środa, 19 sierpnia 2015

Następny krok Putina

TV Republika "odkryła" sprawę porwania estońskiego agenta służb specjalnych z terenu Estonii. Pisałem o tym prawie rok temu. Wówczas bez większego oddźwięku. Dzisiaj wreszcie jest o tym głośno.

Przypominam więc tamten tekst. 


 


Czy wielu Polaków gra w szachy? Oczywiście, nie. Tylko tyle, że znają reguły. Natomiast każdy Rusek ma to we krwi. A kagiebista to nawet w każdym płynie ustrojowym, oraz we włosach i paznokciach.
Podobno 85% rodaków nie rozumie gry w brydża. Jeden Korwin Mikke podobno rozumie.
A jeszcze więcej Polaków nie gra w pokera. A to przecież kwintesencja życia – blef, zmyłka i kamienna twarz. Poobserwujcie sobie kochani Wowę Putina. To przecież właśnie wybitny pokerzysta, szachista i brydżysta. 3 w 1.
A ponieważ Polacy mają do tych gier stosunek pogardliwy, to niestety wymiękają na pierwszym zakręcie, w zderzeniu z putinowskim geniuszem sprytu, perfidii, blefu, dezinformacji, oszustwa, podpuchy i chujograjstwa.
Bo Putin gra tylko w to co lubi. I nie są to skostniałe i spleśniałe gry dżentelmenów, jak jakiś tam krykiet, polo, czy golf. A tym bardziej najbardziej ulubione przez wszystkich zgredów świata, klasyczne wojny. Jak Putin chce wojny, to gra w swoją wojnę, swoimi kartami i swoimi figurami. I to gra tak, że przeważająca większość durni nie ma pewności – czy Putin naprawdę gra w wojnę, czy tylko nam się wydaje? Przecież powiedział sam, a nawet ten jego poważny smętniak Ławrow, że-Rosjanie-się-nie-mieszają-w-Ukrainę. Ich tam nie ma i nie wiedzą co się tam wyrabia. I tak na prawdę, specjalnie to ich nie interesuje.

Czujecie? I siedzą te głupki w europejskich stolicach, czy w Waszyngtonie i dumają – facet ma tylko dwie marne pary, czy może karetę, albo fulla? Albo on gra w coś innego i ma 5 bez atu? Nijak nie mogą go wykapować.
A już większość Polaków, którzy, jak już stwierdziłem, inteligentne gry umysłowe mają w d..., pogubili się absolutnie i zupełnie nie czują bluesa. Usłużne agenciki w zielonych kubraczkach podrzucają im łatwe i proste odpowiedzi, które łykają, jak małpa kit.
A Putin prowadzi grę niezmiernie wyrafinowaną. Strategiczną. Na dziesięć ruchów do przodu. I nieprzewidywalną i zaskakującą. Nawet dla jego znawców i pilnych obserwatorów, często niespodziewaną i tajemniczą.

W te zawiłości putinowskiej polityki wgłębiał się niedawno doktor  Grzegorz Kostrzewa Zorbas, świetny publicysta, politolog i dyplomata. Z tego, co m.in. zapamiętałem z enuncjacji pana doktora, to fakt, że na świecie broń nuklearna nie służy do tego, żeby ją użyć, tylko służy do zastraszania. ALE... oczywiście to nie dotyczy Putina!
Putin może w każdej chwili i w każdym miejscu odpalić ładunek nuklearny, pokazać wała i zapytać: - nu... i szto tiepier?
Oczywiście, na pewno nie zaatakuje bronią jądrową Ameryki, bo to by bolało. Lecz każde inne miejsce na świecie – proszę bardzo.
No więc, poruszając się ruchem konika szachowego, jak to zalecał wspaniały matematyk Levis Carroll w "Alicji w krainie czarów", co nota bene można też swobodnie przetłumaczyć – "Putin w europejskiej cywilizacji", popatrzmy gdzie ruski batiuszka byłby skłonny wycelować swoją zardzewiałą atomową bombkę ( a przypominam, że ma ich aż  8 i pół tysiąca w tym 1800 w gotowości bojowej [1] ).
Jak już napisałem, Stany Zjednoczone odpadają, bo natychmiast sam by spłonął w atomowym ogniu; reszta świata, to albo za daleko, albo nikogo nie obchodzi, więc na mój rozum pozostaje mu tylko Europa.
Paryż nie, bo Ruskie mają od dawna sentyment do tej stolicy wymyślnych rozrywek, a zapewne Francuzi w końcu im te Mistrale sprzedadzą; dalej, Londyn nie, bo tam przecież jest cała forsa nowo-ruskich; a Berlin, to przecież przyjaciele. Można by tak dalej wymieniać punkty na mapie, lecz skrócę - najbardziej pasują Putinowi i jego krwawym dobermanom, Warszawa, albo Wilno.
Według mnie Wilno raczej odpada, bo to za mały kąsek i nie zrobiłby takiego wrażenia. Pozostaje więc tylko, jako najbardziej prawdopodobny cel punktowego ataku nuklearnego, Warszawa. Podejrzewam, że Putin nie użyłby wielu głowic, bo po co? On nie chce niszczyć strategicznych celów przeciwnika, bo Polska tak na prawdę nie jest dla niego żadnym przeciwnikiem.
Ewentualne zniszczenie stolicy Polski głowicą jądrową ma na celu tylko jeden efekt – efekt propagandowy. Żeby na moment cały świat zamarł i stwierdził, że Rosja jest zdolna do wszystkiego i że trzeba z nią bardzo delikatnie. Jeszcze te parę tysięcy głowic zostało...

Wszystko co dotychczas Putin wyczyniał i co wylęgło się w jego kałmuckiej, kagiebowskiej głowie, to było stwarzanie pozorów i blef. Blef zawsze miał usprawiedliwiać następny krok. Popatrzmy przez chwilę na parę jego trików.

***********



Przeklęty przez wszystkich ludzi Rosji człowiek, Michaił Gorbaczow, pozwolił, żeby Związek Radziecki się rozpadł. Każdy, kto chciał, mógł zabrać swoją republikę i odejść w siną dal.
Jak objawił się udręczonemu ruskiemu narodowi Władimir Putin, to serce urosło, bo poszedł przekaz – nie będzie dalszego rozpadu sojuzu, a nawet wprost przeciwnie. Co się da odzyskać, to Rosja odzyska.

 Na samym początku trzeba był pozałatwiać parę spraw wewnętrznych. Bo jakby Związek Radziecki  nie dość stracił, to ci wredni islamscy Czeczeńcy też usiłują się oderwać od macierzy. NIET ! Powiedział Putin. Jeśli ktoś chce się przyłączyć, to proszę bardzo. A jak nie za bardzo chce, to mu przyjacielsko pomożemy. ALE już nikt od Rosji odłączać się nie będzie.
A Czeczeńcy dostaną sprawiedliwą nauczkę. Tzw. pierwsza wojna czeczeńska nie nauczyła ich moresu. Jednakże, żeby rozprawić się z nimi do końca, Putin i jego ludzie, potrzebowali solidnego pretekstu. Wymyślili wtedy i zrealizowali okrutny i brutalny plan – podłożyli bomby w budynkach mieszkalnych, gdzie w rezultacie zginęło 300 niewinnych ludzi. A za te zamachy oskarżyli czeczeńskich terrorystów. Bomby wybuchły we wrześniu 1999, w Bujnagsku w Dagestanie, W Moskwie Pieczatnikach, w Moskwie przy ulicy Kaszyrskoje i w Wołgodońsku. Są dowody i już nikt na świecie nie ma wątpliwości, że zamachy i zabicie tylu niewinnych ludzi było prowokacją FSB, kontynuatora KGB, z którego się Putin wywodzi. [2]
Po tym bestialskim akcie ludobójstwa własnych obywateli, Putin już spokojnie mógł poprowadzić drugą wojnę czeczeńską i eksterminację tego narodu.

Nieco innych pretekstów na kolejną napaść, tym razem na suwerenną Gruzję, czyli zewnętrzne, niezależne państwo, choć kiedyś sowiecką republikę, użył Putin w sierpniu 2008 roku. Tu sygnałem i powodem do napaści było "pokojowe niesienie pomocy" podbitym narodom Osetii i Abchazji wchodzących w skład Gruzji.
Gdyby wówczas polski prezydent, śp. Lech Kaczyński nie zebrał pięciu przywódców państw i nie poleciał, mimo toczącej się już wojny do Tbilisi, to Gruzja, jako samodzielne państwo już by nie istniała. Putin "pokojowo" wyzwoliłby uciemiężone narody spod władzy wstrętnych przywódców. A ci w podzięce zażądaliby przyłączenia do Rosji. Po chwili wahania i konsultacjach na Kremlu i w Dumie, Putin w końcu by się zgodził.

Teraz muszę się cofnąć dwa lata, do roku 2006-go, aby przywołać inny przypadek, w którym Putin chciał pokazać całemu światu, że nie można go bezkarnie obrażać.
Aleksander Walterowicz Litwinienko [3] też był pułkownikiem KGB a potem FSB. Był jednak o dziesięć lat młodszy od Władimira Putina, zaprzysiężonego wroga, który na młodego Litwinienkę wydał wyrok śmierci. Jego kłopoty zaczęły się już w 1998 roku, gdy ujawnił, że wydano mu rozkaz zabicia Borysa Bieriezowskiego, skłóconego z Putinem, bliskiego współpracownika Jelcyna i bardzo bogatego człowieka (majątek ok. 3 mld USD). Wkrótce aresztowano Litwinienkę. Jednakże udało mu zbiec z Rosji i w 2001 roku uzyskał azyl w Wielkiej Brytanii. Może gdyby siedział cicho i nie prowadził demaskatorskiej polityki wobec Putina, to by mu się upiekło. Ale on działał, nagłaśniał przestępstwa ruskich władz i co gorsza, znajdował posłuch. To on między innymi ujawnił, ze terrorystyczne ataki na budynki mieszkalne były prowokacją sfingowaną przez FSB. W ten sposób najprawdopodobniej wydał na siebie wyrok śmierci.

Władcy rosyjscy nigdy nie przebaczają, jeżeli kogoś uznają za osobistego wroga i zdrajcę. To element ich kultury, jakże podobny do zachowań sycylijskiej mafii. Można choćby przypomnieć śmierć Lwa Trockiego, którego po śmierci Lenina Stalin uznał za osobistego wroga. Wygnany z ZSRS tułał się po świecie, aż w końcu schronił się w dalekim Meksyku. Lecz Stalin wydał już wyrok na niego. W 1940 roku dopadł go wysłany za nim oficer NKWD, który czekanem rozłupał mu czaszkę.

Putin nie musiał deklaratywnie wydawać wyroku na Litwinienkę. Wystarczy, że w odpowiednim towarzystwie rzucił uwagę: - Jak taka swołocz może chodzić po świecie? Jednocześnie dał do zrozumienia, że śmierć byłego pułkownika KGB musi być przykładem dla innych ewentualnych zdrajców i nosić wyraźny podpis najwyższych rosyjskich władz.
1 listopada 2006 roku Litwinienko poczuł się bardzo źle. Wcześniej ze znajomym jadł sushi w słynnej restauracji, więc podejrzewał zatrucie pokarmowe. Bardzo się mylił.
Jeszcze przed pójściem do restauracji spotkał się z czynnym kagiebistą Andriejem Ługowojem i innym nieznanym osobnikiem o imieniu Władimir. Wypili razem herbatę. To w niej wysłannicy Putina umieścili śmiertelną truciznę, która powoli i w niesłychanych męczarniach zabiła Litwinienkę. Miało być spektakularne zabójstwo i było.
Scotland Yard i jego specjaliści długo podejrzewali zatrucie talem, który m.in. bywał stosowany w trutce na szczury. Świadczyły o tym objawy, jak na przykład wypadnięcie wszystkich włosów.
W nocy z 23 na 24 listopada Litwinienko zmarł, zamordowany przez Putina, którego w przed-śmiertelnym liście obarczył winą za swoją śmierć.
Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała rzecz niesłychaną, Litwinienkę zabito izotopem Polonu 210 dosyć słabo radioaktywnego, lecz śmiertelnie toksycznego, podanym mu w herbacie podczas spotkania z kagiebistami. Tutaj przejawia się cała perfidia Putina. Polon, jako pierwiastek nie występuje naturalnie w przyrodzie. Prawie 90% całego polonu jest wytwarzane w jednych zakładach nuklearnych nad Wołgą. Czyli, dla zwykłych ludzi jest nieosiągalny, a na dodatek potwornie drogi.
Przekaz jest jasny i czytelny – zdrajcę i wroga Putina zabiła Rosja.
I co? I nic.

Co Rosja i Putin wyrabiał i nadal wyprawia na Ukrainie mamy świeżo w pamięci. Też tutaj gra dziwną grę, której schematyczni politycy zachodu nie są w stanie ogarnąć.
Gdy ukraiński naród się zbuntował i już dalej nie chciał ruskiej "opieki" i realizującego tą politykę szubrawca i złodzieja, swego prezydenta Janukowycza, Putin chwilowo stracił kontrolę nad Ukrainą, diamentem w koronie ruskich wpływów. To było wprost niesłychane! I oczywiście nie można było tego zostawić bezkarnie.
Dobrze wiemy, co dalej wyrabiał Putin na Ukrainie, którą wg. Moskwy opanowali faszystowscy banderowcy. To określenie warto zapamiętać, bo jest oficjalnym sloganem, używanym również w polskim internecie przez agentów i wyznawców Kremla.
Toczy się wojna bez wojny. Teoretycy świata dwoją się i troją do zrozumienia i określenia tego co się dzieje; nazywają to wojną zastępczą lub wojną hybrydową. A jest to po prostu nowa gra Putina, dla której zachód jeszcze nie ma nazwy.
Zajęto Krym bez jednego wystrzału. "Szczęśliwa" ludność pod ruskimi karabinami przegłosowała przystąpienie do Rosji. I tak odbyło oderwanie się fragmentu terytorium niepodległej Ukrainy, mimo ważnych międzynarodowych traktatów.
Świat cały, zgodnie ze słusznymi przypuszczeniami kagiebowskiego mistrza szachowego pokrzyczał, pokrzyczał i nie zrobił nic.

Warto na chwilę się zastanowić, dlaczego Ukraina i jej podporządkowanie Rosji, jest takie ważne dla Putina. Bez ubezwłasnowolnionej Ukrainy, całkowicie podporządkowanej Kremlowi niemożliwe jest odbudowanie Wielkiego Sojuzu.
Więc wszyscy, którzy myślą, że konflikt zakończy się na federalizacji, albo oderwania Doniecka i Ługańska, grubo się mylą. Rosja musi mieć całą Ukrainę, bez żadnej dyskusji. Albo jako część federacyjna Rosji, albo z całkowicie spolegliwym rządem i władzami, jak to np. ma miejsce na Białorusi i prorosyjskich państwach azjatyckich, z tzw. unii celnej.

Wniosek jest jeden – Ukraina może się jeszcze spodziewać ogromnych przykrości ze strony Rosji. Chwilowo jest rozejm, a Moskwa przystępuje do planu B. Co chyba zresztą się już zaczęło poprzez manipulację dostawami gazu z Rosji do Europy.

Niestety, ciągle jeszcze nie wiemy i nie jesteśmy w stanie określić, jaki ostateczny cel nakreślił sobie Putin i jego sfora w szaleńczych, imperialistycznych zapędach.
Czy po rozprawieniu się z Ukrainą przyjdzie kolej na Łotwę, Litwę i Estonię?
Pewne światło na te zamierzenia może rzucać niesłychanie bezczelny incydent, który tydzień temu rozegrał się na rosyjsko – estońskim przejściu granicznym w miejscowości Luhamaa. [4]
Estoński oficer służby bezpieczeństwa, Eston Kohver, specjalista od rosyjskiej przestępczości transgranicznej, wysokiej klasy agent, który wielokrotnie Rosjanom zalazł za skórę, zwalczając i likwidując ich skandynawskie szlaki przerzutu, pełnił właśnie służbę na granicy. Wówczas rozegrała się scena jak z hollywoodzkiego "Mission Impossible". Nagle została zakłócona wszelka łączność radiowa, zarówno krótkofalowa, jak i komórkowa. Ze strony rosyjskiej rzucono granaty dymne zasłaniające obraz. Wówczas grupa zamaskowanych oficerów FSB,  wtargnęła na terytorium Estonii, obezwładniła Estona Kohvera i uprowadziła go do Rosji. Są tego świadkowie i są na to dowody.
Estonia natychmiast zwróciła się do Rosji o uwolnienie swojego oficera i wyjaśnienie incydentu.
Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) poinformowała agencję Interfax, że zapobiegła tajnej operacji estońskiej służby bezpieczeństwa na terytorium Rosji.
Według FSB estoński oficer Policji Bezpieczeństwa (KaPo), Eston Kohver, został zatrzymany na terytorium Rosji z nabitym pistoletem Taurus, 5 tys. euro w gotówce, szpiegowskimi instrukcjami na piśmie i sprzętem nagrywającym. FSB twierdzi, iż realizował on tajną operację estońskich służb specjalnych. Na podstawie tych oskarżeń sąd  w Moskwie nakazał jego aresztowanie pod zarzutami: nielegalnego przekroczenia granicy, szpiegostwa i nielegalnego posiadania broni.
Co może zrobić mała Estonia wobec tak jawnie bezczelnej prowokacji?
Jakoś o tym wydarzeniu bardzo mało mówi się w Polsce. Sprzyjające Kremlowi media, skutecznie wyciszyły tą informację.
Jednakże wszystkie tajne służby są poważnie zaniepokojone, a specjalistyczna prasa nadaje temu bardzo wysoki niepokojący priorytet.
Porywanie asa wywiadu z terytorium jego własnego kraju jakoś kojarzy mi się z Prowokacją Gliwicką tuż przed napaścią Niemiec na Polskę w 1939 roku.
Jak widać, Rosja zaczyna coś wyczyniać wokół państw bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii. Putin rozpoczął następną zagrywkę, dokładnie, jak to Lech Kaczyński i jego stratedzy przewidzieli.

A wczoraj Putin zaserwował jeszcze jeden element swojej łamigłówki dla zagranicy. Dostawy gazu do Polski spadły o 45 procent. Na Słowację też około 10%. Niby chodzi o tak zwany rewers, czyli odsyłanie części ruskiego gazu wstecz na Ukrainę.
Czyli do działań militarnych, wojny propagandowej, bezczelnych blefów i prowokacji, Putin dołączył broń ekonomiczną. Pokazuje, że zimą może zamrozić nie tylko Ukrainę, ale też dowolne państwa zachodu. W tym Polskę.
Jeżeli do wczoraj państwa unii i USA z lekka sobie ważyły awanturnicze poczynania Putina, to dzisiaj muszą się poważnie zastanowić i podjąć zdecydowane kroki.
A w Polsce w końcu przestanie się gadać o dywersyfikacji źródeł energii, tylko w końcu zacznie się zdecydowanie działać.

***********

Putin jest kagiebistą; pułkownikiem służb specjalnych. Raz zaprogramowany na tych wszystkich specjalistycznych kursach i szkoleniach, do końca życia będzie już myślał i działał jak tajny agent – czyli pokrętnie, kłamliwie, podstępnie i z zaskoczenia. Tak myślę, że może to i dobrze, ze nie jest on z ruskiej armii, bo wtedy, kto wie, mielibyśmy już otwarty konflikt nuklearny.

Jako kagiebista, kolejny wnuk carskiej ochrany, Putin przykłada wielką wagę do psychologicznego przygotowania przeciwnika. Siania strachu i niepewności, wprowadzenia dezinformacji i podkopywania morale ludności.
Realizuje się to za pomocą rzeszy agentów wpływu. Mają oni za zadanie urabiać opinię publiczną, siać zamęt i niepewność.
Znając strukturę społeczną poszczególnych narodów, na przykład w Polsce, dużą grupę, jak to się pospolicie nazywa "lemingów" bezwolnej i łatwo sterowalnej masy, jak również nieco mniej liczną na prawicy grupę "pożytecznych idiotów", o identycznych predyspozycjach, jak lemingi, kremlowscy agenci wpływu z powodzeniem mogą realizować swoje zadania.
Te nowe wojny – wojna psychologiczna, wojna propagandowa i wojna informacyjna,  w takim natężeniu i intensywności, to kompletnie nowe formy walki, z którymi NATO dopiero tydzień temu, na ostatnim swoim szczycie, zdecydowało się coś zrobić.

Obraz dodatkowo zaciemnia i zniekształca powszechność internetu i telefonii komórkowej, które to techniczne rewolucje wybuchły całkiem niedawno i kompletnie zmieniły percepcję otoczenia i całego świata.
Całkiem incydentalnie, ludzie głupi i słabi dostali w ręce narzędzia, które pozwalają im multiplikować i amplifikować wdrukowane im przez agenturę wpływu postawy i poglądy.
Blogosfera wprost roi się od idiotycznych sformułowań, których  jedyną cechą jest stawianie satrapy i bandyty w lepszym świetle, niż na to zasługuje. Jeszcze nigdy nie miał w Polsce tylu obrońców, co ma teraz. Dobra robota agenturo! Będzie pewnie parę orderów Lenina.

*****************

Cóż jeszcze Putin i jego menażeria może nam zaserwować, ze swojego worka trików? Konkretnie nie wiemy. Nie tylko dlatego, że jest skrajnie nieobliczalny i nieznane są granice jego imperialistycznych ambicji. Również dlatego, że jest człowiekiem kultur azjatyckich, czy to tatarsko – mongolskich, lub jak to określił Koneczny – cywilizacji turańskiej. Ma zupełnie inne kryteria wartości, oceny moralne i poczucie dobra i zła. A naiwny zachód przez tyle lat miał nadzieję, że zdoła go ucywilizować, zaszczepić Rosji demokrację i powoli przeciągnąć ten kraj na europejską strefę wpływów. Tymczasem spłynęło to po nim, jak woda po kaczce.

Jednakże błędem też jest demonizowanie go. Jak dotychczas ponosi on więcej porażek niż sukcesów. Ni udało się całkowicie z Gruzją. Na dzień dzisiejszy jego skomplikowana kampania ukraińska, to też fiasko.
Choć na razie, jego działania, czy to w Gruzji, na Ukrainie, czy w Estonii przypominają zaczepki i potyczki oddziałów tatarskich harcowników, co zazwyczaj nękały przeciwnika, podłamując go i wyniszczając, zanim zwaliły się główne hordy mongolskie.
Wtedy już zazwyczaj było bardzo źle.

Putin też wie bardzo dobrze o jednym. Na obszarze cywilizacji, gdzie się znajduje, przywódcy są cenieni, a nawet uwielbiani, tak długo, jak zwyciężają. Powinie się noga, popełni się błąd i w rezultacie się jakiejś walki nie wygra – wtedy gwałtownie przestaje się być przywódcą. Wewnętrzna, własna sfora natychmiast rozszarpie upadłego gieroja.

Dzień po dniu obraz się zmienia. To element gry Putina. Wszystko jest możliwe i nic nie jest pewne.





[1] http://natemat.pl/63575,rosja-ma-najwiecej-glowic-atomowych-nikt-nie-chce-zrezygnowac-z-broni-nuklearnej
[2] http://pl.wikipedia.org/wiki/Zamachy_bombowe_na_budynki_mieszkalne_w_Rosji_%281999%29
[3] http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksandr_Litwinienko
[4]
http://www.defence24.pl/news_porwanie-estonskiego-oficera-kapo-jasny-komunikat-moskwy

To nie nasz prezydent – deklaruje sowiecka V kolumna




W końcu przyszły wytyczne z Kremla. I już wiadomo – pisowska marionetka, choć tak na prawdę watykańsko – usraelska (to doprawdy kapitalna kombinacja), prezydent Andrzej Duda nie jest ulubieńcem Putina i należy go zwalczać wszelkimi sposobami.
Dosyć długo trwało milczenie i mentalne zamieszanie po przegranej pupilka Moskwy – Komorowskiego. V kolumna, która dla zmydlenia oczu często występuje na niby antysystemowych, niby prawicowych portalach, zamarła. Nie było wytycznych, nie określono linii ataku. Aktywna była wyłącznie zjednoczona formacja prorządowa, która już od pierwszego dnia po zaprzysiężeniu wrzeszczała: - "Duda! Kiedy spełnisz obietnice?!"

Aż wreszcie Moskwa, poprzez zaufanych gońców, tajne rozmowy i oczywiście warszawską ambasadę przesłała rozkazy do ataku.
Rusza lawina obsikiwania i targania za nogawki nowego prezydenta i formacji z której się wywodzi.

Prezydent Andrzej Duda był (i nadal jest) wyjątkowo bezczelny. Przez cały okres kampanii wyborczej, a później po wygranej i nawet teraz, po objęciu stanowiska, ani razu nie wspomniał o Rosji! Nie wymienił imienia Putina! Tak, jakby Moskwa i Kreml w ogóle nie istniały. Czy to nie skandal?! I to nie tylko dyplomatyczny? Jak można się tak zachowywać, gdy Rosja jest jak zwykle przyjść z pomocą i zaprowadzić w Polsce pokój, którego widocznie tam brakuje. Czarna niewdzięczność...

Rosja zdjęła z Polski kłopot prowadzenia uciążliwego śledztwa w sprawie tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem, jak wiadomo, spowodowanej przez pijanych wojskowych.
Rosja proponowała Polsce podzielenia się obszarem tego krnąbrnego bękarta, który bezprawnie nazywa siebie państwem Ukraina.
Rosja faktycznie zabezpiecza polski rynek, dając Polakom więcej żywności, delikatnie odmawiając importu polskiego mięsa i polskich jabłek.
Rosja jest wielkoduszna i przyjazna wobec nieco mniejszych i niezbyt rozumnych sąsiadów.
I wreszcie, Rosja stara się ze wszystkich sił chronić Polskę przed imperialnymi zakusami USA. Realizuje to wraz ze swoimi przyjacielskimi Niemcami i Izraelem. Nie oddadzą Polski na łup grubym kapitalistom.


Kreml czekał do ostatniej chwili, mając nadzieję, że nowy prezydent się zreflektuje i wróci mu rozum. Niestety, w poniedziałek jeszcze pogardliwie plunął Moskwie w twarz – nie wybrał Moskwy na swoją pierwszą wizytę! Co więcej, a to już jest doprawdy ohydne, wcale nie wybiera się do Moskwy i nie zamierza, jak każdy przyzwoity człowiek, wysłuchać mądrych uwag prawdziwego, doświadczonego prezydenta – Władimira Putina. Powiedzcie sami – jak tak można?
To nie koniec niestety... Na swoją pierwszą wizytę wybrał tych karłów z Estonii i to pod wulgarnym pretekstem podkreślenia rocznicy paktu Ribbentrop – Mołotow. Niby dlaczego komukolwiek ten sukces radzieckiej dyplomacji przeszkadza?


No to jeśli chcecie wojny, to ją będziecie mieli, panie Duda (prezydent RP).

V kolumna sowieckich sił pokoju dostała zadanie – ruszać do akcji!

I oto natychmiast wypowiedział się wysoki funkcjonariusz ruskiej propagandy, Jarosław Ruszkiewicz.
Pisze ten nagrzany propagandzista:
" [...]Duda Andrzej (Prezydent RP)  jest nowym rozdaniem światowego żyda. Jego plany polityki zagranicznej wyartykuował niejaki Szczerski (też hodowany od dawna na funkcjonariusza syjonizmu, absolwent UJ, stypendysta Georgetown i Instytutu Schumana w Budapeszcie). [...] {pisownia cały czas oryginalna jk}

I pisze nieco wcześniej nasz wybitny specjalista agitpropu charakteryzując moskiewskim okiem prezydenta:
" Brak kompetencji ale blisko do Kaczora. Brak wiedzy ale z dobrej rodziny (po żonie) Braki kompensuje przynależność do żydowskiej mafii na UJ.Jedynym szabesgojem, który został zaproszony na wyjazdowe posiedzenie knesetu w Krakowie był właśnie Duda Andrzej."
Tutaj należy przypomnieć, że Żydzi generalnie już prawie sto lat temu podzielili się na dwie silnie zwalczające się grupy: pierwsza z nich to tak zwani syjoniści, powiązani z USA założyciele państwa Izrael. Drudzy, którym m.in. reprezentuje rzeczony Ruszkiewicz, to dobrzy Żydzi, nazwijmy ich – moskiewscy. Twórcu słynnego hasła – "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". To oni nie ustają w walce o pokój, ład i porządek. Ich niby nie ineresują grube pieniądze braci Rotszyldów, lecz tak na prawdę zazdroszczą im. Stąd ta czosnkowa żółć.
Na koniec towariszcz Ruszkiewicz stwierdza:
"[...] Państwo, które zgadza się na na obecność obcych wojsk na swoim terytorium jest państwem o ograniczonej suwerenności (tak naprawdę jej nie ma).
  Państwo, które samo zaprasza obce wojska na swoje terytorium to już nie istnieje. [...]".
Chłopina ma mocno zakodowane, prawdopodobnie aż do śmierci, że na terenie Polski mogą być wyłącznie wojska przyjazne, kochające Polskę i Polaków, czyli wojska Armii Czerwonej, czy jak tam się one teraz nazywają.
A, że wojska NATO, to również wojska polskie, związane paktem militarnym z najsilniejszymi na świecie, to nie tylko dla moskiewskiej propagandy nieistotne, ale wręcz wrogie i obraźliwe.
...
Wezwanie do walki drużynowego pioniera Ruszkiewicza (bodajże, tak jak Owisiak, prezesa poważnej fundacji), natychmiast obudziło śpiochów, tych zielonych ludzików Putina, celnie porozmieszczanych po całej blogosferze.
Fantastycznych obserwacji dokonał czynownik Zawisza Niebieski:
"[...] Możliwe, że uznano, iż 3 kadencja PO może spowodować niepokoje w kraju, postanowiono dać coś PIS, z zachowaniem status quo w formie Dudy. Dzieją się rzeczy tak wyraźnie reżyserowane, że po prostu żenujące. Uczestniczę w mszach, uczestniczę również w mszach na wolnym powietrzu ale nigdy nie widziałem, by opłatek latał popędzany przez wiatr, a tu nie tylko się to zdarzyło ale opłatek powędrował w kierunku odpowieniej osoby, kamery to zarejestrowały, a osoba ta nie była skupiona na mszy, a o razu ratowała opłatek. [...]"
Młody energiczny komandos ele nie owija słów w bawełnę i wali prosto z mostu:
"Duda !!!!! oczekujemy dobrych stosunków z Rosją !! a nie machanie szabelką! [...]Duda ! to widać że to jastrząb żydowskich interesów ! zamiast szybko dodać trzy nowe pytania do REFERENDUM ! zajmuje się operetkowym wojskiem [ po rozgromieniu wojska polskiego w latach 90 tych ] i chodzi pod rękę z Siemioniakiem w interesie żydo-USA ! a tyle było zapewnień Dudy co do pochylenia się nad dolą Polaków ! a co jest ? jest jak zawsze ! INTERES żydowski !"
Wybitny teoretyk polskości i słowiańszczyzny Krzysztof J. Wojtaz (czy J od Joshua? Dodał J. jak u mnie zobaczył E., papuga) straszy wojną! Z kim? Dlaczego?
"Niemniej - stosunek do Dudy od początku był taki sam - to nie jest Prezydent Polaków.
Czy ziści się najgorszy scenariusz?
Najgorszy - to jaki? Moim zdaniem taki, że doszłoby do udziału w wojnie.
Wszystko inne - to tylko gierki.
Za każdą cenę powinniśmy bronić się przed wciągnięciem w konflikt wojenny.

Sytuacja jest trudna, a może byc jeszcze dużo gorsza. I to niebawem.
Co można zrobić?
Moim zdaniem - tworzyć struktury oddolne organizacji życia lokalnego. Chyba nawet szkoda sobie zawracać głowy Sejmem. To martwy urząd."
Wiemy więc, co nas czeka, gdy nie będziemy się uważnie wsłuchiwać w odgłosy Moskwy. Oraz oczywiście struktury oddolne! Wraz z Wojtasem politbiuro przygotowało już odpowiednie kadry do tworzenia struktur oddolnych. Wojtaz zakładał je już chyba tysiąc razy zapraszając miłośników na grilla i bimberek.
...
To jest Proszę Państwa skromny wybór, żeby nie przynudzać, albo za bardzo nie rozśmieszać. Bo ruska propaganda, jak zawsze jest prymitywna, toporna i po prostu głupia.
Funkcjonariusz Ruszkiewicz (podobno jeden ze zdolniejszych komsomolców) nie wiadomo, jak by się sprężał i nadymał, to poziomu kibla nie przekroczy.

Nic to...
Ważne jest, że bomba poszła w górę i ruskie chabety rozpoczęły swoją cyrkową Wielką Pardubicką. Szyfrogramy dotarły, może też jakieś ruble i zdecydowanie określono i zdefiniowano nowego wroga.
Oczywiście są to ruchy, jak najbardziej w stronę upadłego bolszewika Bronka Bula i niedorobionej premierowej Kopaczowej. W poprzednim etapie ruski agitprop towarzyszy Ruszkiewicza i jemu podobnych pałkowników raczej krył się z sympatią do Komorowskiego i Platformy.
Ale jak to zwykle bywa – wyszło Szydło z worka.
Kampania ruskiego zwalczania prezydenta Andrzeja Dudy ruszyła. Dołączy do tej komorowskiej, lisowskiej, kopaczewskiej.
LEMINGI WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ!
.