wtorek, 9 sierpnia 2016

Auta hybrydowe – wielka ściema

Przy ładnej niedzieli, po emocjach szczytu NATO, zamierzam obalić pewne oszustwo, które nam się wciska – samochód hybrydowy.

Oczywiście, ktoś, kto ma pieniędzy w nadmiarze, bez zastanowienia kupi sobie hybrydowego Mercedesa, albo BMW. To jeszcze większy szpan niż literki AMG na masce. A po dwóch, trzech latach i tak zmieni na nową zabawkę.
Ci goście na sto procent nie czytają moich artykułów, jeżeli cokolwiek czytają, za wyjątkiem wyciągów bankowych. Więc się o nich nie martwię.
Lecz jest spora rzesza młodych zapaleńców, czy entuzjastów nowości, z odpowiednią kasą, gdy skorzysta się z kredytu, czy leasingu, którzy gotowi są kupić auto hybrydowe, bo to cool i w ogóle. Mieć Toyotę Prius (111 tyś zł), czy Hondę CRZ (88900 zł) to w pewnych środowiskach wejście na wyższy poziom. Nawet jeżeli to głupota, co postaram się udowodnić.


Goście starsi, jak ja, mieli okazję przyglądać się, jak elektronika użytkowa, w zakresie zapisu dźwięku, a potem obrazu i danych komputerowych, na przestrzeni dwudziestu lat wariowała. I kto nie był czujny, kończył z ręką w nocniku, wydając na bezużyteczny sprzęt wiele tysięcy złotych.
 Zapis magnetyczny przeszedł w zapis optyczny, by też w końcu totalnie upaść.
Mieliśmy więc chronologicznie kasety magnetowe CC (Compact Cassette), opracowane przez Philipsa, które dość długo rządziły na rynku. Potem kasety video VHS – też paroletni boom. Wreszcie przyszły płyty CD, a konktretnie CD – ROM (Compact Disc – Read Only Memory) o średnicy 120 mm. To nastąpiło wtedy, jak techniki cyfrowe zaczęły wypierać analogowe.
Jak to zwykle bywa, rozwinęły się różne mutacje: Mini Disc, CD – R, CD – RW, DVD, a na końcu Blue Ray.
I po co to wszystko, jak w końcu i tak to odeszło do lamusa. Albo powoli odchodzi, a odtwarzacze DVD ciągle zbierają kurz w większości domów.
Wszystko to nagle zostało wyparte przez niesłychanie miniaturowe, wielkości zapalniczki, a nawet już znacznie mniejsze, pamięci typu Flash, ze względu na gniazdko połączenia, nazywane też pamięciami USB, lub, co staje się najbardziej popularne Pendrive, a po naszemu pendrajw.
A dzisiaj, dzięki przewrotowi w technologii półprzewodników, taki dobry Pendrive Kongston Data Traveller 300, ma pojemność 256 GB, czyli swobodnie może pomieścić 54 płyty DVD, albo 365 płyt CD. Spróbuj to schować do kieszeni marynarki. A już są pojemniejsze Pendrive'y – 500 GB, a nawet 1000 GB, czyli 1 TB.

No dobrze... ktoś mógł się tutaj zdenerwować i pyta: - Kurcze, po co on to pisze?! Miało być o samochodach hybrydowych!
Ano, piszę to dlatego, bo my właśnie czekamy w przemyśle samochodowym, na takiego Pendrive'a na kółkach.
A wszystkie obecne auta hybrydowe są, jak te CD, DVD i Blue Ray'e i też wkrótce, bez najmniejszych wątpliwości odejdą do lamusa. Zostaną wyparte przez to COŚ. COŚ co na pewno nadejdzie i to wkrótce. Ale o tym dalej.

Auto hybrydowe to pojazd, który napędzany jest dwoma silnikami: - albo klasycznym spalinowym, albo motorem elektrycznym.
I nic więcej. Oczywiście wszystkim tym zawiaduje skomplikowana elektronika, co nie jest żadnym wyczynem w momencie tak powszechnej i taniej komputeryzacji. I duży minus, o którym sie zazwyczaj nie za dużo mówi, to fakt, że wozi się, jak w Priusie około 80 kilogramów baterii, które pozwolą ci na przejechanie wyłącznie z napedem elektrycznym nie więcej niż dwadzieścia parę kilometrów.
A i tak, w tej hybrydzie, średnie zużycie paliwa jest w pobliżu 5 litrów na 100 km.
Więc po co to halo?

Bo cwani producenci samochodów robią wszystkich w konia.
Intensywnie pracują nad kompletnie nową generacją aut – jeszcze nie wiadomo, jakie zwyciężą – elektryczne, czy wodorowe, a w międzyczasie, zamiast męczyć się w laboratoriach i na torach testowych, dają klientom kolejne etapy swoich projektów, by ci za nich próbowali, jeździli i dawali za darmo cenne uwagi.

Dzisiejsze auto hybrydowe nie jest projektem ostatecznym. Projektem skończonym. Nagły przewrót, nagłe odkrycie, co jest raczej pewne, wyśle wszystkie jeżdżące hybrydowe cuda na szrot. Bo będzie coś zupełnie nowego i o wiele tańszego.

Oczywiście potężny przemysł ropy naftowej robi wszystko, aby ten proces rozwoju zatrzymać, albo choćby spowolnić. Tylko, że to już jest nieuniknione. To się zaczęło, jak spuszczona z góry lawina, której już się nie da zatrzymać.
Auta zupełnie nowej generacji nadchodzą!

Samochody elektryczne już są w powszechnej sprzedaży. Pominę tutaj projekt Nissan Leaf, bo prawdziwe wielkie wrażenie robi projekt Tesla.
Tesla, to kalifornijski pomysł, realizowany z iście amerykańskim rozmachem, zapewniający nie tylko szeroką gamę elektrycznych pojazdów – od minivanów po kabriolety, ale też całą infrastrukturę – stacje szybkiego ładowania i stacje obsługi.
Muszę powiedzieć, że z podziwem patrzę, zresztą, jak wielu specjalistów, na rozmach i odważną wizję całego przedsięwzięcia.
A jakim Tesla staje się hitem, niech świadczy fakt, że na nowy model Tesla 3, przed jego wejściem do sprzedaży, czekało już ponad 300 tysięcy klientów, którzy dokonali przedpłaty.
Nie będę się rozwodził nad parametrami tego auta, które jest w procesie ciągłego doskonalenia. Należy tylko powiedzieć, że dzisiaj, tym całkowicie elektrycznym autem można przejechać 400 kilometrów na jednym ładowaniu. Z kolei ładowanie na stacjach, przez system nazwany Supercharger, ciągle jeszcze wymaga nieco czasu. I tak – ładowanie 20 minutowe wystarczy na przejechanie 175 kilometrów, a pełne ładowanie (400 km) trwa 70 minut.
Lecz i tutaj Tesla pracuje nad nowatorskimi rozwiązaniami. Po co tyle czekać na naładowanie? Można w parę minut wyciągnąć walizę z bateriami i zmienić je na stacji na w pełni naładowane (tzw swapping).
W tej chwili projekt Tesla jest najbardziej nowatorskim, tak dynamicznie rozwijającym się zadaniem na całym świecie. Koncerny naftowe nie są już w stanie go zablokować, a kto wie, czy po cichu go nie wspierają.
Jako ciekawostkę warto podać, że Tesla otwiera swoją pierwszą stację Supercharger w Polsce. Zlokalizowana ona będzie w miejscowości Kostomłoty na Dolnym Śląsku, przy autostradzie A4.

Ropa, benzyna, gaz, wodór i prąd elektryczny – to obecnie istniejące źródła napędu pojazdów samochodowych.
Pierwsze trzy mają już długą historię i obecnie rządzą na drogach.
Tanie wytwarzanie wodoru – i co trzeba dodać – paliwa niesłychanie niebezpiecznego, jest ciągle bardzo kosztowne i wszyscy poszukują sposobu na efektywne pozyskiwanie wodoru z wody. Przecież wodór, to pierwiastek, którego na świecie jest najwięcej. Ba w całym wszechświecie.
Jednakże musimy tutaj poczekać na jakiś przełom i rewolucyjne odkrycie. Może to być za rok, a moze też być za lat dwadzieścia.

Pozostaje więc prąd elektryczny. W tej dziedzinie jesteśmy już na średnio zaawansowanym etapie. Chociaż też niecierpliwie czekamy na ważny przełom. Jaki? O tym dalej.

Wiemy jak i potrafimy już dosyć tanio wytwarzać prąd elektryczny. Tutaj nie ma problemu. Problem natomiast istnieje w efektywnym magazynowaniu tego rodzaju energii.
Zawężając zagadnienie można powiedzieć, że magazyny energii to baterie.
Dobra bateria to taka, która ma dużą moc (Watt - W) i która potrafi szybko i bez kłopotu oddać dużą energię ( kWh). Oczywiście, powinna ona się szybko ładować i mieć dużą trwałość, pozwalającą na wielo-tysięczne cykle ładowania.
Oraz, co jest niezmiernie istotne w przypadku samochodów elektrycznych – dobra bateria powinna być jak najlżejsza. Określa się to to parametrem W/kg, czyli ile mocy można zmagazynować w kilogramie baterii.

Tak, wiem, że przynudzam. Ale konkluzja jest taka – jeżeli auta elektryczne maja dostać kopa, porównywalnego do rewolucji Pendrive'a, to naukowcy muszą wymyślić całkiem nową baterię elektryczną.
I zapewniam – pracują nad tym intensywnie na całym świecie. Również w Polsce. Parę tygodni temu premier Morawiecki wzbudził powszechne zdziwienie, mówiąc, że chcemy stać się liderem w produkcji samochodów elektrycznych. A to oznacza, że jesteśmy poważnie zaawansowani w budowie nowych, wysoko-wydajnych baterii.
Już pokrótce – na świecie, w zakresie nowoczesnych baterii króluje niepodzielnie firma Panasonic.
Są to, w przeważającej mierze, baterie litowo – jonowe. Tu badania są najwyżej zaawansowane. Na przykład w 2013 University of Illinois ogłosił, że skonstruował baterię litowo – jonową, która jest 2000 razy pojemniejsza od porównywalnych produktów i ładuje się 1000 razy szybciej. To świadczy, jak duży jest potencjał i jak duże możliwości są tu jeszcze do wykorzystania.
Są też prowadzone badania nad innymi rodzajami baterii, lecz je tutaj pominę, choć nie jest wykluczone, że w ostatecznym wyscigu może wygrać bateria tak egzotyczna jak kryształy dwu-fluorku ksenonu (XeF2),  albo bardzo obiecujące baterie aluminiowe.

Konsorcjum Tesla stawia sobie szybki, perspektywiczny cel – samochód elektryczny zdolny przejechać na jednym ładowaniu 1000 kilometrów; pełne ładowanie w czasie nie dłuższym niż 10 minut, oraz pokrycie najważniejszych korytarzy transportowych w USA, siecią 1000 stacji ładowania Supercharger.
To ambitny plan, który może zbudować nowe standardy transportowe.
Bo w końcu o to chodzi, by ustalić jeden standard, który podbije cały świat.

Więc panie i panowie, zachęceni, jak to często bywa, kłamliwą reklamą, do zakupu auta hybrydowego, dobrze się przed zakupem zastanówcie.
Kupujecie produkt tymczasowy, a nie ostateczny. Można powiedzieć – w fazie eksperymentu. Coś, co jest znacznie bardziej skomplikowane od klasycznego diesla, czy benzynowca. I coś, co za krótki okres czasu może okazać się kompletnym przeżytkiem. Czy warto?


Ps. Warto dodać, że następnym projektem w przemyśle motoryzacyjnym, nad którym pracuje się intensywnie, jest auto autonomiczne. Czyli takie, które sobie jedzie samo. Jak na autopilocie. To niewątpliwie świetny pomysł dla kierowców ciężarówek na długich trasach. Jeżeli chodzi o samochody osobowe, to trzeba będzie to solidnie przeanalizować, Zapewne na autostradach bardzo się przyda. Lecz użyteczność w ruchu miejskim jest dosyć wątpliwa. Za dużo zmiennych zewnętrznych oddziałujących na auto. Nawet najszybszy komputer może sobie nie poradzić tak dobrze, jak człowiek.


.

Brak komentarzy: