niedziela, 15 sierpnia 2021

Narodowe przywary

 

To nie jest coś, co jest charakterystyczną cechą naszego narodu.
To zakażenie, które odzieczyliśmy po komunizmie. Bo tam, w tej barbarzyńskiej bolszewii tak już jest. Miliony ruskich rabów żyje z tym od wieków i myślą, że na świecie tak już jest i być musi.

Ta spuścizna PRLu, to zastąpienie szacunku do człowieka pogardą. Pogardą z całym łańcuszkiem dalszych świństw, jak zawiść, złośliwość, czy całe te szkopskie Schadenfreunde – radość z czyjegoś nieszczęścia.
A Ewangelia mówi – nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe, [Mt 7, 6. 12-14] . A na drugim końcu świata to samo nakazywał Konfucjusz. Bo jest to zasada powszechna – tak zwana złota reguła etyczna. Ciężko jest bez tego żyć w społeczeństwie...

Ciekawe, że za komuny mieliśmy dużo szacunku do siebie. Bo byliśmy zjednoczeni wspólną wrogością wobec ruskiej okupacji i porządków. Przynajmniej 95% z nas. Bo pozostałe dwa miliony, to istniejący w każdym narodzie zdrajcy i przestępcy, plus przywieziona do Polski agentura polskojęzyczna (a nawet nie. Pamiętacie? Marszałek Polski (i Związku Radzieckiego, Konstanty Rokossowski, słabo mówił po polsku).

Wzajemny szacunek i znacznie wyższa kultura osobista w tamtych siermiężnych i ponurych czasach wyraźnie przewyższała dzisiejsze stosunki międzyludzkie.
No, ale jak się wysyła do Polski człowieka, który pierwszego dnia mówi o furii i wściekłości, zaciskając przy tym pięści, jakby musiał zaraz komuś przywalić. Bylekomu. Dobrze, że redaktor Kłeczek jest młodszy i sprawniejszy i ten tchórz, który nie miał skrupułów uderzyć własną żonę, nie odważyłby się.

Zaczęło się psuć, od szeroko pojętej administracji.
Powodem była selekcja negatywna.
Matura kończyła klasyczny program edukacji. Spośród tych, co maturę zaliczyli, ci lepsi, często tylko z powodu ambicji rodziców, szli na studia wyższe, by osiągnąć któryś z prestiżowych wówczas zawodów – prawnika, lekarza, inżyniera, filologa. Ci, co ledwie się przez egzamin maturalny prześlizgali, wybierali karierę urzędnika w nienasyconym molochu administracji.

Tam właśnie przeciętny obywatel spotykał się nie z życzliwością, tylko z wystudiowaną pogardą i arogancją. To było łatwiejsze do nauczenia się, niż zdanie matury. Młody człowiek o raczej nie za dużej wartości, jak przysłowiowi wojskowi kaprale, dostawał skrawek władzy i przewracało mu się w głowie.

Rezultat? Do dzisiaj ministerstwa, urzędy centralne i terytorialne okupowane są w wielkim stopniu przez takich biurkowych Napoleonów i Cezarów.
A dalej już szło w lud siłą rozpędu.
Pamiętam, jak w czarnych dniach stanu wojennego i kartek na żywność, z dnia na dzień, kierowniczki sklepów mięsnych, zdobyły status Królowej Lady. Podobnie jak sprzedawcy z punktów dystrybucji papieru toaletowego.

Transformacja i przejście do wilczego kapitalizmu tylko pogorszyły stosunki międzyludzkie.
Cicha umowa komunistycznych bandziorów ze sprzedajnymi "reprezentantami narodu" spowodowała, że gwałtownie, poprzez kradzież majątku narodowego, zaczęła się bogacić ta wąska, agenturalna część Polaków, łachudr, bez wychowania i wykształcenia. Podli ludzie, którzy od zawsze pogardzali obywatelami.

Nie tylko ci "nowi przedsiębiorcy", którzy w założeniu, podobnie jak w Rosji, czy na Ukrainie mieli zostać oligarchami i panować w kraju, rozwijali powszechną pogardę do narodu. Komuniści poprzez "chów wsobny" (na aplikacje sądowe mieli szansę tylko krewni komunistycznych prawników) zbudowali bezpiecznik, na wypadek, gdyby ktoś odważył się ich czepiać – słynną kastę sędziowską. Ludzi nietykalnych, stojących ponad wszelkim prawem.
Także uniwersytety, pełne marcowych docentów – adiunktów, którzy za Chiny Ludowe, nigdy by nie wypracowali habilitacji, dzisiaj są profesorami i mędrcami, bez jakiegokolwiek naukowego dorobku.

Lud to widzi i czuje, więc bierze przykład z takich tradycyjnych wzorców. Więc z chamstwem i pogardą spotykamy się już przy straganie z pomidorami, przy kasie w Lidlu, czy rejestracji w przychodni zdrowia.

Jednakże niektórym ciągle było za mało, więc by codziennie wylewać tę żółć, która z tego całego kompleksu pogardy, a także z powodu swojego nieudacznictwa i lichości, potrzebowali czegoś więcej niż ulica, sąsiedzi, imieniny u cioci, czy budka z piwem.
I to dał im internet. Szczególnie wściekłym z powodu własnego tchórzostwa i strachu osobnikom, którzy tu dzielnie mogą demonstrować swoje cierpienia i nienawiść, za to, że się urodzili, schowani za dowcipnym awatarem i ynteligentnym pseudonimem.

Jednocześnie, by łatwiej było Polakom znieść tę pogardzę wyższych sfer zza biurka i lady, a także z marszów Lempart, Kijowskiego i kolorowych, prowadzono intensywną akcję likwidacji poczucia własnej wartości. Prowincja, mohery, brzydka panna na wydaniu. A do pracy na zachód to tylko do zmywaka, podcierania tyłków, ewentualnie jako hydraulik do przepychania rur zatkanych papierem toaletowym. Najlepiej z tytułem doktora politologii i stosunków międzynarodowych.
Cóż... jesteśmy zaściankiem i motłochem. A rozpychamy się jak światli ludzie zachodu. Jak wam nie wstyd!

Jest jednak coraz liczniejsza grupa obywateli, którym to się nie podoba. Zachowali godność, dumę narodową i poczucie własnej wartości. Posiadają empatię, współczucie i szacunek do ludzi. Może nieco brakuje męstwa. Więc czekają.
Czy mamy odtworzyć prawdziwego, dobrego Polaka? Zdjąć to odium zaborów i bolszewickiej indoktrynacji i zacząć walczyć o zwykła normalność i uśmiech między ludźmi.
Czy mamy walczyć z kacykami obdarowanymi nędznymi strzępkami władzy?
Postawić się i nie dać się?

Czy może przyjąć taką mądrość, że człowiek jest tylko wtedy prawdziwie wolny, gdy jest niewolnikiem?

.