niedziela, 5 czerwca 2016

Buta i arogancja okrągłego stołu. Magister Stępień



Kiedyś, przez długie lata, aż w końcu stało się to przysłowiowe, stykaliśmy się z butą i arogancją partyjnych aparatczyków. Braki kultury i wykształcenia starali się przykryć bezczelnością i pychą.
To z tamtych czasów pochodzi słynny argument – "Pan nie wie kto ja jestem!"
Okazuje się, że dla wielu osób te postawy jeszcze nie przeminęły.
Tylko, że jak wówczas pozycję do takiego zachowania dawało Biuro Polityczne i PZPR, to dzisiaj daje uczestnictwo w okrągłym stole i następnie w realizacji, tak zabójczych dla kraju rozwiązań.
Ilu bufonów zrodził okrągły stół? Mamy ich na pęczki i doszło do sytuacji, że naprawdę nia ma się czym chwalić, będąc uczestnikiem tamtego zdradzieckiego porozumienia.
Zresztą coraz więcej faktów ujawnia, że był to teatr dla mas, bo prawdziwe decyzje zapadały przy wódce w Magdalence, a te najważniejsze w tajnych pomieszczeniach służb Kiszczaka i najbliższych towarzyszy.
Czyż do takich bufonów od buty i arogancji, przepełnionych pychą i pogardą, pewnych swojej nieomylności nie należą chociażby Wałęsa, Michnik, Frasyniuk?
A także sędzia, magister Jerzy Stępień?

To właśnie występ tego ostatniego "profesora" w TVP, w programie Michała Rachonia [http://vod.tvp.pl/25191065/25052016 ] zmusił mnie do napisania tego tekstu.

Usłyszałem wczoraj, jak magister Jerzy Stępień, który lubi być tytułowany profesorem, z pogardą zwrócił się do redaktora Rachonia, gdy ten zadawał mu niewygodne pytania - "Panie redaktorze, pan naprawdę nie jest dla mnie partnerem do dyskusji"

Przyznam się, że od czasu odejścia Komorowskiego z czynnej polityki, taka postawa stała się rzadkością.
Brak podstawowej kultury, brak dobrego wychowania i rozbuchane do granic wszechświata ego jest znakiem rozpoznawczym całej postkomunistycznej władzy, która wreszcie, dokładnie rok temu została zmieciona.
Jednakże, jeśli ktoś spodziewał się po tym u tych ludzi pokory, zawstydzenia, czy chociaż refleksji, to się grubo mylił.
Wprost przeciwnie. Założywszy szaty opozycji poczuli nagle, że nic już ich nie krępuje i z całą mocą swych marnych charakterów, mogą propagować chamstwo i arogancję, swoją intelektualną marność i nawyki prosto ze stajni, czy chlewu.
I to własnie pokazuje nam magister Jerzy Stępień. Podkreślam bez przerwy – "magister", żeby dać odpór rzekomemu autorytetowi, który sobie przywłaszczył, jak poprzednie "elyty" stawiały go na stanowiskach do których nie dorastał.
Magister Stępień ma też poczucie humoru. Parę chwil przedtem, zanim został zmiażdżony w wywiadzie Rachonia, frywolnie i rubasznie opowiadał w TVN, jak to Jarosław Kaczyński jest pełen kompleksów wobec sędziego Rzeplińskiego, bo ten, na studium wojskowym na uniwersytecie szedł w pierwszej czwórce, a konus Kaczyński w ostatniej. Za to właśnie teraz mści się on na wybitnym prezesie Trybunału Konstytucyjnego.
Chwytacie państwo bluesa? Według Stępnia cała obecna polska polityka opiera się na ukrytych kompleksach prezesa Kaczyńskiego!
Po paru kieliszkach wódki bez zagrychy, przy stole z wujkami i zasłuchanymi paniami, Jurek mógłby zabawić towarzystwo takim witzem, wzbudzjąc ogólny rechot. Ale pan Stępień mówi to w jednej z wiodących telewizji, o dużej ogladalności. Więcej nawet! Jeździ on po Polsce, zaglądając do małych miast i miasteczek i tam powtarza swoje prymitywne bzdury i kłamstwa tym, którzy zaszczycili jego wykład swoją obecnością.

Solidarność była masowym ruchem, ogarniająca w szczytowym momencie dziesięć milionów dorosłych Polaków. Jednakże najczęściej na czele poszczególnych grup nie stawali najmądrzejsi i ci o niekwestionowanym autorytecie, tylko najgłośniejsi krzykacze i ci, co mieli jakieś brzydko pachnące powiązania. To dlatego na czele Sierpnia 80 nie stanął Andrzej Gwiazda, tylko podejrzany koleś, Wałęsa. I wtedy właśnie, w sierpniu 80 rozpoczęło się świadome, zaaranżowane przez bezpiekę, kreowanie nowych autorytetów, ludzi miałkich, albo podłych, ogarniętych ambicjami, albo spełniających posłusznie rozkazy.
Po dwóch miesiącach od strajków w 80 roku, odszedłem od czynnej aktywności w nowo tworzonej Solidarności. Odszedłem z przewodnictwa w Komitecie Zakładowym, jak uświadomiłem sobie, jak marni ludzie pchają się do władzy. Jak cwaniacy, którzy stale analizują z której strony wiatr wieje, zaczęli się ustawiać pod nowe stanowiska. Jak tajni współpracownicy zostali oddelegowani do sprawowania kontroli nad młodymi, niedoświadczonymi rewolucjonistami, bo za takich się wówczas uważaliśmy.

I tak to oto odrzucono Andrzeja Gwiazdę, Pieńkowską, czy Kornela Morawieckiego. Pozostały michniki, wałęsy, borusewicze i frasyniuki.
Oraz ich towarzysz – magister Jerzy Stępień.

Nie byłoby co sobie głowy zawracać i oburzać się się na kolejnego chama i aroganta. Jednakże sędzia Stępień, jest w ścisłym przywództwie, jak to nazywa konstytucjonalista, mec. Piotr Andrzejewski, sędziowskiego puczu.

Ta ważna dla działalności państwa grupa, obsługująca aparat sprawiedliwości, niestety nigdy nie tknięta lustracją i kontrolą, przerodziła się w zamknięta, hermetyczną i dzięki nieuprawnionym przywilejom, nietykalną kastę.
To pokutuje do dzisiaj. Sędzia Strzembosz, kolejny autorytet postkomuny, powiedział juz dawno, w odpowiedzi na żądanie lustracji sędziów, - "Środowisko samo się oczyści". Świadome kłamstwo, czy ukryta kpina?

W momencie zagrożenia, jakim stało się dla nich przejęcie władzy przez PIS, gdzie wiadomo było, że nagle sędziom zacznie się patrzeć na ręce i rozliczać uczciwie z wykonywanej pracy, postanowili oni walczyć z legalną władzą.
Wypowiedzieli tej władzy posłuszeństwo i starają się wszelkimi sposobami tą władzę obalić.
Nie mają armat i nie mają karabinów, lecz mają nadzieję, że siłą swojej trzeciej władzy, są w stanie postawić tamę przemianom, które chce naród.
Świadczy to tylko o jednym – środowisko sędziowskie w dużym stopniu wyalienowało się ze społeczeństwa. Dotychczasowe standardy i przywileje, a w szczegóności zamknięta kastowość, uczyniły z tych ludzi sektę nieomylnych. Oczywiście w ich mniemaniu, bucie i arogancji.
Gdy upadli ich polityczni mentorzy, to oni postanowili przejąć pałeczkę walki z kaczyzmem. Pies drapał niezawisłość, bezstronność i absolutny obiektywizm, które są cechami wyróżniającymi zawód sędziego.
Cała plejada prezesów Trybunału Konstytucyjnego – Rzepliński, Strzembosz, Stępień, Safjan, Zoll, przepoczwarzyli się w aktywnych polityków, łamiąc w ten sposób żelazne zasady bycia sędzią.
To świadczy dobitnie z jakimi ludźmi mamy do czynienia. Ludźmi bez honoru i godności, ludźmi, na których nie można polegać i do których nie można mieć zaufania. Bo w każdej chwili mogą się okazać czymś zupełnie innym, a nie sędzią Rzeczypospolitej Polskiej.
Czy oni tego naprawdę nie widzą, że cały naród nie darzy ich zaufaniem i ma o sędziach i sądach bardzo marne zdanie. Czy ostatnie przykłady sędziów Tuleyi, Łączkowskiego, czy Milewskiego niczego ich nie nauczyło?
I oni biorą się za "pucz"! Dla kogo ten pucz? Dla narodu? Chyba tylko wyłącznie dla swoich partykularnych interesów. Dla ciepłych sędziowskich foteli.

Puczysta Stępień, magister prawa, taki autorytet, że trzeba go aż nazywać profesorem, otwarcie, bez żadnych zahamowań zwraca się do redaktora, któremu udziela wywiad: - "pan nie jest dla mnie partnerem do dyskusji". Co oznacza – jest pan ode mnie głupszy i niewykształcony. To, co ja – Stępień mówię, nie podlega kwestionowaniu. Tak jak Rzepliński, jak Trybunał Konstytucyjny, nasze opinie i wyroki są ostateczne i niepodważalne.

I jak się pan czuje redaktorze Rachoń?! I płaszcza też pan nie dostanie!


.

Brak komentarzy: