wtorek, 14 lutego 2017

Napisałem kiedyś list do Pana Premiera Jana Olszewskiego


Mój dobry przyjaciel i solidny Gdynianin, Tomek Hutyra, podporządkowany jest życiowej misji – odzyskać dobre imię swojego ojca, kapitana żeglugi wielkiej, śp. Bolesława Hutyry.
Tak się składa, że Bolka Hutyrę znałem bardzo dobrze i miałem o nim jak najlepsze zdanie. Po prostu przyzwoity człowiek i dobry kapitan.
Gdzieś, będąc na morzu, dotarły do mnie informacje o zaangażowaniu się Bolka w ratowanie gdańskiej stoczni, a następnie o jego tajemniczej śmierci w wypadku samochodowym. A jakże! Ilu już przyzwoitych ludzi zginęło w tajemniczych wypadkach samochodowych?

W momencie gdy nowe władze zdecydowały się reaktywować zaorane przez poprzednie ekipy rządowe stocznie polskie, Tomasz zdecydował się pokazać historię, w której opisana jest walka, którą toczył, nie tylko o dobre imię ojca, lecz także o te stoczniowe resztki, które jeszcze nie zostały rozkradzione.
Jego perypetie to długa opowieść. Myślę, że zaczniemy ją tym tekstem.

*****

List do Premiera Jana Olszewskiego

Napisałem kiedyś list do Pana Premiera Jana Olszewskiego. List w sprawie „Stoczni Gdańskiej”. Po kilku latach opublikowałem ów list na stronie „Radia Wnet” mając nadzieję, że ktoś, w końcu, zainteresuje się tym, jakże bardzo poważnym tematem, jak państwo polskie utraciło kontrolę nad stoczniami. Problem należy do tych bardzo złożonych, i to nie z jednym tylko dnem, ale kilkoma... Ów list, to tylko malutka próba odkrycia całego szacher macher. Z racji, iż osobiście pracowałem oraz pracuję społecznie nadal dla „Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej Arka”, siłą inercji, przez szereg lat uzyskiwałem wiedzę porażającą. Doszedłem do wniosku, że muszę w końcu coś z tym zrobić, przekazać w eter chociaż tyle, ile jeszcze w pamięci i na dokumentach zostało. Jestem to winien mojemu śp. Tacie, który za tą stocznie dosłownie przelał krew ginąc tragicznie w wypadku samochodowym na drodze do Warszawy jadąc na spotkanie z ówczesnym ministrem skarbu niejakim Chronowskim za rządów upadłej i niechlubnej awues. Tato, na pół roku przed swoją śmiercią zostawił mi swoisty testament. Powiedział mi tak – „widzisz synek, ja walczę z systemem o uratowanie miejsc pracy i zatrzymanie grabieży nie stu czy dwustu złotych, ale setek milionów, gdyż same tereny stoczni są warte grubo ponad miliard złotych. W Polsce można człowieka zabić za marny grosz, a zatem ja zdaję sobie sprawę, że wcześniej czy później, ale mnie z tej drogi usuną. Chciałbym, abyś po mojej śmierci zajął się dalej tematem wrogiego przejęcia „Stoczni Gdańsk.” Pół roku po tej rozmowie już nie żył.
Oto kopia mojego listu wysłanego do Premiera Jana Olszewskiego latem 2007 roku. List pozostał bez echa...

Szanowny Panie Premierze,
Ponownie, po raz drugi, bardzo proszę Pana Premiera o interwencję u Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie Stoczni Gdańskiej, bowiem sytuację mamy krytyczną. Sprawdza się to wszystko, co przewidziałem i Panu Premierowi opowiedziałem w lutym bieżącego roku (a był to rok 2007).
Cztery miesiące temu, gdy odwiedziłem Pana w Kancelarii Prezydenta, zdałem Panu relację o tym, że możemy spodziewać się załamania wyników ekonomicznych w stoczni gdańskiej, że Zarząd Stoczni działa na jej szkodę i nie ma już czasu zupełnie na jakiekolwiek kosmetyczne zmiany kierownictwa w stoczni.
Stocznia tonie. Buczkowski będąc jej wiceprezesem, w momencie gdy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, jest przykładem na rozdwojenie jaźni. Wiemy przeciecz obaj, że Pan Buczkowski razem z Panem Szlantą doprowadzili do okrojenia i oderwania terenów stoczniowych. Jak można na takim człowieku budować przyszłość gospodarczą w naszej stoczni.? To jest skandal, którego nie można wytłumaczyć pustymi frazesami, jak czyni to szef stoczni, Pan Prezes Andrzej Jaworski.
Wiemy, że Solidarność w stoczni w osobie Pana Gałęzewskiego broni układu pana Jaworskiego na szczeblach władzy. Wiemy też, że Pan Jaworski jest bliskim współpracownikiem Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale do prawdy, czy nic nie można zrobić, aby wymienić zarząd.? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Może jest również też coś, o czym ja nie wiem, a co skutecznie podtrzymuje ten chory i zdegenerowany układ władzy w Stoczni Gdańskiej.
Mamy straty. Nic nie uczyniono w sprawie odzyskania terenów. Nic nie uczyniono w sprawie odzyskania pochylni. Nie zrobiono ani jednego kroku w sprawie odszkodowania należnego zgodnie z wyrokiem sądowym. Czy to wszystko można jeszcze jakoś wytłumaczyć.?
Mamy dokumenty, posiadamy dowody na potwierdzenie tych gorzkich słów. Panie Premierze proszę raz jeszcze o pomoc. Proszę o interwencję u Prezydenta w tej sprawie.
Z wyrazami głębokiego szacunku,
Tomasz Hutyra

Powyższy list wysłałem do Pana Premiera Olszewskiego ósmego sierpnia 2007 roku. Można powiedzieć, iż to był ostatni kontakt między nami. Wcześniej, w lutym 2007 roku byłem w Warszawie w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i osobiście rozmawiałem z doradcą Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Panem Premierem Janem Olszewskim w sprawie Stoczni Gdańskiej. Poinformowałem Pana Premiera, iż Zarząd Stoczni reprezentowany przez Pana Andrzeja Jaworskiego nosi się z zamiarem sprzedania zakładu inwestorom z Ukrainy. Pan Premier poinformował mnie, że Prezydent nigdy nie zgodzi się na sprzedaż inwestorom z Ukrainy, bowiem za nimi stoi koncern Donbas, na który prawdopodobnie wpływ mają rosyjskie służby specjalne powiązane z dawnymi interesami KGB. Cóż, jak wiemy, stało się dokładnie tak jak przewidziałem. Stocznia poszła w ręce ukraińskie. Ale dzisiaj jest jeszcze ciekawiej, otóż mamy taką sytuację, że Pan Andrzej Jaworski zasiada w Sejmie i opowiada wszem i wobec, jak to on sprawnie działał na rzecz Gdańskiej Stoczni. Dzisiaj Stocznia Gdańska w oddartym kawałku, bez swoich strategicznych terenów (tereny owe zostały wrogo przejęte i wielokrotnie odsprzedane dalej, a czym dalej tym trudniej złapać złodzieja) jeszcze działa, jeszcze zipie, ale to tylko kwestia czasu, gdy i ona dołączy do reszty bankrutów. Nie ma już stoczni w Gdyni, nie ma w Szczecinie, koniec dziesiątków zakładów kooperujących. Finał dla instytutów badawczych i rozwojowych. Początek końca polskiej myśli technicznej związanej z okrętownictwem. Cała gałąź potężnego przemysłu została wycięta. Kto jest winien.? Kto za tym stoi.? Kto ten układ wspiera.?
Śmieszą mnie sprawy banalne, wszelkie śledcze komisje sejmowe. Czym one się pokończyły.? Skandalami, oskarżeniami, zapomnieniem. Prokuratorzy oraz służby specjalne do tego powołane nie potrafią prowadzić śledztw strategicznych, działać na rzecz gospodarki narodowej przejmowanej wrogo na naszych oczach. My Polacy stoimy obecnie pod ścianą i zadajemy sobie pytanie czy państwo polskie jeszcze działa w interesie bytu narodowego.? Mam nadzieję, iż nastanie w końcu taki rząd, który pozwoli swobodnie działać rzetelnym prokuratorom, a oni podejmą śledztwa na wielu obszarach, między innymi zajmą się sprawą zbyt łatwego wyzbycia się całego przemysłu okrętowego w Polsce. Dowiodą, kto za tym stał… Ale, to tylko już nadzieja. Przez ów upadek tysiące moich rodaków musiało wyjechać po raz kolejny z własnego kraju za chlebem na obczyznę, ale kogo to dzisiaj obchodzi…
Opublikowane w 2012 roku, przeszło bez echa

Autor: Tomasz Hutyra (link is external)


.

Post Scriptum

Wielu ważnych ludzi, polityków, publicystów i komentatorów naszego świata, mówiło po zapoznaniu się ze sprawą: - Chłopie, zostaw to. Nie czas by tym się zajmować, Znamy przekręty i wiemy, jak to było. Ale trzeba jeszcze poczekać.
Otóż właśnie czekanie się skończyło. Trzeba jasno i wyraźnie pokazać, jak polskimi rękoma zabijano polski przemysł. Jak na obce zamówienie dokonywano likwidacji całych gałęzi gospodarki, przy okazji nabijając sobie kieszenie grubymi milionami.
Ktoś musi się tym zająć... W internecie nic nie ginie. Więc do roboty.

.

Brak komentarzy: