poniedziałek, 1 marca 2021

Kaczyński (naczelnik)

 17-09-2020



Nie bronię Prawa i Sprawiedliwości (sporo mają pod paznokciami), ale człowieka – Jarosława Kaczyńskiego.
Fakt – PiS to jego osobiste dzieło. Lecz on był wyłącznie twórcą tego bytu i choć nadal jest liderem całego ugrupowania, to już spora gromada przeróżnych ludzi – dobrych, mniej dobrych i niedobrych wokół niego. Jak zawsze i wszędzie. System tutaj jest bezdyskusyjnie wodzowski.

 
 
 
Na początek sprawy bezsporne: Jarosław Kaczyński jest obecnie najważniejszą osobą w państwie. To polityk, od którego zależy wszystko.
Sarkastycznie, przez tych, co za nim nie przepadają (o tym – dlaczego - będzie dalej) nazywany Naczelnikiem.
Jedną, może i nawet niesprawiedliwą decyzją może usunąć prezydenta, albo zdmuchnąć premiera.
Może wytoczyć armaty i rozpocząć wojnę z Unią, albo z Rosją Putina.
Zaprzyjaźnić się ze Stanami, albo z Chińczykami.
Wszystko to jest w stanie przeprowadzić. Lecz czyni wyłącznie to, co pasuje do jego wizji przyszłości Rzeczypospolitej. A taką wizję on ma. Kłopot w tym, że niechętnie się z nią dzieli ze społeczeństwem, chociaż gdyby wystąpił ze swoim manifestem, to byłoby mu łatwiej. Przynajmniej po prawej stronie sceny politycznej.
Lecz może trzyma to w sekrecie, żeby jeszcze bardziej nie rozdrażnić lewackiej Europy, dla której już bez tego jest wrogiem Nr.1.
 
To człowiek bardzo doświadczony przez los. Tragicznie stracił najbliższych. W tym brata bliźniaka, a każdy medyk i psycholog może potwierdzić jaka to wielka trauma, stracić kogoś takiego. Stąd po dziesięciu latach czarne garnitury i czarne krawaty.
Mimo tego, a może również dla tego, nie usunął się w cień (ma świadomość, że również miał zginąć) i zdecydował się stać na czele. Tylko w pewnym sensie nieformalnie. Co zresztą zarzucają mu nie tylko wrogowie, ale też nie lubiący go prawicowcy kochający jasne sytuacje.
 
Ulubieńcy rozpolitycznionych (i dobrze) prawicowców, ludzi myślących, lecz o tradycyjnej polskiej mentalności, tacy samozwańczy – i całkiem słusznie – opiniotwórcy, jak Witold Gadowski, czy Rafał Ziemkiewicz, nie przepadają za Kaczyńskim, chociaż go cenią. Gdy ten występuje z jakimś nowym projektem, czy decyzją, to ostro prezesa krytykują, chyba nie zdając sobie sprawy, że w taki sposób czynią szkodę państwu. Cóż... ich ego wygrywa.
Dlaczego to robią? Bo mają inną mentalność, inną skalę wartości i jest tym niestety umiłowanie szlacheckiej wolności, taki staropolski liberalizm z liberum veto i zrywaniem sejmów, a gównie z niechęcią do silnej władzy.
Dlatego Ziemkiewicz nienawidzi legendy Piłsudskiego (nawet nie stara się jej zrozumieć zaślepiony Dmowskim).
 
Skąd się to bierze? Z tej prostytutki – historii Polski od czasów Piastów, kiedy to skądinąd, mądry król Bolesław III Krzywousty, zepchnął Polskę na 300 lat w niebyt, swym testamentem (może wg. dzisiejszych historyków nawet sfałszowanym), doprowadzając do rozbicia dzielnicowego.
(Dokładnie to samo, co dzisiaj Unia Europejska również usiłuje z Polską zrobić).
Wtedy to nie rozwinęła się u Lechitów idea silnej państwowości, tylko rządy udzielnych książąt, lokalnych możnowładców i kulawa demokracja szlachecka z ironicznym – szlachcic na zagrodzie, równy wojewodzie.
 
I tak już pozostało.
 
Wytworzył się wówczas i w dużym stopniu trwa do dzisiaj polski model cywilizacji łacińskiej, gdzie najważniejszym atrybutem jest wolność.
Do tego stopnia, że dziś ciągle szczycimy się mottem z Powstania Listopadowego – Za Naszą i Waszą Wolność.
Wolność jest najważniejsza, więc kochać, czy lubić silnej władzy nie można – to w klasycznej polskiej mentalności kantowski imperatyw kategoryczny.
 
Dlatego zarówno Ziemkiewicz, jak i Gadowski, jako autentyczni patrioci, z tą specyficzną prapolską mentalnością nie mogą lubić Kaczyńskiego.
Był ukochany i wytęskniony, gdy władzy nie miał. Ale urósł za bardzo, zapatrzył się w Piłsudskiego, a może nawet Napoleona, więc jak polski patriota może go dzisiaj kochać.
 
Debilny wprost powód do podniesienia rabanu w mediach – projekt ustawy o zwalczaniu cierpienia zwierząt – spowodował ze strony tych dwóch klasycznych szlachciurów (Ziemkiewicz, udający prostego chłopa, by się wściekł, gdyby bezpośrednio w twarz go tak nazwać), ostry i właściwie głupi atak na Kaczyńskiego.
 
Atak ma dwa równoległe tory – oba wolnościowe: ekonomiczny – utrata zysków i miejsc pracy, oraz społeczny: odgórne narzucanie obywatelom ograniczeń i pozbawianie wolnościowych praw.
Jest to podejście chwytliwe medialnie, bo właśnie populistycznie skierowane do tej mentalnej przywary – wolność nade wszystko.
 
Obserwując działalność publicystyczną Gadowskiego i Ziemkiewicza widać, że obaj to konserwatywni patrioci. Jednakże nie są w stanie wyzbyć się w swoich poglądach i ocenach tych tysiącletnich, szlacheckich przywar, które zresztą spłynęły na chłopów, bo zawsze oni brali wzór z pana. A polskiego mieszczaństwa praktycznie nie mieliśmy.
Dla obu publicystów wyrastanie jakiegokolwiek "wodza", czy silnego przywódcy jest czymś, czemu należy bacznie się przyglądać i poddawać ostrej krytyce. Działalność ze wszech miar słuszna, lecz niestety ich opiniotwórczy talent powoduje, że mylnie odczytywani przez słabszych czytelników, buduje stanowiska niechętne władzy Kaczyńskiego.
 
Mamy tutaj synergizm dwóch elementów – mentalność polskich prawicowców, identycznie jak wymienionych redaktorów, jest tak samo oparta na wolnościowym paradygmacie, z liberum veto i wolną elekcją, czyli niechęcią do władcy, oraz wsłuchiwanie się w słowa ulubionych, choć samozwańczych komentatorów, choć właściwiej należy powiedzieć – tłumaczy sceny i politycznych wydarzeń.
A to na dodatek, z zaszczepioną przez bolszewików regułą, że prawda płynie z głośnika (tutaj konkretnie z ekranu komputera) splata się w pewien umysłowy chaos, w którym trudno samodzielnie myśleć, więc łatwiej przyjąć i przyswoić poglądy kogoś, kogo się lubi i kto myśli tak samo, jak my.
 
W ten sposób przyjmowana opinia i kształtowanie poglądu są bardzo powierzchowne. Brak im głębi własnych rozważań i szerszego spojrzenia.
A co istotne, kieruje uwagę i codzienne emocje na drobiazgi, kolokwialne duperele, które mają małe znaczenie dla państwa i ogółu narodu.
Tak jest własnie w dyskusji, głupiej, bo emocjonalnej, a nie rzeczowej, skażonej własnymi uprzedzeniami, w sprawie nowej ustawy o ochronie zwierząt.
Podejrzewam, że to jeszcze nic, w porównaniu z wrzaskiem, który się zaraz rozlegnie, gdy rozpoczną się prace o ochronie policji. Już to słyszę: - Widzicie! Zaczyna się państwo policyjne!
 
Dlaczego tak jest? Przecież wszyscy oni są patriotami. Mają tę samą wizję przyszłości. Zarówno Kaczyński, jak i Ziemkiewicz i Gadowski pragną suwerennej ojczyzny i dobrobytu dla wszystkich Polaków.
Może problem jest w tym, że Jarosław Kaczyński reprezentuje klasyczną inteligencję II Rzeczpospolitej, a dokładnie 15 lat młodsi, Gadowski i Ziemkiewicz, są już wychowani na inteligencję pracującą – czyli formację skażoną komunistycznymi miazmatami. W tych dzisiejszych, potwornie dynamicznych czasach, pełnych światowego chaosu, taka różnica wieku, to nie tylko odmienność pokoleniowa, a cała nowa era.
Jak te "chłopaki" mając 10 lat zaczynały kumać, co się wokół dzieje, to już dawno było po wypadkach grudniowych 1970. A jak nastał Sierpień 80, to mieli zaledwie 16 lat.
Od pokolenia Kaczyńskiego, do którego również należę, dzieli ich przepaść. Morze doświadczeń i góra przedwojennych mentalnych wpływów.
A może też, wizja Polski Kaczyńskiego jest profetyczna, a ci dwaj tego nie widzą?
 
I co bardzo ważne – czy oni w tych swoich małostkowych krytykach nie zauważają, że od 30 lat istnieje permanentny brak alternatyw, jeżeli uczciwie chce się dobrze dla Polski?
 
Zacytuję teraz opis, który dotyczy kogoś zupełnie innego, lecz po wielokrotnym przeczytaniu tego, natychmiast przyszedł mi na myśl Jarosław Kaczyński – przedwojenny inteligent z Żoliborza.
 
"[Jego] rygoryzm moralny wchodził w konflikt z bezsilnością i miękkim oportunizmem. Sprzeczności i niekonsekwencje są widoczne co chwilę. Bez komunistycznego kontekstu nie jest łatwo go zrozumieć. [...] Zgodnie z literą tamtej epoki był wszystkożerny. Po ojcu odziedziczył wrażliwość, niemal kruchość, strach przed samotnością maskowany pewnością siebie i ostentacją, oraz podejrzliwość.
[...]
Jest człowiekiem miłosierdzia. Jest jednocześnie bardzo wymagający zarówno w stosunku do siebie, jak też swojego otoczenia. W relacjach międzyludzkich oferuje przyzwoitość, ale także jej żąda. Jest bardzo samodzielny, pomaga innym chętnie i bezinteresownie, samemu nigdy pomocy nie chcąc, często jej nawet nie przyjmując. Wtrąca się w cudze życie nie licząc się z konsekwencjami, przez co na ogół jest z ludźmi skłócony."
 
Czy usprawiedliwiam Kaczyńskiego? W pewnym sensie tak. Nie ma on niestety wielu zwolenników wśród piszących w sieci blogerów i komentatorów.
Jakże przecież mają go lubić, gdy dwóch czołowych trendmaker'ów tego środowiska – Gadowski i Ziemkiewicz, co rusz czepiają się prezesa, że to robi źle, a tamto jeszcze gorzej.
 
To nieustanna walka porządku z chaosem. Walka sinego państwa z anarchią.
Gdy tylko w Rzeczypospolitej przeważała anarchia, to państwo się sypało.
 
Generał Kiszczak i jego dzisiejsi zamaskowani poplecznicy bardzo się starają, by w kraju nie zapanował porządek. Zarówno prawny, jak i społeczny.
A taki rygoryzm moralny Kaczyńskiego to coś, co raczej powinno się zwalczać. Bo wolny Polak tego nie lubi.
 
.
 
______________________
 
Użyty cytat pochodzi z przedmowy panów Jerzego Kopańskiego i Marcina Darmasa ARCYROSJANIN BUŁHAKOW.
Bardzo panów przepraszam do koniecznych zmian w zastosowaniu tekstu do innej osoby.
 

Brak komentarzy: