sobota, 22 października 2016

UWAGA na nowe akumulatory!


Pogadajmy sobie ponownie o motoryzacji.
Nie tak dawno ostrzegałem przed bezsensownym zakupem auta hybrydowego. Oczywiście natychmiast zwolennicy postępu za każdą cenę, nie zostawili na mnie suchej nitki. Powtórzę tylko – wolna wola. Każdy może być nierozsądny. Po to jest demokracja.


Dzisiaj piszę nie o samochodzie, czy nawet generacji samochodów, tylko o ważnym elemencie każdego auta, który właśnie w tych nowoczesnych, może nam sprawiać pewien kłopot. I jeśli kiedyś był stosunkowo tani, to obecnie jest dość drogi.
To akumulator, powszechnie poza Polską nazywany baterią.

Jestem już tak stary, że z wczesnego dzieciństwa pamiętam samochody, które akumulatorów w ogóle nie miały. Miały, za to korbę, którą się wkładało do takiej specjalnej dziurki z przodu pod chłodnicą i energicznie obracało się nią do momentu, aż silnik się uruchomił, na co mówiło się – zaskoczył. Trzeba było uważać na palce, konkretnie na kciuk, bo jak zaskoczył, to korba potrafiła potężnie walnąć i źle złapana, kciuk wybić.
Czasami, głównie zimą, to kręcenie korbą, to była długa katorga.

No i potem już wszędzie nastały akumulatory. Jak wiemy, ich głównym zadaniem jest uruchomienie silnika. Robi się to poprzez dostarczenie dużego prądu z naszego 12 woltowego akumulatora do niewielkiego silniczka elektrycznego, który zębatką obraca nasz silnik spalinowy, aż ten zaskoczy.
Oczywiście, akumulator dostarcza prąd też do innych urządzeń. Na początku były to tylko światła, potem też radio, a obecnie jest mnóstwo tak zwanych odbiorników.

Kilkadziesiąt lat mieliśmy spokój z tym elementem. Zawsze, do dzisiaj, jest to akumulator kwasowy. Jeszcze nie tak dawno trzeba było skrupulatnie o niego dbać: sprawdzać poziom elektrolitu, dolewać wodę destylowaną i od czasu do czasu ładować w warsztacie. Tym właśnie skomplikowanym zadaniem zajmował się w stoczni nasz noblista Lech Wałęsa.
Od kilkunastu lat akumulatory stały się bezobsługowe i jedyne, co nam pozostało, to co 3 – 4 lata wymieniać je na nowe. Cena była i nadal jest przyzwoita, w okolicach 200 – 300 złotych.
Taki postęp w tej dziedzinie nieco nas rozleniwił.
Gdy miałeś względnie porządny samochód, to rutynowa obsługa sprowadzała się do rokrocznych wymian oleju smarownego, filtrów i rzadziej klocków hamulcowych i opon. To wszystko. Czyli niewiele.

Czas idzie na przód i do motoryzacji wkroczyła elektronika i komputery. Już tylko w najtańszych i wybitnie prymitywnych autach nie ma tego morza elektrycznych i elektronicznych gadźetów.
I co umyka często naszej uwadze – nasz samochód nawet, jak sobie spokojnie stoi w garażu, to cały czas zużywa prąd. Różne alarmy i jego czujniki ciągle pracują. Zasilany też być musi komputer pokładowy – dziś nieodzowna część naszego auta.

Zmusiło to producentów samochodów do opracowania całkiem nowych akumulatorów. Takich, które zdołają podołać trudom skomputeryzowanej współczesności.

Może tego nie wiesz, bo sprzedawca nie powiedział, ale nie masz już klasycznego, bezobsługowego akumulatora kwasowego 12V i odpowiedniej, co do wielkości pojemności w Ah (ampero-godzinach).

W przeważającej liczbie aut masz teraz znacznie nowocześniejszy akumulator AGM. Nadal kwasowy, lecz zmodernizowany, o lepszych znacznie parametrach.
Literki AGM oznaczają – Absorbent Glass Mat, czyli akumulatory z absorbującymi włóknami szklanej maty.
Co na tym zyskamy?
Generalnie, akumulatory AGM są znacznie lżejsze, więc możemy mieć w standardowych rozmiarach baterię o większej pojemności. Ponad to, ładują się pięć razy szybciej od klasycznych.
Mają też inne zalety, które tutaj są nieistotne.

Jeżeli jest tak dobrze, to po co ja tutaj przed nimi ostrzegam?
Ano dlatego, że najprawdopodobniej twoje auto jest wykorzystywane jako auto miejskie, czyli poruszasz się na stosunkowo krótkich dystansach i to raczej nie na wysokich obrotach.
Także, najprawdopodobniej jest ono wyposażone w modną obecnie funkcję Start – Stop. Czyli podjeżdżasz pod czerwone światła, wrzucasz luz, puszczasz sprzęgło i silnik staje. A jak światła zmieniają się na zielone, to wystarczy tylko nacisnąć sprzęgło i silnik ponownie, automatyczne ruszy.
Czyli na stosunkowo krótkiej trasie możesz mieć nawet kilkanaście wyłączeń  i rozruchów silnika. To na prawdę żre dużo prądu.
A na dodatek słuchasz głośno radia, działa GPS, działa klimatyzacja, podgrzewasz fotele, bo jesień zimna, więc i wycieraczki pracują nieustannie. A setka czujników współpracująca z komputerem nieustannie sprawdza sytuację na drodze, parametry silnika i układów pomocniczych, a nawet ciśnienie w oponach. No i oczywiście, cały czas, jak jedziesz, masz włączone światła, choćby to były tylko LEDowe, dzienne.

W rezultacie to spowoduje, że gdzieś po dwóch latach eksploatacji twojego nowego auta, jak to się popularnie mówi – elektronika zacznie szwankować.
Nagle system Start – Stop przestaje działać, a ty masz na komputerze komunikat, że jest on niedostępny. A to nagle twój piękny, siedmio, albo dziewięcio-calowy ekran, jak to się brzydko określa – zdechnie. Nie masz już radia, łączności z telefonem i GPSu. I tak dalej.
Jeździsz więc po warsztatach, autoryzowanych oczywiście i zgłaszasz po kolei awarie poszczególnych systemów.
W dziewięćdziesięciu procentach przypadków, wspaniali majstrowie podłączą twoje auto do komputera, zdiagnozują, a komputer nie wykryje żadnyc usterek. Zadowolony odbierzesz samochód, a on nadal zachowuje się niewłaściwie.

Bywa tak, że gdy drążysz temat i stajesz się dla twojego samochodowego dilera upierdliwy, to w końcu zbada ci akumulator, Możesz się wówczas spodziewać informacji, ze twoja bateria jest niedoładowana i generalnie już kiepska i proponują ci jej wymianę.
Tak było ze mną w pewnej stacji z moim małym, miejskim samochodzikiem.
Pan fachowiec autorytatywnie stwierdził, że akumulator nie daje się ładować, jest do wymiany. Zaproponował mi nowy, producenta, za 1140 złotych.
Gdybym nie był elektronikiem i elektrykiem, lecz np. historykiem, lub socjologiem, jak większość ludzi we władzach, czy mediach, lub gdybym nawet był moją żoną, to pewnie bym dokonał bezsensownej wymiany akumulatora.
Lecz znam temat, więc wiem, że prawda jest taka:
- Dokładnie identyczny akumulator (w tym wypadku bardzo dobry, firmy Varta), kosztuje w sklepie tylko 640 zł. To też drogo, choć połowa tego, co w serwisie;
- Kupując w sklepie otrzymujesz 3 lata gwarancji na akumulator, a w serwisie, nie wiadomo dlaczego, jest tylko jeden rok gwarancji na to;
- A po trzecie i najważniejsze, co to znaczy, że nie przyjmuje ładowania? Właśnie akumulatory AGM mają taką zaletę, że świetnie się ładują, nawet głęboko rozładowane.

Wniosek – czy to z niewiedzy, czy to z pazerności chcieli mnie w serwisie perfidnie orżnąć i wpędzić w niepotrzebne koszta.

Cóż więc należy robić z samochodem, gdy zaczynają się kłopoty z akumulatorem AGM (zalecam to nawet zanim zaczną się kłopoty)?

Jeżeli masz autentycznie zaufany warsztat samochodowy, a w nim fachowców, którzy dokładnie znają różnicę w ładowaniu klasycznych akumulatorów i tych AGM, to odstawiaj samochód dwa, trzy razy do roku by ci go podładowali. Proces zazwyczaj trwa około ośmiu godzin.

Jednakże ja zalecam, zamiast pozostawiać auto na pół dnia w warsztacie, kupić sobie, a w internecie jest tego mnóstwo, specjalną ładowarkę do twojego akumulatora. Pamiętaj, że ma być to dla AGM (często są wielofunkcyjne, co jest OK) i z prądem ładowania odpowiednim dla wielkości (Ah).
To obecnie koszt 100 – 200 złotych i masz to na lata.
Wieczorem, w garażu otwierasz maskę twego auta, albo miejsce, gdzie jest akumulator, podłączasz dwa kabelki ładowarki i idziesz spać. Nowoczesne urządzenie w automatycznym cyklu wykona swoje zadanie bezobsługowo.
Takie ładowanie możesz przeprowadzić tyle razy ile chcesz, lecz nie będzie potrzeby ładowania więcej, niż parę razy do roku.
Pamiętaj – akumulator AGM ma zazwyczaj żywotność pięć lat. A i siedem pociągnie. Nie daj sobie w warsztacie wcisnąć wcześniejszej wymiany. Jeżeli nie miałeś katastrofy, to akumulator jest zazwyczaj dobry.

Na koniec, jako poradę dobrego wujka podam, że jeżeli macie wspólnotę, lub grupę fajnych sąsiadów, to taką ładowarkę można kupić na spółkę. A i tak większość czasu przeleży ona na półce. Razem z naszą wiertarką, śrubokrętami i kluczami i setką narzędzi, które nieopatrznie zakupiliśmy i używamy może raz do roku.


UWAGA! Akumulator AGM to nie to samo, co akumulator żelowy. Inne parametry i inna obsługa. Lecz tu nie ma potrzeby omawiać.

.

Brak komentarzy: