonii przez estoński zespół prokuratora Margusa Kurma, którego raport ujawniono 30 marca 2006, rząd estoński zakwestionował wyniki prac wspólnej komisji i zaprosił rządy Szwecji i Finlandii do wznowienia dochodzenia. Raport sugeruje, że rząd szwedzki ukrywał część, mających związek ze sprawą, dowodów. Według analizy zeznań świadków dokonanej przez zespół Kurma, rampa dziobowa była podczas katastrofy jedynie uchylona i nie mogła przez nią dostać się na pokład podawana dotychczas ilość wody, nadto nie jest jasne, skąd brała się woda na pokładzie. Komisja ustaliła, że szwedzkie służby odnalazły urwaną furtę dziobową 9 dni przed oficjalnym ujawnieniem tego faktu, a także prowadziły niejawne nurkowania badawcze, a wnętrze ładowni zostało sfilmowane przez pojazd podwodny, czego również nie ujawniono wspólnej komisji. Podczas nurkowań poszukiwano m.in. jednej walizki z nieujawnioną zawartością, którą następnie zabrano ze statku. Raport ten stwierdza również, że trójstronna komisja nie zbadała hipotezy wybuchu na pokładzie.
Źródło: wikipedia, hasło: MS Estonia (link is external)

*************

Konkluzje

Rząd szwedzki idzie już dwadzieścia lat w zaparte.Mataczy, kręci i zaciemnia. Zabronił nurkować do wraku. Zamierzał go całego na dnie morza zacementować, co jest 10-krotnie kosztowniejsze niż wydobycie wraku.
Rząd ten zapewne by tak nie był uparty, gdyby za tą tragedią nie stały tajne służby różnych państw, w tym, co udowodniono – KGB i CIA.
Jakie służby stoją za Tragedią Smoleńską, że rząd Tuska idzie już cztery lata w zaparte?
Czy czeka nas 20 lat, tak, jak ma to miejsce z MS "Estonią"?

Tak, ja Szwedzi niszczyli dowody, zasypywali wrak piaskiem, usiłowali go zabetonować, tak rosyjscy żołnierze cięli TU 154 na kawałki, wybijali szyby, zrzucali fragmenty na kupę i co najstraszniejsze, zalutowali różne przypadkowe fragmenty zwłok w trumnach.

Czy życie ludzkie tak już niewiele znaczy, że dla osiągnięcia zbrodniczego celu, np zamaskowania wojskowej kontrabandy z Rosji via Szwecja do USA, można pozbawić życia setki osób? Że dla zlikwidowania niebezpiecznego prezydenta likwiduje się dodatkowo 95 niewinnych pasażerów?
Czy przypadkiem nie przekraczamy jakiejś znaczącej granicy barbarzyństwa?
A rozbestwienie służb i ich pogarda dla normalnego świata nie osiągnęły punktu krytycznego?

Teorie spiskowe są często wyśmiewane. Szczególnie u nas w Polsce stworzono cały przemysł stygmatyzowania tak zwanych oszołomów i smoleńskich idiotów.
Jednakże upór paru ludzi, prywatnych i niezależnych, wykazał, że rządy paru państw bałtyckich kłamią i usiłują ukryć prawdę. Koalicja kłamstwa w końcu się zalamała. Tylko Szwecja, która ma najwięcej do stracenia trwa w uporze.
W Polsce, z tą władzą nigdy nie dojdziemy do prawdy o Smoleńsku. Gra się toczy o bardzo wysoką stawkę. Mogą polecieć głowy.

Jednak najbardziej przerażające jest to, czy istnieją granice, których międzynarodowe tajne służby nie przekroczą. Ponadto, czy będą tajemnice, których opinia publiczna nigdy nie pozna.
Mgła, gęsta i zwodnicza była podobno na smoleńskim lotniskiem.
Lecz chyba bardziej chodzi o mgle w naszych głowach

*************

Ps. Zebrałem bardzo dużo materiałów o MS "Estonia". Znacznie przekraczających ramy tego artykułu. Optymistyczne jest to, że dzięki uporowi zwykłych ludzi prawda powoli wychodzi na jaw i nikt rozsądny nie może mieć wątpliwości, ze na promie dokonano terrorystycznego ataku. I że zaprzecza to całkowicie wersji oficjalnej przyjętej przez Szwecję, Finlandię i Estonię.
To daje nieco optymizmu, że podobnie może się potoczyć z Tragedią Smoleńską.

______________

[źródło] - http://www.paranormalne.pl/topic/25478-tragedia-promu-estonia/ (link is external)



Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/7787/tylko-tragedie-czy-dzialanie-sluzb-ms-estonia-a-tu-154

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

sobota, 16 maja 2015

Zniszczymy Andrzeja Dudę jak Lecha Kaczyńskiego!

 
Czy system już odpuścił Komorowskiego? Mimowolnie stał się balastem. Poza tym, to nie on decyduje gdzie stoją konfitury.
Warto poświęcić grupę cymbałów zgromadzonych wokół prezydenta, by uratować kwintesencję Układu i Systemu – Platformę Obywatelską.

Taki oto diaboliczny scenariusz usłyszałem wczoraj z ust Łukasza Warzechy, który zaznaczył, że informacje o takim rozwiązaniu krążą właśnie w zaufanych kręgach powiązanych z prawdziwą władzą

Andrzej Duda ma wygrać wybory. Wtedy otoczy się go kordonem sanitarnym. I zacznie się masakra – jego i PiSu. Pięć miesięcy do wyborów parlamentarnych nieustannego bombardowania i nocnych nalotów powinno wystarczyć by zniszczyć wizerunek nowego prezydenta, ośmieszyć go i ubezwłasnowolnić, jednocześnie zadając potężne ciosy Kaczyńskiemu i PiSowi.
W rezultacie uzyska się to, co najważniejsze – utrzymanie się Platformy u władzy i kontynuację faktycznego rządzenia Polską.

Tusk wkrótce przybywa z Brukseli. Lecz nie po to by wesprzeć praktycznie już leżącego na deskach, znokautowanego Komorowskiego, za którym nigdy nie przepadał, on wierny giermek Berlina, a nie Moskwy. On już dostał konkretne wytyczne ze swojej centrali i od szefowej, jak ustawić nową scenę polityczną, już bez Komorowskiego. W swojej arogancji i z berlińskim poparciem, ten pyszny i próżny człowiek przekonany jest, że jak sobie dobrze radził i w końcu poradził ze śp. Lechem Kaczyńskim, to również nie powinno być kłopotów z Andrzejem Dudą.
Przetasuje się nieco gabinet premiera. Może usunie się panią Kopacz, która już nie jest kobietą Tuska i której po awansie potężnie odbiło, tak, że bredzi niemalże, jak Komorowski. Może zawrze się pakt z Grzegorzem Schetyną, to przecież rozsądny gość i teraz, jak nie ma Grabarczyka, to pewnie złagodnieje. Da mu się premierostwo, jeśli przyrzeknie na kolanach, że będzie grał w berlińskiej drużynie. Zresztą ruskim już podpadł.
Wywali się też pod publikę dwóch najbardziej znienawidzonych ministrów, zresztą obie przechrzty, nie z wewnętrznego kręgu – Kluzik Rostkowską i Arłukowicza i motłoch będzie zadowolony.

A PiS w jesiennych wyborach dostanie tak w dupę, że nawet nie będzie w stanie cokolwiek zrobić, jak trzeba będzie pomajstrować przy konstytucji, czy prezydenckim wecie. Duda też będzie się mógł tylko ugryźć ze złości, bo zostanie mu tylko słynny żyrandol.

A Bronek Komorowski? Cóż... niech się cieszy tym, co lubi najbardziej – jajecznicą na tłustym boczku, od czego ma tą fatalną miażdżycę, od kurek, które czule podczas kampanii wspominał. Pójdzie sobie z Dukaczewskim i Nałęczem na polowanie. A czasem zaproszą go przyjaciele do Soczi, jak kiedyś towarzysza Jaruzelskiego.
Wykładów raczej nie będzie prowadził, bo nie znajdzie się na świecie taki uniwersytet, czy fundacja, która zaryzykowałaby jeden ze słynnych wykładów Bredzisława. No i niewątpliwie będzie miał permanentny zakaz wjazdu do Japonii. Małpich wybryków tam się nie toleruje i nie zapomina.

Tęgie głowy myślą. Rozważają setki możliwych scenariuszy. W ramach treningu przesuwają konie i wieże na szachownicy.
Czy zastosowana zostanie tak dzisiaj popularna obrona sycylijska – e

czwartek, 14 maja 2015

Monopoliści – twarde zaplecze Komorowskiego (pomijając WSI)

 
PGNiG, Orlen. Lotos, co tam jeszcze, Sieci Energetyczne, woda w kranach, a poza tym Biedronki, Getin banki, to co?
To człowieku banda cwaniaków i szubrawców, dzięki którym musisz płacić obowiązkowo za swoje mieszkanie, mimo, ze jesteś właścicielem, 700 zł miesięcznie, jeżeli to jest tylko lokal 60 metrowy z jednym lokatorem, albo 1000 zł miesięcznie, jeżeli lokal ma 100 metrów i dwóch lokatorów.
I siedemdziesiąt procent tych opłat to są tak zwane media, to, co kiedyś było drobnostką, teraz jest największym obciążeniem. Media – prąd, gaz, woda, śmieci. To pognębienie zwykłych ludzi i złote zyski dla przyrządowych szubrawców.
Czytałem onegdaj, że w latach 30-tych za to właśnie brała się mafia, bo to dawało świetne zyski i nikt nie miał siły się oburzyć.

- Cena gazu w ostatnim pięcioleciu spadła o 30%. Odczułeś to gospodarzu? Płacisz mniej za gaz, ciepła wodę i ogrzewanie? Zbójecki związek wiodącej partii politycznej z panami Tuskiem, Komorowskim i pamiętnym Pawlakiem z PSLu , z ustanowionymi przez siebie prezesami spóle i członkami zarządów, bezwzględnie i bandycko żerującym na ludności, czyni twoje życie tak ciężkim.
- Jeździsz samochodem, wiesz, że cena ropy naftowej była niedawno najniższa od dwudziestu lat? Coś tam spadło, parę kosmetycznych groszy, ale pan Tusk, kiedyś ogłosił, że paliwo będzie po pięć złotych, bo o to go poprosiła jego szczególna przyjaciółka Angela Merkel.
- A jak tam w bankach? Lepiej? Mniejsze koszty, łatwiejsze kredyty, lepsze lokaty? Przepraszam, takie głupie żarty. Banki pod państwowym parasolem, wysysają krew z obywateli, jak siedmiogrodzka horda wampirów.

Wystarczy. Każdy może sobie dopisać dodatkowych krwiopijców. I podkreślam ponownie – to nie tylko ci zagraniczni gangsterzy, to nasza rodzima banda złoczyńców, tak ładnie wyhodowana przez ekipę, utworzonego przez WSI PO.

Proszę bardzo, jak dobrze się pasą:
- była pani prezes PGNiG, Grażyna Piotrowska – Oliwa, swój człowiek, a jakże,  zarobiła pracując 4 miesiące 1,5 miliona złotych. Nieźle?  Najniższa emerytura dla dziesięciu emerytów przez dziesięć lat. [1]
- szef Orlenu, Jacek Krawiec... znacie? – "...od 2014 roku prezes Orlenu Jacek Krawiec. Wynagrodzenie przyznane za ubiegły rok to aż 2,914 miliona złotych. Z tytułu stałej pensji i innych świadczeń prezes zainkasował ponad 1,674 miliona złotych brutto, premie stanowiły zaś kolejne 1,24 miliona złotych." [2]
-  i już lecąc dalej:
     - Lotos – Paweł Olechnowicz w 2014 zarobił 1 milion 468 tys zł
     - Tauron – Dariusz Lubera w minionym roku zarobił 1 milion 912 tysięcy zł.
     - Zbigniew Jagiełło REKORDZISTA , nasz narodowy bank PKO BP zarobił
       W 2014 piękną sumkę za dojenie obywateli w wysokości 3 miliony 112 tyś.

Mam jeszcze kilkudziesięciu takich dobrych wujków, którzy, gdy my musimy się mocno spinać, by zapłacić co miesiąc za mieszkanie, to oni tyle zarabiają w jedną godzinę.
Chcecie sobie poczytać o tych wspaniałych Polakach, którzy przekraczają bariery i wkrótce polecą na Marsa? Za nasze pieniądze i za naszą wściekłość?
Macie ich tutaj [3].

No to widzicie polaczki, drobne mróweczki, co to was klasycznego typu: – eee tam, co mnie to obchodzi – kto zżera wasze zasoby, kto was dołuje i robi, że lekarstw nie możecie wykupić – kolesie platformy, milionowe byki, bezczelne chamy z Bentleyami, osmiorniczkami i jachtami na greckich wyspach.

Facet ma 1,5 miliona za rok, bo jest kumplem i Tusk, Komorowski i Kopacz tam go postawili. A ty, za jego roczną pensję mógłbyś żyć jak król prze siedem lat.
Na to się godzisz człowiecze? Ci ludzie powyżej, ten Jagiełło, Krawiec, czy Lubera to takie same kmiotki. Ich przodkowie nie zbudowali fortun, nie zgromadzili kapitału. Urodzili się wczoraj, no bo mieli odpowiednich kolesi.

To są właśnie monopole. W Polsce wszystkie systemowe. Nie zastanawiasz się długo nad rachunkami za prąd, ciepłą wodę, czy gaz. A tu się odbywa jawna grabież. Tu cię kopią w dupę, celując w najbardziej czuły punkt.

Czy to nie za wiele?
Gnębi cię Europa, gnębi cię międzynarodowa finansjera, ale, to co pomijasz zazwyczaj, a co jest najbardziej okrutne, gnębią cię państwowi monopoliści.

Cóż my, bądź co bądź biedaki, możemy powiedzieć na sytuację, którą działanie zbójeckiego państwa nam stwarza. Na tą warstwę szczytów państwowych monopoli, których stać na drogie alkohole, po 600 zł butelka i kolacje po 2 000 złotych.
Oni nas specjalnie wpędzają w labirynt zmartwień, w comiesięczne niepokoje o zapłatę za gaz, prąd i ciepło. Kto z nas o tym rozmyśla i analizuje, ze tutaj właśnie zbójeckie państwowe, a konkretnie mówiąc, antynarodowe monopole realizują politykę spychania nas w otchłań hańby, biedy i poniżenia.
Ci panowie o milionowych przychodach, wymienieni powyżej nie życzą sobie konkurencji drobnych, dorabiających się Polaków. To by tylko im przeszkadzało. Mają przecież pełen suport ze strony władz. Władz, której członkowie mają zagwarantowane, ze jak odejdą z polityki, to będzie ich czekało należyte miejsce w poważnej radzie nadzorczej, albo i nawet milionowa prezesura.

To pasożytnictwo na narodzie; to rujnowanie rodzin i ich budżetu, relatywnie najniższe zarobki przy najwyższych kosztach życia, poprzez państwową monopolizację codziennych opłat i wydatków to coś, co przyszły rząd musi obowiązkowo zniszczyć. To pijawka narodowa, z której krew popijają funkcyjni eksperci, prezesi i propagandziści. A krew jest upuszczana z narodu. Z każdej rodziny.

Wiec jak się będziemy brali za robienie porządków z Biedronkami, Tesco, Getin Bankami, Tauronami, i centrami handlowymi, nie zapominajmy o tych największych, tych najpazerniejszych i tych przechowalni polityków, którzy nieopatrznie dali się złapać na kłamstwie, złodziejstwie, czy nawet gwałcie (vide – Lepper & co.).

Twoje codzienne życie i twoje wydatki noszą pieczęć największych złodziei – monopoli, które za sobą mają to zdegenerowane państwo polskie, które reprezentuje obecnie ferajna Tuska – "Żyrandol" Komorowski, Kopaczka-Kopacz, i cały ten cyrk "Polonia".










[1]    http://www.se.pl/wiadomosci/polska/tak-sie-w-polsce-zarabia-na-panstwowym_390251.html
[2]   http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/ranking-zarobkow-prezesow-spolek-skarbu,96,9,1745248.html
[3]   http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/ranking-zarobkow-prezesow-spolek-skarbu,96,0,1745248.html


.