piątek, 28 sierpnia 2015

O pysze i knowaniu, czyli Kulczyk&Tusk

   
Zmarły Jan Kulczyk znany był w otoczeniu z tego, że dobrze płacił. Lecz wyłącznie tym, którzy byli mu nadal potrzebni.
Gdy już przestawali mu być potrzebni, to brutalnie odpędzał domagających się zapłaty od drzwi. Może to poświadczyć pani Edyta Sieczkowska, która nagrała miliarderowi inwestycje na rynku luksusowych nieruchomości w Dubaju, dla jego Kulczyk Investment House. Jeszcze pośmiertnie dobry doktor "wisi" pani Edycie parę milionów dolarów, których ta zapewne nigdy nie zobaczy.



Zaległych pieniędzy domaga się też były totumfacki Kulczyka i jego ścisły współpracownik i podwładny, ex-prezydent z problemami, Aleksander Kwaśniewski. Widocznie jego przydatność dla oligarchy również zaczęła się wyczerpywać. Konfiguracje i polityczne konstelacje zmieniły się i szereg nowych figurantów wyciągało rękę po jałmużnę.

Charakterystyczne w tym szarym układzie jest to, że Jana Kulczyka wylansowały i prowadziły służby specjalne w taki sposób, że majątek jego powstał z wyprowadzania ze skarbu państwa pieniędzy z dużym zyskiem.
Ten miliarder, który niczego nie stworzył i niczego nie zbudował, działał wyłącznie w sektorze – "tanio kupuj – drogo sprzedaj". I tak się złożyło, że tanio kupował zazwyczaj od państwa polskiego. Umożliwiali mu to skorumpowani politycy i urzędnicy szczebla centralnego.
Jeden przekład – Lech Browary Wielkopolski. Tak się szczęśliwie złożyło, że ten nowoczesny zakład, wybudowany za Gierka w latach 1975 – 80, w roku 1993, za głupie 20 mln, co jest ułamkiem wartości browaru, kupuje od skarbu państwa właśnie Jan Kulczyk. A już w 1996 sprzedaje z niesamowitym zyskiem, za około 300 mln, międzynarodowemu olbrzymowi w branży piwowarskiej, South African Breweries International (SABMiller plc – drugie co do wielkości browary na świecie, piwa Foster, Grolsch, Miller, Peroni, Pilsner Urquell, a obecnie polskie marki – Lech, Tyskie, Żubr).
Trzeba tutaj jednak stanowczo stwierdzić, że nie był to "interes życia" Kulczyka. On ciągle się rozwijał i żerując na polskim państwie, robił coraz większe interesy. Aż w końcu Polska okazała się dla niego za mała i postanowił działać na rynkach międzynarodowych.

Jak już wspomniałem, dobry doktor Jan bardzo nie lubił sam niepotrzebnie wydawać forsę i sam przeprowadzać delikatne, lub niebezpieczne działania. Do tego właśnie brał sobie do pomocy polityków, których korumpował tak, aż w końcu stawali się oni całkowicie od niego zależni.
Potrzebował dobrych kontaktów w Rosji, czy na Ukrainie? Proszę bardzo. Zatrudniał rzeczonego Kwaśniewskiego. Potrzebował wsparcia wywiadu i kontrwywiadu? Voila! Znalazł się odpowiedni generał.
Jak donoszą z kuluarów, Jan Kulczyk nie musiał się specjalnie starać o kontakty z politykami i wysokimi urzędnikami. Oni wszyscy pchali się drzwiami i oknami do miliardera, łasząc się i uśmiechając, byleby ten tylko zwrócił na nich uwagę i kapnął coś ze swoich pieniędzy. Szczególnie w okresie rządów Platformy wszechobecna korupcja stała się modnym stylem życia.
Doszło wreszcie do tego, że doktor Jan Kulczyk był nieoficjalnie nazywany w Warszawie Capo di tutti Capi, z czego ten skromny człowiek był bardzo dumny.

Aż w końcu, jak to zwykle bywa, pycha zaczęła go oślepiać. Nie był w stanie zrozumieć, że w świecie, do którego przenosił się z Polski, są ludzie potężniejsi, sprytniejsi i o wiele bardziej groźni. I nie potraktują go jako nowego kolegę, tylko, jako konkurenta i potencjalnego wroga.
Sporo się jednak ten Poznaniak nauczył od czasów skromnej fabryczki czyszczącej pasty BHP, a przyjazne służby nauczyły go, gdzie i jak szukać odpowiedniej pomocy.

Donald Tusk i Jan Kulczyk. Obaj rozsadzani pychą obaj w swoim apogeum. Prawie formalny i nieformalny król Polski. I jednemu i drugiemu zrobiło się w kraju duszno i za ciasno. Obaj wrogowie mądrej lordowskiej, brytyjskiej dewizie: enough is enough, w swoim nieustannym dążeniu do więcej – władzy i pieniędzy. Nie ulega najmniejszych wątpliwości, że ich drogi musiały się przeciąć. Potwierdzają to podsłuchy, które wreszcie zaczynają wypływać na światło dzienne i za które Kulczyk gotów był przed śmiercią zapłacić grube (nawet, jak na niego) pieniądze. Cóż takiego obaj panowie tak usilnie starali się ukryć? Czy zmiana prezydenta i niewątpliwy i ostateczny upadek III RP zmusił tych ludzi do nerwowego i gwałtownego działania, co zakończyło się śmiercią miliardera? Czy do akcji wkroczyła ekipa sprzątająca, znana nam choćby z "Pulp Fiction", zmuszona do działań wobec dokonujących się w Polsce zmian? Wiele na to wskazuje, że przerośnięte ego obu panów i przekroczenie przez nich niedozwolonych granic, zmusiły siły wyższe do podjęcia akcji. Akcji, która zaczęła się podsłuchami, następnie śmiercią Kulczyka, a co będzie dalej, to wkrótce zobaczymy.

Czy udało się Kulczykowi skorumpować Tuska?

Oczywiście aparatczycy Platformy wybuchną oburzeniem: - jakie korumpowanie? To było tylko nawiązywanie współpracy i wymiana grzeczności!

Jak podaje Cezary Gmyz, najsolidniejszy w Polsce dziennikarz śledczy, w tym wypadku chodziło o zabezpieczenie operacyjne ostatniego hobby doktora Jana - sektora energetycznego, a konkretnie przesyłu elektryczności z ukraińskiej Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej do Polski. Coś, co bardzo nie podobało się Rosjanom.
Podobno, lecz "podobno" o dużej skali prawdopodobieństwa, bo informacja ta dociera z paru źródeł, Donald Tusk miał w zamian za pomoc, żądać konkretnych efektów finansowych. I to jest uwidocznione na nieszczęsnych taśmach.

Jak to się mówi – chłopaki z podwórka, czyli ludzie z nizin społecznych – Wałęsa, Kwaśniewski, czy Tusk, zawsze byli zafascynowani bogactwem i przepychem. Taki Wałęsa skrzętnie ciuła dolary zarobione na wykładach, Kwaśniewski wysyła nastoletnią córkę na bal księżniczek do Paryża, a Kulczyk, który wydawałaby się, że ma dosyć, żeni córkę z potomkiem polskich arystokratów (małżeństwo szybko się rozpadło).
Nie ulega więc wątpliwości, że ci "biedni" politycy lgnęli do bogatego Capo di tutti Capi, jak muchy do łajna.

Ni pies ni wydra, coś na kształt świdra. Ta maksyma przypisywana królowi Janowi III, akuratnie oddaje strukturę polityczną państwa polskiego. Trochę tego, trochę tego – nic nie jest jasno określone, konkretnie nazwane. Trochę JOWów, trochę demokracji parlamentarnej i szczypta bezpośredniej. Podobno trójpodział władzy, ale kto jest najważniejszy? Prezydent? Czy może Trybunał Konstytucyjny, który go możne łatwo zablokować? A może, jak to ostatnio widzimy, marszałek senatu, który bez skrupułów odrzuca inicjatywę prezydenta. Więc może sejm i posłowie? Tak jak ostatnio – ciemnogród sprowadzony do roli automatów bezwolnie naciskających guziki.
Nie ma w Polsce oligarchów? A to ciekawe! Kim więc był Kulczyk?

Nie ulega wątpliwości, że był najbogatszym Polakiem. Szczególnie wówczas, gdy człowiekiem, o największej władzy w okresie po transformacji, był Donald Tusk. I jeden i drugi chcieli więcej i usilnie do tego dążyli. Byli wówczas bezwzględni, z ogromną władzą i psychopatycznym podejściem do otoczenia.
Musieli się w końcu zjednoczyć. Dla swego dobra. Jednakże w żadnym wypadku dla dobra kraju i obywateli.

Wszyscy ci, którzy już poznali osobiście zapisy z podsłuchów mówią, że to bomba atomowa. Jak wybuchnie, to rozsadzi resztki układu, który już i tak dogorywa. Przecieki do opinii publicznej będą coraz większe, aż w końcu tama puści i szambo się wyleje.

Mamy więc dwie śmierdzące ryby, które wkrótce pokażą swoje wnętrzności, niosąc za sobą zagładę wielu prominentów:  - Aneks do Raportu ws. Likwidacji WSI i taśmę z 70 godzinami zapisu rozmów Tuska z Kulczykiem.

Ja, stary miłośnik dwóch motorów, które kręcą światem – przypadku i teorii spiskowych, zastanawiam się, kto puścił w ruch mechanizm, który prowadzi do likwidacji III RP. Mam swoje teorie i to dosyć optymistyczne, bo sądzę, że to tylko wyjdzie Polakom (no... może nie wszystkim) na dobre. Lecz to już historia na całkiem odrębny tekst.

.PS. Pieprzu tam podsłuchom knowań Tusk - Kulczyk dodaje fakt, że nie były one dokonywane w jednej z podrzędej z warszawskich knajp z ośmiorniczkami, tylko w willi premiera na Parkowej!
Lecz, przypominam - i tak hasło na dzisiaj jest - ŁADUJ W DUDĘ!