wtorek, 9 sierpnia 2016

Nowoczesne robienie polityki metodą Recepa Erdogana




Praktycznie całą noc z piątku na sobotę spędziłem na obserwowaniu i śledzeniu na żywo przebiegającego w Turcji wojskowego przewrotu, mającego odsunąć od władzy prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.
Przyznam się, że początkowo, podobnie jak chyba pół świata, dałem się zrobić w konia, myślałem, że rozwija się prawdziwa akcja słusznie oburzonych poczynaniami swojego prezydenta wojskowych, zanim zorientowałem się, że patrzę na świetnie zaaranżowany teatr.
Teatr o dużym poziomie prawdopodobieństwa, bo wojskowe pucze są w Turcji na porządku dziennym i było już ich kilka na przestrzeni ostatnich lat.
Po pewnym czasie zorientowałem się jednak, że w tym wszystkim co widzę, coś nie gra. W działaniach puczystów nie ma sensu ani logiki.

Dobrze zorganizowany przewrót wojskowy – działanie bardzo niebezpieczne, w którym ryzykuje się śmiercią nie tylko w walkach, ale także w przypadku niepowodzenia, bo ten, kto dąży do obalenia ustroju siłą, może spodziewać się nieuchronnego wyroku śmierci, musi być dobrze zaprojektowany i perfekcyjnie wykonany.
To w żadnym wypadku nie jest wyprowadzenie czołgów na ulice, straszenie nisko lecącymi odrzutowcami i zapełnienie nieba helikopterami.
Celem pierwszym i nadrzędnym jest pojmanie, uwięzienie, a nawet zgładzenie najważniejszych osób w państwie – prezydenta, premiera, sędziów sądu najwyższego, rady ministrów, oraz wojskowych dowódców, którzy nie są uczestnikami puczu.
Tymczasem w Turcji, w czasie zamachu stanu nic takiego nie miało miejsca, albo wykonane było tylko w szczątkowym zakresie, jak uwięzienie szefa sztabu generalnego i dowódcy marynarki wojennej.
A prezydent Erdogan spokojnie sobie siedział w swojej willi, w miejscowości wypoczynkowej, nie specjalnie daleko od Istambułu, a gdy sytuacja dojrzała do tego, wsiadł do samolotu, przyleciał do Istambułu, by osobiście prowadzić walkę z puczystami.
Nikt nie próbował go pojmać, tam, gdzie odpoczywał, czy przejąć, albo zniszczyć samolot, którym leciał.
Wszystko to było bardzo dziwne i po prostu głupie (tak się wydawało).

Przygotowując przewrót wojskowy, organizatorzy muszą mieć świetne rozeznanie co do nastrojów ulicy i ewentualnego poparcia społeczeństwa.
Tymczasem w tym wypadku społeczeństwo, w przeważającej większości było przeciwne wojskom zamachu stanu i aktywnie, zachęcone apelami Erdogana, przeciwstawiło się żołnierzom biorącym udział w zamachu.
Obserwując rozwój wypadków, dziwnym wydało się zachowanie policji, która ochraniała żołnierzy, którzy się poddali, przed wściekłością tłumu, nie dopuszczając do samosądów.

Jeszcze jedno powinno cechować dobry zamach stanu. To reakcja zagranicy.
Przynajmniej jedno z wielkich mocarstw powinno, jeżeli nawet nie być przychylne puczystom, to pozostać przyjaźnie neutralne.
Początkowo wydawało się, że taką postawę przyjmuje USA, a niektórzy nawet twierdzili, że zamachu dokonano przy pomocy CIA, to jednak po paru godzinach Stany Zjednoczone, podobnie, jak większość ważnych państw świata wyraziło poparcie dla prezydenta Erdogana i konstytucyjnie wybranych władz.

Czy to nie za dużo błędów i uchybień, których nawet by nie zrobił sprytny oddział harcerzy, a co dopiero wojsko pod wodzą generałów i pułkowników.

Wtedy pojąłem, że to, co widzę, cały ten rozgrywający się w godzinach nocnych zamach stanu, wojskowy pucz, to teatr, najprawdopodobniej zaaranżowany i wyreżyserowany przez prezydenta Erdogana, przy współudziale służb specjalnych i policji.
Biednym żołnierzom, w większości młodym, 18, 20 – letnim chłopakom powiedziano najprawdopodobniej, że będą brali udział w ćwiczeniach terytorialnych. Nie będą więc stawiali zdecydowanego oporu i nie będą strzelać do policji i ludności. I tak też było.
Liczba zabitych, przy tak szeroko zakrojonych działaniach wojskowych w stolicy – Ankarze, oraz największym mieście – Istambule, jest zdecydowanie niewielka.

Po co więc był ten zamach stanu? Prezydent Recep Erdogan bardzo go potrzebował, by pozbyć się przeciwników politycznych.
A lipny pucz załatwiał sprawę raz na zawsze.

Największą opozycję (zarazem najbardziej niebezpieczną) miał Erdogan właśnie w armii, gdzie nie akceptowano jego coraz wyraźniejsze odchodzenie od idei Mustafy Kemala Ataturka, twórcy nowoczesnej Turcji z byłego Imperium Osmańskiego. Idei, w której Turcja na zawsze miała być państwem świeckim.
A Erdogan zdecydowanie prowadzi do państwa islamskiego. Jego żona, zanim został prezydentem ubierała się po europejsku, lecz zaraz po zaprzysiężeniu w roku 2014 zaczęła nosić tradycyjną islamską chustę.
By nadal prowadzić skutecznie swoją politykę, Erdogan musiał się pozbyć najbardziej zajadłej części dowódców wojskowych – generałów i pułkowników.
I się wczoraj pozbył.

Prezydent miał również na pieńku z sądownictwem. Podpadli mu sędziowie, gdy twardo stanęli w obronie państwa świeckiego. Pamiętał też im dobrze zrzucenie go ze stanowiska burmistrza Stambułu w 1998 i skazanie go na dziesięć miesięcy więzienia.
Rezultat: - wczoraj usunięto ze stanowisk 2745 sędziów.

Liczba ofiar nieudanego zamachu stanu wzrosła do 265. Jest wśród nich 161 cywilów, w tym 20 uczestników puczu i 104 wojskowych spiskowców.



Rezultat nieudanego puczu, który praktycznie trwał cztery godziny: - aresztowano 1563 osób związanych z puczem, usunięto ze stanowisk 29 pułkowników i 5 generałów. Prezydent Turcji Erdoğan zapowiedział: Nie pójdziemy na żadne ustępstwa . Oznacza to, że należy spodziewać się wyroków śmierci.

Dlaczego na początku stwierdziłem, że Recep Erdogan jest politykiem, jeżeli nawet nie wybitnym, to bardzo sprytnym?
Uważam tak, albowiem nie tylko prowokacja imitująca zamach stanu, dzięki której, za jednym zamachem pozbył się najgorszej opozycji, zamknął usta pozostałym przeciwnikom, a dla narodu zyskał rangę bohatera, który o włos uniknął śmierci, ale także sposób w jaki rozegrał sprawę syryjskich uchodźców, którzy właśnie z Turcji przedostawali się do Unii.
Pamiętamy dobrze, jak w zeszłym roku, szeroka fala emigrantów wylewała się z Turcji. Najpierw do Grecji, a potem dalej, aż do Niemiec, a nawet Szwecji.
Trzeba być bardzo naiwnym, żeby uwierzyć, iż był to ruch spontaniczny.
Jakże to, w dosyć policyjnym państwie, jakim jest Turcja, setki tysięcy ludzi może w sposób zorganizowany wsiadać na łódki i pontony, bez wiedzy i zgody władz?
To był świadomy akt prezydenta Erdogana zalewania Europy niepotrzebnymi w Turcji  emigrantami.
Jak tylko Erdogan wynegocjował i dostał od Angeli Merkel 6 miliardów euro, to wypływ emigrantów ustał natychmiast, jak nożem uciął.

Prezydent Erdogan pogrywał sobie nawet z Rosją i Putinem. Bez wahania zestrzelił rosyjski samolot bojowy, gdy ten zahaczył o turecką granicę.
Wzajemne stosunki ochłodziły się na pewien okres, aż Erdogan spragniony rosyjskich turystów, osobiście przeprosił w liście Putina, a ten mu wybaczył niecny postępek.

Na tle bladych, często niezdecydowanych i słabych polityków zachodniej Europy, Recep Erdogan wydaje się satrapą, albo niemalże dyktatorem.
Lecz on rozgrywa swoją politykę w taki sposób, że nic mu nie można zarzucić.
Jak sobie postawi konkretny cel, na przykład zwalczyć opozycję, to to skutecznie realizuje.
Po puczu w nocy z 15 na 16 lipca Erdogana poparły: NATO, Unia Europejska, ONZ, Stany Zjednoczone, Rosja, a także Polska. Oraz wiele innych państw całego świata.
Tak się gra w politykę panie i panowie.

.

Brak komentarzy: