Jeszcze parę lat temu, gdy ostro walczyliśmy z ówczesnym Układem
i Systemem, tym rakiem, który niszczył Polskę i Polaków, pisałem o
konieczności działań radykalnych. Działań z pogranicza rewolucji, choć
konkretniej – kontrrewolucji, bo chodziło przecież o przywrócenie
fundamentów, na których opierała się zawsze Rzeczypospolita.
Atakowany byłem wówczas przez czytelników, bądź, co bądź,
prawicowców i konserwatystów, za to, że marzą mi się barykady i chcę, by
znowu polała się krew młodych Polaków. Ile ja musiałem się tłumaczyć,
że rewolucja nie oznacza tylko czynu zbrojnego, ale także działanie
konsekwentne i radykalne, prowadzące do kategorycznej zmiany
istniejącego dotychczas porządku rzeczy.
Chodzi po prostu o sposób dochodzenia do celu. Albo szybko i skutecznie, albo w długim, powolnym procesie.
Najnowsza historia naszego kraju pokazuje, że chyba jednak to ja mam rację.
Rok 2016, który właśnie przeżywamy, śmiem twierdzić, będzie w historii
Europy rokiem przełomowym. Może jeszcze tego nie czujemy i nie w pełni
pojmujemy, lecz dzieją się wydarzenia, które zmienią cały kontynent.
Ano właśnie. Ewolucja.
Proces powolny. Spokojny. Lecz ma jedną poważną wadę. Nigdy nie mamy
pewności, jaki będzie ostateczny rezultat. Pozwala się bowiem na to, by
wiele różnych czynników oddziaływało na zmiany.
Im dłużej trwa ewolucja, tym wieksze ryzyko patologii, choroby, czy
degeneracji, które spowodują, że zamiast dotrzeć do umówionego celu,
pójdziemy w zupełnie innym kierunku. Do miejsca niechcianego i
niedobrego dla nas.
To właśnie się zdarzyło, gdy w roku 1989, z radością wymuszono transformację i z dumą ogłoszono powstanie III RP.
Jak to wyraźnie dzisiaj, po 27 latach widać, wybierając, a raczej
pozwalając sobie narzucić ewolucyjny proces zmian, zaczęliśmy się
staczać, państwo stawało się coraz słabsze i zależne; gospodarka zżerana
przez pospolitych złodziei i kombinatorów, a rzesze młodych ludzi, nie
widząc szans dla siebie w kraju, masowo zaczęły emigrować, poszukując
nowych miejsc do życia.
Czy tego chcieliśmy w 1989 roku? Czy taki miał być cel przekształcenia Polski w nowoczesną ojczyznę?
Oczywiście nie. Lecz doprowadziliśmy do tego zezwalając na proces
ewolucyjny, co się okazało powolnym gniciem i rozpadem, zamiast już na
samym początku zastosować radykalne, rewolucyjne zmiany.
Niestety, nie było wówczas takich możliwości. Bo transformacja w
rzeczywistości była farsą, fałszywą maską przygotowaną przez bezpiekę i
komunistów z Jaruzelskim i Kiszczakiem na czele, którzy przy wydatnej
pomocy podległej im pseudo – opozycji, z Michnikiem, Gieremkiem,
Frasyniukiem, oraz niekwestionowanymi współpracownikami urzędu
bezpieczeństwa, jak Lech Wałęsa, mieli wmówić narodowi, co im się w
pewnym stopniu udało, że w Polsce dokonał się cud, bo dokonano
bezkrwawej zmiany, obalono ustrój komunistyczny i wprowadzono
demokrację.
Tak, ustrój komunistyczny obalono, lecz komunistom nie zrobiono krzywdy.
Wprost przeciwnie. Nie musieli oni już dalej prowadzić na pokaz
siermiężnego stylu życia, tylko teraz już jawnie i otwarcie, jako nowi
kapitaliści, właściciele ukradzionych narodowi fabryk i banków, żyć
pełną parą, zamieniając spółdzielcze mieszkania na ekskluzywne
rezydencje, jak Chobielin pana Appelbaum-Sikorskiego, czy Sieniawa pani
Suchockiej, apartamenty w Paryżu, Londynie, czy Monaco, jak pan Kulczyk
lub pan Rostowski, a także wyposażając się w Mercedesy AMG, Ferrari,
Bentleye i Maybachy. Lub tylko Jaguary, jak znany komunista pan Kalisz.
A naród? A zwykli ludzie? Czy w jakikolwiek sposób skorzystali na tym
opracowanym przez komunistyczne służby ewolucyjnym procesie?
W żadnym wypadku. Generalnie wszystkim się pogorszyło.
Powstały obszary nędzy, jakiej nie było nawet za komuny. Kolosalnie
wzrosło bezrobocie. Pogorszyło się zdrowie ludzi i zarazem pogorszyła
się opieka zdrowotna, gwarantowana przecież przez konstytucję.
Bezwzględni gangsterzy w białych kołnierzykach eksmitowali ludzi na bruk.
Skorumpowani urzędnicy odbierali małe dzieci rodzinom pod byle pozorem,
by potem je sprzedać dalej bogatym, bezdzietnym klientom z zachodu, a
nawet handlarzom ludźmi.
Kraj się wyludniał, bo coraz większa grupa młodych nie widziała szans dla siebie na miejscu.
Jednocześnie degeneracja państwa spowodowana ewolucyjną transformacją
wykreowała kastę bezwzględnych, cynicznych kombinatorów, z zapleczem
byłych komunistów i międzynarodowych korporacji, którzy bez żadnych
skrupułów, bez żadnych moralnych oporów, rozkradali nadal Polskę,
nieuczciwie się bogacili, jak pani prezydent Warszawy Gronkiewicz-Waltz i
prezydent Gdańska Adamowicz wraz z tysiącem wójtów, sołtysów i
burmistrzów.
Autorytet, ikona transformacji, Adam Strzembosz, sędzia, profesor nauk
prawnych, wiceminister sprawiedliwości, pierwszy prezes Sądu Najwyższego
i przewodniczący Trybunału Stanu. Kawaler Orderu Orła Białego,
uspokajając zaniepokojonych obywateli faktem, że w sądach i w całym
wymiarze sprawiedliwości nadal pracują komunistyczni, krwawi oprawcy,
tuż po transformacji oznajmił –
"... środowisko się samo oczyści", negując konieczność przeprowadzenia lustracji w sądownictwie.
Dzisiaj, po tylu latach, widzimy jakie są skutki tego "samooczyszczenia".
Ewolucyjne przekształcanie się trzeciej władzy, władzy sądowniczej
doprowadziło do powstania hermetycznej kasty nietykalnych, nieomylnych i
ponad prawem. Jakiekolwiek próby ingerencji w ich zamknięty układ
spotykają się z gwałtownym atakiem pod pozorem obrony demokracji,
atakiem nawet na demokratycznie wybraną władzę, na sejm, rząd z
ministrem sprawiedliwości i na prezydenta.
Czy ktoś jeszcze w Polsce może mieć wątpliwości, że poważne zmiany
społeczne mogą być dokonane w powolnym procesie ewolucyjnym? Że
faktycznie jest to oszustwo mające przykryć konserwowanie i polepszanie
bytu poprzednich władców?
Przez całe ćwierćwiecze, najpierw Mazowiecki, potem Wałęsa, potem
Kwaśniewski, a jeszcze rok temu ex-prezydent Komorowski, z premierami –
Tuskiem i Kopacz, krzyczeli przy lada okazji, jak wspaniała była
bezkrwawa rewolucja, która się w Polsce dokonała. Lecz kto to krzyczał?
Czy to nie sami beneficjenci takiej ewolucji?
Pan prezydent Wałęsa z ekskluzywną rezydencją w Gdańsku, milionami na
koncie i wnukiem, którego kryminalne przestępstwa są właśnie tuszowane.
Pan prezydent Kwaśniewski, mistrz szemranych interesów, zatrudniony jako
konsultant u śp. najbogatszego Polaka, Kulczyka i wysyłający córkę na
bal księżniczek do Paryża.
Czy może pan prezydent Komorowski, który odchodząc ze stanowiska
ogołocił Pałac Prezydencki z mebli, w tym nawet z sokowirówki i którego
córka skorzystała również z przestępczej, warszawskiej reprywatyzacji.
Tych właśnie ludzi, przywódców narodu mieliśmy słuchać i iść za nimi w
ogień. Gdy oni się bogacili poprzez kanty i oszustwa, a my nic dobrego
nie otrzymywaliśmy.
Sprawująca od prawie roku władzę partia Prawo i Sprawiedliwość z
Jarosławem Kaczyńskim na czele, jako swoje główne hasło przyjęła
"dobrą zmianę".
Tylko przyklasnąć. Wszyscy chcemy dobrej zmiany. Powiedzmy – prawie
wszyscy. Ci, co się dobrze paśli w Polsce w trakcie ewolucji po
transformacji są jak najbardziej przeciwni "dobrej zmianie", czy
właściwie jakiejkolwiek zmianie. Likwidując w sobie hamulce moralne i
jakiekolwiek zasady etyczne nauczyli się świetnie sobie radzić w kraju
pełnym korupcji, nieuczciwości i przekrętu.
W obronie starego tworzą nowe byty, jak partia Nowoczesna pana Petru,
czy ruch KOD – Komitet Obrony Demokracji, co jest nazwą na tyle
humorystyczną, że w internecie, rozszyfrowano ją na tysiące sposobów, a
najlepiej, co myślą o tym tworze obywatele oddaje: Komitet Ochrony
własnej Dupy.
Czy Jarosław Kaczyński, niewątpliwy twórca i ideolog dobrej zmiany ma
pełną świadomość, że jeśli będzie się starał przekształcać kraj,
ponownie powoli i ewolucyjnie, to poniesie klęskę?
W zaprzyjaźnionej z Polską od stuleci Turcji prezydent Recep Erdogan nie
miał takich skrupułów. Widząc, że rośnie mu poważna opozycja z różnych
stron, a kraj zżera korupcja i bałagan, sfingował lipny zamach stanu na
siebie, który trwał cztery godziny, a po którym bezwzględnie rozprawił
się z przeciwnikami, wsadzając do więzienia, czy wyrzucając z pracy
tysiące przeciwników.
To było działanie ekstremalnie rewolucyjne i nie da się zaprzeczyć, że niesłychanie skuteczne.
Mamy świadomość, że takiego rozwiązania Jarosław Kaczyński w Polsce
przeprowadzić nie może. Choć, jak podejrzewam, patrzy na to z ogromną
zazdrością.
Tak, jak ma cały czas w pamięci Przewrót Majowy dokonany 12 maja 1926
roku przez marszałka Piłsudskiego. Niezależnie jakąkolwiek mamy opinię
co do tego wojskowego puczu, był on radykalnym rozwiązaniem, które
zatrzymało odbywający się rozpad państwa.
Kaczyński może nie ma do czynienia z całkowitym rozpadem państwa, ale jego choroba i korozja są ewidentne.
Mając to wszystko na uwadze, czy znajdzie się sposób i dosyć sił by
konsekwentnie doprowadzić dobrą zmianę do etapu, w którym Polska stanie
się państwem całkowicie suwerennym i silnym, a wszystkim obywatelom uda
się zapewnić należyty dobrobyt?
Przekonany jestem, że może się to udać, jeżeli tylko zmiany będą radykalne, zdecydowane i szybkie.
Muszą to być zmiany rewolucyjne, a nie ponownie pełzająca i rozmywająca
się ewolucja. Zagrożenia są ciągle duże, a zwyczajowi oportuniści i
kombinatorzy, jak zwykle już się podczepiają do partii sprawującej
władzę, starając się ugrać swoje. Prezes Kaczyński chyba to dostrzegł,
czego rezultatem było pozbycie się ministra Dawida Jackiewicza i
zawieszenie doradcy min. Macierewicza, młodego Misiewicza.
Prawo i Sprawiedliwość chyba wyczuło, że minione dziesięć miesięcy
sprawowania władzy są niezadowalające, właśnie przez zbytnią
opieszałość, słabość zmian i niedużą skuteczność.
Już nawet zaprzyjaźnione Koła Gazety Polskiej zaczynają narzekać i
wytykać niezałatwione sprawy. A radykałowie, jak np. dr Targalski głośno
krzyczą o nieskuteczności i powolności działań PISu.
W pewnym stopniu wcale się temu nie dziwię. Sam obserwuję w otoczeniu
pewne zniecierpliwienie spowodowane czymś, co można określić jako pewna
nieporadność rządzenia. Są całe obszary, jak na przykład służba zdrowia,
rolnictwo, czy nowo powołane Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi
Śródlądowej, utworzone nie wiadomo po co, jak i tak wszyscy wiedzą, że
tym rządzi pewna pani z Gdyni, gdzie obywatele zaczynają być źli, a
nawet czasami wściekli.
A opozycja i przeciwnicy mają tylko radość i satysfakcję, punktując kolejne błędy i wpadki.
Ja nie chcę, żeby "dobra zmiana" była pieśnią przyszłości. Dosyć za
komuny, Balcerowicza i Wałęsy nasłuchałem się haseł typu: - "Pracujemy
ciężko dla dobra naszych dzieci i wnuków".
"Dobra zmiana" już częściowo straciła dziesięć miesięcy. Nie zawsze z
winy rządzących, bo kto się mógł spodziewać, że wrogowie uwikłają władzę
w idiotyczną walkę z Trybunałem Konstytucyjnym, albo, że trzeba będzie
dawać taki odpór lewakom z Unii Europejskiej.
Nie mniej, oczekiwania były większe.
Co zresztą daje się zaobserwować w sondażach. Pomijając zdemolowaną
opozycję, która dławi się własnymi problemami, niepokojące jest trwanie
na stałych poziomach poparcia od momentu wyborów. Oznacza to, że
aprobata do poczynań władzy, oraz nadzieja obywateli na dobrą zmianę nie
wzrastają.
A jest to bardzo potrzebne, aby uczynić następny krok, jakim jest
niezbędna z miana konstytucji, a potem modyfikacja ustroju państwa.
A bez tego nie da się stworzyć nowoczesnego państwa dobrobytu.
Powiedzmy sobie wyraźnie, partia, która z takim trudem zdobyła władzę
bazując na nadzei Polaków, że wreszcie uda się przerwać fatalny stan
państwa oparty na stagnacji, niedbaniu o los społeczeństwa i rozkradaniu
majątku narodowego, może ją ponownie utracić, jeżeli widoczne efekty
działań będą niewystarczające.
500+, darmowe leki dla ludzi starych, rekonstrukcja systemu edukacji, to
rzeczy bardzo ważne i niezbędne. Ale to za mało. Ludzie pragną bardziej
radykalnych działań. Nie podoba się to, że wrogowie śmieją się nam
otwarcie w twarz.
Przywódca opozycji Grzegorz Schetyna publicznie ogłasza, że są opozycją
totalną, ktora nie będzie tworzyć nic konstruktywnego, tylko robić
wszystko, by obalić władzę.
Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa otwarcie wypowiadają
posłuszeństwo legalnej władzy, a Stowarzyszenie Sędziów Polskich
publicznie przyrównuje prezesa Kaczyńskiego do Hitlera.
Pan Arabski, obecnie zwykły obywatel oskarżony w procesie arogancko lekceważy sąd i nie przyjeżdża na rozprawy.
Prezydenci i radni kilku miast nie uznają władzy nadzorczej państwa i działają jak udzielne księstwa.
Na to wszystko trzeba w końcu znaleźć sposób. To są przecież działania
jawnie wrogie przeciwko państwu, według mnie zahaczające o zdradę stanu.
Można chyba znaleźć w Polsce uczciwe i propaństwowe sądy i sędziów, w
których tych, popełniających tak jaskrawe przestępstwa przeciwko państwu
można sprawiedliwie skazać.
Taki pan Rzepliński, prezes TK, ma już pełną świadomość faktu, że swoim
działaniem popełnia on przestępstwo i może być skazany. On to ubiera w
ironię, lecz wie dobrze, jako prawnik, że tak właśnie postępując,
popełnia przestępstwo.
Gra na nosie, jak długo go chroni immunitet.
No więc – co dalej? Ewolucja pod fałszywą fasadą transformacji, która
trawiła Polskę przez 27 lat, czy ewolucja nieco szybsza ostatnich
dziesięciu miesięcy, czy może wreszcie zacznie się
dobra zmiana?
Ps. Ciekawe, co prezes Kaczyński mówił wczoraj i dzisiaj swoim ludziom w Jachrance? Może właśnie to, co napisałem?
.