
Określenie DYLETANT w powszechnym obiegu ma znaczenie pejoratywne. Ty dyletancie - znaczy tyle, że coś wiesz, ale po łebkach. Nic bardziej mylnego. Dyletant pochodzi do dilettante, a to z kolei od dilettare, lubować się. Dyletant to miłośnik, amator.
Cóż więc jest takiego dziwnego w dyletancie, że odróżnia go od przeciętnego człowieka, który też zapewne „lubuje się” w czymś.
Chociażby w kuflu piwa i paczce chipsów przed telewizorem.
Tym czymś jest
ciekawość. Generalnie ciekawość świata i poszukiwanie samemu odpowiedzi
na pytania, które ten świat niesie. On nie siedzi tylko przed
telewizorem i chłonie jak gąbka to, co mu się podsuwa, chociażby to był
kanał National Geografic, na temat życia goryli w niedostępnych lasach.
Dyletant woli sam
zobaczyć obiekty swoich zainteresowań i dowiedzieć się czegoś więcej. I
dyletant nie przyjmuje wiedzy „z góry”, ex catedra, on lubi sam dojść do
własnych wniosków i sam czegoś doświadczać.
Dyletant ma dużo wspólnego z „człowiekiem renesansu”.
Gdy po ciemnych latach średniowiecza w XV i XVI wieku wybuchło
Odrodzenie, albo właśnie Renesans, w momencie, powiedzmy, upadku
Konstantynopola, Europa nagle stworzyła coś nowego w historii ludzkości,
stworzyła humanizm. Wybuchły sztuki i nauki. Dokonał się niebywały skok.
Leonardo da Vinci jest
chyba najwybitniejszym przykładem człowieka renesansu. Zajmował się
wszystkim, co go zaciekawiło. I był wybitnym we wszystkim, czego się
dotknął. Ta jego pasja i różnorodność zainteresowań stała się wzorem dla
późniejszych dyletantów.
Krótki rys historyczny Klubu Dyletantów
Klub Dyletantów formalnie został ustanowiony w 1732 roku w Londynie jako The Society of Dilettanti dla młodych (i bogatych) ludzi z wyższych sfer, którzy odbyli tzw. Grand Tour.A
cóż to takiego? To była obowiązkowa w tamtych strefach pielgrzymka,
lecz nie religijna, nie do miejsc świętych, ale do miejsc, które się
zaznaczyły w kulturze. Głównie taka długa peregrynacja obejmowała Rzym,
Wenecję, Florencję. Również Grecja, jako kolebka kultury często
wchodziła w zakres takiej podróży.
Jak zauważamy, w późniejszym okresie również polscy romantycy, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński kontynuowali tradycję Grand Tour.
Na początku na czele
The Society of Dilettanti stanęli Lord Middlesex i Sir Francis Dashwood.
Do londyńskiego klubu przystąpiło wielu diuków, lordów, a później
również wielu czołowych artystów i pisarzy. Kogo to interesuje to sobie
interesujące nazwiska znajdzie.
Klub liczył 60 członków, ni mniej, ni więcej. Był ściśle powiązany z Brook’s,najbardziej ekskluzywnym gentlemen’s clubs, który stoi do dzisiaj na St. James’s Street w Londynie. Niestety nie jestem członkiem (ale też się nie starałem, może szkoda…)
Bardzo szybko Klub stał się wyrocznią Londynu i całej Anglii w sprawach kultury, sztuki, mody i nauki.
Jakie warunki trzeba było spełnić, by zostać członkiem Klubu? Formalnie tylko dwa: odbyć podróż
do Italii i starać się, w czasie tej podróży nigdy nie trzeźwieć.
Oczywiście, dzisiejsi sceptycy i w swoim przekonaniu demokraci, zepsuci
przez klasowe bzdury komunizmu, natychmiast podniosą larum – kogo
wówczas było na to stać. Fakt, tylko brytyjskich i innych europejskich
krwiopijców. Ale takie właśnie czasy wówczas były i nic tutaj nie
zmienimy. Kto ma winę za to, że urodził się w domu lorda, czy innego
diuka. Mógł on przecież całe życie uganiać się na koniach za biednymi
lisami, poklepywać po pupach panny służące i obżerać się kiepskim
brytyjskim jedzeniem.
Jednakże, on wybierał wiedzę, naukę i sztukę. Był ciekaw i chciał
podróżować. To nie było aż takie proste jak dzisiaj. Więc, żeby zostać
dyletantem trzeba było mieć tą chciwość poznania, pragnienie zobaczenia i
dotknięcia i tą wszechogarniającą ciekawość.
W nagrodę
za te cnoty członkowie Klubu gremialnie się przyczynili do ponownego
rozkwitu nauki i sztuki, a jako produkt uboczny zostali, jak to się
dzisiaj modnie nazywa – londyńskimi trendmakerami.
Zostali elitą swoich czasów.
Czy nie pora wskrzesić
szczytne idee Klubu Dyletantów? Zaraz prześmiewcy i malkontenci
zakrzykną – o, samozwańczych elit im się zachciewa! Nie ma większej
bzdury. Chodzi o pasje, ciekawość i poznanie.
Jak przeglądam artykuły na Nowym Ekranie,
to widać, że oprócz typowej bieżączki, wielu jest pasjonatów różnych
dziedzin: dobrego jedzenia i picia, koni, wędrówek po górach, mazurskich
jezior, naszych lasów, polskich dworków, szlacheckiej tradycji,
morskich podróży, wielkiego kosmosu i małego atomu, religii, naszej
katolickiej, jak też innych,różnorodnych . I wielu wielu różnych
tematów.
Szczegóły tego, czym taki Klub miałby być rodzą się w bólu i cierpieniu, w postaci Manifestu.
Zwrócimy się także do
Redakcji nE, by udostępniła nam jakiś kącik, gdzieś z boku, byśmy mogli
sobie swobodnie dyskutować o naszych duperelach.
Jak to ma wyglądać – nie wiem. Są przecież tutaj spece od takich spraw.
Pozdrawiam Dyletantów, których zalążek już jest
i
Do usłyszenia
PS. Proszę, kto czuje się potencjalnym Dyletantem i chce się rozwijać niech się zgłasza
Przypominam, liczba miejsc ograniczona !
Foto własne - uroczy hotel w XIV zamku ***** , 50 km od Sieny (przyszłe miejsce spotkań dyletantów)